Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 22.08.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. Osoby zaszczepione trzema dawkami boją się osób zaszczepionych dwoma dawkami, osoby szczepione dwiema dawkami obawiają się zaszczepionych jedną dawką, osoby zaszczepione jedną dawką boją się nieszczepionych. Nieszczepione nikogo się nie boją...
    10 punktów
  2. Sądzę że milionera mogą spotkać milionowe alimenty.
    8 punktów
  3. Postanowiłem, że teraz raz na zawsze zerwę z masturbacją do porno i całkowitym oglądaniem tego syfu. Z racji, że w momencie, w którym powinienem stanąć na wysokości zadania tego nie zrobiłem (może to przez to, że jestem dość lękliwy), myślę nad półrocznym odwykiem. 😁 Po trzech tygodniach pojawiły się pierwsze mocniejsze zachęty do trwania w dawnym nałogu, więc postanowiłem założyć ten temat, aby mieć solidne fundamenty do trwania w tym postanowieniu. Przy okazji chciałbym zminimalizować (żeby nie rzucać wszystkiego na raz) spożycie słodyczy oraz alkoholu, z którym miewałem niestety bliższe stosunki. Chciałbym też wyeliminować nawyki delikatnego samookaleczania (rozdrapywanie i wyciskanie krost szczególnie na twarzy i niekontrolowanego dłubania w nosie). Mam również problem z ogromnym grzechem, którym jest lenistwo (czy też może prokrastynacja). Obiecuję, że postaram się je małymi krokami zniwelować. Na koniec chciałbym podziękować za możliwość złożenia takiej deklaracji i dostanie pożądnego motoru napędowego do działań. Nie zawiodę Was!
    7 punktów
  4. Tylu ludzi nie poznałem przez całe życie dobrze, a co mówić o rodzeństwie xD Weź złóż życzenia urodzinowe każdemu, weź baluj i się spotykaj z nimi, nierealne xD Musiałbyś, co 2 dzień chlać i imprezować, żeby w ogóle podstawowe relacje utrzymać xD Sama kasa na śniadanie to już gościa wykończy xD Powodzenia. Przygłupy. Takiego dzieciaka porwiesz to nawet się nie doliczą. Panie porwaliśmy dziecko, dawaj okup milion. A to zabieraj, ze 105 zrobiłeś nam tylko przysługę, bo już nie ogarniamy. Dzięki, nara xD
    7 punktów
  5. Jestem na NoFap od 19 lipca. Kilka powodów złożyło się na tą decyzje - główny z nich to silne uzależnienie od pornosów. (10 lat to już trwa) Oglądając włączałem wiele kart w przeglądarce. Powiem wam, że to cholernie ciężki nałóg. Na odwyku zdarzyło mi się wejść ze dwa razy na PH bo przypominały mi się przyjemne obrazy i chciałem znowu je zobaczyć. No i tak sobie zobaczyłem, po chwili się opamiętywałem i wyłączałem to gówno. Nie polecam tak robić. Co zauważyłem u innych to to, że liczycie dni - a to bez sensu jest kompletnie. To niszczy sens totalnie, w ten sposób wyczekujecie tylko "kiedy będe mógł sobie zwalić" albo "dobra wytrzymałem tyle czasu to zasłużyłem żeby sobie obejrzeć jakiś filmik ". Zauważyłem też że oglądanie filmów i fapanie to mój sposób na stres, na ucieczkę od emocji. Nie dawno rzuciła mnie dziewczyna, no i zaczęły się długie i namiętne sesje. Czy to mi pomagało ? NIE. Czułem się jak gówno a bolesna sytuacja wzmagała to. Uzależnieni znają to uczucie jakie pojawia się po skończonej robocie z filmami. To właśnie kolejny powód dla mnie do NoFapu. Ja podchodzę do tematu w taki sposób że nie robię tego i już, bez odliczania, bez oczekiwania że kiedyś tam będe mógł. To trwa i tyle a kiedy to przerwę ? Nie wiem. Idealny scenariusz to było by poznanie kobiety. Bardzo pozytywnie wpływa na mnie brak oczekiwania - bo wiecie jak się oczekuje czegoś to się myśli o tym, angażuje mózg i przeżywa to a tutaj luzik, no stress. Żyje mi się O WIELE lepiej i jestem bardzo zadowolony z efektów jakie uzyskuje. - większa pewność siebie (pracuje z ludźmi i dużo to pomaga) - zdecydowanie zmniejszony lęk wobec kobiet - większe zdecydowanie i stanowczość (nie waham się już aż tak i potrafię być bardziej stanowczy wobec innych) - lubie to uczucie jak czasem jestem nabuzowany 😃 - zajebiste uczucie kontrolować swój popęd Plusów jest znacznie więcej. Polecam zimne prysznice do tego, tylko ostrożnie na początku bo można się przeziębić.
    6 punktów
  6. Będzie już gdzieś koło dwóch miesięcy i nadal trwam w postanowieniu. Co więcej nie brakuje mi wiary, że wytrwam do końca. Od mojego ostatniego posta zdarzały się momenty zawahania, ale się nie ugiąłem i mam świadomość, że może to jeszcze powrócić, ale dam radę. Zakupiłem kalendarz (jako ciekawostkę dodam, że musiałem to robić przez internet, bo u mnie w miasteczku nigdzie nie dostałem xd) i wpisuje do niego niezbędne rzeczy oraz kontroluje w nim nowe nawyki, które staram się wytwarzać. Z resztą rzeczy najlepiej idzie mi z alkoholem. Resztę na razie ciężko mi opanować, ale mam świadomość tego, że rzucam swój największy nałóg i jakbym upierał się, żeby nie robić wszystkiego, to siły woli by zabrakło na najważniejsze. Pozdrawiam wszystkich.
    6 punktów
  7. Milioner a wziął samotną matkę, ehh.
    5 punktów
  8. Ot, po prostu kolejne kuriozum. Zresztą szczepienia już nie są przecież już po to, żeby nie zachorować. One mają chronić zaszczepionego przed "ciężkim przebiegiem". Oczywiście pod warunkiem, że zaszczepią się inni. Bo wszystkie ciężkie stany chorobowe, mimo szczepienia, wywołuje nie wirus do spóły z nieskuteczną szczepką, tylko niezaszczepieni. Czegoś nie rozumiesz? A dzieci szczepimy, po to, żeby nie chorowały, chociaż ludzie chorują mimo szczepień a dzieci (prawie) nie chorują mimo braku szczepki. No to szczepią może chociaż żeby nie roznosiły? Tyle, że zaszczepieni roznoszą tak samo jak niezaszczepieni. No to nie wiadomo po co. I idę o zakład, że się nie dowiemy niczego, poza bełkotem naciąganych pseudoargumentów i konia z rzędem temu, kto dojdzie o co tu (poza kasą) chodzi. Formalnie, mamy już przymus w wojsku. Polskim, oczywiście. Bo Bundeswehra zdaje się się nie szczepi(?) choć bardzo pomaga szczepić jedwabniki. Ktoś coś wie? https://nczas.com/2021/08/19/wycieklo-pismo-do-zolnierzy-bezwzglednie-zabrac-certyfikat-szczepienia-foto/
    5 punktów
  9. Zwykła patologia tylko na bogato. Surogatki to dobra sprawa, nie przeczę. Jednak po cholerę sprowadzać tyle ludzi na ten świat, który niestety nie staje się coraz lepszy? To już nie rozchodzi się o kwestie finansów, a bardziej skrajną lekkomyślność. Pragniesz dużej rodziny? Adoptuj już urodzone dzieci, które potrzebują Twojej bliskości, wsparcia oraz pieniędzy, a nie płódź zdecydowaną nadwyżkę homo sapiens, które będą musiały się zmierzyć z problemami od wkurwiającego rodzeństwa, przez wybór drogi życiowej, po zmiany klimatyczne, a co za tym idzie migracyjne, społeczne, polityczne etc. Dla mnie sporym dylematem jest czy w ogóle powinnam kiedyś stworzyć nawet jedno dziecko, pomimo moich szczerych chęci, a co dopiero być taką parą kretynów. Lecz co kto lubi. Będą mieli ród.
    5 punktów
  10. Jestem już 12 dni na nofapie, to mój rekord w ciągu ostatnich kilkunastu lat (mam 28 l.) Codzienne nocne wzwody - wiem tylko po tym jak obudzę się w nocy oddać mocz, rano przy przebudzeniu rzadko są Uczucie pełnych jaj Trochę większe moje zainteresowanie mijanymi na ulicy paniami. Tutaj jednak muszę przyznać, że obecnie jestem odizolowany od ludzi, przez pracę zdalną i zaniedbanie kontaktów; moje odczucia nofap-owe mogłyby być nieco inne, gdybym na codzień miał styczność z kobietami np. w pracy. Cały czas mój umysł próbuje sobie racjonalizować, że może nie ma sensu ten nofap, że może to nic nie zmienia itd., ale uznaję to za racjonalizację i trwam w postanowieniu - w dużej mierze z ciekawości efektów.
    4 punkty
  11. Postanowiłem, że teraz raz na zawsze zerwę z masturbacją do porno i całkowitym oglądaniem tego syfu. Brawo Bracie to jest bardzo dobra decyzja i początek trudnej drogi do lepszego życia. Oglądanie porno latami ryje banie po całości i wpływa destrukcyjnie na podświadomość każdego Mężczyzny. Pamiętaj Bracie, że nadrzędnym celem jest prowadzenie w przyszłości normalnego życia seksualnego. Podczas abstynencji twoja psychika będzie wariować i robić na tobie sztuczki, żebyś jednak włączył jeszcze raz porno. Będzie ciężko ale dasz radę. -Twoja psychika będzie odpalać Tobie Bracie na jawie podczas dnia obrazy filmów porno obejrzanych w przeszłości. To znak, że stary nałóg siedzi jeszcze głęboko w głowie ale już słabnie. -Będziesz próbował sam się oszukiwać, ze włączę tylko na chwilę i znowu zaczniesz oglądać cały film... Będą boleć Ciebie Bracie jądra przychodzeniu itd ale jest to do przejścia. Rada z kalendarzem jest bardzo dobra. Kalendarz na przykład naścienny albo w formie notatnika uporządkuje twoje pilne sprawy i obowiązki. Będziesz mieć wreszcie kontrole nad swoim życiem. Napisze jeszcze raz: będzie ciężko. Musisz nauczyć przekierować uwagę z ochoty na porno na inną aktywność intelektualną albo fizyczną. Musisz wpoić sobie nowe nawyki myślowe. To jest podstawa. Z biegiem czasu pojawią się z powrotem poranne wzwody i Kobiety zaczną bardziej się Tobie Bracie podobać na ulicy.😆 Wiem, co piszę bo przez ten proces już przechodziłem. Życzę wytrwałości i jakby co pisz do NAS. Pomożemy.
    4 punkty
  12. Cześć, No i moja historia mojego małżeństwa... W nawiasach znaczniki red alert, które teraz po latach widzę: Na początek określenia kobiety: ex - stan obecny, po rozwodzie exżona - jak była jeszcze formalnie moją żoną. Pochodzę z rodziny, w której się nie przelewało. Matka nadopiekuńcza, ojciec wycofany, na emeryturze się rozpił, potem się wyprowadził. Jakichś bliskich styczności z dziewczynami nie miałem, ot, przelotne znajomości. Związków, z prawdziwego zdarzenia, nie miałem, jeśli nie liczyć bliższej znajomości z samotną matką z wtedy 7-letnim dzieckiem. Po pół roku zakończyłem tę znajomość - nie szło tego ogarnąć. Fochy, humory, pretensje, żądania finansowe! Seksu ZERO!!! Może to dobrze... Po tym wszystkim wiedziałem, że muszę się już wyprowadzić od matki. Szkoda, że wtedy się nie dowiedziałem, że od małżeństwa też muszę trzymać się z daleka przy moim mindsecie... Wtedy tego Forum jeszcze nie było. Rozdział 1. Początek. Poznałem obecną ex przez jej koleżankę. Już byliśmy oboje po 30-tce, ona wtedy bezdzietna. Jakoś przypadliśmy sobie do gustu, głównie przez seks. Ja prawiczek, ona chętna do przyjemności łóżkowych, jakoś zaczęło się kręcić. Ex pracowała wtedy w sklepie prowadzonym przez jej rodziców (red alert). Wcześniej przed pracą miała tylko jakieś praktyki w piekarni. Podobało mi się w niej wtedy to, że była taka zwariowana (ja byłem taki dość zamknięty w sobie). Identyfikowała się z ruchem feministycznym i gejowskim /tak, miała wtedy jakiegoś kolegę geja/(red alert). Paliła wtedy papierosy. Mi to nie przeszkadzało. W tamtym czasie wynajmowałem już kawalerkę, gdzie weekendy spędzaliśmy razem. Wtedy jeszcze nie widziałem kombinowania z kasą z jej strony, żarcie po połowie, kasa na paliwo też, gdy były jakieś wspólne wyjazdy. Jedynie co, to musiałem jechać po nią, gdy umawialiśmy się na weekend (red alert). OK, po półtora roku spotykania się ze mną zaszła w ciążę, wiedziałem, że to moje dziecko. Wcześniej cisnęła już na bobo (red alert). Rozdział 2. Pierwsze symptomy problemów. Jak wspomniałem w pierwszym rozdziale, wynajmowałem już kawalerkę. Ona jednak namówiła mnie na zamieszkanie w domu na wsi u jej rodziców (FUCK!!!!), wcześniej nic o tym mi nie wspominała. Uzasadniła to tym, że u jej rodziców będziemy mieć jak u Pana Boga za piecem (FUCK!!!!). To już mi się nie spodobało, ale OK, myślę sobie, miała tam swoje dwa pokoje w tym domu w dobudowanej jego części. Natomiast jej siostra już ze swoim mężem zajmowała piętro tego domu. Jej rodzice na parterze. Niestety, w tej dobudowanej części domu było bardzo zimno - coś było zjebane z izolacją termiczną i ogrzewaniem. Tylko latem tam było przyjemnie. No dobra, zamieszkaliśmy tam razem. Jednak jej stara (co niedzielę do kościółka w pierwszej ławce) powiedziała, że nie będziemy razem mieszkać/spać aż do momentu zaręczyn. No dobra, były zaręczyny, po jakichś trzech miesiącach ślub, bo co ludzie kurwa powiedzą na nieślubne dziecko! Ślub - zastaw się a postaw się, bo co ludzie powiedzą. Kurwa jasna! Sporą część moich kawalerskich oszczędności chuj strzelił! Jesteśmy już małżeństwem, możemy mieszkać razem, mieszkaliśmy w tych jej pokojach w dobudowanej części, póki dzieciaka jeszcze na świecie nie było. Wtedy jej stara już zaczęła jakieś podjazdy, jaki to ja jestem/nie jestem taki, sraki, owaki, exżona nie stawała w mojej obronie, milczała (red alert). Dobrze, że w jakimś ostatnim odruchu instynktu samozachowawczego nie dałem exżonie prawa do dysponowania finansami na moich rachunkach. Jak miało się to po latach okazać, miało to doniosłe, pozytywne dla mnie konsekwencje podczas sprawy o rozdzielność majątkową. Rozdział 3. Po narodzinach dziecka. Dzieciak przyszedł na świat we wrześniu. To zaraz kalendarzowa jesień, za pasem jesienne chłody, potem zima. Jak wspomniałem, w tych jej pokojach było już bardzo zimno w nocy i o porankach. Z tego powodu jej rodzice udostępnili nam jeden z pokoi. Do tego pokoju wchodziło się przez kuchnię, a za ścianą mieliśmy sąsiedztwo jej rodziców. Super, kurwa! Dzieciak wyje po nocach, stara wjeżdża z awanturami "Co wy temu dziecku robicie!" Oczywiście ja zajmowałem się przewijaniem, praniem, spacerami, kąpielami, zabawianiem dzieciaka. Exżona karmiła go, pozostałe czynności tylko wtedy, jak byłem w robocie. Oczywiście jej stara pod byle pretekstem stale przypierdalała się do mnie. Któregoś razu, jak wróciłem zjebany z roboty (jakieś nadgodziny), to stara wsiadła na mnie, że nie mam prawa być zmęczony, bo nie zajmuję się dzieckiem! Jak wtedy się wkurwiłem! Zacząłem ją opierdalać, nie patrzyłem, że jej mąż jest tego świadkiem. Ona słowo, ja trzy. Ona głośniej, ja jeszcze głośniej. W końcu stara uciekła do swojego pokoju, ja za nią i dalej ją opierdalam, po prostu wyładowałem się wtedy na niej. Od tego czasu miałem już względny spokój, jeśli nie liczyć jakichś docinków i obrabiania dupy za plecami. Ja natomiast powiedziałem wtedy do exżony, że tutaj jest tak, jak u Pana Boga za piecem, że albo razem się stąd wyprowadzimy, albo sam się wyprowadzę, a ona wtedy niech robi, co chce. Rozdział 4. Zakup mieszkania i wyprowadzka. Exżona chyba przyjęła moje ultimatum do wiadomości, bo nie robiła problemów typu jak sobie poradzimy itp. OK w pierwszej wersji najpierw wynajem czegoś, ale nic nie było godnego uwagi, zatem podjąłem decyzję, że kupujemy mieszkanie. Był to rok 2006. Po rozejrzeniu się, zdecydowaliśmy się na 3-pokojowe mieszkanie na 5.piętrze w bloko-wieżowcu. Koszt w tamtym czasie to 95000zł i trzeba było wziąć kredyt, gdyż wkładu własnego miałem 10000. Exżona oczywiście goła i wesoła, bez pracy (na wychowawczym), bez żadnych oszczędności. Kredyt wzięliśmy wspólnie (na szczęście), w CHF, bo na złotowy nie było zdolności kredytowej (tylko ja pracowałem). OK, mieszkanie kupione, ale trzeba było jeszcze roku mieszkania ze starymi exżony, bo dziecko za małe... No dobra, jeszcze ten rok pomieszkaliśmy, kupione mieszkanie wynająłem komuś, kasa z tego wpadała, ja podłapałem jeszcze dodatkowe zlecenia i kasa była na zakup wyposażenia potrzebnego do remontu. Tu trza oddać sprawiedliwość exżonie, że przyłożyła się do szukania i kupowania, co było potrzebne. Oczywiście, że można było taniej, skromniej, no ale chuj tam, jest, co potrzeba, do remontu. W międzyczasie odblokowała mi się kasa na koncie jeszcze z kawalerskich oszczędności (blokada tytułem zabezpieczenia spłaty samochodu). W tym okresie jej stara po raz pierwszy wyskoczyła do mnie z groźbami karalnymi, że pozbawi mnie życia, jak ja coś temu dziecku zrobię... Zlałem ją. Dobra, nadchodzi lato 2007, wypowiadam umowę najmu, zaczynam remont. Oczywiście remont sam ogarniałem, tylko wołałem fachowców tam, gdzie wiedziałem, że sam nie dam rady. Ze strony exżony i jej rodziny 0 (słownie: zero) pomocy. Ja do roboty, z roboty do remontowanego mieszkania, wracałem do dotychczasowego miejsca zamieszkania późnymi wieczorami. Nadszedł wrzesień, mieszkanie już wyremontowane, można się przeprowadzać... Rozdział 5. Wspólne życie w zakupionym mieszkaniu. Dzieciak jeszcze był za mały, by pójść do przedszkola, toteż exżona siedziała z nim w mieszkaniu. Oczywiście, wszystkie koszty, czynsz, spłata kredytu, zakupy, życie, spadło na mnie, bo ona nie ma pieniędzy... (red alert). W chałupie zajmowałem się praniem, sprzątaniem, dokańczaniem jeszcze jakichś prac remontowych, exżona natomiast zajmowała się dzieckiem i przygotowywaniem żarcia. No OK. W międzyczasie (jakiś rok od przeprowadzki) spółdzielnia wymieniła na grzejnikach podzielniki z wyparkowych na elektroniczne. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, co to za kurestwo jest... Dzieciak mały, w chałupie musi być ciepło, zawory przy grzejnikach na 5, jak było za ciepło, to okna się otworzyło, spoko. Jak przyszło rozliczenie... ponad 2 koła do dopłaty! Plus ponad tysiąc ryczałtu w czynszu za CO! To jej stary mniej płacił za węgiel do ogrzania tego domu, jak ja za CO w mieszkaniu! Myślicie, że exżona się tym przejęła czy pomogła? Chuja tam! To był mój problem, skąd skombinować taką kasę. Wszystkie oszczędności poszły w remont. Oczywiście czynsz fiuuuu... w górę. Dobra, jakoś spłaciłem, na raty. Wyregulowałem przepływy wody w grzejnikach na zaworach powrotnych (którymi bez narzędzi nie da się kręcić), następna zima, to warczenie exżony, że za zimno! Jak jej przypomniałem, co było rok wcześniej, to w piździe to miała! Dzieciak rośnie, czas do przedszkola na cały etat. Dobra, ex może zająć się szukaniem roboty, by do niej pójść. Przypomniałem, że pracowała jako sprzedawczyni w sklepie, mogła chociaż pójść do biedry na kasę (w pobliżu miejsca zamieszkania). Podjęła jakąś pracę? - wolne żarty! Dzieciak w przedszkolu, ona TV lub kupowanie jakichś głupot w Internecie. Ale oczywiście na rachunki, nawet opłatę za przedszkole, to ona nie ma pieniędzy! Dzieciak skończył przedszkole, czas do szkoły. Oczywiście, nie może być to państwowa podstawówka; w jej pojęciu dziecko w szkole ma być szczęśliwe (WTF ???), a nie przystosowywać się do życia w społeczeństwie. Co w związku z tym? Oczywiście, prywatna szkółka, dodatkowy koszt! To mówię jej, do roboty niech się bierze. Ona bezczelnie, że nie ma kwalifikacji. Ja na to, że niech zrobi kwalifikacje i do roboty. Zapisała się na zaoczne studia. Taki pożytek z tych jej studiów był, że musiała realizować praktyki studenckie, potem po tych praktykach wzięli ją na staż i za jakiś czas dostała umowę o pracę od września 2016 roku. Drugim pożytkiem z tych jej studiów był fakt, że musiała jechać na zjazdy - baby w chałupie nie było Oczywiście, jakieś znajomości mogła tam podłapać, bo zaczęły się jej romanse na badoo. Jak się zorientowałem, co ona tak przesiaduje w komputerze, to jakoś ogarnąłem to blokowaniem tej strony, że w ogóle się nie uruchamiała. Wtedy jeszcze nie myślałem o dokumentowaniu tych romansów, niestety... Ta wiedza przyszła później. Oczywiście, czesne do tej szkółki ja pokrywałem. Rozdział 6. Początki końca. OK, exżona już pracuje, ma zarobki, nie widzę żadnych przeszkód, by mogła dokładać się do rachunków lub regulować czesne. Uprzejmie ją o to poprosiłem, naświetliłem sytuacje, jak to w międzyczasie wzrosły opłaty, ja już zacząłem mieć problemy zdrowotne - koszty wizyt u lekarzy, lekarstw. Jak ona wyskoczyła do mnie z awanturą i inwektywami! Od razu zobaczyłem, jak exżona powiela sposób odnoszenia się jej starej do jej ojca - już dawno urobionego... Wkurwiłem się! Trochę poczytałem w internecie i zimą 2017 roku założyłem jej sprawę sądową o zaspokajanie potrzeb rodziny. Jednocześnie podjąłem decyzję o nieformalnej separacji. Moim błędem było to, że nie wziąłem adwokata, ona natomiast tak. Niestety, przegrałem tę sprawę - to była woda na jej młyn. Na dokładkę jej stara (była świadkiem) oskarżyła mnie przed sądem o znęcanie się nad rodziną. Na pytanie sądu, czy exżona podtrzymuje to oskarżenie, ona potwierdziła. Poszedł z urzędu wniosek do prokuratury o weryfikację jej oskarżeń. W międzyczasie exżona razem ze starą podjęła starania o założenie mi niebieskiej karty. Jako, że mieliśmy wspólność małżeńską majątkową, to zaczęła brać jak opętana, jakieś kredyty, chwilówki, chuj wie gdzie i na co. Chyba już była instruowana w robocie i przez starą, jak mi gnoju narobić. Mi kumpel w robocie podpowiedział, że już bez adwokata ani rusz, jak żeśmy trochę pogadali. Skontaktowałem się z adwokatem, po wysłuchaniu mnie, zaordynował, że już tylko rozwód, a również wskazane by było założyć sprawę o rozdzielność majątkową, co też się stało. Oczywiście exżona chełpiła się wszem i wobec, jak to mnie "załatwiła" z tym oskarżeniem. W międzyczasie prokuratura powiadomiła sąd o odmowie wszczęcia postępowania przeciwko mnie OK, ważny, korzystny dla mnie dowód do sprawy rozwodowej. W sprawie niebieskiej karty tylko raz byłem przesłuchiwany, po złożeniu wyjaśnień przewodnicząca zespołu interdysyplinarnego powiedziała mi, że nie widzi żadnych podstaw do założenia niebieskiej karty Co po jakimś czasie znalazło potwierdzenie w postaci pisma zawiadamiającego o zakończeniu procedury niebieskiej karty Kolejny ważny, korzystny dla mnie dowód do sprawy rozwodowej. Wtedy jeszcze mieszkałem z exżoną w mieszkaniu, będąc już z nią w separacji. Rozdział 7. Powolna degrengolada exżony. Sprawa o rozdzielność majątkową poszła po mojej myśli Exżona składała apelację, przegrała też apelację i od września 2018 roku mam już rozdzielność. W uzasadnieniu wyroku o rozdzielność sąd I instancji (w tym samym składzie, nomen omen, co na sprawie o zaspokajanie potrzeb rodziny) wskazał, że (cytuję z uzasadnienia wyroku): "...strony od wielu lat żyją w kwestii finansowej w sposób niestandardowy i odrębny..." w kontekście tego, że nie dałem exżonie dostępu do moich kont, jak wspomniałem w drugim rozdziale. Kolejnym przyczynkiem mogło być to, że poszedł już do sądu okręgowego pozew o rozwód. Exżona już widziała, że koniec z kredytami. NA SZCZĘŚCIE (to był fuks, chyba już nie myślała) spłaciła te wcześniejsze kredyty (wzięte jeszcze za wspólności) kolejnym kredytem zaciągniętym już po orzeczeniu rozdzielności Więc exżona zaczęła już ostro kręcić z gachami poznawanymi na mordoksiążce (fb). Imprezy, zniknięcia na noce, znajdowałem w mieszkaniu opakowania po antykoncepcji, wiedziałem, co się dzieje... Oczywiście przedłużanie, jak tylko się dało sprawy rozwodowej, dociągnęła dwóch lat. W międzyczasie dostała dyscyplinarkę z roboty, po czterech latach pracy. Jakoś musiała się dogadać z pracodawcą, że była na wypowiedzeniu, a nie, że dostała artykuł z kodeksu pracy. Ponieważ ze swoimi gachami już miała pomysły zabicia mnie (Tak! Udało mi się nagrać jej rozmowę telefoniczną z jednym z jej gachów, nagranie poszło do sprawy rozwodowej), w kwietniu ubiegłego roku ewakuowałem się ze wspólnego mieszkania. Co mogłem w tamtym czasie zrobić, to wypowiedzieć umowy na dostawy mediów. Żaden dostawca nie robił problemów, a umowy były wspólne. Exżona została zmuszona do zawarcia nowych umów na dostawy mediów już na siebie. Niestety pozostał jeszcze na mojej głowie wspólny kredyt hipoteczny i czynsz za wspólne mieszkanie... Znacznie później naszła mnie refleksja, że gdy byliśmy jeszcze małżeństwem, jej bardzo pasowałby status wdowy po zmarłym mężu, stąd te jej pomysły pozbawienia mnie życia... Rozdział 8. The end. Przed rozwodem był, wiadomo, OZSS. Było dwóch facetów, niestety, zaopiniowali, że córka jest bardziej zżyta z matką (czyt. urobiona przez matkę i babkę...) Sam rozwód przebiegł standardowo: bez orzekania o winie , córka przy matce (chlip), 1000zł alimentów (chlip). Sąd nie orzekł o kontaktach z dzieckiem z uwagi na jej wiek (15 lat). Ex jeszcze próbowała kombinować coś z orzekaniem o winie i 2000zł alimentami, na szczęście jej się nie udało. Również próbowała upierać się, by alimenty wpływały bezpośrednio na jej konto. Ja w sądzie powiedziałem, że będę przelewał alimenty na wspólne konto od kredytu hipotecznego, do którego ex też ma dostęp. Sąd przystał na to i tak zostało. Dzięki temu widzę przelewy na koncie i wiem, że ex trzy raz alimentami w całości opłaciła swój kredyt, o którym wspomniałem w 7 rozdziale (czyli okradła córkę z należnych jej alimentów). Poza tym, ex przelewa alimenty ze wspólnego konta na jakieś swoje. Może kiedyś się ta wiedza przyda... Z tego co wiem, jest chyba sama (uświadomiłem jakiegoś jej gacha, że ex jest mi winna forsę za mieszkanie plus roszczenia regresowe od września 2018). Obecnie przystąpiłem do podziału majątku. Zobaczę, co z tego wyjdzie... Spróbuję też powalczyć o wynagrodzenie za uniemożliwienie korzystania mi mieszkania przez ex (zmieniła zamki po mojej wyprowadzce) po lekturze strony: https://adwokatrodacki.pl/blog/bezprawne-pozbawienie-dostepu-do-mieszkania-przez-malzonka/ Próbował może ktoś z Was uzyskać takie w.w. wynagrodzenie przy podziale majątku? To tyle w największym skrócie. Zapraszam do dyskusji, komentowania, konstruktywnej krytyki. Może powyższa historia będzie źródłem wiedzy (zdobytej na moich błędach) dla innych... Pozdrawiam
    3 punkty
  13. @MarkoBe Nie do końca się zgodzę, obecna demografia kultury białego człowieka umiera, zaś bliski wschód i azjaci nie myślą przestać się rozmnażać, natura nie znosi próżni. Ja dzieci nie chcę mieć osobiście, ale preferuję warunki umożliwiające posiadanie potomstwa - tak będzie lepiej dla wszystkich i to bez żadnego egoizmu, ja zamiast pompować w dzieci będę więcej wydawać na siebie czyli nadal będę zasilać lokalne biznesy - to tak jakby ktoś chciał bezdzietnych egoistami nazwać. Nasze rodziny są coraz mniejsze, z wpadki lub bezdzietne i do tego się rozpadają, to efekt warunków społeczno-prawnych, wzorców i narzucanej kultury. O przeludnienie bym się nie martwił, zobacz jaki procent ziemii zajmują ludzie. Nie musimy wszędzie budować jako ludzkość aglomeracji miejskich z korporacjami, wieżowcami i lidlami, to tylko kołchozy pracy, każdy tylko czeka na urlop by odpocząć na łonie natury. Do czego dążę? Nie mamy przeludnienia tylko zwyczajny ścisk. Tak samo było ciasno gdy wracałem autobusem ze szkoły, we własnym samochodzie nie idzie tego odczuć. Trzeba ludziom POZWOLIĆ zarabiać, wtedy będą żyć wygodnie, bez ścisku, z czasem na przemyślenie kwestii ZMIAN, nie ocieplenia klimatu (warte podkreślenia) oraz chęciami i warunkami do rozmnażania się. Obecnie macha nam się przed twarzami naszymi pieniędzmi i dokręca podatki lepiej niż za okupacji. No i ta waluta taka fajna, niezbyt stabilna, fiducjarna.
    3 punkty
  14. Rany, uwielbiam otaczać się samoróbstwem. W zasadzie zawsze pochłania mnie jakiś amatorski projekt w skali jednoosobowej. Na większe rzeczy to jednak zbyt leniwy i pragmatyczny jestem, żeby nie wziąć ekipy. Ale to i tak staram się przygotować do ich prac tak, jak bym miał sam zrobić. Potrzebowałem przyzwoitego, niskoszumnego zasilacza stabilizowanego 5V/3A, proszę bardzo, wczoraj zrobiłem, polutowałem, uruchomiłem i śmiga. Powszechnie dostępne przetwornice się nie nadają do mojego celu. Będzie napędzał odtwarzacz muzyki na bazie Raspberry. A odtwarzacz projektuję tak, żeby również pracował "unpluuged" więc miał własne zasilanie z aku LiPo tak na 6-8h pracy. No to obudowę z alu projektuję tak, żeby była ultra-kompaktowa, jednak pomieściła jeszcze baterie i balanser. No i przygotowuję w międzyczasie nowy projekt wzmacniacza audio, na razie taki tymczasowy na LM3886 bo docelowo lampiak SE na EL84. Ale już mam gotowy projekt sterującej części cyfrowej z selektorem wejść z paroma bajerami na Atmedze. Soft sterujący tylko jeszcze jest w głowie. Z przekaźnikami bistabilnymi, bo i po co cewki przekaźników mają żreć cały czas prąd. I tym sposobem zawsze mam urządzenie, które robi to co chcę żeby robiło. "Z pozdrowieniami dla wszystkich fanów hibernacji!" ps. Nawet się pochwalę projektem PCB, bo właśnie skończyłem planować ścieżki. Stary dobry, poczciwy KiCAD:
    3 punkty
  15. Po co w ogóle o takich odchylał pisać? Bez sensu dyskusja o jakimś promilu promila
    3 punkty
  16. 3 punkty
  17. Ten temat powinien być pokazywany każdemu, kto: 1. Chce się żenić (w ogóle, ale w szczególe - szybko). 2. Jest namawiany na dziecko po kilku miesiącach znajomości. 3. Jest po trzydziestce i szuka rówieśnicy. 4. Godzi się na mieszkanie "u teściów". 5. Godzi się na brak intercyzy. Byłaby to dobra lekcja, chociaż zaślepieni cipą by natychmiast napisali, że ich myszka jest wyjątkowa i by tego nie zrobiła...
    3 punkty
  18. Jakoś nie jestem przekonany do wszelkich internetowych sposobów zawierania znajomości... tyle pięknych kobiet chodzi sobie po ulicy, parku, siłowni, kawiarni, kinie - wystarczy zrobić jedną rzecz. Zagadać.
    3 punkty
  19. Jak mogłem przypuszczać, po pozytywnym rozpoczęciu Epizodu 1 dopadły mnie problemy. Nie ma tak łatwo! Najpierw z ex, której na fali zniechęcania pojechałem epitetami (tak, niezałatwiona sytuacja z firmą dalej bo próbuję to załatwić wysokowibracyjnie, ale brak albo mojej determinacji albo współpracy z jej strony). Przez to mam gdzieś pracę, demotywacja wpada, ciemna energia. Obniżenie i obserwując reakcje z fejsa - umacnia w tej opcji zniżki. Odebrałem badania krwi - znów podwyższona prolaktyna. Domyślam się, że to efekt niewyspania i zawalenia diety. Ale jest plus - testosteron w normie i sukcesywnie z dolnej granicy powoli porusza się w górę. Bez leków. W ramach fejsa w ciągu 2 dni wysłane kolejnych 5 wiadomości (w sensie zaczepionych 5 babek). Gdzie tylko w dwóch przypadkach dało się poprowadzić rozmowę całkiem przyjemną, ale też brak potencjału randkowego (matki z dzieckiem / chyba mężatki). Patrząc bo średniej wieku na tym serwisie to mam wrażenie, że te młodsze egzemplarze totalnie mają wywalone i nie potrafią odpowiedzieć. Jedna rozmowa to lipa, reklamowanie swoich dokonań przez nawet interesującą kobitkę, czyli odpowiadanie prawdopodobnie na zasadzie "co opłaci mi się marketingowo", weź tam lajkuj. Nie zalajkowałem Zatem postęp 15%. Równolegle realizuję działanie w terenie. Będzie porównanie. Jednego dnia odwaliłem się jak szczur na otwarcie kanału, pierwszy dzień testowania takiej pasty modelującej do włosów. Wyprasowałem koszulę, którą ostatnio wyprałem. Pierwszy raz ulizałem sobie włosy jak na żel Odwaliłem się jak na randkę. Wyglądałem trochę jak Larry z serii starszych gier o wiadomym temacie. Czy kobiety zwracały uwagę? Trochę bardziej niż zwykle, choć czułem się niestety, jak jakiś puas. Nie przepadam za zwracaniem uwagi w tym kierunku, ale zawsze to jakiś punkt walki z komfortem. Czułem wewnątrz jednak to uczucie wkurw, a za drzwiami czeka poczucie straty, czyli świadomość, jaka jest sytuacja (pokomplikowana kwestia zawodowa, brak kobiety, brak bliskości/seksu). Przez to zamiast operować na takiej sympatycznej, otwartej wibracji wpadłem do marketu z jakąś formą ciemności, zadaniowości, olewania interakcji towarzyskich. Jak terminator. Przynajmniej na tym trybie lęk społeczny nie atakował zbyt mocno. Otworzyła mnie dopiero sytuacja, jak w innym markecie zobaczyłem piękną blondynę, w fajnie dopasowanym wdzianku. Padła mi myśl "a może podejdę i zagadam?" No i co? Czaiłem się, ze 2 razy przeszedłem obok. Przyszło mi do głowy - nawiązanie do stroju i komplement. Ale umysł rozpędzony na wibracji złości aktywował perfekcjonizm i dostałem myślą "co będziesz od razu komplementował kobietę jak jakiś simp? no weź przestań, wymyśl coś lepszego". No i ... nie wymyśliłem. Bo pojechanie tekstem "chcesz kupić ludwika bo nie masz zmywarki?" wydał mi się zbyt chamski. Znów wjechał mi "szacunek do kobiet" i to, aby tekst nie był zbyt głupi, zbyt durny, zbyt negujący. Panna stoi przy alkoholach, myślę, podejdę coś powiem ("hej! widzę, że jesteś doświadczona! To winko będzie dobre?"), ale wtedy mnie dopada - to słabo brzmi a poza tym sam z alko nie działam, to pewnie nie wyjdzie. Wygłupię się. I co? Tak...poszedłem tą myślą, że nic z tego nie będzie. Ja pierniczę, teksty chyba na wibracji złości wymyślam Efekt odpuściłem.... a było tak blisko. Nawet jakby mi coś powiedziała na odczepnego, to zawsze byłaby ta odwaga. Ale nie...musiałem być MĄDRZEJSZY, szukający OPTYMALNEGO, WYWAŻONEGO openera. No i okazja w realu przepadła Zmyła mnie fala niskiej wibracji, a gdzieś nieopodal na klifie siedział PERFEKCJONIZM i darł ze mnie łacha z POŻĄDANYM REZULTATEM (którym właśnie był "sukces w zagadaniu"). A nie samo podejście. Wystarczyło narazić się na śmieszność, na wibrację odrzucenia (żal) lub wstydu. Przez to wbiłem jeszcze większego wkurwa, którego próbowałem opanować. W kolejnym markecie matka z córką gadała z kasjerką, postanowiłem dołączyć, bo akurat poczułem, że tutaj mam coś do powiedzenia. Miałem pewne wahania, ale po sytuacji z blondyną stwierdziłem - pieprzę to "walcz!". Nie było pragnienia rezultatu, więc wpadł lekki flow, choć po głosie czułem, że jestem trochę spięty. Jednak wibracja lekko poszła w górę. A to była zwykła interakcja społeczna, coś więcej zamiast nudy, żadnego podrywania Kolejny market (taaa...rozbijam zakupy na części, żeby mieć okazję odwiedzić więcej sklepów i mieć więcej okoliczności). Tym razem zagadałem kasjerkę, której chyba się spodobałem. A może mój strój? Cholera wie. Coś tam pogadałem, ale nastrój nie był taki, żebym wymieniał się imionami czy pogłębiał to. Poziom złości i chęć olania wszystko czaił się za rogiem. Potem doszły myśli "a jeśli ona myśli, że ja jestem jakąś osobą, która ma znajomości, jakiś lokalny celebryta, dlatego się tak ubiera?" No i co pozna mnie w realu i kolejne spotkanie odpadnie. To nie ma sensu. EEEE (i tutaj apatia otwiera drzwi, wychyla swą głowę i mówi "mogę wejść NA CHWILĘ?") I tego rodzaju myśli zaczęły mnie wbijać na jeszcze niższą wibrację. Zastosowałem więc "nie wiesz co ona myśli, wyluzuj, zrób sobie żarcie, daj sobie chwilę przyjemności". Poszedłem do innego sklepu coś małego kupić i pojawiła się okazja potestować nawiązywanie kontaktu wzrokowego z ekspedientką. Gdzieś tam parę uśmiechów na końcu trochę zrobiło robotę, ale nie było rewelacji. W każdym razie zdałem sobie sprawę - napiszę choć raport z terenu, będzie więcej pożytku dla Braci i czytelników Forum. Tym samym jakoś to opanowałem. Kolejnego dnia skoczyłem na miasto, bo strach lub apatia dopadała. Już prawie znalazłem wymówkę - czemu nie jechać. Ale poprzedni dzień dał do myślenia - działaj! Wyznaczyłem sobie mały cel - jakieś małe zakupy, spacerek i piwko na mieście. Już weekend, więc więcej ludzi, to w sumie dobrze, test na lęk społeczny będzie. Miałem parcie na to, aby zagadać albo do grupek ludzi, albo do młodszych lasek (bo wtedy większy stres wchodzi). Zanim wybyłem na miasto miałem okazję stać w kolejce. Za mną dziewczyna stoi, miałem pewne opory, ale w końcu się przełamałem. Nawiązałem do tego co miała na ladzie, krótki smalltalk, żadnych bajerów, poznawania imion. Tak...miałem lekko cieplejszą wibrację i również jej coś podobnego wjechało. Nie było w tym parcia, więc rozmowa nawet się kleiła. I co.... było źle? No nie było. Wyobraźnia podpowiadała - będzie drętwo. Aż tak nie było. Potem na miasto już z lekko podbitą energią. Najpierw pomyślałem, że może fajnie będzie się wbić w grupę jakąś. Szli sobie faceci i gadali, zrównałem się z nimi, coś tam zagadałem i byłem ciekaw czy da się razem imprezować. Nie dało się. Przez chwilę wjechała "siara" ale szybko uleciała. OK, życzyłem miłego wieczoru i od razu podbiłem do grupki 2 dziewczyn obok, do których dołączyła trzecia. Przez chwilę ciekawiło mnie czy tamci faceci widzą, że do dziewczyn podbijam na odwadze Ale dołączenie tej trzeciej mnie zbiło z uwagi, moja gadka była niezbyt przemyślana, nie ciągnąłem tego dalej, nie widziałem jakoś większej responsywności z ich strony, sam nie umiałem jej wzbudzić. Kontakt wzrokowy też siadał. Jednak i tak wibracja lekko poszła w górę. BO SIĘ ODWAŻYŁEM! Potem spacerek i trafiam na siedzące na murku panny. Idąc słyszę co mówi jedna do drugiej, zatrzymuję się, cofam i zagaduję do niej. W zasadzie wyglądało to tak, że w moim umyśle na sekundę może dwie otworzyło okienko i wpadły myśli: "można zagadać." / "ale to brzydko tak wykorzystać to co one mówią, jakbym podsłuchiwał" / "walić to!". Obieram jako cel jedną i w zasadzie koncentruję uwagę tylko na niej (w głębi zastanawiam się - czy aby to nie jest błąd? Może warto okazać szacunek i zagadywać równolegle obie?) Ma fajne blond puchate włosy, ale gdzieś w głowie siedzi "nie komplementuj" no to tego nie robię. Nawiązuję do tematu, który poruszyła, ale w głębi czuję się trochę jak na dokładkę, mój tekst jest wyważony w 60%. Nie czuję tej mocy nakręcania energii, jakbym wpadł w ich ramę. Przebijam się jednak, bo nie było to tak źle jak w poprzednim przypadku, konwersacja z jedną panną, ale tak średnio to wychodzi. Na pewno jest plus, bo dłuższa, niż w poprzednim przypadku, ale znów brak pomysłu na kontynuowanie tego small talka. Kończę więc to i idę dalej, choć energia podbita w górę. Gdzieś czuję tę satysfakcję - podszedłem, nieśmiałość znów przełamana. Idę dalej przez miasto, coraz bardziej odczuwam "co ja tu robię? powinienem siedzieć w domu. Jakie są szanse, aby nawiązać jakąś fajną rozmowę, jeśli jest się samotnikiem?" Jednak odmawiam sobie koncentracji na tym, idę i obserwuję sobie miasto i ludzi. Sporo randek (spotkań kobieta-facet) widzę, będzie się działo. W pubie kupuję sobie browarka i kątem oka szukam z kim tu pogadać. Najchętniej bym się gdzieś schował w kącie i miał spokój, ale nie po to tu przyszedłem Teraz muszę udawać śmiałego, chociaż taki nie jestem. Ktoś z Was pisał "fake it, till you make it" czy jakoś tak. Widzę, że jakaś kobitka czeka samotnie przy stoliku. YEAH Idę obok, skręcam jednak, ona jakby patrzy się w inną stronę, ale coś do niej mówię (nie pamiętam co), rozpoczynam konwersację. Okazuje się, że jest z innego miasta, a że miałem co do tego miasta pewne doświadczenia, więc łatwiej jest prowadzić rozmowę. Pani niestety okazuje się zamężna i z dzieckiem, z drugiej jednak strony - to nie podryw, więc staram się nie myśleć o tym jak zachowuje się prawdziwy samiec alfa: Prowadzę rozmowę. Jest sympatycznie, jakbym gadał z koleżanką. Dobry kontakt wzrokowy, jeśli mnie nie myli to widzę objawy zainteresowania, tj. poprawienie włosów. Niestety dostaje jedzenie na wynos i musi już iść, dziękuję za rozmowę i wychodzę z piwkiem na zewnątrz. Tam podbijam do grupki, gdzie siedzi facet i 3 dziewczyny, ale... gubi mnie beciakowanie, bo znów zbyt szybko pytam się czy mogę się przysiąść Robię totalny szkolny błąd interakcji społecznych, i dociera do mnie, że to drugi dzisiejszego dnia. Oczywiście podświadomie zwalam to na siebie, swój "ugrzeczniony" wygląd i to lekko psuje mi nastrój. Jednak nic.... siadam sobie samemu i dopijam bezalkoholowego browarka. Próbuję wczuć się w sytuację, ale jakoś tak stwierdzam "nie teraz" - dopiję i wracam. Wyznaczyłem sobie godzinę na chodzenie po mieście i powoli godzina się kończy. Wracam z uczuciem NIEDOSYTU, i świadomością, że dziś SPORO RZECZY SPALIŁEM. Wsiadam do wozu. W radiu leci Kombi "Nasze randez-vous tylko w wyobraźni..." no pięknie, nawet to mnie podsumowuje. Po chwili piosenka się kończy i wpada kolejny utwór Kombi i Skawiński mi śpiewa "nigdy nie poddawaj się, jutro będzie lepszy dzień!" Spoko, dzięki za pocieszenie! Swoją drogą takie radiowe "podpasowania" to nie pierwszy raz mi się zdarzają, ale niech tam...fajny akcent. Wracam na kwadrat. A tam coś za ciepło. Myślę sobie, przed wyjściem robiłem talarki. Pewnie piekarnik się chłodzi, bo pracuje jeszcze po wyłączeniu. Nagle do mnie dociera...zapomniałem ich wyjąć! O FUCK. Gdy robiłem żarcie, dziś robiłem cukinię i pieczarki w bułce, później boczek i karkówkę. I cukinię i karkówkę totalnie spaliłem. Jak widać było to preludium do dalszych działań. Z piekarnika, niczym archeolog wyjmuję następujące artefakty: Powinienem być na siebie wkurzony. Piekarnik pracował przez ponad godzinę i robił z talarków węgiel i siorbał kilowaty aż miło, ciekawe jaki rachunek przyjdzie 😕 W sumie byłem przez chwilę wkurzony, później do mnie dotarło, co z tego mogę wyciągnąć dla siebie: 1) poczucie wyobcowania w terenie - w przypadku lęku społecznego czy bycia nieśmiałym bywa duże. Składają się na to i problemy po stronie wewnętrznej (mindset) i brak umiejętności w zakresie prowadzenia płynnej rozmowy. Zagadywanie usprawnia mindset, ale prowadzenie płynnej rozmowy i tematy do zagadanie to chyba kwestia nauki. Czyli brak teorii się kłania. A może brak wzbudzenia w sobie totalnego luzu? A może brak przygotowania do wyjścia? Na plus zauważenie, że objawy lęku społecznego są coraz mniejsze. Zatem - jest poprawa. Takie akcje sporo dają. 2) poczucie drętwości - czyli efekty niższej wibracji, która próbuje torpedować działania na odwadze. To się odbija w głosie, bo postawę można w jakimś stopniu regulować. Moim zdaniem w tle czai się POŻĄDANY REZULTAT, czyli PRAGNIENIE aby było lepiej. Ewidentnie wibracja dumy, czyli brak pokory - "chcę od razu mieć zajebiste wyniki". Zostałem ukarany za ten stan brakiem efektów "jakie bym chciał". I w sumie słusznie. Czytałem dr Hawinsa, wiem jak to wygląda. Zatem - brak odpowiedniej uważności. 3) zagadywanie nie powoduje efektu odrzucenia - w zasadzie to nie np. kobieta powoduje stres (w sensie jej uroda), lecz nieumiejętności poprowadzenia rozmowy w żądanym przez siebie kierunku (aby dobrze się gadało, czyli aby był flow) czyli pośrednio zbytnia uwaga na jej niepożądaną reakcję, która rozprasza. To co piszą w poradnikach uwodzenia odnośnie rozkręcenia się na pierwszych dwóch trzech osobach czy grupach osób - to prawda. Podjęcie interakcji powoduje wzrost chęci, który zwiększa siłę nośną odwagi. Po trzecim, czwartym zagadaniu to się poprawia. Ale do osiągnięcia etapu kuli śnieżnej potrzeba albo więcej energii lub doświadczenia. 4) dołączenie do grupki - wygląda na to (jak mi to jeden z Braci zasugerował), że najlepiej jest zagadać i pozwolić, aby grupka sama zaprosiła mnie do nich. Co znaczy - trzeba mieć gadane i być dynamiczniakiem. A to z kolei oznacza dla takiego jak ja: "You're on your own!". OK, jak mus to mus. Teraz zdaję sobie sprawę, że jak za młodu można było iść w grupce na impreze to był EASY MODE bo w grupce łatwiej jest być dynamicznym niż samodzielnie. A ja traktowałem "nie dziś, może innym razem". W efekcie przewaliłem 98% możliwości imprezowania w szkole i na studiach. Widzę to np. u lasek, które spacerują w grupkach, np. po 5 osób. Dwie generalnie są ciche, jak idzie 5-7...wtedy są odważne i głośne. W stadzie bezpieczniej Tak, zdecydowanie podejście za młodu "nie muszę być wygadany, mogę mieć swój sweet style introwertyka" to był chujowy pomysł. Godny samca beta zdecydowanie. Wlazłem na fejsa i miałem przyjemność pogadać z jedną mądrą kobitką, także gdzieś tam trochę tej pozytywności weszło, ale więcej pokory zdecydowanie. Taka kropka nad i. Codziennie uczę się czegoś nowego, dla Was to pewnie oczywiste, a ja odkrywam siebie na nowo
    2 punkty
  20. Kiedyś chciałem dać szansę fajnej, ale niezbyt ładnej dziewczynie. Zerwałem po 2 dniach, bo czułem, że będąc z nią przez jej wady wyglądu dostanę depresji. Generalnie czułem do niej mimowolne obrzydzenie - natura dała o sobie znać. To doświadczenie mi pokazało, że nie mogę olać czynnika wyglądu. Abstrachując od tego randkując przez kindera nawet największe pasztety dawały mi kosza, a zdarzały się też laski agresywne -> ego wyrąbane w kosmos. Dzięki Internetowym randkom miałem możliwość spotkać się z jakąkolwiek laską np. 4 razy w roku zamiast zero. Ryje to mega mocno samoocenę, jeszcze ta masa odrzuceń. Miałem kiedyś dziewczynę spokojną introwertyczkę, ładną, skromną, raczej samotniczkę i tylko dzięki Internetowi anonimowo mogłem ją poznać. Okazała się jedną z fajniejszych lasek w moim życiu, nie była roszczeniowa i od razu na mnie poleciała. W dobie social media, kultu celebrytów, narcyzmu i wyglądu jestem w dupie, bo ktoś kto się nie ujawnia jest uznawany za creepa, a z brakiem facjaty chada nie da rady się przebić we współczesnym Internecie. W realu szansa na spotkanie takiej jest równie niska, chyba nigdy nie spotkałem nawet. Szukam promila w zasadzie, a zagadywanie randomówek w nadzieji, że w końcu się trafi to strata czasu i jebanie psychiki. Różnego typu zajęcia grupowo-kontaktowe z powodu kovida przestały istnieć (zapewne) na co najmniej kilka lat. Co do rozmowy i wspólnego światopoglądu jestem tak skrajnie indywidualistyczny, że ciężko znaleźć kogoś takiego jak ja, laskę tym bardziej. Samotniczki/ introwertyczki do tego przeważnie urodą nie grzeszą. Mam wywalone na jakiś wymyślny seks, a za laski nigdy nie płacę, bo tak zostałem nauczony. Z parkiem to jest bardzo licha okazja, bo dziewczyny nie przebywają lub mega rzadko po parkach same, jestem niemal stałym bywalcem takich miejsc. Zależy jaka grupa wiekowa, bo jak wszyscy wiemy od 30-stki (może też nieco wcześniej) kobiety zaczynają desperacko szukać mężczyzny (te samotne), młodsze natomiast mają wyrąbane i robią brutalny odsiew niczym korpo nigdzie się nie spiesząc. Oczywiście jest też druga grupa kobiet po 30-stce, które w Internecie narzekają na to, że mężczyźni są beznadziejni i do niczego się nie nadają, są kontrolujące i z bagażem negatywnych doświadczeń. Ta rzeczywista samotność powoduje choroby psychiczne, łączy się instynktami przetrwania. Ewolucja wykreowała mechanizm, przez, który człowiek notorycznie odrzucany w pewnym momencie zaczyna czuć ból, który motywuje do wyjścia z samotności, głównie jednak tyczy się to sfery relacji damsko-męskich. Jednak, jeśli się próbuje n-ty raz a wciąż nie wychodzi to psychika boli podwójnie - popada się w uzależnienia (np. porno, alkohol) czy apatię. O samotności łatwo i w samych superlatywach mówią ci, którzy realnie chyba nigdy jej nie doświadczyli. samotność z wyboru =/= samotność z musu
    2 punkty
  21. @Martius777tam w tej Australii to im odje...o na maxa już. Bardzo jestem zaskoczony, że oni i nowa zenlandia takie cyrki odstawiają.
    2 punkty
  22. Myśle że jeśli na jesień opór stężeje to bedą wzywać z rezerwy na ćwiczenia, a i o tych którzy nie byli nigdy też sie moga upomnieć. Trzymają to w zanadrzu w razie gdyby trzeba było uciszyć co bardziej krewkich oponujących. Dlatego trzeba siedzieć cicho i trwać w oporze.
    2 punkty
  23. Raczej skrajna patologia okraszona grubymi finansami. W ogóle takich ludzi powinni leczyć.
    2 punkty
  24. Co do podchodzenia w realu - w tym momencie moim zdaniem warto przypomnieć podstawy - zacznij od siebie i zadbaj o to by czuć się dobrze samemu ze sobą. Rozwój osobisty. Dla osoby nieśmiałej droga jest trochę dłuższa, ale nie niemożliwa. Na samym początku nawet przebywanie w tłumie albo wymiana spojrzeń z obcymi może stresować, serio. Na pewno nie tylko ja tak miałem. To mija, czasami człowiek sam siebie nie poznaje po latach - trzeba tylko (albo i aż) nad sobą pracować.
    2 punkty
  25. Zapisuję przeważnie dzień wcześniej lub dodaję tego samego dnia nawyki, które wytwarzam oraz rzeczy, które są potrzebne do zrobienia (np. oglądanie aut na olx, bo planuję coś kupić, a często zapominam żeby to robić). Jak to wykonam, to odznaczam, a jak tego nie zrobię, to albo przekładam na drugi dzień i jakoś to znoszę albo zalewa mnie poczucie winy (zależy od przyczyny). Staram się nie dowalać nie wiadomo ile, ale czasem się zdarzy przesadzić 😁
    2 punkty
  26. Nie wiem ile masz lat ale to nie jest chyba do końca dobre założenie bez względu na to ile masz lat . Warto szukać kobiet o podobnym do Twoich systemie wartości. Takich z którymi będziesz miał o czym rozmawiać i zrobić cos wspólnego a w rezultacie z którymi będziesz w stanie się zaprzyjaźnić. Warto szukać wśród kobiet które bedą w stanie zrobić dla Ciebie coś więcej niż "loda' i dla tych dla których Tobie będzie chciało sie coś zrobić więcej oprócz wyciągnięcia portfela i zapłacenia za kolację. Co do podrywu na IG czy FB to jest to creepy. Już lepiej w miejscach publicznych, takich które stwarzają do tego sposobność typu park. Wyjątkiem w necie są aplikacje randkowe bo to wbrew temu co (także tutaj) zostało napisane nie sa tylko miejsca do podbijania atencji przez panie. Jeśli ludzie się po coś tam zapisują to po to żeby kogoś poznać. Trzeba przyjąć takie założenie inaczej wszystko jest troche do bani. Sam miałem dużo brania na fb randki - grzecznie odmawiałem, gdy mi coś nie pasowało lub widziałem że nic nie będzie z tego albo spokojnie reagowałem gdy pani miała podobne odczucia. Uważam to za niezły sposób poznawania kobiet w okresie kiedy nie mieszkałem w Warszawie. "Normalnie" gdy jestem w Waw robie to z marszu i analogowo a własciwie robiłem bo aktualnie zawiesiłem poznawanie. Każdy Twój wpis w tym temacie to złoto. Gratuluje a kazdemu życzę uważnej i refleksyjnej lektury tego co pisze kolega @Adrianos.
    2 punkty
  27. 2 punkty
  28. True. Autorytetem i ekspertem w dziedzinie nie jestem. Ostatni raz byłem kilka lat temu. (kilka końców imprez hobbistycznych i końców spotkań towarzyskich). Ale co zaobserwowałem to moje. Wbija solo panna na parkiet w Kluba na Czackiego? Liczysz sekundy. Tak, sekundy! A już zaczynają w tańcu podbijać jacyś goście. Jeden, drugi, trzeci, ósmy. Level easy, wręcz samouczek. Wbija solo gość. Uuuuuu... Level hard. Albo i level nightmare. Jeśli mężczyzna prezentuje się ponad standardowo na pierwszy rzut oka (musowo!) Plus umie tańczyć (musowo!) Plus ogarnia gadkę-szmatkę o dupie Maryny (w sumie też musowo). Na poziomie "hiihihi, hahahaha". To kluby są dla niego. To nie miejsca dla gości co czarują przy bliższym poznaniu. Bo nie przejdą przez pierwszy etap selekcji. Wygląd+skoordynowane wywijanie kończynami+hihihi,hahaha "ale zabawny ekstrawertyk". W klubach bywałem. Podobało mi się. Kilka drinków + parkiet + drink + parkiet + gadka + parkiet + do domu ! Ale to nie mój defaultowy "rewir łowiecki"
    2 punkty
  29. Nie sądzę, by było to konieczne Tu od razu sprostuję - nie prola, a członka Partii Zewnętrznej. Prole w systemie angsocu cieszyły się paradoksalnie sporą dozą wolności. Zdaniem decydentów systemu niewiele się różniły od zwierząt i nie było sensu ich aktywizować ideologicznie. Przypomnij sobie wizytę Winstona w robotniczej piwiarni
    2 punkty
  30. @lync Przestań się już zadręczać wibracjami, wyrzucaniem sobie braku tych wysokich tym bardziej się ściągasz w dół. Nie da się lecieć non stop na wysokich tonach, dobra melodia je w sobie przeplata. Z czasem i kropelką mądrości jaka potrafi z nim przyjść, widzisz że to co brałeś za wysokie wibracje u ludzi było często tylko sfałszowanym obrazem rzeczywistości. Jeśli do kropelki mądrości dojdzie iskierka pokory, zobaczysz podobne rzeczy u siebie. Wtedy przyjdzie czas żeby uczyć się akceptacji, takiej prawdziwej i głębokiej. Daleko nam do ideału i czasem trudno to zaakceptować, szczególnie mając predyspozycje do perfekcjonizmu. Ty chyba masz trochę. Za dużo skupiasz się na myśleniu w sytuacji, kiedy ono przeszkadza. Nadmiernym analizowaniem można się skatować. - Jebać to Pomaga w takich przypadkach. Błędów unika tylko ten, kto nic nie robi. Kibicuję:)
    2 punkty
  31. Zaczyna się robić nieciekawie. Śledząc to co sie dzieje w sprawie wirusa docierają do mnie różne informacje a propos skutków ubocznych. W Australii to już testują.
    2 punkty
  32. To miałoby sens. UE zamówiło kilkaset milionów dawek. Jakoś trzeba to wykorzystać. @Obliteraror oraz @KolegiKolega weźmiecie 8 dawek?
    2 punkty
  33. Kataloński paszport z miejscem póki co na 8 dawek.
    2 punkty
  34. Kiedyś umówiłem się z panną poznaną wśród znajomych znajomych (sama o mnie podpytywała a ja dałem się podpuścić i zagadałem). Koszta: Czas na konwersacje. Fryzjer. Myjnia. Paliwo. Czas na randce. Kawiarnia. Dałem jej okazję do wykazania się, powiedziałem że opłaciłem rachunek, ale następnym razem ona stawia. Więc ona za parę dni zaprosiła mnie na spotkałem, ale w dniu spotkania odmówiła z powodu "pracy". Okej, wracamy do poprzedniego podpunktu. Czekam na jej ruch, ale ruchu brak, trudno nie to nie. A po jakimś czasie jak już nie gadaliśmy ze sobą się dowiaduję, iż obraziła się jak jej na randce opowiadałem o wojnie i Hitlerze. Ostatnia panna z którą się spotkałem: Pierwsze spotkania ok. Drugie spotkanie już ciekawe, gdyby było więcej czasu to kto wie. Trzecie spotkanie przy okazji pół godzinki, grzecznie. Czwarte spotkanie ogień, czas jest, miejsce też a ona nie, bo się nie ogoliła i nie chce się angażować. Nic nie było, a późnej okazało się, że złapałem kleszcza. Tak mnie kleszcz zdenerwował, iż dałem kosza lasce mówiąc iż ma rację o nie angażowaniu się. Straty: Czas. Paliwo, chociaż poznałem dwa bardzo ładne miejsca. Kleszcz w udzie (byliśmy w plenerze). Podsumowanie: za PiSu nawet panie z roksy zdrożały, ale wychodzi szybciej i lepiej niż z p0lkami. Bardzo dobrze zrobiłeś chłopaku, uszy do góry. Jeśli pannie zależy na Tobie choć trochę, a nawet jeśli serio nie może, to sama zaproponuje następny termin. I ta gadka o przyjaźni, od początku Cię friendzonowała.
    2 punkty
  35. JAKIE TO TYPOWE DLA P0LKI ŻENADA! Gratulacje bracie za opanowanie, że nagrywałeś, że nie bałeś się pierwszy zakładać spraw. Typowy głupkowaty polaczek siedział by z flachą i czekał na "dzień zagłady".
    2 punkty
  36. Czy taka formuła konkursu ma w ogóle sens
    2 punkty
  37. @Kamil9612 Zbieram dowody. I zmieniam siebie! Niestety nie moge tego przyspieszyc. Musze zaczekac jeszcze poltora miesiaca na pierwszy dowod. Wszystko mam zaplanowane. Jesli wszystko się uda, to opiszę to (nie chcę pisać esei na tą chwilę). Rozważałem też napisanie książki. Bardzo dużo się wydarzyło!!! Dużo czytam. Cieszę się ! I bardzo często śmieję się z tego co wiem i co zrobię. P.S. Nie byłem kukoldem. Ona chciala ze mnie zrobic, ale jej sie nie udalo. Obecnie musze pogrywac tak, do zdobycia dowodow. P.S.2 Czego się dowiedziałem —> Ona jest dziwką (nie prostytutką). Opiszę wszystko jak bede mial dowody.
    2 punkty
  38. Każdego człowieka oceniać indywidualnie z imienia i nazwiska, a nie z nacji. To założona manipulacja światopoglądowa. U mnie pełna kultura zawsze i wszędzie. Dlaczego mojego postępowania się nie promuje w ramach polskiego?
    2 punkty
  39. Ja sądzę, że nie ma gorszej metody podrywu niż ogólnie "w internecie". Nieważne czy to tinder, FB, czy IG. Najgorsze co może być to podryw "pisząc". Zamiast jak normalny facet wyjść w miasto i zagadać parę fajnych dziewczyn - na żywo masz 100x większe szanse niż w internecie. Na żywo jak rozmawiasz to nie mają znaczenia Twoje drobne wady, ani to że źle wychodzisz na zdjęciu, ani to że jesteś np.niski, czy niezbyt umięśniony. Na żywo się liczy to jak rozmawiasz, jakie wrażenie sprawiasz, mowa ciała, itd. A w internecie? Wzrost, zdjęcie, itd - czyli to co na żywo nie ma znaczenia. Każdą dziewczynę z którą byłem (długie związki i krótkie chwilowe) poznawałem właśnie jako obcą na żywo poprzez zagadanie. Ci co podrywają na tinderze i ogólnie internecie - to są tchórze co nie potrafią podejść do obcej dziewczyny i zagadać. Ale to dobrze, im więcej takich tchórzy - tym więcej dziewczyn dla normalnych facetów, którzy się nie boją Jeden podejdzie na żywo i zagada, inny pisze miesiąc z dziewczyną przez internet, jako jeden z setek chłopaków i nadal nie wie czy ona w ogóle jest zainteresowana, czy być może pisze z nudów. A na żywo po pierwszej minucie wiadomo wszystko - mowa ciała, dotyk, chemia - jest albo nie ma. Sprawa najprostsza na świecie.
    2 punkty
  40. Powodzenia! Nofap przypominał mi moje ostateczne rozstanie się z dragami w moim życiu. Pierwsze kilka dni były fatalne do wytrzymania... Musiałem z kimś przebywać coś robić, bo w samotności bym oszalał. Kiedy wchodziłem na nofap miałem za sobą dobre 10 lat trzepania po czasie było to trzepanie po trawce i innych używkach, więc kiedy odstawiłem to wszystko to był dramat przez kilka dni. Flatline od 2 dnia nonstop... Chęć zagłuszenia emocji fapem, skoro odstawiłem już dragi i alko... A teraz wiem, że się da
    2 punkty
  41. Nofap Ostateczny to brzmi jak hollywoodzki hit science fiction! Powodzenia zatem! No i żeby nie było kolejnych części: Nofap 2 Reaktywacja i Nofap 3 Zmartwychwstanie 😉
    2 punkty
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.