Skocz do zawartości

rasputnik

Użytkownik
  • Postów

    17
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia rasputnik

Kot

Kot (1/23)

11

Reputacja

  1. Ja bym powiedział że 'okazja czyni złodzieja', to się odnosi też do walki politycznej, ideologicznej czy każdej innej. Nawet jak coś ma racjonalne i szlachetne pobudki to szybko zostaje wykorzystane przez co bardziej cwane osobniki jako narzędzie do promowania siebie i napi**dalania w konkurencję, na przykład w miejscu pracy. Feminizm TAK, wypaczenia NIE! Jeśli np przy zatrudnianiu w firmie przestają być ważne kwalifikacje kandydatów a wprowadza się regulacje że połowa zatrudnionych musi być kobietami to już robi się mocno niesportowo. Albo np wysyp rozmaitych 'woke' osobników kreujących się na ofiary prześladowania wyłącznie w celu dołożenia swoim rywalom w korpo...
  2. Po iluś tam latach błędów i wypaczeń mogę podrzucić poradę: jak nie jesteś zadowolony ze swojej pracy to ja zmień czym prędzej i nie szukaj wymówek żeby tkwić ciągle w tym samym miejscu. To nie jest tak że w każdej firmie można zrobić karierę, a jak się zasiedzisz w jakimś zatęchłym miejscu to stracisz motywację i zgnuśniejesz i zostanie ci tylko porównywanie się z tymi co im się udało.
  3. Byłem i w takim miejscu i to przez wiele lat - na etacie, z ciągłym poczuciem że wszyscy wokół zarabiają więcej a robią mniej, z jakimś ciągłym niepokojem, cały czas czułem się jakiś niepewny, niespełniony, a najśmieszniejsze że notorycznie sam siebie sabotowałem gdy pojawiały się jakieś ciekawe zawodowe okazje i nie podejmowałem wyzwania gdy pojawiała się możliwość zmiany na lepsze. I faktycznie orałem jak głupi koń nie potrafiąc zażądać więcej albo odejść. Od paru lat trochę inaczej na to patrzę - pracuję bardziej 'na swoim' (tj jako część małej spółki), bezpośrednio z klientami, bez szczebli kierownictwa nade mną i mogąc decydować o tym co, jak i za ile będzie zrobione. I pojawiło się to poczucie że gówno mnie obchodzi co mam w CV, nie boleję nad tym że kolega X został już dyrektorem a ja nie, nie rozmyślam o tym że gdzieś indziej może zapłacili by mi więcej albo miałbym lepszą nazwę stanowiska - wiem za to że to co robię ma sens, są klienci gotowi za to zapłacić, pieniadze które płacą to rezultat tego że miałem dobry pomysł i umiałem go zrealizować, no i może, przy odrobinie szczęścia i mając sensownych ludzi do współpracy, może da się z tego zrobić nawet coś więcej niż tylko pensję. Oczywiście błędy też były, i wpadki, i decyzje które nie do końca były najlepsze, ale najwważniejsze jest to że sam to wiem - to były moje wpadki, moje decyzje, moje pomysły i moja praca, i żaden szef-manipulator mi nie musi mówić czy jestem coś wart czy nie. Wewnętrznie czuję że to buduje o wiele zdrowszą ramę która łatwo się nie podda w razie kryzysu.
  4. Dużo mądrych rzeczy tu piszecie. Uważam że nie da się 'trzymać ramy' - albo masz poczucie własnej wartości albo go nie masz. Jeśli tylko udajesz bardzo pewnego siebie to uda Ci się oszukać tylko niektóre osoby i tylko przez krótki czas, na pewno nie kogoś z kim żyjesz na co dzień. Ze swojej perspektywy - gościa który z dzieciństwa wyniósł ogromne poczucie niższości i brak wiary w siebie - mogę tylko powiedzieć że to jest bardzo duże obciążenie i nie da się tego pozbyć w miesiąc czy rok (a i tak nadal gdzieś to w środku siedzi, nawet po 20 latach). U mnie pomaga praca - dobrze wykonana robota, zadowoleni klienci, świadomość że potrafię 'dowieźć' nawet trudne tematy i zrealizować rzeczy które były uważane za trudne/niemożliwe. Jak wiem że sobie radzę w jakimś obszarze to pomaga też na inne w których nie czuję się tak pewnie. Bardzo natomiast przeszkadzają wszelkie podłostki ze strony małżonki. No ale taka to gra w relacje - zamiast dodać Ci skrzydeł partnerka będzie Ci je obcinać żebyś czasem gdzieś nie poleciał
  5. mówisz że chcesz pracować nad sobą ale jedyny problem jaki wskazujesz to dotyczy innych - że towarzystwo nie podziela Twoich poglądów :) To na czym miała by polegać terapia w takim wypadku?
  6. Nie wiem jak u Ciebie ale u mnie naprawianie samego siebie napotkało na ścianę - co z tego że 'naprawiam samego siebie' jak druga osoba nadal działa według tego samego schematu (kontrola, manipulacje, różne psycho-zagrania) i nie widzi najmniejszego powodu żeby z tego zrezygnować. Za pomocą uzyskanej wiedzy i wdrażanych środków 'tresury' mogę ograniczyć jedno czy dwa nieprzyjemne zachowania, ale to powoduje że tylko poszuka sobie innych sposobów. To niszczy psychicznie i podkopuje wszelkie efekty pracy nad sobą, co najwyżej poprawia się zrozumienie z czym mam do czynienia oraz jak bardzo byłem naiwny uważając tę osobę za partnerkę godną zaufania. Raczej jestem daleko od etapu wybaczania, na razie bardziej na etapie jak ograniczyć szkodliwość sytuacji. Niestety dzieciaki bardzo mnie powstrzymują przed drastycznymi krokami, nie chcę im usuwać gruntu spod nóg gdy potrzebują wsparcia i stabilności.
  7. Chciałbym kiedyś mieć ten dylemat 'wybaczyć czy nie wybaczyć'. Ale to wymaga wcześniejszego wydostania się z kisielu i uporządkowania swojego życia na tyle żeby w komfortowych warunkach można było sobie rozważać - żadnej szkody wyrządzić mi już nie może, może wybaczam, może nie wybaczam, a może gówno mnie to już obchodzi.
  8. Sierżant, dotyczy ewakuowania się z małżeństwa, a właściwie takiego przygotowania się do walki żeby nie dać się dość utalentowanej manipulantce. Ursus, zapewne cudów nie ma i tak jest jak piszesz. Znajomych nie chcę pytać bo po prostu nie chcę się bardzo chwalić co się dzieje, pewnie niedługo po prostu umówię się na parę spotkań i kogoś sensownego wybiorę. Najważniejsze żebym nie trafił na ukrytego obrońcę zawsze biednych i uciśnionych żon.
  9. no właśnie, jak zabrać sie za znalezienie godnego zaufania i odpornego na manipulacje prawnika (Warszawa), nie chcę być zdany tylko na google bo to po prostu loteria. Macie jakieś sugestie jak dotrzeć do odpowiedniej osoby? Pozdrawiam R PS prosze nie wklejać tu nazwisk/linków do kancelarii, nie chcę tu robić worka na spam. Dzięki.
  10. nie ma tak łatwo, terapię proponowałem ale jak myślisz, jaka jest reakcja? Że jej terapia jest przecież niepotrzebna, to ze mną jest problem Też się zastanawiam jak do tego doszło i co jest ze mną nie tak ale to ślepa uliczka, przeszłości nie zmienię a od zadręczania się analizowaniem tego nic mi się nie poprawi. Nie jestem psychologiem żeby to stwierdzać, ale wg mnie nie ma logicznego wyjaśnienia, to jest taki pokręcony charakter i ona non stop prowadzi jakąś ukrytą, podziemną wojnę o to żeby być wspaniałą, podziwianą i w ogóle najlepszą w całej rodzinie, a z braku faktycznych osiągnięć które by to uzasadniały obróciła się w drugą stronę -skoro blado wypada to znaczy że trzeba zniszczyć, zgnoić i wyeliminować wszelką konkurencję. I masz rację co do tego obrabiania dupy - myślę że tylko czyha na jakieś okazje, jakieś moje wpadki z których może ulepić opowieść o tym jaki to ze mnie nieudacznik, albo tyran, albo ch*j wie co jeszcze i sprzedać to komu się da. Oczywiście wszystko jest na tyle perfidne że nigdy nie robi takich uwag wprost, raczej 'z troską i z niepokojem' zagaduje rodzinę o jakieś problemy i pyta o poradę, albo znajomym coś napomina o tym jaka ona jest biedna i umęczona przez moją rodzinę. Teraz potrzebuję bezpiecznego sposobu wyjścia z tego układu, tak żeby nie popier**lić sobie życia do końca. Rozwód to nie jest miejsce do nauki na własnych błędach dlatego szukam kogoś kto pomoże mi się przygotować.
  11. Napisz coś więcej jaki to ma wpływ na postępowanie w rozwodzie, tzn w jaki sposób relacja z dziećmi/dzieckiem może zaważyć na rozstrzygnięciach w sądzie, jaki wiek musi mieć dziecko, w jaki sposób są od niego zbierane informacje? Z dziećmi kontakt mam raczej dobry, choć nie mamy 'sztamy' przeciw matce - nie miałem nigdy takich pomysłów. Poza tym dzieciaki są jeszcze dość młode i po prostu nie chcę ich obciążać dylematami. Ale drobne sekrety mamy, matka jest dość rygorystyczna i lubi szafować zakazami i wprowadzać jakieś 'zasady' znienacka i od czapy, więc dzieciaki wiedzą że przy mnie mogą sobie od czasu do czasu pozwolić na malutkie przyjemności i nic im za to nie grozi.
  12. Dawno się nie odzywałem, ale jestem. Dzięki za wszelkie porady itepe. Pracuję nad sobą, tak żeby nie dać sobie wgrywać programów i jakoś ciągnąć inne obszary życia. Żona też się jakby trochę się uspokoiła, ale myślę że to tylko działania pozorowane, może zauważyła że inaczej reaguję teraz i zwracam bardzo uwagę na rozmaite jej zagrywki i stała się bardziej ostrożna. Bo nie mam wątpliwości że to tylko zmiana powierzchowna, pod spodem jest nadal ta sama przebiegła osoba i jej dwulicowa gra. Oczywiście nie ma powrotu do 'relacji małżeńskich' czyli ciche dni trwają nadal, nie podnoszę nawet tematu ale też nie udaję że nic się nie stało ani broń boże nie wyciągam pierwszy ręki 'do pojednania' wiedząc że tylko na to czeka. To co sierżant napisał wyżej - pasuje mi do tej układanki - jej się należy, ona ma mieć dzieci, dom, rodzinę, odpowiedni 'poziom' ale jako mąż tylko jej przeszkadzam - bo przecież to jest JEJ życie, rodzina, osiągnięcie, sukces, i jeszcze broń boże któś mógłby pomyśleć że np mnie coś zawdzięcza. A niestety, zawdzięcza.
  13. Nie, właśnie to jest takie dziwne i nieracjonalne dla mnie. Czasami to jakby za wszelką cenę chciała mi dokopać, z małej dyskusji potrafi przejść do jakichś uwag personalnych, wtrętów o mojej rodzinie, jak widzi że nie ma efektu to wrzuca parę komentarzy o mojej matce albo ojcu albo jakieś losowo wybrane oskarżenie o coś tam z przeszłosci. Ale mija jakiś czas i ona wydaje się nie pamiętac że w ogóle coś takiego miało miejsce, albo że to w ogóle jakiś mógł być problem dla mnie. Potrafi jakby nigdy nic za chwilę rozmawiać o zwykłych domowych sprawach, organizować zajęcia, prosic mnie o zrobienie czegoś itp. Myślę że to objaw jej podwójnej strategii - udaje że wszystko jest normalnie (zwłaszcza w obecności osób z zewnątrz) ale byle co wystarczy żeby wyszła z niej ta chęć dowalenia, upokorzenia, poniżenia - i dlatego też uważam że pod spodem kryje się jakaś nienawiść do mnie. Nie ma też możliwości mówienia o tych jej zachowaniach bo od razu następuje kolejny konflikt.
  14. Dzięki, domyślam się że nie jest to normalne zachowanie, ale czy zaburzenie osobowości to nie wiem - ona potrafi to kontrolować, potrafiła się maskować latami, ma okresy kiedy wszystko wydaje się ok, ale z pewnoscią ma narcystyczne skłonności które pogłębiły się z biegiem czasu. Szambo wybiło w okolicach urodzenia się najmłodszej córki, wydaje mi się że nabrała wtedy przekonania że ma mnie w garści i nie musi się hamować, ale może przyczyna była inna, może jakiś kryzys związany z urodzeniem dziecka. Nieważne w sumie, przy braku woli zauważenia problemu z jej strony nie ma sensu gdybanie i analizowanie. Po prostu postanowiła mnie w pewnym momencie zgnoić i zabrała się za to z werwą. Nie sądzę żeby kogoś miała, według mnie to w ogóle nie o to chodzi. Bardziej o to że ona odczuwa autentyczną nienawiść do mnie i wszystkiego co się ze mną wiąże, sama wierzy w swoje historie i swoje krzywdy, na dodatek te krzywdy rosną z biegiem czasu. Nie da się jej nijak pokazać że żyje w swojej własnej rzeczywistości i choćby nie wiem jak się starała zachowywać normalnie i stwarzać pozory to cały czas wychodzi ta pogarda i niechęć którą gdzieś tam głęboko czuje. Ale z drugiej strony nie dopuszcza myśli że mógłbym ją zostawić, nie wolno (sama też nie wie dlaczego się ze mną nie rozwiodła skoro takich krzywd rzekomo doznała z mojej strony). Do rozwodu chcę się przygotować bo wiem że nie będzie łatwo, słowo przeciw słowu, oczywiście na każde oskarżenie znajdzie jakieś 'dowody', w końcu ani ja ani moja rodzina ideałami nie jesteśmy i zdarzały mi się wszelkie grzechy zaniedbania, odwlekania spraw czy niezbyt entuzjastycznego uczestniczenia w życiu domowym, ale żeby od razu z tego zrobić poniżanie, prześladowanie, znęcanie się i zostawienie na pastwę losu to nie potrafię pojąć - aż taki lewy nie jestem. Prawnika nie znalazłem jeszcze, przeprowadziłem parę rozmów ale miałem wrażenie że nie trafiłem na właściwe osoby. W ostatnich dniach trochę przybastowała z oskarżeniami i atakami, zostały ciche dni i okazjonalne czepianie się czegoś. Przyjąłem strategię żeby nie puszczać płazem jej uwag i nawet jeśli z góry wiem że wszystkiego się wyprze i będzie sie awanturować zamiast wziąć odpowiedzialnosć za swoje zachowanie to jednak wypunktować co mi się nie podoba i powiedzieć swoje zdanie. Nie jest to przyjemne dla mnie, widzę jakie efekty dała tresura - jak mam się z nią handryczyć o głupstwa to wolę już odpuścić, na samą myśl o dyskutowaniu z nią czuję stres i niepokój bo wiem że sensownie nie będzie. No ale może na tresurę powinienem też odpowiadać tresurą, bo na argumenty dyskutować się nie da póki co.
  15. rasputnik

    Witam

    Witam wszystkich!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.