Witam wszystkich bardzo serdecznie.
Piszę do Was, żeby poznać ogląd innych osób na moją sytuację i trzeźwo spojrzeć na moje podejście, bez zbędnych emocji.
Minął prawie rok, odkąd przeżyłem bolesne rozstanie- dziewczyna dla której rzuciłem pracę i dom, dla której przeprowadziłem się jak ostatni idiota, zdradziła mnie z moim najlepszym kumplem..
Ciężko było, wszytko straciło sens, ale jakoś się pozbierałem.
Po jakimś czasie poznałem nową Grażynę.
Miałem wtedy gdzieś poznawanie kobiet, ale bardzo dobrze mi się z nią rozmawiało, gadaliśmy codziennie po parę godzin.
Podobało mi się, że miała do mnie szacunek, była we mnie wpatrzona, ciągle powtarzała, że "nie zasługuje na takiego mężczyznę jak ja"...
Mnie to jakoś ujmowało, że taka "biedna szara myszka" stawia mnie tak na piedestale.
Bylo mi Jej też jakoś żal, że ma takie skromne podejście do samej siebie itp.
Zacząłem się zakochiwać, czekałem, by po pracy z Nią porozmawiać.
Pewnego dnia, zaczęliśmy rozmawiać o seksie, powiedziała wtedy rzecz, przez którą tak mnie zatkało, że nie wiedziałem co powiedzieć:
Myślałem że taka cicha, kochana i skromna osoba, miała może dwóch partnerów seksualnych, o ile nie jest dziewicą.
Okazało się, że jej przebieg jest ducyfrowy...
Nie wiedziałem co powiedzieć, jakoś mnie to obrzydziło, mówiła że to błędy młodości, że się zmienila i odbiło jej na studiach,
Wtedy, emocje z mojej strony opadły, poczułem zażenowanie i w głowie mi się nie mieściło jak tyłu chłopa, mogło rżnąć moją piękną wtedy koleżankę.
Nie rozumiałem tym bardziej Jej tłumaczenia, że ona myślała że w ten sposób buduje się relacje...
Dodam, że tych wszystkich partnerów, miała do 23 roku życia..
Pisaliśmy dalej, jakos przestałem o tym myśleć, pojawiła się chemia.
Pojechałem do Niej na spotkanie, dosłownie przejeżdżając na drugi koniec Polski.
Spotkaliśmy się, ona była bardzo mną oczarowana.
Na spotkaniu, nie mogłem wyjść z podziwu, że zachowuje się jak święta dziewica.
W hotelu wynająłem pokój z dwoma łóżkami, ale nie chciała zostać na noc chociaż pogadać, bo powiedziała że "jakby to wyglądało"
Nie miałem ani grama zamiarów, żeby się do niej dobierać.
Wmawiałem sobie, że może się tak zmieniłaz że mi chce coś udowodnić, ale szybko zdałem sobie sprawę że to nie tak.
Od jakiegoś czasu, ma na mnie dosłownie "wyje**nr", mi się już popieprzylo w głowie, bo myślę o nie bez przerwy i znowu jak idiota nie widzę sensu życia i czuję poczucie straty, chociaż doskonale zdaję sobie sprawę, że to łuda..
Myślałem co mogło spowodować takie zachowanie, jestem pewien że fizycznie się Jej spodobałem, bo widziałem przysłowiowe kurwiki w jej oczach, podziwiała moją elokwencję i sposób bycia.
Rozmawialiśmy bez większych napięć.
Zastanawiam się, czy dalej się w to pakować, czy kobieta po tylu przejściach może być stabilna emocjonalnie?
Wielokrotnie powtarzała, że wszystkie jej zbliżenia, były poprzedzone relacją, że to były związki minimum dwa miesiące, ale jak ja to zaczynam obliczać w stosunku do Jej wieku to coś mi nie gra.
Nie wiem czy ja się czepiam i niepotrzebnie myślę o byłych, czy próbuje to sobie wmówić, że to przeszłość.
Nie mam kompletnie podejścia, skąd u Niej taka obojętność na moją osobę, podczas gdy wcześniej zawsze to ona pierwsza wszystko inicjowała.
Nie jest typem *urwy, bardzo mądra dziewczyna, skromna i sprawia wrażenie dobtej osoby.
Mamy wiele wspólnego, podobne podejscie do życia, ale boje się, że ona jest jakiś może niestabilna emocjonalnie.
Strasznie boję się białorycerstwa z mojej strony, a doskonale zauważam, z zaczynam właśnie w ten sposób podchodzic do sprawy i przeraża mnie to.
Jak myślicie?
Brnąć dalej w tą relacje?
Dać sobie spokój póki nie jestem rozłożony na łopatki?
Oczywiście jak pomyślę o rozstaniu z Nią, to widzę ten przerażający bezsens życia, pustkę itp.
Zastanawiam się, czy jest sens i jest o co w ogóle walczyć itp...
Bardzo proszę Was o opinie i z góry dziękuję.