Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 06.09.2022 uwzględniając wszystkie działy

  1. @Songohan nasz forumowy kolego, prawda jest taka, że życia nie przegrałeś. Możesz je zmienić w wieku 40 lat, nawet w wieku 50. Jesteś 40 latkiem, w dorosłe życie wszedłeś w wieku 19 lat? (jak podjąłeś pracę). Zdaj sobie sprawę, że z dorosłego życia przeżyłeś ledwo 21 lat. Średnia długość życia w PL dla mężczyzn to 72/73 lata. Ludzie uprawiający sport i trzymający dietę, czyli dbający o zdrowie wyrywają średnio 10 lat więcej i mają dużo lepszą jakość życia. Więc realnie nie jesteś nawet na półmetku swojego dorosłego życia, zostało ci 30 - 40+ lat, a to jest czas przez, który możesz dużo zdziałać. Zacznij od ogarniania się fizycznie, żywnościowo i technik niwelowania stresu. Aktywność fizyczna, dieta, relaksacja to wszystko ma duży wpływ w walce z depresją, często samo to wystarczy, żeby objawy całkowicie się wycofały. Jeśli się zapuściłeś, to zacznij delikatnie 3x w tygodniu trening z hantlami albo gumami oporowymi, do tego jakieś interwały np. na rowerku treningowym, jeśli nie chcesz się ruszać z domu, bo jak chcesz rowerek treningowy zamień na normalny albo bieganie/ marszobiegi. Ludzi nie lubisz w pracy, tego nie zmienisz, możesz albo zmienić pracę albo osiągnąć poziom wyższego wyjebania. Masz do tego masz mnóstwo narzędzi, ćwiczenia oddechowe (wiele wersji, ja polecam według Wima Hofa 2x dziennie po 10 minut wersja dla początkujących, rano i wieczorem. Jak potrzebujesz to 3x), medytacja (maindfulness), przed snem Schultz albo Jacobson. Do tego zimny prysznic co rano, żeby hormony wystrzeliły. Gwarantuję, że stres i wpływ czynników zewnętrznych na twoje samopoczucie po miesiącu będzie o 75% niższy, po trzech o 90%. Jak już przedmówca radził zrób porządek z jelitami (oczyszczanie, szczepy bakterii). Ustaw dietę, niezależnie czy jesteś wege, czy mięsożerca, są diety które pozwalają zdrowo żyć. Zrób badania podstawowe wszystkie, bo może musisz suplementować np. witaminy bo masz niedobory. Tego nikt za ciebie nie zrobi, nikt ci jakości życia nie poprawi, możesz to zrobić ty sam i tyle w temacie. Jak już ogarniesz się fizycznie i emocjonalnie możesz myśleć co dalej z tym życiem zrobić.
    12 punktów
  2. Zacznij od podstaw, czyli od stanu fizycznego swojego organizmu, a w szczególności jelit, których stan ma ogrojmnny wpływ na stan emocjonalny. Odstaw kawę, alkohol, cukier, gluten, laktoze, przetworzoną żywność, zacznij jeść BIO warzywa, tłuszcze zwierzęce, jajka, kiszonki. Zrób sobie głodówkę kilkudniową aby oczyścić się z syfu. Mi to bardzo pomogło na Stany depresyjne, wahania nastroju. Spróbuj kiedyś grzybków, są bardzo skuteczne w leczeniu depresji.
    12 punktów
  3. O czym konował nie powie ; o tym, że depresja może wynikać z niedoborów witamin i minerałów.
    11 punktów
  4. Anonimowe (jeszcze) są w obecnych czasach jedynie ... niewypowiedziane w swoim umyśle myśli. Terapia ma pomóc w identyfikacji problemów i sprzeczności oraz w znalezieniu przez Ciebie sposobów ich rozwiązania. Leki w teorii mają jedynie odsunąć "niepokój" i umożliwić proces, który w innym przypadku razcej nie byłby możliwy do przeprowadzenia. Cały proces powinien polegać na odnajdywaniu nieuświadomoionych problemów oraz ich źródeł a następnie akceptacji i wypracowaniu rozwiązania. Terapia nie jest (w większości przypadków niestety jest) głaskaniem się po jajkach z terapeutą a ciężką pracą, która wymaga sporego wysiłku od obydwu stron. Zabrzmię może wrednie, ale ... widziałem przypadki w których człowiek budził się po 50-tce w obcym kraju, bez znajomych, bez własnej rodziny, bez własnych nieruchomości, z życiem przepełnionym jedynie ciągłym zbieraniem wp...olu od życia praktycznie od urodzenia. Tak więc ... tego... Owszem, być może masz "za dobrze" oraz wytworzyłeś sobie w głowie nieosiągalne wyobrażenie o zyciu oraz o "szczęściu". Patrząc na kwestię życia z perspektywy chociażby Spinozy, "szczęście" jest w tedy, gdy strzała trafi gościa stojącego obok, czyli odczuwamy "szczęście" gdy nasze perspektywy przeżycia, status, majątek itp się zwiększa, a depresję, smutek itp. gdy nasze perspektywy się pogarszają. W obecnych dziwnych czasach, spora część osób jest "przebodźcowana" czyli zaczyna odczuwać negatywne emocje nie tylko gdy ich sytuacja się pogarsza ale również gdy się nie polepsza. Podziękować można tutaj chorym mediom (a szczególnie specjalistom od marketingu: https://www.youtube.com/watch?v=tHEOGrkhDp0) które wtłaczają ludziom do głowy nieadekwatny obraz rzeczywistości. Być może (nie wiem, nie znam się, nie jest to diagnoza) poprostu (jak wcześniej już kiedys pisałem w innym wątku) masz "przepalone styki", za dużo bodźców (media, internet, filmy, seriale, pmo itp). "Trawa jest zawsze bardziej zieolona po drugiej stronie płotu". Znam wiele przypadków osób, które dałyby wiele aby pozostać w pracy, którą rzuciło w pogoni za karierą się kilkanaście lat temu. Idealizujesz. Czytanie czegokolwiek bez aplikowania wiedzy jest jedynie stratą czasu i nadwyrężaniem "centra intelektualnego". Owszem, wypada bo nie ma zastosowania. Samo nauczenie się "na pamięć" nie stanowi żadnej "wartości". Wartość zyskuje się dopiero praktykując wiedzę. Emocjonalnie nie ma znaczenia czego "chcesz". Emocje poprostu reprezentują twój rzeczywisty stan wewnętrzny. Działania - efekt stanu emocjonalnego + intelektualnego. Nie da się "działać" gdy człowiek nawet nie potrafi poradzić sobie z własnymi emocjami. Dodatkowo koncentrujesz się nie na pozyskaniu wiedzy, ale na efektach jakie ma owe pozyskanie wiedzy przynieść. Takie działanie prowadzi jedynie do frustracji. Problem znany od wieków, "If you want sukha, embrace dukkha". Dróg jest wiele o młody padawanie, jednak wszystkie drogi "wyjścia" z "tego stanu" będą kręte, kamieniste i usiane cierniami. Wyjście będzie wymagało sporo wysiłku oraz systematyczności. Aby cokolwiek robić, najpierw trzeba mieć energię, żeby to zrobić. W twoim przypadku nie dość, że marnujesz ją to jeszcze większość jest "uwięziona" we "wściekłości". Tak więc pierwszy krok: przestań marnować "energię" na bzdury. Zamiast bezsensownie wkurać "rozwój", tracić czas na bezsensowne przeglądanie internetu/filmy/seriale/inne badziewie - po prostu odpocznij, "rób nic". Tak, rób coś bardzo trudnego czyli "rób nic", jak spróbujesz, zobaczysz, że to bardzo trudne. Potem zacznij obserwować swoje reakcje, swój "stan wewnętrzny", co w obecnym momencie czujesz. Po kilku miesiącach (do pół roku) pomyśl nad swoimi sprzecznościami, nad kwestiami w których sam siebie oszukujesz i nawet o tym nie wiesz. To tak roboty na około roku - o ile po dwóch dniach nie "odpadniesz" bo "nie będziesz wiedział co czujesz" i "to jest bez sensu". “For all things excellent are as difficult as they are rare.” - Baruch Spinoza *Powyższy tekst nie jest w żaden sposób ani próbą diagnozy, ani też próbą leczenia w jakimkolwiek rozumieniu tego słowa.
    8 punktów
  5. Znam ten ból. Ja zarabiam 50k na miesiąc i rucham tylko powyżej 9/10 a i tak tylko te co zrobią coś śmiesznego. Na przykład żonglerka jedną ręką 4 talerzami.
    7 punktów
  6. Miałem podobne odczucia gdy przekraczałem 40kę. Bez rodziny/dzieci, kilkunastoletni związek rozjebany, utrata fajnej perspektywy pracy (praktycznie świadomość, że będę musiał poważnie coś od nowa ruszyć). Proces przebudowy siebie na nowo to nie jest coś płaskiego, są góry i doliny, chwile motywacji i piękna, ale też chwile załamania. Jesteś teraz pod wpływem, coś jak bycie pijanym, technicznie jesteś w atraktorze niskiej energii*. Ona zagłusza i ściąga Cię w ruminacje, zamyślenia, ciągłe wracanie do przeszłości i ocenianie samego siebie, potępianie. Jakby to powiedział deMasta - to ściąga Ciebie do parteru i traktuje "jak nic nie wartą szmatę". Atraktor niskiej energii ściąga te wszystkie negatywne stany, nie bez powodu w Piśmie Św. jest wspomniane o tym "dolina śmierci". Technicznie: nie przegrałeś życia, lecz ciemna strona złożyła Tobie wniosek "bycia przegranym", który podpisałeś będąc pod wpływem tej emocji i przyjąłeś to jako swoją tożsamość. W tym sensie - (tymczasowo) sobie pozwoliłeś na to przekonanie. Problemy - np. z pamięcią i inne - mogą wynikać z zaburzeń hormonalnych, ale mogą być też powiązane z niskim stanem. Apatia -> brak energii -> niechęć do przywoływania dobrych chwil. Tutaj łatwiej jest przywołać negatywne I TO JEST CAŁKOWICIE NORMALNE W TYM STANIE. Więc łatwiej będzie Ci przywołać coś negatywnego, co się wydarzyło, niż fajne lub wzruszające wspomnienie (w którym byłeś na wyższym stanie świadomości - typu radość, wzruszenie, miłość). Sam się na tym łapałem, że jak wskakiwałem na wyższa wibrację to nagle lepiej przypominały mi się dobre stany, a do słabych nie chciałem wracać. I odwrotnie. Im bardziej jesteś tej wyższej tym większa przejrzystość myśli, lepiej odbierasz zmysły, masz lepsze pomysły. Tym trudniej jest Cię przekonać do takich wniosków. *skoro masz teraz tendencję do analizowania - rzuć okiem na Technikę Uwalniania Hawkinsa (i ogólnie jego książki), temat atraktorów i tej swoistej grawitacji do różnych stanów świadomości jest tam pięknie opisany. A także sposoby radzenia sobie z negatywnymi stanami. Sam fakt przeczytania np. o stanie apatii już potrafi podać Ci mentalną rękę, abyś odważył się dokonywanie trochę lepszych wyborów. Im więcej takich wyborów podejmujesz tym lepiej podejmować kolejne. Odwrotnie też to działa - jeśli np. pozwolisz sobie na fap, ocenianie/potępianie siebie, albo folgowanie sobie, kolejne folgowanie pójdzie znacznie łatwiej. Zasada 1% ulepszania czegoś za co się bierzesz dziennie jest spoko. Jednakże to co widzę u Ciebie to ten ekstrakt z dawnego wojownika. Chciałbyś mieć efekt już teraz, bo czujesz, że masz sporo zaległości. To znaczy, że ratujesz się z tego stanu wbijając na poziom pragnienia. Hawkins wspominał, że pragnienie generuje dystans - bo ciągnie Cię do czegoś, czego nie masz, więc uznajesz fakt braku. Więc jeśli masz wtedy energię to prawdopodobnie lądujesz na złości czy pogardzie, jak nie - na strachu, apatii, poczuciu winy. Dlatego paradoksalnie - jak weźmiesz sobie zbyt dużo rzeczy na siebie - to zawalisz. Wiem, bo ja coś takiego zaliczyłem i w sumie czasem zaliczam. To takie negatywne wzmocnienie nadmiernego obciążania siebie i zachęcanie do pokory w stosunku do samego siebie w danej sytuacji. Myślę, że Twoim problemem teraz nie jest to, że nie potrafisz, a to, że czujesz, że jest tego sporo i możliwe, że nie wiesz od czego zacząć. To proces, do którego potrzeba i luzu (ale nie lenistwa/odkładania na później), pokory (ale nie umniejszania samego siebie), miłości (do samego siebie i innych), odwagi (ale nie brawury, ale zdecydowanie pokonywania lęku), akceptacji (tego co jest i co możesz zrobić, co zmienić, a czego nie). Zacznij od tego, co pozwoli Ci podnieść siłę woli i energię mentalną. Wysiłek fizyczny, nawet ćwiczenia rzędu 15-20' dziennie potrafią wygenerować siłę nośną do przekonania się do podejmowania wysiłku w innych tematach (np. ruszenia z nową pracą, napisania CV, poszukania coś o zmianie diety). Spacer, bardziej aktywny, motywujący podcast na uszy (z tych mocnych na YT polecam deMastę i Twoją Nową Świadomość), pomyślenie o wejściu w temat medytacji/mindfulness. Jak masz insta/TT możesz zwracać większą uwagę na tematy związane ze zdrowiem psychicznym (@neuroplastyka @przystanek-mindfulness). Zauważyłem że sporo energii daje bieganie. Po takim wysiłku fizycznym czujesz przypływ energii i mocy. A to już możesz ładnie spożytkować do np. zaplanowania czegoś lub rozpoczęcia wdrażania procesu "z każdym dniem 1% lepiej". Nie dawaj sobie zbyt dużo nacisku - kilka celów max i jedź z tematem. Zasada jest w sumie prosta - możesz się na czymś mocniej koncentrować (nie żeby obsesja, ale czasem to przypomina), ale to balans daje długofalowo największe korzyści. W przeszłości nie utrzymałeś go, więc masz potencjał zmiany. Małe cele, systematyczność, uważność na swoje myśli i emocje, zadawanie sobie pytań, bardziej kwestionowanie niż łykanie jak pelikan ciemnych stanów (czyli więcej decyzji na logice, a mniej na emocjach).
    7 punktów
  7. O diecie i tym podobnych było już napisane. Wrzucę od siebie tytuły książek bazujące na psychice, żebyś sobie pomógł. Bez nich, nie ma nawet o czym mówić: - Łazariew, Diagnostyka. Weź sobie tytuły 6-10, i koniecznie Oblicza Pychy. - David Hawkins. Siła czy Moc to podstawa, i druga podstawa - Technika Uwalniania, - Mantak Chia - miłosny potencjał mężczyzny, - Blog Milroha. - do naśladowania i modelowania świetnej energii polecam youtubera Jeremy Fragrance, szczególnie filmiki z 2020 roku i około, teraz trochę chłop opadł z energii. Bez tego nie mamy o czym rozmawiać. Masz tutaj wymienioną robotę na lata. Powodzenia.
    7 punktów
  8. Jak już ogarniesz to co napisali wyżej Bracia proponuję popracować nad nawykiem wdzięczności. Z tego co piszesz żadne poważniejsze choroby Ci nie doskwierają, masz rodzinę, z której mam wrażenie, jesteś zadowolony i która się udała, masz pracę. Zacznij od tego, bądź wdzięczny losowi za to, że nie jesteś przewlekle chory i nie musisz biegać po lekarzach, że nie dotknęło Cię długotrwałe bezrobocie, że masz stały dochod od lat, udało Ci się wyrwać pannę, stworzyłeś z nią związek i masz rodzinę, także pod tym względem przez wielu nie możesz zostać nazwany przegrywem. Wielu ludzi na tej planecie wręcz marzy o tym, żeby mieć takie życie, a na tym forum jeszcze bardziej marzą o posiadaniu żony i dzieci. Pomyśl o tym głęboko i zastanów się, być może uśmiech sam pojawi się na Twojej twarzy. Życie to nie jest coś łatwego czy prostego, zdarzają się dołki, upadki i chwile zwątpięnia. Gdyby to wszystko było takie łatwe i przyjemne, nikt z nas nie miałby pod górę. Z czasem gdy to przeniesiesz na inne aspekty życia, zaczniesz się uśmiechać, będziesz bardziej szczęśliwy i wdzięczny za to co masz, być może praca też nie będzie dla Ciebie mordęgą, a być może nawet ją zmienisz.
    7 punktów
  9. Jesteś jak te pańcie 35+ co skaczą po karuzeli kutang czekając na swojego księcia, który nigdy nie nadejdzie. Celując w 8+/10 przyciągasz określony typ kobiet, czyli atencjuszki i materialistki. Te laski, będące w szczytowym okresie atrakcyjności, nie będą za Tobą latać bo drugiego takiego jak Ty mogą sobie znaleźć bez problemu. I w tym zbiorze szukasz swojej księżniczki, himalajki, której tam nie ma. Masz oczekiwania przewyższające możliwości ich osiągnięcia. Gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Przyciągasz specyficzny typ kobiet, czas określić się czego od nich oczekujesz i czy one mogą Ci to dać. Może przykładasz niewłaściwe kryteria wyboru, przez co nie udaje się osiągnąć założonego celu. Z tego powodu powstaje dysonans, brak spójności, a w rezultacie frustracja. To jak wspominasz związek z ex sugeruje, że zaliczanie panienek to tylko plaster, a tak naprawdę chciałbyś związku z taką 10/10. Aby był to ten ostatni, brakujący element układanki życiowej. Jest hajs, praca, zdrowie, pała staje, czego brakuje? Szczęścia. Myślisz, że kobieta Ci to szczęście da? Nie da. W innym wątku wyszło, że Ty chcesz mieć kobietę-trofeum, żeby z nią wyjść na miasto, żeby inni widzieli. Tą drogą szczęścia nie osiągniesz. Rób to co lubisz, spełniaj marzenia, zwłaszcza że masz materialne podstawy do tego. Kobiety przychodzą i odchodzą, dziś są, a jutro ich nie ma. Te super laski mają taki zalew atencji, że relacja z nimi może Cię tylko wykończyć psychicznie. A nie jesteś typem badboya mrocznej triady, który by taką trzymał przy sobie w klatce emocji. Dobrze że nie przepłacasz za te laski. Nie są tego warte.
    7 punktów
  10. Ja miałem straszne poczucie winy jak zacząłem dbać o wygląd. W sumie u mnie proces trwał wiele lat i miałem różne po drodze wpadki, nawet przestałem kiedyś trenować i mocno przytyłem co już opowiadałem. 1. Chodzę do salonu medycyny estetycznej ( tam jest lekarz medycyny estetycznej, kosmetolog, dentysta) no i kiedyś w recepcji mówię, że jestem umówiony. Pani do mnie - ''do kogo''. To odpowiadam, że do ''lekarza medycyny estetycznej) (wory wtedy szedłem likwidować). No a obok na w kolejce siedział jakiś gość z jakąś babką i spojrzałem na ich reakcje to było zaskoczenie taka konsternacja z ich strony. To była moja pierwsza wizyta i nawet jak gadałem z lekarzem już na konsultacji to się wstydziłem, że chcę poprawić swój wygląd. 2. Miałem straszne dylematy jak myślałem o tych włosach - niby zakola mnie wkurzały bo wiadomo, ale jak myślałem o przeszczepie to było mi wstyd, że chce na swoj wyglad wydac tyle kasy. Zastanawiałem się, czy to męskie czy chłop to nie powinien się golić na glacę( stereotypy) jak facet i tyle. Że ludzie nie mają co jeść a ja chce wydać ponad 30 koła na swoje włosy. Serio straszne wyrzuty sumienia i poczucie winy mi towarzyszyło. Ogólnie masaże twarzy, czy nawet wizyty u kosmetyczki nie wywołują u mnie już takiego poczucia wstydu, ale nawet teraz widzę czasami zaskoczone spojrzenia kobiet jak widzą faceta w takim miejscu. Paradoksalnie to czułem lęk - pamiętałem te pogardliwe spojrzenia kobiet jak byłem łysy i gruby i zapuszczony na twarzy. W sumie nie mogły się inaczej na mnie patrzeć bo mi było strasznie wstyd ze względu na mój wygląd. Było wielu łysych i grubych facetów w moim otoczeniu, ale tylko ja czułem autentyczny wstyd, że się zapuściłem, czułem się jak człowiek gorszej kategorii - a oni nie. Więc to ja wzbudzałem pogardę, ja jestem bardzo wrażliwy, widziałem tą pogardę wszędzie i jeszcze bardziej zamykałem się na ludzi. Oczami wyobraźni konstruowałem siebie na nowo i miałem wizję i chciałem to zrealizować najmniej inwazyjnymi metodami bo się bałem oszpecenia. Szczęki i innych rzeczy nie zrobiłem - jedynie wory zlikwidowałem no i kosmetyczka plus masaze twarzy
    6 punktów
  11. To jest ciekawy temat. IMO dlatego, że - wbrew potocznemu przekonaniu - to są często ludzie, którzy doszli do swojej pozycji materialnej od zera. Gdy zaczynali, nie przelewało im się i doskonale znają wartość pracy i pieniądza. "Mający dużo kasy" to bardzo względne, ale ja np. doszedłem do czegoś w życiu m.in. tylko dlatego, że zawsze sporo oszczędzałem. Zacząłem na 3. roku studiów, a - jak się domyślasz - żadnej spektakularnej kasy wtedy nie zarabiałem (choć obiektywnie to nie była na mój ówczesny poziom wiedzy i umiejętności zła stawka). Do dziś np. mam kartę kredytową z limitem 4000 PLN - tyle, ile dostałem od banku zakładając pierwsze konto - prawie 20 lat temu. Nigdy kasą nie szastałem, kupując np. niepotrzebne gadżety czy jedząc w bardzo drogich restauracjach. Podobnie jak wyjeżdżam na weekend, staram się korzystać z promocji przy bookowaniu hotelu np. - wolę wziąć 3-gwiazdkowy 2 km od centrum i dojeżdżać potem te 2 km rowerem niż 5-gwiazdkowy za 2x tyle. Co do aut - to samo: porządny japoński kompakt zamiast limuzyny 2x droższej, a jedynie o jakieś 30% lepszej. Itd. itd. Tym bardziej też nie szastam kasą na kobiety - zawsze starałem się, żeby miały wkład finansowy w nasz związek. Nie zawsze było to 50:50, ale jak słyszę od znajomego, że u niego w pracy jakiś misiek kupił narzeczonej nowe auto, to coś mnie trafia. Dziwić się potem, że niektóre kobiety nie wiedzą na czym im ma dupa jeździć, jak takich simpów jest całe mnóstwo. Nie zaglądam nikomu w portfel, ale wiem, że gość jest zwykłym szeregowym pracownikiem. Sam mówił, że się "nieźle szarpnął" na ten "gest"...
    6 punktów
  12. Hmm. Z jednej strony rzeczywiście społeczeństwo jest bardzo roszczeniowe i leniwe. Z drugiej strony... Jak mam sprzedawać swoje życie za 3-4 tysiące, to pierdole taki biznes. Na bezrobociu wolałem ruszyć głową i wziąć się za handel, zarobić mniej ale zarobić głową, i oczywiście wydać dużo mniej niż na dojazdy itd. Serio nie opłacało się pracować w moim biednym regionie w Polsce B, choć główną przyczyną emigracji był stosunek do obywateli, ciągłe podatki, mandaty, pisowski cyrk covidowy itd. Gdybym miał coś radzić młodym to bym poradził: uczyć się angielskiego, ćwiczyć, dbać o umysł i przy pierwszej okazji uciekać z terenów okupowanych. Nie pracować, chyba że praca da doświadczenie, wtedy jak najbardziej. Ale praca w macu czy gdzieś w markecie (szanuję wszystkich pracujących ludzi, chodzi o perspektywy) raczej nie doda bonusów u zagranicznego pracodawcy. Popracować parę lat, zgromadzić kapitał i wtedy myśleć co robić aby nie być niewolnikiem całe życie.
    6 punktów
  13. Koledzy mnie ubiegli, więc nie będę powtarzać co wyżej odnośnie nawyków żywieniowych i ćwiczeń fizycznych. Mogę tylko opisać jak na mnie to wpłynęło. Otóż, kiedy mam przerwy od siłowni/piłki/roweru połączone ze śmieciowym jedzeniem z automatu zaczynam robić się leniwy, pić częściej alkohol, nakręcać się na rzeczy na które nie mam wpływu, co skutkuje coraz większym stresem. Dalej już idą wahania nastroju i brak poczucia sensu. Kiedyś wydawało mi się, że to takie głupio-mądre gadanie ze sportem ale jest to najlepsza terapia, sposób na pozbycie się stresu i złych nawyków. Jeśli dodasz do tego fajne odżywienie to mocno odczujesz to na sobie. Zdziwisz się jakie bajeczne efekty to przyniesie. Zacznij od najprostszych rzeczy: wsiądź na rower do pracy. I po prostu sobie jedź bez spiny. Na kolację zamiast białego chlebka to spróbuj warzywa na patelnie, do zrobienia gotowiec w 20 minut (wiem, wiem są zdrowsze ,,świeże od gospodarza” ale niech chłop załapie nawyki). Po jakimś czasie sam chwycisz, nabierzesz motywacji i chęci na więcej ale póki co musisz wymusić te zmiany w sobie.
    6 punktów
  14. Jeżeli masz na myśli: "ODGÓRNE, SYSTEMOWE WYGASZANIE OCZEKIWAŃ" To prawdopodobnie masz rację. Jesteśmy (jako "zachód") na etapie powolnego studzenia konsumpcjonizmu. I zmiany modelu gospodarki. Obecna jechała na konsumpcjoniźmie ale ten model nie jest do utrzymania. Z wielu względów, również geopolitycznych. To będzie proces. Rozłożony w czasie. Już odpowiednio indoktrynuje się i uczy najmłodsze pokolenia. W sumie może to i lepiej. Sam mam dość dyktatu rzeczy psujących się po gwarancji. I wciskanego marketingowo w każdy otwór ciała "wiecznego pędu za nowym".
    6 punktów
  15. Najlepsze jest to że na Węgrzech chinole robią finalny przystanek swojej trade route, budują fabryki samochodów elektrycznych i akumulatorów tak samo jak również jakiś zachodnia firma, ja się zastanawiam czy jakiejś obligacji ich sobie nie kupić. Zakontraktowali się na więcej gazu od ruskich
    6 punktów
  16. Ten wiek to już prawie staruszek, zapomnij o seksie z dwudziestkami. Zapomnij w tych czasach w ogóle o seksie...
    5 punktów
  17. Dziś jest to niestety wręcz wiedzą mistyczna no ale o czym my mówimy skoro np diabetolodzy leczą cukrzyków dietą z 5 posiłków i w każdym węglowodany. @Songohan Autorze dam ci złotą radę, jedyni lekarze których powinieneś odwiedzać co jakiś czas regularnie to stomatolog i fizjoterapeuta. Szpitale i przychodnie w ciężkich przypadkach typu złamania czy operacje. Wybicie z matrixa otwrzylo mi oczy nie tylko na relacje damsko męskie ale i cały ten burdel zwany światem. Lekarzy z powołania jest może max 10 procent całości reszta to koniowały klepiące regułki z przed 30 40 lat. Elitom rządzącym i mafi farmaceutycznej jest na rękę że ludzie mają być chorzy i słabi. Dla nich człowiek zdrowy i świadomy to wróg. Typowy janusz i Grażyna to właśnie twór matrixa, czym więcej takich ludzi tym lepiej dla rządów i firm od leków. Ja dla mojej rodziny stałem się pewnym wrogiem nr 1. Na szczęście udało mi się mamę lekko wybić z matrixa no i dziewczynę też daje rade powoli. Komplet badań dla ciebie zrobienia prywatnie bo nie licz na skierowanie za free na Narodowy Fundusz Zdzierców , wiem że to będzie kosztować ale RAZ W ROKU każdy facet powinien zrobić taki zestaw żeby wiedzieć jaki ma stan zdrowia w całości (Grafika nie jest mojego autorstwa , https://www.instagram.com/darriapawlak/ ) Wszystko z rana na czczo)
    5 punktów
  18. Ajwaj. https://wydarzenia.interia.pl/autor/lukasz-szpyrka/news-reset-na-linii-polska-wegry-stara-milosc-nie-rdzewieje,nId,6266339 Premier Mateusz Morawiecki zapowiedział, że chce wrócić do współpracy z Węgrami w ramach Grupy Wyszehradzkiej, mimo że oba kraje dzieli skrajnie różny stosunek do rosyjskiej agresji na Ukrainie. Czyżby rosyjskie surowce "płynące" z Węgier staną się jednak koszerne? Ciekawe jak tą sytuacje przedstawią rządowe media? Aby ciemny lud to kupił. Wyborny spektakl :).
    5 punktów
  19. Jeżeli moja partnerka nie może znieść innych kobiet które obrabiam to nie zasługuje na czas kiedy ją obrabiam.
    5 punktów
  20. Ja dla przykładu w zeszłym miesiącu wspomogłem właściciela tego forum skromnym przelewem. Bynajmniej niczego nie sugeruję.
    5 punktów
  21. I uważasz, że sens życia to zapierdalanie? Budowanie domu, remonty, ciągłe koszenie trawy, ścinka drzew, praca, praca, praca? A kiedy czas na wiedzę, czytanie książek, podróże, kursy, poszerzanie horyzontów, nowe hobby? Stare pokolenie miało przewalone. Ale co oni mieli do roboty? Cięzko było podrożować, cięzko było posiadać pasje. Ciężko było robić cokolwiek. Ludzie pracowali bo gdyby nie robili nic to by dostali pierdolca. Jedyne co było to telewizja, gazety, książki. Więc nic dziwnego, że wybierali kult pracy i zapierdolu. Ale dzisiaj masz inne czasy. Możesz całe życie wynajmować mieszkanie i nikt tego nie sprawdza. Co za różnica, czy wynajmujesz całe życie czy spłacasz kredyt od 30 do 60 roku życia? Wychodzi prawie na to samo Zamiast zajmować się pielęgnacją ogródka, uprawą roli, koszeniem trawy wokół domu, remontami - możesz żyć w mieście w bloku i mieć wywalone. Możesz albo być pracoholikiem, albo szukać work-life-balance między pracą i wolnym czasem, albo dawać od siebie minimum (zlecenia raz na jakiś czas) i wolny czas przeznaczać na co chcesz. Po prostu obecne czasy dają możliwości. Kult zapierdalania nie ma obecnie sensu, wiec nie dziwie się młodym ludziom. Dzisiaj nie masz absolutnie NIC z tego, że pracujesz długo i ciężko. Nie masz nawet dobrej służby zdrowia, jak się rozwalisz podczas pracy to czekaj 2-3 lata na zabieg. Fajna perspektywa zapierdalać, żeby nic nie mieć. Kiedyś ludzie pracując ciężko i głupio, całymi dniami - budowali domy. Dzisiaj pracując ciężko i mądrze może cię nigdy nie stac na budowe domu. To jest kolosalna różnica. Inne czasy Sensem życia zapierdalanie? Gdy możesz paść na zawał przed 30-40 rokiem życia? I nawet nie zdążysz nic z tą kasą zrobić, wybudować domu, skosztować życia, nic. Mało to osób w wieku 20-30 pada na nowotwory złośliwe? Brak spotkań ze znajomymi, wieczne przemęczenie, pracowanie na zachodnią korporację albo kapitał janusza? Strasznie płytkie to życie. Ale takie podejście ma też odbicie w relacjach DM. Mężczyźni jawią się kobietom jako bankomaty do skubania, bo poświęcają cały wolny czas na pracę, pasje, idee, technologie, a społecznie są w dupie i łatwo nimi manipulować. Pracowitemu kapciowi bez znajomych, którego jedyna pasją są komputery i siłownia, bez social skilli, znajomych, social cirle, gry, umiejętności społecznych, imprez, wakacji, wspomnień, historii, życia - ciężko będzie poruszyć kobietę. Pierwsza lepsza kobieta owinie wokół palca, wykorzysta, wydoi z hajsu i 10-20 lat zapierdalania po 12-14 godzin dziennie pójdzie do piachu. A w domu za zarobioną kasę, w domu który baba wygra podczas rozwodu - zamieszka z nowym gachem. Super perspektywa. Jeszcze raz powtarzam - jak masz własny biznes, jesteś niezależny, nie jesteś niewolnikiem korporacji czy janusza, tylko masz własny biznes, produkt, pasje, fach, kunszt, cokolwiek to jasne, można sobie pozwolić na zapierdalanie po 16 godzin dziennie, w końcu robisz na swoje prawda? Sam sobie sterem, żeglarzem, okrętem. Jak pracujesz w jakiejś stolarni, gdzie nawet szef ci nie kupi porządnej maski, a ciągle leci pył od ścinki drzewa to jaki jest sens przepracowywać się i wypruwać swoje żyły za 3000-4000zł netto? Robisz minimum i masz wyjebane, jak cenisz swoje zdrowie szukasz innej pracy. Podobnie w korporacji. Jesteś zwykłym i za nadgodziny i lizanie dupy zarządowi nikt ci nie da podwyżki takiej, jak gdybyś zmienił firmę, bo przy zmianie firmy dostajesz 20-30% więcej, a przy byciu pracusiem korpo trybikiem max 5% rocznie. Czas wolny jest sensem życia. Życie dzieje się po pracy. Jeśli teraz utożsamiasz się z danym zawodem to niech to będzie dzialaność a nie etat, wtedy zapierdalanie na swój biznes, swoją marke ma sens. Jak ja pracuje dla korpo daje od siebie minimum i nie chce ryzykować przepracowania, zawału, wylewu, udaru, brania psychotropów od masy stresu i deadlajnów, gdy ja dostaje 10-20% tego co zarobię, a 80-90% leci do szefa szefów. Po co? Życie to nie tylko budowa domu i wegetacja, więcej osób czerpie radość z podróży rowerem, chodzeniu po górach, zwiedzaniu, niektórzy dom traktują jak hotel i cenią bardziej wspomnienia niż wybudowanie domu i co dalej? Spędzanie w nim 24/7, izolacja? Nuda, bałbym sie że życie mi przecieknie przez palce. Plus co jeśli wybuduje swój dom i pare lat później diagnoza, że za 6 miesięcy umre? A całą młodość przewaliłem na dom, kobiet nie było bo która się zainteresuje pracoholikiem bez życia i social skilli? Żadna. Życie zmarnowane. Być vs mieć to odwieczny dylemat i nie ma dobrej odpowiedzi. 1. Wybierasz być zamiast mieć. Przewalasz na bieżąco kapitał. Nie masz nic na starość, a zdrowie ci dopisuje i będziesz ciągnął w nędzy do 80-90. Niska emerytura, brak kasy na opieke lekarską, długie zmaganie się z chorobami w biedzie, może nawet bezdomność na sam koniec. Zmarnowane życie 2. Wybierasz mieć zamiast być. Cały czas praca praca praca. Masz dom, samochód, status, a zdrowie nagle ci siada i umierasz na zawał/raka w wieku 30-40 lat nie robiąc poza pracą. Zmarnowane życie 3. Wybierasz być zamiast mieć. Przewalasz na bieżąco kapitał. Nie masz nic na starość, zdrowie nagle ci siada i umierasz na zawał/raka w wieku 30-40 lat. Wykorzystałeś dobrze życie 4. Wybierasz mieć zamiast być. Cały czas praca praca praca. Masz dom, samochód, status, a zdrowie ci ciągle dopisuje i gdy już się dorobiłeś w okolicy 45-50 postanawiasz korzystać z życia, podróżujesz itd. życie ci cały czas dopisuje, masz kasę, na starość wysoka emerytura i opieka lekarstwa. Wykorzystałeś dobrze życie Widzisz jaka to jest loteria? Nic takiego nie grozi. Po pierwsze większość ludzi chce pracować. Po drugie - masa ludzi zastąpiona i wymieniona na bardziej wydajne maszyny i automaty. Nic się nie zmieni. Połowa polski nie zostanie nagle minimalistami, to dalej jest margines w postaci kilku % społeczeństwa, a nigdy nie dobije do 20-30 czy 50% Zresztą jak napisalem wyżej - to jest ich wybór i mogą mieć racje. Nie każdy rodzi się z umysłem ścisłym do zostanie programistą czy innym inżynierem. Nie każdy ma precyzję i smykałkę do zostanie lekarzem. Większość ludzi ma zerowe predyspozycje do sukcesu, rodzą się żeby pracować na innych. No nic dziwnego, ze nie chcą być niewolnikami i harować całe życie na swoich panów. Sam na ich miejscu bym zrobił tak samo. Każdy chce przeżyć życie, żeby coś z niego mieć, a jak widzisz masa ludzi nic z tego życia mieć nie będzie. Będą pracować za 3000zł i zaharowywać się dla kobiet, żeby potem panna i tak ich zdradzała i zabrała ten niewielki majątek. Po co mają ryzykować? Nie można winić niewolnika że nie chce się godzić na niewolnicze warunki, skoro ma wybór. Gdyby większość innych ludzi tak samo się zbuntowała to większość polityków i rządów miałaby problem i w wyniku takiej rewolucji szaraczkom może żyłoby się lepiej.
    5 punktów
  22. Wydaje mi się że dla większości osób z depresją/ permanentnym obniżeniem nastroju, największym problemem jest brak "wyższego celu" w życiu. To daje prawdziwe spełnienie, nie pieniądze, seks, dobra przyziemne - super jak to wszystko jest, ALE kiedy nie masz w życiu celu, poczucia wręcz jakieś misji, nic z tych przyziemnych rzeczy nie przyniesie spełnienia. Wydaje mi się że u Ciebie dużą rolę odgrywa niespełnienie/ rozczarowanie związane z pracą. Długi okres czasu sens/cel dla Ciebie stanowiło jak pisałeś dążenie do wysokiej pozycji zawodowej - nie udało się, jesteś tym rozczarowany bo to był sens Twojego życia, który niespełniony runął, powodując powstanie Twoich rozterek. Musisz znaleźć coś nowego co będzie popychało Cię do przodu. Nikt nigdy na dłuższą metę nie osiągnął "szczęścia" tylko przez to że miał pełny żołądek, puste jelita i jaja
    4 punkty
  23. Bracia tutaj już bardzo dużo napisali, więc ja zostawię tylko link, który mi przyszedł do głowy: https://www.rp.pl/praca/art10347161-nigdy-nie-jest-za-pozno-na-biznes-historia-pulkownika-sandersa
    4 punkty
  24. Według mnie podobne myśli ma dużo mężczyzn w okolicach 40-stki. Bo do człowieka zaczyna docierać że do ew. śmierci już bliżej niż dalej:). Więc naturalne jest że człowiek postanawia podsumować własne życie. Jak przetrwać ten okres? - przestać się przejmować rzeczami na które nie mamy wpływu - przestać myśleć na zasadzie "co by było gdyby?" - zacząć żyć na zasadzie "Ja już nic nie muszę. Co najwyżej mogę". - zafundować sobie weekendowy wyjazd z 20-letnią Divą.
    4 punkty
  25. Dokładnie, bariera wejścia w życie jest tak wyśrubowana że ludziom się nie chce, mieszkanie w dużym mieście 600 tyś minimum, plus atencjuszka p0lka przylepiona do telefonu, roszczeniowa że ciągle mało, no to kto normalny by na to robił. Mam taką teorię że obecne zachowanie ludzi to jakiś zaszyty w podświadomości mechanizm ewolucyjny, jak MGTOW wobec kobiet, gdzie bariera wymagań kobiet jest tak wysoka gdyż szukają perfekcji że po co wogóle się starać. Ten mechanizm de facto ściągnie na dół zarówno Panie jak i napompowane ceny i gospodarkę.
    4 punkty
  26. 4 punkty
  27. "One takie nie są..." Liczy się wnętrze.
    4 punkty
  28. Droga była długa i NADAL się nie skończyła, bo w swojej głowie chciałbym być Harvey Specterem jeżeli mówimy o pewności siebie. Nadal wiele przede mną, ale uważam że osiągnąłem w tym już jakiś sukces Zacznijmy od początku - 14 letni 3nd3x0 w gimnazjum ( teraz mam 22 lata ), bojący się uśmiechnąć, a co dopiero odezwać i zagadać do jakiejś panny. Chciałem mieć wtedy dziewczynę więc desperacko szukałem i dostawałem kosz za koszem Żadna mnie nie chciała, ważyłem 48kg i wyglądałem jak wieszak, do tego blady bo większość czasu grałem na PC. Do tego ta pizdowatość.. Przeważnie z dziewczynami pisałem zamiast w szkole się spotkać i atakować. To tyle z moich początków, przedstawiłem to żeby dać zarys z jakiego momentu zaczynałem. A jak do tego doszedłem? 7 lat siłowni - zacząłem ćwiczyć w wieku 15 lat. Najpierw kalistenika, później siłownia, teraz znowu kalistenika I dało mi to trochę, ale bardziej do samooceny i dobrego czucia się w swoim ciele, Zdrowa dieta - to również wpływa na samopoczucie Od niedawna sztuki walki - tutaj poczułem ogromny boost, mimo że boks ćwiczę tylko 2 miesiące to jest różnica, zacząłem chodzić prosto i nie bać się konfliktów, dostania po mordzie SUKCESY I ZREALIZOWANE CELE - to najważniejszy punkt, przez te wszystkie lata realizowałem krok po kroku swoje cele, 1 praca jako dev w IT i fajne zarobki, prywatne zlecenia dla różnych firm, rozwój kariery, własna działalność i praca na B2B, chodzenie na randki, zakup wymarzonego auta, ruchanie panienek itp Długo by wymieniać, Najważniejsze, że realizowałem to co chciałem. Każdy sukces w naszym życie to cegiełka do pewności siebie, dlatego taką prawdziwą pewność buduje się latami. Do tego doszedł Nofap, rzucenie porno oraz instagrama który sporo zmienił w samoocenie, wychodzenie z syndromu nice guya Dużo zmienił też Redpill, zrozumienie jak działa ten świat. Uważam że najważniejsze w budowaniu pewności siebie to przyjęcie odpowiedniego mindsetu. Ja przez ten czas miałem mindset który nabyłem od Jacka Walkiewicza, a mianowicie że należy doświadczać życia Każdą jego barwę, tą złą i tą dobrą, przejść przez wszystkie emocje i się tym cieszyć. Polecam z tego miejsca wykład na yt - Pełna moc możliwości. Dla przykładu idąc zagadać do dziewczyny miałem w głowie "A jak da mi kosza? A chuj, przynajmniej będę wiedział jak to jest dostać kosza, znowu!" To tak po krótce opisane, odpowiedni mindset i dystans do sytuacji jest najważniejszy Nie masz wpływu na to czy coś się wydarzy, masz wpływ na to jak zareagujesz.
    4 punkty
  29. https://www.wysokieobcasy.pl/wysokie-obcasy/7,158669,27971949,milionerzy-czasu.html To wyjątkowo zabawny i kuriozalny tekst. Na tyle kuriozalny, że wyjątkowo zdecydowałem się go przytoczyć w całości Nie ominę sobie przyjemności paru komentarzy (w tekście, na niebiesko)/ Milenialsi - zrażeni do stałej pracy, ale spełnieni życiowo Wolą się wyspać się, obejrzeć serial, spotkać ze znajomymi. Sensem ich życia jest czas wolny (O, to tak tak ja. Ale ja na swoje mniejsze bądź większe opierdalanie się najpierw zarobiłem xD) Praca jest tylko po to, żebym mógł zapłacić rachunki. Poza tym nie ma dla mnie żadnej wartości – mówi 32-letni Marcin, który ukończył dwa prestiżowe kierunki studiów na UJ i przepracował kilka lat w agencji reklamowej jako copywriter, jednak praca ta go „wydrążyła, formatując jego życie do ośmiu godzin w biurze". (zmarnowane pieniądze podatników) Dlatego ją rzucił, wrócił do dzielenia mieszkania ze znajomymi i głosi śmierć idei pracy (xDD). – W zasadzie co się z niej ma? Kredyt na 30 lat, po którego spłaceniu umrzesz na zawał, stary i zaharowany, może jakieś greckie wakacje raz do roku, poza tym kompletny brak przyjemności w życiu. To ja wolę żyć inaczej. Wyspać się, obejrzeć serial, spotkać się ze znajomymi. Ważne, co robię z moim własnym czasem. On jest wartością. To moje życie. Aby zarobić, Marcin ima się różnych prac, najczęściej oferowanych mu przez znajomych. Obsługa muzycznego eventu, jakiś tekst na zlecenie, czasem nawet pomoc za barem. Twierdzi, że to dla niego nie problem. Większym byłoby wstawanie rano i poddawanie się kieratowi, co nazywa ograbianiem go z czasu i marnowaniem życia. INWESTYCJA W CZAS WOLNY Admiratorką i wyznawczynią czasu wolnego jest też 25-letnia Alina. Deklaruje, że nie pójdzie nigdy do stałej pracy, bo ta jej się wydaje więzieniem. (najwyższy czas na znalezienie simpo-frajera płci męskiej, który będzie księżną utrzymywał) Korporacja to dla niej synonim słowa „piekło". Po obronie pracy magisterskiej z psychologii zatrudniła się w hostelu jako recepcjonistka (kolejne zmarnowane pieniądze podatników). Jednak nawet ta wykonywana tylko sporadycznie praca za bardzo ją ograniczała (Biedactwo...jak śmią kobietę ograniczać?!). Dlatego czasem zamykała drzwi wejściowe na klucz i nie bacząc na to, że mogą przyjechać nowe grupy turystów, którymi powinna się zająć, szła na miasto, żeby się bawić (xDD ?!? xDD). – No nie mam może bardzo poważnego stosunku do pracy (mam stosunek seksualny do pracy. Pierdolę ją) – śmieje się. – Ale nasi rodzice ciężko pracowali i co z tego będą mieć? Głodowe emerytury. Jest tyle ważniejszych spraw od pracy: podróże, przyjemności, imprezy… (za pieniądze ww. simpo - frajera płci męskiej) Żeby na nie zarobić, Alina pracowała już w call center, wyprowadzała psy, a zdarzyło jej się nawet sprzedać komuś w necie swoje rajstopy (xD zuch dziewczyna!). Wszystko, co zarobi, jak mówi, „inwestuje" w czas wolny. – Nie dam się wkręcić w żadne nowoczesne niewolnictwo. To, co ma znaczenie, to mój czas. FILOZOFIA SPEŁNIENIA OSOBISTEGO Postawa Marcina i Aliny pokazuje szerszą tendencję. Czas wolny staje się dla nas nowym Świętym Graalem. Można zauważyć pewną globalną tendencję do tego, by wieść życie mniej nastawione na pracę, a bardziej na czas wolny, którym się dysponuje według własnego uznania. Zajęcia zawodowe coraz częściej bywają postrzegane jako puste, ważniejsze stają się te, które – w myśl współczesnej filozofii spełnienia osobistego – prawdziwie nas satysfakcjonują. Wzrasta liczba tych, którym nie chodzi już o to, by się zaharowywać, kupić mieszkanie od dewelopera, dobre auto i wypełnić konto oszczędnościowe w banku, ale o to, by żyć po swojemu. Mieć czas na rzeczy, które naprawdę lubi się robić: jogę w parku, ogarnięcie mediów społecznościowych, kino. Ciężka praca staje się niepotrzebnym znojem. Chodzi o to, aby żyć wygodnie i spokojnie. (jak te ptaszki niebieskie z Mateusza. Nie sieją, nie orzą, Pan Bóg je karmi) Niektórzy zresztą twierdzą, że ta tendencja jest wyrazem dużej progresywności, bo przywilej wolnego czasu nie powinien być zarezerwowany dla bogatych. To ważne, mówią, mieć nad nim kontrolę. I coraz częściej to on, a nie pieniądze i rzeczy, staje się naszą aspiracją. Potwierdzają to badania socjologiczne. W ramach programu badawczego Europejskie Systemy Wartości wzięto nas pod lupę czterokrotnie między rokiem 1990 a 2017. Okazało się, że w ciągu tych paru dekad w naszej mentalności zaszły poważne zmiany. Religia i praca straciły dla Polaków na znaczeniu, za to wzrosła waga czasu wolnego (mówił o tym m.in Karoń. N-razy). W 2017 roku jako istotną wartość wskazało go aż 41 proc. badanych (w 1990 roku tylko 28 proc.). W tym czasie przybyło również tych, którzy cenią znajomych i przyjaciół (odsetek ten wzrósł z 23 do 42 proc.). JEDNOSTKA CENTRUM WSZECHŚWIATA Jak zaznaczają socjologowie, taka postawa idzie w parze z niewątpliwym wzrostem naszej zamożności. Choć dalej jesteśmy społeczeństwem na dorobku i podobnie jak bohaterowie słynnej, pochodzącej z 1965 roku książki Georges’a Pereca „Rzeczy" chcemy zdobyć wysoką pozycję społeczną, prestiż i wieść wystawne życie wśród ładnych – właśnie – rzeczy, to mamy więcej niż kiedyś i nasza optyka się zmienia. W latach 2005-15 przeciętny dochód na osobę w gospodarstwie domowym wzrósł aż o 47 proc. A bankowe depozyty rodzin w tym samym czasie zwiększyły się ponadtrzykrotnie. To wpływa na to, jak żyjemy. – Polacy zbliżają się w swojej postawie do społeczeństw zachodnich – komentuje prof. socjologii Uniwersytetu Warszawskiego Mirosława Marody. – Tam praca przestaje być podstawowym obszarem życia. W społeczeństwach, które mają wyższy poziom życia, praca zaczyna się przesuwać na dalszy plan, a wzrasta znaczenie zajęć, które wybiera się samemu, własnych zamiłowań, przyjemności. To pochodna tego, że we współczesnej kulturze zostało wyeksponowane miejsce jednostki, która staje się centrum wszechświata. To, co ją, jak mówi Woody Allen, kręci, zaczyna się przesuwać na pierwsze miejsce. ZMIANA POKOLENIOWA A na to trzeba mieć czas. Dlatego pochłaniający go „wyścig szczurów" wychodzi już z mody, nawet nazwa brzmi jakoś śmiesznie i na pewno nie wygrałaby w rankingu najpopularniejszych określeń współczesności. Samorealizacja ważna jest szczególnie dla młodego pokolenia. Starsi zostali wychowani jeszcze w surowym etosie pracy, dorabiania się, gromadzenia rzeczy. Socjologowie wskazują na to, że dla pokolenia X, czyli osób urodzonych między rokiem 1961 a 1985, praca była najwyższą wartością (na szczęście. Pozdrawiam. Członek pokolenia X, rocznik 1980). To im lata 90. przyniosły możliwość szybkiego awansu, uzyskania prestiżu (na te transformacyjne frukty jako gołowąs się nie załapałem). A że to wszystko okazało się ulotne, to już inny temat. Kolejne pokolenie, czyli milenialsi, miało już nieco inne nastawienie do pracy. Wykonują ją coraz częściej po to, by czerpać przyjemność z zarobionych pieniędzy – móc realizować pasje, podróżować itp. Porzucenie pracy w jeden dzień nie jest dla nich problemem. Ale to wszystko jeszcze nic, gdy porównać milenialsów z najmłodszym pokoleniem, czyli ludźmi urodzonymi po 1997 roku, nazwanym pokoleniem Ja. Prezentują oni bowiem podejście ultraindywidualistyczne. Praca – może, ale na ich zasadach. Najchętniej zdalna, wykonywana w wyznaczonych przez nich godzinach, z „biura", którym może być stolik w kawiarni na egzotycznej wyspie. ZRAŻENI DO PRACY (a do ajfona i TikToka nie są zrażeni)? Nie chcą być, jak ich poprzednicy, liderami, stawiają raczej na niezależność, uznanie kolegów, pozostawanie w zgodzie ze sobą. W badaniu Deloitte „Pierwsze kroki na rynku pracy 2021" przeprowadzonym wśród europejskich studentów i absolwentów najliczniejszą (34 proc.) grupą wśród polskich ankietowanych okazali się tzw. all-rounders, czyli ci, dla których życie osobiste ma duże znaczenie, nie zamierzają rezygnować ze swoich zainteresowań na rzecz służbowych obowiązków. Całkiem sporo, bo 19 proc. polskich studentów, to tzw. bystanders, osoby wykazujące nader sceptyczne podejście do kariery – gdyby mogły poradzić sobie bez pieniędzy, to w ogóle by nie pracowały (o, jest pomysł na startup im. Karola Marksa). Nie chcą, żeby taka błahostka jak praca przeszkadzała im w realizacji marzeń czy w spotkaniach ze znajomymi. Stawiają więc na czas wolny traktowany jako największa wartość – to, co się z nim zrobi, świadczy o jakości ich życia. Jak Marcin, Alina czy Beata, która, co ciekawe, należy do pokolenia milenialsów, a więc tego teoretycznie przywiązanego do pracy, jednak po przygodzie z biznesem, który nie wypalił, doprowadzając za to, jak mówi, do innego wypalenia – jej zawodowego – postanowiła, że nigdy więcej nie będzie aspirować do niczego innego niż ona sama. Zamieniła większe mieszkanie na kawalerkę, sprzedała samochód i trzy razy w tygodniu staje za ladą w piekarni rzemieślniczej swojej koleżanki (brawo dla koleżanki która wie, że dobrobyt nie bierze się z powietrza), dorabiając sobie do tego różnymi dorywczymi zleceniami. – Wreszcie żyję, jak chcę. Mam czas na to, żeby iść na piknik z przyjaciółmi, udzielać się przy organizacji imprez, które mnie interesują, chodzić na kurs garncarstwa (i do muzeum lotnictwa). Często brak mi pieniędzy, ale w ogóle mi to nie przeszkadza. Czuję się dużo szczęśliwsza niż wtedy, kiedy pracowałam od rana do nocy i musiałam się podporządkować regułom. Jestem panią swojego czasu. Robię, co chcę – mówi. Dr Karol Jachymek, kulturoznawca z SWPS, to przesunięcie akcentów z pracy na czas wolny i jego jakość tłumaczy nie tylko chęcią folgowania sobie, ale też bezwzględnymi prawami rynku pracy. – Jest bardzo niestabilny. Znalezienie pracy, która byłaby pewna i gwarantowałaby rozwój, to trudne zadanie. Wszystko poddane jest prawom kapitalizmu. Pracodawca może cię zwolnić z dnia na dzień niemal bez przyczyny (nie pracownika na UoP, komuś Krytyka Polityczna weszła za mocno} To wszystko sprawia, że wartość pracy spada. I ludzie, a szczególnie przedstawiciele młodego pokolenia, myślą, że sensowniej skupić się na czymś innym, znaleźć balans między życiem towarzyskim a zawodowym. Cenić swój czas, a nie zaprzedawać duszę korporacji, dla której jesteś nikim. WOLNI I SZCZĘŚLIWI (nie będziesz miał niczego i... wiadomo co dalej) Prof. Mirosława Marody dodaje, że młodzi wprawdzie pracują, ale praca nie stanowi już osi ich życia. – Nie przeszkadzałoby im nawet, gdyby dostawali zasiłek (który oczywiście bierze się z powietrza, zgodnie z zasadą deux ex machina). Dla ich rodziców było to upokorzeniem, dowodem na to, że nie dają sobie rady. A młodzi myślą: to ze strony państwa normalne świadczenie, które mi przysługuje. Bliżej filozofii „robię, co chcę" jesteśmy też w wyniku pandemii. – Lockdown spowodował, że zmuszeni byliśmy przebywać w domu, i oswoił nas z tą rzeczywistością – mówi dr Karol Jachymek. – Pandemia zatarła wyraźną granicę między czasem wolnym a pracą. Upowszechniła praktyki dotyczące spotkań online, zniosła barierę między zajmowaniem się dziećmi a działaniami zawodowymi. Pokazała, że nie musimy się zaharowywać, możemy wykonać pracę w swoim tempie, świat się nie zawali. Przenicowała nasze myślenie o tym, co ważne i nieważne. (Bzdura. Praca zdalna to nadal praca. Dla ludzi dorosłych i odpowiedzialnych, nad którymi nie trzeba stać jak karbowy z batem, bo wiedzą, co mają zrobić. Nie trzeba im patrzeć przez ramię, by dowozili efekt. A kiedy w ciągu dnia i o której to zrobią, nieistotne.) Dodaje, że wykształciła nawet nowy rodzaj konsumenta – tzw. hipsteadera, który zaszywa się w domu, na własny użytek piecze chleb czy hoduje warzywa. Bliska jest mu filozofia eko i zero waste. Zdecydowanie ceni swój czas. Tylko – dr Jachymek wraca do clou – ci wyznawcy kultu wolnego czasu muszą mieć możliwości ku temu, by w nim uczestniczyć. A więc najczęściej to ludzie bezdzietni i właśnie lepiej sytuowani (ewentualnie mający ultraminimalistyczne podejście do życia). – Bo jednak siedzenie w domu w szarym dresie, pieczenie chleba i parzenie herbaty fair trade, czyli świadome przeżywanie codzienności, pielęgnowanie czasu wolnego, charakteryzuje tych bardziej uprzywilejowanych, którzy po prostu mogą sobie na coś takiego pozwolić. (niesamowite. I odkrywcze tak, że dech zapiera Chcesz mieć oczekiwany subiektywnie standard życia - zarób na niego.) Cóż. Refleksje bohaterów artykułu są na poziomie sześciolatki która myśli, że pieniądze biorą się z bankomatu. Ze ściany, znaczy się.
    3 punkty
  30. Przed pierwszym przeszczepem ludzie mówili mi, że jestem 5-6 w skali Norwooda (czyli już blisko końca). Na dwa zabiegi w Turcji (8700 graftów) nie wydałem 30k. Ale rozumiem, że Ty teraz mówisz o Polsce, gdzie jest drożyzna przez brak konkurencji i jakość taka sobie. Przeszczep może się nie przyjąć? Jeśli robi się w nawet średnio-cenowej klinice to szansa na nieprzyjęcie przeszczepu jest znikoma. W opatrunku chodzi się kilka dni, a strupy schodzą w niecałe dwa tygodnie. Ja zrobiłem to przez dwa tygodnie wakacji i nikt nie skapnął się, że miałem jakikolwiek zabieg. Osobiście nie mam nic do systemu włosów, to twój wybór. Tańsze niż przeszczep może i jest na początku, ale to nie jest tak, że takie systemy musisz co jakiś czas zmieniać? Więcej wydaje mi się, że i tak wychodzi drożej. A przeszczepione włosy nie wypadają. Ja bym nie mógł nosić takiego systemu włosów. Świadomość tego, że pod czupryną mam łysinę nie pasowałaby mi. Po przeszczepie włosy są rzadsze niż oryginalne, ale i tak da się osiągnąć niezły efekt. Oto mój:
    3 punkty
  31. A także może wynikać z zatruciem metalami ciężkimi.
    3 punkty
  32. Ambroży podniosłeś bardzo ważną kwestię, a mianowicie ludzi i zdarzenia, które nas dotykają, w pewnym sensie dotykają naszej duszy, a takich jest niewiele na ścieżce edukacji czy zawodowej. Z wszystkich lat edukacji zapamiętałem tylko wiele z lekcji historii, w sensie nie samej wiedzy, tylko o czym konkretna lekcja była, jak to przebiegało, a to dlatego że miałem znakomitego nauczyciela, który potrafił wzbudzać zainteresowanie, zażartować, a uczniów traktował jak dorosłych ludzi, zawsze liczył się z ich zdaniem. W czasie studiów też miałem jednego takiego wykładowcę, którego wykłady zapadły w pamięci, a to był człowiek który bardzo ciekawie opowiadał i był mocno wkręcony we własną dziedzinę. A reszty podobnie jak ty nie pamiętam, wiedza została w głowie, ale co/ gdzie/ kiedy/ przez kogo już się dawno zatarło, same lekcje w głowie nie zostały. Podobnie życie zawodowe, nie jest jakoś usiane wspomnieniami, do których się wraca. Natomiast pierwsze sukcesy sportowe, wygrane zawody, żeglowanie z dziadkiem, skoki na spadochronie, pierwszy raz usłyszany utwór muzyczny (który wpadał w ucho), różne śmieszne (czasem głupie przy okazji) akcje jakie się odstawiało z kumplami - to wszystko pamiętam doskonale, lubię sobie czasem w głowie odtwarzać te fajne wspomnienia.
    3 punkty
  33. Na jakiej podstawie uważasz, że nie powinieneś skupiać się na rzeczach, które najsilniej przyciągają Twoją uwagę? Czy nie przypadkiem na podstawie zewnętrznej indoktrynacji, że ktoś podaje Ci, co ma obowiązek być dla Ciebie ważne, natomiast sam odczuwasz za ważniejsze coś zupełnie innego? Zastanawiając się nad odpowiedzią na Twój post, próbowałem sobie przypomnieć pierwszy dzień w każdej z trzech firm, w których byłem zatrudniony: nie udało mi się. Nie udało mi się też przypomnieć dnia, kiedy w pracy zostałem przeniesiony z jednego tematu do drugiego. Próbowałem sobie przypomnieć pierwszą lekcję tego, czy innego przedmiotu w szkole, czy to na studiach - nie pamiętam. Doskonale natomiast pamiętam pierwszy występ w drużynie koszykówki mojej szkoły średniej, mojej uczelni, mój pierwszy start w masowym biegu ulicznym. A ileż razy się nasłuchałem od mojej matki: "po co ci to bieganie? co z tego będziesz miał, przecież zawodowym biegaczem już nie zostaniesz?" A miałem z tego bardzo dużo, tylko nie potrafiłem tego nazwać co konkretnie. Było to dla mnie niezwykle ważne i dlatego o tym pamiętam. Mam wrażenie, że Ty próbujesz sobie (na podstawie zewnętrznej presji) narzucić, co ma być dla Ciebie ważne, a co ma być "głupie", w wyniku jakich zdarzeń masz obowiązek być szczęśliwy, a jakie mają obowiązek być dla Ciebie obojętne. Powinieneś pogodzić się ze swoimi odczuciami. Nawet jeśli w wyniku tego pogodzenia nie zmodyfikujesz swojego stylu życia, to przynajmniej nie będziesz miał wewnętrznego konfliktu między tym co czujesz autentycznie, a co "powinieneś" czuć. Nie można też brać do końca na poważnie tego, co jest publicznie przedstawiane, jako niby ważne dla ogółu mężczyzn. Między tym, co ktoś deklaruje że czuje, a co czuje rzeczywiście, może być ogromna rozbieżność. A jeśli o tym, co ma być ważne dla mężczyzny, prawi kobieta... to od razu wiadomo jak to potraktować.
    3 punkty
  34. Co ciekawe Doda jest trochę reprezentatywna dla wielu kobiet obecnego pokolenia. I czasami coś tam się przedziera do świadomości,że miłość to może jednak nie motylki, ale podświadomość nie chce tego przyjąć i brnie dalej ku hipergamii niczym Titanic na górę lodową😀
    3 punkty
  35. 🇷🇺🇺🇦 Losses of Ukraine during the counterattack on Kherson from August 29 to September 6 3100 military personnel 152 tanks 151 infantry fighting vehicles 110 combat armored vehicles 56 armored pickups 17 special vehicles 7 SU-25 1 SU-24 3 MIG-29 3 Mi-8 Źródła rosyjskie
    3 punkty
  36. A moje przemyślenie brzmi: Jak bym był w LTR z partnerką i dziećmi to gdyby natrafiła się młodsza i ładniejsza chętna to ewentualne zostawienie żony byłoby w dużej mierze uwarunkowane podejściem żony do relacji. Gdyby była ciepła i dobra zaangażowana, to bym nie zostawił, ale jak by w domu było tylko sAmbo, o ciągle pretensje to nie zastanawiałbym się ani minuty. Tak naprawdę każdy facet powinien takie baby zostawiać jak trują i zrzedA nic nie dając uzdrowiłoby to rynek
    3 punkty
  37. @Baca1980 raczej udawanie, że wszystko jest ok i wstajemy z kolan A to reparacje od Niemiec, a to Węgrzy znowu nas kochają, bo Mati pojedzie w odwiedziny. Takich szopek będą dziesiątki, jeśli nie setki do wyborów. Patrzcie, patrzcie wszystko jest dobrze xd
    3 punkty
  38. 3 lata starsza (ja miałem 24) - kilkumiesięczny LTR, niespecjalnie miło to wspominam, zdradziła mnie. Ale gdyby nie ona pewnie bym nie trafił na swoją cudowną równolatkę, z którą przeżyłem ponad dekadę Ostatni temat (i zarazem skrajność w drugą stronę) to 12-13 lat młodsza (ja 41, ona 28.5) fizycznie krótka relacja. Za dużo emocjonalnego zaangażowania (gadania przez neta), za mało realnej akcji wcześniej, wyszło duże spinanie się. Ale zraziłem się przez to do FWB i szybkiego seksu taka prawda 🤪. Faktem jednak jest, że na pewnym etapie tej różnicy nie czuć o ile da się z kobitką wejść na jakiś level porozumienia i nie włączy się ten pieprzony bluepill. Niestety z obserwacji mam wrażenie, że z równolatkami (i 30+) się nie dogaduję w realu (kończy się na jednym dwóch spotkaniach), brak flow albo niska energia, czekają na księcia którym jak widać nie jestem. Był czas, że potrafiłem na flow zagadać do takich 22-23lat, piękna sprawa, one lubią wchodzić w interakcję bez parcia na konkretny efekt (szukanie partnera do związku). Teraz mam jakby wyjebane, MGTOW kusi.
    3 punkty
  39. Poczytaj tez ksiazki prawne przydadza ci sie do obslugi kawalerek .
    3 punkty
  40. NordStream1 ma "awarię techniczną", którą strona rosyjska rozwiąże dopiero , kiedy sankcje zostaną zniesione. Nadrobienie braków zaoferowała się pokryć Ukraina swoimi gazociągami. Zasilanymi ruskim gazem.... Kraje łączące OPEC i BRICS zdecydowały o zmniejszeniu wydobycia ropy o 100tys. baryłek. Czechy - 70-100 tys demonstracji w Pradze przeciwko dalszemu wspieraniu Ukrainy i wzrostowi cen gazu, paliwa i prądu. Niemcy - analogicznie - pierwsze duże demosy przeciwko wspieraniu Ukrainy i odcinaniu ruskich energetyków. Aczkolwiek Niemcy mają na tyle dużą diasporę Rosjan, że tam to zrozumiałe i bez podwyżek. No to ciekawe, co zrobi polski chłop pańszczyźniany, czy będzie się napierdalał z autokracją, jak to robią np. Francuzi od 2+ lat, czy potulnie połknie wielkiego dildosa, jakiego szykują mu połączone rządy chujni-jewropejskiej i grzybni-pisowskiej.
    3 punkty
  41. Dokładnie tak i tu jest całe clue programu. Kobieta w stosunku do mężczyzny nigdy nic nie robi bezinteresownie. W relacjach z mężczyznami jak dobrze wiesz kobiety kalkulują zyski, straty więc nawet w przyjaźni kobieta oczekuję czegoś co uzyska z tej relacji. Gdy sielanka sie kończy to kobieta szybko sie ewakuuje bo nie widzi możliwości dalszego eksploatowania a sama nie daje w drugą stronę za darmo bo tak jak zauważyłeś robi to tylko dlatego, że uzyskuje korzyści w przypadku np. przystojnego mężczyzny, który wywołuje w niej pozytywne emocje, dobre samopoczucie, przyjemność przebywania w jego towarzystwie. U mnie było tak samo dodatkowo kobiety te zaczęły się mścić tylko dlatego, że nie uzyskały tego co chciały lub nie dałem się wykorzystywać. Owszem niektóre się zakochiwały do tego stopnia, że próbowały mnie zniszczyć bo nie poddałem się ich gierkom czy nie ujrzałem ich "bogatego" wnętrza😆 Witaj w klubie też tego doświadczyłem i to zazwyczaj ze strony kobiet, które podjudzały swoich pantofli. W pracy było tak samo, ludzie mieli ból tyłka jak to mężczyzna może żyć w pojedynkę i być zadowolony z życia, szczęśliwy. Nawet z niektórymi znajomymi musiałem uciąć relację bo nienawiść od nich taka kipiła a ja nie chciałem w takim chlewie uczestniczyć. Przejmujesz się opiniami ludzi, którzy nic nie wiedzą o życiu, jak działa świat, relacje między ludzkie? Miej na nich wywalone, ich rozrywa od środka rozpacz, że sami siedzą w gównie po szyję i nie wiedzą jak z tego wyjść. To klony społeczne wytresowane na posłusznych niewolników systemu, które wiecznie będą cierpieć. Ja to też zawsze powtarzam, przyglądajmy się kobietom i róbmy dokładnie tak samo jak one. Dlatego mnie nie interesują kobiety brzydkie czy grube i nie tracę na nie czasu. To bardzo ogólnikowe i trafne określenie dzisiejszego społeczeństwa. Mamy najlepsze czasy pod względem zdobywania wiedzy, informacji, polepszania swojej świadomości co za tym idzie komfortu życia. Dalej jeden z drugą żyje w systemie, który ich niszczy, wypełnią wszystkie wytyczne i polecenia, swoimi decyzjami wpływają negatywnie na innych ba próbują przekonać do swoich racji powielanych z propagandy mediów głównego ścieku. Gdy ktoś z życzliwości chce im pomóc, wyciągnąć ze świata kłamstw, iluzji to go atakują, niszczą czy nienawidzą. Jak inaczej nazwać ludzi, którzy marnują swój czas, pieniądze, zdrowie, życie, energię? Ja nie zamierzam takich ludzi naprawiać, uświadamiać bo jeszcze narobię sobie wrogów. Wolę być w wyselekcjonowanej grupie, gdzie wzajemnie będziemy sobie pomagać, wspierać, wzmacniać się.
    3 punkty
  42. Nie ważne czy na końcu osiągnęliby sukces, czy nie. Co się liczy, to że walczyli przez 45 lat. Przez dwa pokolenia. Przez cały ten czas następowała, w tle niejako, erozja praw, wolności i także mentalności. "Chodzi o to żeby zbierać, a nie zebrać i skończyć zbieranie". Chcemy prostych rozwiązań, czarno-białych, bez światłocienia. Tymczasem trzecia strona gra w cieniu - i nieważne kto "wygra", oni zawsze swoje cele osiągną. 70 lat temu, ludzie sami by roznieśli na widłach "somsiadów" którzy prowadziliby się tak, jak dziś jest marzeniem wielu "socjalsów". Ten zwrot mentalności jest ich, podczas gdy my kłócimy się o zmiany definicji słów. Twierdzę - że odgórnie nie miało znaczenia, czy komunizm wygra, czy przegra. Miał mieć swój czas, i osiągnąć konkretne cele. Większość z nich - zakończył sukcesem. Po czym nastąpiła "transformacja" - nomenklatura uwłaszczyła się w kapitał, zagwarantowano nietykalność, a dzieci resortowe śmiało chodzą w świetle "autorytetu". Załóżmy że gram z Kulczykiem w pokera. Dopóki gramy, cały czas kelnerzy dowożą najlepsze żarcie i najdroższego szampana. Jak na końcu przychodzi do rozliczenia, Kulczyk zaledwie 10% majątku mi przekazał - więc "przegrałem". Ogłaszam swoją przegraną, idę ją uczcić do najdroższego burdelu (teraz mnie stać), media zapraszają mnie co i rusz na wywiady na których opłakuję "przegraną", moje dzieci stają się celebrytami, a i w urzędach "mogę więcej" - więc np. jeżdżę sobie ile chcę, i Policja nie wlepia mi mandatów. "Przegrałem"? A teraz widzimy powtórkę z rozrywki. Znów jest niewidzialny wróg kapitaliści/wirusy, znów musimy ciężko pracować na zbrojenia/szczepionki, znów zwycięstwo jest tuż za rogiem, znów mamy w cieniu kastę, która dalej pije szampana i żre luksusowe żarcie - dopóki trwa ta gra. Może kilku prezesów firm farmaceutycznych skażą za łapówki na rok-dwa więzienia. Może jakiś premier poda się do dymisji. Na końcu jak teatrzyk się skończy i zaczną nową sztukę, może nawet ogłosi się Big Pharmę wrogiem ludzkości, znacjonalizuje i tak dalej - ale i tak en masse, nie przegrają - niezależnie od wyniku, czy czasu gry.
    3 punkty
  43. Politycy błyskawicznie zmieniają narrację, kiedy są wywożeni na taczkach, bądź ich ryje są odrąbywane od koryt - wtedy jest ich głośny kwik i my go wkrótce możemy usłyszeć. Globalniacy bez mrugnięcia okiem ich poświęcą, jak tylko plan się potknie. Tak że IMO niewielka zmiana okoliczności i ta panieneczka będzie wciskać coś zupełnie przeciwnego. Bo przecież "tylko krowa nie zmienia poglądów" jak tłumaczą się politykierzy. Mam wrażenie, że czasy kiedy politycy i elYty "wiedzą lepiej" co jest dla nas dobre w okamgnieniu mogą przejść do historii. Ich jest w porównaniu do jedwabnika, ledwie garstka. Łatwi są do chirurgicznej operacji "seek and destroy". A ich Pretorianie w postaci mundurówek, też przecież mają rodziny należące do kasty metodycznie skórowanego jedwabnika. Na razie elYty sprawiają wrażenie, że są mocne i pewne, ale to już tylko fasada i teatrzyk. Od co najmniej dwóch lat fortyfikują swoje wille i zabezpieczają się ewakuacyjnie, czyli przeczuwają, że będą robić pod siebie. Nawet Morawa się wyprztykał z nieruchów w PL. Tylko, że nawet jak spierdolą, może zamiast obecnie obowiązującej reguły "wy nie ruszacie naszych, my nie ruszamy waszych", może się pojawić międzynarodowy ruch - "wy kasujecie naszych, my kasujemy waszych".
    3 punkty
  44. Bingo! W starych dobrych czasach, gdy byłem o wiele mniej uświadomiony niż dzisiaj, lubiłem od czasu do czasu odezwać się do tzw. koleżanek. Choćby z pytaniem: "jak leci?". Zauważyłem jednak, że one same z siebie tego nie robią w moją stronę a co gorsze, kilka razy zostało to odczytane jako jakieś moje niezdecydowanie, że coś rzekomo próbuję, ale nie mam odwagi zaprosić na drinka i pociągnąć tematu dalej...Hola, hola, pomyślałem. Przecież moją intencją było zwykłe pytanie: "jak leci?" i ani grama więcej. Baby jednak tak nie rozumują i dla nich musiał być jakiś inny powód, dla którego się odzywam ni stąd, ni zowąd. Po kilku takich sytuacjach zrobiłem eksperyment i przestałem się odzywać do nich w ogóle. I oczywiście odzywały się tylko te, które: 1) leciały na mnie i chciały więcej kontaktu i próbowały coś zagaić 2) te, które czegoś chciały (ale nie mnie, tylko jakichś korzyści: pomocy, informacji, porady etc.) 3) są ciekawskimi jajami i pytały, żeby sprawdzić i mieć temat do plotek (nieliczna grupa) Cała reszta tzw. znajomych płci żeńskiej? Miała mnie głęboko w d..... i nie odzywały się wcale. Zacząłem robić to samo i te znajomości właściwie wygasły. Zresztą, po co mi koleżanki? Ok, można mieć ewentualnie 1-2 które są zaufane, nie ma tu żadnych podtekstów, ale ja nigdy nie zbudowałem takiej więzi z żadną kobietą (niebędącą moją dziewczyną) na dłużej. Zdecydowanie wolę towarzystwo mężczyzn. Kobiety są mi "potrzebne" tylko w kilku celach: 1) laski do ruchania/ruchania w LTR 2) znajomości zawodowe 3) koleżanki w pracy, raz na pół roku warto wyjść wspólnie etc. 4) kobiety pełniące bardzo konkretne funkcje, np. partnerka do gry w tenisa etc. Cała reszta jest zbędna. Strata czasu. Nie daję im atencji, więc one milczą i kontakt w zasadzie nie istnieje. Gdy jakakolwiek dziewczyna odezwie się nagle, to wiem, że albo czegoś chce zawodowo/prywatnie (pomoc, korzyści), albo to jest próba zagajenia tematu, żeby coś się zakręciło w sprawie damsko-męskiej. Inne siedzą cicho i dobrze. Tak samo się kiedyś naciąłem, gdy nie wyszło mi z jakąś panią i odezwałem się po dłuższym czasie, naprawdę czegoś potrzebowałem, nie chciałem w ogóle wracać do tematu "MY", ale ona oczywiście odebrała to inaczej. Dlaczego? Bo sama wie, że baba nie odzywa się bez powodu i zastosowała swój sposób myślenia i przeniosła go na moje zachowanie.
    3 punkty
  45. Ktoś wklejał ten obrazek ale w innym wątku 😊
    3 punkty
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.