Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Zawartość, która uzyskała najwyższe oceny od 20.04.2023 w Odpowiedzi

  1. Siemaneczko Byczki, brat @Veneziano poruszył ciekawy wątek w rezerwacie i nie chciałbym żeby zaginął on w odmętach naparzanki w pewnym topiku. Pytanie brzmi - uściślając- jakie zachowania przystoją mężczyźnie aby nie wleźć w bagno simpiarstwa? Chciałem Was tym postem zachęcić do dyskusji, która może być podstawą do refleksji na temat swojego własnego zachowania i tego co dostajecie w zamian za Waszą aktywnośc. Więszość mężczyzn nie rozumie jak wielką moca dysponują - moca dawania atencji. Chodzi o to, że kobiety, pomimo całej gamy przywilejów jakie uzyskały w ciągu ostatnich ponad 100 lat nadal pozostają kobietami z pewnymi ułomnościami - przede wszystkim są to jednostki niepewne siebie, niepewne swojej wartości oraz nie potrafiące bytować poza społeczeństwem je akceptującym. Czym to się objawia w dziesiejszych czasach? W. Łysiak napisał w latach 90tych - "gdyby wszystkie kobiety, które tego chcą, mogły się publicznie rozebrać zabrakłoby na tej planecie drzew do wytworzenia papieru na to". Nie wiedział on, że za rogiem czai się internet... W dzisiejszych czasach kobiecego ciała i nagości pełno jest wszędzie. Reklamy, darmowa pornografia, social media. Wszystko reklamuje się dupą i cycem - zegarki, kurs jogi, kurs tradingu, wakacje.... Tutaj chciałbym Wam zwrócić uwagę dlaczego tak jest - badania przeprowadzone na temat Instagrama pokazały, iż obie płci korzystają z niego w zupełnie inny spsosób. Otóż - za większośc publikowanego kontentu odpowiadają kobiety, natomiast za większość reakcji mężczyźni. Powtórze dla klarowaności wywodu - większość zdjęć publikowanych w serwisie pochodzi od kobiet a więszość "lajkusików" od mężczyzn. Jak to sprawdzić? Wejdźcie sobie na zdjęcie byle dupy szczującej dupą i cycem, nawet bez hasztagów i z małą liczbą followersów - setki, tysiące lajków. Teraz wejdźcie na profil mężczyzny - o analogicznej urodzie - lajków będzie dużo, dużo mniej. Dodatkowo, o czym mówi się już od dawna, instagramowe algorytmy promują posty z odkrytym ciałem - a że content tworzą głównie kobiety, to ciało jest kobiece. To przydługie wprowadzenie jest związane z okręsleniem kategorii simpów, którymi gardzę. Gardzę z prostego powodu - są to ludzie, którzy nakręcają spierdolenie współczesnych relacji damsko męski nie mając nic w zamian. Simp nie ma wielu kobiet, simp nie rucha, simp jest po prostu idiotą który oddaje swoją atencję za darmo szczając do wspólnego basenu wszystkich męzczyzn. Jakie zachowania uważam za simpiarskie w social media? - follołowanie na SM lasek z gówno contentem pt. pokazuję cyce i dupę (joga, reklamy wszelkiego gówna, gamerki, fitnessiary etc) - albo to jest profil po coś (bo laska gotuje, mówi o fizyce kwantowej etc.) albo tego gówna nie followujesz, nie lurkujesz i nie lajkujesz - podoba Ci się laska na netcie (piszę o insta) - follow + wiadomość do niej. Nie odpisuje - niech wypierdala i unfollow - znajome dupy w sm - żadnych lajkusików, komentarzy etc. chyba że Pani robi to samo w stosunku do Ciebie - żadnego pierdolenia "jak ładnie wyglądasz" etc. - jesteś zainteresowany laską - uderzasz - umawiasz się / ona spuszcza Cię w kiblu. Koniec historii - wklejanie linków do tiktoka czy instagrama dup dających content bez wartości (cipa i dupa to nie jest warość) Powtórzę - dla mnie simp mający tik toka lub instagram albo fejsa robiący w/w rzeczy jest po prostu odpadem męskiego gatunku i jako taki powinien być napietnowany. Trzeba wreszcie zrozumieć dwie rzeczy - nauczyć się czym jest transakcyjność związków + pojąć, iż płaszczeniem się, lizodupstwem i tym podobne nie osiągniesz nic poza pogardą i litościwym uśmieszkiem. A jakie zachowania "w realu" uważam za simpiarstwo? - podwożenie samochodem za darmo - noszenie ciężkich rzeczy za darmo - komplementowanie kobiet, szczególnie zajętych, za darmo - ułatwianie życia, suługiwanie etc. za darmo Jeśli robisz jedną z w/w rzeczy w stosunku do kobiet, które nie zachowują się do Ciebie fair bądź nie są z Tobą spokrewnione jesteś frajerem. Najczystszej wody frajerem, który wzbudza litość i uśmieszek pogardy wśród kobiet, a powinien także, wśród świadomych facetów. Musisz zrozumieć, że kobieta bez akceptacji otoczenia czuje się jak gówno, a Ty jeśli przepracowałeś w swojej głowie odpowiednie kwestie rozumiesz, że nie potrzebujesz uznania, poklepywania po pleckach czy potwierdzania że jesteś zajebisty - jesteś zajebisty bez względu na to czy masz kobietę, samochód, dom czy inne gówno. Jesteś zajebisty przez samo to że jesteś i to Ty decydujesz nad czym powinieneś w swoim życiu pracować a nie opinia innych ludzi od której tak bardzo są uzależnione kobiety. Pisząc ten post radzę Ci po prostu abyś nie dał się szmacić w zamian za miraż cipy czy też chore, wtłoczone do twojego mózgu, "rycerskie zasady". Wiesz kim My, mężczyźni, jesteśmy dla tego społeczeństwa? Wołami roboczymi oraz mięsem armatnim. Poniżej wklejam listę sankcji jakie na Ukrainie będa ponosić męzczyźni, którzy nie stawią sie do służby wojskowej czyli nie chcą iśc do maszynki do mięsa: De facto więc nie chcąc dać się zabić zostajesz pariasem. A co z Paniami w tym czasie? Grzeją wyra facetom spoza Ukrainy w EU, USA czy Kanadzie. Myślisz że w Polsce, Rosji, USA, Chinach, Izraelu, Iranie, Indiach czy na Madagaskarze albo gdziekolwiek indziej byłoby inaczej? Nie - nie byłoby. Teraz rozumiesz dlaczego nie powinieneś dać się szmacić będąc simpem? Teraz rozumiesz dlaczego to Ty i Twoja osoba ma być najważniejsza dla Ciebie? Teraz rozumiesz dlaczego miraż cipy nie może kierować Twoim życiem? Te laski, którym dajesz za darmo swój czas po prostu Tobą gardzą i to czy będziesz żył czy zdechniesz jak pies w norze wykopanej w ziemi mają głęboko w dupie. Dajesz atencję = musisz coś z tego mieć. Nie za rok, nie za trzy. Teraz, za chwilę. Kobieca "wdzięczność" to "teraz", a nie "później".
    60 punktów
  2. Luźny wpis, bo o dziwo, na "hołm łofis" dziś siedzę. Czyli szczerze pisząc, udaję że pracuję. Bo "pracy" mam na 2 godziny. Ale to nie o tym wpis. Trzeci maja. Nie ruszam z rodziną nad morze. Ani w góry. Pomny, że wypad majowy oznacza ścisk, tłok, korki i kolejki. A mi, zgodnie z wiekiem i zużyciem biologicznym, już się po prostu i po ludzku - nie chce. Pojedziemy tydzień, dwa później. Luźniej, spokojniej, taniej. Więc destynacja lokalna, mazowiecka. W miarę blisko, w sam raz na jednodniowy wypad. Zamek mazowiecki, historycznie bogaty. A na zamku - atrakcje. Pojedynki rycerzy. Konkursy. Strzelanie z kuszy i łuku. Zabawy z wieków minionych. Gotowanie potraw z XV wieku. Namioty rycerskie. Średniowieczne rękodzieło itd. Dla każdego coś miłego. Małżonka z latoroślami wybywa oglądać komnaty książęce. A von.Ansbach z lubością leży na dziedzińcu na trawce. Ludzi mrowie, wszak majówka. A miejsce blisko od Wwy. Tak, że zaparkować cieżko. Słońce grzeje przyjemnie więc zajmuje się tym, co robić można. Obserwuję. Z czystej, ludzkiej ciekawości - pary i małżeństwa (tudzież pary z dziećmi). Widok przedni i jakże pouczający. Świeżo gruchające gołąbki. On i ona. Zapatrzeni, uśmiechnięci do siebie. Pozytywna energia, którą ciężko przeoczyć. Szczerze? Miło popatrzeć. Gdzieś tam w sercu, na ten widok, aż cieplej się robi. I wracają, zakurzone, wspomnienia. A po drugiej stronie medalu? Coś co nie ujdzie uwagi przeciętnego obserwatora. Zniechęcone Polki z charakterystycznym grymasem na twarzy. Ten grymas dezaprobaty i zniechęcenia jest tak charakterystyczny. Że mógłby stanowić ikoniczny obraz. Gdzieś tym mnie zabrał? Nuda! Tu się nic nie dzieje! Anka,Kaśka,Zuza w Turcji,Grecji,Egipcie tyłek grzeje i na IG foty daje po retuszu filtrami. A ja co? Tutaj mnie zabrałeś? Wiocha! Wstyd! Nie ma się czym pochwalić! Nuda! Żenada! Znudzona jestem i nawet nie zamierzam maskować, że jest inaczej. I widok panów nadskakujących. Starających się by cień zainteresowania dla przywiezionych z sobą pań wykrzesać. Bo choć na ułamek paznokcia doceniły. Ale nie! Wykrzywione, znudzone miny pełne dezaprobaty. Był ostatnio wątek @zychu o ekspatach. Gdzie przewinął się też motyw naszych witaminek. Wiecie co. Niech sobie ci ekspaci biorą te nasze witaminki. O tych wiecznie znudzonych, pałających dezaprobatą pyszczkach. Najlepiej niech biorą i zabiorą do siebie. Do Bari, Neapolu, Braggi czy hiszpańskich miasteczek o klasie polskiego zadupia B czy C. Szczerze. Powodzenia! Taka luźna obserwacja. Ale tak cholernie charakterystyczna dla ostatnich lat. I rynku matrymonialno-związkowego w Polsce. Ceńcie się Koledzy. I nie traćcie czasu i zasobów na kobiety, które nie potrafią docenić i się zrewanżować. Dawajcie od siebie wyłącznie wtedy, gdy sami dostajecie.
    57 punktów
  3. Wszystko co poniżej to nie prawdy objawione ani jedyna słuszna droga - to po prostu kolejne danie ze szwedzkiego stołu jakim jest życie, które możesz zjeść ze smakiem, nauczyć się samemu przyrządzać jeśli je polubisz bądź odrzucić jako nie trafiające w Twój gust. -------------------------------------------------- Wstawanie rano, przed wszystkimi, ma tę zaletę, iż możesz ujrzeć świat taki jakim jest. Kobiety (w większości) śpią bez makijażu i z rozwaloną fryzurą (co pokazuje jak naprawdę wyglądają), kontrolę nad światem w 100% przejmuje natura (mieszkam sobie obok lasu więc zwierzaki latają z rana po osiedlu jak opętane), a poza tym panuje coś, co nie ma swojej ceny – harmonia. Natura to harmonia i automatyzm, a także biologiczna chęć przetrwania i rozmnożenia się – można więc powiedzieć, iż u zwierząt i roślin „byt określa świadomość” ponieważ nie wykazują one jakiejś większej refleksji nad tym skąd pochodzą, kim są, a także dokąd idą. Ot mieć gdzie spać, mieć co pobzykać, rozmnożyć się i najeść – brzmi znajomo no nie? Odkąd uzyskałem jako-taką świadomość zastanawiało mnie gdzie „biegną” ludzie i do czego – czemu w ich życiu istnieje taka napinka i strach? Dlaczego są ludzie, którzy mówią „życie to piekło a ta planeta to więzienie”? Mam taki ulubiony cytat z filmu „Wielki Szu” – „W pokerze nie ma czegoś takiego jak szczęście. Szczęście trzeba sobie po prostu umieć zorganizować”. Jest jeszcze drugi, który również uwielbiam - „Ty grałeś o pieniądze, a ja żeby wygrać. Dlatego przegrałeś”. Chciałbym żebyś, jeśli oczywiście masz na to ochotę, przeczytał to co poniżej i starał się, w tym kontekście, zrozumieć co te słowa tak naprawdę znaczą. Ale zanim przejdziemy do, moim zdaniem, największych szkodników jakie mogą zalęgnąć się w głowie człowieka spróbuj sobie uzmysłowić jedną rzecz – są narzędzia, których społeczeństwo używa do wymuszania pewnych zachowań - tych narzędzi nie jesteś w stanie zmienić czy zniszczyć ale ucząc się je kontrolować lub na nie reagować osiągniesz dwie rzeczy - spokój wewnętrzny oraz większy wpływ na Twoje otoczenie. Dowód społeczny Dowód społeczny, społeczny dowód słuszności, uzmysłowił mi wiele lat temu jeden z chłopaków, który uczył mnie przełamywać nieśmiałość, a także jak prowadzić interakcje z kobietami. Abyś to dobrze zrozumiał wikipedia: Społeczny dowód słuszności (ang. social proof) – zasada, według której człowiek, nie wiedząc, jaka decyzja lub jaki pogląd jest słuszny (co może zależeć od różnych czynników), podejmuje decyzje lub przyjmuje poglądy takie same, jak większość grupy. Innymi słowy, uważamy, że jakieś zachowanie jest poprawne wtedy, gdy widzimy innych ludzi, którzy tak właśnie się zachowują. Na przykład: jeśli mężczyzna nie wie, która ubikacja jest damska, a która męska, ponieważ nie ma oznaczeń na drzwiach, to użyje tej, do której wchodzi inny mężczyzna. (…) W jednym z wczesnych badań Bandury i jego zespołu[1] cierpiące na silny lęk przed psami dzieci oglądały przez 20 minut dziennie chłopca wesoło bawiącego się z psem. Pomimo prostoty tego zabiegu już po czterech dniach jego stosowania aż 67% dzieci godziło się zostać z psem sam na sam i próbowało się z nim pobawić. Pomiary lęku przed psami wykonane w miesiąc później wykazały przy tym, że zmiana ta nie tylko nie zanikła wraz z upływem czasu, ale wręcz przeciwnie – skłonność dzieci do kontaktowania się z psami nawet nieco wzrosła. (…) Umiejętne wykorzystanie social proof jest jednym z czynników, które decydują o skuteczności prowadzonych działań marketingowych. Do najpopularniejszych zastosowań społecznego dowodu słuszności w internecie należą[3]: · opinie innych klientów, · polecenia influencerów, · wykorzystanie danych liczbowych – np. liczba osób obserwujących daną markę w mediach społecznościowych, · wykorzystanie logotypów – wskazanie logotypów, z którymi identyfikuje się grupa odbiorców. Społeczny dowód słuszności to element, który może przyczynić się do podejmowania decyzji zakupowych przez klientów. Z social proof powiązany jest również ludzki komformizm, lenistwo oraz strach przed samodzielnym podejmowaniem decyzji, a także brak własnego zdania. Najprostszymi przykładami wykorzystania social proof w życiu codziennym są: 1. Przy wejściu do kawiarni / klubu powiedzenie „dzień dobry” z odpowiednią energią w głosie tak aby jak najwięcej osób Was przywitało oraz przywitanie się z obsługą (dla obsługi sprawicie wrażenie kogoś kto zna się z właścicielem dla gości możecie nawet sprawić wrażenie bycia właścicielem) 2. Otaczanie się kobietami czy to w życiu codziennym czy to na zdjęciach w social media – kobiety za atrakcyjnych facetów uważają facetów otoczonych kobietami, ponieważ ON COŚ MUSI MIEĆ W SOBIE skoro inne go chcą – social proof w czystej postaci 3. Na siłowni – zaprzyjaźnienie się z największymi koksikami i wymuszenie na nich witania się z Wami jako pierwszymi – inni ludzie to widzą i w ten sposób uznają Was za kogoś ważnego 4. Epatowanie stanem posiadania – w Polsce zazwyczaj jest to samochód – najprymitywniejsza forma oddziaływania na ludzi, a zarazem bardzo skuteczna 5. Bardziej wysublimowana odmiana – posiadanie drogich gadżetów, których zazdroszczą Wam inni 6. Noszenie munduru (policja, wojsko) aby mieć „respekt”, ubieranie garnituru czy okularów aby być bardziej wiarygodnym etc. Tak działa social proof i 99,99% nie jest świadoma tego zjawiska, a także nie jest w stanie się mu oprzeć. Ten tekst nie służy ocenie tego czy to dobrze czy źle a jedynie wskazuje na istnienie takiego mechanizmu, co prowadzi do trzech konkluzji: 1. Social proof można kształtować i może być on zmienny w zależności od „mody” i lansowania go przez „środki masowego przekazu” – vide – kanony urody mężczyzn i kobiet, które zmieniają się od wieków 2. Odpowiednio wykorzystywany social proof jest wspaniałym narzędziem wpływu na inne jednostki 3. Jako świadoma jednostka, powinieneś ograniczyć jego wpływ na Twoje życie do minimum, a nauczyć się tak używać tego narzędzia abyś w po pierwsze był samodzielnie myślącą jednostką, a po drugie wywierał wpływ na inne. Zastanów się więc czy nie warto byłoby podjąć pracę ze swoją głową aby pozbyć się w głowie asocjacji w stylu dobry samochód – człowiek sukcesu, świetny facet, też tak bym chciał, piękna kobieta – na pewno jest miła, mądra, wspaniała, cudowna etc. Gówno prawda 😉 Ci ludzie są tacy jaką nadasz im wartość. Zastanowiłeś się dlaczego w sklepie posługujesz się walutą a nie kamykami czy muszelkami albo uśmiechem bombelka? Ponieważ społeczeństwo UMÓWIŁO SIĘ, iż dany przedmiot (obecnie również jego cyfrowy zapis) ma taką i taką wartość. Dlatego też właśnie samochód tego gościa czy uroda tejże kobiety ma wartość ponieważ KTOŚ nadał im wartość. Ciekawy konstrukt myślowy nieprawdaż? Zastanów się teraz od jak wielu problemów z własną samooceną i innego gówna uchroni Cię takie rozłożenie rzeczywistości. Nałóż teraz na to coś co Nietzsche nazywał „Wolą mocy” a Machiavelli „Virtu”. W skrócie – chodzi o to, że Ty jako jednostka jesteś w stanie wykreować sobie swoją własną tabelę wartości i żyć zgodnie z nią. Nie piszę tu oczywiście o zostaniu totalnym abnegatem albo łamaniu wszystkich zasad społecznych ale uświadomieniu sobie co tak naprawdę chcesz, a nie co musisz / możesz (będzie o tym trochę więcej dalej). Kwintesencją social proof jest stwierdzenie „opowiedz ludziom swoją historię” i pozwól im się w niej zakochać. Aby tak się stało musza być spełnione dwa warunki – po pierwsze to ludzie sami muszą się w niej zakochać a nie Ty musisz ich do tego zmusić, a po drugie ludzie „kochają książki z którymi mogą się identyfikować”. Uważa się, iż błędem Billa Clintona podczas romansu z Monicą Levynsky nie był sam romans, a to, że Clinton nie wyszedł i nie powiedział „słuchajcie, zjebałem, miałem romans, oszukałem swoją zonę”. Wiecie dlaczego wtedy by wygrał – bo ludzie lubią okazjonalne pokazywanie słabości ponieważ sami są słabi i identyfikują się z kimś kto stoi od nich minimum półkę wyżej ale także „bywa” (nie jest ciągle) słaby. Słabość, odpowiednio użyta, nada Ci autentyczności – jest swego rodzaju social proofem, który Cię uwiarygadnia. Przykładem właściwego używania social proof jest stworzenie przemyślanego profilu na Instagramie, który miał i ma za zadanie przyciągać kobiety mieszaniną sygnałów – ciekawe życie (podróże), opiekuńczy (zwierzęta), da przyjemność (dobrze gotuje), chcą go inne kobiety (odpowiednio skadrowane zdjęcia z innymi laskami) etc. Etc. Target to laski od 22 do 28 r.ż. (sam mam za pół roku 40 lat, ludzie dają mi 32-33 nie mam baby face etc., nie mam jakiejś super formy ale powolutku ją sobie robię). Zastanów się teraz jak odpowiednio opowiedziana historia działa na kobiety? Kolejny przykład użycia social proof: Ten starszy gość to spekulant giełdowy opowiadający o ciekawym mechanizmie – kiedy typowali spółkę do skupu / sprzedaży akcji ale nie podobała im się cena wysyłali na konferencję prasową gości, którzy udawali dziennikarzy. W zależności od tego czy chcieli uzyskać zbicie ceny czy jej wywindowanie w czasie na pytania podstawiony człowiek / podstawieni ludzie zadawali pytanie „Czy to prawda, że macie problemy finansowe i Wasz rozwój nie idzie tak jak zakładacie bo takie plotki krążą na mieście / czy to prawda że Wasza firma podpisze niedługo kontrakt z rządową instytucją XYZ?” – po rzuceniu takiego pytania dziennikarze przyklejali się do niego jak mucha do gówna a słabe ręce albo wyprzedawały ze strachu akcje albo rzucały się na nie aby podbić cenę, a oni inkasowali swój zysk bądź kupowali za grosze. (Ma to też związek z FOMO, które omówię poniżej). (Tu taka dygresja – wielokrotnie pisałem Wam, że jeśli jesteście sprawni w kontaktach międzyludzkich, to używanie tego tylko po to żeby jakaś Karyna dała Wam dupy to strzelanie do muchy z armaty. To, że większość postów na forum dotyczy lamentów, że ktoś nie może zaruchać / jakaś laska nie dała komuś tyłka świadczy o niskim ogarnięciu tego tematu. Dopóki człowiek nie zostanie zastąpiony przez maszyny to (social proof) działało, działa i będzie działać ponieważ nie jesteśmy w stanie usunąć ze swojego życia emocji, a jedyne co można zrobić to nauczyć się pracy z nimi i wpływania na emocje innych). FOMO Z social proof wiąże się również Fomo czyli Fear od Mising Out - Fear of missing out, w skrócie FOMO, oznacza lęk przed wypadnięciem z obiegu. To obawa, że coś istotnego nam umknie, kiedy nie będziemy online. Problem ten dotyczy znacznej liczby polskich internautów – już 14% z nich charakteryzuje się wysokim poziomem FOMO, a kolejne 67% doświadcza go w średnim nasileniu[1]. W grupie młodych ludzi, w wieku 15–19 lat, wysokiego i średniego poziomu FOMO doświadcza aż… 94%. Cztery przykłady FOMO Zdjęcia na insta – przeglądając zdjęcia znajomych na Insta odczuwasz ukłucie pt. „Oni byli w tym roku na wakacjach, a ja nigdzie nie wyjechałem” przez co czujesz się gorszy i odczuwasz brak i bycie POD. Ślub – masz 25 lat, a jeszcze lepiej 30, i Twoi znajomi wysłali Ci zaproszenie na ślub. W środku coś Cię kłuje i odczuwasz paniczny strach – „Ja nigdy nikogo sobie nie znajdę oni są tacy szczęśliwi”. Panika na dolarze – kiedy Rosja najeżdża na Ukrainę słyszysz, że zaraz to samo stanie się z Polską. Przez cały rok 2022 kupujesz dolary po absurdalnie wysokiej cenie bo boisz się, że złotówka zaraz spadnie w przepaść, a przecież wszyscy kupują! Nvidia – Nvidia rośnie w rok 180%, a Ty nie masz jej akcji. Wszędzie w necie czytasz, że WSZYSCY się załadowali kiedy było tanio, a „finansowi influencerzy” pieją z zachwytu. FOMO jest niezwykle silnym wymuszaczem określonych zachowań. Przyłóż teraz to o czym napisałem do spekulacji na akcjach o z filmiku jaki zamieściłemm – plotka „rzucona od niechcenia” może właśnie wywołać FOMO i wymusić na Tobie określone zachowania. Jak dealować z FOMO? Powinieneś zrozumieć, że życie można rozgrywać na trzech poziomach – muszę , mogę, chcę. Muszę, mogę, chcę czyli trzy poziomy funkcjonowania w życiu Muszę – muszę skończyć prestiżowe studia, znaleźć dobrze płatną pracę (nieważne czy ją lubię czy nie) aby kupić mieszkanie na kredyt oraz wziąć samochód w leasingu i Iphone w dużym abonamencie aby moja rodzina była ze mnie zadowolona oraz jakaś kobieta chciała ze mną być, ponieważ jeśli będę sam zostanę społecznym outsiderem a tego się boję - potrzebuję akceptacji z zewnątrz i potwierdzenia, że robię słusznie. Mogę skończyć prestiżowe studia, znaleźć dobrze płatną pracę, wziąć mieszkanie na kredyt, samochód w leasingu i Iphonea ponieważ czuję, że moja rodzina będzie wtedy ze mnie zadowolona, a moje szanse na znalezienie kobiety wzrosną – wierzę w siebie i dążę do celu/ów ale te cele wyznaczył mi ktoś inny (rodzina, społeczeństwo, presja społeczna) a nie ja sam. Chcę – chcę obrać drogę edukacji jaka mnie interesuje ponieważ chcę w życiu robić to co chcę, a także rozumiem, że szczęścia nie da mi poklask u innych czy też jakiekolwiek zewnętrzne bodźce, a mogę je odnaleźć tylko w sobie. Nie boję się stracić pracy, majątku, kobiet/y ponieważ wiem, że te kwestie to tylko dodatki do mojego życia, a ja sam, a nie społeczeństwo, rodzina czy ktokolwiek inny wiem czym jest moje szczęście. Dowód społeczny + FOMO powoduje, iż znacząca część populacji ludzkiej żyjącej na zachodzie żyje na poziomie „muszę” bądź z ledwością doczołguje się do „mogę”. Zastanów się teraz dobrze na jakim etapie jesteś? Dostosowania się do potrzeb innych bo czujesz, że tak MUSZISZ zrobić? Lekkiego przebudzenia świadomości czyli poczucia, że MOŻESZ o czymś decydować w swoim życiu? A może jednak na etapie samodzielnej decyzji o tym co jest dla Ciebie dobre a co nie? Muszę – dostosowuję się, żyję w strachu, inni podejmują za mnie decyzję Mogę – mam pewną decyzyjność, często słucham kołczów samorozwoju, zostaję trybikiem w maszynie Chcę – zanurzam się w świecie ludzi muszę / mogę kiedy mam z tego korzyści i tego chcę, ale na co dzień żyję swoim życiem i swoimi celami, którymi może być równie dobrze zostanie miliarderem a równie dobrze brak celów. To Ty sam powinieneś zdecydować jaki zawód chcesz wykonywać. To Ty sam powinieneś zdecydować czy chcesz mieć kobietę czy nie. To Ty sam powinieneś zdecydować jakie cechy ta kobieta powinna posiadać. To nie Twoja rodzina i otoczenie poprzez wywoływanie presji na Tobie co do posiadania czegokolwiek, określonych zarobków czy też wymuszając pewne zachowania powinna determinować to co robisz. To nie Twoi koledzy pierd*ląc w kółko „no pokaż zdjęcie tej laski” albo „patrz na instagrama jaka dupa” mają definiować z kim chcesz się spotykać. To wreszcie nie Twój wujek Janusz, sam tkwiący w nieudanym małżeństwie, ma spowodować że się ożenisz a Ty sam podejmiesz decyzję czy chcęsz być w długoteminowych związkach i na jakim poziomie formalizacji one mają być. Na poziomie rozwoju „chcę” to Ty sam przejmujesz lejce swojego życia z wszelkimi tego konsekwencjami, a będzie ich wiele. Ludziom nie będzie podobać się to, że żyjesz jak wolny człowiek, robisz to co lubisz i żyjesz jak chcesz. Będzie ich to wręcz niemiłosiernie wkurwiać bo sami zaprzęgnięci w kierat roboty której nienawidzą, kredyty, zrzędząca baba i dzieciaki widząc Cię będą czuli się gorzej i spróbują Cię sprowadzić do swojego poziomu. „Chcę” oznacza również, iż wychodzisz z ciepłego kurwidołka społecznego, gdzie „mam chujowo w małżeństwie ale przecież wszyscy tak mają”, „nienawidzę swojej pracy ale muszę spłacić ratę za ten samochód w leasingu od którego sąsiadowi pęka dupa z zazdrości” a przechodzisz do trybu – żyję za siebie i dla siebie i o ile mogę zapisać swoje sukcesy na konto własne o tyle wszelkie porażki są MOJĄ WINĄ i skutkiem moich błędnych decyzji i nie mogę się usprawiedliwiać magicznym „bo tak musi być”. Jestem też zadziwiony tym jak wiele osób nie rozumie, że realizacja pewnych marzeń niesie za sobą konsekwencje. Bycie w stałym związku z kobietą to nie tylko same plusy ale też i istotne ograniczenia. Posiadanie i epatowanie pieniędzmi i majątkiem niesie za sobą pewne zagrożenia i ograniczenia. Ale najśmieszniejsze w tym wszystkim jest to, że kiedy zrozumiesz że „chcesz” jest najciekawszą opcją życia wtedy zrozumiesz jak śmieszne z tej perspektywy wydają się Twoje działania podporządkowane posiadaniu pieniędzy dla samych pieniędzy albo ruchaniu dla samego ruchania. Kobiety jak i pieniądze powinny pełnić określone funkcje w Twoim życiu, a nie łatać Twoje niedostatki. Najczęściej jest tak, że ludzie z brakami na tych polach (czyli mający problem z kobietami lub pieniędzmi) fiksują się na tym i uważają, że jak je zdobędą to otworzą im się bramy raju a jak jest naprawdę? Wypalenie zawodowe, gorycz z nieudanych związków czy zaprzęgnięcia się w kierat robota – dom ze starą, której nie lubisz, spłata kredytów. I żebyśmy się zrozumieli – pieniądze i kobiety są super ale – i to bardzo ważne – to Ty musisz ich CHCIEĆ a nie musieć je mieć czy MÓC je mieć. To Ty i Twoja wola powinniście zdecydować czego chcecie od życia i co prowadzi do Twojego zadowolenia. Problem polega na tym, że czym więcej rzeczy z zewnątrz będzie wpływało na Twój nastrój tym bardziej będziesz zależny od otoczenia i bujany na łajbie emocji zamiast na luzie przeżywać swoje życie. Powtórzę po raz setny – szczęście jest w Tobie nie na zewnątrz i dopóki tego nie zrozumiesz dopóty będziesz najwyżej na poziomie – „mogę”. Większość kobiet z jakimi się spotykałem w ostatnich latach mówiła mi to samo – „czuję się z Tobą zajebiście spokojna”, „czuję się z Tobą jak dziecko, taki spokojny czas jak wakacje”, „jak Ty to robisz, że jesteś tak spokojnym człowiekiem, a ja cały czas o czymś myślę”? Odpowiedź jest prosta – nie myślę i nie analizuję za dużo a działam. Działam ponieważ wiem, że ode mnie zależy czego chcę i próbuję to dostać. A jeśli się nie uda? Chuj z tym. Po prostu będzie co innego. Inna kobieta, inne pieniądze ale najważniejsze – rano wstanę i powiem sobie – jaki ten świat jest zajebisty bo wstało słońce. Myślenie + działanie > narzekanie i życiowe rozkminy. Zadałem kiedyś pytanie mojemu kumplowi, który pracuje na Bliskim Wschodzie – co by się stało gdybyś stracił teraz cały majątek? Co byś zrobił? „Nie wiem” – w oczach strach. Więc ja Ci odpowiadam – jeśli CHCIAŁBYŚ to byś go w ten czy inny sposób odrobił, a jeśli NIE CHCIAŁBYŚ to miałbyś to w dupie. Żyjcie po swojemu i kochajcie swoje życie bo i tak wszyscy kiedyś umrzemy – jak będziecie zdychać będziecie myśleć o bólu dupy sąsiada? O racie? O wujku Staszku co wpierdala kiełbę z biedry i ma chujową żonę ale powtarza Wam „Patrz młody żeniaczka to jest to, nadgodziny to jest to, musisz mieć dom i samochód no to napijmy się!”. O tym chcesz myśleć w momencie śmierci czy o tym, że żyłeś jak chciałeś i napisałeś swoim życiem fajną książkę? Jaki miałaby ona tytuł? Bo moja z pewnością na okładce miałaby coś takiego - Życie kocha kiedy łapiesz je za klapy i nie traktujesz go zbyt serio. Chciej się dobrze bawić w swoim życiu, a nie tylko miej świadomość, że musisz bądź możesz. PS A teraz wróć do tych cytatów: „Wielki Szu” – „W pokerze nie ma czegoś takiego jak szczęście. Szczęście trzeba sobie po prostu umieć zorganizować”. Jest jeszcze drugi, który również uwielbiam - „Ty grałeś o pieniądze, a ja żeby wygrać. Dlatego przegrałeś”. Co o nich myślisz po przeczytaniu tego, co powyżej? PS 2 Jako dopełnienie tego tematu proponuję:
    55 punktów
  4. Na wstępie zaznaczam, że nie mam zamiaru wchodzić w to czy chłopak był chorobliwie zazdrosny (ten co zabił) czy Pani odwaliła jakiś numer - po prostu nie jest mi do do niczego potrzebne - chcę zwrócić Waszą uwagę na inną sprawę. Często na forum maglowane jest aby mieć swoje życie, swoje cele, pasje jakąś wizję swojego życia i żeby to wszystko nie było przyspawane do kobiety. Buddyzm naucza - przywiązanie zewnętrzne jest źródłem emocji i zburzenia równowagi - więc emocje, które dostajemy z zewnątrz są albo negatywne albo pozytywne. Ćpamy je, uzależniamy się od nich, nie wyobrażamy sobie bez nich życia i... ... tak to się kończy. Gdyby ten facet rozumiał, że osią i istotą jego życia jest on sam nie zrobiłby tego co zrobił - jeśli szczęście i spokój jest w Was samych niemożliwe jest aby pod wpływem rzeczy z zewnątrz zrobić taką głupotę. I tu nie chodzi tylko o kobiety - chodzi, najczęściej u mężczyzn, o kobiety, pieniądze, pozycję społeczną, majątek, ciało. Żebyśmy się dobrze zrozumieli - nie nakłaniam Was do życia pustelniczego - zachęcam Was do zrozumienia, że szczęście, miłość do siebie samego i akceptacja JEST W WAS, a jeśli uzależniacie to od czegoś z zewnątrz to stajecie się hazardzistami i będziecie cierpieć- zdradzi / nie zdradzi, zbankrutuje / nie zbankrutuje, jak nie będę na bombie to będę jeszcze dobrze wyglądał czy nie, jak rozbiję samochód to laski będą się za mną oglądać czy nie? A potem jeden baran z drugim przyjdzie i napisze na forum - "hue hue - po co mi pasje i swoje własne życie jak taki gościu co (wstaw dowolne) rucha". No właśnie po to idioto jest Ci to potrzebne żebyś nie odje*ał takiego numeru jak bohater tego topicu. Kobiet można mieć wiele. Samochodów, domów, garniturów, zegarków. Nad ciałem można zacząć znów pracować. Forsę da się odrobić zawsze. Dopóki mental w Waszej głowie nie będzie chodził jak należy dopóty będziecie niewolnikami ćpania przyjemności branej z zewnątrz. Wszystko czego potrzebujecie do życia jest w Was a kiedy ułożycie głowę i pogodzicie się sami ze sobą reszta będzie tylko zabawą w życie. Wspaniałą zabawą ale niczym więcej.
    53 punktów
  5. Witam Panowie, na dziś garść przemyśleń, które, być może, staną się przydatne dla części z Was. Przeglądając forum ale także facebooka, instagrama czy też linkedin zauważyłem, że często stanowią one platformy do wyrzygania swoich negatywnych emocji tudzież złośliwości albo chęci dokopania komuś ponieważ człowiek czuje się sam ze sobą źle. Jeśli ktoś ma w miarę poukładaną głowę nie będzie tracił czasu na takie rzeczy jak: - wyszukiwanie treści w internecie na które jego mózg reaguje złością, smutkiem bądź obniżeniem nastroju - wykłucanie się z innymi o jedną "najprawdziwszą" rację - pogardzanie innymi i ich wyśmiewanie z powodu wyglądu albo statusu majątkowego - porno - nakręcanie się i tracenie czasu na bicie piany na dany temat - udowadnianiem wszystkim naokoło jaki nie jest zajebisty, jak wspaniale mu się nie żyje i jaki "piękny i bogaty" jest. Doskonałym przykładem jest tu ten wątek z forum: Przez półtora roku kilka osób nastukało tu około 1000 postów. Załóżmy, że jeden post pisany był średnio przez 5 minut co daje nam 5000 minut co daje 83,3 h co daje 3 i pół dnia. Dołóżmy do tego emocje takie jak złość, wściekłość czy chęć dowalenia komuś czy poczucia się lepiej i mamy tu ponad 3 dni i kupę stresu, której nikt tym ludziom już nie zwróci ponieważ czasu nie jesteśmy w stanie cofnać. Co w ten sposób osiągnęli? Nic. Dochodzimy tu do bardzo ważnej waluty na tym świecie - a więc wspomnianego czasu - poza zdrowiem jest on najcenniejszym, zasobem jaki mamy w życiu, a co najważniejsze, stale się kurczącycm, ponieważ nikt nigdy nie odda nikomu zmarnotrawionych godzin dni czy miesięcy. Od jakiegoś czasu staram się kontrolować to co podsuwam mojemu mózgowi, a także to jak spędzam czas w internecie.. Mam na to prostą metodę - rozszerzenie przeglądarki Stay Focused, które blokuje strony bądź pilnuje dziennego limitu na nie. Przykład - onet - 15 minut dziennie - chodzi o możliwość przeczytania treści z bussinesinsidera. Wp.pl - blok. Itp. itd. Obecność w internecie podzieliłem, z grubsza, na - pracę, - naukę, - relaks. Przyporządkowując każdej z tych kategorii dzienną dawkę. Praca ok 3-4h dziennie, nauka ok 1-2h dziennie etc. relaks ok 1-2 h dziennie. Pracy nie musze tłumaczyć natomiast dwie pozostałe kategorie wypada rozwinać. Nauka to kanały YT, podcasty i kursy, nie wliczam w to studiów bo te idą "oddzielnym tokiem" ale chodzi o to aby przyswajać fajną wiedzę i być na bieżąco. Przykłady: - poranne omówienie dnia w XTB - Squaber - Szewko - podsumowanie tygodnia i omówienie prasy z tygodnia w "Myśl Polska" - przeglądnięcie Twittera (będzie o tym za chwilę) - ciekawe wywiady etc. Relaks - w tej kategori mieszczą się rzeczy, które wnoszą coś do mojego życia albo powodują, iż mam dobry nastrój. Przykłady: - kuchnia (gotowanie to moje hobby) - kanały historyczne - kanały o paleoastronautyce i ufo - kanały o ludziach, którzy wyprowadzili się z miasta na wieś - kanały rodaków mieszkających za granicą - kanały z filmikami o śmiesznych zwierzakach - psy, koty, świstaki Proponuję Ci połączenie słuchania takich rzeczy ze spacerem - moja średnia z ostatnich tygodni i miesiecy to 20 000 kroków dziennie - możesz wtedy niejako "odciać się od świata" i zatopić w słuchanym materiale czyli albo się uczyć albo relaksować. Wróćmy do Twittera. Podobnie jak na YT wyciąłem z niego wszystko co mnie nie inetersuje - gównoburze, dramy etc. a zostawiłem tylko i wyłacznie kanały z tym co powyżej dzięki czemu algorytmy nie proponują materiałów triggerujących a spokój i informacje - polecam - a jeśli trafi się jakieś gówno pt. "pokaz bikini", "pies zagryzł dziecko" etc. klikam, bez oglądania "nie interesuje mnie to" bądź "nie polecaj tego kanału". Podobnie jest na forum - częśc z Was była zdziwiona że mam tu na ignorze około 20 osób - tak mam ponieważ nie mam zamiaru czytać wysrywów pisanych w złości, depresyjnego obwiniania świata za wszystkie swoje niepowodzenia albo wywyższania się nad innymi pomieszanego z pogarda. Nie chodzi tu o to że ktoś ma inne poglądy niż ja - chodzi o to jak je przekazuje i jakie emocje i wibracje za tym płyną. Ktoś z Was powie - to nie korzystaj - z fejsa, insta, linkedina etc. - można i tak ale nie zamierzam tracić możłiwości jakie dają mi te platformy - kontaktu ze znajomymi, relaksu, poszerzania social circle czy zawodowych spraw. Pewne rzeczy trzeba robić z głową. Zatrzymajmy się na chwilę przy Instagramie i Linkedinie - te dwa portale, wbrew pozorom, są do siebie bliźniacze. Dlaczego? ponieważ i tu i tu ludzie / firmy przedstawiają zazwyczaj tylko wycinek swojego życia, a ludzie odbierają to jako codziennośc. Na tych dwóch portalach ludzie odnoszą więc same zawodowe sukcesy, podróżują, mają piękne i zadbane ciała, jedzą tylko w wykwintnych restauracjach i zarabiają miliony. A jaka jest prawda? Sami chyba wiecie. Receptą na taki zalew gówna są: - poczucie (zdrowe) własnej wartości - nie czucie się gorszym ani też lepszym od innych - samemu posiadanie swoich zajawek, hobby, fajnych metod spędzania czasu wolnego - dążenie do tego aby Wasza praca nie była tylko źródłem utrzymania ale stanowiła satysfakcę - dbanie o własne zdrowie poprzez dobrą dietę i aktywnośc fizyczną - życie własnym życiem nie życiem innych Chcę jeszcze podzielić się z Tobą moją metodą na gównoburze w netcie kiedy widzę, że ktoś pisze totalne bzdury albo próbuje mnie zaczepić - odchodze od kompa na około 30 minut - wówczas zazwyczaj do mojego mózgu przedostaje się informacja - "po co chcesz tracić czas na odpowiedź temu człowiekowi skoro możesz teraz czegoś się nauczyć / zrobić cos przyjemnego". Przemyślcie takie podejście do sprawy wiele ono ułatwia Zaczepmy jeszcze kwestię kontaktów towarzyskich. Ja z grubsza podzieliłem ludzi na: - moich bliskich - im więcej wybaczam - ludzi z którymi lubię przebywac a nie mam z nimi więzi rodzinnych - znajomi i koledzy - ładują mnie pozytywną energią, mają coś ciekawego do powiedzenia - ludzi, którzy są mi obojętni bo mają inny mindset niż ja i fokus w życiu na co innego - niech sobie żyją ja ich do niczego nie będe przekonywać - ludzi, którzy wywołują u mnie negatywne emocje - złość, wkurwienie, irytację - dopuszczam ich do siebie tylko na krótki okres i tylko jeśli dzięi nim coś osiągam - robię pieniądze, awansuje etc. - jeśli nie są uzyteczni - odcinam. Zachęcam Was abyście sami ułożyli sobie taką "bańkę informacyjną" oraz "social circle", która zamiast Was złościć i powodować poczucie gorszym uczyni Was ludźmi zrelaksowanymi i ciekawymi świata. Bądźcie dla siebie dobrzy bo nikt nie będzie tak dla Was dobry jak Wy możecie sami dla Was samych. Polecam połaczyć to z koncepcją "dziennych rutyn" opisaną tutaj: Zdobywajcie swoje szczyty ale róbcie to z głową Jest tytlko jedna osoba z którą się ścigacie - Wy sami Powodzenia PS Polecam:
    50 punktów
  6. @Maurycy Szczerze? A **uj mnie obchodzi że jakiś żeński grat po 30stce, który się wyskakał po kutasach za czasów "młodości" czuje się samotny? Dopóki nie skumacie, że laski, które w prime time (18-25) miały na Was wyjebane, nadal mają na Was wyjebane tylko z desperacji lub dla korzyści finansowych się z Wami wiążą dopóty będziecie się kręcić jak gówno w przeręblu. Starowinki 30+ lub samotne mamusie to są "jednostrzały" i tyle w temacie bo same się ustawiły w tym położeniu. Szczerze - wierzycie w to, że laski mają kłopoty ze znalezieniem faceta? XD Zastanówcie się, tak szczerze, co może spowodować, przy takim ciśnieniu na kobiety na rynku, to, że Pani po 30scte jest samotna? Ba, nawet po 25tce? 1. Jest pierdolnięta - np. podniecają ją faceci, którzy mają ją w dupie i traktują jak worek na spermę / feministka z kolorowymi włosami etc., 2. Ma wymagania materialne z kosmosu - ale tylko dla normika bo czad może być recedywistą bez grosza przy duszy, 3. Lubi skakać po różnych *utasach - szczególnie kolorowych, 4. Maluteńki promil to wdowy / dziewczyny którym zmarł chłopak albo kobiety z zaburzeniami psychicznymi, które się leczą i rzeczywiście dlatego nie chcą związku i / lub dzieci (i słusznie). Naprawdę to *ierdolenie o "realizacji zawodowej kobiet" jest śmieszne. "Ja się skupiałam na karierze i nauce i nie miałam czasu na chłopaków". Jasne uuuuuuuurwa XD Po prostu *jebało CI się Słodziutka w główce, że ucząć się na hrówę w wyższej szkole gotowania na gazie pewnego dnia jak będziesz szła po ulicy wyląduje helikopter z Greyem na pokładzie, który zadba o to, żebyś nie musiała pracować do końca życia. Ewentualnie wspomnienie portugalskiego manleta, co ją posuwał w kiblu na Erasmusie jest nadal tak silne, iż nawet nie będzie sobie zawracać głowy "Polakiem, biedakiem, cebulakiem z kartoflaną twarzą".... Faceci, w masie, też nie są bez winy tego syfu - wchodzę sobie na Instagram i widzę tych żenujących facecicków liżących dupę takim starym rumplom - och jakie wspaniałe zdjęcie, och jaka jesteś fajna, och nie bądź smutna, och spójrz na mnie... Jeszcze raz - jak czytam kolejny post forumowego desperata o tym, że nie jebnął bombla równolatce w okolicach 20 r.ż. i że teraz przegrał już życie to przypomina mi się, najlepszy chyba, post na forum: Radzę Wam zrobić taki eksperyment - przez kilka dni chodźcie po ulicy z uśmiechniętą twarzą i uśmiechajcie się do nieznajomych kobiet. Jeśli w Polsce nie jesteście naprawdę przystojni / nie macie "południowego" typu urody to ilość reakcji zwrotnych powie Wam w którym miejscu jesteście i jak bardzo powinniście się przejmować "problemami" Pań. Praca nad sobą, własnym charakterem i słabościami, fach w ręku i zaplecze finansowe. Jak to przerobicie to baba się znajdzie tylko wtedy nie będziecie jej szukać z pozycji podnóżka ale z pozycji tego kto wybiera. Jak nie w Polsce to gdzie indziej. Ale oczywiście większość facetów nigdy nie wyjdzie z roli psa błagającego o choć odrobinę atencji od bab. Życie w piekle na własne życzenie. 0 współczucia dla takiego frajerstwa podobnie jak dla tych "biednych kobiet" co to *ierdolą "gdzie CI prawdziwi męzczyźni". Prawdziwi mężczyźni albo są z kobietami co ich szanują (a da się takie znaleźć ale to bardzo trudne) albo *uchają na potęgę (bo nie chcą się wiążać widząc jak to wszystko wygląda) bądź świadomie wycofali się z tego cyrku i zyją sami i mają święty spokój.
    47 punktów
  7. Wątpię, żebyś na ten moment zrozumiał co chcę przekazać, ale spróbuję - to jednak jest dla większości ludzi czarna magia i mambo-jambo. Oni się tak zachowują, bo reagują po prostu na Ciebie jaki jesteś wewnętrznie. Ludzie zachowują się względem nas tacy, jacy jesteśmy wewnętrznie. Wręcz tyle i tylko tyle. Ja czytałem Twoje komentarze czasem na chatboxie. Emanujesz niewyobrażalną pychą, pogardą i nawet wstrętem do ludzi. Niesamowicie się napinasz i oceniasz w brzydki, nieprzyjazny sposób. Czuć od tego śliskość, megalomanię i tak szczerze - kompletne niezrozumienie świata wewnętrznego (podświadomego) i w jaki sposób działa rzeczywistość. Zapewne wiesz jak się programuje podświadomość. Emocjonalnie coś sobie powtarzasz - najlepiej ciągle. Robisz dokładnie to samo względem ludzi. I teraz jesteś zszokowany, że na pogardę inni odpowiadają pogardą, agresją i stoją o krok od rękoczynów - nawet nie wiedząc czemu. Wewnętrzna niezauważalna pogarda wobec ludzi leczona jest zewnętrzna pogarda okazywaną przez innych. Przez ostatni rok jak jeździłem chyba tylko jedna osoba mnie otrąbiła na ulicy, bo skręcałem celowo na zakazie . Nikt mnie nigdzie nie zaczepia w celu szukania problemów i bitki. Nie otrzymuje wręcz od nikogo negatywnych, chamskich uwag. Nikt się do mnie nie "przysrywa". Wręcz wszystko załatwiam ze światem z uśmiechem, radością, wyrozumiałością na ograniczenia i niedociągnięcia, żartem i luzem. Ja dosłownie żyję w innym uniwersum. A teraz porównaj to ze swoją postawą i w jaki sposób odnosisz się do dwóch rzeczy - do ludzi i do świata. Sposób w jaki odnosisz się do tych dwóch zmiennych świadczy o tym, jak wysoko rozwinąłeś się wewnętrzne i zrozumiałeś tak naprawdę rzeczywistość. Im gorzej, tym niżej jesteś, w większej agresji. Na poziomie nieświadomym działa taki mechanizm - ludzie z dużym nieświadomym przywiązaniem do życia i pomyślnego losu, sami nieświadomie szukają problemów a nawet śmierci. Dlaczego tak jest, nie wiem, ale tak jest. Ty wychodzisz ze skóry w kwestii wyglądu, bo tak każe Ci ideologia (jednocześnie doznajesz szoku, że inni tego nie wyznają, a np. mają świetne laski), piłujesz się i alienujesz. Skoro się alienujesz, to znaczy, że wewnętrzna agresja jest tym większa, im silniej organizm izoluje się od świata. Jako "alienator" non stop programujesz się na pożądanie do kobiet, a skoro pożądanie jest negatywną i nieprzyjemną emocją, to znaczy, że paraliżujesz się w ich kierunku i jesteś niezdolny do ich zdobywania, tylko obserwowania, analizowania i "czajenia się". A to nadal zwiększa agresję (świadomie frustrację), przez co ludzie sami nie wiedzą dlaczego, nie mogą Cię wewnętrznie znieść i reagują zewnętrznie. Brzmi to trochę skomplikowanie i bardzo dziwnie, ale tak działa mechanika nieświadoma. Podświadomość to nie tylko maszynka do spełniania marzeń w New Age'owym świecie, to też maszynka do tworzenia sobie horroru z życia, co też cały czas robisz. Oczywiście nie wiesz, co robisz sam sobie. Co więcej, stawiam, że jako pillowiec masz problemy ze wzorcem ojca, a więc będziesz prezentował kobiecy styl agresji - obgadywanie, obrażanie się, podglądactwo, rozpamiętywanie, problemy z działaniem w świecie etc. Co NADAL zwiększa agresję. Rozwiązanie jest bardzo, bardzo proste. Przestań gardzić ludźmi, oceniać ich emocjonalnie jak przedmioty na wystawie, życz każdemu dobrze w myślach. Kiedy ktoś burzy Twój obraz świata kąśliwym komentarzem, życz tej osobie w myślach wszystkiego dobrego, bo ta osoba kruszy Twoją pychę i agresję - tylko tyle. Na zewnątrz się broń, wewnątrz nie masz prawa atakować - a to wnętrze ludzie atakują, na ten nieświadomy stan, który wiedzą, że jest i czują, odbierają go, ale nie rozumieją. Każda agresja wewnętrzna to krok do coraz większych Twoich problemów, a potem przykrych chorób i bardzo dużej nędzy w życiu - w kwestii jakości życia. Jeżeli to jest prawda co napisałem, to jesteś jak brudna kałuża, a teraz dziwisz się, że ludzie nie mogą się napić z niej czystej i dobrej wody, tylko parskają na brud. Jedyna różnica jest taka, że robisz na magazynie, a tam z reguły są same męty społeczne i chamstwo, a tacy ludzie rozumieją tylko język siły. Z nimi też się idzie dogadać i to co napisałem też ma miejsce, ale jak Ty rozpaczliwie dbasz o wygląd, zadręczasz się kobietami dreptając w miejscu, to raczej jesteś bardziej "kobiecy", przez co "chłopcem do bicia". W każdym razie, powodzenia z tym co napisałeś, bo stawiam całą zawartość mojego portfela co koło mnie teraz leży, że z tego co napisałem, pokrywa się z Tobą >70-80% treści. Jeżeli to jest prawda, to agresji doznajesz też, a może Ci się wydawać, że "od każdego" albo prawie każdego - a skoro buzujesz (z tego co widzę) pogardą wewnętrzną, to od nich dostajesz zwrotnie to samo w świecie zewnętrznym.
    46 punktów
  8. Siemanko Byki, chciałbym zrobić w tym miejscu mały suplement do tych dwóch tematów, a nuż komus się przyda. Dzisiejszy internet stanowi doskonałą pożywkę do promowania głupoty, wysrywania negatywnych emocji, a także jest idealnym pożeraczem czasu dla ludzi, którzy nie wiedzą jak sobie ten czas zorganizować. Przychodzi mi tu na myśł jedna z najdoskonalszych definicji pracy najemnej - nieważne czy robotnika, czy wysoko opłacanego specjalisty - "jeśli pracujesz dla kogoś oznacza to, że oddajesz swój czas komuś kto potrafi go lepiej zorganizować niż Ty". Dla mnie ten cytat był przełomem w życiu i utwierdził mnie w przekonaniu, że wolałbym prowadzić przysłowiowe szczęki z gaciami na bazarze niż klepać dupogodziny w pracy. Dlaczego? Bo byłbym Panem samego siebie, a to dla mnie w życiu jedna z najważniejszych rzeczy. Co to ma jednak wspólnego z aktywnością w internecie i konsumpcją czasu wolnego? Wbrew pozorom bardzo wiele. Mówi nam o tym, iż przebywając na tym świecie dwoma najważniejszymi walutami jakimi płacimy są zdrowie i czas. O zdrowiu na forum jest multum tematów, jedne bardzo mądre drugie bardzo głupie ale o czasie niestety jak na lekarstwo. Według obowiązującej terorii czas jest dla człowieka dobrem nieodnawialnym - nie wdając się w dywagacje - nie możemy go "odzyskać", nie ma obecnie "lekarza" do którego pójdziemy i on "uzdrowi" nasz utracony czas. Chcę poprzez to powiedzieć, iż warto zastanowić się nad tym czy Twój czas to waluta "droga" i "mocna", której wahania wartości są niewielkie czy też to gównowaluta podlegająca dużej inflacji? Odkładając na bok głębszą filozofię warto sobie zadać pytanie - jak zorganizowany mam swój czas wolny? I nie - nie chodzi tu o to, że Twoje życie powinno wyglądać jak koszary wojskowe gdzie na komedę srasz, jesz i kładziesz się spać ale czy zastanawiałeś się co robisz w czasie wolnym i co przynosi to Twojemu mózgowi? Czas wolny to w ogóle doskonały temat nad zastanowieniem się nad ewolucją człowieka - to własnie w czasie wolnym nasza cywilizacja rozwijała coś co nazywamy kultura i sztuką (ponieważ malowidła w jaskiniach powstawały w skutek tego, iż człowiek miał czas udokumentowac swoje życie i czas na to aby być twórczym) ale z drugiej strony to w czasie wolnym ludzie często z nudów popełniają najwięcej głupot (vide dzieci). Zresztą ilość czasu wolnego jaką ma obecnie przecięty człowiek jest ewenementem w historii - pomyślcie o tym, że kiedy "budowano" kapitalizm dzień pracy wynosił 12 - 16h i raczej większośc społeczeństwa, poza nieliczną grupką, życie spędzała na roli / w fabryce, a potem jadła, płodziła dzieci i spała ponieważ na nic innego nie miała czasu, zasobów ani siły. Żyjemy jednak w końcówce AD 2023 roku gdzie przeciętny człowiek ma sporo czasu wolnego. Więszośc ludzi cywilizacji zachodniej opierdala się w pracy, opierdala się po pracy i generalnie opierdala się w życiu ponieważ ta faza kapitalizmu pozwala na przeżycie / w miare godziwe życie bez zbytniego przemęczania się. Tu na usta ciśnie mi się cytat z Ajahna Brahma - Jeżeli człowiek stale pozostaje świadomym celu swojego życia i wszystkie swoje działania kieruje na spełnienie tego celu, nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Ci którzy nie są świadomi celu swojego życia są dość łatwo chwytani przez wir nieszczęścia. Czy to dobrze czy źle, iż Avarage Joe ma tyle czasu wolnego? Z jednej strony bardzo dobrze, a z drugiej niezbyt ponieważ ludzie marnotrawią czas wolny nie potrafiąc wypoczywać albo wyciszyć swojego mózgu. Wracając jednak do definicji z początku mojego wpisu - "jeśli pracujesz dla kogoś oznacza to, że oddajesz swój czas komuś kto potrafi go lepiej zorganizować niż Ty" - czy swój czas wolny spędzasz tak jak przystało na Pana swojego własnego życia czy pozwalasz innym aby układali Ci Twój czas wolny? Jak "inni" mogą układać Twój czas wolny: - poprzez reklamy i presję społeczną - najlepiej oddaje to ten cytat - Jesteśmy niewolnikami w białych koszulach. Reklamy zmuszają nas do pogoni za samochodami i ciuchami. Wykonujemy prace, których nienawidzimy, aby kupić niepotrzebne nam gówno. Jesteśmy średnimi dziećmi historii. Nie mamy celu ani miejsca. Nie mamy wielkiej wojny, wielkiej depresji. Naszą wielką wojną jest wojna duchowa. Naszą wielką depresją jest życie. Zostaliśmy wychowani w duchu telewizji, wierząc, że pewnego dnia będziemy milionerami, bogami ekranu. Ale tak się nie stanie. Jeśłi zamiast czasu wolnego w którym wypoczniesz, zrelaksujesz się bądź spędzisz czas na hobby zapierdalasz na nowy [wstaw dowolne] (chodź stary jest ok) bądź inneg gówno warto mieć świadomość, że czasu nigdy nie cofniesz - poprzez zazdrość - jeśli poświęcasz swój czas wolny po to aby mieć więcej niż inni (ten skurwiel sumsiad kupił nowy samochód muszem mieć lepszy) przesrywasz swoje życie - realizację marzeń innych - rodzice / żonka powiedzieli, że marzy im się xyz, a Ty wypruwasz sobie żyły żeby tak było? Odpowiedź jest prosta - mają dwie ręce i dwie nogi i jeśli czegoś chcą mają sami na to zarobić. - emocjonalnie - spędzanie czasu na kłótniach w internecie, podpalanie sie, nerwy, niespanie po nocach ponieważ jakiś random z netu ma inne zdanie niż Ty. Tym wpisem chcę Cię zainspirować do zrozumienia pewnego bolesnego faktu - w życiu grasz sam ze sobą, a nie z innymi a jeśli z innymi to znaczy, że coś poszło nie tak i oddałeś lejce powozu w obce ręce. Moja propozycja? Zanim cokolwiek zrobisz / napiszesz / kupisz etc. usiądź i chwilę pomyśl. Odpowiadanie na post w internecie, który Cię wkurzył? Na 10 minut odchodzisz od kompa i po 10 minutach zadajesz sobie pytanie - czy chcę poświęcać swój czas i energię na to? Podniecenie wywołane widokiem nowego gówna, które masz kupić? Odłożenie zakupu na następny dzień. Zazwyczaj jest tak, że samo przespanie się z tematem zakupu sp[owoduje, iż go nie dokonasz. I tak jest ze wszystkim. Opanowanie jest kluczem do podejmowania właściwych decyzji i zarządzania swoim czasem i emocjami. W 99% przypadkó, ten który jest agresywny jako pierwszy przegrywa ponieważ puszczają mu emocje i da się sprowokować, a jeśli umiejętnie sporokujesz przeciwnika oznacza to, że samemu ustalasz warunki bitwy, które on przyjmuje. Tylko, że aby mieć spokojny i chłodny umysł trzeba umieć dać mu odpocząć. Relaks dla umysłu uzyskujemy poprzez: - zdrowy i odpowiednio długi sen - konsumowanie treści użytecznych (ćwiczymy umysł w myśleniu i analizowaniu) - konsumowaniu treści ładujących dobrymi emocjami. Pytanie brzmi teraz - czym ładujesz swoją głowę w czasie wolnym? Kolejnymi wizjami apokaliptycznymi z których wynika ciągły strach? Kolejnym materiałem o patocelebrycie, który zarabia miliony a Ciebie boli dupa bo Ty tyle nie zarabiasz? Kolejnymi filmikami z sadistica ładującymi Ci do łba ból, strach czy przerażenie? Kolejnym wysrywem na tagu #przegryw przez który czujesz że jakiekolwiek relacje nie mają sensu aczkolwiek w skrytości ducha o nich marzysz? Wyświechtany frazes brzmi "jesteś tym co jesz". Ja dorzucę "Twój mózg jest tym jakie informacje konsumujesz". A to Ty trzymasz lejce swojego życia i to Ty decydujesz co przyswajasz. 10 minut. 10 minut zanim odpiszesz na jakikolwiek komentarz bądź kupisz kolejne, niepotrzebene Ci do niczego, gówno, na które musisz tyrać oddając swój czas komuś kto potrafi go lepiej zroganizować. Ta postawa cholernie ułatwi Ci życie i wprowadzi w nie dużo więcej spokoju i balansu. Żyjesz dla siebie i powinieneś układać życie pod siebie. Nie pod żonę, dziewczynę, rodziców, pracodawcę, społeczeństwo, a żeby żyć dla siebie musisz być świadomym selekcjonerem swojego czasu. Czego Ci życze PS A dla tych, którzy chcą trochę więcej zgłębić się w temat czasu i jego istoty polecam tę zajawkę teorii Wszechświata Blokowego. Jasno, prosto i klarownie:
    41 punktów
  9. Bracia, ponieważ YouTubem wstrząsnęła afera pedofilska z udziałem znanych postaci, powstało ogólnopolskie oburzenie. Moi wieloletni "krytycy" podniecili się tym, że na fali tych zdarzeń, do worka z osobami podejrzanymi o pedofilię, można spróbować wrzucić mnie i forum. Było też w innym screenie o Szarpanki, że o nim też wysłano. Dlatego proszę o czujność. Jeśli ktoś napisze coś związanego z pedofilią, natychmiast proszę o zgłoszenie tego moderatorom. Żeby coś zrobić forum, nie wystarczy oskarżenie, trzeba dowodów - i mogą próbować te dowody zdobyć. Konto hejtera na forum "poświęca się", pisze coś obrzydliwego i robią NATYCHMIAST screena. My to po jakimś czasie, po zauważeniu tego ohydztwa, kasujemy i wypowiedź i forumowicza, ale "dowód" już jest. Tak już robiono w przeszłości. Przypominam, że w trakcie wielu spraw sądowych z moimi hejterami, wątek pedofilii był wielokrotnie poruszany - byłem ZAWSZE I WSZĘDZIE z tego potwornego zarzutu uniewinniany. Nie mam o to żadnych zarzutów, oskarżeń i skazań. Nic, zero, mimo pisania od lat o tym przez moich "krytyków". Napiszę brutalnie - jak skasują mnie i forum, to gdzie popiszecie o naprawdę ważnych sprawach? Wszędzie was zbanują, źle potraktują. Jak was spotka coś złego w tematach które poruszamy, gdzie pójdziecie się wyżalić? Na wykop, żeby was opluły jakieś dzieciaki? Zbanowali jak podpadniecie komuś? Dbajmy wszyscy o nasze forum, bo wszyscy z niego korzystamy i czerpiemy wiedzę, pociechę. Napiszę jeszcze jeden wątek, ale przypominam że jutro mam ostatnią rozprawę we Wrocławiu z moim krytykiem, Panem Sekułą. Do zobaczenia.
    41 punktów
  10. Dobry wieczór, Z racji na rosnącą ilość użytkowników i co nieodmiennie z tym związane, także "użyszkodników", chciałbym podziękować za przyjęcie funkcji moderatorskiej dwóm znanym chyba wszystkim Braciom, są to: @Iceman84PL oraz @Jan III Wspaniały Rzeczywistość pewnie nie tylko na forum wygląda tak, że aby spokojnie pisać mógł ktoś, musi być ktoś, kto bezwzględnie zajmie się wszelkiej maści manipulatorami, hejterami, agresorami, trollami, nieudacznymi narcyzami na luzie i innymi kreaturami, które lubią bliźnim odbierać spokój, radość, wiarę w siebie, zasiewać niepokój, konflikty itd. I takiego osobnika trzeba złapać za mordę i wyrzucić na zbity pysk, mimo że grożą, mszczą się, dramatyzują i niekiedy robią z siebie niesprawiedliwie potraktowanych, żądających demokracji, czyli możliwości wypróżnienia się na dywan w cudzym domu bez konsekwencji. Do tego trzeba kogoś, kto zna realia forumowe (co kto z kim i kiedy), ma silną wolę, a także kogoś, kto wie, że jedna mała mucha zapaskudzi garniec pysznego kompotu. Musi to być, reasumując, bystra i jak to mówią młodzi, "kumata" osoba. Musi mieć też nieposzlakowaną opinię, oraz wieloletnie godne zachowanie. Tak więc dziękuję Braciom moderatorom, oraz życzę im, by władza którą mają, służyła wszystkim dobrym, porządnym, zagubionym ludziom szukającym u nas wiedzy i wsparcia, by ochronić ich przed wszelkiej maści pasożytami. Gratuluję! Warnujcie, banujcie bez litości Oczywiście moderator może też, jeśli uzna to za stosowne, udzielić ustnego ostrzeżenia, jeśli uzna że warn (widoczny w aktach) to za dużo.
    41 punktów
  11. Tym o to tytułem wstępu chciałem podzielić się swoją historią ze wszystkimi myślącymi „przecież moja jest inna”. Jak mawiał klasyk: "trzeba baby pilnować albo się nie denerwować" - za późno to zrozumiałem. Sorry jeśli za długie i trochę miejscami odleciałem 😉 O mnie: 30 lat, z małego miasteczka, raczej spokojny i ułożony typ. Potrafiący zając się sobą i hobby, nie trwoniąc przy tym czasu na pierdoły. Od 3 klasy liceum z jedną Panną, 3 lata po ślubie. Rozdziewiczyliśmy się nawzajem. Razem mieszkanie w trakcie studiów, po studiach wyjazd za granicę i start od zera. Razem przez wszystkie etapy dorosłego życia. Obecnie rok po zdradzie. Zostałem i pozwoliłem jej zostać, ale we mnie jakby wszystko umarło. Zacząłem próbować żyć swoim życiem i skupić się na sobie i rozwijać swoje zainteresowania, mając sukcesywnie coraz bardziej na nią wywalone. Szukając odpowiedzi na pytanie „dlaczego to zrobiła” trafiłem na te forum. Ona: 31 lat, rok starsza (poszedłem wcześniej do szkoły), w szkole kujonka i zawsze sprawiająca wrażenie ułożonej. cicha woda... Atrakcyjna i dalej tak twierdzę. Po lekturze forum stwierdzam że atencjuszka z niską pewnością siebie, potrzebująca dużo czułości i uwagi, której raczej jej nie zapewniałem, nie jestem romantykiem i szczególnie uczuciowym gościem. Ekstrawertyczka, przyciąga nowych ludzi i sama lubi ich poznawać. Kilka lat temu odkryła na nowo pasję z dzieciństwa – taniec. Sporo czerwonych flag o których nie miałem pojęcia i nie zauważałem. Mimo to też dobre cechy na matkę, pracowita, rodzinna, nie rozrzutna, zawzięta, opiekuńcza, stroniąca od alko i wszelkich używek. Związek: Generalnie pierwszy i jedyny poważny związek obojga. Oboje bez doświadczenia, odkrywaliśmy się i docieraliśmy nawzajem. W życiu codziennym dobrze się dogadywaliśmy. W łóżku jestem z tych co lubią dawać od siebie i zawsze stawiałem jej przyjemność na pierwszy miejscu. Sporo razem wypróbowaliśmy i na sporo się odważyła. Wydaję mi się że się że w tej kwestii rozumieliśmy się najlepiej i to mocno cementowało związek. Do 2021, dobrze wspominam tamte czasy. W międzyczasie ślub, decyzja której dziś stwierdzam, w ogóle nie przemyślałem. Presja, komentarze jej i rodziny zrobiły swoje „już tyle lat jesteśmy razem”, „trzeba się określić”, „już nie jesteś biednym studentem, stać Cię na pierścionek”, „jak to wygląda, tyle lat bez ślubu”. Muszę z przykrością stwierdzić, że dłużej zastanawiam się nad jakimkolwiek zakupem w Internecie niż zastanawiałem się wtedy nad ślubem.. 2021: Początek 2021 Covid i przeprowadzka do większego miasta i zmiana roboty, „żeby być bliżej rodziny”, „bo jak będą dzieci to żeby babcie mogły odwiedzić”, wiadomka. Temat dziecka pojawił się już przed przeprowadzką. Po przeprowadzce coraz bardziej na to naciskała. Z mojej strony przekaz był jasny, najpierw umowa na stałe w pracy, czyli rok musi zapierdalać i później możemy działać i temat ucinałem. Wydawało mi się że ta racjonalna postawa do niej trafiła i ostatecznie to zaakceptowała. Ale w międzyczasie jak się okazało zaczęło kwitnąć coś na boku. Nowe miasto, brak znajomości, nowa praca, w pracy u niej większość singli i singielek, koleżanka, też Polka – rozwiedziona, czytaj „witamy na zachodzie”. Jeszcze lockdown, to wszystko zaczęło jej mocno doskwierać. Zaczęła więcej czasu spędzać w biurzę, że niby projekty, dużo roboty. Wracała czasami późno wieczorem. A to jakieś tańce w lockdownie potajemnie, a to jakieś piwo integracyjne po pracy. Nie przeszkadzało mi to bo miała moje pełne zaufanie (głupi byłem). Zrobiłem jej swojego czasu jazdę że ja nawet nie wiem gdzie się ona szlaja i jak się jej coś stanie to nawet chuj wie gdzie jej szukać. Poskutkowało na chwilę. Romans: Cała historia toczyła się na przestrzeni kilku miesięcy, tyle czasu pozostawałem ślepy i zapatrzony w moją „jedyną”. Wkręcony w świat inwestycji i jednocześnie covida dużo czasu spędzałem przed laptopem i okazywałem jej mało zainteresowania w tym czasie. Libido na pewno spadło. Moja luba była na tyle perfidna, a ja na tyle głupi że nawet nie kasowała wiadomości na telefonie od swojego lowelasa. Jak się okazało był to 8 lat starszy, żonaty i bezdzietny kolega z pracy. Ze zdjęcia stwierdzam że zdecydowanie mniej atrakcyjny ode mnie, ogólnie fizycznie nic specjalnego. Sprawa wyszła na jaw, gdy w końcu coś mnie skłoniło spojrzeć w jej telefon. Całość rozwijała się stopniowo, skończyła się wiadomo czym i to nie raz. Romans przez duże R. Przy tym przyznała się do wszystkiego zdradzając przy tym wiele szczegółów, które do dziś ryją mi beret. Czy można tu mówić o nowej gałęzi? Gość miał żonę której podobno nie chciał zostawić. Myślę że moja nie miałby na tyle odwagi żeby mnie zostawić. Bo co ona powie rodzinie... Błagała o drugą szansę, a ja się ugiąłem i przy tym wziąłem cześć winy na siebie, że nie okazywałem jej tyle uczuć i uwagi co trzeba, że nie wspierałem jej w tym trudnym momencie. Schemat, naiwniak w chuj… Druga szansa: Po tym był niezły Roller Coster. Nastąpiło coś jakby mały miesiąc miodowy, każdy się starał i w ogóle jakby nic się nie stało i będziemy żyć długo i szczęśliwie. W przypływie miłości zaciążyła… a następnie poroniła w 11 tygodniu. Byłem zmieszany. Wmawiałem sobie że to faktycznie moje dziecko i ten romans się skończył. Dzisiaj stwierdzam że chyba wszechświat przemówił i dobrze że tą ciąże straciła. Szansa zmarnowana: I znów schemat, zaczęła wracać do niego (o ile w ogóle to przerwała), ale chyba tym razem bez seksu na pocieszenie. Czułem tą fałszywą energię od niej. Te same powody, bo byłem „zimny i nie okazywałem jej wsparcia jak poroniła”, a on ją rozumiał... Znów wpadła przez telefon, tym razem próbowała być bardziej ostrożna ale się nie udało. Powiedziałem jej wprost że to koniec, że chce rozwodu. Rozpacz z jej strony i skomlenie. Na drugi dzień rano spakowałem walizkę i pojechałem prosto z pracy do PL. Zajechałem do teściów, opowiedziałem im historię i ze łzami w oczach się z nimi pożegnałem, mówiąc „ z tego już nic nie będzie”. Szkoda mi ich było. Zawsze byli w porządku w stosunku do mnie, z teściem miałem lepszy kontakt jak z własnym ojcem. Lubili mnie za to że jestem zaradny, ogarnięty i że przy mnie ona się nie musi o nic martwić, bo ja wszystko ogarniałem. Czasami miałem wrażenie że nawet faworyzowali mnie ponad swoją córkę. Zamiast myśleć o sobie to się martwiłem czy to udźwigną. Chwilowe przebudzenie: W tym samym tygodniu pojechałem w góry i przeżyłem po raz pierwszy w życiu zajebisty urlop ze samym sobą. Dużo czasu do zastanowienia, wysiłek fizyczny, pokonywanie własnych barier, jakby samoocena +10. W międzyczasie ona przyjechała do moich rodziców z nadzieją że mnie tam zastanie… Przeprosiła moją matkę, która wyraziła nadzieje że może jeszcze nie wszystko stracone i się zejdziecie. „Taka miłość od liceum, każdy zazdrościł” hoho. Tak było… Przy tym mi w górach wnioski nasuwały mi się jednoznaczne: „na chuj mi ona, nie potrzebuje jej”. Ale wszystko się kiedyś kończy, tak jak mój urlop. A wrócić trzeba gdzieś było i pójść do roboty. Cóż, wróciłem i instynkt zwierzęcy wziął górę, zerżnąłem ja w kuchni, jak zwykłą ladacznicę. I tak zostałem… Wygoda, przywiązanie, tchórzostwo? A bo coś dobrego potrafi ugotować a i z kija trzeba spuścić a i jest się do kogo odezwać… Obecnie: Eh. No i tak sobie żyjemy z dnia na dzień. Były lepsze i gorsze momenty. Ona się stara. Nawet robiła jakąś tam sesje z psychologiem żeby to przerobić. Ale we mnie coś umarło i stwierdzam że mam z każdym tygodniem coraz bardziej wyjebane. Zacząłem żyć dla siebie, sport, gitara, giełda, znalazłem lepszą pracę, generalnie głowa większość czasu zajęta. Nawet na urlop mi się z nią nie chce jechać. Rozmawiać też jakby nie było już o czym. Ona liczy że jeszcze może pomyślimy o dzieciach, że się uda. Powiedziałem jej w przypływie szczerości, że nie chce się wpierdolić w alimenty na całe życie i chyba żartuje. Ale żeby zostawić jakoś odwagi brakuje. Chyba po cichu liczę że sama będzie chciała odejść. Tylko czy to wszystko będzie takie proste? Na ten moment wydaje mi się że tracę z nią czas i te małżeństwo nic nie wnosi w moje życie, ot przywiązanie i sentyment do tego co było wcześniej. Powiedziałem jej to w wprost, że my wyrośliśmy z siebie, nie inspirujemy się nawzajem i oprócz wspólnego mieszkania i relacji w rodzinie nic nas nie łączy. Jeśli chodzi o sprawy formalne: · brak potomstwa, · brak kredytów · wynajęte mieszkanie, standard za granicą · każdy ma swoje konto na które wpływa wypłata + mamy wspólne na które przelewamy oboje 60% wypłaty z tego finansujemy wszystkie wspólne wydatki typu rachunki, zakupy, wyjazdy itp. · auto kupione przed ślubem na mnie i za moje pieniądze · inwestycje na giełdzie poczynione teoretycznie za moje pieniądze, ale no właśnie co moje to i jej? · materiał dowodowy w postaci historii czatów i screenów z rozmów z nim zebrany już wtedy i zabezpieczony · z resztą niczego się nie wypierała i nawet przed moją matką powiedziała prawdę Teoretycznie easy, ale jak to wygląda w praktyce jakby człowiek chciał się rozwieść? Z perspektywy czasu stwierdzam to co dla wielu na forum jest już oczywiste: · Nie ma sensu wiązać z się pierwszą dziewczyną tym bardziej w wieku 18 lat. Mam uczucie ze poświęciłem i jednocześnie zmarnowałem dla niej i tego związku całą młodość. · Stabilność która niby od pewnego wieku jest dla kobiet ważna przegrywa z potrzebą atencji. · Nie ma sensu brać dziewicy. Koledzy na forum mają rację, pizda będzie swędzić żeby spróbować innego bolca, choćbyś miał grzechotnika po kolana i nie wiadomo jakie sztuczki potrafił · Bycie nice guyem i stawienie interesu kobiety na pierwszym miejscu to strzelanie sobie w kolano i zamykanie się samemu w klatce. · Kłamanie w żywe oczy to dla kobiety żaden wyczyn, zdziwiłem się jak łatwo jej to przychodziło. · Trzeba myśleć przede wszystkim o sobie, za późno to pojąłem. Mam nadzieję, że dało się to czytać Panowie 😉 Żyjąc z nią wydawało mi się zawsze że takie rzeczy przydarzają się tylko innym parom - kubeł zimnej wody. Nie wiem co oczekuję po tym wątku. Trochę dla potomnych, a trochę sam chciałem to z siebie wyrzucić z myślą że znajdę tutaj siłę by się ostatecznie określić się co dalej. Pozdrawiam wszystkich braci samców!
    40 punktów
  12. Chyba komuś spada popyt i trzeba podkręcić psychologię wstydu. Mieszkasz z rodzicami ty goju wredny nie chcesz się zadluzyc na "apartament" za 600k 25m2 z widokiem na komin sąsiada? Wstyd!
    40 punktów
  13. osoby interesujące się redpillem w latach 2015-2020 przejrzały na oczy, że z wyjście z matriksowego bluepilla do redpilla - to kolejny matriks i kolejnym etapem jest wyjście z redpilla. A teraz dziwnym trafem kanały redpillowe przeżywają renesans... tylko to już nie to co było kiedyś. Kiedyś redpill to było kilka prostych i użytecznych informacji o kobietach i tyle. Nie było tam emocji, żalu, nienawiści do kobiet. Obecny redpill to bagno nie mniejsze niż grupy feministek/lewica, tylko po prostu wajcha jest przekręcona w drugą stronę. Na siłę doszukiwanie się wad u kobiet, nienawiść, przesadne widzenie w każdej *urwy i robienie z kobiety wroga. To już nie jest to samo co kiedyś, to nie wnosi nic pozytywnego do życia i nie poprawia relacji z kobietami, ot obecny redpill zbiera wiedzę o jakichś wyczynach skrajnie skrzywionych kobiet i bazuje na emocjach nienawiści do kobiet, merytoryki w tym mało. I to wszystko poparte gadaniem w stylu "idź na siłownie i zarób 20k, każda twoja". Co już dawno nie jest faktem, bo teraz siłownie są przepełnione przez młodych facetów a jakoś skala facetów bez relacji z roku na rok się powiększa, tak samo mamy od cholery np: programistów 20k a większość z nich sama jak palec. Widziałem kiedyś taki komentarz, że właśnie ten kanał DSM to takie wysokie obcasy tylko nie dla kobiet, lecz skrzywionych facetów i ja się z tym zgadzam. Sam DSM pare lat temu mocno działał w środowisku branży fitness gdzie krótko mówiąc - stał się skompromitowany w brażny. Tam mu nie wyszło, więc przerzucił się na redpill i trochę osób przyciągnał jako autorytet od redpillu, co mnie mocno zaskoczyło, no ale to tylko świadczy o poziomie świadomości współczesnego konsumenta redpillu. Zupełnie tego nie rozumiem bo jest np kanał "musisz wiedzieć" który jest bardziej merytoryczny i wnoszący więcej do życia, jeśli oczywiście nie traktuje się tam wszystkie w 100% jako prawdy tylko patrzy krytycznym okiem. Wracjąc, uważam, że właśnie większość kanałów redpillowych taka teraz jest. Szukanie tanich sensacyjek odnośnie niemoralnych wyczynów kobiet i przez godzinę wałkowanie jak to kobiety zdradzają i się puszczają. A jednocześnie - zero przekazywanej wiedzy o tym jak polepszyć swoje życie, jak stawać się lepszym facetem, jak dbać o siebie, zdrowe nawyki, oszczędzanie, inwestowanie, a jak już to jakieś banały, tanie gadki o kasie i siłownii, remedium na wszystkie problemy, do tego coś tam o ramie, shit testach, metodzie kalego zwanej lustrzanym odbiciem "ząb za ząb". To już przecież było u nas na forum 5 lat temu i większość ogarniętych osób zrozumiała, że sama siłownia i kasa nie działa, bo to tylko 2 z setek elementów układanki. Klasyczne upraszczanie tematu i tanie redpillowe sztuczki, które działają może na podryw laski na jeden raz w klubie czy chwilowe romanse, lecz totalnie niesprawdzają się w długoterminowym związku. I w dodatku kompromitują dorosłego faceta w oczach społeczeństwa gdy np ten próbuje się mścić ("uczyć") na kobiecie stosując metodę lustra za jakieś kiepskie zachowanie z jej strony - redpill zachwala. A prawda jest taka, że jeżeli kobieta takie coś odwala to cię nie szanuje i już samym błędem jest byciem w relacji z taką kobietą i próba ratowania tego sztuczkami zamiast po prostu odejść i znaleźć taką, która będzie szanować. Próbując ratować taki związek grasz w grę nieszanującej cię kobiety próbując ją przekonać do siebie na siłę odpowiednimi metodami - w 90% przypadkach się to nie udaje, a w pozostałych 10% się udaje, ale wymaga masę wysiłku i pracy z twojej strony, podczas gdy możesz po prostu iść do laski która od razu cię będzie szanować bez pajacowania, więc nie ma to sensu. Ciekawy jestem kiedy redpillowcy dojdą do tych wniosków, póki co jeszcze się łudzą, taka oficjalna narracja że wszystkie skrzywienia kobiety można naprawić ramą. Jednocześnie wprowadzą tylko w paranoje i stan wiecznej gotowości - jak nie będzie trzymał odpowiednio silnej ramy w związku to przegra. Z takim poczuciem stresu to żaden facet nie będzie szczęśliwy w związku cieszył się chwilą, tylko wypatrywał momentu słabości u siebie i obawiał się zdrady ze strony kobiety, posiadał poczucie posiadania kontroli by do tej zdrady nie dopuścić. Jak ci pracownicy ochrony statków spodziewając się w każdej chwili ataku piratów z Somalii, funkcjonując w takim defensywnym trybie nie da się być szczęśliwym w życiu. Redpill tak właśnie widzę jako próbę wymuszenia różnymi technikami zdobycie kobiety, która od początku ma nas w dupie lub jest z nami z braku laku. Redpillowcy są mistrzami w olewaniu takich flag i brnięcie w relacje mimo tego, a potem kopanie się z koniec i próba na siłę przekonania takiej kobiety do siebie. Osobiście zawiodłem się na Doktorze Szarpanki, początkowo audycje były dość fajne, ale potem kolejna i kolejna o tym samym, pokazywanie przez 1 godzinę jak ileś tam Polek z naszego kraju się puszcza... W pewnym momencie człowiek dochodzi do wniosku, że taka forma "rozrywki" to nie dość, że nic nie daje w życiu to jeszcze programuje nas negatywnie na nienawiść i frustracje. To już lepiej odpalić sobie jakąś komedię na lewicowym netflixie. Kto ma rozum to z redpilla wyciągnie kilka wartościowych faktów i pójdzie dalej w świat odcinając się od tego ruchu.
    39 punktów
  14. I tak oto, nawiązując do mojego powitalnego posta, stałem się szczęśliwym rozwodnikiem. Opiszę kilka szczegółów, może komuś, kto jest lub był w podobnej sytuacji, się przyda w praktyce. Tytułem wprowadzenia – od kilku lat z żoną żyjemy w zasadzie obok siebie. Nie ma większych dram (może jedna, dwie rocznie, gdy wszystko lata). W zakresie relacji pozamałżeńskich każdy ma swoje za uszami, choć ja nadałem ton i zainicjowałem twórczość w tej dziedzinie a małżonka była tylko miernym naśladowcą 😊. Mamy dwoje dzieci – nastolatków, w życie i wychowanie których jestem bardzo zaangażowany. Nie tylko materialnie (w zakresie płacenia, fundowania, wożenia) ale i osobiście, zwłaszcza w zakresie nauki języków. Ogólnie wszystko u nas zmierzało w kierunku pokojowego rozejścia się bez (lub z jak najmniejszą) szkodą dla dzieci, kiedy czas i okoliczności na to pozwolą. Czas: chodzi tu o stopień rozwoju dzieci. W zakresie możliwości, chodzi albo o sytuację, gdy małżonkę stać by było na własne mieszkanie (środki ze spłaty lub kredyt) albo sytuację, w której sprzedajemy dom iż uzyskanych środków (+ewentualne kredo) każdy idzie na swoje. Rozdzielność majątkową mamy od lat, mam też większe udziały we współwłasność domu, co odzwierciedla mój wkład wniesiony w zakup i wcześniejsze różne układy majątkowe, np. nakłady z mojego majątku osobistego. Kilka miesięcy temu mieliśmy z żoną jakieś spięcie i ona wyrzuciła, że po co czekać z tym rozwodem. Schwyciłem się tej okazji – bo faktycznie, po co? Korzyści oczekiwałem m. in. w zakresie rezultatów na następujących polach: - nastawienie psychiczne. Będąc formalnie wolnym, nie mogę być konfrontowany z zarzutami, gdy ktoś znajdzie mnie tarzającego się w rozpuście („widziałam twojego męża….”). Podobnie działa to w drugą stronę: jeśli dotrze do moich uszu, że małżonka randkuje, mogę się tylko wzruszyć drogą wzruszenia ramion – jest to wolna kobieta, nie moja żona, zatem niech robi, co chce i co dla niej najlepsze. - brak prawnych (co prawda tylko formalnych, ale przecież egzekwowalnych) obowiązków alimentacji. Od teraz, czy w szczęściu czy w chorobie, każde tylko może, ale nie musi. - symbolika, deklaracja i potwierdzenie formalne tego, co zadziało się już dawno w rzeczywistości. Pisząc pozew podjąłem kilka działań na tzw. czuja (nigdy nie przeprowadzałem ich w praktyce, aczkolwiek rozwodami od lat się nie zajmuję) - wnosiłem o rozwód bez orzekania o winie, bez ustalania kontaktów i bez alimentów, rozumianych jako konieczność uiszczania stałych kwot do rąk kogokolwiek. Powodem byłem ja, ale pod pozwem podpisała się też małżonka, składając oświadczenie, że zgadza się na wskazane warunki rozwodu. Uzyskałem rozwód po jednej, kilkunastominutowej rozprawie na warunkach całkowicie zgodnych z moimi oczekiwaniami , to jest wyrok, w którym sąd (przeklejam z wyroku, pomijając niektóre dane): 1. rozwiązuje przez rozwód mój związek małżeński 2. powierza wykonywanie władzy rodzicielskiej nad dziećmi stron obojgu rodzicom i ustala że rodzice będą wykonywali pieczę nad dziećmi naprzemiennie, w okresach tygodniowych od niedzieli do niedzieli począwszy od sprawowania jej przez matkę od pierwszej niedzieli po uprawomocnienia się niniejszego wyroku, zaś miejscem stałego pobytu dzieci będzie miejsce zamieszkania rodzica, który będzie aktualnie wykonywał nad nimi pieczę; 3. zobowiązuje oboje rodziców do ponoszenia kosztów utrzymania i wychowania małoletnich dzieci stron oraz ustala, iż każdy z rodziców będzie ponosił te koszty w okresie sprawowania przez tego rodzica pieczy, zaś koszty inne niż bieżące ponosić będzie ojciec [tzn. ja]. Są to warunki dla mnie idealne. Odzwierciedlają dokładnie to, jak wygląda to teraz (razem utrzymujemy dzieci, mamy wspólne konto z wydatkami na te potrzeby, które to konto oboje zasilamy)., zaś wydatki ekstraordynaryjne (zajęcia pozaszkolne, obozy letnie i zimowe, wyjazdy) funduję ja. Warunki pieczy są zastrzeżone niejako „na zaś”, to jest na okres, gdy już nie będziemy mieszkać razem. Tego rozwodu nie byłoby, gdyby nie kobiety (małżeństwa też, ale to inna sprawa 😊 ). Sąd, na obecnych przepisach, orzekał w składzie jednoosobowym. Sędzia – dość rygorystyczna kobieta, w toku przesłuchania stron pytała o szereg kwestii, które mnie zbiły z pantałyku. Z uwagi na przesłanki do orzeczenia rozwodu, zwłaszcza interesowała się tym, jaki wpływ ma mieć rozwód na dzieci. Odniosłem wrażenie, że zaskoczona była tym, że dzieci o rozwodzie nie wiedzą (bo nie wiedzą i wiedzieć nie mają do momentu formalnego rozdzielenia mieszkań). Po wyjściu z sądu plułem sobie w brodę analizując moje odpowiedzi. Żałowałem czasem, że sąd nie mówił, w jakim kierunku dąży i co chce ustalić, bo zajmowałem czasem postawę zbyt defensywną w tych odpowiedziach, mogąc przecież dopowiedzieć zgodnie z prawdą pewne fakty (np. to, że kiedyś już była kwestia rozwodu omawiana wspólnie i dzieci w ogóle nie miały nic przeciwko, zajmowała je tylko kwestia logistyki). Po drugie, małżonka, rzecz jasna. Bez histerii, bez wywlekania wszystkiego czy czegokolwiek poza tym o co sąd pytał. Elegancko. Po trzecie – teściowa. Ponieważ, gdy strony mają wspólne małoletnie dzieci, postępowanie dowodowe nie może ograniczyć się do przesłuchania stron (zatem konieczne są dalsze dowody). Najczęściej takim dowodem jest przesłuchanie świadka, więc wzięliśmy teściową. Kobieta bardzo w porządku, obiektywna, do mnie zawsze przychylna – zaskakująco, zważywszy, że mężem najlepszym dla jej córki nie byłem. Zeznała wszystko zgodnie z prawdą. Z przyjemnością po rozprawie zabrałem obie panie (żonę i teściową, sądowi nie proponowałem) do restauracji – w końcu był to nasz wspólny projekt i wyrok miał być naszym wspólnym sukcesem. Po raz kolejny się potwierdziło, że mam w życiu szczęście i farta. Trafiłem na właściwe osoby, korzystną aurę i splot zdarzeń, co spowodowało, że wszystko przeszło gładko i łatwo. Jestem i formalnie wolnym człowiekiem.
    39 punktów
  15. Wpierw proponuje spojrzeć na mapę świata i zobaczyć jak małym krajem jest Polska, do którego ograniczyłeś poszukiwanie kobiet. Poza Polską masz +/- 3,5 mld kobiet. Tylko trzeba się odważyć i wziąć sprawy we własne ręce. Skoro nie idzie z kobietami w PL to spróbuj w innych krajach lub tu na miejscu ogarnij sobie przyjezdne. Gwarantuje Ci większe sukcesy niż z rodaczkami. Zadaj sobie pytanie do czego jest Ci potrzebna kobieta? Z dużą dozą prawdopodobieństwa odpowiesz zapewne do miłości, czułości i seksu. Te dwa punkty niestety są zarezerwowane dla samców z górnej półki a ostatni jest dostępny od ręki u div za niewielkie pieniądze. Jeżeli myślisz, że kobiety kochają bezwarunkowo to muszę cię zmartwić bo kobiety kochają za coś czyli to co możesz dać, zapewnić, załatwić. Wpierw musisz zrozumieć jaką kobieta ma naturę, kim jest, jak działa i czego chce. Więc jeśli nie masz trzech afrodyzjaków działających na kobiety tzn. wygląd, status/pozycja, pieniądze no cóż zostaje życie w pojedynkę. Życie samemu nie oznacza samotności bo samotność to stan umysłu, wzorce, niewłaściwe przekonania, mapa, którą trzeba zmienić. Poprzez propagandę, społeczeństwo, indoktrynację wmówiono Ci, że bycie samemu jest złe, że nikt nie poda Ci szklanki wody na starość, że nie przekażesz genów, nie pozostawisz nic po sobie? Naprawdę😆🤦‍♂️ Nałożyłeś sobie presje, oczekiwania, fikcyjne rezultaty zamiast poznawać i bawić się życiem. Uzależniłeś szczęście i spełnienie od kobiety co doprowadziło cię do cierpienia. A nie tędy droga. Bo szczęście to nawyk cieszenia się, wdzięczności i nie da Ci go żadna kobieta. Chcesz grać w grę zwaną związkami, chcesz mieć różne relacje z kobietami to dostosuj się do obowiązujących zasad. Ten świat to brutalna planeta gdzie silny zjada słabego, gdzie ludzie działają na zasadach instynktów, programów, adaptacji zamontowanych przez naturę. Jesteś słaby to kobiety będą tobą gardzić, nie szanować, śmiać się i niszczyć bo dla nich nie masz realnej wartości. Gdy staniesz się silny w każdym tego słowa znaczeniu to zobaczysz magie z kobietami nawet w PL. Na kompromisy chodzą tylko mężczyźni bo mamy moralność, empatię, zrozumienie do drugiego człowieka. Natomiast kobiety jako istoty przyziemne i pragmatyczne ani myślą o kompromisach tylko o ugraniu własnego interesu, potrzeb, zapewnienia sobie bytu, bezpieczeństwa. Biadolenie nic nie a pogłębi twoje stany depresyjne. Więc jeżeli chcesz osiągnąć sukces to działaj. Wybór należy do ciebie, to twoje życie i tylko ty jesteś za nie odpowiedzialny.
    37 punktów
  16. Pół życia mieszkałem w UK. Na początku wiadomo nie było kokosów, ale gdy opanowałem biegle język znalazłem bardzo dobrze płatną pracę, nawet jak na standardy UK. Nie wydawałem dużo i po pewnym czasie na moim koncie była kwota za którą mogłem kupić mieszkanie w średniej wielkości mieście w Polsce. Spotykałem się z dziewczynami, ale nie były to poważne związki. Aż w końcu poznałem ją anioła w ludzkiej skórze. Przepiękna, idealna figura, zrobione cycki, twarz anioła. Szybko zamieszkaliśmy razem, dbała o mnie, gotowała mi różne wykwintne potrawy, ciągle mi mówiła jak mnie kocha, sex był boski. Zakochałem się bez pamięci. Zapewniałem jej luksusowe, beztroskie życie, choć muszę przyznać że ona też miała świetnie płatną pracę którą jej załatwiłem. Po pewnym czasie moja myszka wpadła na pomysł że chciałaby mieć swój własny salon kosmetyczny z solarium, pazurkami i fryzjerką. Wciąż mi mówiła że marzy o tym i byłaby wtedy bardzo szczęśliwa. Wydawało mi się to niezłym pomysłem bo w mieście nie było dużej konkurencji, poza tym wiadomo że wszyscy Polacy przychodziliby do niej. Zgrzyt zaczął się kiedy powstała kwestia finansowania tego projektu. Ja chciałem żebyśmy wyłożyli po połowie, ona chciała żebym wyłożył całość a jej pieniądze to będzie żelazna kasa. Nie doszliśmy do porozumienia. Zazwyczaj w takich momentach kobiety walą fochy, odmawiają seksu itp. Ta diablica zrobiła wręcz przeciwnie. Bombardowała mnie miłością, seks był nie do opisania i ciągle słyszałem że jestem tym jedynym i niedługo mi to udowodni. Pewnego dnia wzięła mnie do restauracji, zrobiła bardzo przyjemną atmosferę i w pewnym momencie powiedziała że to ona mi się oświadcza a że facetom nie daje się pierścionków to kupiła mi zegarek za ponad 1000 funtów. Po czymś takim po prostu oszalałem i uwierzyłem jej bezgranicznie. Po jakimś czasie wrócił temat salonu kosmetycznego, zgodziłem się pokryć wszystkie koszta, w końcu to miłość mojego życia i niedługo będziemy planować ślub. Co złego może się stać? Kupiliśmy całe wyposażenie, oczywiście to myszka się tym zajmowała, ja jej tylko dawałem pieniądze, bo mówiła że faceci się nie znają na takich rzeczach. W sumie wydawało mi się to logiczne. Żadnych potwierdzeń że jej dawałem pieniądze oczywiście nie brałem bo przecież myszka nigdy by mnie nie oszukała. W końcu opłaciliśmy czynsz za lokal za 3 miesiące z góry i było wielkie otwarcie. Myszka była przeszczęśliwa. Ale między nami zaczęło się coś psuć. Zaczęły się kłótnie. Stała się wobec mnie opryskliwa. O seksie nie było mowy. W końcu po wielkiej kłótni postanowiłem że wyprowadzę się na jakiś czas, może trochę zatęskni. Już po trzech dniach od wyprowadzki dostałem od niej telefon, że mam jej oddać zegarek, bo ona ma fakturę na swoje nazwisko i jak nie oddam to zgłosi kradzież. Odpowiedziałem że nie ma problemu, ale ona powinna mi oddać wszystkie pieniądze które zainwestowałem w jej biznes. Wtedy ona ze śmiechem spytała czy mam choć jedną fakturę na swoje nazwisko. Poczułem się wtedy jakbym dostał kopa w ryj od Pudzianowskiego. Poszedłem do niej, oddałem jej ten zegarek ale powiedziałem że jej tego nie odpuszczę. Przychodziłem do salonu i przy klijentach upominałem się o swoje pieniądze nie przebierając w słowach. Kilka razy do niej dzwoniłem, również nie przebierając w słowach. Wysłałem też sporo sms. Moja dobra, wrażlwa myszka zgłosiła sprawę na policję oskarżając mnie o nękanie. Skończyło się na zakazie zbliżania się do niej, nie pamiętam już na jaką odległość oraz zakazie jakiegokolwiek kontaktu pod rygorem bezwzględnego więzienia. Kilka lat się potem zbierałem psychicznie. Piszę to ku przestrodze. Nigdy nie ufajcie kobietom i nigdy, ale to nigdy nie inwestujcie w nie żadnych pieniędzy. Inwestujcie w siebie. Proszę, nie piszcie w komentarzach że jestem debilem. Wiem o tym doskonale.
    37 punktów
  17. Mi się podoba Czad / cudzoziemiec - ruchanko bez konsekwencji (pierwszy wiadomo dlaczego, drugi albo egzotyka więc nawet jak Panią potarmosi to i takl fajnie albo brak stałego adresu w Polsce). Polski normik / incel - 6 godzin na stawienie się w woju + możliwość wywalenia z domu za "przemoc" + teraz "z automatu" podejrzany o gwałt XD Musicie się po prostu więcej starać chłopaki, siłka, samochód za 400 000 złotych i kręcenie piruetów na uju XD Bo warto XD
    36 punktów
  18. A jak byś się czuł jakby twoja miała kanapkę z dwoma? Regularnie? Bardzo, barso słabe stary. Albo popraw jakoś swoje życie seksualne z partnerką albo się rozstań. Miejmy kurwa jakieś zasady Panowie. Oczekujesz od kobiety wierności ale samemu walisz jakieś szlaufy po rogach
    36 punktów
  19. Mam 43 lata. Podobno jestem "pokolenie X". W kulturze zapierdolu spędziłem coś ok. dekady. Świadomie, z pełną premedytacją i na własne życzenie. Mimo że przez 3/4 tego czasu wyglądało to trochę tak, jak poniżej Kultura zapierdolu Rezonuje w mediach od pewnego czasu. Może i słusznie. O cennym "work - life balance", slow life, spokoju, unikaniu nadgodzin, cieszeniu się życiem, pomysłem na siebie itd. Podobno to idee fixe głównie młodego pokolenia, Zetek. Ale czy na pewno? Zatrudniałem i Zetki, jak i ludzi w moim wieku czy starszych. Ja tych różnic za bardzo nie dostrzegałem. Ale to żadna w sumie statystyka i nie ma co ma moim jednostkowym przykładzie budować jakichś teorii. Założyłem ten temat m.in po to, by skonfrontować moje doświadczenia z Waszymi. Bo średnio z mojej obecnej perspektywy wyglądałyby peany nt. zrównoważonej pracy, unikaniu nadgodzin, pracy w weekendy czy trybu max ośmiu godzin dziennie, gdy przez lata robiłem dokładnie na odwrót. A dlaczego by to średnio wyglądało? Bo mnie na to stać, by takie życie teraz prowadzić. Bez stresu. A dlatego mnie na to stać, bo (między innymi), prowadziłem zupełnie inny tryb życia. Dlatego trudny mi prywatnie dyskredytować np. Marcina Matczaka, tłumaczącego młodym ludziom oczywistości, iż aby coś mieć, wyjść ponad przeciętność, muszą na to zapracować. I lekko nie będzie. Może boleć. Szczególnie w kontrkulturze "dej mi, bo ni mom!!". Problem leży moim zdaniem jednak gdzie indziej - zdefiniuję go jako zapierdol dla samego zapierdolu. Bez jakiegoś celu w dłuższym horyzoncie. Epatowanie tym, męczenie całego otoczenia. Takich ludzi też w życiu poznałem. Zakładam, że nie tylko ja Sami pewnie wiecie, co mam na myśli - "patrz, ja już od piątej na nogach", "cały dzień zorganizowany", "lecę na maksa", "pełny kalendarz", "na nic nie mam czasu". etc. Odmianą tego przypadku są rodzice, przelewający swoje niezrealizowane do końca cele życiowe i kompleksy, zagospodarowujący swoim dzieciom czas po szkole przez pięć dni w tygodniu. Z zajęć dodatkowych na zajęcia dodatkowe. Powtórz, zapętlij Ale jak od takiego zechcesz usłyszeć szczerej odpowiedzi "po co to robisz?", to niekoniecznie doczekasz się odpowiedzi. Albo nie od razu. Zatem po co? Dla pieniędzy? Załóżmy, że już je masz. Jaki próg będzie zadowalający? Gdzie leży granica? Zawsze się trafi ktoś bogatszy. I co wtedy? Dla ambicji? Super, to rozumiem. Ale gdzie ta ambicja na szczyt? Czego sam chcesz od życia? Ambicja, podobnie jak zazdrość, może być ogromnym motywatorem, siłą napędową, ale i czynnikiem destrukcyjnym, niszczącym i toksycznym. Szczególnie ta druga, gdy będzie ewoluować w zawiść. Zawiść będzie Cię stopniowo ciągnąć w mrok. Dla imponowania innym? Czym? Błyskotkami? Przyciągniesz tym sposobem do swojego świata jedynie ludzi, których moim zdaniem do swojego świata nie warto przyciągać. Ani im imponować. Bo nie ma komu. I wiem co mówię, bo sam miałem etap w życiu że chciałem być "fajny" i mieć "fajnych" znajomych, popularkę i takie tam. Zatem zapierdol dla samego zapierdolu to głupota. Jak nie masz konkretnego celu, po co robisz to, co robisz, to głupota piramidalna. I powolna zbrodnia na własnym organiźmie, bo zawsze jest jakaś cena, którą trzeba będzie zapłacić. Za to zapierdol z w miarę jasno zdefiniowanym horyzontem czasowym to inna kwestia. Poniekąd "operacja specjalna" w Twoim życiu. Z początkiem, końcem, zdefiniowanym celem i kamieniami milowymi, pozwalającymi Ci ocenić, gdzie jestem teraz, gdzie powinienem być, co powinienem zrobić/nauczyć się, by swój cel zrealizować. Wtedy można swój organizm wprowadzić na naprawdę wysokie obroty gdy wiesz, że robisz to po coś. Nie jest to Twój życiowy cel sam w sobie, ale droga do celu. Im jesteś młodszy, tym łatwiej, organizmowi również. Ale to truizm. Innym zupełnie przypadkiem jest zapierdol realizowany pod naszą szerokością geograficzną. Tu warto przytoczyć stare ziemkiewiczowskie pojęcie, tj. "pływanie w kisielu". To też się RAZ-owi udało w latach jego największej publicystycznej świetności Czym jest to pływanie? Zacytujmy: Zdaniem publicysty Polska jest państwem, które zmusza obywatela do posłuszeństwa. Życie w Polsce publicysta porównuje do pływania w kisielu – możliwego, ale wymagającego dużego wysiłku. Jego zdaniem młodzi Polacy, zwłaszcza ci najbardziej aktywni, wyjeżdżają bowiem mają dość życia w takich warunkach. – Nie chcą się męczyć z kisielem, tylko chcą się znaleźć w miejscu, gdzie mogą od razu się sprawdzić na równych prawach. I tak są zawsze trochę do tyłu jako imigranci, którzy gorzej znają język, nie znają lokalnego układu. Ale i tak mimo wszystko łatwiej im konkurować z Anglikami, Irlandczykami czy Amerykanami, niż tutaj walczyć z układem, który na szczeblu lokalnym bywa mafią, czasami bardzo potężną – mówi Ziemkiewicz. – Ten kisiel to jest kwestia pewnej renty, którą płacimy na utrzymanie Towarzysza Szmaciaka, wszystkich jego krewnych i znajomych. Ciężko mi się z tym nie zgodzić. Gdyby nie wentyl bezpieczeństwa władzy w postaci emigracji po wejściu do UE w kraju już bylibyśmy po rewolucji. To powinien dobrze pamiętać każdy, pamiętający czasy 20% bezrobocia. I na koniec kilka luźnych myśli Czy warto zapierdalać za małe pieniądze? Tylko wtedy, gdy jesteś w miejscu pracy w którym możesz się czegoś wartościowego nauczyć. Czegoś, co w perspektywie czasowej da więcej, niż obecna marna pensja. I "to coś" ma o wiele większą wartość dodaną. I mądrze wykorzystane tylko zaprocentuje. Czy warto zapierdalać za duże pieniądze w toksycznym środowisku pracy? W dłuższym horyzoncie nie warto. Z takiego miejsca wyciągasz to, co dla Ciebie najlepsze, uczysz się wszystkiego, co może się przydać i dajesz sobie świadome max kilka lat na takie życie. Nie więcej. Bo nie warto. Żadne pieniądze nie wynagradzają obcowania z toksykami, objawów psychosomatycznych czy wymiotów przed poniedziałkiem rano. Żadne. "Niech giną", jak rzekł klasyk Czy warto wiązać się z kobietą, która od początku jasno deklaruje oczekiwany poziom życia, a "świat zewnętrzny" jest dla niej głównym puntem odniesienia i budulcem do poczucia własnej wartości? Panowie, z chujem się na głowy pozamienialiście? xDD
    36 punktów
  20. Niedługo stuknie 7 lat mojego związku (w tym 4 lata małżeństwa). Ten post raczej jest skierowany do forumowiczów, którzy znają moje wcześniejsze wpisy, które z kolei były niczym więcej jak gorzkimi żalami, momentami chuj wie o co. Ponad miesiąc temu zaczęłam się godzić z tym, że rola kochanki nigdy nie była i nie będzie nadal mi dana. Momentami białe małżeństwo. Uwagę, czas i aktywność zaczęłam fokusować na rodzinie, krewnych. Taka ciocia Głosia dla wszystkich. A tu... Mąż ponad dwa? miesiące temu wszedł na dietę lowcarb. Schudł ok.15 kg. Powód odchudzania, który podaje: lustra w jednej sieciówce, w przymierzalni, dobiły go jego odbiciem. Zawsze miał brzuch, więc dla mnie kwestia jego wyglądu nie była problematyczna. Podobają mi się panowie, co mają przeciętną sylwetkę, z brzuszkiem i tyle. Największą moją bolączką w Naszym małżeństwie była jego ograniczona aktywność w życiu codziennym. Miał w poczuciu obowiązku chodzenie do pracy. Tyle. Kwestia napraw, samochodu, działki budowlanej, zakupów, spraw urzędowych, rachunków, gotowania, sprzątania leżała po mojej stronie. Wpisy opisujące Naszą codzienność i podział obowiązków pamiętacie. Odkąd jest na diecie zmienił się! Ma więcej energii, wiele moich próśb spełnia np. "zasilacz od laptopa nie ładuje, sprawdź, proszę, co z nim." Przyjeżdżam z pracy, a on zamówił nowy, gdzie kiedyś byłoby tak: "zapomniałem sprawdzić, kup se nowy albo se pożycz od braci.". Panowie pomyślą, że to babskie wymyślanie; że człowiek jest dorosły i powinien sam se ogarniać takie pierdoły, ale powtarzalność takich pierdół w życiu codziennym przez ileś lat dobije największą Zosię - Samosię. Chodzi o to, że kiedy masz sprawy piorytetowe do wykonania, to jest ktoś obok, kto powie "zajmij się pilniejszymi sprawami, ja tę pierdołę ogarnę!". Co jeszcze. Układa sobie tak dzień, by wieczorem usiąść do komputera, czy książki. Wcześniej - po pracy cały dzień na komputerze (częściej czas marnotrawiony na pierdoły). Przyjdzie papier z urzędu, coś trzeba kupić, gdzieś zadzwonić - po prostu robi to, nie czeka na to, by mi przekazać sprawy. Zmarł jego ojciec. W tym momencie ogarnął wiele spraw pogrzebowych i urzędowych. Bardzo odciążył jedną ogarniętą siostrę w jego rodzinie. Wiecie, że jego rodzina jest (łagodnie mówiąc) dysfukcyjna, więc wiele, wiele problemów ciągnęło się za nim na początku jego dorosłego życia, naszego małżeństwa. Pomimo tego, że nie podzielił losu swojej rodziny (nałogi, zadłużenia, choroby). Najważniejsze - w pracy otrzymał awans. Dostał propozycję krótkiego wyjazdu do Azji na szkolenie (firma potrzebuje jeszcze zweryfikować potencjalny, duży zakup maszyn). Wiedza techniczna mojego męża chyba w końcu została doceniona. Życie na wsi. Szczerze, myślałam, że przeprowadzka na wieś będzie gwoździem do trumny. Mój ojciec jest specyficznym człowiekiem do wspólnego życia. W moim domu rodzinnym i u wielkiej rodziny mojej matki jest wręcz kult roboty, więc i w moim domu jest robota od rana do późnego wieczora. Myślałam, że mój mąż, przy swoim ówczesnym usposobieniu, nie wytrzyma mieszkania tam. Przerzuć się na tryby od 6:00-23:00, gdzie jest dużo rzeczy do zrobienia, niekoniecznie w biurowych warunkach. 😎 Na ten moment polubił pracę przy niektórych gadzinach (tak pieszczotliwie nazywamy nasze hodowle). Z moim ojcem polubili się. Każdy weekend zięciu z teściem na tarasiku, przy piwku. Rano, jak się widzą, jest uścisk dłoni. Miło się na to patrzy. Seks. Największa moja bolączka. Było mało, bo mając dzwadziescia kilka lat i cieszyć się sobą raz na miesiąc/dwa miesiące... Pamiętacie moje wpisy na ten temat. Mąż miał niesamowicie niskie libido. Nie wdając się w szczegóły - teraz wiem, że mój limit to 10 dni pod rząd. 😎😂 Myślę, że dieta bardzo zmieniła jego gospodarkę hormonalną. Naprawdę, oby w tej dziedzinie, przede wszystkim, nie wracał do poprzedniego stanu. Jesteśmy na etapie, gdzie musimy zadecydować na czym się skupiamy: idziemy do miasta, czy przejmujemy rodzinne, małe gospodarstwo. Wiele teraz zależy, gdzie mąż zawodowo dotrze. Oby ten stan się utrzymał. Jest fajnie! 💪
    35 punktów
  21. A to nie jest przypadkiem jakieś realityshow czy paradokument nagrywany? Ale abstrahując od tego: Polski kukold: Znalazłam. Zakochałam się, tak po prostu, nie wiadomo kiedy. Znowu ktoś zwracał na mnie uwagę. – napisała Małgorzata. ‹ wróć O tym, że między Tuskami było źle, huczało kiedyś całe Trójmiasto. Wszyscy wiedzieli też, że serce Małgorzaty zdobył ktoś inny i w przeciwieństwie do opozycjonisty, docenia skarb, jaki ma u swego boku Trudno więc się dziwić, że serce zabiło jej mocniej, gdy zainteresowanie okazał jej ktoś inny. Kim był jej wybranek? "Fakt" pisał, że chodziło podobno o Wojciecha Fułka, poetę i pisarza, działacza podziemia i samorządowca. Mimo gorącego uczucia, Małgorzata ostatecznie wybrała Donalda. Polityk zaimponował żonie tym, że zdobył dla syna sanki – towar mocno deficytowy w PRL-u. https://kobieta.onet.pl/wiadomosci/donald-tusk-musial-walczyc-o-zone-historia-romansu-malgorzaty/gq2s276 Tymczasem Polka; A Wy jak? Dalej samochód za 400 000 zł, siłka 4 razy w tygodniu i dom na kredyt żeby zaimponować przechodzonej 30latce i depresja bo nie jebnęliście bombla równolatce do 25 roku życia? Musicie się po prostu starać więcej a ona to na pewno doceni XDDDDDDDDD Ale dopiero po tym jak w wieku 19 lat wyjechała do Turcji się wykutasić, dajcie jej czas żeby dorosła i "odnalazła siebie" XDD PS Podoba mi się nowy trend na Tik-Toku gdzie Panie pokazują jak jara je model z reklamy Kalvina Kleina w rytm piosenki "You don't own me" - chodzi o to, że ona siedzi wpatrzona w telefon jak w obrazek z tą muzyczką w tle (w domyśle ogląda tę reklamę) a jej facet-normik dobija się do drzwi albo pajacuje wokół niej żeby przyciągnąc jej uwagę. Palce lizać. #jeremyallenwhite #CalvinKlein i pokrewne tagi. Polecam
    35 punktów
  22. Pomimo ogromnych możliwości w nawiązywaniu kontaktu z ludźmi z dosłownie całego świata, to właśnie Polkom z każdym dniem trudniej znaleźć partnera na swoim poziomie. Polscy mężczyźni nie spełniają większości naszych oczekiwań, a ich problematyczna uroda stanowi często barierę nie do przeskoczenia dla szanujących się kobiet. Dlatego coraz częściej szukamy miłości za granicą i ją tam znajdujemy. A Polacy narzekają… Jak wiadomo Polki są - cytując internetową klasyczkę (wybitną modelkę Sonię) - silnymi, mądrymi, kobiecymi, pewnymi siebie, niezależnymi, zabawnymi, bezpośrednimi i do bółu szczerymi osobami. Czemu więc pomimo posiadania całej gamy tak wspaniałych cech, tak trudno znaleźć im godnego siebie partnera? Brutalna odpowiedź na to pytanie brzmi: właśnie dlatego! Polscy mężczyźni już dawno przestali nadążać za przebojowymi na skalę światową rodaczkami. Problem tkwi w mężczyznach, a doprecyzowując i podkreślając raz jeszcze: w polskich mężczyznach. Oto główne przyczyny, które sprawiają, że będąc singielką, niezależnie od tego, czy masz 18 lat czy też 68, nie udaje Cię się trafić na właściwego partnera. Oto lista wad Polaków, dla których trudno znaleźć nam wśród nich kogokolwiek sensownego, a im pozostaje jedynie samotność z wyboru. 1. Brak lub zbyt niski poziom wykształcenia Polacy są statystycznie gorzej wykształceni niż Polki, znacznie mniej mężczyzn niż kobiet w naszym kraju legitymuje się dyplomem studiów wyższych. Co więcej, Polacy kończą o wiele mniej ambitne i prestiżowe kierunki niż Polki. Wśród kobiet dominują wymagające i przyszłościowe: pielęgniarstwo, europeistyka, pedagogika, psychologia, socjologia, kulturoznawstwo czy politologia, tymczasem mężczyźni wybierają mało rozwojowe i (nie bójmy się tego słowa) nudne inżynierię czy informatykę. Z tak wielkimi rozbieżnościami intelektualnymi Polki dosłownie nie mają o czym rozmawiać z Polakami, nawet tymi po studiach. 2. Nudna praca bez perspektyw Powiedzmy to w końcu bez ogródek: prace, które wykonują panowie są wybitnie nieciekawe, żmudne a często szkodliwe społecznie. Kierowcy ciężarówek, górnicy, programiści, budowlańcy… Od samego wyliczania można zasnąć. Tymczasem kobiety wybierają ciekawe zawody wymagające pasji i zaangażowania: nauczycielka, przedszkolanka, dietetyczka, psycholożka, kosmetyczka - trudno wyobrazić sobie społeczeństwo bez tych zawodów. No i znowu zapytajmy, o czym my Polki mamy rozmawiać panami, których praca jest banalna. Jak mamy znaleźć wspólną przestrzeń zaangażowania i wartości? 3. Zamknięcie się na nowości i inne kultury Polki są chyba najbardziej otwartymi na świecie kobietami na nowe kultury i nowe znajomości. Polacy wydają się ich przeciwieństwem. Boją się niemal wszystkiego, co nowe. A najbardziej konkurencji mężczyzn z innych krajów, w tym egzotycznych, zwłaszcza z mojej ukochanej Afryki. Tłumaczą to sobie pokrętnie, ale tak naprawdę za wszystkim stoi brak pewności siebie i własnych kompetencji. Mężczyźni z Afryki, czy krajów arabskich są znakomitymi pracownikami (m. in. najlepsi lekarze to właśni ci z kontynentny afrykańskiego), doskonale potrafią zaopiekować się kobietą i zadbać o rodzinę, a naszych panów niestety to przeraża, bo w zestawieniu z nimi wypadają bardzo blado. W przenośni i dosłownie. 4. Brak zaangażowania i zabiegania Polakom przestało się chcieć zabiegać o kobiety, a my stałyśmy pod tym względem coraz bardziej wymagające. I słusznie. Efekt jest oczywisty. Poziom atrakcyjności naszych rodaków zanurkował poniżej mułu. Polki oczekują adorowania, wyręczania w codzienności, opieki, pomocy na każdym kroku, licznych prezentów a zarazem postaw równościowych (i wcale nie jest to sprzeczne) oraz pełnego szacunku. Niestety Polacy w żaden sposób nie potrafią tego zagwarantować, dlatego jeszcze bardziej się wycofują. Starają się za mało. Obrazowo rzecz ujmując dają z siebie 50%, podczas gdy my zasadnie oczekujemy 500%. A później zdziwienie, że jednak ich nie chcemy. 5. Upośledzenie komunikacyjne Polscy mężczyźni nie potrafią rozmawiać. Nie potrafią się też jasno komunikować. W ogóle są mało bystrzy, nie domyślają się podstawowych kwestii, które dla kobiet są oczywiste. Kobieta oczekuje, że o sprawach oczywistych nie będziemy rozmawiać, bo właśnie każdy się domyśli. I to mężczyzna komunikacyjnie ma się dostosować do kobiety, a nie odwrotnie. Tymczasem panom jeśli nie wyłoży się kawy na ławę, mogą nic nie zrozumieć. Nie dość, że panowie z naszego kraju nie potrafią rozmawiać, nie mają tematów (co wynika na ogół z wyżej opisanych braku stosownego wykształcenia, wartościowej pracy, jak i w ogóle niezbyt ciekawego charakteru), to jeszcze niemiłosiernie przynudzają: zasypują setkami pytań, sami nie potrafią czegokolwiek opowiedzieć. Tymczasem Polki mają bardzo szerokie spektrum zainteresowań, a co najważniejsze są bardzo komunikatywne. W końcu godzinami możemy rozmawiać o serialach, muzyce, kosmetykach, wyjazdach, imprezach, kuchni, nauce języków obcych i wielu innych pasjonujących tematach. 6. Uroda, a raczej jej brak Na ten temat spuśćmy zasłonę milczenia. Jak jest - dobrze wiemy. Podczas gdy my Polki jestesmy uważane za jedne z najatrakcyjniejszych kobiet na świecie, to nasi panowie są na drugim końcu tej skali. Obiektywne badania, fakty, więc nie ma sensu pisać tu o szczegółach i je analizować. No mamy po prostu pecha… A raczej polscy mężczyźni go mają. Reasumując, nasze wymagania i oczekiwania, brak czasu na nierokujących panów, nowe role społeczne powodujące zbędność mężczyzn w większości przypadków, brak umiejętności komunikacyjnych z ich strony, a przede wszystkim brak atrakcyjności powodują, że Polki mają naprawdę ciężko. Z tym większą radością przyjąć należy zmieniające się wzorce obyczajowe oraz coraz większą liczbę imigrantów, w tym tych najbardziej egzotycznych, przybywających do naszego kraju. Panowie postawmy sprawę jasno i na ostrzu noża, jak podobno lubicie: albo radykalnie się zmienicie, albo Wasz czas bezpowrotnie przeminie… O ile już nie jest zbyt późno… Paulina Mastalecka
    35 punktów
  23. Z okazji Świąt Bożego Narodzenia, chciałbym życzyć wszystkim Braciom... no właśnie, tu zaczynają się banały niemożliwe do spełnienia. Zamiast więc typowego kopiuj/wklej żeby mieć z głowy kolejny obowiązek, będę życzył coś od siebie. A więc życzę: - pieniędzy. Pieniądz to potencjał, tak jak nóż, którym można komuś wyłupić gałki oczne, ale można też głodnym dzieciom pokroić chlebka na kanapki, by sobie smacznie zjadły kanapki z kiełbaską. Potencjał, siła i energia nie jest dobra ani zła, jest neutralna, ponieważ dopiero my, nasz umysł, nadaje kierunek tej sile - dobry albo zły, To jak mięśnie i silne ciało; można komuś własnym, sprawnym ciałem zdemolować jego ciało, a można też ocalić słabszego człowieka, wrażliwego, przed pobiciem. Można też sprawnym ciałem popchnąć starszemu panu fabię, której rozładował się akumulator, czy też wnieść atrakcyjnej sąsiadce mężatce, której mąż za granicą haruje na żonkę, ciężkie zakupy na 7 piętro, gdy winda się zepsuła. - mądrość. Mądrość możemy mieć sami, albo też możemy znać się z kimś, kto jest "kumaty" i jest dla nas autorytetem. Dzięki mądrości, inteligentnie wykorzystamy potencjał finansowy. Zamiast oszaleć i kupować rzeczy nam niepotrzebne, możemy zainwestować w siebie czy też w coś, co przyniesie zysk w przyszłości. Pieniądze w rękach człowieka przedtem ubogiego, bez mądrości, są jak krew w wodzie pełnej rekinów - pojawi się wiele pokus, oraz pasożytów wszelkiej maści i płci. Mądrość pomoże nam wybrnąć z wielu niebezpiecznych sytuacji. A więc życzę wam pieniędzy, ale tylko wtedy, gdy towarzyszyć im będzie mądrość. Jeśli nie macie tej tzw. mądrości finansowej, to nie życzę wam pieniędzy, gdyż tylko was ludzie ciężko psychicznie poranią w walce o ten potencjał. Stracisz "przyjaciół", rodzinkę, a zyskasz nienawiść, długi i lata w sądach. Życzę wam obracania się w towarzystwie ludzi, którzy was pozytywnie motywują, szczerze chwalą zamiast zazdrościć i gnoić, przy których czujecie że chce się żyć. Wy też dbajcie o takich ludzi, bo to jeden z większych w życiu skarbów. W świecie który z natury nas osłabia, wzmacnia świadomość braków, zwiększa poczucie winy, ktoś kto dobrym słowem was wzmacnia, jest cenniejszy niż złoto. Co ci po złocie, skoro będziesz się sam ze sobą źle czuł? Życzę wam umiejętności wzbudzania w sobie poczucia zadowolenia i wdzięczności, bo umiejętność wzbudzenia w sobie żalu czy poczucia krzywdy, wszyscy już mamy. Skoro działa w jedną stronę, to i w drugą zadziała, tylko o wiele trudniej, bo nigdy nie była ćwiczona ta umiejętność. Komu potrzebny jest zadowolony, radosny człowiek, któremu nie można nic sprzedać ani oszukać, udając przyjaźń na którą wielu ludzi rzuca się jak gryzoń na ser, w pułapce na myszy. Życzę wam uśmiechu, poczucia humoru. Śmiejmy się, bo i tak to wszystko kiedyś się skończy, więc po co się spinać czymkolwiek? Gdy my umrzemy, świat nadal będzie funkcjonował, a każdy będzie miał w sumie te same problemy co i my mieliśmy. Zmieni się technologia. ale stan psychiczny? Wątpię. Mam oczywiście na myśli śmiech serdeczny, szczery, przyjazny, a nie szyderczy np. ze starszego pana w fabii LPG, nadętego swoją wszechwiedzą jak indor. Życzę wam zdrowia, a także CHCENIA zadbania o naszego krnąbrnego osiołka, który wiezie nas przez nasze życie, czyli nasze ciałko. Szczerze troszczmy się o własne ciało, bo ono jest z nami na dobre i na złe. Czy nas biją, czy chwalą, w biedzie i w bogactwie, w chorobie i zdrowiu, ciało zawsze stara się przetrwać, żeby utrzymać przy życiu mózg - prawdopodobną siedzibę naszego JA. Itd., itp., etc. Mam także życzenia dla moich hejterów, gdyż czy tego chcę czy nie chcę, stali się istotną częścią mojego życia. Za niecałe 3 tygodnie kolejna rozprawa we Wrocławiu, a przecież to nie koniec tych okropieństw. Są to życzenia sprawiedliwe, przemyślane przeze mnie, gdyż nie chcę zbrukać swego sumienia żądzą odwetu. Życzę wam szczerze, z całego serca, że skoro wy uznaliście mnie wbrew wszelkiej logice, prawdzie i wyrokom sądowym złym człowiekiem, oraz postanowiliście mnie ukarać za moje rzekome zło, czyli oczerniać, kłamać, niszczyć opinię o mnie, pozbawić możliwości zarabiania na uczciwej pracy i tak dalej, to ja wam życzę DOKŁADNIE tego samego. Wam i waszej rodzinie, znajomym, tak jak się to odbyło u mnie. Czy to za sprawą jakiegoś człowieka, czy zdarzenia losowego, doświadczcie dokładnie tego samego, co chcieliście mi sprezentować. Niech wszystko do was wróci w formie doświadczeń życiowych wtedy, gdy najmniej będziecie się tego spodziewać. A dla osób które odpowiedziały na mój wątek z prośbą o pieniądze (niekoniecznie dając pieniądze, chodzi o dobre słowo, wsparcie psychiczne, duchowe itd.), i podnieśli mnie tym potężnie na duchu, życzę szczerze z całego serduszka, żebyście i wy spotkali na swej drodze takie zdarzenia życiowe, które będą niesamowicie przyjemne, a nazwiecie je niesamowitym fartem, przypadkiem jednym na milion. Niech was to spotka w 2024 roku i nie myślcie już o tym, bo pewnie przyjdzie niespodziewanie.
    35 punktów
  24. Panowie dziękuję za miłe słowa i pociechę, że pamiętacie. Chciałem wejść wcześniej, ale życie nie pozwoliło. Nie wiem, czy na dłużej zostanę, ale coś postaram się jeszcze od siebie dodać. Pozdrawiam i jeszcze raz dziękuję.
    35 punktów
  25. Tatuaże u kobiet, to taki odpowiednik stopni wojskowych u facetów, jeśli chodzi o rangę w hierarchii seksualnego zeszmacenia, co zresztą u kobiet jest powszechnym upodobaniem: Mały, dyskretny tatuaż w widocznym miejscu, np. kwiatek - laska lubi spanking i ciąganie za włosy; Duży tatuaż na tułowiu - laska lubi anal; Tzw. ,,rękaw" - deepthroat i podduszanie Tatuaże w stylu ,,brudnopis" - fisting i gangbang weteran
    35 punktów
  26. @Brat Jan Bo typowy Polak ma dwa kompleksy - zachodu i wschodu. Z jednej strony bije niemca po kasku jaka ameryka jest wspaniała i jak cudownie się tam żyje, a z drugiej widzi siebie jako wiecznego husarza podbijającego wschód gdzie i jedno i drugie ma tyle wspólnego z prawdą co krzesło elektryczne z wygodnym fotelem. Po pierwsze - nie mamy żadnych powodów żeby czuć się ani lepszymi ani gorszymi od kogokolwiek - 0 kompleksów niższości wobec amerykańca, brytola, mokebe czy portugalskiego manleta 160cm w kapeluszu a z drugiej 0 kompleksów wyższości wobec ludzi ze wschodu i głębokiego południa. Powiem więcej - nasze miejsce urodzenia to doskonały atut bo jesteśmy w stanie się dogadać z każdym - bo wiemy zarówno o czym był Ну, погоди!, Nu, pogodi! jak i Tom i Jerry. Tylko żeby to zrozumieć nie można być zakutym łbem z urojeniami tylko być nakierowanym na swój cel i otwartym na ludzi. A czy typowy Polak jest otwarty na ludzi? Nie, nie jest - jeden mądrala napisał mi tu w podobnym temacie "Polska to fantastyczne miejsce bo jak ktoś mnie zaczepi nieznajomy to mogę mu powiedzieć spierdalaj" - i tak myśli masa społeczeństwa. Jeśli masz taką postawę to życzę dużo zdrowia i lepiej rzeczywiście siedź w Polsce. Problemem jest negatywizm ludzi, a tu trzy przykłady z rzędu: 1. @Lannes zakłada temat, że zdał z wysokim poziomem maturę z języka obcego - ludzie mu odpisują "no i co z tego bo matura to nie znajomość języka tylko programu nauczania i tak się nie dogadasz -podcinanie skrzydeł nastoletniemu chłopakowi lvl hard zamiast "zajebiście, a teraz tylko praktykuj język najlepiej w taki a taki sposób" 2. @Tajski Wojownik zakłada temat, że ma problemy bo kopnęła go w dupę laska - zamiast napisać mu, "chłopie życie, idź do terapeuty / sam ogarnij głowę" etc. kaskady gówna i wysrywów satysfakcji pt. "Azjatki to kurwy a Wy kłamiecie, widzicie też go zrobiła w wuja" zamiast popatrzec na to że chłopak miał jaja, zabrał dupę z Polszy, pomaga matce i stara się walczyć o swoje życie 3, Mój osobisty przykład - jak stworzyłem temat o Azjatkach i Michale Forsakenie (wcale nie dając go jako wzór do naśladowania, a po prostu opisując przypadek) zaczęło się pier*olenie "Azjatki śmierdzą i roznoszą choroby", Ci co wyjechali z Polski żeby szukać kobiety to przegrywy etc. no i mój ulubiony lejtmotiv bóldupców - to niemożliwe, żeby będąc po 30stce umawiać się z młodszymi laskami. Otóż moi mili Panowie zamiast je*ać 1001 postów w słoneczny weekend ja sobie wczorajszy dzień spędziłem z Panią 15 lat młodszą (tak wiem - pewnie za pieniądze, Pani jest zaburzona, jest odrażająca, ma kiłę, mogiłę i choooj wie co jeszcze XD ), którą pierwszy raz na oczy widziałem w piątek, nie widzę powodu opisywania jak się ten dzień skończył. Podsumowując - jeśli ktoś ma we łbie wbity element wiecznego narzekania, bólu dupy, potrzebę wiecznego mierzenia sobie kutasów to raczej nie jest szczęśliwym i zadowolonym z życia człowiekiem. A jak można to rozegrać inaczej? Cieszyć się życiem i grać kartami jakie ono nam dało. Uważam, że urodzenie się w Polsce to fantastyczne karty - brak wojen (i oby tak zostało), na tle świata w miarę zamożne społeczeństwo, z automatu dostajecie jeden z najtrudniejszych języków świata i łatwość nauczenia się zarówno angielskiego jak i rosyjskiego (jak znacie te dwa języki dogadacie się z większością ludzi na świecie), paszport UE (na który wjedziecie do większości Państw świata) i wiele więcej. Ale oczywiście można całe życie pierdolić, że jak nie zalałem formy równolatce w wieku 25 lat to przegrałem życie (lejtmotiv numer 1 na forum), patrz, nie udało Ci się, mówiłem że nie ma sensu próbować (lejtmotiv numer 2 na forum) albo "po co coś robić jak to nie ma sensu" (lejtmotiv numer 3). Sami wybieracie jak żyjecie - taplacie się w mentalnym gównie (zazdrość, przegrywizm, potrzeba "wyjaśniania" innych i mierzenia się na kutasy, wieczne pompowanie sobie ego) albo stajecie się otwartymi i ciekawymi świata ludźmi. Ktoś z Was obadał temat, że w Toruniu pojawiła się masa latynosek? Młode dupy z Kolumbii przyjechały na studia ale oczywiście forum jest zainteresowane tematami pt. "czy gość ma oczy łowcy i szczękę czada" bądź "czy klocki lego przystoją mężczyźnie jako hobby" - no oczywiście, że nie przystoją XDDDD Wiecie skąd się o tym dowiedziałem? Bo przy okazji odwiedzin ziomka w tym mieście spotkałem się z dupą z Hiszpanii, która tu uczy angielskiego. Ale wiadomo - nie da się, nie ma jak, wszystko już przepadło XD Teraz uwaga - napiszę Wam o porażkach - takich jest masa jeśli coś robicie. Ta dupa z Hiszpanii spuściła mnie w kiblu - i co z tego, skoro, dzięki niej, wiem gdzie w tym mieście bujają się expatki, na jakim Uni studiują te młode dupy z ameryki płd. i jak je wystalkować w social media by je zaczepić, umówić się. Lepiej - na Cyprze mieszkałem z taką Rosjanką, która naprawdę mi się podobała - Pani finalnie kopnęła mnie w dupę - tylko wiecie co - dzięki tej znajomości wiem o Limassolsku, klubach gdzie się bujają rosyjskojęzyczne dupy, stronach na jakich można je znaleźć, gdzie pracują, która część miasta jest przez nich zamieszkana etc. Ale ja wiem - na forum nie wolno pisać o tym, że laska spuściła na drzewo bo wiadomo - dwa typy odpowiedzi - "nie masz oczu łowcy i szczeki czada a wtedy sama by Cię zaczepiła i wskoczyła na śmigło" aka "goście po 30stce to już tylko stare babuleńki 30+". Rozumiecie teraz czym jest wykorzystywanie okazji w życiu? Praktycznie każdą sytuację da się tak przekuć w coś pozytywnego I tak trzeba żyć - firma upadła, odrobi się, akcje spadły, odrobi się, laska kopnęła w dupę, jest masa innych" etc. etc. Na co Wy ludzie tracicie czas w życiu? Na negatywizm i wideo "ruski żołnierz odciął na żywca głowę Ukraińcowi", statystyki o niedoborze kobiet w Polsce, wieczne podniecanie się że jakiś czarny zerżnał Polkę etc. - czy Wy się zastanowiliście czym Wy się ładujecie? Jaki syf i jaką porcję negatywnej energii łopatami szuflujecie do Waszych łbów? Życie vs śmierć Wasz wybór. Ja jestem "starym" repem, 39 lat i jak czytam tu gości 20-30 lat to bierze mnie pusty śmiech na to jak słysze po raz nty "przegrałem życie". Przegrasz jeśli sam to wybierzesz. Twój wybór. Albo będziesz wiecznym smutasem albo chwycisz życie za klapy i będziesz próbował odnieść sukces czymkolwiek on dla Ciebie jest*. PS Moje mieszkanie nie ma mebli. Śpię na materacu, salon jest pusty, stół to karton po odkurzaczu na który narzucony jest jutowy worek po kawie (taki duży), z nowych rzeczy tylko biurko, flipchart, krzesło, komputer i lodówka - taki mam styl życia. Na ścianie mam namazane markerem "pier*ol się XD" plus ponaklejane kartki z cytatami ludzi, których uważam za przewodników życiowych (Ajahn Brahm, Dan Blizzerian, Machiavelli i kilku innych). Od większości lasek słyszę jedno - "jak się z Tobą widuję czuję się jak nastolatka". Pamiętajcie - po 30stce przegraliście życie XD * Kolejna pułapka życia - brak definicji jak Ty sam chcesz żyć i strach przed wymyśleniem sobie życia tylko dawanie lejców innym osobom. Nigdy nie będziecie szczęśliwi jeśli będziecie żyć tak jak Wujek Staszek Wam powie, jak powiedzą Wam reklamy, jak powie random z forum. To Wy musicie odkryć co Was kręci i jara na tym padole i dążyć do tego żeby tak żyć. Wiele razy upadniecie ale bez upadków nie ma wejścia na szczyt. PS 2 Wkleję Wam świetną, starą, piosenkę, którą kiedyś wkleiłem @RENGERSowi w jednym z tematów - za to też go osobiście cenię: Electric Light Orchestra - Hold On Tight Mmm, hold on tight to your dream, yeah Hold on tight to your dream, yeah When you see your ship go sailing When you feel your heart is breaking Hold on tight to your dream Hmm, it's a long time to be gone Oh, time just rolls on and on (hold on) When you need a shoulder to cry on When you get so sick of trying Just-a hold on tight to your dream When you get so down that you can't get up And you want so much, but you're all out of luck When you're so downhearted and misunderstood Just over and over and over you go
    34 punktów
  27. Za 4 lata będzie odwrotnie. Czas posprzątać po lewakach... I tak to się kręci...
    33 punktów
  28. Witajcie, Do przygotowania tego poradnika zainspirowało mnie spotkanie ze starymi znajomymi, wśród których kilku z nich, to koledzy poznani w czasie studiów, którzy trenowali ze mną po akademikach i uczelnianych halach sportowych. Kilka lat temu, każdy z nich prezentował świetną sylwetkę, teraz jednak już u nich nic z tego nie zostało. Jako jedyny mam obecnie sportową sylwetkę, (i w sumie młodzieńczy entuzjazm-ale nie o tym) - czułem się przy nich, jak nastolatek wśród starych zgredziałych wujków. Kwestia to znana i popularna - niczego odkrywczego tutaj nie napisałem. Ludzie po 25 roku życia - tak, nie tylko Panie, co jest podkreślane na Forum - zapuszczają się, zaniedbują; niewielu utrzymuje formę. Przyczyn (tak naprawdę, często wymówek) jest kilka: 1) Panowie motywowani są do treningu, swoją kompetytywną naturą, chęcią wyróżnienia się na tle innych, byciem lepszym pod jakimś względem. Będąc nastolatkiem albo młodszym studentem, chłopacy nie mają zbyt wielu dziedzin w których mogą konkurować, wybierają więc sport, budowanie sylwetki. Po ukończeniu studiów, potem mając te 25-30kilka lat - Panowie budują swoją pozycję w świecie, zakładają biznesy, przyjmują różne role w zarządach - i teraz w taki sposób próbują się wykazać, wyróżnić. 35-latek raczej porównuje się z rówieśnikiem, nie rozmiarem bicepsa i poziomem tkanki tłuszczowej, lecz statusem szeroko rozumianym. 2) Panowie ćwiczą "dla kobiet". Postawiłem cudzysłów, ponieważ nie lubię tego okreslenia, w końcu "dla kobiet" to tak naprawdę "dla siebie" - bo sobie chcesz dogodzić, zwiększając szanse u kobiet i je zdobywając - a nie kobietom, jeśli ćwiczysz "dla kobiet" to nie robisz tego z dobroci serduszka i troski, lecz dla spełnienia własnych pragnień. No i Panowie 25-30 lat mają już (często) stałe związki, czują się już statecznie pod tym względem, uważają, że nie muszą pozostawać atrakcyjni dla kobiety, z którą są w związku - zaniechują więc starań o swój wygląd. 3) Słomiany zapał, chwilowa pasja - niektórzy po prostu poćwiczą kilka tygodni, i im się to znudzi; nie uznają sportu za element higieny życia i regularny nawyk, lecz chwilowe hobby. 4) Brak higieny snu, dobrej diety, przytłoczenie obowiązkami (praca, dzieci) - co za tym idzie, mały poziom energii do działania i treningu 5) Kontuzja - to raczej dotyczy małego promila trenujących, raczej nikt nie doznaje takiej kontuzji która wykluczy go z regularnego dbania o swoje ciało. Tak naprawdę, nieważne, co jest przyczyną rezygnacji z treningów. Rozwiązaniem dla każdej z wersji może być to samo - podejście minimalistyczne do treningu. Kiedy byłem na 3. roku studiów, od 4 lat już trenowałem na siłowni, pod kątem budowania sylwetki. W tamtym czasie ćwiczyłem siłowo 4 razy w tygodniu, jeden trening trwał 90 minut. Jednak zdecydowałem się podjąć pracę na pełen etat, w trakcie normalnych dziennych studiów, dodatkowo robiłem coś jeszcze zawodowo poza pracą i studiami. Miałem zatem bardzo napięty harmonogram dnia, mało czasu dla siebie, mało czasu (i energii) na trening. Postanowiłem wtedy, że będę ćwiczyć tylko raz w tygodniu w soboty, planem FBW, który wyglądał tak: 1. Wyciskanie sztangi leżąc - 3 serie po 8 powtórzeń 2. Przysiad ze sztangą lub martwy ciąg (zmieniane co tydzień) 2 serie po 8 powtórzeń 3. Podciąganie na drążku z ciężarem - 3 serie po 5 powtórzeń 4. Wyciskanie sztangi stojąc - 2 serie po 8 powtórzeń i to tyle. Trening trwał około 35-40 minut, wykonywałem superserie - na przemian wyciskanie leżąc i drążek, wyciskanie stojąc i przysiad/MC - pozwalało to zaoszczędzić czas. Ćwiczyłem tak przez pół roku, bo tyle czasu miałem umowę/pracę. Potem pracowałem mniej i trenowałem więcej. Rezultat? Przez te 6 miesięcy, nie zauważyłem żadnego pogorszenia sylwetki. Poprawiłem wyniki siłowe w każdym z ćwiczeń. Nie zauważyłem, by zmalał mi biceps/triceps/łydki, pogorszyła się jakość mięśni brzucha - aczkolwiek poprawy tutaj też nie zauważyłem. Podsumowując, przez 6 miesięcy poświęcałem około 11% czasu na trening (40 minut vs. 4*90 minut) w porównaniu z dotychczasowym podejściem, a utrzymałem formę, nawet trochę poprawiłem. Byłem zaskoczony. Zacząłem wtedy czytać na temat różnych podejść do planów treningowych. W międzyczasie zainteresowałem się też ekonomią i analizą finansową. W ekonomii jest coś takiego jak prawo malejących zysków marginalnych - law of diminishing returns. To jednak jest bardziej prawem natury, i funkcjonuje nie tylko w ekonomii, lecz wszędzie. Przykłady: - skuteczność leku wraz ze zwiększeniem dawki rośnie bardzo szybko, potem zwiększając dawkę wzrost skuteczności jest bardzo niewielki - a jesli jeszcze bardziej zwiększysz dawkę, to lek nie będzie już lepiej działać, albo będzie działać gorzej - jakość produktu (np. telefonu, samochodu, alkoholu, wykwintnych dań) rośnie bardzo szybko wraz z wybieraniem wyższej półki cenowej, potem jakość produktu rośnie bardzo powoli, różnią się detale - wykonujesz jakiś projekt, chociażby rysunek - lubisz to robić, chcesz to dopracować na cacy - zauważasz, że w pewnym momencie poświęcasz bardzo dużo czasu, ale poprawa efektu końcowego jest już bardzo niewielka Z prawem law of diminishing returns wiąże się też reguła Pareto, mówiaca o tym, że 20% wkładu/wysiłku daje 80% rezultatów. Oraz prawo św. Mateusza. Zachęcam do zainteresowania się statystyką, pozwala dużo zrozumieć. Poniższy wykres prezentuje moje rozważania. Teraz jak to już rozumiemy, to płynnie przejdźmy do kwestii planów treningowych. Większość trenujących uważa, że robiąc 8 serii tygodniowo na partię mięśniową, będą mieć 2x większy efekt, niż gdyby robili 4 serie. NIE - robiąc 4 serie będą mieć nie 50% efektu lecz bliżej 85-90% efektu. Zatem, czy to mając cięższy okres w życiu/pracy, mając małe dziecko, albo nie lubiąc treningu, będąc leniwym, czy chcąc poświęcać energię na inne sfery życia - cokolwiek jest przyczyną, gorąco zachęcam do tego, by nie rezygnować z treningu, ale zastosować podejście minimalistyczne. W takim wydaniu, najprawdopodobniej dalej będziecie poprawiać sylwetkę/siłę (trochę spowolni progress), w najgorszym wypadku utrzymacie obecny poziom - a kiedy znów w Waszym życiu będzie więcej przestrzeni na sport, powrócicie do większej objętości treningowej. Zróbmy jeszcze jeden eksperyment myślowy. Wyobraź sobie, że przez 9 miesięcy w roku, jesteś bardzo zabiegany, ciągle w rozjazdach, dużo pracy, a pozostałe 3 miesiące masz więcej czasu na trening. - opcja 1) Przez 3 miesiące w roku trenujesz bez ograniczeń, poprawiasz sylwetkę i siłę, a przez 9 miesięcy wykonujesz tylko jeden trening na 6-10 dni - wtedy kiedy akurat masz na to czas i energię. To, co wybudowałeś przez 3 miesiące, utrzymujesz lub lekko poprawiasz. Po 5 latach takiego podejścia, skumulowałeś 5*3=15 miesięcy regularnych treningów + 5*9=45 miesięcy treningów utrzymujących (lub lekko poprawiających) formę. Masz teraz dobrą sylwetkę, ustawiłeś się już zawodowo, możesz mniej pracować, delegować różne obowiązki - Twoja sylwetka wygląda tak, jakbyś miał co najmniej 2-3 lata regularnych treningów za sobą. - opcja 2) Przez 3 miesiące na rok ćwiczysz regularnie, ale przez pozostałe 9 miesięcy nie ćwiczysz wcale - bo uznajesz, że nie masz na to czasu, "100% albo nic", nie chcesz ćwiczyć na pół gwizdka itd. Po 9 miesiącach bez trenowania, tracisz wszystko, co wypracowałeś przez 3 miesiące, dodatkowo, zapominasz technikę ćwiczeń, wzorce ruchowe. Mija 5 lat, wyglądasz tak, jakbyś nigdy nie ćwiczył, ale ustawiłeś się zawodowo i możesz znów ćwiczyć regularnie bo masz na to czas - jednak w pewnym sensie zaczynasz od nowa, nie masz wypracowanej sylwetki, masy mięśniowej. Podsumowując - w opcji 1) ćwicząc przez większość roku raz za 7-10 dni przez 40 minut, będziesz wyglądać o niebo lepiej, niż gdybyś w tym czasie zaniechał treningów. Nie mówię tutaj tylko pod kątem masy mięśniowej, ale i tkanki tłuszczowej - mając większą masę, spalasz więcej kalorii nic nie robiąc (badania mówią o 13 kcal na 1kg mięśni na dobę). Gdyby ktoś nie wierzył i bardzo chciał badania na takie tematy, to potem mogę podesłać, a zachęcam też do samodzielnego zglębienia tematu, choćby na youtube - kanały Jeff Nippard, filmy nieżyjącego już kulturysty Mike Mentzer'a. Można jeszcze zapytać, czy takie podejście minimalistic approach nie będzie działać tylko na osobach początkujących - NIE. Sprawdzi się również świetnie u zaawansowanych. Dlaczego? - osoba zaawansowana ma większą świadomość pracy mięśnia, ma lepszą technikę. Przykładowo, wykonując wyciskanie hantli na ławce na skosie, będzie tam faktycznie pracowała klatka (inne partie tylko pomocniczo). Początkujący ze słabą techniką będzie pracować tricepsami, barkami, klatką, nawet bicepsem i mięśniem kruczoramiennym, zarzucać całym ciałem -> będzie więc potrzebować więcej serii tego wyciskania, by dać taki bodziec klatce, jak osoba zaawansowana - bliskość do załamania mieśniowego - największy efekt dają ostatnie powtórzenia w serii; zaawansowany ma lepsze wyczucie tzw. true muscular failure w porównaniu do początkującego - ciało przyzwyczaja się do dużej objętości treningowej - częstotliwości, ilości serii (słynna habituacja bodźca) i gdy przez jakiś czas już ćwiczysz rzadziej, to uwrażliwiasz mięsień na bodziec treningowy (nawet mały) - przy podejściu minimalistycznym możesz nie czuć kompletnie potrzeby robienia tzw. deloadów dla regeneracji ścięgien, stawów i układu nerwowego - ćwiczysz mniej więc nie jesteś zajechany Na koniec dla przykładu - plan treningowy, trening raz na 4 dni (1.75 treningu w skali tygodnia) Trening 1. - wyciskanie hantli leżąc na skosie, 3 serie 8 powt. - podciąganie na drążku z ciężarem, 3 serie 8 powt. - powell raise na tył barku - 2 serie 10 powt. - przysiad ze sztangą - 1 seria 8 powt. - triceps - wyciskanie trancuskie+JMpress (seria łączona) - 1 seria 8 powt.+6powt. - biceps, uginanie z hantlami - 1 seria myoreps - 8 powtórzeń, 15 sekund przerwy, 4 powtórzenia, 15 sekund przerwy, 4 powtórzenia Trening 2. - wyciskanie hantli leżąc na skosie, 2 serie 8 powt. - pompki na poręczach z ciężarem - 1 seria 6-7 powtórzeń - wiosłowanie ze sztangą - 2 serie 8 powtórzeń - przenoszenie sztangi - 1 seria 10 powtórzeń - martwy ciąg zwykły lub rumuński - 1 seria - wyciskanie hantli stojąc - 2 serie 6 powtórzeń - unoszenie na boki 1 seria myoreps - 10 powtórzeń, 15 sekund przerwy, 5 powtórzenia, 15 sekund przerwy - powtórzyć kilka razy - triceps - wyciskanie trancuskie+JMpress (seria łączona) - 1 seria 8 powt.+6powt. - biceps, uginanie z hantlami - 1 seria myoreps - 8 powtórzeń, 15 sekund przerwy, 4 powtórzenia, 15 sekund przerwy, 4 powtórzenia Takim planem treningowym jechałem przez ostatnie kilka miesięcy. Skupiałem się na poprawie wyników siłowych co się udało, sylwetka poszła do przodu. W dni wolne od trenigu jeśli miałem chęć to robiłem 1-2 serie na brzuch, jakieś wspięcia na łydki albo ćwiczenia na mięśnie stabilizujące barki (rotatory), uginanie podudzi z gumą oporową na dwugłowe uda, bądź ćwiczenia na przedramiona/szyję - ale to tylko jeśli naszła mnie chęć. Najczęściej dodatkowe ćwiczenia robiłem, gdy chciałem zjeść posiłek z większą ilością węglowodanów (jestem na keto) i potrzebowałem je przepalić. Trening robiłem w domu po pracy, przez co jeszcze oszczędzałem czas na prysznic przed siłownią (tylko po), pakowanie się i dojazd na siłkę, czekanie aż zwolni się stanowisko. Dobór ćwiczeń i ilości serii w tym planie, jak i kolejność, nie są przypadkowe; uważam że jako osoba ćwicząca bez sterydów należy skupić się mocno na rozbudowie partii takich jak: barki, plecy (szczególnie góra), góra klaty. Tak, by mieć dobre shoulder to waist ratio, bo to jest wyrazem atrakcyjności i męskości. A wymienione partie jest trochę trudniej rozbudować bez sterydów. Co do kolejności i doboru ćwiczeń - dobrze hipertroficznie działa wykonanie ćwiczenia gdzie jest duże napięcie w pozycji rozciągniętej (np. przenoszenie sztangi, pompki na poręczach) - szczególnie, jeśli mięsień jest już spompowany innym ćwiczeniem. Jeśli macie jakieś pytania, wątpliwości, nie zgadzacie się z opisaną metodyką, to zachęcam do pisania, chętnie odpowiem pozdro
    33 punktów
  29. Pisałem do Maca na meila, zwróciło mi, czyli co, skrzynka zapchana czy zlikwidowana? Pisze że twarde odbicie i widzę wpis na dole teraz, że konto nie istnieje. Wkleję tutaj, może zobaczy: Tu Marek z forum, piszą chłopaki o Tobie że podobno jesteś na coś chory, nie znam sprawy, ale jeśli potrzebowałbyś jakiejś pomocy, np. zbiórki finansowej to pisz, nagłośnimy sprawę na forum. Pewnie dużo nie będzie kasy, ale lepsze coś niż nic, są też lekarze którzy się nie udzielają, więc ktoś może coś pomoże. A jak chcesz pogadać z ludźmi, to śmiało pisz publicznie. Choroby się nie wstydź jaka by nie była, ja od lat mówię o biegunkach swoich itd., i nikt mi oprócz hejterów z tego powodu przykrości nie robił. Jesteś w społeczności pomagającej więc korzystaj, Ty pomagałeś pisząc, więc śmiało możesz pomoc odebrać. Zdrówka!
    33 punktów
  30. Kilka lat temu leżałem na łóżku w szpitalnej windzie. Nade mną parę osób w białych kitlach z różnymi rurkami, kroplówkami, sprzętami, krzątających się precyzyjnie ale w pośpiechu. Choć sprawiali wrażenie należenia do innej, spowolnionej rzeczywistości, błyskawicznie wieźli mnie na OIT. A ja się resztkami przytomności śmiałem w duchu. Ze wszystkiego. Pewnie obronny automat organizmu. Zanim poczułem ukłucie w skroń, które mnie odcięło niemal natychmiast, patrzyłem w myślach na wszystko co osiągnąłem, zgromadziłem, zainwestowałem i posiadałem a nagle przestało się całkowicie liczyć i było śmiechu warte. Żadna opowieść, chyba nawet wiersz poety tego nie odda, jest to tak przeszywające, autentyczne, nad-prawdziwe i dogłębne poczucie utraty znaczenia i wartości wszystkiego, niczym jakieś wyzerowanie rozumu czy schematu życiowego. I nie, wielokrotnie sobie wyobrażamy różne rzeczy, ale właściwe ich doświadczenie nie ma kompletnie nic wspólnego z najbardziej przejmującą opowieścią docierającą do naszej świadomości. Obudziłem się w koszmarnym świecie barwnych fantazji po niemal tygodniu. Nawet spotkałem na OITcie "anioła" w postaci chyba jedynej takiej pielęgniarki na świecie. Gdyby nie to, że po miesiącu mogłem do niej zadzwonić z podziękowaniami, nie wierzył bym w jej ziemskie pochodzenie. A potem zmieniłem życie całkowicie, zmieniłem patrzenie na ludzi, jako współtowarzyszy tego ziemskiego przejebania, które w zasadzie byłoby dość wesołe, gdyby nie było ponure. Pogodziłem się nawet z tym, że absolutnie nikt z żywych w pełni tego nie zrozumie. Ludzie zajebują się nabieraniem prędkości w kręceniu się wokół własnego komina i gubią w tym szalonym pędzie wszystko. Naprawdę wszystko. A w chwili ostatecznej nawet nie mogą przekazać niczego co czują i myślą. Zresztą to co piszę to tandetna proteza, bo wielokrotnie próbowałem się zabrać za opisanie tego doświadczenia i badziew z tego wychodził. Dlatego mieszkam sobie na wsi (i nie wyobrażam wrócić do miejskich gett) z dala od pędu, tłoku, chocholich tańców, galopu po nic. Konta (umownie mówiąc) mam upchane że nawet z tego starczy mi do końca życia, lecieć w kosmos nie potrzebuję, dwóch obiadów dziennie też. I często mi się przypominają słowa mamy Forresta Gumpa - "człowiek dla siebie potrzebuje niewiele, całą resztę ma na pokaz".
    33 punktów
  31. Materiałem na forum to jesteś Ty, ale po kolei: 1. Jesteś z kobietą ale idziesz się spotkać z inną - czym to się różni od tej małpy co skacze z gałęzi na gałąź? Jak Cię Twoja denerwuje to ją zostaw, ale widać że ciężko Ci bez innej opcji. Generalnie wisi mi to, ale jeśli chcesz postępować jak baba, to nie należy narzekać że one tak robią. 2. Jesteś zmęczony kobietami, ale idziesz się spotkać z kobietą, brzmi logicznie. 3. Masz z nią wiele wspólnych tematów, ale jeszcze jej na żywo nie widziałeś + proponowała jakiś wyjazd, mając faceta. Super sprawa, no ale przecież macie dużo wspólnych tematów 4. Jesteś na forum już jakiś czas, jeśli myślisz że zmieniając kobietę ciś to zmieni, to źle czytasz forum. 5. Idziesz na spotkanie z obcą kobietą ale na nic nie liczysz, bo Cię kobiety męczą - bujać to my, ale nie nas
    32 punktów
  32. Ponieważ za kilka godzin zacznie się nowy - daj Panie chyba dobry Boże - o wiele przyjemniejszy, 2024 rok, zanim złożę tradycyjne życzenia, to chciałbym Państwu, użytkownikom forum serdecznie podziękować za: Wasze posty, historie, spostrzeżenia, nawet niekiedy kłótnie (te inspirujące), z całą pewnością uratowały jakąś liczbę ludzi przed cierpieniem związanym z rozwodem, rozłąką z dziećmi. Jest to cierpienie nie do opisania - nagle znika dziecko, żona, a Ty zostajesz finansowo zrujnowany. Ten moment gdy po rozmowie z prawnikiem uświadamiasz sobie, że walka będzie trwać latami, jest czymś strasznym, a pomocy dla mężczyzn za bardzo NIE MA. Są tylko dla Pań. Widział ktoś z Państwa dom samotnego ojca? Badania prostaty w autobusach, by nie konać w mękach na nowotwór? Pomogliście także w innych sprawach, gdy człowiekowi życie tak dopiecze, że odechciewa się żyć, a tu nagle się okazuje, że jednak można przez to przejść i opisy ludzi na forum na to wskazują. Dawaliście nadzieję, siłę psychiczną do walki o siebie i jestem pewien, że niejedna osoba nie popełniła samobójstwa dzięki wam. Kilku dziennie Polaków, popełnia samobójstwo - ilu ocaliliście, nie wiem. Wiem jednak, że gdy człowiek w silnym stresie się wygada, poczyta jak ludziom się po przykrym wydarzeniu poprawiało i normalnie żyli, to bardzo mocno rozładowuje to stres, oraz zmienia ten wewnętrzny obraz człowieka załamanego, że nie ma wyjścia. Co więcej, ta wiedza i wasze doświadczenia życiowe sprawiły, że wielu naprawdę złych ludzi, wszelkiej maści psychopatów obojga płci, mieli znacznie trudniej albo wręcz nie mogli kogoś wykorzystać i skrzywdzić. Bo żeby kogoś wykorzystać, najczęściej trzeba mu najpierw WMÓWIĆ poczucie winy, że jest głupi, brzydki czy zły, czyli go osłabić. Sam często opisuję przypadek, gdy zaczynałem na YT, to mój krytyk od kilkunastu lat, napisał sławetne słowa "bełkoczesz jak po litrze wyborowej", co jest bardzo zabawne w kontekście tego, że sam ma problemy z poprawną wymową. Jak wiadomo, kanał mi się powiódł a mój głos podobał się ludziom, a to co twierdził ten mały, zazdrosny człowieczek, było czymś, co miało zatrzymać szansę na mój rozwój, zarabianie pieniędzy itd. W końcu zniszczyli mi ten kanał, bo za dobrze mi się wiodło a ja zakładałem kolejne. Ale tę historię pewnie znacie aż za dobrze. Trwa to do dzisiaj, mimo skazujących wyroków dla "kolegów" tego Pana. Także mam nadzieję, że w 2024 roku nadal będziemy mogli pomagać, a jednocześnie sobie popisać, nawiązywać nowe przyjaźnie, spędzać miło czas. Czyli będzie przyjemnie a jednocześnie pomożemy ludziom w przetrwaniu koszmarów, które życie chętnie serwuje. Może będzie to trochę pompatyczne, ale czy nie jesteśmy trochę jak latarnia morska wśród szalejącej w mroku burzy? Wielu nas wyśmiewa, wyszydza, twierdzi że nienawidzimy kobiet, ponieważ ludzie w większości KOMPLETNIE nie wiedzą, nawet tego, że ślub to bardzo niekorzystna dla mężczyzny umowa prawna. Gdy się dowiadują, jest już za późno, nawet dla byłego PREMIERA. Nie wiedzą jak wygląda rozwód, nie wiedzą że nie ma tabeli alimentacyjnej tylko wg. zdolności zarobkowej i wielu innych łajdactw. Te forum jest odpowiedzią na brak wiedzy w tych tematach, a wielu osobom nasze istnienie jest nie na rękę, stąd tyle podłości i nienawiści wobec nas. Reasumując - gdy robisz w swoim umyśle zestawienie, co się udało a co nie udało w 2023 roku, bądź łaskaw dodać, że może uratowałeś jakiemuś gościowi życie a dzieciakom przywróciłeś ojca. Przypieprzyłeś też zdrowo niejednemu łotrowi, odbierając mu pieniądze i radość z krzywdy bliźniego swego. A teraz standardowe życzenia, by tradycji stało się zadość. Życzę Państwu pieniędzy, zdrówka i jeszcze raz piniążków. Mam też do Państwa prośbę. Przybądźcie na portal plusujemy.pl, załóżcie konto, korzystajcie bo jest miło, a i mi może będzie miło jak za rok, dwa, może coś na nim zarobię.
    32 punktów
  33. Ja Cię do końca Rengers nie rozumiem tak szczerze. Raz (albo dwa) pisałeś, że ruchałeś na okrągło. Za jakiś czas pisałeś, że jakiś tam niedawny cały rok żyłeś w celibacie. Raz pisałeś, że Ty często zmieniasz zawody, bo się w nich nudzisz. Za jakiś czas pisałeś, że podbijasz do starszych kobiet i oferujesz im seks za pieniądze. Raz pisałeś, że siedzisz w Norwegii i trzepiesz hajs. Za jakiś czas pisałeś, że zmieniasz te zawody lekką ręką, bo Cię nudzą, chociaż dojście do 20k na miesiąc to jest poniekąd jakiś wyczyn i mimo wszystko niezłe osiągnięcie. Raz pisałeś, że zamierzasz mieć gromadkę dzieci, bo to jest takie męskie działanie. Kilka dni temu pisałeś, że się podwiązałeś. Raz pisałeś, że 80kg dla Ciebie to bardzo spoko, bo nie ma po co więcej się ładować mięsem, a ostatnio coś o swoich 90kg pisałeś. Raz pisałeś o moralności, Bogu i takich tam, a teraz dodajesz post, że ruchałeś komuś przyszłą żonę. Nie, żebym Cię śledził, po prostu mam tak, że raz coś przeczytam i pamiętam mniej-więcej na bardzo, bardzo długo. Nie wszystko, ale wiele rzeczy. Taki się urodziłem, nie poradzę. Nie wiem teraz ile z Twoich historii jest prawdziwych, rozumiem, że jak dają to bierz, jak zabierają to uciekaj.. ale mimo wszystko jakiś niesmak pozostaje. Ja też miałem swoje odpały, no ale już jestem "po", jakoś człowiek z tego po pewnym czasie wyrasta, gdy ma taki zamiar. Gdy się przemyśli tzw. "złotą zasadę" - nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe - to ma ona niesamowitą moc. Cóż, z nadzieją, że lasce nie zepsuje się od tego głowa i nie rozpierdoli swojego przyszłego małżeństwa. Pozdro.
    32 punktów
  34. @Obliteraror Tu się zbija w tym arcie kilka rzeczy. Po pierwsze - spora część Pań odleciała ze swoimi wymaganiami. Jeżeli ja widzę starego grata po 30stce (czyli "nowoczesną, wyzwoloną, bez dzieci i z karierą") która myśli, że jak ma mieszkanie w kredo w nowym budownictwie, abonament na fitness academy, samochód w leasingu i zdjęcia z Malediwów na Insta i ona to uznaje za sukces życiowy ale chciałaby znaleźć frajera, który będzie za to wszystko płacił to serio ale ogarnia mnie pusty śmiech. A tak żyją kobiety zachodu obecnie - poczucie, że dzięki wejściu w męską rolę i posiadaniu własnych pieniędzy ona jest teraz Panią Bogiem rozdającym swoją łaskę na lewo i prawo. Tylko wiesz co? Po drugie - jest tak dlatego, że na rynku dominuje frajernia. Frajernia ścigająca się na samochody, mieszkania, domy byle tylko jakaś dupa na nich łaskawie spojrzała, a i, o mamusiu, weszła w związek żeby nie było wstydu na obiadkach u mamusi jak się zapyta "a Ty Michałku znalazłeś już sobie kogoś?" albo jak kuzynka Mariolka będzie się hajtać to "Olaboga bo ja musze z kimś iść bo co powie wujek Staszek". I Panowie spermią, spermią na instagramie, na tinderze, proszą i błagają, Ci trochę bardziej przystojni o związki (bo seks mają), a Ci mniej o seks (bo coraz mniej facetów rucha i coraz mniej będzie ruchać - vide badania kiedy kobiety tracą dziewictwo a kiedy faceci przestają być prawiczkami oraz jak długi jest czas abstynencji seksualnej w podziale na płcie) płaczą, skomlą,. latają za nimi, a one... patrz punkt pierwszy. Po trzecie - sami sobie podcinacie skrzydła mając w głowie gówno, a sztandarowym przykładem tego jak wielkie gówno w głowie ma część facetów są dwa tematy na forum - jeden o tym jak Tajskiego Wojownika zostawiła Azjatka i przyszedł się wygadać a część z Was się cieszyła "ahhh nie udało mu się!", a drugi żałosny temat to "związki z laskami 10-12 lat młodszymi" gdzie zesraliście się, że to niemożliwe bujac się z młodszymi laskami bo "takich par nie ma wśród moich znajomych". A masz w znajomych jeden pierdoło z drugim Czarneckiego? Tysona? Lewandowskiego? Kasparowa? Michio Kaku? Bidena? Putina? Dudę? No nie masz ale będziesz pierdo*ił że nie istnieją i to niemożliwe no nie? Sami wybieracie w życiu czy będziecie ogryzać kości po innych albo Wasz dom zamieni się w złomowisko dla jakiejś rozklapciochy wybawionej po skakaniu na karuzeli z kolorowymi i czadami albo gracie w tę grę i nie dacie się wydymać albo odpuszczacie. Swoją drogą - życiowa rola kobiety - dać dobrze dupy (właściwemu mężczyźnie). Życiowa rola faceta - nie dać dupy (nie dać się przecwelić). Teraz kilka użytecznych rad co do Pań z PL. Nie radzę / radzę z dużą ostrożnością podchodzić do znajomości z kobietami, które: 1. Są Polkami i są na Bumble - ta appka jest popularna wśród obcokrajowców i jest dobra jak szukacie w PL czy poza PL laski z innego kraju niż Polska. Większośc Polek na Bumble szuka zagranicznego bolca. 2. Uczestniczą w wydarzenia związanych z "czarną" społecznością w Polsce - szczególnie taniec etc. -oni tu ruchają aż miło u nas w kraju, a szczególnie celują w tym polskie małolatki 18-23 jeśli chodzi o bujanie się z nimi - byłem na "czarnych" imprezach w PL (osoba towarzysząca dla czarnych dziewczyn)i wiem co mówię, jestem na różnych czatach dla czarnych w PL etc. 3. Znają hiszpański / włoski 4. Są po Erasmusie 5. Mają dużo zdjęć z podróży w drogich hotelach / ekskluzywnych miejscach a nie są z bogatej rodziny 6. Mają atencyjne zdjęcia na Insta 7. No i mój ulubiony klasyk - pisane po angielsku jako opis w apce - "Jestem w Barcelonie tylko na weekend" XDDDDDDDDD I na koniec. W niczym nie jesteście, jako Polacy, gorsi od Mokebeuszy czy Ahmeda albo Jao co ma 150cm wzrostu jak założy buty na koturnach - nie oceniajcie swojej wartości na podstawie opinii krajanek - jesteście tu skrajnie niedowartościowani. Tyle ode mnie, kto ma trochę rozumu zrozumie, że albo trzeba tę rzeczywistość zhakować albo wycofać swoje geny z puli. Udanych łowów
    32 punktów
  35. Temat jest jeszcze taki, że jest masa kobiet, które z wymagań nie spuści i wolą być same niż z facetem na ich poziomie. Logicznie rzecz biorąc kobiecie powinien starczyć facet "z jej półki" ale dla wielu kobiet "facet z jej półki" to porażka, także dla tych 30 czy 40+. Dlaczego? Ano dlatego, że social media i zachodnia kultura masowa mówiąc wprost nasrały im do głów, że starej szkapie około 50tki należy się młodziutki, wyrzeźbiony, włoski ogier jak tutaj (Heaven in hell): I jak chłopaki - po 20latach małżeństwa z laską w Waszym wieku macie start do 20letniego wyrzeźbionego Włocha, który lata samolotem, nurkuje i na uju kręci piruety, a w dodatku zakochuje się w cudzie świata jakim jest Polka po 40stce nosząca trampki bo już jej kręgosłup nie domaga i szpilek raczej nie założy? Zdajecie sobie sprawę, że duża część kobiet nie odróżnia fikcji od realu i tak samo jak myśli, że życie to instagram czyli podróże i fotki z pracy w biurze tak samo uważa, że taki facet to jest jej półka? Hipergamia ponad wszystko! Powtarzam do znudzenia - szanujcie siebie, swojego uja i swoje pieniądze i myśląc o jakiejkolwiek relacji z kobietą +25 lat zadajcie sobie pytanie: - czy jakby miała 20 lat wybrałaby też Was? - czy gdybyście nie gwarantowali jej życia na pewnym poziomie wybrałaby Was? - co jej poprzedni partnerzy o niej mówią? - czy jesteście wyborem "aby tylko jakieś spodnie w domu były" czy dlatego że rzeczywiście ją kręcicie? Piszę to szczególnie do dwóch grup ludzi, którzy się na forum udzielają - desperatów w okolicach 25-30 lat i desperatów po 30stce - po pierwsze dla tych młodszych to wiążąc się z babą 25 albo 30+ jesteście jej ntym wyborem, a po drugie, dla tych starszych, jak szukacie laski 30-35 lat samemu mając tyle lat samo to coś grubo poszło nie tak. Życie jest proste - albo się godzisz na ogryzanie kości po kimś albo nie. I żeby nie było tak, że tylko negatywne informacje - świadomość hipergami kobiet wyzwala od obowiązków. Skoro tak bardzo liczą się geny i rzeczy na które nie ma się wpływu (wzrost, ułożenie kości twarzy etc.) to można mieć w życiu wyjebane na wiele rzeczy bo w takim razie traktujesz kobiety tak jak one Ciebie - te co są napalone na Ciebie są ok, te co są przyjazne też ok a reszta - a reszta niech szuka jelenia do utrzymywania, bronienia ich czy noszenia im ciężkich rzeczy. Chcą równouprawnienia trzeba im je dać
    31 punktów
  36. Muszę przyznać. że od wczoraj mam niesamowity ubaw czytając i słuchając rusofobicznego wycia jakie spowodował ten wywiad. Polecam, podobnie jak kolega @Confuser przesłuchać go w całości zanim cokolwiek się o nim napisze / powie bo, odnoszę wrażenie, większość komentujących w Polsce klepie bzdury posiłkując się wyimkami z tego wywiadu albo powtarza to, co ktoś napisał. Po pierwsze warto odnotować "sukces" polskiej polityki zagranicznej ostatnich lat zionącej nienawiścią do Rosji i Białorusi i powtarzającej bezrozumnie każdą, nawet największą bzdurę, jaką napisze ukraińska propaganda - ten wywiad ugruntuje tylko zdanie o Polsce jako kraju w którym mieściły się obozy koncentracyjne (przez wielu amerykańskich badaczy nazywane polskimi obozami koncentracyjnymi, którą to tezę mocno wspiera amerykański socjolog Jan Tomasz Gross swoją bardzo znaną w USA książką "Sąsiedzi" w której opisuje rzekomy mord na Żydach dokonany przez Polaków w Jedwabnem). Putin zagrał tu świetną kartą ponieważ zachód ma o tym, co działo się na ziemiach Polskich w czasie II WŚ mgliste pojęcie, a teraz przeciętny Average Joe sklei fakty "polskie obozy koncentracyjne" + kolaboracja z III Rzeszą. Chapeau bas dla ludzi w Rosji którzy świetnie wychwytują te niuanse i wiedzą jaką sieczkę w głowie pod względem historii ma zachód, a o co najbardziej będzie bolała dupa Polaków. Kolejną kwestią jest oczywiście kwestia debilizmu przedwojennej sanacji, która w momencie gdy III Rzesza zajmowała Czechosłowację dołożyła rękę do jej rozbioru. To kwintesencja głupoty polskie polityki "romantycznej" czyli rzucania się na uzbrojonego przeciwnika z gołymi rękoma (Powstanie Warszawskie), nieumiejętności pójścia na kompromisy (1939 rok) oraz szczucia nas przez Anglosasów na sąsiadów (przypomnijmy - Anglii zależało na odwleczeniu wojny jak tylko się da i pchnięciu innych państw jako pierwszych - co jej się świetnie udało o czym pisał Cat-Mackiewicz). Zresztą polski debilizm polityczny Mackiewicz trafnie podkreśla w tych cytatach: Dunkierka – oto symbol prawdziwego, rozumnego, czynnego patriotyzmu. Anglicy uznali w pewnym momencie, nie za późno, że ich ziemia ojczysta może być w niebezpieczeństwie. Wycofali wtedy swe wojska z kontynentu. W dniu 17 czerwca Francja prosiła o zawieszenie broni nie wspominając słowem o Polsce, dezinteresując się naszym losem, pozostawiając nas samych sobie. I oto wojska nasze biją się nadal na froncie, zamiast dopaść okrętów i ładować się do Anglii. Nie wchodzę w krytykę działań wojennych. Gdyby generał Sikorski oświadczył, że wojska nasze nie były w stanie oderwać się od nieprzyjaciela, nie podniósłbym żadnych zarzutów, ale generał Sikorski tłumaczył, że wojska nasze biły się albowiem honor narodowy nie pozwalał im na opuszczenie sojuszników. Otóż żołnierz nasz był Polsce potrzebny w Anglii, a nie we Francji. Żołnierz nasz jest żołnierzem, tj. sługą interesów politycznych Polski, jego honor polega na służeniu tym interesom a nie na wykazywaniu odwagi w cudzej sprawie. Ale te sympatyczne wrażenia prędko minęły. W miarę toczącej się wojny stało się dla mniej jasne, że Anglicy celowo i prowokacyjnie pchnęli Hitlera w stronę Polski, aby jego pierwszy atak śmiercionośny odwrócić od Zachodu, a zwłaszcza aby wywołać wojnę rosyjsko-niemiecką. Coraz wyraźniejsza była różnica rachunku krwi angielskiej i naszej, wzruszanie ramion nad naszymi interesami narodowymi. Polacy są jak piękna kobieta kochająca się w durniach. Człowiek inteligentny jest u nas z reguły nielubiany i nie budzi zaufania. Natomiast iluż ludzi zupełnie niemądrych korzystało w Polsce z ogromnego autorytetu osobistego. (...) Rydz mówił: „nie oddamy nawet guzika”, mając na myśli Gdańsk, ale nie miał zielonego pojęcia o technice politycznej i dyplomatycznej, która by mogła nam Gdańsk zabezpieczyć. W tych sprawach Rydz był naiwny, jak nowo narodzone dziecię, lub cielę średniej wielkości. Nie lubił i nie dowierzał Niemcom, nie lubił i nie dowierzał Beckowi, o jakichś rozmowach z Rosjanami również nie chciał słyszeć. Był to więc system przepełniony najlepszymi życzeniami i uczuciami. Ponieważ mówił to, czego wszyscy chcieli, więc Polacy mieli do niego zaufanie, jako do wielkiego polityka. Zjawisko stale dające się obserwować w naszym narodzie. Polecam w zasadzie wszystkie książki Cata, człowiek genialny, jak to bywa w Polsce niedoceniany. To jego pomniki powinny stać w Polsce a nie szaleńców, którzy "puszczali dzieci w bój". Wróćmy do meritum czyli do tego czym w istocie był ten wywiad. Stawiam tezę, że wizyta Tuckera Carlsona to w istocie wyciągnięcie ręki przez Trumpa ku Rosji. Chodzi o to, że poważni ludzie doskonale wiedzą, iż w nadchodzącym starciu USA - Chiny Ameryka nie wygra z Chinami nie zapewniając sobie minimum neutralności Rosji. Administracja Bidena założyła najprawdopodobniej, że wojna na Ukrainie doprowadzi do jakiegoś collapsu w Rosji, jej rozpadu, bankructwa etc. Co już dziś widać założenie to było błędne w związku z czym Ameryka ma do wyboru - albo dalej wspierać Ukrainę i liczyć na upadek Rosji albo wywołać wojnę na wschodniej flance NATO i tym samym odciągnąć Rosję od pomocy Chinom, być może też osłabić jej ewentualną pomoc dla Iranu i Syrii, a także sojuszników afrykańskich albo się z Rosją dogadać. Uważam, że Donald Trump chce się z Rosją dogadać, ponieważ jest człowiekiem biznesu, nie wojny. Ameryki nic nie kosztuje zaprzestania wspierania Ukrainy albo oddanie, bez wojny, w rosyjską strefę wpływu Pribaltiki. Jak to zrobić aby wyjść z twarzą? Wystarczy tylko pokazać światu, że to kraje takie jak Polska i Pribaltika prą do wojny, co, w mojej opinii, zostało w tym wywiadzie powiedziane, w momencie w którym Putin stwierdził, iż wystarczy, że Stany przestaną wysyłać broń na Ukrainę a wojna skończy się niemal natychmiast. Wyobrażacie sobie jak wielki, rusofobyczny wrzask, rozległ by się w Polsce w momencie gdy USA powie na Ukrainie basta? Włączyłoby się polskie skamlenie i ujadanie "musimy zachodowi wytłumaczyć, że to błąd etc etc." ten sam stary numer od lat, który jest śmieszny i żałosny zarazem ponieważ zachód doskonale wie co robi i używa nas jako narzędzia w swojej polityce. Polska jest niestety przedmiotem, a nie podmiotem polityki zagranicznej mocarstw, a stało się tak na jej własne życzenie. Co jest jeszcze ciekawsze uważam, że Trump specjalnie mówi o opuszczeniu NATO po to żeby zmusić kraje takie jak Polska, Ukraina i Pribaltika do uległości w przyszłych negocjacjach. Otóż Trump może stwierdzić - my nie chcemy wojny z Rosją bo mamy na karku Chiny, więc albo się uspokoicie i będziecie grzecznie robić co Wam każemy albo radźcie sobie z Rosją sami. Z tej perspektywy trzeba sobie zadać pytanie - czy obłąkańcza polityka zagraniczna stawiania wszystkiego na jedną kartę miała sens? Czy nie lepiej było się zamknąć i czekać na rozwój wydarzeń? Czy nie lepiej byłoby np. spowodować żeby to Polska, jako kraj neutralny gości strony konfliktu na rokowaniach pokojowych. Można w ogóle dojść do wniosku że dojdzie w Polsce do arcyciekawej sytuacji - kiedy to tzw. "polska prawica" będzie wyła o tym, że Trump to ruski agent i że niech wygra Biden XD I co ciekawe -jeśli moja teza, o dogadaniu się z Rosją, jest prawdziwa, to można założyć iż już teraz Ameryka jest zbyt słaba żeby napaść np. na Iran tak jak napadła na Afganistan czy Irak. Co to oznacza? Że jesteśmy właśnie na początku świata wielobiegunowego, a proces "podziału stref wpływu" właśnie się rozpoczął, co nie jest dobrą wiadomością dla słabszych Państw, takich jak Polska. Mnie intryguje jeszcze jeden wywiad - ze Snowdenem - który Carlson zrobił w Rosji - przypuszczam, że tu amerykańskie szambo wyleje się już pełnym potokiem. PS Bardzo fajne podsumowanie z różnych punktów widzenia: PS 2 I jeszcze jedno - nie dość, że będziecie bulić na amerykański szrot wojskowy, to dodatkowo będziecie bulić na to: PS 3 Niesamowity ubaw z Tuska, który pisze oskarżycielskie Tweety do Amerykańskich kongresmenów Republikańskich, o Reaganie etc. Pięknie mu tam któryś odpowiedział, że "jak Pan chce przyślemy Wam 300 000 nielegalnych emigrantów z Meksyku, interesy wewnętrzne USA są dla nas najważniejsze".
    31 punktów
  37. Chwilka. Grzegorz Braun zgasił żydowskie świece upamiętniające żydowskie święto w polskim parlamencie na polskiej ziemi i o to się rozchodzi to całe zamieszanie????? Tylko dlaczego gaśnicą? Nie mógł wezwać straży pożarnej?
    31 punktów
  38. Kilka dni temu, miałem przyjemność pochwalić się Państwu, że będziemy mieli dwóch zacnych Braci, awansujących na stanowisko moderatorów. A dziś śpieszę z doniesieniem, że do mod-ekipy dołączy jeszcze jeden zacny Brat - @Krugerrand Dziękuję Ci serdecznie i gratuluję. Normalni ludzie chcący pomocy, czy też zwyczajnie porozmawiać na tematy wyszydzane na większości portali, będą mogli spokojnie skupić się na tym, na czym im zależy. Natomiast ludzie przewrotni, fałszywi, działający w sposób wulgarny i chamski, szukający dramatów i kłótni, będą grzecznie wyproszeni, skoro nie umieją uszanować zasad panujących na tym forum. Nowi moderatorzy, obeznani z wszelkimi klikami na forum, znający tu ludzi "oddolnie", szczególnie przyjrzą się działaniom manipulatorów w "białych rękawiczkach", gdzie ktoś bardzo subtelnie wbija szpilę i nią kręci, pozując na zwykłego użytkownika, a gdy zostanie złapany - na ofiarę dyktatorów i szaleńców którzy zwariowali. I tak w tle bluzgów i krzyków że forum już teraz na pewno upadnie, wyrzucamy kreaturę atakującą spokojnych ludzi i żyje nam się lepiej. Są też jeszcze konta, na których są "moi" hejterzy. Niewiele ich zostało, ale są. Bardzo się pilnują by nie wpaść, gdyż założenie nowego konta kosztuje 25 złotych. A to dla multimilionerów i ludzi sukcesu z Karnistrowa, kwota często nie do przeskoczenia. Powoli się ich wyłapie. Tymczasem życzę wszystkim miłego dnia, korzystajcie spokojnie z forum - a chłopaki z naszej ekipy zajmą się "elementem".
    31 punktów
  39. Powiedz jej ze Twoja dziewczyna jest b zazdrosna i nie pozwala rozmawiać z innymi kobietami a lubisz ją i jest bardzo nerwowa bo jako studentka uczy się do egzaminów, gwarantuje ze się zesra
    30 punktów
  40. Jej firma ma podobne spore problemy finansowe. A co robi David w tym czasie ? ano układa sobie klocki lego. Prawdziwy chłop powinien nie spać po nocach w takiej sytuacji. Powinien zapierdalać dzień i noc na sukces firmy swojej małży. Ona ma priorytety typowego babona. Pieniądze, sukces, atencja, lansowanie się jako niezależna kobieta sukcesu. A David ? David chce złożyć z klocków lego statek Sokół Milenium, Myśliwiec Obi-Wana Kenobiego czy jakiś tam Zamek Hogwartu, bo wie, że w życiu liczą się małe, proste przyjemności. Mi się po prostu wydaje, że mężczyżni są lepiej przystosowani nie tylko do pracy grupowej, ale i do spędzenia czasu w samotności. Babony i w grupie nie potrafią pracować ( może są wyjątki, nie mówię, że nie) i w samotności się żle czują, bo samotność nie zaspokaja potrzeby atencji. Apel do wszystkich piwniczaków świata. Nie wstydżmy się swoich zatęchłych nor. Majsterkujmy, grajmy w gry, układajmy klocki lego, łówmy rybki, lepmy figurki z plasteliny. W żadnej cipce nie będzie nam tak dobrze jak w naszej norze.
    30 punktów
  41. Napiszę teraz prawdopodobnie swój ostatni post. Będzie naprawdę o wiele za długo – i trochę pretensjonalnie - ale może ktoś znajdzie dla siebie tutaj trochę wartości, bo chce jej sporo rzucić. Ale na początek. Chciałem przeprosić ludzi tutaj, którzy liczyli na to, że odpowiem, ale jednak nie odpowiedziałem. Wyhaczyłem bana na około 2 tygodnie i jak nie trudno się domyślić, z banem nie można pisać. Przescrollowałem na szybko co tutaj napisaliście, widziałem jakieś niejasne pouczenia, pytania, kpiny, emocjonalne sugestie o szczęściu i inne. Niestety nie odniosę się do tego, z powodów które opiszę. Dostałem bana za utarczki słowne z @AlejandroSosa. Rzekomo. Prawdziwą przyczyną bana było to – ja tak uważam - że obraziłem Szarpanki i skojarzyłem go z najniższym poziomem, za którego uważam jego osobę, a utarczka słowna była głównie pretekstem. Bana dostałem od Icemana, a on Szarpanki, wydaje mi się, wyjątkowo ceni, więc sprawa wydaje się jasna. Nawarstwiły się też przepychanki, content jaki wrzuciłem (ciężki i ostry) i ogólna postawa mojej osoby. Można mnie odbierać jako aroganckiego w Internecie, fakt. Jednak moja postawa to szereg doświadczeń życiowych i postawa do radzenia sobie ze światem w inny sposób niż przeciętny i marny. Szarpanki jest z YT ciągle usuwany, z prostego powodu. Jest szkodnikiem, on podgryza, ulewa mu się jadu i przez to ciągle chcą go usuwać. Kanały redpillowe i około redpillowe, potrafią mieć po miliony wyświetleń (zachodni YT), a jednak nie są usuwane. Dlaczego? Ponieważ szarpanki, jak na chama przystało, wylewa głównie jad, obraża, znieważa, antagonizuje, a YT tego nie toleruje - osobiście nie mogę go oglądać, czuję się energetycznie tragicznie na sam widok tego faceta, nie potrafię tego wyjaśnić.. Chociaż podobnie jak przez wielu ja nie jestem tolerowany tutaj – i myślę, że jest to OK. Zabawne, że YT toleruje nawet quasi-naziolski content, a nie toleruje Szarpanek. Chciałem podziękować Icemanowi i Alejandro, za to, że uświadomili mi jak łatwo mnie sprowokować. Jestem temperamentny i to moja wada charakteru, to fakt - wiem o tym i uważam ją za problem, bo jestem taki trochę "edgy" w niektórych sytuacjach. Dziękuję Wam – naprawdę. Naprawdę i szczerze. Dzięki temu zaoszczędzę prawdopodobnie masę zasobów w przyszłości. Uświadomiłem to sobie i jestem wam za to naprawdę wdzięczny. Miałem tę prowokację słowną w moją stronę olać, nie odpisywać, ale coś mnie ostatecznie podkusiło, żeby odszczekać. I darmowa lekcja warta miliony, została nabyta. Dziękuję raz jeszcze. To teraz do wartości. Szanowny Iceman napisał mi w uzasadnieniu bana tak: „Tutaj przychodzą ludzie po przejściach, zniszczeni, osamotnieni, szukający wsparcia, pomocy, dobrego słowa, grupy, która ich zaakceptuje i będą mieli miejsce by sobie funkcjonować.” – pyt. Czy tylko tacy ludzie przychodzą? I co to za funkcjonowanie w internecie? To nie funkcjonowanie, to wegetacja. Mam nadzieję, że nie jest to freudowska wpadka i nie dotyczy to opisu większej części użytkowników. Nawiasem mówiąc, skoro „przychodzą tacy użytkownicy” to prostowanie wykrzywionego redpillowego przekazu (a więc z natury błędnego, uproszczonego, schamionego, emocjonalnego, mało rzetelnego) jest wręcz obowiązkiem, żeby kłamstwo nie pleniło się dalej. Mam nadzieję, że implikacje stwierdzenia o skrzywdzonych ludziach i ich przekazie, który niosą dalej w świat i z chęcią przyjmują, są jasne same przez się, bo wchodzą w pewien rezonans z opiniami hejterów o tym forum, że jest to forum incelskie i przegrywów. Może warto się zastanowić nad PR'em takich tekstów od modów, w kwestii forum. To odniosę się do tego również historyjką. Na treningu zapasów podczas MMA miałem sytuację z klasycznym przepychaniem - treningiem siłowym. Weź sobie, czytelniku, unieś oboje rąk przed siebie, równolegle do podłogi, kciuki do góry, dłonie otwarte. Chwyć prawą ręką, lewy mięsień najszerszy grzbietu (obok klatki piersiowej), natomiast w tej pozycji pozostałą ręką, za triceps zgiętej ręki. To jest podstawowa pozycja zapaśnicza jaką chwytamy kogoś – za czyjeś plecy i za czyiś triceps. W tej pozycji siłowo się przepychamy. Trener po kilku przepchnięciach powiedział, że mamy iść na maxa – max siły i max opór. Powiedzieć, że mam siłę trzech chłopów to przesada, ale dwóch – to raczej tak. Ćwiczyłem z najlepszym moim ziomkiem z MMA, lżejszy ode mnie o około 10-15kg. Przepchnąłem go na drugą stronę salki bez problemu, bo on nie trenował siłowo ciężarami. Pod koniec nie wytrzymał. Zrobił obrót i chciał mną rzucić na siatkę, użyć mojej siły i po prostu mną pierdolnąć, takie zapasowe aikido. Pękł. Jego psychika pękła i nie dał rady opanować tego, że został zdominowany. Nie dał rady również mną rzucić, może z braku doświadczenia czy mojej wagi, a może mojej szybkiej reakcji. Ja się lekko przewróciłem i siłą obrotu udało mi się nim rzucić i chłopak poleciał na tą siatkę w powietrzu, robiącą za ścianę, i się od niej odbił. Oboje przez to znaleźliśmy się na macie. Powtarzam – z ziomkiem bardzo się polubiłem, ale i tak „wysiadł psychicznie” w momencie próby, kiedy po prostu okazał się o dużo za słaby. Nie żartował po tym, nie wytłumaczył się w żaden sposób. Faceci mogą być w grupie i trzymać się razem tylko wtedy, kiedy: nie ma kobiet w okolicy (np. wojna), albo te kobiety są pod całkowitą kontrolą (islam). Jeżeli tak nie jest, mamy coś w rodzaju wolnego rynku. Oznacza to, że jesteśmy względem siebie pierdolonymi KONKURENTAMI. Konkurujemy ze sobą naszą „jakością”, obyciem, osobowością, obrotnością, zdrowiem psychicznym, fizycznym. Dlatego w tym systemie nie będziecie NIGDY mieli jebanych przyjaciół, jeżeli nie macie wokół siebie ziomków na SWOIM poziomie. Jeżeli jesteście na przysłowiowym dnie, to możecie się kumplować z podobnymi sobie, ale prawie nigdy z osobami, które są wyżej. Ciężko podjechać nowym merolem z uroczą damą ze sobą, pod faceta wychodzącego z fabryki za 3k, który oszczędza na spodnie i liczyć na ciepłą i SZCZERĄ relację. To tak nie działa. Jak zaczniecie się wybijać, to NATYCHMIAST zaczyna się „odcinanie” tych, którzy są niżej. Ludzie nie wytrzymują napięcia w klimacie „wolnego rynku” i trzymają się z reguły we własnych klimatach i grupach. Ciężko tę regułę złamać. To jest coś, czego Panie Szanowny Iceman raczej nie dostrzegasz – chociaż sam pisałeś ostatnio na forum, że cipka oślepia – to nie do końca tak i nie chodzi tylko o cipkę, to tylko małe ujęcie tematu, mały wycinek. Mówisz o męskiej braci, trzymaniu się razem i tak dalej. Jest to trochę nierealne w obecnych czasach. Trzymać się możesz wręcz wyłącznie z PODOBNYMI SOBIE albo z drugiej strony - tymi, którzy temat odpuścili, mają go przerobiony. A faceci mają niewyobrażalny problem przerobić seksualność i nie być o nią zazdrosnym. Ja jestem wysoki i trochę ładniejszy od diabła. WIEM jak kolesie na mnie reagują, gdy idę z kobietą. Mógłbym na ten temat książkę napisać - naprawdę. Ludzie, którzy tego nie doświadczyli, KOMPLETNIE nie rozumieją jak to działa i patrzą na jakieś „bratania się” z obcymi facetami jak na okazję. W rzeczywistości to jest złudzenie. A nawet urojenie. Miałem masę sytuacji, kiedy obcy kolesie dosłownie zachowywali się jak chorzy psychicznie, kiedy szedłem z laską 7+ i widać było, że między mną a laską jest coś więcej. Cud, że z nikim się nie lałem - kilka lat temu zakładałem nawet na ten temat temat na forum. Tylko jedna z sytuacji jaką przytoczę to ta, kiedy stałem z laską koło dworca, kiedy ona czekała na pociąg. Miałem wtedy około 25 lat, dziewczyna patrzyła na mnie jak na milion dolarów, którym notabene przecież jestem , i przechodzący obok facet, około 40-tki, dosłownie się zatrzymał w odległości 5 metrów od nas i patrzył na mnie jakbym mu coś osobiście zrobił bardzo złego, przez około 5 sekund. Wyglądał na całkiem schludnie ubranego, miał marynarkę, żaden patol. Wyglądało to bardzo, bardzo źle. Miałem wrażenie, że zaraz się na mnie rzuci. Po tym czasie po prostu się odwrócił i poszedł. Ot i różnica potencjałów i co ona powoduje. Bratanie się? Z takimi gośćmi, jeżeli tacy to jest (wewnętrznie) większość, a nie mniejszość? Come on. Dlatego to z brataniem się to jest szczytna idea, ale nie za bardzo działa. Działa to do momentu, kiedy faktycznie ludzie są nisko i na dnie. Kiedy zaczną się ktoś wybijać trochę – np. z ludzi bez mieszkania będą je mieli czy bez samochodu nagle ten samochód będą mieli, np. Skodę Fabię, to nic wielkiego się nie dzieje. ALE kiedy ktoś podjedzie nowym Merolem, to taka grupa NATYCHMIAST wyrzyga z siebie tego dawnego „obitego” człowieka. A jeszcze nie daj Boże, pojawi się bardzo atrakcyjna kobieta. To już jest GAME OVER. OVER! Nie wyrzyga go grupa, jak nie będzie ta grupa o sukcesach wiedzieć i będą ukrywane. Fakt, że tyle węży tutaj zaczęło kąsać jak poczuło moją słabość w tym temacie (bo dostałem kilka reakcji „haha”), świadczy o tym, że oni WIEDZĄ, że mi się lepiej powodzi i w momencie słabości – chcą atakować - coś jak ten facet na dworcu. To jest klasyczny problem ludzi u góry - spodziewanie się ataku dołu. Problemem nie jest to, że ja potencjalnie kłamię. Prawdziwym problemem jest to, że ja piszę prawdę albo mogę pisać prawdę. A to jest kompletnie nie do wytrzymania, bo zestawia to ze sobą i swoją pozycją. Robert Greene opisywał podobne zachowanie w Prawach ludzkiej natury, fragment jest tak dobry, że postanowiłem go wrzucić. Jak nie dostaliście w spadku precjozów, super możliwości – czyli zakładam, że >99% społeczeństwa – to trzeba ZAPIERDALAĆ. Nie ma innej możliwości, poza żalami związanymi z kompletnym odpuszczeniem. Płakanie nad tym, że jest się obitym przez życie powinno być jak najkrótsze. Kiedy przeciętny facet płacze po lasce tygodniami, pomstuje w myślach, to ona już układa sobie życie z kimś nowym. Żałoba powinna być jak najkrótsza a nie CELOWO PRZEDŁUŻANA. Życie nie służy celowemu użalaniu się nad sobą i wszystkim wokół. Życie to nie użalanie się. Dlatego wrzuciłem ten materiał i stworzyłem ten temat. Tutaj są dobre chłopaki, ale wielu jest tragicznie nieogarniętych, zniwieściałych, co prawdopodobnie wynika z tego, że większość jest z dysfunkcyjnych rodzin z problematycznym ojcem, którego najczęściej nie mieli - fizycznie czy emocjonalnie. Nikt im nie pokazał co to znaczy być mężczyzną, więc są bardziej kobiecy – ukrywający się, bierni, czekający „aż same przyjdą”.. etc. Styl kobiecy. Dan mógł zostać kompletnie niezrozumiały, bo ON MA TAKI STYL. To jest styl twardego gościa, który po prostu IDZIE I ROBI. Czyli jest przeciwieństwem tego wiecznego mielenia: a czy mam szczękę, a czy mam wzrost, czy mam spadek, a czy mam kurwa czarnego kutasa 30cm… Dana można naprawdę nie lubić i ja to kompletnie rozumiem. W 100% to rozumiem. Ten facet wygląda na ciężko pojebanego, ale w tym szaleństwie po prostu jest metoda i to, co on mówi ma sens. Znalazłem „wprowadzenie do jego osoby” i to jest najbardziej wartościowy film jaki widziałem w necie od bardzo dawna. To jest po prostu złoto i jestem w szoku, że zrobił ten materiał tak młody koleś. POLECAM! Psychologia jego metody jest prosta - on chce złamać psychikę człowieka i albo ktoś się załamie, ale użyje tego całego wkurwienia i pójdzie do przodu. Tyle i aż tyle. Musicie zrozumieć, że to mazanie się nad sobą, czajenie się, płakanie nad PiSem czy PO i gdzieś w duszy niewolnicze liczenie, że „samo przyjdzie”, co jest część mentalu niewolnika, prawdopodobnie NIGDY KURWA NIE SPEŁNI SIĘ I NIGDY NIE NADEJDZIE. Sami musicie sobie iść i wziąć, cokolwiek chcecie. To mówi Dan Pena. Bo on rozumie jak działa życie – jak mówił, on buduje MĘŻCZYZN. Większość obrażalskich kolesi, to chłopcy w dorosłych ciałach, żyjącymi złudzeniem, że rozumieją życie. Wszystko wiedzą, wszystko rozgryźli, wszystko przeczuwają. Jest tylko jeden problem. Nic, kurwa, nie mają. I pewnie nic mieć nie będą. Takich ludzi w życiu się UNIKA – którzy wszystko wiedzą, a nic nie mają. Duzi chłopcy – gotują się wewnątrz, popisują się, obrażają, podkreślają swoje niepowodzenia, czekają na pogłaskanie po główce, ale jak na dzieci przystało, wielu rzeczy się boją a konfrontacja ze sobą (czyli z prawdą) wydaje się najgorszym, co może takiego kogoś spotkać. Prawdopodobnie większość ludzi tutaj miała zjebaną rodzinę, która się nimi nie interesuje, albo bardzo słabo. Wręcz nikt się wami kurwa nie interesuje – mną też. Wręcz nikogo to skowyczenie nie interesuje. Takie rzeczy rozwiązuje się samemu. Możecie szukać pod mikroskopem spadku u ludzi, którym się udało i liczyć rozmiar szczęki linijką czy na pewno się tabelka z SMV zgadza, ale kiedy to robicie, są faceci, którzy ogarniają sobie laski, którzy nie wiedzą o tym całym szczękowym gównie, jak i ludzie, którzy się bogacą, bo coś zrobili, czy wychodzą ze swoich traum bo wiedzą jak. Czytanie ciągle tego samego jest regresją życiową, a nie progresją. Takie „niskie” zachowania, bazujące na „tłumaczeniu sobie” pewnych rzeczy są, z tego co obserwuję, żałosne. To jest tak samo słabe i żałosne jak pillowiec, który żyje w świecie sekty, a więc utartych, niekwestionowalnych frazesów i nie może w żaden sposób zrozumieć dlaczego Lewandowska najpewniej robi rogi Lewandowskiemu ( https://twitter.com/szeftwitera/status/1700406858031182098). Dla takiego gościa jest to nie do pojęcia, biorąc pod uwagę jaki Lewy ma hajs i status. Przecież zgodnie z upośledzą teorią głoszoną przez upośledzonych społecznie ludzi, nie powinno tak być. PRAWDA? No właśnie nie. Prawie zerowe zrozumienie realnego świata, a tylko youtubowo-unikowe. Jak już głośno tutaj pisałem od dawna, że redpill jest dla osób nieogarniętych i jest zradykalizowanym stekiem kłamstw, to stanąłem ością w gardle ludziom, którzy tą tzw. „wiedzę” kochają. Bo oni poczuli się gorsi. Problem w tym, że jak rośniesz, rozwijasz się, to rozumiesz, że świat za dużo złego ci nie zrobił, a tylko ci się wydawało, że zrobił. Gdy urosłeś to patrzysz z góry na ten syf, NAD KTÓRYM SIĘ WZNIOSŁEŚ, i myślisz: co to, kurwa, za pierdolenie? A ludzie, którzy nie rosną, czują się bardzo obrażeni, że zabiera im się ich „pigułkę przeciwbólową”, gdzie mogą sobie ulać syfu bezkarnie w necie. Przekonania wynikają z tego, co komuś się przytrafia. Tym, co są na dnie, przytrafiają się głównie negatywne emocje, które mają ujście w postaci tej ideologii. Tak samo jak obrzydliwym, otyłym, zlewaczonym feministkom, które postulują #killallmen. Nie ma za dużej różnicy. Tutaj nawet siłowo trzeba było przepchać, żeby na kobiety nie pisać l#ocha, bo źle to wygląda, chłopaki nie dawali sobie rady z własnym strachem i pretensjami do kobiet, których chcą, a im się nie udaje. L#cha jest w końcu samicą wieprzka. W życiu nic tutaj nie obiecuje. Nikt nie płacze po facetach, a raczej facecikach, jeżeli ucinasz sobie za życia kutasa. Pewnie nikogo nie obchodzisz, tak jak Ty szczątkowo interesujesz się innymi i ich głębokimi problemami, a tylko swoją własną, szanowną osobą. Idąc miastem mijasz kilkadziesiąt, a może kilkaset osób, które mieli/mają depresję, rozważało myśli samobójcze, a jakoś to za sobą ciągną. I co? I nic. Trzeba sobie z takimi rzeczami radzić. To jest zadanie dla siebie i chwili samotności ze sobą. Jestem fanem gier Assassins Creed – cóż, sentyment z młodości. Wrzucam z tego kawałek mindsetu, jaki powinno się mieć, żeby coś osiągnąć, nie ważne gdzie. „Ja jestem autorem własnego szczęścia”. O swojej pozycji w znaczącej mierze decydujemy my, poprzez podświadomość i działania. Podświadomość załatwia to, co czasem nazywa się szczęściem. Jak wasza podświadomość nie rzuca wam pomysłów, żeby ułożyć życie, to znaczy, że macie bardzo dużo do roboty. I jeszcze jedna rzecz. U wielu osób huknęła tutaj dupa z bólu, że „miliarder mnie obraża”. Wiecie, chłopaki, o co chodzi? Kiedyś był materiał w necie, gdzie bardzo grube kobiety krzyczą oburzone jak facet im powiedział, że najlepszy sposób, żeby schudnąć to nie jeść tyle i więcej ćwiczyć. Wybuchły – i to mocno. Myślicie, że to tylko dotyczy kobiet? Dotyczy ten mechanizm każdego człowieka, bo wszyscy jesteśmy pod tym względem do siebie podobni. To jesteście wszyscy wy, którzy szukali fake’u, spadku, oszukiwania, szczęścia czy czego tam jeszcze. To jest DOKŁADNIE ten sam mechanizm, obrażania się, że miliarder mi powiedział prawdę. Nie da się zniszczyć prawdy, to trzeba jej autora, a jak zniszczy się autora, to prawda zniknie wraz z bólem - tak myśli ego. Myślicie, że to kobiety nie lubią prawdy, jak czasem się tutaj sugeruje? Wszyscy jesteśmy podobni do siebie w tych mechanizmach. I straumatyzowani. Każda osoba tutaj doznała jakiegoś syfu, dlatego wyrzuca z siebie w niewygodnych momentach ten cały ból. Kwestia tego, jak tylko to zintepretujemy – jako napęd do działania czy jako „koniec świata”. Trauma to nie jest rzecz, która ci się przytrafiła, ale to, co dzieje się w tobie w wyniku tego co ci się przydarza. Także dla mnie to jest już powolny koniec z tym miejscem. Może zobaczymy się w komentarzach, jeżeli uznam, że warto komuś pomóc. Może już nie. Nie obiecuję czy coś więcej napiszę, czy nie. Tylko proszę, nie piszcie o tym legendarnym, żeby zachować to do siebie, nie ogłaszać tego bo nie jest to lotnisko, żeby ogłaszać swój odlot, tl;dr, czy innej formie agresji. Ja wiem jak to działa i darujcie sobie projektowaną agresję, bo boli. Bo tak mnie umoralniało tutaj masę ludzi, tak pracowało nad moją pychą i arogancją, a w momencie próby pod tymi umoralnieniami wychodzi tak naprawdę o co chodzi. Chodzi o zwyczajne wyrzyganie z nieświadomości swojej zazdrości, poczucia niższości i tego, że burzy się wygodny kurwidołek, jak mawiał klasyk. Cokolwiek napiszecie, ja i tak będę pracował dalej - nie ma to żadnego znaczenia dla mojej osoby. Podsumowując – trzeba zapierdalać, cokolwiek się chce. A nie mazać się bez ustanku. A czy zmotywuje was poprawi jakość pracy Dan Pena czy ktokolwiek inny – nie ma różnicy, liczy się tylko efekt. Dostałem oszczerstwo w opisie bana, że ja tutaj terroryzuje innych, kto ma inne zdanie – „Natomiast ty cały czas jeszcze bardziej ich dojeżdżasz swoim nieobiektywnym, negatywnym zachowaniem. Ludzie skarżą się na ciebie i boja cokolwiek napisać bo ty tylko ich krytykujesz zamiast doradzić, pochwalić, zmobilizować.” Cóż, tutaj ktoś wrzucił linki do tych ludzi, komu pomagają inni. Czy ja kogoś terroryzowałem, że nie tylko Dan Pena ma rację? Oczywiście nie. Prostowałem tylko fałszywe, pełne hipokryzji, przegrane materiały. W swój sposób – trochę autorytarny, fakt. Na PW piszą do mnie ludzie z chęcią pomocy – nikogo nie sprzezywałem, każdemu pomogłem jak mogłem. Ci, którzy pisali, mogą to potwierdzić. Cała reszta o mojej arogancji, chamstwie i terroryzowaniu to może projekcje, a u większości ludzi donoszących – zazdrość i ból. Jestem sam może delikatnie arogancki zewnętrznie, jednak nie trzymam tego wewnątrz. Dziękuję za pouczenia, wiem o tym. Mam nadzieję, że z moim odejściem spożycie Xanaxu się tutaj zmniejszy, skoro chłopakom aż tak siada psycha. Całe moje życie to była chujnia, dlatego wziąłem rozwój bardzo poważnie i ktokolwiek mi powie wartościowe rzeczy, jest u mnie respektowany. Nie jest istotne, czy kogoś obraża czy nie. Miałem dwa momenty, gdzie naprawdę mi coś w głowie „przeskoczyło”. Raz, kiedy leżałem na brzuchu na węglu, który wcześniej wrzuciłem, prawie pod sufitem w małej komórce, żeby ułożyć równomiernie ten węgiel – za jakieś grosze – a dwa, idąc miastem, widziałem w oszklonym budynku korposzczurów, którzy siedzieli w boxach i pracowali. Przeraziłem się, bo miałem świadomość, że mogę tak skończyć. Postanowiłem pracować, ryzykować i żyć marzeniem, że moje czerwone Ferrari, kabriolet, marzenie z dzieciństwa, będzie moje. Wynika z tego, że było warto, bo za niedługo może być naprawdę moje. Warto było. Trzymajcie się, Panowie. I trzymam kciuki za tych z was, którzy podejmują rękawice i nie godzą się na życie we własnych jękach – jak i żalu i przeplatane również jękami przed pornografią. Angole mają powiedzenie – beggars are not choosers – czyli żebracy nie są wybierającymi. Więc życzę mocy, aby tym żebrakiem przestać być. To jest najważniejszy moment w życiu – przestać się czaić, a włożyć rękawice na łapy. Mam nadzieję, że to nie zostało zinterpretowane jako atak, tylko wyjaśnienie sprawy z mojej perspektywy. Nie proszę o bana, bo piszę/pomagam na PW jeszcze kilku ludziom. No i przez moje wyjaśnienia mam nadzieję, że na to nie zasłużyłem. Zwyczajnie wyjaśniam o co mi chodzi. Większość tematów na forum opiera się na niekończącym się strachu (a szczególnie te o szczękach vs wzrost itd.). Strach prowadzi do wyobrażeń na temat tego co się jeszcze nie wydarzyło, a to do rezygnacji – czyli samoobrony własnej osoby. Skoro strach jest ukrytą nienawiścią, to nie ma sensu rozpisywać się ciągle na prawie ten sam temat – gdyby ktoś szukał, to dzieliłem się na forum, i to nie jeden raz, w swoich tematach materiałami, żeby sobie pomóc psychicznie. Można chociażby szukać tematów związanych z nadmiernym myśleniem i analizowaniem. Pamiętajcie, że przegrani walczący o „prawdę o kobietach”, czy czymkolwiek związanym z osiąganiem czegoś najwyższej ligi, są jak komuchy walczące o wolność i dobrobyt dla ludu. Oni bardziej stosują metodę pieczarkową – jak urośniesz za wysoko, to się człowieka ścina. Są jak Kreml – a Kreml nikomu oświecenia nie wybacza. Prawdziwy przegrany nie jest w stanie wytrzymać prawdy i czyjegoś sukcesu. Wysiada mu psycha. Dla tych, którzy wytrwali i przeczytali, wrzucam perełkę, którą odkryłem przypadkiem. To jest chyba bezcenny kanał, od człowieka, który wie co mówi. Może dotyczy to walki, ale życie w pewnym sensie to walka i psychologia sportu jest mocno związana z psychologią osiągania - https://www.youtube.com/@PsychologyOfTheFight/videos - nie ma to nic wspólnego z płakaniem, narzekaniem, szczękami, spadkami, czy Bóg jeden wie jeszcze czym, co ludzie sobie wymyślają, żeby obronić własny wizerunek i ego. Powodzenia dla każdego z kolei i każdemu z osobna, bo życie nie jest proste i nigdy nie było – jednak teraz mamy przywilej, że jest o setki razy bardziej proste niż jeszcze 100 lat temu. Warto z tego skorzystać. Tyle chciałem przekazać, bo ja już jestem „po”, a dokładnie wiem co to znaczy być „przed” i w dodatku na dnie. I warto to wkurwienie wykorzystać, zamiast pielęgnować w celach użalania się, i stosować wiecznie metodę ślepej kury, żeby cudem w końcu coś się trafiło. To najgorszy sposób na życie, jaki można wybrać. Tyle przydługiego tekstu ode mnie. Bawcie się życiem dobrze, bo jest bardzo krótkie i ostatecznie nic poza nim nie mamy – nie warto spędzić tego jedynego życia w piwnicy, obrażając się i żyć z wiecznymi pretensjami. A każda sekunda spędzona na bezcelowym klikaniu jest tylko następnym gwoździem w trumnie, który można wykorzystać inaczej - na konkrety, rozwój, zabawę czy nawet modlitwę, jakkolwiek to brzmi dla człowieka w tych czasach. Tik-tak, tik-tak czas ucieka - i nigdy nie wraca. Nie warto go zmarnować. Wydaje mi się, że chyba całą moją bytnością na tym forum, tym tematem, pomaganiem i innym, chciałem przekazać tylko to. M.
    30 punktów
  42. Od lat świadomych obserwuję pewien wzór. Wzór zachowania ludzi, którzy odnieśli szeroko rozumiany sukces. Szczególnie finansowy i głośno się tym lansują lub są na medialnym świeczniku. Obserwują w ramach bańki swojego miejsca zamieszkania. I lokalnych biznesów, powiatowo-wojewódzkich celebrytów. Aktualnie znanych i podziwianych, takich którym się zazdrości. I chciałyby się być na ich miejscu. Przypuszczam że jest on skalowalny. I da się przełożyć na większą skalę jaką jest 'świat'. Wszyscy oni lubią podkreślać 'swój wkład' w osiągnięcie sukcesu. Że mają w sobie coś wyjątkowego. Talent. Pracę. Spryt. Nastawienie psychiczne oraz mentalne. Filozofię życie, która rozgryza zasady rzeczywistości i pozwala surfować na falach życia. Zarówno tych wznoszących jak i tych spadkowych. Sukces jest po prostu w 100% poczętym i urodzonym dzięki ich zajebistości dzieckiem. Gdy spojrzymy szerzej nie da się nie zauważyć podstawowej zmiennej ich 'wyjątkowości'. Szczęścia i korzystnego splotu okoliczności. Przykład - lokalny deweloper pan P. i fortuna zbita w ciągu ostatnich kilku lat na mieszkaniach. Ale jego ex-wspólnik z 10 lat temu stwierdził, że zainwestuje miliony w grunty orne. Pod odrolnienie i sprzedaż domów jednorodzinnych. Kupił. Weszła rygorystyczna ustawa o ochronie gruntów rolnych i finito. Gość został z milionami włożonymi w rolę. I czeka na zmianę prawa. Jeden miał fart. Drugi go nie miał. Bracia S. Dorobieni na sprowadzaniu aut. W którymś momencie ich drogi się rozeszły. Młodszy został w branży. Starszy zabrał się za dilowanie maszynami rolniczymi. Rynek importu aut zdechł śmiercią naturalną, młodszy został z niczym. Starszy trafił na okres dopłat do rolnictwa i boomu na maszyny. Lokalny fabrykant, sp. z o.o. Właściciel kilku bizesów, od restauracji po usługi księgowe i fabryczkę. Współudziałowcy zanim zażarła ich aktualna spółka. Byli licytowani komorniczo ze trzy, jak nie cztery razy. Dopiero za 4 czy 5 razem udało im się 'wstrzelić' i zarobić. Duży podwykonawca robót budowlanych, pan M. Potężny wzrost firmy na fali hossy 2004-2008r Wyłożył się w ciągu roku na próbie renowacji hal pofabrycznych. Aktualnie bankrut. Bracia Z. Potentaci doradztwa kredytowego w CHF w okolicach 2007r. Chyba pierwsi posiadacze Porsche 911 w mieście na lokalnych tablicach (nie lizingowane). W lokalnych klubach sprzed 15 lat znani z rozrzucania kasy na bani. Bolesny zjazd z końcem hossy kredytowej, przeżarcie majątku i wymuszona emigracja za chlebem. Jak któryś z kolegów wspomniał. Syndrom błędu przeżywalności. Każdy pałuje się Jobsem czy Gatesem i ich mitem jak zaczynali w garażach. Ale takich Jobsów czy Gatesów pod koniec lat 70 był Legion. Gdzie reszta? No właśnie. Ja wiem, że samo szczęście nic nie da. Bo ludzie potrafią nie wykorzystać danej szansy. Czy po prostu jej nie zauważyć. Ale samo wstawanie o 4 rano. Recytowanie i praktykowanie katechizmu darwinizmu społecznego. Medytacje, afirmacje i sukcesfulne sieci kontaktów. Niewiele dadzą. Jak nie dopomoże uśmiech Fortuny. A z nią, jak przystało na kobietę, bywa kapryśnie. I bardzo, bardzo zmiennie.
    30 punktów
  43. Chciałem się z Wami podzielić moją historią i lekcjami, które z niej wyciągnąłem. Może komuś się to przyda, może ktoś wyciągnie dla siebie z tego odpowiednie wnioski. Może ktoś jest w podobnej sytuacji i stoi na rozdrożu tak jak ja stałem swego czasu. Z drugiej strony wiem po sobie, że najwięcej człowiek się uczy (przynajmniej powinien) na swoich błędach. Teraz kiedy na to patrzę z perspektywy czasu na chłodno ta historia nie odbiega od wielu, które przeczytałem na tym forum. Mój związek trwał 10 lat z czego 7 lat byliśmy małżeństwem. Moja była żona jest od mnie starsza prawie 5 lat. Była już wcześniej mężatką ale kiedy się poznaliśmy była już od roku po rozwodzie i miała z poprzedniego małżeństwa córkę. O ile różnica wieku mi nie przeszkadzała o tyle dziecko było wyzwaniem - nie miałem w tym doświadczenia, nie wiedziałem do końca na co się decyduję. Byłem gówniarzem, jak teraz na to patrzę i zaryzykowałem. Niewiele zarabialiśmy - oboje pracowaliśmy w budżetówce. Ona mieszkała w małym miasteczku w domu u rodziców (2 domy na jednej działce) a ja mieszkałem jeszcze z rodzicami. Na początku wspólne mieszkanie nie wchodziło w grę. Codzienne dojazdy do pracy - razem 100 km generowały za wysokie koszty na moja kieszeń. Ale po 3 latach zmieniłem budżetówkę na korpo i było mnie stać więc podjęliśmy decyzje o wspólnym zamieszkaniu u niej. Z jej córka dogadywałem się bardzo dobrze - traktowałem dziecko jak swoje. Z czasem biologiczny ojciec zniknął z życia a ona zaczęła do mnie mówić tato z czego byłem bardzo dumny. Kilka słów o rodzinach. Moja raczej (zdecydowanie) dysfunkcyjna: matka wszystkiego się bojąca, pasywna całe życie i niedecyzyjna - przyjęła rolę kuli u nogi i od kiedy ja i moje rodzeństwo staliśmy się dorośli to cały czas musimy ją ciągnąć za sobą. Przyjęła na siebie rolę ofiary i nie zrobi nic sama tylko czeka aż, najczęściej ja zrobię wszystko za nią. Rozwinęło się to do tego stopnia, że kilka lat temu po kolejnej awanturze z moim ojcem i rękoczynami pojechałem do nich do domu spakowałem ją i wywiozłem do jej matki a ojca w przypływie emocji strzeliłem tak w pysk, że wybiłem sobie bark. Nie żałuję. Od tego czasu żyją osobno. Ojciec jak można wywnioskować przemocowiec. Zakompleksiony, niezaradny i nieodpowiedzialny. Regularnie wprowadzał terror w domu - awantury, rękoczyny, itd. Generalnie wszystko co ma to dostał od rodziców (jedyne dziecko) i jego jedynym obowiązkiem było się utrzymać czego i tak nie potrafił. Ale wiadomo - specjalista i autorytet w każdej dziedzinie życia od prowadzenia biznesu po stosunki międzyludzkie. Siostra w normie, brat - najmłodszy, niestety kopia ojca z tym, że nie macha rękami. Jej rodzina: ojciec lekarz - większość czasu w pracy (praktycznie mieszka w szpitalu), spokojny. Matka - z małej miejscowości, żadnej kariery nigdy nie zrobiła i od 40-go roku życia nie pracuje i siedzi w domu. Zatrudniona fikcyjnie w gabinecie swojego męża. Po jej biznesach zostały mu tylko długi do spłacenia i w sumie rozumiem, że posadzenie jej w domu było zwyczajnym ograniczeniem szkód finansowych jakie robiłaby dalej jako businesswoman Ale oczywiście w swoim mniemaniu kobieta sukcesu przechwalająca się przy każdej okazji i pomniejszająca jakiekolwiek zalety męża. Wiecznie dominująca w domu i w towarzystwie aż do umęczenia wszystkich. Fanatyczna matka-polka - dzieci to jedyny sens istnienia i należy im we wszystkim pomagać. Brat mojej byłej żony - typ panicza. Starszy ode mnie ale wszystko: „tata daj”. Mieszkanie, samochody, życie - wszystko opłacane z pieniędzy teścia. Kiedyś mi było żal, że wszyscy na nim (teściu) tak żerują ale teraz widzę, że przecież sam do tego doprowadził. Ze szwagrem nie miałem żadnej zażyłości. Tolerowaliśmy się ale nigdy nie przyjaźniliśmy ani nie mieliśmy cieplejszych stosunków. Nie odpowiadał mi nigdy jego model Piotrusia Pana. Wracając do historii. Żyło nam się dobrze. Ona nadal w budżetówce a ja postanowiłem, że dam z siebie wszystko i będę awansował. Pracowałem dużo, 2 razy więcej niż żona ale też często awansowałem i dzięki temu zarabiałem coraz więcej (więcej niż ona) i było nam wygodnie. Dziecko musiało mieć wszystko co najlepsze i to zaraz. No ale żyliśmy na dobrej stopie więc czemu nie? Były same dobrze rzeczy, dodatkowe zajęcia, wyjazdy na wakacje 4 razy w roku - bo ona jak każda kobieta jest podróżniczką… No ale żeby na to zarobić trzeba było tyrać, tzn ja musiałem tyrać bo wymagania rosły. Alimenty dla dziecka to były jakieś grosze i zreszta nie spływały więc był sąd i komornik z byłym małżonkiem. Nie włączałem się w to. Uważałem, że to nie jest moja sprawa. Dla mnie ważne było, że były małżonek się nie pojawiał w naszym życiu co generowało niepotrzebnie niezręczne sytuacje. Ogólnie nie ingerowałem w stosunki biologicznego ojca z dzieckiem - uważałem, że to nie moja sprawa i nigdy nawet nie rozmawiałem o nim w towarzystwie dziecka. Ich kontakt z czasem sam się urwał ale pod koniec małżeństwa oczywiście ja zostałem obarczony winą za to No cóż taka dola. Jak już wcześniej napisałem wybrałem pracę w korpo w branży IT - wielu myśli, że to kraina mlekiem i miodem płynąca ale niestety coś za coś. Korpo wyciska jak cytrynę - za dobrą kasę oferuję pracę non-stop, wypalenie zawodowę i wiele innych benefitów Ale wybrałem tą drogę świadomie i wiedziałem co mnie czeka. Jest potencjał do zarabiania dużych pieniędzy ale trzeba poświęcić dużo czasu i zdrowia inwestując w siebie i samorozwój. Nie narzekałem - grałem w grę, której zasady były mi znane od początku i decyzje podjąłem świadomie. Moja małżonka pracowała po 20h tygodniowo a ja 60h. Ale ona zarabiała 5k mc a ja 20k a później jeszcze więcej. No i to też był problem bo wiecznie ze mną rywalizowała i ja nie rozumiałem dlaczego bo przecież robię to wszystko dla nas i kasa spływa na wspólne konto - to był duży błąd jak się później okazało. No więc żyło nam się dobrze, zainwestowaliśmy dużo kasy w wyremontowanie domu, w którym mieszkaliśmy (budynek gospodarczy przebudowany później na dom). Chociaż dom formalnie należał do niej a ja nie miałem do niego żadnych praw. Po ślubie w międzyczasie pojawił się pomysł wspólnego dziecka - oczywiście pomysł nie mój bo ja jakoś nie miałem nigdy parcia na posiadanie dzieci ale małża naciskała bardzo i dla świętego spokoju się zgodziłem. Próbowaliśmy wszystkich możliwych metod ale nie było nam dane. 3 próby in vitro skończyły się fiaskiem mimo wyników płodności w normach - teraz tak myślę, że jakaś opatrzność nade mną czuwała, chociaż wierzący nie jestem. Małża załamana a ja skupiłem się na tym co mamy: jej dziecku z pierwszego małżeństwa i zapewnieniu im jak najlepszych warunków. Po czasie wpadła na pomyślą adopcji jej córki przeze mnie - na szczęście się na to nie zdecydowałem. Po kilku latach zacząłem się dusić wieczną obecnością teściów pod oknami, wiecznymi „gorącymi prośbami” teściowej i problemami kiedy chcieliśmy rozbudować dom - bo widok z okna w jadalni będzie im zasłaniał (teściowej). Brakowało mi prywatności. Zaczęło też mnie irytować to, że całą uwagę musimy skupiać na dziecku. Moja żona była tak zafiksowana na punkcie córki, że cały nasz wolny czas był podporządkowany dostarczaniu jej rozrywki i organizowaniu czasu. Więc po pracy jeździłem z nią na dodatkowe zajęcia, baseny, konie i itp. Moja żona w tym czasie siedziała w domu bo była zmęczona. Obowiązkami domowymi też musieliśmy się dzielić równo po połowie bo przecież równouprawnienie Ale jak trzeba było w ogrodzie posprzątać lub trawnik skosić to ona jednak nie lubi No więc ilośc pracy, obowiązków domowych i wieczne bieganie wokół bąbelka było irytujące, do tego nie otrzymywałem żadnej wdzięczności za wkładany wysiłek a na liście priorytetów mojej żony byłem gdzieś pod koniec - za psem :). Podjęliśmy decyzje (pod moim naciskiem) na wyprowadzkę do dużego miasta. Zmieniłem pracę i w tygodniu pracowałem a w weekendy zjeżdżałem do domu. Odkładałem każdy grosz jaki mogłem żeby jak najwięcej mieć na wkład własny przy zakupie mieszkania. Dysproporcje między naszymi zarobkami były ogromne. Jednocześnie moja „myszka” podjęła decyzje o tym, że odchodzi z pracy bo skoro ja się rozwijam to ona tym bardziej ma do tego prawo! I postanowiła otworzyć swój biznes - oczywiście trzeba było w niego sporo zainwestować ale przecież „nas stać” a to, że odkładamy na mieszkanie i, że ja od kilku lat w tych samych spodniach chodzę bo oszczędzam to tylko szczegół No ale chooy czego się dla myszki nie robi. Jeszcze dałem się namówić na drogi wyjazd do Tajlandii bo przecież ona zawsze chciała tam pojechać i nas stać a ona się dusi, że tylko te pieniądze odkładamy a ona chce żyć! Teść zaoferował pomoc finansową, którą odrzuciłem, bo powiedziałem przy wszystkich, że jesteśmy zdrowi i samodzielni i na nasze własne wydatki jesteśmy w stanie zarobić sami - co wywołało oburzenie u teściowej bo był to przytyk do panicza Ogólnie po rozwodzie zauważyłem, że było dobrze kiedy myszka i bąbelek dostawały wszystko czego chcą: wyjazdy na wakacje 4 razy w roku, wyjścia do restauracji, zakupy na poprawę humoru itd… Jak tylko pojawiała się proza życia to myszka zaczynała generować wyimaginowane problemy. Kiedyś przyszła z pomysłem, że ona to w sumie mogłaby być moją „utrzymanką” jak już zarabiałem wystarczająco dużo. Pomysł wyśmiałem i powiedziałem, że nawet jakby to nie miało żadnego wpływu na nasz budżet to do pracy będzie chodzić bo nie wyobrażam sobie, żeby siedziała w domu i pierdziała w fotel jak jej matka. No i równouprawnienie przecież Z bąbelkiem było podobnie: jak się zachwycałem jakie cudowne i rozpieszczałem to było ekstra a jak pojawiały się wymagania lub trzeba było ponieść konsekwencje nieprzestrzegania przyjętych zasad to byłem określany „żandarmem” i miałem „odpuścić” bo się stresuje biedna tym, że brudnych gaci nie wrzuca się za łóżko tylko do kosza z praniem… Paranoja. No ale małżeństwo to małżeństwo - na zawsze i czasami nie jest kolorowo. Dla mnie to była świętość. Więc pracowałem, odkładałem i rozpieszczałem. Zacząłem z czasem zauważać, że bąbelek nabiera do mnie dystansu ale myślę sobie „jest w trudnym wieku - wkracza w okres dojrzewania to minie”. Mimo wszystko nie było to przyjemnie ale ja zacząłem się czuć we własnym domu jak wróg kiedy przyjeżdżałem… Matka z córką zawiązały sojusz i nawet moi teściowie zaczęli robić mi uwagi, że jestem dla niej zbyt szorstki bo „to tylko dziecko”. Jaki szorstki? Musieliśmy poważnie porozmawiać i powiedziałem im wprost, że wychowaniem dziecka zajmują się rodzice a nie dziadkowie i niech się nie włączają w nieswoje sprawy. Podczas rozmowy małża atakowała mnie przy nich za wszystko - miała swoich sojuszników a ja byłem sam - dopiero teraz widzę jakie to było podłe z jej strony. No ale pomyślałem, że niedługo się wyprowadzamy więc jeszcze trochę wytrzymam. Znaleźliśmy mieszkanie, kupiliśmy i przeprowadziliśmy się wszyscy. Zainwestowaliśmy w kolejny oddział jej biznesu i… Przyszła pandemia. Ja chodziłem do biura mimo pandemii, żeby zachować jakiś balans. Małża z bąbelkiem siedziały w domu - głównie na sofie w salonie oglądając Netflixa całymi dniami. Jak po pracy wieczorem chciałem sobie pograć przy komputerze to oczywiście był problem bo jestem jak dzieciak i tracę czas. Jak ich jedyną rozrywką były seriale to było dobrze bo przecież to jest lepsze zajęcie Małża nie pracowała dużo - jej biznes był bardzo zależny od pandemii. Ledwo wychodziła na 0 przez pewien okres ale mąż inwestował w jej biznes i opłacał koszty związane z drugim nieczynnym oddziałem jej firmy (lokal, sprzęt, reklama itd..). Postanowiłem, że kupię sobie motocykl - zawsze się nimi pasjonowałem i teraz kiedy wszystkie inwestycje już były poczynione to mogłem zacząć o tym myśleć realnie. Zacząłem się rozglądać po rynku żeby coś kupić. W międzyczasie komornikowi udało się ściągnąć zaległe alimenty z przed kilku lat (kwota, która były miał płacić na córkę to 700 zł miesięcznie). Nasze konto zasiliło trochę gotówki. Jak można się spodziewać koszty utrzymania dziecka przez lata w większości ponosiłem ja i wynosiły one dużo więcej niż zasądzona kwota alimentów Cóż taka karma betaprovidera No ale tak się też złożyło, że znalazłem idealny motocykl. Pojechaliśmy go razem obejrzeć - podobał mi się. Moja premia miała przyjść za 1,5 mc i pokryłaby w całości koszt zakupu. Małża stwierdziła, że skoro to taka okazja to lepiej żebym kupił go teraz a premię i tak odłożymy na konto. Tak też zrobiłem i w mgnieniu oka bardzo tego żałowałem bo przy każdej okazji miałem potem wypominane, że kupiłem sobie Harleya za alimenty jej córki Ale wszystko wg mojej byłej działo w myśl zasady: ja mogę ale mi nie wolno - więc wszystkie moje inwestycję w nią i bąbelka były książkowo zracjonalizowane i uzasadnione i bez niej przecież nigdy bym nie osiągnął sukcesu bo stwarzała mi do tego idealne warunki. Tutaj miała racje: ciągłe wymagania i nieusatysfakcjonowanie tym co ma popychało mnie do zarabiania więcej Kupiłem ten motocykl i zacząłem nim jeździć to też był problem bo zamiast tego powinienem siedzieć razem z nią na kanapie i oglądać głupie seriale albo organizować imprezy ze znajomymi bo ona uwielbiała brylować w towarzystwie i strasznie łaknęła atencji. Wszystko robiła pod publiczkę żeby tylko ludzie zwracali na nią uwagę a ja wręcz przeciwnie - jestem introwertykiem i do szczęścia nie muszę się otaczać duża grupą ludzi a tylko swoim najbliższym gronem. O to też były wieczne pretensję zresztą. Tak to się jakoś bujało przez jakiś czas ale było mi źle. W swoim domu czułem się jak wróg, ona organizowała wieczne awantury podczas których nie przebierała w słowach i zniżała się do takiego poziomu, do którego ja nigdy nie byłbym zdolny byleby tylko mi dowalić, byleby mnie zranić. Nie rozumiałem dlaczego tak robi. Ona miała sojusz w domu z córką a ja z psem. W międzyczasie jej córka stawała się nie do zniesienia - okres dojrzewania plus wysokie mniemanie o sobie i przeświadczenie o własnym geniuszu podsycane przez matkę i dziadków to niebezpieczna mieszanka. Jak sobie przypomnę jej wiecznie lekceważący wyraz twarzy z półprzymkniętymi powiekami to nawet teraz ogarnia mnie wściekłość. Chociaż nigdy jej krzywdy nie zrobiłem to wewnątrz nie raz się we mnie gotowało. Tym bardziej kiedy perfidnie robiła coś wbrew ustaleniom a później stała z boku z głupim uśmieszkiem kiedy jej matka robiła mi awanturę o to, że śmiałem od niej czegoś wymagać i tylko się jej wiecznie czepiam. Tak było nie raz. Raz nawet małża wykrzyczała mi przy niej, że jest dumna z faktu, że ona mi się stawia bo to świadczy o tym, że ma silny charakter takich sytuacji było coraz więcej. Coraz częściej kłóciliśmy się przez jej córkę a kiedy jej nie było to wszystko było dobrze. Małża zaczęła notować sobie wszystko co do niej powiedziałem w trakcie kłótni i czytała to codziennie jak mantrę - uzasadniając, że jako ofiara psychicznej przemocy domowej musi mnie wewnętrznie znienawidzić bo nią manipuluję. Rozwaliło mi to mózg - nie potrafiłem zrozumieć po co to robi? Tym bardziej, że w większości przypadków to ona robiła awantury a nie ja… Zdecydowała, że potrzebujemy terapii małżeńskiej. Na początku nie chciałem tego ale po którejś kolejnej awanturze uznałem, że dalej tak nie można i może to jest opcja żeby naprawić stosunki miedzy nami. Wybrała lekarza i poszliśmy. Na pierwszej wizycie od razu wypaliła „że ona się martwi o córkę i że ona chce żeby ona tutaj była bo ma depresje itd..” Na co terapeuta zapytał ją o przyczyny dlaczego twierdzi, że córka ma depresje i kiedy usłyszał jej argumenty stwierdził, że to żadna depresja tylko wiek dojrzewania + pandemia + to, że córka widzi, że nie jesteśmy spójni jako rodzice więc próbuje nami manipulować i, że jak się upieramy to możemy zapisać córkę na osobną terapię ale tutaj skupiamy się na nas i jak naprawimy stosunki między nami i będziemy konsekwentni co dziecko też zacznie się inaczej zachowywać. Jak możecie przypuszczać małża nie była zadowolona z tego co usłyszała bo przecież „córka”… Byliśmy na kilku spotkaniach i stwierdziła, że ten lekarz jest „be” i już nie potrzebujemy terapii. No ale po kilku tygodniach poprawy życie znowu wróciło do normy i zaczęły się wieczne awantury w domu. Głównie niestety z powodu jej córki. Czarę goryczy przelała impreza sylwestrowa. Byliśmy zaproszeni do znajomych, których bardzo dobrze znamy. Prości szczerzy ludzie i sielska atmosfera, której było nam potrzeba żeby złapać trochę oddechu. Na imprezie z gospodarzem i jego szwagrem zgodnie z planem dużo popiliśmy i grillując w ogrodzie (tak w sylwestra ) zrobiliśmy sobie pijackie miśki i wpadliśmy w krzaki. Śmiechu z tego było dużo, wróciliśmy do środka i opowiedzieliśmy o wszystkim naszym małżonkom. Na drugi dzień rano małża przywitała mnie z fochem i wyrzutem, że najadła się przeze mnie wstydu bo byłem tak bezczelny i niegrzeczny, że wywiązała się bójka! Przestraszyłem się bo nie do końca wszystko pamiętałem więc jak otrzeźwiałem to zacząłem obdzwaniać gości i przepraszać za swoje zachowanie - było mi bardzo głupio i wstyd a tych ludzi szczerzę lubię. Ale co się okazało wszyscy jak jeden mąż byli zdziwieni i nie wiedzieli o co mi chodzi bo żadna taka sytuacja nie miała miejsca - i tutaj zrozumiałem, że coś jest nie tak i że to manipulacja małży (kolejna). Przedstawiłem jej fakty a ona na to, że przecież oczywiście, że oni przez grzeczność mi tego nie potwierdzą bo są kulturalni ale ona ich dobrze zna i wie co oni myślą na mój temat Wtedy to ja stwierdziłem, że potrzebujemy pomocy psychologa bo tak się tego ciągnąć nie da. Poszliśmy na terapię dla par do innego terapeuty i znowu było to samo: „bo córka bla, bla, bla..” i lekarz powiedział dokładnie to samo co poprzedni. Znowu się to małży nie podobało ale zobowiązała się, że będzie chodzić na terapie do końca. Chooya to dało szczerze mówiąc bo w na początku marca dzień przed naszą rocznicą ślubu oświadczyła mi, po kolejnej kłótni, że się z córką wyprowadza. Pomyślałem, że to blef ale ona znalazła mieszkanie i powiedziała o tym córce. Stwierdziła, że żeby ratować małżeństwo potrzebujemy separacji - w życiu większej bzdury nie słyszałem. Nie mieliśmy żadnych realnych problemów - awantury, które urządzała dotyczyły wymyślonych przez nią rzeczy albo mojego sprzeciwu o jej brak konsekwencji wobec zachowań córki. Zawodowo nam się układało, finansowo również. Wszyscy byli zdrowi. Wiedliśmy życie, którego większość ludzi nam zazdrościła. Ale nie dla niej było zbyt nudno - trzeba było wsadzić patyk w szprychy i zobaczyć co się stanie…Obie były przeszczęśliwe a mi się świat zawalił… Byłem w trakcie zmiany pracy bo małża chciała nowego mercedesa z salonu więc poszukałem sobie lepiej płatnego zajęcia żeby wziąć leasing (wiem głupi byłem). Do końca miesiąca mieszkała za mną. Przeniosłem się z sypialni do gabinetu i codziennie widziałem jak radośnie wybierają projekty wnętrz i urządzają sobie nowe mieszkanie a ja z rozpaczy nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić… Paliłem 2 paczki fajek dziennie i prawie nic nie jadłem - wyglądałem jak wrak… Ryczałem w gabinecie przez 2 tygodnie non stop. Nie mogłem pracować - musiałem pójść na l4. Straciłem energię do życia - przestało mi zależeć. Przeżywałem to strasznie - aż sam się sobie dziwiłem, że tak mocno. Musiałem poszukać pomocy bo bałem się, że coś sobie zrobię a moja małża przyszła z pretensjami, że specjalnie to robię żeby ją terroryzować psychicznie Nasz terapeuta był na urlopie więc znalazłem innego. Starszą babkę ok 60-70 lat. Pojechałem na spotkanie i opowiedziałem o wszystkim. Powiedziała tylko, żebym na następne spotkanie przyjechał z żoną. Ona nie chciała jechać ale ją uprosiłem i łaskawie ze mną pojechała. Psycholog nie dawała żadnych opinii tylko zadawała jej pytania. Po pytaniu: „Jest pani po jednym rozwodzie. Drugie małżeństwo stoi na skraju przepaści - czy widzi pani jakiś wspólny mianownik między tymi dwiema sytuacjami?” Małża wstała i opuściła gabinet w trakcie terapii bo „takiego czegoś się nie spodziewała”. Zbierałem szczękę z ziemi - nie wiedziałem jak mam się zachować. Pani psycholog spojrzała na mnie i powiedziała: „Wiem, że nie powinnam tego Panu mówić i wiem, że jest Pan teraz w bardzo trudnej sytuacji ale musi Pan sobie zdać sprawę z tego, że Pana małżeństwo jest już skończone. Ona nie chce się z Panem pogodzić - ona chce Pana złamać i nagiąć do własnej woli. Ma Pan dostarczać pieniądze i nie ma Pan mieć żadnych wymagań wobec niej i jej córki. Chce Pan takiego życia? Nawet jak teraz uda się to Panu jakoś poskładać to za jakiś czas sytuacja się powtórzy. I tak będzie miał Pan aż do śmierci. Ma Pan przed sobą tą lepszą połowę życia i wszelkie możliwości żeby sobie to życie szczęśliwie ułożyć. Pana decyzja ale z załatwieniem spraw majątkowych na Pana miejscu bym się pośpieszyła bo ona zrobi wszystko w sądzie żeby Pana zniszczyć jak zdecyduje się Pan na rozwód”. Nie od razu jej posłuchałem. Byłem zdesperowany aby jednak ratować to małżeństwo za wszelką cenę. Zaproponowałem, że to ja się wyprowadzę a im będzie łatwiej w dużym mieszkaniu a ja sobie coś znajdę ale nie chciała o tym słyszeć bo koszty utrzymania tego mieszkania są duże i one już kupiła meble do nowego… Ale jednocześnie, że to tylko separacja i ona chce żebym o nią walczył Wtedy do mnie coś dotarło. Zrozumiałem, że wszelkie możliwe granice dawno już zostały przekroczone i że nie mogę dać się więcej gnoić. Umówiliśmy się, że ja pójdę do biura a ona w tym momencie zabierze z mieszkania wszystko czego potrzebuje i się wyprowadzi. Była zdziwiona bo myślała, że będę jej pomagał w przeprowadzce. Chciałem też porozmawiać z jej córką o tym, że sytuacja między mną a jej matką nie jest jej winą i że nadal traktuje ją jak swoje dziecko (chciałem to załatwić mądrze i dojrzale) ale w trakcie rozmowy usłyszałem, że „nie jestem jej ojcem” i zadzwoniła do niej matka i ona patrząc mi w oczy powiedziała: „on próbuje wykorzystać, że nie ma Cię w domu i wpaja mi swoje argumenty bo wie, że nie mogę się bronić”. Po tym kazałem jej pójść do swojego pokoju i nie wychodzić dopóki matka nie wróci do domu bo jeszcze mogę stracić panowanie nad sobą i urwę jej łeb… Umówiliśmy się, że będziemy kontynuowali terapię dla par - nie wierzyłem w jej powodzenie i powiedziałem jej, że jak opuści nasze mieszkanie to jest to bilet w jedną stronę ale terapię zakończę raz dla własnego spokoju sumienia żeby mieć pewność, że zrobiłem wszystko co mogłem a dwa bo sam potrzebowałem pomocy psychologa. Wyprowadziła się zabierając połowę mebli, samochód i kilkadziesiąt tysięcy oszczędności z naszego konta - o wiele więcej niż połowę Nasz terapeuta kiedy usłyszał po powrocie, że nie mieszkamy już razem stwierdził, że w takim wypadku terapia par jest nieskuteczna bo zmiany w swoim zachowaniu musimy wprowadzać na bieżąco i musimy ze sobą przebywać ale małża nie chciała nawet słyszeć o powrocie bo przecież jak ona teraz będzie wyglądała w oczach bąbelka skoro dopiero co świętowały uwolnienie się od „tego tyrana” Tydzień po wyprowadzce umówiłem spotkanie z notariuszem aby podpisać umowę małżeńską o rozdzielności majątkowej - małża powiedziała, że niczego nie podpisze ale powiedziałem, że skoro nie chce po dobroci to pójdę z nią do sądu i zmuszę ją do tego podpisu. Zarzuciła mi, że zależy mi tylko na pieniądzach i najgorszy chooy ze mnie ale ja powiedziałem, że skoro chce zgrywać silną i niezależną kobietę to niech będzie taka również finansowo. Ma przecież biznes, który jej pomogłem rozkręcić i zarabia powyżej przeciętnej ale ona, że ja mam dziennie tyle dla siebie samego co ona miesięcznie dla siebie i córki na utrzymanie i, że pozwie mnie o alimenty o spadek jakości życia. Odparłem, że proszę bardzo ale widocznie było jej bardzo źle skoro postanowiła zniszczyć nasze małżeństwo. Kontynuowaliśmy terapię dla par a ja do tego chodziłem na indywidualną bo nadal potrzebowałem wsparcia. Została u mnie zdiagnozowana depresja reaktywna i potwierdzona przez psychiatrę. Przez następnych wiele miesięcy byłem na silnych lekach abym chociaż mógł spać w nocy. Na terapii ustaliliśmy listę naszych indywidualnych wymagań wobec związku ja też powiedziałem, że daje nam czas do końca lipca i że jeśli do tego czasu nic się nie zmieni to kończymy terapię. Jednym z moich wymagań było żeby mnie małża przeprosiła i przekonała do tego abym z powrotem chciał ją i jej córkę w swoim życiu - co jak usłyszała o mało nie zemdlała ze wściekłości. Powiedziała, że nigdy mnie nie przeprosi bo ona musiała to zrobić i że nie mam jej żadnych „deadlineów” stawiać to ja mam walczyć a nie ona bo to wszystko jest moja wina. Oczywiście traktowałem to już na chłodno bo byłem na prochach i swojego zdania nie zmieniłem. W pracy szło mi kiepsko - przez sytuację w życiu prywatnym nie byłem w stanie dać z siebie tego co mogłem. Rozstaliśmy się rok później dzień po moim rozwodzie. Podczas „separacji” małża opuszczała sesje terapii, wpadała do mnie ze 2 razy na seks pod byle pretekstem i ogólnie dawała znać, że kręci się w pobliżu. Nawet rozmawiała z moją matką i kiedy ta jej powiedziała, że powinna to przemyśleć i wrócić to powiedziała jej: „teraz? Kiedy on ma depresje? Jak się wyleczy to możemy o tym pomyśleć”. Mi nawet raz powiedziała, że nie może do mnie wrócić, bo ja i tak ją zostawię po tym wszystkim i wtedy nie będzie, że ona mnie ale ja ją zostawiłem - teraz widzę jakie to chore Ogólnie największym dla niej strzałem w pysk była rozdzielność majątkowa i odcięcie od finansów - tego w swoim planie nie przewidziała a wymyśliła sobie, że będziemy mieszkać osobno jako nowoczesne małżeństwo a ja będę za to wszystko płacił bo mnie stać. Rozwód wieźliśmy w styczniu następnego roku. Straciłem na tym całym przedsięwzięciu ok 200k pln, które darowałem mojej byłej ale uznałem, że to tylko pieniądze i odrobię je a jest dla mnie ważniejszy spokój niż ciąganie po sądach przez lata. Nie wniosłem dom sądu o podział majątku. Rozwód bez orzeczenia winy. To jest moja cena, którą zaakceptowałem ale wiem, że to sprawa indywidualna dla każdego czy warto. Strasznie się po tym wszystkim łajdaczyłem i niestety rozczarowało mnie jak wygląda dzisiejszy rynek matrymonialny w Polsce i jakie to jest wszystko proste kiedy zna się zasad gry… Moja była ma teraz „chłopaka” w wieku swoich rodziców ale najważniejsze, że jest wysoko postawiony w korpo i ma kasę. A to, że już jest jedną z wielu to nieważne - każdy ma swoją cenę. Jak na to patrzę z perspektywy czasu to uważam, że dokonałem właściwych wyborów i karma prędzej czy później wraca Wnioski? Matki z dzieckiem zdecydowanie nie - chyba, że na seks to tak bo robią niesamowite akrobacje Ale nie do stałego związku jeżeli nie chcecie być na końcu listy priorytetów swojej myszki To zadziałało u żadnego z moich znajomych i u mnie też nie. Druga sprawa - z daleka od mieszkania z rodzicami - na dłuższa metę to tylko problem i w pewnym wieku pokolenia muszą mieć swoją przestrzeń do życia i swoją prywatność. Trzecia sprawa Ty i Twoje pragnienia są najważniejsze a związek to kompromis. Jeżeli wg Twojej połówki kompromis jest rozumiany jako kapitulacja i zaakceptowanie jej warunków to jest to toksyczny związek i radzę się ewakuować. Kluczowy wniosek - szacunek - szanujcie siebie, szanujcie swojego partnera i tego wymagajcie w zamian. Bez tego nie ma szans. Czas - po każdym takim doświadczeniu potrzebny jest czas aby wylizać się z ran. Jedni potrzebują go więcej inni mniej - mi zajęło to 2 lata żeby się podnieść. Załamała się moja kariera, byłem bezrobotny przez 11 miesięcy ale wykorzystałem ten czas na wyciągnięcie odpowiednich wniosków i była to gorzka ale cenna lekcja w życiu. Pomoc - nie wstydźmy się szukać pomocy bo nie ze wszystkim poradzimy sobie sami. Ja skorzystałem z pomocy psychologa i otworzyło mi to oczy na wiele spraw. Bez tego bym sobie pewnie nie poradził. Lekarz od głowy to też lekarz i to żaden wstyd zwrócić się do niego po pomoc.
    30 punktów
  44. Są różne poglądy i różne pola widzenia. Co by nie powiedzieć o Braunie, będąc na protestach antycovidowych był on jedynym politykiem jakiego tam widziałem i który chciał przerwać to szaleństwo. EDIT: tak samo było w sprawie 447 - jako jeden z niewielu się tym interesował. Nie wiem czy pod publikę czy na serio ale rzeczywiście to nagłaśniał.
    30 punktów
  45. Widzę że zaraz będzie tu kolejna gównoburza. Mam wrażenie, że nie rozumiecie pojęcia "ściany". To że kobieta nadal ma z kim umawiać się na randki, dojeżdża do niej absztyfikant albo nawet ma kogoś na stałe - czytaj ma dostęp do seksu - nie jest dla kobiet tak ważne jak zdobycie *relacji* z wartościowym - czytaj lepszym od niej - mężczyzną. Ja rozumiem ścianę jako moment kiedy kobieta musi *znacznie* obniżyć oczekiwania wobec mężczyzn w porównaniu z tymi jakie miała będąc młodą.
    30 punktów
  46. Na facebooku są grupy zamknięte, gdzie kobietki opisują swoje randki z Tindera i ostrzegają siebie przed facetami z którymi nie warto randkować. Wczoraj na wykopie wypłynęły screeny z jednej z takich grup. Nie będę opisywał własnymi słowami, to trzeba przeczytać. Łobuzy z zakolami są najgorsi.
    30 punktów
  47. Dzisiaj około godziny 13, przygotowując sobie żarcie, tępo myślałem o wczorajszej inbie (imbie?) na forum. Mianowicie ludzie podzielili się na dwa obozy i jedna część była bardziej pigułkowa, ta która „nie kładzie kobiet na piedestale”, indywidualna i bardziej intowertywna. Druga natomiast bardziej olewająca pigułki, bezpośrednia i ekstrawertywna. Ciężko było ludziom pogodzić się, zaczęły się indywidualne pojazdy i wylało się sporo gnoju. Gównoburza była ogromna, ale w skrócie – napisałem o tym, że seks jest istotny dla zdrowia człowieka – szczególnie psychicznego. Relaksuje, pozwala utrzymać zdrowie psychiczne w dobrej formie, daje większe społeczne możliwości, „rozluźnia” osobowość. Brak seksu często prowadzi do wynaturzeń, zaburzeń, alienacji, w Stanach nawet pogromów z użyciem broni, pogorszenia jakości życia, nałogów, ale też rozwoju, gdy ktoś jednak szczerze chce ten seks dostać poprzez rozwijanie swojej wartości. I się zaczęło. Przygotowywałem sobie dzisiaj żarcie i nie mogłem zrozumieć DLACZEGO ci ludzie za to mnie tak zaatakowali. Czy ja zrobiłem coś złego pisząc, że seks jest w sumie to zdrowy? Dlaczego zostałem zarzucony tekstami o tym, że stawiam kobiety na piedestale – chociaż tego nie napisałem – i natychmiast zlinczowany za to czego nie napisałem ani czego nie uważam za prawdę, czyli za stawianie kobiet na piedestale? Stwierdziłem fakt - naukowy. Tępo dryfowałem „w przestrzeni”, bezwiednie dodając przyprawy do żarcia i nagle.. I nagle OLŚNIŁO mnie czym są pigułki i dlaczego zostałem zaatakowany. W moim mniemaniu nie napisałem nic złego. Nic, co wyklucza szczerość czy fakty. Natomiast wyrzucono na mnie, że „to nie jest prawda”, „ja tego nie potrzebuję”, „ja w tym roku nie uprawiałem seksu i nic się nie stało (po czym ten komentarz dostaje szereg dobrych reakcji)”, wypominanie jednemu userowi jakim prawem dał radę obronić się przed brudasami, który go napadli, jest genetycznie „wyższy” niż przeciętny człowiek i inne. Nie rozumiałem tego – problem w tym, że ja zawsze byłem ze sobą szczery i od lat, codziennie pracuję nad swoimi emocjami. CODZIENNIE. Dla mnie przyznanie się do czegoś jest jak wstanie z łóżka, żadnego problemu. Odpowiedź jest banalnie, kurwa, prosta. Jest tak prosta, że aż ŚMIESZNA. Ta odpowiedź, która do mnie przyszła, to.. Pigułki nie są tak naprawdę pigułkami prawdy – bo prawdy mają w sobie skromne części – a są PIGUŁKAMI ZNIECZULAJĄCYMI przed bólem! Dopiero teraz to rozumiem. Dlaczego jeden koleś mi wypominał, że nie jestem „doskonale pokorny”, co jest właściwie niemożliwe dla człowieka, i gdzieś w duszy sugerował, że jakim prawem mam sukcesy? Dlaczego pigułki mało co skłaniają człowieka, żeby się sobie przyjrzał duchowo, emocjonalnie, a zrzucają odpowiedzialność na świat zewnętrzny? Że nie ma wzrostu, szczęk, oczu odpowiednich, teksty o murzynach, nienawiść do „julek”, a gdy ktoś to naruszy to został zamontowany system awaryjny w postaci bycia blue pillowcem, białorycerzem i innych śmiesznych słówek? Innymi słowy - dlaczego alkoholik pije? Dlaczego feministka krzyczy o prawa, które ma? Dlaczego wiele feministek krzyczy o tym, żeby „kill all men”? Dlaczego jeden profesor stąd wylądował w psychiatryku, który radykalnie wszedł w ideologię i nie mógł uwierzyć własnym oczom, widząc różne pary, które zgodnie ze sztucznymi zasadami – być ze sobą nie powinny? Bo ich coś BOLI. Odczuwają ból psychiczny, głęboko nieświadomy, drążący kogoś jak rak chorego. Nie przyznają się ludzie się do tego, że coś jest już osiągnięte, redpillowiec nie przyzna się, że gorsi genetycznie od niego ludzie mają kobiety, tylko będzie się zastanawiał nad milionami, Porszakami czy 190cm wzrostu. Bo inaczej się nie da, teraz przecież są takie wymagania.. prawda? Do czego potrzebują ci ludzie pigułek? Żeby odpowiedzialność, ból odrzucenia, ból wewnętrzny, ból psychiki zagłuszyć. Odpowiedzialność oznacza przyznanie się do prawdy. Surowej, bezlitosnej, bolesnej jak wylany kwas na skórę. Brak odpowiedzialności, kłamstwo pozwala wygodnie ugościć się głęboko w dupie i gdy ktoś z tej dupy wyszedł – instynktownie go zaatakować, bo osiągnąl to, czego ktoś chce głęboko w duszy. Z pełną nienawiścią, wypominaniem pokory (jakim prawem to osiągnąłeś, skurwysynu, a ja to co? Nie wiesz, że ja tu cierpię jak to widzę?) i całą masą mechanizmów obronnych. Bo jak inaczej dopuścić do świadomości fakt, że "odpady genetyczne", które codziennie bujają się po miastach i mają fajne laski, a intelektualista, ogarniacz etc. jest sam? NO JAK? Ano trzeba się okłamać, żeby tak bardzo nie bolało. Dla wielu kłamstwo to sposób na życie. Dlatego inni ludzie przychodzą do określonego klimatu, patrzą co się dzieje i myślą: co to jest? Przecież to nie jest prawdą – no i nie jest, jest mnóstwo osób, którzy np. zasady szczęki i 185cm wzrostu nie przestrzegają i powodzi im się wyśmienicie. I tak z prawie każdą pigułkową zasadą. Takie są fakty. Jakiś czas temu jedna osoba opisywała mi jak stojąc w grupie znajomych pewna dziewczyna widząc drogi samochód toczący się przez ulicę nagle powiedziała, że ona nie jest W OGÓLE taka płytka. Jej WCALE, ale to WCALE nie interesują takie samochody i goście jeżdżący takimi brykami. Ona jest ponad to. W rzeczywistości czuła się tak słabo, że natychmiast wyparła to, że ktoś w takim aucie mógłby się nią zainteresować, bo gdzieś w sobie czuła ten ból, że jednak nikt by się nią nie zainteresował. Gdyby faktycznie tak uważała - milczałaby na temat tego faktu, może nawet by o tym nie myślała. Jej psychika nie mogłaby się o to zahaczyć. Jeżeli czujesz się tak małym, tak słabym, a pewność siebie szoruje na samym dnie – to jak coś osiągnąć? Odpowiedź brzmi – wejść w mechanizm obronny. Obronić się i przejebać życie, żeby osiągnąć jeden cel – żeby te emocje związane z odpowiedzialnością, zmierzeniem się ze sobą, nie okazały się tak przytłaczające, że psychika po prostu się rozpadnie. I człowiek może załamać się, wypłakać całą wodę w organizmie. Dlatego jest twardym. A bycie twardym jest tylko mechanizmem obronnym. Jest byciem napiętym, spiętym, „znającym życie”, niedopuszczającym do siebie tego, co można zniszczyć jednym komentarzem – np. takim, że ktoś ma super związek, dobrze zarabia i dobrze mu się żyje. Wystarczy tyle, a taki „twardziel’ czuje, jakby ktoś wysysał z niego całą duszę. Twardziej będzie uważał tak jak w filmiku, co teraz wrzucam. Że wszyscy na niego chcą napaść i mu to wypomnieć, dlatego musi być ciągle w gotowości do walki. Twardziej natychmiast odniesie do siebie to, że zwyczajny nic nieznaczący komentarz jest .. nic nieznaczący i tyle. Weźmie to do siebie, bo jego to BOLI. Ta tematyka go BOLI. Pigułki nie są pigułkami wiedzy, ale pigułkami radzenia sobie z bólem – w bardzo nieporadny sposób. Tworzą nieświadomości przysługę – skoro obiekt niedostępny jest tak żałosny, słaby, godny politowania, to jest godny pogardy, nienawiści, unikania go. I taki człowiek nie wie, że na poziomie nieświadomym to, czego się dotknie, zamieni się w gówno i dostanie dokładnie taką laskę, którą utwierdzi go w tym, że one są godne pogardy, żałosne i nie warto sobie nimi głowy zawracać. Oczywiście, będzie to nieświadome, bo prawie nikt nie rozumie tak naprawdę jak działa psychika. Dlatego pillowcy mają ogromną obsesję na punkcie kobiet i wszystkim co z nimi związane. Jednocześnie przecież ich nie chcą, są ponad nie, najważniejsza jest pasja, indywidualność, „same przyjdą” i takie tam – każdy tutaj to czytał dziesiątki razy. Jednocześnie nie ma żadnego, ale to żadnego problemu w tym, żeby o nich rozmawiać, oglądać filmiki i myśleć (najczęściej z pogardą) cały czas. Widząc oddanego pillowca, feministkę, komunistę, nazistę czy innego sekciarza, który przede wszystkim ma za zadanie SKŁÓCIĆ ludzi ze sobą, udowodnić „prawdę”, a potem wprowadzić chaos, który sam stworzył, zamieszanie i nienawiść, macie pewność, że to jest osoba, która tak bardzo chce sobie poradzić z bólem, że zrobi wszystko, absolutnie wszystko, żeby to osiągnąć. Czy zniszczy sobie życie unikając odpowiedzialności czy zniszczy innych – nie ma to znaczenia. Najważniejsze to uciec, a czy spali za sobą wszystko co wartościowe i zniszczy innych, nie ma to znaczenia. Im bardziej oddany szczerości jesteś, tym widzisz złożoność rzeczy i wiesz, że wszystko co trudne jest często skomplikowane i dalekie jest od tego, żeby było prymitywnie zero-jedynkowe. Stąd z natury odrzucasz prymitywne i żałosne w swojej naturze ideologie, bo już z nich emocjonalnie wyrosłeś. Ludzie prymitywni, nierozwinięci, odrzucający odpowiedzialność uwielbiają myśleć w sposób binarny - albo wóz, albo przewóz. Albo jestem dojebanym koksem, milionerem z 2m wzrostu, albo nic się nie uda i zniszczę każdego (emocjonalnie, głęboko w duszy), komu jednak się to uda. Za każdym razie widząc oddanego sprawie radykała, polecam uważać i lepiej od takiego człowieka uciekać. Popatrzcie na feminizm. Na początku był stosunkowo czystym i wartościowym ruchem. Obecnie zamienił się w coś brzydko radykalnego, co zjada swój własny ogon i jest z natury destrukcyjne - dla jednostki, społeczeństw, gospodarki. Zaczęło się przecież dobrze i niewinnie. .. a teraz jest pretekstem dla autodestrukcyjnych ludzi, żeby zniszczyć siebie i tyle, ile da się w okolicy zniszczyć. Czysto nieświadomie. Chcesz przestać się oszukiwać? Chcesz coś osiągnąć, a nie tylko mówić, że "nie warto się tak ku temu poświęcać" i się okłamywać? To mów prawdę. Będzie to niewygodne, bolało jak skurwysyn - jak się spojrzy na własne życie i co się zrobiło ze swoją przeszłością. Naucz się dbania o własne emocje, medytacji, oddzielenia od nich i pracy nad sobą, żeby te emocje Cię nie przygniotły. A jak przygniotą, to będąc z nimi i nigdzie przed nimi nie uciekając - i tak odpuszczą. Taką mają naturę, że są jak muchy. Przylatują i odlatują. A potem działaj, bo istnieją zasady, które trzeba spełniać, wskazówki, które już istnieją i przełamywać swoje ograniczenia, szczególnie te związane z zamknięciem się przed światem i byciem "twardym".. Dzień po dniu. To boli, ale lepiej smakuje niż długość dźwięku samotności. I coś powinno się udać. Post pisany ku przestrodze dla ogarniętych osób, którzy mają w duszy trochę więcej odpowiedzialności i szczerości.
    30 punktów
  48. Bo ich starzy są skupieni na sobie i na spłacaniu kredytów a dziecko było dla nich tylko sposobem na pokazanie się przed rodziną. Grubo kilka lat temu byłem w przedszkolu - kuzynka poprosiła mnie żebym przebrał się za Mikołaja i dał dzieciakom prezenty. Poziom rodziców to był dla mnie szok. Kompletne bydło (ale jak ładnie ubrane!). Byłem tam żeby zabawiać ich dzieci, a oni po mnie jechali. Coś niesamowitego. Nie dałem po sobie poznać skończyłem co miałem zrobić, i powiedziałem że nigdy więcej. Przeciętny rodzic w Polsce to narcystyczny cymbał choć nie jest tka ze wszystkimi. Potem efekty są jakie są... https://tvn24.pl/polska/alarmujace-dane-na-temat-zdrowia-psychicznego-dzieci-i-mlodziezy-6953788 Nasze pokolenie zawiodło dzieciaki po całości. Dzięki bogu sam dzieci nie mam bo wychowywanie ich w tym polskim śmietniku mi się nie widzi.
    30 punktów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.