Skocz do zawartości

ds1

Użytkownik
  • Postów

    6
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez ds1

  1. Panowie dzięki za rady. Oczywiście odpuściłem temat. Nie bede do niej pisał bo to byłoby ultra słabe
  2. Bracia, wracam do Was po pewnym czasie. Ok. rok temu opisywałem swoją historię w Świeżakownii. Opowiadanie przedstawiało historie mojego zerwania z dotychczasową narzeczoną jej prawdopodobną zdradą itp. Od tamtej pory trochę się zmieniło w moim życiu. Po całej tej akcji był psycholog, psychiatra ale z pozytywów kupiłem sobie mieszkanie, nowe auto, zacząłem studia podyplomowe, co by wypełnić czas w weekendy, w robocie również awanse nagrody itp. Wszystko fajnie ale w pewien sposób zamknąłem się na kobiety... Po tym czasie chciałem spróbować z kimś pogadać, może się umówić. W styczniu zacząłem rozmawiać z dziewczyną, która kiedyś poznałem u klienta. Ogólnie dziewczyna ładna nawet spoko się gadało. Zacząłem analizować kilka kwestii. np. tego dlaczego studiuje dopiero w wieku 23 lat, no i ogólnie to ze jest młodsza ode mnie o ponad 5 lat. Coś mi nie pasowało więc zakończyłem rozmowy. W okolicach końca lutego moja szefowa przypomniała mi o jej przyjaciółce, z którą wspólnie kiedyś pracowaliśmy. Napisałem do tej koleżanki... i poszło :) Rozmowa się kleiła, było symaptiko. Dziewczynie w przyszłym roku stuknie 30 (rok starsza ode mnie) i z tego co wiem od dłuższego czasu nie ma nikogo, ma psa i wynajmuje mieszkanie w Waw, ja zaś mieszkam w Łodzi. Ogólnie nie jest typem imprezowiczki ma dużo koleżanek i jakiegoś kolegę hiszpana, z którym od czasu do czasu się spotyka. Kiedy pracowaliśmy razem dobrze nam się gadało ale było to na zasadzie kumpelstwo z pracy (ja zajęty itp.). Rozmawialiśmy tak dalej, padały pierwsze propozycje spotkania. Umówiliśmy się w zasadzie już na dwa spotkania. Spotkanie nr 1. miałem do niej przyjechać w pewną niedziele na chatę - sama zaproponowała termin i miejsce. Napisała mi, że mnie zaprasza ale mam przywieźć ciasto - mówie spoko. Jedyne co to kolidowało to moje zajęcia na studiach (zdalnie) ale uznałem ze ostatnie 2h posłucham w aucie jak bede do niej jechał. Wyglądało to fajnie, zaplanowaliśmy jakiś film i ogólnie pogaduchy a kilka tematów wspólnych było. Dodatkowo w piątek przed świętami zgadaliśmy się że gdzieś skoczymy poza miasto, ona miała wolne mi w sumie jeden dzień bez pracy też dobrze by zrobił. W międzyczasie rozmowa dalej sie toczyła, lecz nadal tylko mess, widziałem zaangażowanie, przysyłaliśmy sobie zdjęcia (oczywiście 99% to jej psa) itp. Jedyne czego nie rozumiałem to to, że gdy podejmowałem próbe telefonowania to zawsze kończyło się fiaskiem i tłumaczeniami, że gdzieś jest, jedzie, ma calla. Lecz w środę przed omawianym wyżej spotkaniem sama zaproponowała "calla" z pogaduchami. Rozmawialiśmy chyba ze 2h i to o wszystkim. Następnego dnia jadąc autem zadzwoniłem do niej, a w związku z tym ze przenoszę numer do innej sieci mam tymczasowy inny... wiec odebrała. Była zaskoczona tym ale chwilkę porozmawialiśmy. Niby miała zaraz jakąś konferencje w pracy. I tu się zaczyna... już po tym, wieczorem zdawkowo odpisywała. Rano w piątek odpisała mi tylko jakieś słowo, wiec uznałem, że poczekam aż sama sie odezwie. Do wieczora cisza. Po czym ok. 21 napisała, że ma smutna wiadomość i nie może się ze mną spotkać w niedziele, bo musi pojechać do koleżanki, która ma jakaś słaba sytuacje. Trochę mnie to wkurzyło ale odoczytałem nic nie odpisując. Cisza była przez cały weekend, po czym w poniedziałek napisała czy mam focha. Odpisałem żartobliwie ale nie dajac do zrozumienia, że tak. Po czym zapytała co można zrobić aby mnie "odfochowac", zaproponowałem ponownie spacer i kawe ale tym razem bez terminu i tym bardziej spotkania w jej domu. Zgodziła się, aczkolwiek intensywność tekstów już nie była taka sama. Widziałem, że to ja bardziej pisze jak ona, ona tylko odpisywała. O drugim "zaplanowanym" spotkaniu czułem ze nawet nie ma co mówić. Mimo to kontakt utrzymywałem i w czwartek wiedząc, że ma wolne w piątek (ja ostatecznie urlopu nie wziałem) wieczorem powiedziałem jej w żartach, że rano ją obudzę. Zgodziła się. W piątek rano kolejna próba telefonu i kolejna porażka. Odpisała bez żadnego "Cześć", że nie śpi i suszy włosy. Już nie chciało mi się nic pisać, wiec zaprzestałem i cisza trwała tak do soboty. Napisała tylko Wesołych Świąt po czym odpisałem że dziękuje i cisza do dnia dzisiejszego. Bracia czy wg Was za bardzo się starałem, za bardzo szukałem kontaktu? Chyba nie nadaje się na flirty 😄
  3. Bracia, dzięki za słowa otuchy jak i wskazania to co poszło nie tak w tym związku. Cierpie ale działam. Kupuje mieszkanie, może nie takie jak chciałem z nią ale będę na swoim. Zapisałem się również na studia podyplomowe, tak więc zimowe weekendy będe miał w pewien sposób wypełnione. Cóż nie sądziłem jeszcze w kwietniu, że to tak się skończy, chyba kochałem za mocno i za mocno ufałem, poświecałem siebie w pełni. Mam nadzieje, że czas zaleczy rany. Obecnie zdarza się tak, że budze się roztrzęsiony, później jest ok a pod wieczór znów myśle o niej o tym jak było miedzy nami. Teraz gdy czytam to forum dochodze do wniosku jak bardzo kobieta potrafi się zmienić i wciąż nie mogę uwierzyć, że podobny schemat jak u wielu powtórzył się i u mnie. Dodam jeszcze, że gdy rozstawaliśmy się ona zapytała "Czy jest ktoś inny w moim życiu?" a gdy oddawała mi pierścionek powiedziała, że zachowałem się tak samo jak jej poprzedni partner "Uznałem, że ona będzie przy mnie zawsze". Echhh...
  4. Hej, chciałem opowiedzieć swoją historie. Historię przepełnioną miłością, dobrymi uczynkami i w ostateczności zakończoną spektakularną porażką, w ktrej chyba tylko ja dostałem najbardziej w dupe... jeśli macie czas na to zapraszam do lektury. Ze swoją dziewczyna a następnie narzeczoną byłem łącznie 6 lat z czego 1 rok byliśmy narzeczeństwem. Jak się poznaliśmy? W pracy. Na początku nie zwracaliśmy na siebie większej uwagi ale widziałem, że ma ogólne problemy życiowe. Ona była zwykłą dziewczyna, niewyróżniającą się niczym szczególnym ale szczupłą i ogólnie zadbaną. Ja wtedy miałem 22 lata (obecnie 28) i ona tak samo. Dowiedziałem się od naszych wspólnych znajomych, że życie jej nie rozpieszcza. Ojciec alkoholik, rozstał się z mamą, facet nie za bardzo się nią interesuje i ogólnie była z miejscowości oddalonej od mojej ok 25 km (mieszkam w 4 największym mieście w PL), więc codzienne dojazdy były dla niej męczące. Oboje w tym czasie również studiowaliśmy, ja na politechnice ona uniwersytet. Nie jestem samcem alfa ale koleżanki mówiły, że jestem przystojny i ogólnie fajny facet, zawsze dobrze ubrany. Mimo to do tego czasu nie byłem w związku. Możliwe przez to że musiałem być facetem w rodzinie, moi dziadkowie poumierali wcześnie a tata gdy miałem 19 lat, wiec poświęcałem się w rodzinie. W życiu starałam się iść z nurtem pewnych zasad i w tamtym momencie również trzymałem się kilku m.in. aby nie próbować odbijać dziewczyn, więc nie przychodziło mi to do głowy. Mimo to tak musiało się stać, że nasza szefowa nie mogła pojawić się na pewnym spotkaniu w sobotę i wyszło tak, że poszliśmy oboje. Po spotkaniu ktoś z nasz rzucił czy idziemy na kawę. Niby nic ale nigdy nie rozmawiało mi się lepiej z dziewczyną jak wtedy z nią i chyba to był pierwszy strzał. Czas mijał i chyba coraz bardziej zaczynałem wpadać w tę relacje. Co gorsza widziałem, że przychodzi do pracy smutna itp. itd. zaczęła mi się żalić o swoje życie i partnera, na którego nie może liczyć. Widziałem, że ona też zaczyna patrzeć na mnie trochę inaczej ale ustaliliśmy, że nie może nic miedzy nami być. Mimo to ja się zakochałem... Wspierałem ją dobrym słowem. Ona nie wiedziała co zrobić, nie chciała się z nim rozstać natychmiast (nie chciała go zranić) ale chciała być również ze mną. I to tak trwało ok 6 miesięcy. W międzyczasie była u niego w Niemczech gdy on miał praktyki. Ja przeżywałem katusze serca wiedząc że on z nią śpi itp. Wtedy te wyjazdy tłumaczyła jako wyjazd aby dowiedzieć się, że to wszystko skończone. Po ostatnim kiedy odebrałem ją z dworca rozpłakałem się i powiedziałem, że ja tego nie zniosę dłużej. Po tym jak jej partner zaczął coś podejrzewać i grzebać w telu wyszło wszystko na jaw, ona podjęła decyzje ze od niego odchodzi. Oczywiście były pogróżki itp. Niedługo po tym jak się rozstała, spotkałem się z jej ex partnerem na weselu brata mojej już dziewczyny (jej ex był świadkiem brata - najlepsi przyjaciele od gimnazjum) podaliśmy sobie racę, wiec finalnie nie było zgrzytu (okazało się że on tez miał kogoś na boku będąc w związku z moją dziewczyna). Byliśmy razem. Czas upływał nam świetnie. Ja byłem ultra zakochany ona chyba też. Wspólne wyjazdy, odwożenie jej do domu po spotkaniach, no i w końcu mogłem być z nią w jej domu nie ukrywać się. Poznawałem jej przyjaciół, którzy trzymali moją stronę mówiąc ze jej eks to był niedorosły i źle traktował wtedy moją dziewczynę. To mi podbudowywało ego. Było nam naprawdę cudownie. Po ok 2 latach nastąpiły pierwsze symptomy osłabienia relacji. Ja po obronie inżyniera zmieniłem pracę i przeszedłem do dużej korporacji ona zrezygnowała z pracy, w której sie poznaliśmy ale nie mogła nic znaleźć. Podnosiłem ją na duchu, długo rozmawialiśmy, zachęcałem do rozsyłania CV ale ona odbijała to wszystko jak o ścianę. Przestała o siebie dbać, gdy przyjeżdżałem to non stop była w dresie. Wiem, że to brzmi jak wymówka ale starałem się jak mogłem jej w tym momencie pomóc jednak ona odrzucała wszystkie moje propozycje. W pracy zaś poznałem koleżankę, z którą dobrze mi się rozmawiało. Ona tez była w związku, obojgu dobrze się rozmawiało, nawet trochę za dobrze. I moja dziewczyna przez przypadek znalazła tę rozmowę. Były łzy ale wybaczyła mi ten flirt, który nie wyszedł nigdy poza granice messengera. Ja od tamtej pory postanowiłem sobie, że nie popełnię tego samego błędu i zacząłem marginalizować jakiekolwiek kontakty z płcią przeciwną, plus do tego dochodziła jej ogromna zazdrość ale i też komplementy w stosunku do mnie. Doszło do tego, że zerwałem całkowicie kontakty z przyjaciółkami. Ale uznałem to za warte poświecenia bo kochałem moją dziewczynę i było mi potwornie żal tego co zrobiłem. Po tym wszystkim zmieniłem prace na prace w korpo w stolicy. Nie zdecydowałem się na przeprowadzkę i codziennie dojeżdżałem ok 120 km. Dodatkowo za namową dziewczyny podjąłem studia zaoczne w weekendy, ona kończyła magistra. Było ciężko, mało czasu. Mimo to widywaliśmy się praktycznie codziennie, a że przejeżdżałem przez jej miejscowość wysiadałem i spotykaliśmy się na ok 2-3 h tak wiec w domu byłem ok 22 a o 5 wstawałem na pociąg kolejnego dnia. Ona po skończonych studiach zaczęła bardzo intensywnie szukać pracy. Za moją namową poszła w kierunku HR i udało jej się znaleźć prace u siebie w miejscowości w nowo otwartych magazynach zagranicznej firmy, wiec miała niedaleko i nie musiała już dojeżdżać pociągiem do miasta. W końcu widziałem u niej zawodowe spełnienie. Była zmotywowana, pięła się w karierze. Dodatkowo z zamiłowania uprawiała fitness i robiła kursy szkolenia zdobywając to coraz więcej certyfikatów. Ja będąc już naprawdę zmęczony tymi dojazdami uznałem, że czas najwyższy na stabilizacje. Chciałem a w zasadzie pragnąłem mieć wspólne mieszkanie, budzić sie obok niej, patrzeć jak się ubiera czy nawet pokłócić się ale bez obecności kogoś za ścianą, czy również kochać się bez skrępowania. Jeszcze będąc na studiach uznałem, że zaraz po ich skończeniu oświadczam się i szukamy mieszkania oraz myślimy o ślubie. Dodatkowo domyślcie się jak wyglądała nasza sfera intymna.. 1 może 2 razy w miesięcy, gdy akurat nie było jej mamy w domu albo mojej i oczywiście w pośpiechu lub na wyjazdach. Przyświecał mi również fakt, że od samego początku kariery odkładałem każdy grosz na własne mieszkanie, nie jestem rozrzutny nie pale i nie pije, wiec wszystko co zaoszczędziłem lądowało w przysłowiowej skarpecie. Patrzyłem jak koledzy dostają albo kupują sobie mieszkania lub też wynajmują mieszkania ze swoimi dziewczynami - byłem o to cholernie zazdrosny ale trwałem przy realizacji celu. Ona za to była cholernie rozrzutna. Kupiła sobie auto z salonu, co miesiąc nowe ciuchy. Ale podobała mi się, zaczęła być seksowną laską, nowe fryzury itp. Auto oczywiście wielokrotnie sie przydało. Zaczęła być kobietą z moich marzeń. Wtedy to chyba zacząłem być bardziej zazdrosny, wtedy już nie kojarzę aby to ona mówiła mi komplementy. Ja codziennie starałem się ją rozpieszczać dobrym słowem w zasadzie w każdym życiowym aspekcie. Mimo to było marudzenie, że za dużo pracuje, że studia, że mało się widujemy, że mało wyjeżdżamy. I oczywiście był temat ślubu a przede wszystkim, że wszystkie koleżanki już są po ślubach. Ja od zawsze powtarzałem jej, że chce wziąć ślub ale wiedząc, że następnego dnia po nim będę miał gdzie zamieszkać z nią na swoim. Ona na początku wysuwała argument, że jest wolna góra w jej domu bo brat się wyprowadził. Ja starałem się to delikatnie wyperswadować twierdząc że nie będziemy szczęśliwy z jej mamą w jednym domu + babcia dom obok. Dodatkowo pamiętam jak dziś gdy mówiła mi, że gdy ojciec był pijany i kłócił się z mamą to zawsze padał argument wtrącania się rodziców mamy w życie. Oświadczyłem się z nią zaraz po obronie magisterki - kwiecień 2019. I tu zaczyna się chyba początek problemów. Ja już wtedy utraciłem kontakty praktycznie z każdym kolegą - tłumaczyłem to sobie, że nie mam na nich czasu i musze poświęcać się narzeczonej, chciałem z nią wykorzystywać każdą wolną chwilę po tym okresie gdzie widywaliśmy się mniej. Próbowaliśmy nadrobić ten czas. Tak jak powiedziałem zaczęła się piąć po szczeblach kariery w firmie. Zaczęły się też imprezy firmowe z ludźmi, których nie znałem. Wcześniej spotykała się tylko z koleżankami ze studiów, które znałem i nie miała kolegów a przynajmniej się z nimi nie spotykała. Pierwszy taki cios, który mnie osobiście zabolał to gdy po imprezie firmowej napisała mi, że idzie z całą ekipą do klubu potańczyć. Zabolało mnie to cholernie. Miałem w pamięci te momenty studenckich lat gdy chodziłem do klubu -> ochlaj i podrywanko. Nie pokłóciliśmy się ale zamknąłem się wtedy w sobie i nie chciałem rozmawiać, próbowałem to sam przerobić i nie wywalać tego na nią bo wiem, że bała się kłótni (rodzice). Ona tłumaczyła mi, że to tylko ludzie z pracy ze byli tam wszyscy z biura. Powiedziałem ok nie chce się kłócić, gdyż zapewniała mnie o swej miłości do mnie. Niestety to we mnie siedziało przez co spieprzyłem wakacje, które były tydzień po tej feralnej imprezie. Nadal nie przerobiłem tego w głowie i miała mi za to bardzo za złe. Była to końcówka wakacji. Po wakacjach intensywnie szukaliśmy mieszkania, oboje uznaliśmy ze kupujemy coś swojego. Ale nie było łatwo m.in o to że w temat wtrącała się jej mama i babcia, które naciskały abyśmy zostali u niej w domu. Ale wtedy te tematy nie wychodziły na piedestał, eks mowiła mi o tym ale trwala przy tym ze kupujemy swoje. Narzeczona szukała domu w lesie, ja bardziej mieszkania na obrzeżach mojego miasta by ona miała mniej więcej taka samą odległość do pracy co ja do dworca na pociąg i żeby nasze mamy miały możliwość dotarcia do nas (jej mama ma prawko moja nie) oraz o tym by w przyszłości gdy będą dzieci nie trzeba było non stop być na telefonie lub w aucie. Jako konsensus znaleźliśmy kilka apartamentów w szeregowcach i bliźniakach na granicach miasta. W międzyczasie było kilka wyjazdów, święta, sylwester. Bardzo przyjemny czas. Do momentu pewnego spotkania. Umówiliśmy się u niej ale wcześniej powiedział, że idzie pobiegać. Ja wiedziałem gdzie biega gdyż u niej w miejscowości jest tylko jedna trasa. Jakie było moje zdziwienie gdy zobaczyłem ją z kolegą z pracy (poznałem typa na ślubie jej koleżanki z pracy). Facet chyba zrozumiał mój wyraz twarzy i pobiegł do domu. Ja się wtedy wkurzyłem na nią. Popłakała się i zapewniała, że to był czysty przypadek, że się spotkali. Miałem ją tam zostawić i jechać do siebie do domu ale nie chciałem robić awantur. Wierzyłem jej, ufałem. Byliśmy na etapie intensywnego kupowania mieszkania więc nie chciałem aby awantura o kolegę to zniweczyła. Po tym było jeszcze jedno wyjście jej z pracy gdzie dopiero później dowiedziałem się, że była z samymi kolegami, o co również miałem jej za złe, że mi nie powiedziała a dowiedziałem się przypadkiem. Nastąpił Covid i zaczęły się problemy. Jej etat został trochę zredukowany (mniejsza pensja) przez co płakała i bała się, że ją zwolnią dodatkowo była napięta atmosfera u niej w pracy. Powtarzałem jej, że to nie możliwe bo jest tam w zasadzie sama a poza tym to minie ta cala pandemia. Mimo to pogrążała się w tym i mówiła że to jej siedzi na psychice przez co ma zły nastrój i bardzo źle się czuje fizycznie. Były momenty że wpadałą na pomysł abyśmy zrobili sobie dziecko wtedy nie będzie musiała pracować. Ja kwitowałem to lekkim uśmiechem ale kategorycznie wykluczałem teraz taką propozycje. Gdy do niej jechałem robiłem jej zakupy takie pierdoły jak na przykład odbieranie przesyłek z paczkomatu. Dla mnie to było naturalne - pomoc dla narzeczonej, za które była mi wdzięczna. Na jej urodziny kupiłem nam bilety na koncert w zagranicznym mieście. Bardzo się z tego cieszyła. Mówiła że to najlepszy prezent jaki dostała. Koncert ostatecznie się nie odbył ze względu na pandemie ale został przełożony na kolejny rok i uznaliśmy ze zostajemy z biletami gdyż lecimy na niego. W kwietniu mieliśmy kupować mieszkanie - byliśmy przeszczęśliwi. Wybieraliśmy już firanki, płytki i aranżacje. Ja od znajomych brałem już numery stolarzy, którzy zrobią na kuchnie/łazienkę. Ona chyba cieszyła się jeszcze bardziej ode mnie - snując wizje jak to będziemy pić kawkę rano na tarasie (kupowaliśmy mieszkanie w bliźniaku). Wszystko dogadane. W piątek przed dniem podpisania umowy jak zawsze byłem u niej, wcześniej robiąc jej zakupy. Nastąpiła mała sprzeczka w której ona wytknęła mi że ja nic nie robię w tym temacie a ja że to ja daje na wkład własny. Nie pokłóciliśmy się, rozstaliśmy się jak zawsze ustalając że następnego dnia przyjadę trochę wcześniej. Niestety, gdy dotarłem do domu jak zawsze dzwoniąc, usłyszałem jej płacz. Dowiedziałem się, że ona jednak nie chce tego mieszkania, że chce ślubu a potem żebyśmy zamieszkali razem na górze (najpierw przeprowadzając generalny remont) w jej domu i może za kilka lat jak uzbieramy więcej kasy to się wyprowadzimy. Opadły mi w tym momencie ręce... W zasadzie powiedziałem ok i rozłączyliśmy się. Następnego dnia rano ok 5 zadzwoniła do mnie abym przyjechał gdyż ma drgawki i wymiotowała. Wsiadłem w auto i popędziłem do niej. Odwołałem spotkanie z deweloperem i rozmawiałem z nią co robimy. Powiedziała żebyśmy na chwile przystopowali, że musi to ułożyć sobie w głowie i może niedługo ponownie wrócimy do tematu. Niestety po ok 2 tyg. gdy podjąłem temat ona nadal się upierała, że chce zamieszkać u góry, gdyż jest psychicznym wrakiem. Po tym coś we mnie umarło i narodził się ogromny żal do niej oto że nie chce ze mna zamieszkać. W mojej głowie kiełkowała myśl ze nie jestem dla niej wystarczalny, ze nie będę potrafił utrzymać rodziny i o nią zadbać. Następnego dnia miała do mnie przyjechać - mieliśmy wolny dom ale jej odmówiłem, pierwszy raz gdyż nie chciałem tego tak załatwiać, nie chciałem traktować zbliżenia z nią jako formy załatwiania problemów w największych decyzjach życiowych. Nie mogłem się pozbierać. Gdy się spotykaliśmy to widziałem że po niej temat spłynął. Nie poznawałem jej... Każde kolejne spotkanie było coraz boleśniejsze. I po kilku dniach uznaliśmy, że to nie ma sensu. Oczywiście pisała, że ja straciłem, że to ona musiała sie zawsze starać o mnie gdyż ja cały czas chodziłem sfochowany i obrażałem się na jej wyjścia z pracy o zepsute wakacje, że zawsze jestem tylko JA. na koniec zapytała czy kogoś mam. Odpowiedziałem przecząco. Chyba oboje zauważyliśmy co się stało i uznaliśmy, że będziemy rozmawiać ze sobą. Pojechałem do niej aby przeprosić i poprosić o to żeby nie oddawała mi pierścionka. Ona mi go oddała ale powiedziała że nie wyklucza, że sie niedługo spotkamy i pogadamy. Powiedziała że rozpoczyna terapie u psychologa bo już nie radzi sobie z tym co przeszła w domu w pracy i naszym rozstaniem. Poprosiła abym nie naciskał na nią i jeśli nie będzie odpisywać to żebym nie był nadgorliwy, gdyż potrzebuje czasu a psycholog powiedziała ze trzeba będzie pracować rok albo dłużej aby wyprostować psychikę eks. Zgodziłem się bo chciałem powrotu. Pisaliśmy ze sobą codziennie już nie tak jak kiedyś ale nadal. Powiedziała mi, że jest jej wstyd o to wszystko, że psycholog stwierdziła że jej decyzje nie są racjonalne ale poprosiła mnie o dyskrecje. Uszanowałem to i prosiłem abyśmy pozostali w kontakcie. Niestety z każdym dniem zauważałem, że jej chęć słabnie do naszych rozmów. Odpisywała zdawkowo lub dawała tylko kucki w górę. Ponownie mnie to zabolało i uznałem, że musze dać jej chwile. Minął tydzień - nie pisała, miesiąc - nie pisała, drugi miesiąc - nadal cisza. Po jakimś czasie przez przypadek wszedłem na jej instagram czego wcześniej nie robiłem. Ja wtedy bardzo to przezywałem robiłem wszystko aby na chwile zapomnieć o tym. Nie wiem jak minął mi maj i czerwiec. Większość tego czasu przepłakałem i przespałem. Wstawałem tylko aby popatrzeć czy musze cos zrobić w pracy. Po wejściu w jej instagram zauważyłem ze była w wakacje nad morzem (zdjęcia z dopiskami "I'm free now, finally"), w górach, chyba ponownie nad morzem i ostatnie zdjęcie w nocy na starym rynku. Pomyślałem wtedy że to Wrocław, że pojechała do naszej koleżanki. Wtem następnego dnia nad ranem wpadła mi myśl ze wiem co to za miasto. I faktycznie. Odnalazłem to miasto - Bolesławiec miasto z którego pochodzi ten gość z którym pracowała i biegała (wtedy co ich spotkałem). Pękło mi serce, zauważyłem że nie ma już naszych zdjęć na FB a ja jestem już poblokowany. Uznałem że musze się z nią spotkać i pogadać cokolwiek bym usłyszałem. Pojechałem do niej. W pracy jej nie było. Pojechałem do jej mamy do pracy i udało mi się z nią porozmawiać. Chciałem przede wszystkim dowiedzieć się co z była narzeczona, jak się czuje. Od mamy dowiedziałem się że eks ma się dobrze obecnie jest na wczasach z "ekipą". Zapytałem czy była narzeczona ma już kogoś. Mama wymijająca mi odpowiadała. Na pytanie dlaczego eks nie chciała ze mną zamieszkać dowiedziałem się, że za bardzo naciskałem, że chciałem ją wypróbować tym mieszkaniem oraz że przecież jest wolna góra, która trzeba tylko wyremontować... Poprosiłem aby eks sie ze mną skontaktowała gdyż ja jestem poblokowany. Co do leczenia u psychologa to podobno też już temat zakończony. Następnego dnia dostałem od jej mamy sms żebym nie próbował dzwonić gdyż przyjąłem pierścionek i jest to decyzja ostateczna a było to kilka miesięcy temu. Dzień wcześniej jej mam mówiła mi po imieniu w smsie bylem juz Panem. Próbowałem sie zobaczyć z eks po powrocie z wczasów w klubie w którym eks prowadzi zajęcia ale zgadnijcie kto ją przywozi... Tak kolega od biegów i Bolesławca. Oczywiście eks ma juz jego mamę w znajomych jakiegoś kuzyna a nasi byli znajomi już tez są wspólnymi znajomymi z tym gościem. Dodatkowo gdy zadzwoniłem do koleżanki nie dowiedziałem się niczego prócz tego ze eks ma się dobrze i abym więcej nie pytał. Ufff... dobrnąłem do końca. Tak wiec jestem obecnie wrakiem człowieka. Chodzę od kilku miesięcy na terapie psychologiczna. Nie potrafię tego zrozumieć mimo to nie ukrywam tego, że to ja również zawaliłem w kilku aspektach takich jak to że zamykałem sie w sobie by samemu przerobić problemy, to że czasami przyjeżdżałem w słabym humorze do niej itp. Aha miesiąc temu miałem urodziny, nie dostałem nawet głupiego sms z życzeniami mimo, że ostatnie 6 lat spędzaliśmy je wspólnie. Boli cholernie. Wiem karma wraca i wróciła do mnie (odbicie dziewczyny). Mimo wszystko ta sytuacja była chyba inna a przynajmniej nie wydaje mi się ze była ze mną nieszczęśliwa. Najbardziej boli brak tej informacji np. że chce ułożyć sobie życie z kimś innym. Wydawało mi się że jestem z kochającą troskliwą kobietą, z która mogę być szczery. Dodatkowo ufałem jej bezgranicznie a zostałem z niczym. Zostałem przez jej rodzinne zrobiony wrogiem nr 1 oraz wśród naszych dawnych znajomych. Boli fakt, że w pewnym stopniu mnie okłamała o psychologu i o naprawianiu przez rok jej psychiki. Co o tym sądzicie? Staram się to zamknąć za sobą ale jest to cholernie ciężkie dodatkowo, gdy coś co buduje się tyle lata wali się jak domek z kart w ciągu 45 minut (jazda autem do domu). Zostały mi po niej tylko te cholerne bilety na koncert i rozsypane serce oraz brak informacji. Wypowiedzcie się co zrobiłem źle, gdyż do teraz czuje sie winny tego rozpadu tej pierwszej pięknej miłości. Oczywiście jeśli uznacie to za konieczne dajcie mi kopa w tyłek abym się ogarnął.
  5. ds1

    Cześć

    Witam, Znalazłem forum przez przypadek, może dacie mi kilka rad życiowych jak facet - facetowi
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.