Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 25.04.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. W ciągu swojego krótkiego życia "odkryłem" jeden, jeden z największych powodów dlaczego większość ludzi jest w życiowej dupie i pod żadnym pozorem nie chce z niej wyjść. Nie chce, ponieważ nic z tym nie robi. Powód jest tym, co społeczeństwo zachwala, czego brak jest kojarzony z półgłówkami i prymitywami. Jest tym, czego nie można przestać robić, ponieważ jak spróbujesz to i tak proces się zacznie od nowa za parę sekund. Jest tym, czego nie jesteśmy w stanie w żaden sposób powstrzymać. Jest powodem klęsk, upadków, uważania się za lepszego od całego świata, odróżnia sukces od porażki. Doprowadzona do perfekcji odróżnia życiowego wymiatacza od przegrywa. Jest to oczywiście myślenie. Ludzie szukają rozwiązań gdzieś hen, daleko od siebie, bo do tego jesteśmy przystosowani biologicznie. Boli główka? Rozwiązaniem jest tabletka. Nie udało mi się coś w życiu? Pierwszy impuls mówi: pierdoleni oni (to złe plemię, krzyczą atawizmy!)! Właściwie nigdy nie jesteśmy winni sami, lecz wiadomo, cały świat. Obserwując ludzi, którzy nie mają sukcesów, na których sukces czeka gdzieś zawsze za rogiem i oczywiście w przyszłości, zrozumiałem prostą sprawę. Myślenie zabija. Pustoszy życie wielu ludzi i mimo oczywistych zalet dla wielu ludzi jest wyrokiem, który wydają na siebie, oddziela samobójstwo od życia. Wydaje mi się, że najwięcej problemów z myśleniem mają ci, którzy "chwalą" się swoją inteligencją, a jednocześnie sami .. nic nie mają, co przekłada się na realne, namacalne korzyści. Takich ludzi wyjaśnił już profesor Hawking: Myślenie jest tym, co uważamy za "własne", "osobiste", coś z czym się identyfikujemy i nas definiuje. Ciężko o bardziej infantylny błąd w życiu. Tak naprawdę myśli same z siebie się namnażają i nie ma sposobu, żeby przeciętny człowiek mógł je powstrzymać. Są bezosobowe i ich treść wynika z wypartych emocji, z gniewu, złości, poczucia winy, które zbieramy całe życie, a następnie widzimy w świecie. I chociaż usunięcie emocji usuwa tysiące myśli związanych z tą emocja, to nie jest temat terapeutyczny i jak to robić, chociaż da się usunąć każdą emocję (lęk, złość, wstyd) i "uwolnić się od siebie". Jeżeli zatrzymasz proces myślowy i zrobisz to poprawnie, to patrząc na świat zrozumiesz, że do jego opisu nie potrzeba żadnych przymiotników. On po prostu będzie. W momencie, kiedy wrócą Twoje myśli na swoje miejsce, pojawią się przymiotniki i określenia oparte na emocjach, które tak naprawdę nie są w świecie (bo są miliony ludzi, którzy uważają coś innego, bo czują coś innego) a w Tobie, i je widzisz gdzieś, gdzie ich nie ma. Skoro nie możesz zatrzymać myśli, to jak możesz się z nimi identyfikować i uważać je za "Ciebie" i za obiektywną prawdę? Podobny mechanizm działa przy przegrywaniu, ale omówię tylko jeden, najbardziej zdradliwy wariant, który najlepiej obrazuje ten filmik polującej lwicy, i można go określić słowami: czajenie się. Blisko 100% ludzi jacy nas otaczają są bardziej lub mniej profesjonalnymi wykonawcami czajenia się. Moment nigdy nie jest odpowiedni i zawsze czeka na nas coś dalej, gdzieś w przyszłości rozwiązanie przyjdzie samo, albo coś się odmieni. Wygodnie, prawda? Całkiem ciekawy sposób na ugoszczenie się w życiowej dupie, praktykowany przez miliony, jak nie miliardy. Tacy ludzie w osobach osiągających widzą własną projektowaną bezradność, wkurwienie i słabość. Dla niektórych ci ludzie mają krokodyle (albo nawet całe akwarium), różne pomoce od diabłów, pakty z ciemnymi stronami, szukają z linijką czy zgadza się każdy centymetr linii żuchwy, liczą każdą złotówkę u innych otrzymaną od rodziców. Tą filozofię można podsumować prostym - "Ja taki nie jestem, to nie dla mnie!". W mojej drodze do osiągania masy mięśniowej, chociaż ważę już blisko 100kg, to nikt nie zapytał mnie ile to zajmuje, jakich poświęceń to wymaga, żeby to osiągnąć. Pojawiają się za to ciągle pytania - co biorę. Powód musi być na zewnątrz, prawda? W momencie, kiedy ktoś by Ci przyłożył pistolet do głowy i zagroził z oczami psychopaty (jak ten pan terapeutyzujący młodych przestępców), że pociągnie za spust, czy zrobiłbyś to, co miałbyś do zrobienia? Prawdopodobnie zrobiłbyś 101% normy. Wynika z tego, że nasze "nie mogę", "nie da się" jest najzwyczajniejszym - NIE CHCE MI SIĘ, jest właściwie narcystyczne. Pistolet przy skroni od Big Dragona rozwiązuje wszelkie problemy z motywacją. Tłumaczymy to sobie, że jeszcze nie znamy wszystkich teorii. Musimy przeczytać jeszcze kolejne książki - bez nich się nie da. Ciągle pojawiają się następni trenerzy, następna wiedza wymaga wchłonięcia. A to, co jest do zrobienia tylko się nawarstwia, a sukces i jego realne złapanie jest odwrotnie proporcjonalne do ilości materiału teoretycznego "koniecznego" do działania. I tego tutaj wszystkim życzę - zakończenia z emocjonalizacją, czajeniem się, poznawaniem następnych teorii .. tylko wzięciem się do roboty. Tyle i aż tyle. Jeżeli pomyślisz o odpowiedniej dziedzinie Twojego życia gdzie masz problem to tak naprawdę rozwiązania istnieją, ale wymagają najczęściej odpuszczenia swojego lęku, który podszyty jest przekonaniem o własnej zajebistości - bo właśnie ta nierealna zajebistość i nasz obraz siebie jacy jesteśmy wspaniali blokuje nas do tego, żeby wyjść z własnej dupy. Im bardziej agresywny jesteś i nienawistny w kierunku danego obiektu, tym bardziej się go boisz i prawdopodobnie - tym bardziej potrzebujesz. Agresja i strach jest jednym i tym samym, tak naprawdę zwykłym mechanizmem obronnym, który mówi - głowa do góry, jesteś lepszy i wspanialszy od innych. Skoro oni są zjebani, ty musisz być kimś! Nawet jak się nie uda, to co z tego? Myślisz, że za 10 lat ktoś będzie o tym pamiętał? Człowieku, ludzie nie pamiętają co jedli tydzień temu na obiad. I na koniec - jak myślisz, wiele osób się Tobą interesuje, zajmuje się Tobą w myślach i życzy Ci dobrze? Uwierz mi, większość ludzi nawet tych bliskich, ma Cię bardziej lub mniej w dupie, a Twój sukces jest ich porażką. Mój ulubiony filmik od Dana, który przyjąłem za życiową filozofię. Za każdym razem, gdy czuję opory względem pracy mówię sobie w myślach: zachowujesz się tak, jakby ktoś się tobą przejmował. I wiecie co? Działa, bo natychmiast usuwa poczucie własnej zajebistości mówiącej, że jestem zbyt ważny, żeby czegoś nie zrobić. I chociaż jest to smutne, ale skoro działa.. Nikt mi nie poderwie i nie przyniesie kobiet, nie zarobi dla mnie pieniędzy czy nie nauczy się za mnie tego, co konieczne. Nikt. I na zakończenie memik, który podsumowuje całość wywodu - pierwsza część oparta jest na odwadze i działaniu. Druga część - na myśleniu, czajeniu się i wierze we własny strumień emocji. Dopiero ostatnio zrozumiałem dlaczego blackpillowcy ciągle się kłócą o to co jest najważniejsze w wyglądzie. Ma to "udowodnić" im na poziomie psychiki, że się nie da, bo ONI TEGO NIE MAJĄ (filozofia - Ja taki nie jestem!), więc nie mają szans. A skoro nie mają szans, to można nic nie robić. Bo po co? To gadanie jest czcze, nic nie znaczy, bo ma inny emocjonalny cel - unikanie, chowanie się, czajenie. Widział ktoś osobę wielkiego sukcesu mówiącą o szczękach w osiąganiu? Ja nigdy, ale jak widziałeś, to podlinkuj. Innymi słowy, chcesz przegrać życie? Zacznij o nim myśleć i analizować. Im dłużej, tym lepiej. I pamiętaj, że winni są zawsze inni, a rozwiązaniem jest oczywiście tabletka, kolejna metoda czy "ten dzień". A jak się nie uda, to należy szukać następnej metody albo kiedyś przyjdzie w końcu ten dzień, że jednak się uda, dziewczyna sama Cię poderwie i nawet zagada, spadnie manna z nieba, rozstąpią się chmury i uśmiechnie się słoneczko- jak w Teletubisiach. Trzymaj się tego, przecież stawką jest tylko Twoje życie i jego jakość. Nic wielkiego, co? Post napisany w celach terapeutycznych (również dla utrwalenia własnej wiedzy), kiedy zrozumiałem jedną, najważniejszą sprawę co jest najistotniejsze w życiu - bycie odpowiednią osobą (a więc zmiana siebie) oraz ciągłe działanie. A wszystko, co mnie odciąga od celów - wdawanie się w pogawędki z osobami bez sukcesów i teoretyzującymi na dane tematy, bezużyteczna wiedza, szczególnie o celebrytach, wojnach i innych - tak naprawdę tylko przeszkadza i zabiera najcenniejszy zasób w życiu, którego nie kupisz nawet za miliardy - czas. Dan Pena mówił (tutaj), że potrzebujesz 10% mózgu i 90% jaj do sukcesów życiu. Czy ma rację, nie wiem. Myślę, że jako człowiek który osiągnął w życiu właściwie wszystko, to warto go posłuchać, ponieważ żyjemy w świecie, gdzie osoby przegrywające uważają, że mają 90% mózgu, a co myślą o własnych jajach, to boję się zgadywać. Potrzebujesz pomocy, żeby wyjść z własnej dupy i najlepszych materiałów? Łap, właściwie nic więcej nie potrzebujesz - 1, 2, 3. Z nadzieją, że komuś to pomogło, wyrazami szacunku, wasz słodko-kwaśny i unikający lukru z natury, Messer.
    52 punktów
  2. Niedawna sytuacja w mojej pracy przekonała mnie po raz nie wiem już który jak ważne jest bycie w życiu autentycznym. Mam (chociaż chyba należałoby raczej napisać "miałem", bo raczej jej już nie zobaczę) koleżankę, której strategią życiową jest bycie zawsze miłą i uśmiechniętą. Sam byłem kiedyś wyjątkowo zdolnym nice guy'em, którego życiową misją było zadowalanie innych ludzi, ale ona z pewnością mnie w tym przebija. W skrócie - ciągle się uśmiechała, była zawsze na "tak" i zawsze wykonywała najbardziej absurdalne prośby swoich przełożonych i współpracowników, często kosztem przerwy obiadowej. Była przy tym "przemiła", serdeczna, każdy ją chwalił i podziwiał to, jakim cudem potrafi być zawsze w tak wyśmienitym humorze. Osobiście nie ufam takim ludziom i czułem jak wiele prawdziwych emocji i uczuć musi tłumić, żeby zachować ten swój pozytywny wizerunek. Sam przecież robiłem kiedyś podobnie. No i nie pomyliłem się. Jakaś sytuacja w pracy przelała czarę goryczy, zwyzywała swoją przełożoną w potwornym szale, wyszła z pracy...i już do niej nie wróciła Jebnęła wypowiedzeniem Wszyscy w totalnym szoku! "Ale jak to? To przecież do niej niepodobne! Ona taka przecież nie jest!". Ehe, akurat. Wiem, że chciała dobrze. Strategia bycia zawsze miłym ma przecież na celu spowodowanie, że życie będzie zawsze toczyło się dobrze i dostaniemy wszystko to, czego pragniemy. Przecież już rodzice wpajali wielu z nas, że należy być zawsze miłym i grzecznym, bo w ten sposób zjednamy sobie wszystkich ludzi. Tyle, że to nieprawda. Rodzicom chodziło wyłącznie o ich wygodę, święty spokój i pozytywny wizerunek ich samych jako rodziców, którzy dobrze wytresowali (tfu, "wychowali") swoje dzieci, a nie o nasze bliżej nieokreślone "dobro". Udawanie, że nie ma w nas negatywnych emocji i uczuć w postaci złości, gniewu, agresji, niechęci do niektórych ludzi i ich postaw to droga kłamcy. My przecież dobrze wiemy, że to wszystko w nas jest. Udawanie kogoś, kim się nie jest tylko po to, żeby uzyskać cudzą sympatię i akceptację w dorosłości się nie sprawdza. O ile akceptacja innych ludzi (rodziców) była w dzieciństwie dla nas czymś niezbędnym do przetrwania (a tak to przynajmniej wtedy odbieraliśmy), o tyle w chwili obecnej możemy sobie bez niej poradzić. Poza tym kogo niby Ci inni ludzie akceptują, skoro to tylko Twoja maska, a nie prawdziwy Ty - bardzo złożona, wielowymiarowa postać? Miła osoba podświadomie zakłada, że jej potrzeby są mniej ważne od potrzeb innych ludzi. Należy w pewnym momencie otworzyć jednak oczy i dostrzec to, że nikt nie jest bardziej lub mniej ważny niż my sami i że to my jesteśmy odpowiedzialni za spełnianie własnych potrzeb, bo czasy naszego dzieciństwa już się skończyły. Wielu ludzi obawia się tego, że jeśli zaczną bronić swojego prawa do spełniania własnych potrzeb czy zaczną zachowywać się w asertywny sposób to inni ludzie zerwą z nimi wszystkie kontakty i w efekcie zostaną sami jak palec. Był to jeden z moich największych lęków - jeśli pokażę prawdziwego siebie nikt nie będzie chciał mieć ze mną więcej do czynienia. Pamiętam jak terapeutka jakieś 9 lat temu zadała mi pytanie - "a za co Pan lubi innych ludzi?". "No np. za poczucie humoru, za bycie ciekawym rozmówcą, za wewnętrzny luz itd.". "No widzi Pan, wśród tych cech, które Pan wymienił nie ma tego, żeby Ci ludzie zgadzali się z Panem w każdej możliwej sytuacji, byli dla Pana ciągle mili i nigdy nie mówili Panu "nie" ". Bo my tak naprawdę lubimy i przede wszystkim szanujemy ludzi autentycznych i właśnie tacy ludzie nas przyciągają, a nie Ci "sztuczni", którzy próbują zadowolić wszystkich wokół siebie - ich jakoś podświadomie odrzucamy, no chyba, że akurat są nam do czegoś potrzebni. Miły gość to przecież idealny niewolnik, którego można wykorzystać do zaspokajania własnych potrzeb. Zawsze lubiłem oglądać westerny. Obejrzyjcie sobie (o ile ktoś z Was tego jeszcze nie widział) "The Good, The Bad and The Ugly" - żadna z grających tam męskich postaci nie jest miła choćby w jednym procencie, a jakoś każda budzi naszą sympatię. Cechą każdej z nich było to, że stawiała swoje potrzeby na pierwszym miejscu. Coś, co przeraża każdego miłego gościa Alternatywą dla bycia miłym nie jest bycie chamem czy aktywnie nie-miłym. To pogodzenie się z faktem, że i my jesteśmy zdolni do złych rzeczy i możemy wykorzystywać "agresywną" część siebie dla naszych korzyści zamiast ciągle z nią walczyć. Danie sobie prawa do wyboru określonej reakcji w danej sytuacji zamiast usilnego starania się bycia miłym. Balans. Wychodzenie z tego nie jest proste - to ciągłe przekraczanie strefy komfortu (co z pewnością uruchomi lęk, wyrzucając na powierzchnię stare, błędne przekonania), branie na siebie niezadowolenia innych osób w momencie, gdy mówisz "nie" (szczególnie, gdy przyzwyczaiłeś je do czegoś odmiennego), rozbrajanie poczucia winy i nauka technik manipulacji, którymi posługują się osoby korzystające wcześniej z naszej "miłej" natury. Z czasem jest jednak łatwiej. Dodaję temat głównie dla świeżaków, bo starszyźnie zagadnienie jest dobrze znane, a brakowało mi na tym forum opisu tego zjawiska w jednym, zbiorczym temacie.
    15 punktów
  3. Niby racja, ale tylko z pozoru. Po pierwsze ulubione hasło takich kołczów, to "możesz wszystko". Niestety jest to Wielkie Kłamstwo. Coś jak karuzela dla chomika. Przez analogię do sportu. Czy każdy w sporcie wygrywa? Oczywiście, że nie. Czy wystarczą lata treningu? Możesz biegać codziennie sprinty, a Boltem nigdy nie będziesz. Trzeba mieć predyspozycje. Rywalizacja to zasadniczo zawsze ciężka sprawa i wymaga dużej odporności psychicznej. Nie każdy ją ma. I ostatnia sprawa. Większość kołczów, jak nie wszyscy, ma jakiś swój obraz świata, ramki, recepty, w które chce wepchnąć wszystkich. Bo u nich zadziałało, to u każdego zadziała. Błąd, ludzie nie są jednakowi, nie mają takich samych predyspozycji. Tu wchodzi też kwestia mentoringu. Zwróć uwagę, że każdy mówi, że na pewnym etapie miał mentora. Według mnie to jest klucz do powodzenia. Nie "wiedza" kupowana na sesjach kołczingowych, tylko namacalna relacja uczeń-mistrz, gdzie mistrz ci przekazuje swoją wiedzę i pomaga, bo chce to robić. I nie pobiera za to wynagrodzenia. Te wszystkie show kołczingowe, to tylko kupczenie jakimś ładnie opakowanym produktem. Są różne sposoby odejścia. Nie do każdego potrzeba pięć zer na koncie. Pamiętaj, że ten wyścig jest sprzedawany jako jedyne słuszne panaceum na wszelkie bolączki. Biegnij chomiczku, biegnij. A co jak ktoś nie chce być chomiczkiem?
    9 punktów
  4. Dobra, to ja się pobawię w kołcza i zdradzę jedną kluczową umiejętność, którą trzeba posiąść, a której większość ludzi nie posiada. UMIEJĘTNOŚĆ ZAMYKANIA NIEROKUJĄCYCH PROJEKTÓW firmy, biznesu, spółki, związku, pracy, hobby, relacji, itp. Bardzo dużo czasu i energii traci się na tkwienie w czymś skazanym na porażkę. Bo wstyd, bo co inni powiedzą, bo to bedzie porażka, bo straciłem już 5 lat, bo szkoda, bo gdzie znajdę drugą taką, bo za stary już jestem, etc. Energię można odzyskać, czasu nigdy. Dlatego kluczowe jest określanie sobie kamieni milowych i punktów wyjścia. Nie awansowałem przez 3 lata, byebye, 5 lat się uczę na gitarze i nadal chujnia, byebye, mam działalność i 4 lata od rozpoczęcia dalej kredytu mi nie chcą dawać, byebye, zbieram 10 lat na mieszkanie i dalej mnie nie stać, byebye. Tak w przybliżeniu. I nie chodzi tu o posiadanie "backup planu", tylko o surfowanie zawsze jak najbliżej szczytu fali, a jak nie wychodzi, to kolejna i kolejna, aż do skutku. Ps. Nie jest to prosta umiejętność, sam mam duże problemy z jej konsekwentnym stosowaniem.
    8 punktów
  5. Drodzy Bracia, piątek był moim pierwszym od dawna pełnym dniem bez masturbacji. Przetrwałem też sobotę, a dziś do wieczora znów pracuję (znaczy - nie ma opcji trzepania). Jest silne postanowienie przekuwania chęci robienia tego w chęć do ruchu. Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek był tak zmotywowany. Teraz nawet w miejscu pracy zdarza mi się nabijać kroki, a wcześniej nigdy w życiu tego nie robiłem. Mój organizm domaga się fizycznego wysiłku. Jutro planuję zrobić rekordową, jak na swoje możliwości, trasę na rowerze. Postanowienie nofapowe - na razie do piątku. Chcę zamknąć okrągły tydzień. Trzymajcie kciuki.
    6 punktów
  6. W Polsce nic takiego nie będzie, janusze i grażyny mają na fajki i parówki z biedronki, tv działa więc nic nie brakuje 👉
    6 punktów
  7. http://fifek.pl/upload/images/medium/2014/06/brzydze_sie_2014-06-22_12-24-50.jpg
    6 punktów
  8. Powiedzmy sobie szczerze, wszedłeś na ten wątek tylko po to, żeby móc pocałować Gomeza w dupę. Jeśli rozumiesz żart i wiesz do jakiego tekstu nawiązuje zapewne znasz Gothica, grę stworzoną przez niezbyt duże niemieckie studio Piranha Byte. Pierwsza część wyszła 20 lat temu, ale nadal gra w nią wielu fanów, jest dość często obecna na różnych letsplay-ach i streamach. Swój fejm mają zwłaszcza : Gothic 1, Gothic 2 i Gothic 2 Noc Kruka (chyba najbardziej lubiana z serii). Gothic 3 wypadał już słabiej, ale miał swoje plusy i też gra się całkiem fajnie. Chociaż gra nie jest aż tak bardzo znana na świecie, zrobiła furorę w kilku krajach w tym zwłaszcza w Niemczech, Rosji i... Polsce, zwłaszcza że polski dubbing wyszedł bardzo dobrze. Osobiście nie gram za wiele w gry, jeśli już to głównie w RPG-i i ewentualnie gry sportowe. Grałem już w ładnych parę RPGów i muszę przyznać, że Gothic ma w swoim klimacie to coś. Wystarczy posłuchać muzyczki z Górniczej Doliny na YT i od razu się wszystko przypomina, albo muzyczka z Klasztoru Magów Ognia i od razu przypominają się rozmowy z Pyrokarem XD. Pod względem klimatu, chyba tylko Wiedźmin może się tu równać. Co mi się też podobało, to że gra skłania gracza do myślenia, nie prowadzi go za rączkę, nawet mapy nie ma na początku, trzeba ją kupić/zdobyć, poszczególne questy można wykonać na różne sposoby itd. Gothic ma także swój rozwinięty fandom. Powstała masa modów stworzonych przez fanów, a także dużo różnych filmików, przeróbek. Nawet obecnie powstają nowe filmiki, ostatnio nawet zrobił się tego wysyp na YT, co i rusz coś z Gothica wyskakuje ludziom na głównej. Wszystkich fanów Bezimiennego i jego kompanów zapraszam do wątku. Piszczcie jakie wy macie wspomnienia z gry, co wam się podobało lub nie podobało w poszczególnych częściach serii itd.
    5 punktów
  9. Frustracja narasta gdyż takie osoby są często inteligentne i dostrzegają jak inni je wykorzystują. Jednak nie potrafią zapanować nad tą sytuacją ponieważ jakakolwiek próba określenia własnych zasad czy ram powoduje silną reakcję emocjonalną (strach albo poczucie winy). Stąd dalej brną w to zamknięte koło aż frustracja i złość spowodowana sytuacją jest tak duża, że dochodzi do niekontrolowanego wybuchu w różnej formie. Schemat będzie się powtarzał aż się nie przepracuje problemu i nie zmieni wzorców.
    5 punktów
  10. Warto wspomnieć o dwóch ciekawostkach dotyczących Hawkinga - jedną ze swoich żon poznał, jako kobietę gościa który projektował dla niego prototyp syntezatora. Może to moralnie być wątpliwe, ale pokazuje, że gość miał przysłowiowe jaja, żeby brać co chce - kiedyś w wywiadzie powiedział, że w życiu miał tylko raz pecha, kiedy zachorował na stwardnienie. Wszystko inne było cudem, więc byłoby niestosownością narzekać na ten jeden drobny incydent. Poza tym dodał po chwili: kiedy użalasz się nad sobą nikt ci nie pomoże, ludzie tak naprawdę nie mają nawet ochoty przebywać wtedy w twoim towarzystwie. ps. @Analconda a ty co dziś zrobiłeś, by wyjść z przegrywu? Czy mem nie przemawia do ciebie, w jakiś szczególny sposób?
    5 punktów
  11. Oczywiście! Gdyby nie to, że zostałem przysypany pewnymi sprawami, to nie mam pojęcia gdzie w życiu byłbym. Zawsze byłem dziwnym dzieckiem. Olewałem naukę w szkole, ale podobała mi się fizyka. Miałem same 2 i 3 - nawet zagrożenie w gimnazjum i to nie jedno , ale w pewnym momencie nauczyciel powiedział, że trzeba napisać wielostronicowe wypracowanie na jakiś temat z fizyki. Uznałem, że siądę i napiszę to tak dobrze, jak mogę. Okazało się, że w klasie bananowych dzieci napisałem najlepszą pracę ze wszystkich. Właściwie dzieciak przygłupi w oczach "lepszych" i mądrzejszych dzieci zmiótł ich, że chłopaków i agresywne dziewczynki aż powykrzywiało. To był przyjemny widok patrzeć na te kocie mordy przy odbiorze pracy i publicznym pochwaleniu. Wtedy już czułem, że lubię iść pod prąd Potem dostałem następne kłody pod nogi, znacznie cięższe. Udawało mi się pozbyć wszystkich. Czy gdybym dostał Dana w wieku gimnazjalnym, to bym go zrozumiał? Wątpię. Ja to dokładnie rozumiem, dlatego wrzuciłem literaturę pomocniczą, żeby ktoś mógł sobie pomóc. A potem samo się ułoży, bo świat lubi idących pod prąd i często te pozorne problemy okazują się przepustką do wolności. To polega na zwyczajnym rozsmakowaniu się w wygrywaniu. Najpierw małe rzeczy, a potem coraz większe. A potem smak rośnie w miarę jedzenia. A ostatecznie okazuje się, że jesteś innym człowiekiem. I świadomość, że w pewnym aspekcie życia jesteś w 1% najlepszych ludzi na świecie, albo nawet lepiej, jest po prostu niesamowicie przyjemna. Dla tej samej satysfakcji warto. Jednak polega to na najtrudniejszej rzeczy - zaczęciu. Małymi kroczkami, jak trzeba, ale zacząć. Cokolwiek robić, ale robić. Tak, lęk się zmniejsza jak masz stabilna sytuację - tzw. teoria zachowania zasobów Hobfolla. Nawiasem mówiąc, jeżeli chodzi o pozbywanie się emocji, zahamowań i innych mało potrzebnych bzdur to rzuć okiem na listę lektur, które poleciłem w tekście. I serio, kup sobie #3. Podziękujesz mi po czasie. Myślę, że możesz sobie uratować życie. Powodzenia.
    5 punktów
  12. Temat bardzo trudny, bo oparty o percepcję sukcesu, przegrywu, sensu życia. Czym są sukcesy i dlaczego miałbym je kolekcjonować, zgodnie z kryterium oceny innych? Co to znaczy "być w dupie" a kiedy jesteś "życiowym wymiataczem" i dlaczego mam wrażenie, że skądinąd bardzo ciekawa kwestia, jest w gruncie rzeczy znów sprowadzona do posiadania pieniędzy, bycia podziwianym, a z drugiej strony no jakby inaczej jest skromny człowiek, żyjący z etatu za 3k, bez kobiety. Dobry post, z bardzo dobrymi momentami, jak rozprawa z "czajeniem się", ale odnoszę wrażenie, że to poradnik jak być lepszym szczurem jednak w calym tym wyścigu szczurów.
    5 punktów
  13. No i co ja mam tu dopisać, jak się zgadzam z każdym w sumie punktem? Brawo, @Messer. Może tylko tyle - czasami największym demotywatorem do braku działania jest ciągłe przekonanie o własnych brakach i niedoskonałości. Ciągłe obiekcje, że jeszcze za mało umiesz. A jak za mało umiesz i masz za mało doświadczenia, jakim prawem chcesz np. tę wiedzę przekazywać innym? To ciężko przełamać, też kiedyś miałem takie dylematy. Ryzykujesz tym sposobem zostanie "wiedzowym ćpunem" (strawestowałem tutaj popularne "motivation junkie", czy ludzi, którzy uzależnili się od szkoleń motywacyjnych i ich sensem życia stało się odwiedzanie kolejnych prelegentów, a nie wcielanie od razu uzyskanej wiedzy i nowych przekonań w życie). Działaj, próbuj, testuj, każdą zdobytą umiejętność od razu wcielaj w życie, chociażby po kawałeczku. Tylko wtedy będzie to miało sens.
    5 punktów
  14. Jeszcze jedna rzecz, która mi przyszła do głowy. Bardzo ważna. Zaufanie. Na zachodzie, szczególnie lat temu naście i więcej, otoczenie biznesowe, mentalność biznesowa nazwijmy to, funkcjonuje na zupełnie innych zasadach. Dlatego np. taki Grant Cardone mógł zaczynać angażując się w pracę na rzecz kogoś "na dobre słowo", będąc pewnym, że jak dobrze zrobi robotę, to zostanie za to wynagrodzony, a nie wydymany. A u nas umowy, pieczątki, podpisy, a i tak pewności nie ma. Takie drobne różnice. Dla malkontentów podam przykład. Rozmawiałem kilka lat temu o dystrybucji pewnych produktów francuskiej firmy na terenie pl. Byli bardzo niechętni i niezainteresowani. Czemu? Okazało się, że 3 lata wcześniej zostali wydymani przez polską firmę, z którą chcieli nawiązać współpracę. Mentalność, pamiętajcie.
    5 punktów
  15. Dla mnie jako wierzącego introwertyka, który nie bierze słów świętych ksiąg dosłownie a metaforycznie biblijny szatan to właśnie nic innego jak myślenie a dokładniej podporządkowanie wszystkiego jemu. Przekonanie, że któregoś dnia nauka rozwiąże wszystkie problemy ludzkości i obędziemy się bez wyższych praw rządzących wszechświatem. Człowiek, który myśli w ten sposób jest owładnięty przez diabła choćby jego całe życie było wolontariatem na rzecz innych. "Myślenie jest jak narzędzie. Po skończonej pracy powinno zostać odstawione na półkę" - Eckhart Tolle A po obiedzie idę na spacer bo mi od siedzenia przed wykresami się mózg gotuje jak po dobrej rajce bez kitu xD I nie zamierzam tam myśleć w ogóle tylko odczuwać nakurwiające słońce ;]]]
    5 punktów
  16. Dla mnie sztuką jest myśleć ale kompletnie odrzucić od tego wątek EMOCJI. Chłodna kalkulacja jak psychopata. Mi się parę razy udało tak robić i po prostu wyniki są zdumiewające. Czułem się tak wolny i nieskrępowany że aż mi dopamina podskoczyła. Masz uczucie że możesz wszystko, że DASZ SOBIE ZAWSZE RADĘ... Da się tak zrobić i mówi to wam były nerwus (w sensie w 10 porcentach jeszcze jestem nerwusem i pracuje nad tym XD) który reagował na byle gówno emocjonalnie... Ostatnio znów podeszłem emocjonalnie do jednej rzeczy - moi rodzice chcieli się szczepić na Covida. Cały tydzień łaziłem się i martwiłem, kłóciłem z nimi, wysrywalem emocjonalnie i byłem kurwa nie do życia dla nich. W końcu dałem sobie plaskacza w ryj i powiedziałem "kurwa debilu! przypomnij sobie słowa Goebbelsa" XD Więc spokojnie zacząłem im ciągle pałkować o szczepionkach. Mój ojciec wkurwiał się a ja nie reagowałem na to - miałem to w dupie że się wkurza. Gadałem monotonnie, na wszystkie newsy gdzie było że szczepionki szkodzą albo wśród znajomych jakieś doniesienia o szkodliwości mówiłem - A nie mówiłem?... Teraz moja matka nie chce się szczepić a ojciec mówi że na razie nie ma potrzeby do czasu aż nie zrobi sobie testu na tą odporność itp... ale urabiam dalej... Cel osiągnięty? Prawie tak... bez nerwów i niszczenia sobie życia... Ideałem takiego podejścia jest np. jak kobieta z którą żyjesz 20 lat i masz 3 dzieci i dowiadujesz się że cię zdradziła - wyrzucasz ją bez żalu i płaczu jak śmieć ze swojego życia. Nie czujesz nienawiści, żalu, pogardy, po prostu nie czujesz nic. Bardziej byś się przejął wyborem miedzy 1 kg pomarańczy albo 1 kg bananów do kupienia w czasie zakupów w lidlu XD. To jest ideał tej idei :3
    5 punktów
  17. @Messer ja tak sumując to szkoda mi żę ktoś mi nie powiedział takiego czegoś: 1. Ramaja ból jest do zniesienia! Można nauczyć się go znosić i na niego UODPARNIAĆ! Im bardziej narażasz się na ból tym bardziej jest on coraz mniejszy, da się go wytrzymać i co najważniejsze ON PRZECHODZI! Po burzy ZAWSZE musi wyjść słońce! Chodzi mi głównie o ból emocjonalny który jest tym głównym czynnikiem który hamuje ludzi co tutaj opisałeś. Ja mam z tym niesamowite doświadczenie... 10 lat temu to jak patrzę na siebie to byłem taką ciotą że babka z kebaba się ze mnie śmiała pod nosem bo byłem tak zahukany że jąkałem się jak u niej zamawiałem kebab XD byłem kurwa kompletnie żałosnym typem. Co ciekawe co do pkt. 1 zauważyłem że nawet na ból fizyczny stałem się odporniejszy co mnie mocno zdumiło. Wcześniej byłem wrażliwy... Nadal mam dużo do przerabiania w głowie ale naprawdę w porównaniu do tego typa sprzed 10 lat to jak niebo i ziemia... Po prostu niezwykle trudno sobie powiedzieć "tak jesteś zjebem, przymułem i lamusem, rusz kurwa dupę i to zmień" bo to niesamowicie boli emocjonalnie! Na własnej dupie to odczułem, ból emocjonalny jest po stokroć gorszy od bólu fizycznego bo trudno go niezwykle zlokalizować bez niesamowicie ogromnej wiedzy psychologicznej... ból fizyczny jest naoczny i wiemy skąd on pochodzi ( np. wpierdol od kogoś - wiemy czemu nas boli szczęka, ale uczucie frustracji i doła bez powodu? - często już nie, zwłaszcza jak to się objawia losowo jak było to u mnie)
    5 punktów
  18. Czyżby jakieś przebudzenie? Londyńczycy wyszli na ulicę, aby pokazać swoją dezaprobatę wobec rządzących, obowiązujących obecnie ograniczeń oraz aby wyrazić sprzeciw wobec planowanych rozwiązań, które jeszcze bardziej ich zniewolą. Czy reszta pójdzie za ich przykładem? W pewnych momencie, pokojowy protest zamienił się w miejscowe starcia z policją.
    4 punkty
  19. Jeśli ta osoba jest miła niezależnie od tego jak zachowuje się jej otoczenie to z pewnością nie świadczy to o tym, że została dobrze "wychowana", a raczej o tym, że w dzieciństwie nie szanowano jej odrębności. Pełna, zdrowa jednostka winna mieć dostęp do szerokiego wachlarza zachowań i emocji, łącznie ze złością, tak bezwzględnie pacyfikowaną przez większość rodziców. Powinna umieć się bronić, gdy sytuacja tego wymaga. Osoby zawsze miłe (bo to ich dotyczy ten temat) nie dają sobie prawa do wyboru zachowania, lecz pokornie zagryzają zęby i swoje emocje tłumią - ich wysiłki bycia uznanym za "przemiłego" człowieka powodują, że stają się po prostu nieprawdziwe. Tak jak koleżanka z mojego przykładu i ja kiedyś. Jedna osoba odpłaci Ci tym samym, a inna będzie chciała Twoje "miłe" usposobienie bezwzględnie wykorzystać. I chodzi przede wszystkim o to, żeby nauczyć się te dwie sytuacje rozróżniać, a w tej drugiej skutecznie się bronić, przy czym umiejętność mówienia "nie" bez głębszego uzasadnienia często w zupełności wystarczy. Tak jak pisałem powyżej - nie chodzi o bycie aktywnie nie-miłym czy chamskim, a danie sobie prawa do innej reakcji na zdarzenia w świecie zewnętrznym niż tylko ta "miła". Z jednej strony tak, ale jej koleżanki z działu potrafiły szefowej stawiać granice i przez to ich współpraca układa się wzorowo, a ona już nie - zawsze była gotowa do poświęceń, nigdy nie narzekała, brała na siebie bardzo dużo, żeby tylko szefową i współpracowników zadowolić i wystarczyła jedna sytuacja, która przelała czarę goryczy i pokazała jej inne, bardziej ludzkie oblicze.
    4 punkty
  20. W sumie to są podstawy logiki i jakiegoś rozumowania. Nigdy nie będę najmłodszym i najlepszym bokserem w historii planety - jest jakieś minimum 20 lat za późno na coś takiego. I nie chodzi o budowanie hotelu na Marsie, ale czasem proste, elementarne rzeczy. Świadomość, że większość problemów jest związana z ich unikaniem. Unikaniem odpowiedzialności. Ludzie nienawidzą tego słowa. Właściwie chodzi mi tylko o tyle. A większość problemów jest do rozwiązania w przeciągu kilku lat, tak mówi mi doświadczenie moje i innych. A jak ktoś nie chce być chomiczkiem, to wtedy i tak musi sobie odpowiedzieć czego chce. I wykonać pracę w osiągnieciu tego, czego chce. Nawet jak ktoś chce popełnić samobójstwo to musi się wysilić i zebrać się w sobie na ten czyn, czyż nie? Pracowałem kiedyś w zwyczajnej fabryce dla prostych chłopaków. Takiej ilości jadu, nienawiści i dogryzania sobie nie doznałem chyba nigdzie. Czy to, co oni robią nie wynikało głównie z wiary? Wiary, że jedyne co zostaje to chlanie i nędzne życie na 3 zmiany? Cóż, do tego się odnoszę - że myślenie zabija. A im gorsza sytuacja, tym bardziej. A filozoficzne dywagacje nie mają sensu, każdy i tak zdecyduje co zrobi samemu, niektórzy giną w osiąganiu swoich celów. A niektórzy giną od nieosiągania swoich celów. I widocznie tak ma być
    4 punkty
  21. U podstaw sukcesu Dan Pena stoi drobny epizod - wejście w joint venture ze spółką, dzięki której wygrał rządowy kontrakt wart 50 mln USD, co otworzyło drogę do dalszych kontraktów. Nie ma nigdzie informacji, co spowodowało, że poważna firma zdecydowała się na współpracę z gołodupcem. Taki drobiazg, ale kluczowy dla dalszego kołczingowego pierdololo. U nas np. musiałby dać mocno w łapę, mieć koneksje, znajomości lub mocne plecy. Przypuszczam, że w US nie inaczej. To tak a propos "szczęścia" przy rozpoczynaniu biznesu. Natomiast sporo jego rad ma uniwersalne zastosowanie, ale między bajki włóżmy takie "quantum leapy" dla każdego - odpowiednia kombinacja szczęścia, zaciętości, poświęcenia i znajomości/pleców wystąpi ja wiem, u jednej osoby na milion może.
    4 punkty
  22. Jak ktoś jest dla Ciebie miły, odpłacaj tym samym. Dla innych bądź stanowczy i asertywny. Jak ktoś ci wciska pierdololo, to jedź jak po burej suce. Proste i skuteczne zasady.
    4 punkty
  23. Ludzie podświadomie nie szanują uległych, zgadzających się na wszystko, miłych osób. Owszem, są dla nich często mili ale to tylko gra, która daje im wymierne korzyści (spełnianie ich woli). Po prostu taka technika podejścia do tej osoby aby osiągnąć tylko własną korzyść. Stąd takie osoby zawsze są wykorzystywane a praktycznie nigdy nie nagradzane, czy doceniane w wymierny sposób. Bo pochwała czy "podziękowanie" to jaka wymierna i realna korzyść? Ceni się i podświadomie szanuje tylko to co kosztuje, na co trzeba zapracować, zasłużyć. Tak jest skonstruowana psychika ludzi. Od "miłych" wszystko ma się za darmo, bez wysiłku. To żenujące i budzi wręcz pogardę. Pisałem już kiedyś, że jeśli sami nie zaczniemy cenić i szanować siebie.... świat na pewno tym Nam nie odpowie. Zwłaszcza kobiety czują pogardę podświadomie do takich facetów. Są aseksualni bo bycie miłym i pozwolenie na wykorzystywanie siebie to żenująca słabość. Bądźmy szczerzy dla Nas wszystkich okazanie słabości budzi w Nas pogardę. Ten zjebany wzorzec bycia miłym to efekt wychowania (brak ojca, wzorca męskiego). Sam to miałem i wyjście z tej strefy to nowe "nieprzyjemne" emocje i bardzo często poczucie winy gdyż wzorzec ten jest powiązany jeszcze z innymi jak np. ten, że będę szczęśliwy jak sprawie aby byli szczęśliwi wszyscy dokoła mnie. Chyba nie muszę pisać jaki to absurd. Doskonale autor postu zauważył związek wychowawczy matek, które wpajają ten wzorzec dzieciom (zazwyczaj chyba nieświadomie) ale dla własnej wygody a nie dobra późniejszego dziecka.
    4 punkty
  24. To tylko mechanika/schemat działania psychopatów poprzez eskalację żądań, żeby zastraszana coraz dalej posuniętymi groźbami ofiara, samodzielnie i "z własnej woli" wykonywała polecenia. To niejako zdejmuje z psychopaty odpowiedzialność za skrzywdzenie, bo nie wykona - więc musiał zabić bo tylko wypełnił ostrzeżenie a jak wykona - przecież sama to sobie zrobiła.
    4 punkty
  25. Moi drodzy jeszcze ważna rzecz. Przegrywem możesz się też stać z czasem. Mam w znajomych takową osobę która zaliczyła tzw.scianę ale w męskiej formie. Przedział 15-27 to mokry sen każdego wykopka.😂 Ogromny social circle, ponadprzeciętny fame, bawidamek i pies na baby w jednym. Ponadprzeciętna aparycja. Ponadprzeciętna arogancja. Ponadprzeciętny przebieg. W przeciągu 12 następnych miesięcy od 27 urodzin do 28 skończyło się. I to na własne życzenie. No bo ile można palić/pić/chujowo odżywiać się?Ano kiedyś ciało się upomni. No i upomniało pana. Smv spadło o jakieś 2/3 oczka. Do tego dodajcie brak statusu finansowego bo po co jak tu trzeba laski dymać. Tragedia tego człowieka bo pierdolną z samej góry na poziom przeciętnego faceta. Nie został u niego żaden mityczny charakter, pewność i tym podobne. Na glinianych nogach wszystko zbudowane. Została tylko arogancja. Czy mógłby wrócić no jasne ale ,,król”przecież niczego nie musi. Także to nie tak że są dwa rodzaje ludzi, ci na dole i ci na górze. Ten który to przeczyta, kurwa pamiętaj że z góry szybciej się spada niż się na nią wchodzi.
    3 punkty
  26. Bardzo dobra technika nie tylko w tym omawianym przypadku. Po takich pytaniach też wyjdzie na jaw kolejny zakorzeniony wzorzec tak absurdalny a tak często prawdziwy. Stawianie własnego dobra/interesu na końcu hierarchii ważności po dobru/interesie innych. Czyli inaczej mówiąc martwimy się i przejmujemy innymi zamiast sobą najpierw. W przypadku kiedy podświadomość wyrzuca w sytuacji emocje dobrze jest też potrafić zdystansować się właśnie do tych emocji - czyli po prostu nazwać, zdefiniować stan emocjonalny w jakim aktualnie się znajdujemy. Wtedy jakby nie jesteśmy już tymi emocjami tylko po trochu obserwatorem ich/siebie. Zadajemy pytania: co Nas wprowadziło w ten stan, czy to jest na prawdę aż tak ważne, czy jest sens tym się tak przejmować, itp. Dalej możemy zakwestionować albo zmienić priorytet czynnika wywołującego emocję znów z pozycji obserwatora, zmniejszyć ważność sytuacji, osób. Kolejne pytania właśnie jak powyżej - tak jak napisał Brat. Kiedyś można by zrobić cały wątek o destrukcyjnych wzorcach o których nawet wielu ludzi nie ma pojęcia, że na nich jedzie. W dzisiejszych czasach braku męskich przykładów (nawet w rodzinie) mam wrażenie, że są one "produkowane" masowo.
    3 punkty
  27. To jest bardzo, bardzo ale to bardzo trudne, zgodnie z teorią utopionych kosztów. Nie tylko finansowych. Wiele osób trzyma się kurczowo nierokujących przedsięwzięć, licząc na nagle odbicie, jeżeli do tej pory poświęcili im wiele czasu, wysiłku i pieniędzy. Bo już zaraz,teraz będzie przełom. Będzie efekt. Będzie zysk. Będzie ROI. Szczególnie bywa to ryzykowne, gdy tyczy się pieniędzy. Bardzo trudno jest zachować balans między skupieniem, wysiłkiem i pracą nad projektem z odroczonym terminem gratyfikacji a decyzją, że może to jednak nie to i dalsze zaangazowanie to jedynie przepalanie pieniedzy i czasu.
    3 punkty
  28. Nie piszemy Panowie o byciu miłym w sensie kultury, ogłady i norm społecznych. Sam jestem miły, bezkonfliktowy i jak to się potocznie mówi do dogadania. Piszemy w kontekście "nice guy" roboczo nazywając to "bycie miłym" czyli brak asertywności, własnego zdania, uległość, przejmowanie się zdaniem i opiniami innych, brak umiejętności egzekwowania swojego zdania, brak umiejętności komunikowania własnych wymagań i potrzeb, nieumiejętność odmawiania, brak własnej ramy, itp. Bycie miłym w sensie kultury zawsze dobrze widziane i sam stosuję zasadę komunikacji i nie lubię chamstwa czy buractwa. Jestem bezkonfliktowy ale jak ktoś przekroczy granicę..... jestem zwierzęciem. Ładnie to kulturalnie ująłem
    3 punkty
  29. @Redbad dlatego każdy musi sobie sam zdefiniować swój "sukces" i swoje "bycie w dupie". A także, co chyba najważniejsze, definicję własnego szczęścia. Nie jest to łatwe, bo wysiłku i czasu wymaga wsłuchanie się w siebie i na dodatek jesteśmy cały czas bombardowani sygnałami z zewnątrz: oczekiwaniami innych, definicjami sukcesu głoszonymi przez różne środowiska, kultury, społeczności, etc. Ludzką naturą jest porównywanie się z innymi i też trzeba się od tego odfiltrować. Kolejnym ważnym czynnikiem jest zaakceptowanie swoich ograniczeń. Jednym słowem szukanie siebie to trudna sztuka, ale warto (banał, ale tak jest).
    3 punkty
  30. Problem w tym ze nieokazywanie emocji w końcu z ciebie wyjdzie pod postacią jakiegoś zaburzenia, człowiek mimo wszystko jest istotą emocjonalną, ważne w tej postawie prawdziwe obserwowanie emocji i sprawianie ze one same znikają, a nie blokowanie ich i maskowanie obojętnością itd. Kiedys czytałem właśnie w jakiejś książce ze jej autor ufa największym nerwusom, bo taki nerwus w przypadku okazji i braku konsekwencji nie wykorzysta sytuacji i nie wbije ci noża w plecy, a taki cichy i opanowany, kto wie.
    3 punkty
  31. "Kołczingowe" pierdol*nie, kogoś kto za sukces uważa posiadanie dóbr materialnych i dymanie. Zamiast znalezienia szczęścia w sobie, własnej drogi życia, umiejętności cieszenia się z prostych spraw, nie poddawania się głupocie konsumpcji i wyścigowi szczurów, itd. Dobra materialne mogą Ci zabrać, poczucia szczęścia nie, co i Marek zauważał wielokrotnie w audycjach.
    3 punkty
  32. Koronawirus jest też darem dla "madek" aby wymusić alienację rodzicielską. https://kobieta.wp.pl/szczepienia-a-widzenia-koronawirus-pretekstem-do-alienacji-rodzicielskiej-6632238173186560a
    3 punkty
  33. Albo ma wyjebane na wszystko co materialne. I nie ma czego zazdrościć🤔 Rucha! Nawet w kiblu w robocie😁. Albo jedzie do klientki i rucha ją u niej w biurze 😁. Tego koleszkę, co nieraz widziałem i słyszałem też komplementuhą obcy faceci. Przykład: zajechaliśmy do klienta. Idziemy przez produkcję z Panią która nas pilotowała. On idzie z nią "w parze", ja 2-3 kroki za nimi. Oczywiście wszyscy oderwali wzrok od swoich zadań i łypią. Aż w pewnym momencie, słyszę... Ewelina co to za przystojniak z tobą... ty to masz farta... A Ewelina to myślałem że się zesra ze szczęścia😏. Tylko dzięki temu że przy nim była. Bo nawet z nią zbytnio nie gadał. A jak weszliśmy do działu logistyki gdzie - o zgrozo - było w biurze 7 (siedem) LOGISTYCZEK... to się kurwa zaczęło. Inni stali się niewidzialni, niesłyszalni... Tak że tego. Miałem wrażenie że jakby nie konwenanse społeczne, to wszystkie by po kolei klękały i się wypinały🙊🙉🙈 @Ważniak... "ryj" na 🥇😂
    3 punkty
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.