Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 18.05.2020 uwzględniając wszystkie działy

  1. Boże patrzysz i nie grzmisz!!! Osobnicy, którzy nie rozumieją, że o byciu mężczyzną nie świadczy sikanie na stojąco, tylko coś więcej, przynoszą hańbę rodzajowi męskiemu. Nie żal mi ich wcale. Najlepsze, że zaraz tam różne klientki zaczęły wmawiać temu beciakowi, że to on jest winny, bo był zbyt kontrolujący i swoją miłością osaczył żonę. Jedyny słuszny wniosek, powinien jeszcze więcej się starać, aby zasłużyć na miłość swojego anioła. I broń Boże nie pytać co robiła po siłowni ?
    13 punktów
  2. Na wstępie zaznaczę, że poniższy tekst nie został napisany celem szkalowania kogokolwiek, natomiast jest z całą pewnością delikatnym studium przypadku. Dla tych z Was, którzy "forum tej drugiej strony" nie czytają - może być ciekawym doświdaczeniem. Otóż netkobiety przyciąga bardzo dużo mężczyzn. Czasem więcej, niż nasze forum. Niemal każdy piszący tam jednak facet wpisuje się w pewien schemat - przypomina mi małego pluszowego misia, który próbuje tupnąć nóżką i ryknąć, ale cicho, by wybranka nie usłyszała. https://www.netkobiety.pl/viewtopic.php?id=120621 Tutaj jeden z najlepszych przykładów. Mamy zatem zdradzonego faceta, idealizującego na wszelkie możliwe sposoby swoją wybrankę, nazywającego ją "aniołem". "Anioł" oczywiście zakochuje się w jakimś przypakowanym Mirku na siłce. Facet dochodzi prawdy przeglądając komunikatory, potem już schemat: pańcia wpada w furię, że ktoś jej grzebał w telefonie/komputerze zamiast okazać gram skruchy ; pańcia prze do skonsumowania związku za wszelką cenę, oferuje skoczyć z balkonu, jeśli dzięki temu nabije się na knagę; pańcia deklaruje, że jej "mąż" to ludzka pomyłka i dno, że go nie chce, nie kocha i chce zajść w ciążę z tym randomem ?? ba, pańcia nawet stwierdza, że mąż i syn stoją na drodze jej szczęścia. Klasyczna wścieklizna macicy. Oczywiście pani pod 40. Pomijając kilka przypadków solidarnych jajników, to takie jaja nawet na netkobietach nie przechodzą. Większość radzi misiowi, żeby ogarnął futrzaną dupę. Miś próbuje ryknąć, co zostaje oczywiście zignorowane. Pani mówi mu, że spotka się z Mirkiem z Siłki, i spotyka się, olewając prośby i groźby. Na jej nieszczęście, jest tylko 40-tką z dzieckiem i w oczach młodszego gościa, przytłoczonego najwyraźniej całą sytuacją po wycieku, niezbyt atrakcyjnym polem walki. Mirek z Siłki wycofuje się cichaczem, a odrzucona Pani - oczywiście - zaczyna się starać, ponieważ nie udało się uchwycić nowej gałezi. I chyba najbardziej żałosne i przytłaczające z tej całej historii: Pluszowy Miś oczywiście grzecznie pozwala pani zostać. W niepamięć idzie, że pani chciała zostawić własne dziecko, by wskoczyć na kutangę. W niepamięć idzie, że pani określała się wiele razy, że go nie kocha, nie pożąda i nie istnieje on dla niej jako facet. Mimo, że miś co parę miesięcy pomrukuje, że mu źle, bo "boli go, że pani jest z nim tylko dlatego, że nie udało się z Mirkiem z Siłki", to i tak pobekuje coś o miłości do niej, miłych czasach. Na koniec miś nihilistycznie rzuca w eter, że nie jest już tą samą osobą, że już jej nie szanuje, etc. Tylko co z tego, skoro pańcia kilkoma trywialnymi zabiegami (całus, ciasto zrobione do pracy, przytulenie) uciszyła misia i dalej wygodnie mieszka sobie w gniazdku, a cała sprawa rozeszła się po kościach? i tak finalnie wyszło dla niej dobrze. Mimo, że dosłownie napluła misiowi w twarz - misiu dalej się z nią przytula. No, czasem ze skwaśniałą miną, ale co tam. To klasyczna historia pokazująca, że beciak tak naprawdę jest z góry na straconej pozycji i można go wodzić za nos latami, bo odzyskanie go to kwestia paru umizgów. A wiadomo przecież, że nikogo nie interesuje jego "miłość". Beciak jest po to, żeby zapewniał byt. Kto wie, może z następnym Mirkiem pójdzie lepiej. A tymczasem przytulamy się do misia... ?Miś pożyteczny. Do ginekologa zapisze, mieszkanie posprząta, pranie zrobi, no i można wypróżnić mu się na twarz bez konsekwencji.
    10 punktów
  3. Netkobiety w pigułce (normalnie wątek może trwać z 20 stron). Facet: Żona mnie zdradza... Netkobiety: Ograniczasz ją. Facet: Ale ja pracuję na dwóch etatach, przy dzieciach pomagam jak tylko przyjdę z pracy, chałupę na nią przepisałem,... Netkobiety: Jesteś chujem Facet: Ale... Netkobiety: Twoja wina. Inny facet: Wy, kobiety to potraficie się obiektywnie wypowiedzieć? Inny facet - BAN Facet - BAN. Netkobiety - wszyscy faceci to niedojrzałe chuje niezasługujące na nas. Koniec wątku.
    10 punktów
  4. Zauważyłem, że w jakimś stopniu pizdowatość mężczyzn jest wprost proporcjonalna do ich rozlazłych wypowiedzi, wpisów.
    10 punktów
  5. To śmieszne. Z doświadczenia życiowego wiem jedno. W małej rzeczy ktoś "bliski" cię oszuka to znaczy, że w każdej cię wyjebie w dupala bez mydła. Jak jest ok to jest cały czas ok, latami, aż do końca życia kwitnie przyjaźń i nie ma żadnych kwasów, ani jednego. Mam wokół siebie ludzi, z którymi nie kłóciłem się od ponad 15 lat ani razu. Dziwi mnie chęć wybaczania i dalszego życia. Wybaczyć można, ale nie wracać do poprzedniego stanu. Zaufanie się traci definitywnie, bez możliwości powrotu. Kolesie bez zasad to jakaś pomyłka biologiczna.
    9 punktów
  6. To wydaje się logiczne dla blue pillowców aby szukać info na temat relacji z kobietami u kobiet dlatego trafiają na kafeterie, netkobiety i inne tego typu strony. Co do misia przeciętniacy i poniżej mają przejebane i podświadomie o tym dobrze wiedzą, że jak go pańcia zostawi to długo sobie nie znajdzie nowej i będzie słabo ze wszystkim. To jest moim zdaniem najlogiczniejsze wytłumaczenie czemu znoszą masę upokorzeń i na siłę idealizują i racjonalizują zachowanie kobiety. Gdyby nie to być może sznur, alkoholizm, depresja albo inne tego typu rzeczy. Tymczasem jak ktoś jest minimalnie przystojny i dostaje chociaż trochę atencji od kobiet takie coś wydaje się dla niego mocno irracjonalne.
    8 punktów
  7. Chłopie, nie da się, bez siłowni miesiąc wcześniej nie ma sensu się nawet za to brać. Odpuść sobie bo i tak na pewno się nie uda, szkoda czasu i nerwów. No i co zrobisz jak w ekipie, którą wynajmiesz będzie czad? Dodatkowe kompleksy wciągną Cię w kolejną depresję. Daj se lepiej spokój. Lepiej se zmarszczyć na krzywą ścianę.
    7 punktów
  8. Wszyscy to chuje i złodzieje.
    7 punktów
  9. Cześć Wszystkim. Po kilkutygodniowej przerwie spowodowanej pracą nad doktoratem, przedstawiam kolejną część mej historii "związku z rozsądku". Postanowiłem podzielić ją jeszcze bardziej na kilka części (4-5), w celu jej dokładnego i analitycznego przedstawienia. Będzie jak zwykle, "śmieszno i straszno". No ale do rzeczy. Jesień i zima 2015 roku. I połowa 2016 roku. 1. "Pozorna" stabilizacja. Pierwsze "zgrzyty". Jesień-zima 2015. Zapoznanie jej z moją rodziną. Zignorowanie ostrzeżeń najbliższych. Pierwsze próby wzięcia mnie "pod włos". Po powrocie ze wspólnych wakacji i spędzeniu reszty kanikuł u niej na miejscu, będąc już oficjalnie razem, postanowiłem za jej lekką namową, zapoznać ją z moją rodziną i któregoś weekendu pojechali do mnie. Oczywiście argumentowałem to wtedy klasycznym, fałszywym myśleniem "bo tak wypada", ponadto moja dość zaniżona samoocena nie pozwalała mi na to, bym samodzielnie podjął taką decyzję, bo w mojej głowie działało pseudo myślenie iż "w związku jednak wypada być dżentelmenem". Do tego doszło złudne poczucie, że oto znalazłem wreszcie upragnioną namiastkę "szczęścia i stabilizacji". W drugiej połowie października 15`, tuż po rozpoczęciu roku akademickiego, pojechaliśmy w moje rodzinne strony. W tamtym trwała jeszcze "idylla" między nami, a panna strasznie "przejmowała" się opinią moich bliskich i ich wrażeniami po przyjeździe. Teraz wiem, że lekko obawiała się że ktoś ją przejrzy, rozgryzie i odkryje jej grę pozorów. Najpierw przyjechaliśmy do mojej mamy. I wydarzyła się pierwsza z rzeczy, które choć w gruncie rzeczy wydają się z boku zabawne, to jednak po czasie były ostrzeżeniami, które niestety zignorowałem, jedna bardziej przesądna i nieco zabawna, druga jak najbardziej racjonalna i logiczna. Otóż w tamtym czasie miałem dwa duże obronne psy. Jeden wilczur (suka), drugi (żyje do dziś) to jeden z gatunków molosów (mastiff, rzadki gatunek). Moje psy były/są tak wytresowane, iż jeśli ktoś z mej rodziny wpuścił obcego do domu, albo same na to pozwoliły, to w progu domu już na daną osobę nie reagowały i pozwalały jej swobodnie się poruszać. Raz jeden nasze psy instynktownie złamały wpojoną im tę zasadę. Właśnie wtedy. Wszedłem wraz z "wybranką" w próg mego domu. Jednak w związku z tym że moja Mama poprosiła mnie, abym jej szybko pomógł przy nakryciu zastawy stołowej, po krótkim przywitaniu panny z mamą na zewnątrz. Powiedziałem w tej chwili żeby moja przyszła "narzeczona", a wtedy dziewczyna, rozgościła się i jak chce, zobaczyła nasz ogród. Nagle, gdy chciała wejść do naszego domu, nasze psy nieoczekiwanie zagrodziły jej drogę, mimo że chwilę wcześniej przy mnie, ją wpuściły. To co zobaczyłem, lekko mnie zszokowało: moje spokojne zazwyczaj psy, były gotowe rozszarpać panienkę w razie jej choćby minimalnej próby ruchu. Wilczur (suka), choć stara i schorowana, zaczęła na nią groźnie warczeć, gotowa do ataku, natomiast mastiff skoczył na nią i niejako ją "obezwładnił", nie pozwalając jej na żaden ruch. Dopiero na mój rozkaz "pozwoliły" jej na to, by mogła wejść do domu. Co nie zmieniało faktu, że moje psy pozostały wobec niej nieufne i "obserwowały" każdy jej gest i krok, jeśli była w ich pobliżu. Później ilekroć przyjeżdżaliśmy, to zawsze musiała iść ze mną, gdyż moje psy (a potem pies, bo suka zdechła) nigdy nie chciały jej wpuścić i zawsze wściekały się na niej widok. Wówczas, w tej sytuacji, traktowałem to jako nagłe nieposłuszeństwo mych psów. Dzisiaj wydaje mi się że moje psy były mądrzejsze i bardziej "racjonalne" ode mnie, wyczuwając że panna jest fałszywa i nieco cyniczna, dlatego jej nigdy nie ufały. Być może treserzy psów i kynolodzy jednak mają rację mówiąc o tym, że psy natychmiast wyczuwają osoby nieszczere, w gruncie rzeczy złe. W czasie pobytu u mej mamy, panna jak zwykle była małomówna i udawała grzeczną "kobitkę". Jednak w czasie rozmowy doszło między nimi do lekkich spięć - mojej Mamie nie spodobało się to że byłem tak nią zaślepiony, a oprócz tego jej przesadna skromność, małomówność i grzeczność, co wydało jej się podejrzane. Jak się potem okazało, nie tylko moja mama miała takie same spostrzeżenia. Rzecz jasna nie brałem zdania mej Matki pod uwagę - nigdy nie byłem i nie jestem maminsynkiem ani "ukochanym synem" (jak jeden z mych starszych braci), obydwoje mamy twarde charaktery, jesteśmy uparci, oraz z racji doświadczeń matki z ojcem jako "synem mamusi", zwykle puszczam mimo woli uwagi i rady mej matki wolno w powietrze. Nie brałem jej zdania wtedy pod uwagę, ale z perspektywy czasu może wyglądać to tak, iż w tej jednej kwestii, być może miała rację. Po wizycie u mej mamy, pojechaliśmy kilkanaście kilometrów dalej do mych dziadków (rodziców mamy), z zapowiedzianą popołudniu wizytą. Z przyczyn, które wymieniłem w poście o mych przeżyciach we friendzonie, zawsze liczyłem się ze zdaniem moich dziadków, choćby z racji na to, że pomagali mojej mamie mnie wychowywać i byli do śmierci zgodnym małżeństwem, a ilekroć mówili mi o swych uwagach lub coś mi doradzali, to wiele razy okazywało się potem, iż mieli rację. W czasie podróży do mych dziadków grzecznie zwróciłem jej uwagę, ażeby nie robiła żadnych wyrzutów ani pretensji pod adresem mej babci, zwłaszcza jej kuchni, gdyż ma babcia, jak niemal każda polska kobieta, nie znosiła kiedy ktoś zwracał jej zbyt otwarcie uwagę, zwłaszcza w kwestiach domowych i kulinarnych. Zresztą miała podstawy tak sądzić, gdyż słynęła wśród bliskich i sąsiadów ze swej pedanterii, dbałości o rodzinę i dom oraz wstrzemięźliwości w dyskusji. Oczywiście "miłość mego życia" wbrew mym "ostrzeżeniom", z premedytacją złamała tę zasadę. W czasie obiadu, panna zamiast grzecznie odmówić zjedzenia albo bardziej inteligentnie uczynić poprzez udawanie że co nieco się jadło, wprawdzie kulturalnie, ale nazbyt dosadnie, wyraziła się o tym że "nienawidzi" jedną z potraw. Widziałem po mojej babci jak z wolna zaczyna się robić purpurowa, ale jako osoba z natury wstrzemięźliwa i pragmatyczna, przełknęła tą gorzką dla siebie pigułkę, uznając koniec końców, że przecież każdy człowiek ma prawo do swego zdania i nie musi wszystkiego co inni lubić. Niby drobiazg, ale jednak. Jednakże potem rozmawiając ze mną, moi dziadkowie zwrócili mi uwagę, że jej zachowanie w tej sytuacji było wysoce nietaktowne. Ja, mimo że zwykle zgadzałem się z mymi dziadkami w wielu przypadkach, będąc zaślepionym emocjonalnie, powiedziałem im że przesadzają i zbyt dosłownie wzięli sobie jej "uwagę" do serca. Po czasie przyznałem moim dziadkom rację, gdyż w trakcie trwania związku wielokrotnie przekonywałem się o tym, że mojemu "ideałowi" nader często wychodziła "słoma z butów". Moi Dziadkowie w toku spotkania doszli do tych samych wniosków nt. jej osoby, co moja mama, co było zwykle dość rzadkie. Najlepszym tego przykładem był mój dziadek - z natury i zachowania był on "dyplomatą", który nigdy w towarzystwie nie wypowiadał się kategorycznie na dany temat lub o danej osobie, nie znoszącym ponadto zwykłego "plotkowania". Po naszym odjeździe (o tym dowiedziałem się od babci po ustaniu związku i śmierci dziadka), mój dziadek na pytanie mej babci o mą "wybrankę", dokładnie "Co o niej mężu myślisz? Coś z tego bedzie? Jak myślisz, Maciej będzie szczęśliwy?", jeden z nielicznych razy w swym życiu jednoznacznie się wypowiedział. Powiedział mej babci, cytuję: "Wyjdzie w praniu. Wątpię. Obawiam się że nasz ukochany wnuk mocno się sparzy". Moi Dziadkowie, którzy czasem mieli odmienne od swoich zdania, wtedy byli wyjątkowo ze sobą całkowicie zgodni. Niestety, okazało się że i oni mieli po czasie rację, lecz wbrew sobie i lampce alarmowej w mej głowie, nie posłuchałem. W połączeniu z wychodzącymi później na wierzch różnicami społecznymi między mną a nią w mentalności, podejściu do życia i moralności, opinie te tylko znalazły swe potwierdzenie. Jednak byłem wtedy ślepy na ich ostrzeżenia przed tym związkiem. Po wizycie u mej rodzinie, mniej więcej do końca 2015 roku, panienka zachowywała się jeszcze wobec mnie jak w I części. Jednakże wraz z nastaniem Nowego Roku mogłem się przekonać że było to z jej strony typowe dla wielu kobiet "badanie gruntu" i wkrótce powoli zaczęła pokazywać swoje prawdziwe oblicze. 2. Pierwsze "zgrzyty" i przyczyny wkroczenia na drogę beta providera. I połowa 2016 roku. Pierwszy podstawowy problem który się pojawił, a przewijał się przez cały czas trwania tej relacji, była sprawa wspólnej przyszłości w postaci małżeństwa. O ile wtedy nigdy nie sprzeciwiałem się samej idei małżeństwa, założenia rodziny i wspólnego życia na swoim (byłem wtedy w ostrym matriksie, sądząc że tak musi być skoro ludzie się kochają i nie posiadałem żadnej wiedzy nt jaką przekazują facetom ludzie jak MK), o tyle miałem opory przed jej zbytnim pędem do tego w stylu "teraz i już". Moje wątpliwości miały charakter jak najbardziej realny - wielokrotnie zwracałem jej uwagę że nie ma co się śpieszyć, gdyż po pierwsze jesteśmy trochę za młodzi (wówczas ja miałem 24 lata, ona - 21), po drugie ja byłem na ostatnim roku studiów i już wtedy zakomunikowałem, iż w planach mam pójście na doktorat, a ona była na I roku swych studiów, więc uznałem to za nierealne. Tym bardziej że powiedziałem wprost iż dopóki nie ukończę studiów i nie będę miał dobrej pozycji finansowej i zawodowej, nie chcę ryzykować, gdyż jestem z natury i wychowania pragmatykiem, a nie zamierzam biedować wraz z nią jako mą żoną i dziećmi tylko po to, by być szczęśliwym posiadaczem obrączki na palcu. Oznajmiłem do tego, że nie zamierzam być na utrzymaniu jej rodziców, gdyż chce być niezależny i mam swój honor, mimo że gorąco mnie zapewniała, iż jej rodzina "będzie nas wspierać i na początku nam pomoże". Jak się okazało, klasycznie dla większości kobiet w takich sytuacjach zaczęła zarzucać mi brak uczuć, oschłość, brak bycia rodzinnym, bycie nieodpowiedzialnym itd. Często kończyło się to ostrymi awanturami, strzelaniem przez nią fochów i pierwszymi próbami szantażu seksualnego. Na początku byłem dość konsekwentny w swej postawie (co mi pomagało, ale nie miałem świadomości o co tu chodzi), lecz z biegiem czasu, poprzez jej manipulacje i gierki, zacząłem dla "miłości" i świętego spokoju ustępować, aż stałem się beciakiem, jak w wielu innych kwestiach, "racjonalizując" to sobie w imię "wyższych celów i lepszej, wspólnej przeszłości". Drugi problem jaki się pojawił, z boku może wydawać się nieistotny, to kwestia obowiązków domowych. W tamtym czasie w sprawach związkowych byłem generalnie "liberałem" (dzisiaj jestem tradycjonalistą w tej materii, kobieta powinna zajmować się domem i umieć go ogarnąć) i nie było dla mnie przeszkodą takie rzeczy jak przyrządzanie jedzenia, sprzątanie czy prasowanie. Wynika to z mego wychowania, gdzie stawiano nacisk na samodzielność, wzmocnione to dodatkowo na studiach, które jak wiadomo, często uczą życia. W czym jest więc rzecz? Ano w tym, iż wkrótce wyszło "szydło z worka". Okazało się (czego ja nie chciałem do samego końca dostrzec), że panna jest de facto straszną bałaganiarą. Takie pojęcia jak porządek, czystość, były jej w praktyce obce. W sprawach gotowania "nagle" zaczęła unikać tego, a zafascynowana różnymi wege ideologiami "zdrowego żywienia", zaczęła mi suszyć głowę że lepiej tak jeść, nie chciała mi gotować zwyczajnie, obiady z mięsem itp (co nie było przedtem problemem), a na me uwagi i prośby reagowała mówieniem o "braku szacunku dla jej zdolności kulinarnych" i rzecz jasna, awanturą i fochem. Bądź co bądź uważam obecnie, że dorosły człowiek powinien umieć ogarnąć wokół siebie i nic go w tej sytuacji nie usprawiedliwia. Prasowanie i pranie? Przekonałem się że nie umie tego wcale robić, reakcje jak wyżej plus do tego "nikt mnie tego przecież nie nauczył", czyli spychologia stosowana i usprawiedliwanie swojej wygody i lenistwa. Z czego to wszystko wynikało? Z tego iż jest ona osobą dość wygodną w usposobieniu, a do tego "ksieżniczkowatą", (dopiero po wszystkim sobie to uświadomiłem), co jest spowodowane fatalnym jej wychowaniem przez rodziców, ale o tym za chwilę. Tak jak poprzednio, zacząłem z biegiem czasu jej ulegać i sam ogarniać te sprawy, łudząc się że dając jej przykład, to z "miłości" do mnie sama się tego nauczy. Oczywiście, myliłem się, i to grubo. Kolejna kwestią, która później stała się palącym problemem, była moja "autonomia" i prawo do spędzania czasem choć części wolnego czasu samemu lub ze znajomymi, czy też poświęcenie się własnym pasjom i zainteresowaniom, co jak wiadomo, jest podstawą rozwoju mężczyzny i poczucia bezpieczeństwa i własnej pozycji w związku z kobietą. W tamtym okresie nie miałem, jak w wielu aspektach relacji damsko-męskich, pełnej tego świadomości ani nie cechowałem się w tym konsekwencją. Dokładnie wyjaśniając, problemem dla mej "kruszynki" było to że...jej zdaniem spędzałem z nią za mało czasu, mimo że bywałem u niej wtedy co drugi weekend, a i w tygodniu często się spotykaliśmy na parę godzin, głównie po zajęciach popołudniami i wieczorami. "Królewna" z aglomeracji zarzucała mi standardowe w takich przypadkach że za "mało poświęcam jej czasu", za dużo się uczę i przepracowuje (jakby napisanie pracy magisterskiej, działalność w kole naukowym i "wykręcanie" jak najlepszej średniej z zajęć i egzaminów w celu dostania się na doktorat tego nie wymagały). Doszło do tego tradycyjne hasło pt. "Za dużo w wolnej chwili spędzasz czasu na piwie z kumplami, może jeszcze na dziwki razem po kryjomu chodzicie, co?" W skrócie, problemem były moje wypady od czasu do czasu ze znajomymi na miasto. Schemat? Jak wyżej, do tego uległem jej, z czasem, będąc już w narzeczeństwie, spędzając z nią coraz więcej czasu (aż do absurdu, przez ostatni rok związku spędzałem prawie całe tygodnie u niej, na jej wyraźne życzenie). Sądziłem naiwnie, że w ten sposób "umocnimy wspólnie" nasz związek, a ja pokażę jej, że jestem bardziej rodzinny i dojrzały. Po prostu przekroczyłem granicę, za którą to mnie zaczęło bardziej zależeć, stając się tutaj jak w wielu innych przypadkach, beta providerem. Jak powszechnie wiadomo, takie postępowanie powoduje coś zgoła odmiennego, ale musiałem się sam na tym przejechać, by się przekonać. Ostatnim aspektem okazało się podejście do moralności, w tym jej rodziny i traktowanie mnie jak "parobka". Nie jestem rzecz jasna święty i nigdy nim nie będę (moja rodzina też, nie ma idealnych rodzin), ale z domu wyniosłem poczucie honoru, uczciwość, obowiązkowość, szczerość, punktualność czy zdolność dotrzymania danego raz słowa. Starałem się tego trzymać. Dzisiaj, po swych przeżyciach i będąc bardziej doświadczonym życiowo człowiekiem, wiem że nie zawsze się to opłaca i warto być bardziej "elastycznym". O co chodzi? Problem polega na tym że pod pozorem "porządnej, katolickiej rodziny" kryje się w jej familii wiele zjawisk patologicznych, sprzecznych z powszechnie przez nich głoszonymi wartościami i zasadami. Wkrótce mogłem na własne oczy i uszy się przekonać, że takie rzeczy jak aborcja, walka o pieniądze między krewnymi, odbijanie sobie mężów/żon, wypieranie się bez poważnego powodu i z tchórzostwa własnych dzieci, przemoc psychiczna i domowa, skrajny materializm, brak empatii dla najbliższych, nawet dla rodziców czy rodzeństwa, oszukiwanie w interesach i sprawach życiowych innych ludzi i granie świętoszków to przykra i rażąca moralnie, ale jednak, norma w jej rodzinie. W jej przypadku wynikało to z tego, że jej rodzice, zajęci pracą i zbyt łaskawi dla wybryków jej i jej rodzeństwa, nie wpoili właściwych wzorców postępowania oraz szacunku i posłuszeństwa wobec rodziców, osób starszych i w ogóle wobec innych. Jednak aż do samego końca nie potrafiłem tego dysonansu poznawczego chcieć zrozumieć i usprawiedliwiałem to na zasadzie "to nie moja sprawa i to mnie nie dotyczy". Myliłem się. W połączeniu z poprzednim akapitem było tak, że w związku z mymi pobytami u niej zaczęto mnie z wolna wykorzystywać jak pańszczyznianego chłopa, do robienia wszystkiego w firmie jej rodziców i nie tylko. Teoretycznie to nie było problemem i na pierwszy rzut oka wyglądało to logicznie - skoro spędzałem tam trochę czasu, to niejako żyłem z nią i jej rodziną pod wspólnym dachem, wtedy ten dzień lub dwa w tygodniu. Powinienem więc się oddźwięczyć w postaci jakiejś pomocy w obowiązkach domowych lub firmowych, zwłaszcza że uważałem to jako dowód mego dobrego wychowania i kultury, tak w każdym razie myślałem. Niestety, pomyliłem bycie miłym i pomocnym z byciem wykorzystywanym jako wół roboczy. Cały "haczyk" polegał na tym że...w domu była i jest dwójka jej młodszego rodzeństwa. Wchodząca wówczas w dorosłość siostra i nastoletni, a obecnie prawie dorosły już brat. Siostra w tamtym czasie (pewnie teraz też) wolała imprezy i spotkania z koleżankami od doraźnej choćby pomocy swym rodzicom w obowiązkach domowych i przy prowadzeniu firmy. Wszelkie prośby o pomoc ze strony rodziców ignorowała, uważając to za "zamach na jej wolność i dorosłość". Brat, jako najmłodszy z całej trójki, był/jest klasycznym przykładem rozpieszczonego dzieciaka, który nie jest nauczony żadnych obowiązków i zasad, ma podstawione pod nos wszystko, a rodzice praktycznie we wszystkim go wyręczają. Efektu można się tylko domyślać, ja widziałem to na własne oczy wiele razy. Dodając do tego własne poczucie uczciwości, obowiązku i honoru wyniesione z rodzinnego domu, oraz przekonanie że w końcu są różne sposoby wychowania i relacji wewnątrz rodzin (znów głównie na zasadzie "to nie moja sprawa i bezpośrednio mnie to nie dotyczy, każdy żyje jak chce"), zacząłem być wykorzystywany jak parobek. Jak widać, i tu byłem ślepy na otaczającą mnie rzeczywistość. W praktyce okazało się że sporą część spędzanego u "tej jedynej" czasu, zwłaszcza w okresach większego natężenia ruchu w interesie, poświęcałem na pomaganie jej rodzicom w prowadzeniu firmy. Później dałem się tak omotać, że zacząłem wyręczać i pomagać w różnorakich obowiązkach i sprawach nawet jej dziadkom i krewnym, mimo że powinienem to robić najwyżej okazyjnie, zamiast ich dzieci/kuzynów/wnuków. Problem polegał zarazem na tym że rodzeństwo mojej ex było niejako z tych obowiązków "zwolnione", a bo jest jeszcze za młode (śmiech na sali), nie zna się na tym, nie ma czasu, musi się skupić na nauce, pasjach, "wyszaleć"...Na moje spostrzeżenia nt tego moja ex reagowała jak w ww. kwestiach. Mój błąd polegał na tym, że pozwoliłem się wykorzystywać i nie postawiłem z marszu twardych granic, tak jak i w innych kwestiach. I tak oto będąc kompletnie niedoświadczonym facetem w materii długotrwałego związku i żyjąc jeszcze złudzeniami narzucanymi przez współczesną kulturę i społeczeństwo, zacząłem kroczyć drogą ku bycia beta providerem, który na koniec został "przeżarty i wypluty" przez ex. O tym jednak w kolejnych częściach za jakiś czas. Otwieram dyskusję. Maniek92
    6 punktów
  10. "Jak anioła głos, usłyszałem jąPowiedziała patrz, tak to On " Jaka piękna, romantyczna historia. Chłop niszczy sobie życie spędzając czas na netkobiety.pl Rady dotyczące kobiet - od kobiet. Śmiechu warte.
    5 punktów
  11. Mogę co nieco napisać w temacie, bo swego czasu całkiem perspektywiczny związek zakończył mi się w dużej mierze przez teściową (nie, nie dlatego że wolałem ją od panny ). Ale dzięki temu życie nauczyło, że ważną cechą potencjalnej partnerki są jej stosunki z rodzicami właśnie i sami rodzice. Jaka to nauka? Otóż najważniejsze w całym zagadnieniu o którym piszesz jest stosunek i relacja na płaszczyźnie partnerka/partner - rodzice partnerki/partnera. To one definiują wszelkie stosunki na linii ja - rodzice partnerki. Cała reszta w tym nasze zachowanie, postępowanie itd. jest wtórna. Dlatego: Jeżeli wszystko w relacji partnerka - rodzice jest w porządku, to nie ma czegoś takiego jak manipulacja uprzejmej mamusi bo normalna pod tym względem partnerka nie dozwala na takie manipulacje sama z siebie. Niestety jeśli jest inaczej, to nasza postawa jest tu drugorzędna, bo musimy walczyć i z mamusią/tatusiem i jednocześnie z partnerką, która jest wtedy między młotem a kowadłem. Na dłuższą metę nie wyjdzie z tego raczej nic dobrego. Dlatego na podstawie moich doświadczeń dla mnie jeśli relacja partnerki z rodzicami jest nie tyle zażyła, co nosi cechy silnego zatrzymania się w wieku dziecięcym, czyli silnego uzależnienia od zdania rodziców, zasobów rodziców (zwłaszcza), to jest to dyskwalifikujące dla partnerki, ponieważ później odbija się silną czkawką i tak naprawdę uważam, że nie ma na coś takiego lekarstwa a nawet jeśli jest, to nie my powinniśmy się bawić w lekarza. Zyski żadne, koszty gigantyczne.
    5 punktów
  12. Moim zdaniem: 1. Kim by nie była @ViolentDesires, nazywanie jej prostytutką jest prymitywne i żenujące. Powinny tu panować inne standardy zachowania. 2. Ona może mówić prawdę. W dzisiejszych czasach internet ma każdy, w tym bardzo atrakcyjne kobiety. Osobom nieobeznanym może się wydawać, że takie kobiety to nieosiągalny monolit, istniejący gdzieś w oddali, ale tak nie jest. One też są ludźmi, żyją wśród nas i bywają różne. Mogą pracować jako fotomodelki, czego nie należy mylić z modelkami wybiegowymi. W handlu produktami z wyższej półki. W branży kosmetycznej, odzieżowej, klubowej. Jako tancerki erotyczne, czego nie należy mylić z prostytutkami. Też jako luksusowe prostytutki, ale to tylko jedna z wielu możliwości i nie należy rzucać takich oskarżeń bez podstaw. Część po prostu żyje za kasę swoich facetów czy mężów. One też siedzą w internecie i oglądają sobie różne rzeczy. Nie tylko stereotypowy Instagram czy fora kobiece. Też strony o sporcie, podróżach, fotografii, muzyce, etc. Nawet pomijając to, że teraz jest czas koronawirusa i ludzie więcej siedzą w internecie, to bardzo atrakcyjne kobiety często mają więcej czasu od tych normalnych. Normalna laska z reguły siedzi wiele godzin w pracy, np. w biurze, a potem wraca do domu zmęczona. Bardzo atrakcyjna laska dużo częściej nie pracuje na etacie lub nie pracuje w ogóle, przez co ma więcej czasu na zajmowanie się głupotami. 3. Moim zdaniem @ViolentDesires pisze z sensem i wydaje się być kompetentna. To nie znaczy, że mówi prawdę, ale przynajmniej się orientuje. Nie mogę powiedzieć tego samego o niektórych jej przeciwnikach, którzy robią na mnie wrażenie forumowych teoretyków, ludzi bez pojęcia o pewnych sprawach.
    5 punktów
  13. Ej no dobra panowie, ten koleś to musi być troll, nie uwierzę że ktokolwiek tak na serio by napisał:
    4 punkty
  14. A według mnie takie rozgrzebywanie nawet tego, że twój pies w danym momencie, kiedy podniosła widelec, pokazał zęby i to oznacza, że każdy wiedział, a Ty byłeś zaślepiony, to żadna droga do wyzwolenia nie jest, ogarnij temat dla siebie co zrobiłeś źle i żyj dalej. Fajnie się to czyta, ale brzmi trochę jak powieść "to zła kobieta była, każdy wiedział a jo nie" i zamiast mieć wyjebane na nią, to popatrz ile czasu tracisz na wspominanie najmniejszego pierdnięcia jej w twoim kierunku przez lata razem, rozjebała Cię kobieta jak mało kogo, że tak głęboko to przeżywasz i analizujesz do tej pory. PS. I beciakiem w jej oczach byłeś, a nie stałeś się później, poprosiłeś o nie komentowanie kuchni babuni, a ona to olala, sprawdzała już wtedy twoje reakcje. Hehe zwykła kobitka, a Ty piszesz o niej 10 wątków, używając słów, które wskazują, że boli duma i dupsko po rozstaniu, że jest księżniczkowata, że cała rodzina wiedziała, a Ty biedny zmanipulowany, znajdź jaja i wypierdol ja z życia, a nie pisz poematów jak Werter, w przerwie od pisania pracy, zamiast uganiać się za kimś nowym, walisz ściany tekstu o kobiecie, która ma znikać z twojego życia, nic nowego się tu nikt z nas nie dowie.
    4 punkty
  15. Zaczynam mieć nieodparte wrażenie, że w szczeblach PIS coraz bardziej pną się w górę ludzie, z którymi w liceum nie chciałem mieć nic wspólnego, czyli takie obślizgłe kreatury z młodzieżówek partyjnych. Pamiętam takich co się zaczytywali Machiavelim i Clausewitzem, za wzór polityka stawiali Pinocheta, a pomimo że na fejsie linkowali Kaczmarskiego, to na walkmenach słuchali Honoru i Konkwisty 88. Ogólnie typy, którym nie powierzyłbym wiadra szczyn do zarządzania (z troski o szczyny) i tu chyba leży bolączka mediów PISu, że tych ludzi odpowiednio nie weryfikują przed obsadzeniem na decyzyjnych stanowiskach. Jak pierwszy raz usłyszałem utwór Kazika, to tekst nie zrobił na mnie większego wrażenia, tym bardziej że w przeszłości Kazik o wiele mocniej pocisnął Wałęsie, Oleksemu czy Lepperowi, a pod względem muzycznym to już w ogóle nie moja bajka. I podejrzewam, że gdyby wynik głosowania pozostawiono bez żadnej interwencji, to na na następnej liście, na szczycie notowania byłby już inny utwór, i cała afera nie miałaby miejsca. Nawet jeśli rzeczywiście ktoś dokopał się w regulaminie, że złamano zasady głosowania (których chyba poza samym autorem regulaminu nikt nie zna), to tym się różni człowiek z mózgiem zamiast styropianu, że ocenia i analizuje konsekwencje swoich działań. I właśnie takich znajomych z czasów licealnych mam przed oczyma, jak staram sobie wyobrazić debila, co nie potrafi wybiec myślami o dwa kroki do przodu i nie przewiduje inby, jaką wywoła zdejmowanie z anteny utworu zaangażowanego politycznie.
    4 punkty
  16. https://m.jbzd.com.pl/obr/1401781/ciezki-charakter Poczytajcie komentarze pod tym zdjęciem. Poezja dla oczu xd
    4 punkty
  17. No z tymi psami, komentarzem potraw babci itd. to duża przesada. Mam w związku weszyć jak jakiś detektyw? Bez przerwy analizować związki przyczynowe skutkowe niczym Sherlock Holmes? Męczarnia i przeginka. Jak się posypie to się posypie. Z tego co do tej pory napisałeś, zgubiła Cię przedewszystkim pobłazliwość i zbytnia potrzeba wchodzenia komuś w tyłek, może jakaś reguła wzajemności? Robiłeś to bo liczyłeś, że w ten sposób myszka się jakoś pozytywnie odpłaci? Generalnie chyba za dużo analizujesz, za mało egozimu, szacunku do siebie i przede wszystkim do swojego czasu.
    4 punkty
  18. Czołem starszyzna. Post, oraz swoje przemyślenia, kieruję do braci powyżej wieku, 30+. Jutro kończę 35 lat i tak mnie wzięło na rozmyślania, o tym co było i o tym co przede mną. Za mną, półmetek mojego życia. Na razie mogę siebie nazywać YOUNGTIMER ? Średnia życia mężczyzny w naszym kraju to 74 lata. Wiadomo, można szybciej zejść z tego świata ale i pożyć jeszcze dłużej. To są kwestie inwidualne i od nas zależy jak długo pociągniemy. Czas mojego życia, mogę podzielić na kilka etapów. 1. Narodziny 2. Szkoła podstawowa i liceum/ Matura 3. Pierwszy sex, niezapomniany 4. 18 urodziny 5. Studia 6. Ślub 7. Narodziny i śmierć dziecka. 8. Narodziny drugiego syna. 9. Rozwód. 10. ..... - i to co przede mną. Czyli niewiadoma. Dzieciństwo i młodość, wspominam nie najgorzej. Źle nie było. W szkole mówiono do mnie, mądry i ambitny, aczkolwiek leniwy ? Trochę dziewczyn za nastolatka się przewinęło. Fajnie wspominam. Tak samo studia. Imprezy, kobiety i egzaminy. Swoje było trzeba wychodzić na zaliczenia, jak to mówią ? Ślub, pierwsze 5 lat wspominam dobrze. Śmierć dziecka, wprowadziła mnie w świat dorosłego. Pokazała, że często nie ma happy endów. Zderzenie z rzeczywistością. Potem promocja w małżeństwie się skończyła i zaczęły się jazdy, czego skutkiem był rozwód. No ale mam świadomość, że swoje za uszami mam. Tak więc, nie będzie tu winy jedynie w ex. Mija 1.5 roku od rozwodu. Powoli brnę do przodu. Pozwolę sobie zacytować pewnego mężczyznę, jeżeli chodzi o świat po rozwodzie. "Dochodzenie do siebie po rozwodzie wymaga czasu. Ile? Nikt tego nie wie, ale niektórzy specjaliści twierdzą, że po rozstaniu trzeba dać sobie dwa lata na stanięcie na nogi. Jeśli to zdarzenie naprawdę tobą wstrząsnęło, proces ten może potrwać jeszcze dłużej. (...)To było najbardziej stresujące, bolesne, emocjonalnie i fizycznie wykańczające doświadczenie w moim życiu, jako jednostki i jako ojca. Nie wiem, czy dłuższy staż małżeński i posiadanie dzieci sprawiają, że dochodzenie do siebie trwa dłużej, może tak. Myślę także, że trudne małżeńskie przejścia również sprawiają, że potrzeba nam więcej czasu. Gdyby tylko matematyka działała w przypadku ludzi i gdyby dało się ustalić wskaźniki zmiany w oparciu o dowiedzione prawa... Ale nie. Ludzie są bardziej skomplikowani. Zaryzykowałbym stwierdzenie, że długość i złożoność związku ma na niego wpływ. Rozwód nie tylko zmienił mój rytm, moją sytuację finansową i to, jak spędzam wolny czas. Dla mnie ten okres dochodzenia do siebie jest czymś w rodzaju kryzysu tożsamości. Tak, jestem wytrącony z równowagi, boję się i nie mogę skoncentrować – to proces, który opisują eksperci – stadium rozpaczy i utraty. Równocześnie czuję, że muszę iść naprzód i że muszę swoją drogę nakreślić na nowo – daje mi to poczucie ekscytacji, ale i strachu. Wiem, że w końcu dojdę do siebie i będzie w porządku. Teraz czas na odpoczynek, zajęcie się sobą, poukładanie na nowo świata dzieciom, odbudowanie życia. Mogę czuć się przytłoczony – w końcu to jest przytłaczające. A czasem czuję się dobrze i tak też przecież mam prawo się czuć. A żeby łatwiej było mi przejść przez to wszystko, mogę zrobić jeszcze kilka rzeczy. Pierwszą jest ciągłe powtarzanie sobie, że to się skończy i nie przerażanie się przytłaczającymi emocjami. Tak naprawdę pozwolenie, by emocje znalazły ujście, było wyzwalające. Często boimy się i smucimy. Wydaje się, że jeśli pozwolimy sobie na smutek czy strach, to on nigdy nie minie. To nieprawda. To może potrwać dziesięć, dwadzieścia minut, cały dzień, a nawet kilka dni, ale się skończy." Zgadzam się i podpisuję się pod tym tekstem obiema rękoma. Teraz pytanie do braci w moim wieku, oraz starszych. Co się zmieniło w waszym życiu, po stuknięciu wieku 30+? Zmieniliście swoje zycie? Wprowadziliście nowe priorytety???
    3 punkty
  19. Tak trochę na marginesie. Przypominasz mi siebie sprzed wielu lat. W głowie multum pomysłów. Lotnictwo? Super sprawa. Informatyka? W sumie trochę lubię w tym grzebać. Prawo? Warto znać. Anglistyka z chińskim? Fajna sprawa, lubię języki. Też chodziłem i szukałem, pytałem po ludziach. Wtedy nie rozumiałem jednego - pytanie się innych ludzi odnośnie tego co mam zrobić z życiem, to jak pytanie się kogoś co ma mi smakować na obiad. Idealnie jest wtedy, kiedy decyzja ma wynikać z Twojego wnętrza, a nie zewnętrzna (w tej pracy płaca 1k więcej na miesiąc niż w tamtej). Innymi słowy, wybierz obiad który będzie TOBIE smakował. Ja osobiście codziennie tworzę swój obiad według własnego uznania i nie interesują mnie gusta smakowe innych ludzi. Życzę im smacznego przy ich stoliku. Po latach okazało się, że los mi wytyczył inną ścieżkę, która była o tyle śmieszna.. że zajmowałem się tym już lata, a samemu tego nie byłem świadomy bo traktowałem to jako przyjemność i błądziłem po tym co było dla mnie zupełnie nieistotne. I najważniejsze - jak będziesz podkreślał ile to nie zarabiasz albo ile to nie zarobisz to jest duża szansa, że nic z tego nie będzie albo będziesz mocno nieszczęśliwy. Swoje zarobki podkreślają ludzie biedni - często biedni mentalnie. Wybierz rozsądnie, bo masz czas - i pamiętaj, zawsze jest jakieś "ale" odnośnie danego zawodu.
    3 punkty
  20. Gość zmarnował ostatnie 15 lat swojego życia. Zaraz pojawią się głosy krytyczne, że my na forum pierdolimy tylko o tej siłowni, nofapie, zimnych prysznicach, samorozwoju i karierze. Być może, ale gdyby ten facet w wieku 25-30 lat poszedł tą drogą zamiast słuchać porad tzw "normikow" to dzisiaj byłby w zupełnie innym miejscu. Zobaczcie, że on pisze cos w stylu, że "mniej lotni koledzy osiągnęli w wawie jakiś tam sukces" a on co? Czuje pewnie, że mógłby więcej, ale poświęcił sie rodzinie Być może to jest troll, ale takie historie się dzieją naprawdę. Co on może teraz czuć? Jeśli ma odrobinę oleju w głowie to czuje, że przegrał swoje życie.
    3 punkty
  21. Dzięki wielkie za wszystkie opinie z Waszej strony. Postaram się do nich w miarę zwięźle odnieść. 1. Nie. Na moje szczęście z perspektywy czasu, skończyło się tylko na narzeczeństwie. Ślubu nie było, dzieci też nie. 2. Serial? Raczej latynoska telenowela z fatalnym zakończeniem, ale o tym w najbliższym czasie. 3. @Turop sam dzisiaj dochodzę do podobnych wniosków. Jestem w tej sprawie mega krytyczny wobec siebie, że byłem w tym związku beciakiem, a przynajmniej od pewnego momentu. Opisuję to ku przestrodze, dla pożytku innych. Dzisiaj już nie mam "bóldupizmu", bo go solidnie przepracowałem (od końca związku minęły ponad 2 lata). Wszystkie rzeczy po niej wyrąbałem w kąt, zdjęcia skasowałem, pamiątki i prezenty po niej wyrzuciłem lub sprzedałem. Jedynie pozostawiłem sobie książkę, ale tylko ze względu na to że ma dla mnie dużą wartość merytoryczną (porusza rzadki temat w mej dziedzinie naukowo-zawodowej) i jest obecnie niedostępna do kupienia. Żadnej ideologii i psychologii w tym nie ma, zwykły pragmatyzm. 4. @RENGERS pełna zgoda. Niestety byłem całkowicie zaślepiony. Z perspektywy czasu widzę że to nie miało prawa się udać - ja, z niezamożnej rodziny, o raczej lewicowych poglądach i bardziej praktycznym podejściu do życia, i ona, "wychowana" w dobrym, "prawicowej i katolickiej" rodzinie, gdzie dzieci miały wszystko co chciały, a jednocześnie brak im było wzorców dobrego postępowania i dyscypliny. Dzisiaj takich ludzi unikam jak ognia. 5. @Bullitt 100% racji. Tylko aby to zrozumieć, potrzebowałem czasu, by sobie to ułożyć w głowie. Dzisiaj, dzięki takim ludziom jak MK i podobni, wiem że nie warto w większości przypadków traktować kobiet jak boginie, tylko ze względu na fakt, iż nimi są. Przedstawiłem pewne fakty, bo jak wiadomo, czas zaciera pamięć to raz, dwa, wryły mi się mocno w pamięć, trzy, opisałem je, aby na tych przykładach było widać, jakie błędy często popełnia bardzo młody i niedoświadczony mężczyzna w relacjach z kobietami jakim byłem wtedy ja, i jak mawia klasyk, jak często drobne i nieistotne z pozoru szczegóły mają znaczenie. 6. @StatusQuo masz rację, sam dzisiaj tak to widzę. 7. @absolutarianin owszem. Tak jak mówię, piszę to ku przestrodze. Jeśli choćby jeden facet z forum to przeczyta, wyciągnie wnioski i ustrzeże się błędów jakie ja popełniłem, będę bardzo z tego zadowolony, bo to będzie oznaczać, że komuś niejako pomogłem. 8. @Reczu żal i pretensje mam i mogę mieć tylko do siebie. Owszem, mój błąd polegał na tym że nie postawiłem jasnej granicy i łudziłem się w stylu "jakoś to będzie". Co do zasad - jest coś takiego jak "dobre wychowanie". Wiem że dzisiaj to mało ceniona zaleta, ale pomimo jeszcze dość młodego wieku (28 lat), byłem wychowany w sposób "tradycyjny". 9. @SSydney jest możliwe raczej trafiliśmy na ten sam rodzaj kobiet - pod płaszczykiem "grzecznych i ułożonych panien", które tak naprawdę są rozpieszczonymi księżniczkami, na które działa ostry bat albo muszą przejechać się na własnej skórze, by dojrzeć. Najgorszy typ jak dla mnie, już wolę "wyzwolone" kobiety, przynajmniej wiem wtedy o co chodzi i jak działać. No, ale to tylko moja opinia. 10. @Siekierka dzięki 11. @Egregor Zeta jeśli tak u Ciebie jest, to tylko pogratulować Jednak nigdy w życiu nic nie wiadomo, możesz kiedyś trafić na taką pannę, że Twoje zasady i wiedzą nt kobiet, możesz pójść w "holender". Oczywiście nie życzę Ci tego. 12. @ufo "mosz recht", jak mawiają Ślązacy. Jak ktoś ma jeszcze jakieś zapytania, uwagi, opinie, niech pisze śmiało, z chęcią się do tego odniosę. Maniek92
    3 punkty
  22. Swoją drogą, jak tam kiedyś bywałem (dawno i dosyć kròtko), jeden gość dał mi na PW namiar na Braci Samców : )) Haha, dokładnie tam.
    3 punkty
  23. Bierz możliwie najbardziej kompleksową opcję. Kuchnia, czy tam meble na zamówienie to możesz oddzielnie. Wszystko ci zaplanują. Priorytety to, żeby zbierali faktury, żeby ci doradzili, co i jak jeszcze przed remontem, pogadać, poznać się. Planowanie swoją drogą. U mnie było tak, że jak znalazłem solidnych fachowców to od razu uruchomiłem hajs i wszystko. Resztę rzeczy dopinałem na bieżąco. Nie da się wszystkiego zaplanować, bo różne rzeczy wychodzą w praniu. Miałem bardzo zaniedbane mieszkanie do generalnego i w okresie świątecznym zajebałem bez opóźnień. Dla chcącego nic trudnego. Pamiętaj, żeby z góry od razu nie płacić, tylko etapami. W razie czego wypierdolisz, jak coś zaczną kombinować. Faktury, rachunki też zbieraj etapami, postaraj się porównać branżowo, może sam coś kup. Tak z perspektywy to jedną rzecz zrobiłbym inaczej, a mianowicie wcześniej kupił z fachowcem wszystkie materiały budowlane, jakieś duperele, żeby później tego nie szukać. Jak masz piwnicę do zagospodarowania, czy jakiś garaż przy nieruchomości to byłoby idealnie. Zero strat czasu. Ja normalnie z gościem, fachowcem chodziłem na zakupy i pytałem, co się sprawdzi. Porównywaliśmy różne rzeczy, itp. Pozwolił mi ze sobą jeździć. Dogadałem się i w cenie standardowej to wyszło. Im bardziej kompleksowo, tym lepiej. Nawet się opłaca poszukać kogoś spoza granic miejscowości. Właśnie tak zrobiłem, że nie lokalnie, tylko rozszerzyłem poszukiwania i dojeżdżali, też bez kosmicznej podwyżki. Może z 500 zł za ich dojazd dodatkowo mi wyszło, ale i tak spoko, bo zaufanie to podstawa. Meble sobie zrób osobno na spokojnie. Sprawdź, czy spółdzielnia nie będzie robić problemów z podstawieniem, dojazdem kontenera pod nieruchomość. U mnie był ten problem jebanych skurwysynów, co się czepiali wszystkiego. Ustalenie ze sprzątaczkami, kiedy ogarniesz porządki na klatce, czy w otoczeniu, bo będzie syf. O to trzeba zadbać. Sprzątanie po remoncie, kto to zrobi i za ile, czy ekipa docelowo, czy ty sam. Nie jest to zawsze oczywiste. Jak masz oddzielne miejsce na składowanie odpadów budowlanych, ja miałem to zaoszczędzisz, bo można lepiej zaplanować wywóz. Ja dałem w łapsko kierowcy MPO i mi po taniości załatwili. Powrzucałem syf z ekipą zamiast kontenera. Musiałem tak pokombinować ze względu na jebaną spółdzielnię. W sklepach internetowych na pewno wiele rzeczy znajdziesz taniej, więc to jest opcja, żeby wcześniej poszukać, kupić, zrobić skład. Zaoszczędzisz na dniach robocizny. Na pewno będzie z czymś problem. U mnie zalało trochę sąsiadkę, jak zaczęli rozbierać syf, dwa instalacja elektryczna. Dodatkowe koszty weszły. Wszędzie jest podobno coś takiego. W praniu wychodzi. Nie da się wszystkiego przewidzieć. Dwie wyceny oddzielne zrób minimum. Możesz też online ogarnąć przez portale specjalistyczne, albo z fachowcami telefonicznie pogadać. Kontrola tego, co robią. Ustalasz dzień odwiedzin. Ja dałem budowlańcom klucze i wpadałem, co 3 4 dzień zobaczyć, co jest grane. Zapytaj, czy robią serwis, jak coś się później zjebie, może jakaś niedoróbka. U mnie dwa problemy były techniczne po remoncie, jeden ogarnęli, za drugi musiałem dodatkowo dopłacić, więc się wkurwiłem. Kwestia do obgadania. I jeszcze dobrze zaplanuj, co chcesz właściwie zrobić i jak, żeby ci, np. nie zmniejszyli mocno łazienki płytkami, czy zabudową, która nie da później dostępu do instalacji w razie problemów technicznych. Takie duperelki najlepiej szczegółowo rozpisać. Dostęp do liczników, kwestie malowania kaloryferów, jak kaloryfery wymieniać to ustalenie terminu wyłączenia pionu. Dosłownie każdy element trzeba obgadać i przemyśleć. Robiłem sobie notatki po prostu z każdego punktu. Panelami kwestie techniczne, budżet, zakupy i tak rozpisywałem na bieżąco. Wątpliwości oddzielnie i telefonicznie lub mailowo do szefa ekipy. Najlepiej, żebyś gadał tylko z jednym odpowiedzialnym, głównym bossem, a nie z każdym oddzielnie, bo to strata czasu.
    3 punkty
  24. Polki wchodzące w związki z zagraniczniakami po opuszczeniu granicy Polski to norma.Za to związek Polaka z zagraniczną kobietą w jej kraju to może 2-3% tego co kobiety.
    3 punkty
  25. Nie. Nie wchodziłem, nie wchodzę i nie zamierzam zmieniać tego stanu rzeczy. Czasem się gdzieś nawinie jakiś śmieszny screen z tego forum. Generalnie babską logikę mogę obserwować w rezerwacie. Strach pomyśleć, co to za straszne miejsca, w których takich osobników jest więcej! ?
    3 punkty
  26. https://pl.wikipedia.org/wiki/Relatywizm_moralny
    3 punkty
  27. Mam podobne odczucia. Za dużo analizy czy zupa babci była dobra, co Zosia powiedziała, czy pies szczekał 3 razy czy 4 albo innych bzdetów. Załóżmy, że ta dziewczyna odpowiedziałaby na propozycję babcinego żarcia, że "dziękuję, było pyszne, ale już nie dam rady" - co to kurwa, chłopie zmienia? Ty się doszukujesz jakichś drobnych rzeczy, tymczasem zdajesz się nie zauważać jednej wielkiej i podstawowej. To nie dziewczyna jest winna, winny jesteś Ty, bo byłeś pizdą od początku do końca. Na ile sobie pozwoliłeś, tym dostałeś. Proste? Podejrzewam, że wielu z nas to przerabiało (stąd te teksty, że podobne schematy, te same dziewczyny itd.). Klucz do rozwiązania problemu w przyszłości tkwi w Tobie, nie w tym czy ona potrafi prasować. Idziesz w jakieś debilne kontrowanie tego co było i robienie wszystko na opak. Nie w tym rzecz. Rzecz w tym, że byłeś poczciwym gościem, takim typowym frajerem. Pytanie na ile nim pozostałeś w środku i próbujesz to maskować zewnętrznymi zmianami i wymaganiami? Dopóki nie zrozumiesz, że laski służą do ruchania, Twoje dobro jest dla Ciebie ważniejsze niż jakiejś paniusi, że zerwanie to nie koniec świata, na tym świecie są tysiące i miliony kobiet itd. - tak długo będziesz jebany i traktowany jak frajer.
    3 punkty
  28. Antysamochodowy świrus i pacynka Platformy. To już zdecydowanie wolałbym Pana Hołownię.
    3 punkty
  29. Często od takich czuć zawiść, wręcz nienawiść wobec tych ładniejszych dziewczyn. Zaryzykuję stwierdzenie, że te ładne są bardziej "chłopskie" z charakteru od innych. Można się z nimi fajnie pośmiać, mają dystans do siebie i nie mają przysłowiowego kija w dupie. Te żarty które u średnich i brzydkich wywołują focha, ładne przyjmują na luzie i jeszcze same zażartują. No, no gorąco się robi. Puść jeszcze Zenka to będzie full romantica :D Wyobraź sobie: szybki i prestiżowy wóz, dobry alkohol, dobre jedzenie, zmysłowa muzyka. No przecie każda ło takim czymś marzy.
    3 punkty
  30. ale za to jakie mniemanie o sobie. Jeszcze zrozumiem jak ładna wymaga bo ma w końcu powód żeby wymagać ale jak średnia albo brzydka chodzi z zadartym nosem i czeka na playboya to jest śmieszne. Często gęsto te ładne dziewczyny są fajniejsze z charakteru niż średnie albo brzydkie. Wcale nie są takie sukowate i zimne. Ehhh, a jo już grzoł turbine w swoim passacie b5 po lifcie żeby jechać Cie rwać, ale jak Ty jesteś 12/10 to jednak odpuściłem bo jo tylko 10/10.
    3 punkty
  31. @horseman - Z tego co zauważyłem to niestety te niższe jeszcze bardziej wola wysokich Wzrost daje mega dużo i wysocy, którzy twierdzą, że nie po prostu pierdolą farmazony. Owszem, jak ktoś poza wzrostem nie ma nic to wiadomo, że nie ugra. Ale te wszystkie pierdoły typu pewność siebie, dobra gadka i tak dalej, żeby w ogóle miały szanse coś dać to kobieta musi najpierw chcieć dać Ci się poznać. A żeby tak było, musisz się jej jakoś spodobać i wyjątki, że zakazana morda ma seksowną laskę są nie bez powodu wyjątkami. I jak jesteś niski to laska z automatu Cię skreśla, więc pewność siebie można sobie wsadzić w dupę. Ktoś wyżej to fajnie napisał, że jak napiszesz do 100 lasek i każda zapyta o wzrost a Ty odpowiesz, że masz 187 jak autor tematu to dalej 100 lasek kontynuuje z Tobą rozmowę. Napiszesz, że masz 170 to nagle zostaje 5 chętnych. I na chuj tej drugiej osobie pewność siebie wtedy? Wygląd to jest praktycznie wszystko w relacjach z ludźmi (w obie strony) jeśli chcemy regularnie kogoś poznawać w kontekście łóżkowym. Brzydcy, niscy mężczyźni oczywiście mają szansę na związek, ale nie mają szans na jakieś bogate życie seksualne, a już na pewno nie na piękne kobiety i nie wiem po co takie pierdoły opowiadać. Nazwa tematu powinna brzmieć "Co mi pozwoliło wyrywać panie?" i wtedy wszystko by grało, bo rzeczy, które wymienił @RENGERS są na pewno przydatne. Natomiast to co pozwoliło, aby te wyrywane panie były piękne to nie żadne sztuczki, treningi i inne gówna a po prostu wygląd autora. Gość 5/10 stosując rady z posta może się zakręcić u kobietek koło 4/10 i wszystko będzie grało. Po prostu szukać kobiet ze swojej ligi i zaakceptować, że tak działa natura. Ewentualnie bawić się w bankomat czyli ona seksowna i on "$ek$owny" lub chodzić na prostytutki, ale to też w sumie zabawa w bankomat.
    3 punkty
  32. Nowy kolega wrzucił tu temat typu skrzyżowanie czarnego piotrusia z komorą z jedynym nabojem w rosyjskiej ruletce. Mnie naprawdę nie chce się już narzekać, ale fakt wypadałoby dać jakąś zgrubną chociaż odpowiedź zamiast filozoficznych ogólników, jak to mi zarzucacie, bazującą na jakiś konkretach. Na moje zdanie dwukrotnego rozwodnika i emigranta ogólnie małżeństwo w kredycie z roszczeniową Polką z wypranym mózgiem przez gazetki dla warszawiwskich bizneswomen z całym nakładem sfinansowanym prosto od sorosza w dobie kowidozy, to brzmi jak mało śmieszny żart. Ogólnie zbudowanie czegoś takiego jak małżeństwo w zachodnim świecie dzisiaj przypomina trochę dostrajanie diesla z lat 60tych ubiegłego wieku do spełniania normy EURO6, a czynienie tego na zielonej wyspie z tamtejszym losowo wybranym wspomnianym materiałem matrymonialnym wyrosłym na marszach wyzwolonych macic trąci raczej misją na Marsa niż jakimkolwiek realnym celem życiowym. Chyba, że ktoś zdobywa skille w grze w życie i chce koniecznie spróbować rozgrywki na levelu 'hard'. To wtedy jak najbardziej jest to dobre miejsce. Patrząc po stosunku zarobków do ceny m2 wypadającym dla stolicy tego osobliwego kraju zaraz po Hong Kongu, zajęciu przy tym dwóch miejsc na podium w zanieczyszczeniu światowych metropolii, oraz iście depresyjną pogodą - kto wie, czy nie najlepszym na świecie. I wiem, wiem, Polska wspaniale się rozwija, a ja jestem przegrywem, nieudacznikiem, chorym psychicznie, któremu się 'nie udało' itp. itp. itd. Ostatnio kolega wrzucił film, gdzie ktoś oprowadza po mieszkaniu w Dubaju w cenie niższej niż klita we wspomnianym warszawiwie na wyprawkę dla 'rodziny na swoim'. Ale by już nie smęcić całość zagadnienia sprowadza się do tego, że jako mężczyzna tam nie masz praktycznie żadnego punktu startu, nie istnieje też żaden organ i żadna forma organizacji społeczeństwa tobie przychylna, ani sąsiad, ani rodzina, ani kontrahent, pracodawca, ani religia, (o rządzie to nawet nie wspominając) przypominasz trochę Maliniaka, który wszedł do peerelowskiego sklepu z zamiarem kupienia kiełbasy za 2 złote, a starczyło tylko na małpkę denaturatu i zagrychę w postaci sztucznego miodu. Więc reasumując i dodając do tego średnią ilość lat przeżytych tam przez mężczyznę na emeryturze, cały ten biznesplan chu.owo się spina. Natomiast jak to wygląda w różnych krajach za granicą dla obywatela kraju nad Wisłą, ta misja na księżyc, wraz z detalami konstrukcji skafandra ochronnego oraz oprogramowaniem do rakiety saturn V i lądownika apollo, to nowego kolegę odsyłam oprócz oczywiście innych cieszących się poczytnością wątków tego forum, do tego wywodu, nagranego już dobry rok temu, ale jak widzimy, ciągle na czasie, gdyż... kolejni śmiałkowie mają te same dylematy, co wcześniejsze generacje, mianowicie chcą popełnić honorowe seppuku
    3 punkty
  33. Zmieniło się. Przetasowały się priorytety - są dzieci, one są najważniejsze. Zdałem sobie też sprawę, że nic strasznego się nie stanie, jeśli gdzieś popełnię błąd - takie jest to życie właśnie, że nikt nic nie wie i wszyscy idziemy do przodu po omacku. Kobiety, hahaha. Przestały być stresujące, stały się interesującym (i ważnym, no ja tak mam) dodatkiem do życia, ale odkryłem, że podboje niczego nie rozwiązują i niczego nie poprawiają w moim życiu. Swoim życiem muszę zająć się sam, zmierzyć się sam ze sobą. To spowodowało, że zacząłem coś w życiu aktywnie robić, a nie, tak jak wcześniej, dryfować, czekając na mannę z nieba. W ogóle, to powstało więcej pytań, niż odpowiedzi Ja lubię ten swój wiek. Mam znacznie mniej spiny, niż jako dwudziestoparolatek. Brak spiny powoduje, że można się nad wszystkim namyślić i rozsądnie pokierować tą częścią życia, która została. Jedyny ból, który mam, to że nie zacząłem się wspinać (czy też ogólniej, ćwiczyć czegoś) jako nastolatek. Pewnych rzeczy nie nadrobię, biologia dyktuje tutaj ograniczenia. Witaj w klubie. Spokój psychiczny to mega wartość Świat i inni ludzie gdzieś tam zapierdalają, niech zapierdalają, ja mogę poczekać Z bólem serca przyznaję rację
    3 punkty
  34. Wszystkiego najlepszego Still ? Jestem mężczyzną, który ma lat 40, zatem czuję się wywołany do odpowiedzi. Tak, moje życie zmieniło się, gdy przekroczyłem 30 lat, a także gdy wszedłem na orbitę zmierzającą do magicznej 40-tki. Po 30-tce przestałem mieć poczucie, że mogę wszystko, jestem nieśmiertelny, niezniszczalny i jestem Bogiem ? Pierwsze porażki życiowe, pokazały mi, że nie jestem w stanie kreować i wpływać w 100% na swoją rzeczywistość, bo po prostu nie wszystko ode mnie zależy. Zacząłem łapać dystans do życia, wyrozumiałość do innych a przede wszystkim do siebie. Czasem sami jesteśmy swoimi najgorszymi recenzentami... Im bliżej było 40-tki (miało to duży wpływ ze śmiercią rodzica), tym więcej było u mnie poczucia upływającego czasu. Wiem, że on nie jest nieskończony, dlatego staram się go nie marnować. Nie spinam się bzdurami i nie odkładam na wieczność swoich planów. Stałem się cholernie konsewentny i realizuję mnóstwo rzeczy, które kiedyś były "nierealizowalne". Celebruję życie i dobre chwile, pielęgnując znajomości z ludźmi, z którymi dobrze się czuję i jest mi z nimi fajnie. I odwrotnie, wygaszam te, które nie są nic warte. Szkoda mi na nie czasu.
    3 punkty
  35. Dobrze Cię rozumiem bo wiele z tych błędów też kiedyś popełniłem w początkach znajomości z ex-małżą. Jest czymś przerażającym co matrix robi z ludźmi. Jakie gówno jest pakowane młodym chłopakom do głów. Jako człowiek który się z tego wyrwał, rozwodnik, patrząc na wielu znajomych w małżeństwach czy związkach jest mi ich po prostu żal. Wrzuć niedługo ciąg dalszy. Obstawiam schemat: ślub, bombelki, drama, inny bolec, rozwód...
    3 punkty
  36. Ten "prezydent" umierającemu z głodu psu, nie chciał dać nic do jedzenia - a żarcia, także dla psów, mieli tyle, że nie mieściło się w szafkach. Rozpaczliwe wycie zwierzęcia mu nie przeszkadzało, a był świadomy cierpienia zwierzęcia bo: 1. Nie pozwalał nikomu się zbliżać do niego, wiedział jak jest wychudzony i że jest na łańcuchu w swoich gównach 2. Wie dobrze co to głód, bo gdy jest głodny cierpi męczarnie i napychanie kichy jest jego jedynym życiowym celem. Wiedział więc lepiej od przeciętnego człowieka, że głód jest torturą Z tego względu musiałbym upaść na głowę, żeby dla gościa który zrobił ludziom wiele skurwysyństw (to już nie były zwykłe świństwa), troszczyć się o jego zdrowie. Masa ludzi na Szkolnej odetchnie z ulgą, że będą mogli swobodnie i normalnie żyć po jego zgonie. Niemniej zanim umrze, możliwe że odetną mu stopę. Mógł brać tabletki - zrezygnował.
    3 punkty
  37. Wątek o niesłowności kobiet ale zaraz znaleźli się samobiczownicy: "No tak one niesłowne ale my też som" dla mnie to jest takie smutne.
    3 punkty
  38. Przejrzałem komentarze pod filmem i Pani psycholog rzeczywiście jest mało profesjonalna. Swoją drogą ktoś ją bardzo ładnie wyjaśnił.
    3 punkty
  39. Jeśli ma taki pociąg i po 3 tygodniowej przerwie nie będzie się nabijać co to będzie oznaczać? No właśnie....
    2 punkty
  40. Mam dość słuchania troche o tym SMV, jak to kobieta musi mieć oczka mniej od nas. Mam dobrego kumpla, który nigdy nie miał dużego SMV, jednak potrafił podrywać kobiety. Tak, to ten typ człowieka, który wygląda schludnie ale nie jakoś super elegancko bo nie smierdzi groszem. On ma wywalone na cały świat, żyje tak jak mu się podoba a jak się nie podoba, to ma problem. Wiele osób widzi kobiety o wiele ładniejsze niż ich partnerzy i zastanawia się co one w nich widzą. Nie zawsze chodzi o pieniądze - niektórzy po prostu osobowością potrafią tak okręcić kobietę w okół palca, że ta na sama myśl możliwością bycia jego kobietą dostaje budyniu na dole. Czasami czar pryska, czasami nie, wszystko zależy od kobiety i jej oczekiwań. Nie mówcie tylko, że trzeba wyglądać jak Ken a stówki muszą wysypywać się z kieszeni, żeby wyrwać Panny z SMV większym od nas. To tłumaczenia tych, którzy próbują na coś zwalić swoje niepowodzenia. Każda lasia ma inny charakter i po prostu czasami spędza się mniej lub więcej czasu aż znajdzie się tą, z którą coś pyknie. Nad sobą też trzeba trochę popracować i tyle...
    2 punkty
  41. Jeżeli nazywasz się Roman Abramowicz czy Witalij Kliczko to pewnie tak. Jeżeli: Janusz Nowak, z Pcimia Dolnego, imigrant na zmywaku to nie.
    2 punkty
  42. Uważam, że nie ma nic gorszego niż robienie dziecka na siłę i szybki ślub. W ogóle nie ma co patrzeć jak ktoś to widzi, każdy jest kowalem własnego losu. Mam 23 lata i nie czuje jak na razie powołania do dzieci, może to się oczywiście zmienić. W moim przypadku jest to spowodowane zwykłym strachem, że nie podołam takiemu obowiązkowi, dodatkowo nie mam najlepszego zdrowia. Jeśli to mi się wszystko ureguluję, możliwe, że się zdecyduję. Nie stawiam sobie za cel "zrobienia" dziecka ale nie wykluczam. Wiem jedno, jeśli się zdecydujemy z partnerem to na pewno wtedy, kiedy oboje na 100% będziemy pewni, a nie, że jedno chce, drugie naciska. Kiedy będzie się czuło, że dziecko dostanie odpowiednie warunki do rozwoju. Kolejna sprawa, że jeśli by się nie udało sprowadzić potomstwa na świat, dalej będę zadowolona z życia, nie każda musi zostać matką, tak czasem bywa. Każdy ma swoje powołanie, nie zawsze muszą to być pieluchy. Zauważam jednak, że spora większość kobiet koło 30 jak nie spełni tego "programu" zaczyna wariować. Wydaje mi się to bardziej kwestia nacisku społeczeństwa, rodziny itd.
    2 punkty
  43. Spokojnie, daj sobie jeszcze parę lat. Jest szansa, że zmienisz zdanie
    2 punkty
  44. Żadna kobieta nie jest warta uszkodzenia turbiny w świętym passacie!* ŻADNA Powtórzę to jeszcze raz, żebyś zapamiętał bracie. ŻADNA!! * - oczywiście w prawilnym 1.9 tdi na zwyklej pompie - wersja 90 koni.
    2 punkty
  45. Ehh niedowiarek??? Ja też jestem piękna jak 10/10, bo przecież wnętrze się liczy, prawda???? Właściwie to nawet 12/10, a co jak szaleć to szaleć????
    2 punkty
  46. Zupełnie nie, ale to jest internet i branie wszystkiego za pewnik to głupota moim zdaniem. Warto przesiewać informacje żeby potem w realu nie było zdziwienia, że coś nie wyszło albo jest inaczej niż pisało w internecie. Wiele osób ''podrasuje'' się w internecie bo mają taką możliwość i nikt tego nie sprawdzi. Mogą to zrobić, żeby chociaż w wirtualnym świecie być takimi jacy chcieliby być. U nas na forum też są supersamce albo supersamice. Najgłośniejszy przypadek to jak AR2DI2 się rozsypał na części. Inny to Dark Morpheus czy jakoś tak, miał się za mega alfę a płacił swojej lasce za seks. I żeby nie było, że chcę tu zrobić z wielu osób kłamców, bo jest tu ogrom wiedzy ale bezgraniczne zaufanie to...
    2 punkty
  47. Też złapałem na zdradzie. No i mi powiedziała, nie byłam sobą , coś tam, coś tam i powiedziała jeszcze, że tylko mnie tak mocno kochala I tylko mnie tak mocno kocha. Powiedziałem ja ciebie też. Po czym spakowałem ja do worków na śmieci, wystawiłem za drzwi i więcej już jej nie widziałem ?
    2 punkty
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.