Skocz do zawartości

Wolumen

Starszy Użytkownik
  • Postów

    454
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Wolumen

  1. Miałem na myśli jakiś system wartości, poglądy polityczne, upodobania łóżkowe, wspólne hobby i pasje. Ale kwestie finansowe to dramat.
  2. Celne spostrzeżenie. Już nawet nie chcialem tego tematu ruszać, bo skupilem sie ogolnie na problemie podziału kosztów bez rozbijania na detale, których jest sporo więcej. Ma auto, sama jezdzi do pracy nim. U mnie była 2 razy, ja u niej z 15. Tego tematu jeszcze nie poruszylem z nią ale zamierzam (o ile wczesniej sie to nie rozpadnie). Wg. mnie powód braku jej przyjazdów jest taki sam jak z wakacjami- niech frajer tankuje i do mnie jeździ.
  3. Jest różnica pomiędzy zaprosic kobietę na randkę i za nią zaplacic, a wspólnym wyjazdem wakacyjnym, gdzie taka propozycja nie padła jako zaproszenie z moich ust, a wspólnie planowaliśmy urlop gdzieś nad morzem/ w górach. Dla mnie w tej sytuacji zlozenie się po polowie kwestią oczywistą.
  4. Spotykam się od pewnego czasu z pewną 29 latką, bezdzietną. Jest to na etapie nocowania u niej raz w tygodniu oraz 1 czy 2 spotkania w tygodniu (rowery, jakiś spacer, wypad do kina, kręgle). Dogadujemy się dość dobrze jednak zaczyna się rysować pewien problem, na który zawsze jestem wyczulony, mianowicie KASA i jej podział podczas wspólnych wyjść. Jak dotąd to większość wyjść proponowałem ja, to i jasne było dla mnie, że to ja płacę, co też czyniłem. Ale od pewnego czasu widzę, że dziewczyna jest z tych, co to się wiecznie nudzi, a facet jest od zapewniania atrakcji. Ok, nie mówię tu o jakichś extra wymaganiach, bo przykładowo w niedzielę, by chciała nad jezioro pojechać ( najbliższe z plazą 50km), tam coś zjeść, wypić i to po cenach gastro. Jestem u niej te 5-6 dni w miesiącu, poza obiadem nie uświadczę ani śniadania ani kolacji, wręcz mam wrażenie, że specjalnie na te dni mojego przyjazdu ona zjada co ma icnie kupuje nic, bo parę razy pokazałem, że jak przyjezdzam to przywożę jakieś piwo, coś na ząb, jakieś przekaski, czasem zamówię coś z dostawą typu pizza itp. Ona tylko raz zamowiła pizzę dla nas 2ga. Ona mieszka 35 km ode mnie, muszę do niej dojechać, co przy aktualnych cenach benzyny zaczynam juz czuć- wszak jeden taki wyjazd to 70km + coś tam czasem się pokręcimy lokalnie chociażby do sklepu czy na basen i nierzadko robi się łącznie 100km. Sugerowałem jej do tej pory bardzo delikatnie, że inflacja mnie nieco dogniata finansowo, że zaczynam odczuwac coraz mocniej te dojazdy (na co dzień dojezdzam do pracy 25km w 1 str., a za paliwo nie mam zwracane) . No słowem, podrozało wszystkso. Ona w ogóle jakby nie reaguje. Jak grochem o ścianę, jak by byla głucha. A jest bardzo inteligentna i wielkokrotnie jak rozmawiamy o kimś to perfekcyjnie potrafi odczytać czyjeś slowa, sugestie, emocje- jak każda baba. Teraz nadszedł czas urlopu i ona zaczyna mi sugerować, a w zasadzie wprost mowic, zebysmy wyskoczyli gdzieś na 3- 4 dni. Oczywiscie nic nie mowiąc o kosztach i ich podziale. Na moje jasne postawienie sprawy, że koszty dzielimy na pół bo wyjdzie to lekko z 1200zl razem z paliwem nabrała wody w usta, ani na tak ani na nie.Nie drążylem, bo uznałem, że powoedziałem to na tyle jasno, że sprawa jest oczywista. Natomiast wczoraj próbowałem jej powoedziec, ze trzeba coś zarezerwować, wynaleźliśmy zatem fajny obiekt na bookingu, była decyzja wspólna na tak i jak przyszło do rezerwacji i zapłaty to jej mówią przelej mi połowę kwoty, to ja podam dane mojej karty i bukujemy. Nagle zaczela sie wymigiwać, że to wiesz co, może jeszcze w tygodniu poszukamy czegoś w innym miejscu itp. Po chwili zmieniła temat na inny. Zamurowało mnie, bo w zasadzie dotarło do mnie, że chciała abym zapłacił całość. Przyznam, że od wczoraj chodzę mocno zmieszany, rozważając czy w ogóle jest sens ciągnąc dalej tę znajomość, bo jestem bardzo wyczulony na punkcie finansów i ich sprawiedliwego podziału w związku, zwłaszcza na tym etapie (2mce). Dodam, dla porządku, że pani pracuje, zarabia około 4,5kpln, wynajmuje kawalerkę za około 1500zł opłat łącznie. Reszta na jej życie i widzę, że nie jest dla niej problemem zakup nowego TV jak stary sie zepsuł, kupno lodówki za gotówkę czy np. chodzenia na jakieś zabiegi medycyny estetycznej 2x w miesiącu. Powoli wręcz zaczynam się czuć jak frajer. Jak to rozegrać wg. Was? Żeby więcej nie wracać do tematu kasy? I to nie dot. tylko samego wyjazdu ale rowniez codziennych (jak się widujemy) kosztów tych spotkań. W miniony weekend zrobiłem pierwszy krok- pojechałem do niej pociągiem. Nie ma auta= nie ma wyjazdów za miasto i tankowania z mojej strony. Przycisnąłem ją do zrobienia kolacji, powiedziałem, ze dzis nic nie zamawiam, bo fast foody mi zbrzydly i mam ochotę na cos domowego. Ze skrytym ale jednak fochem zrobiła kolację- gotowac umie wyśmienicie ale jest raczej leniwa. Obawiam się jednak, że prędzej czy pózniej wyjdzie z tego duzy konflikt. Bo on juz wisi w powietrzu.
  5. Dobre warunki są dla ludzi i ich nie psują. Psuje sposób wychowania, który niestety nke jest w żaden sposób skorelowany ze statusem społecznym. Znam naprawde bogatych ludzi, ktorych dzieci muszą sobie same zarobić na wakacje, bo rodzice w pocie czoła charowali na swój majątek i nie dadzą dziecku nic za darmo ponad wikt i opierunek. A znam tez biedne rodziny, w ktorych matka jest nadopiekuncza i zawozi nastolatka do szkoły, 2km dalej, by nie zmarzł. Obok jedzie autobus mpk.
  6. Sytuacja nie dotyczy żadnej relacji damsko-męskiej, a wątek tworzę celem zasięgnięcia opinii osób mających dzieci w podobnym wieku. Moja kuzynka (bliska, bo córka siostry mojej mamy) poprosiła mnie o pomoc, gdyż złamała rękę i nie jest w stanie wykonywać wszystkich codziennych czynności takich jak zakupy, jakieś posprzątanie raz w tyg. itp czynności wymagających pełnej sprawności. Resztę ogarnia sama ale te 3-4 razy w tygodniu wpadam tam (jako jedyny, bo mieszkam najbliżej) . Ma 2kę dzieci, jej mąż od roku siedzi za granicą, wpada raz w miesiącu - pracuje na większe mieszkanie, pewnie jeszcze z 3 lata go nie będzie. Jest to istotna informacja z punktu widzenia jej starszego syna lat 14, nad którym zauwazyłem, że moja kuzynka kompletnie nie panuje. Chłopak jest bardzo inteligentny, bardzo dobrze się uczy, ma osiagnięcia w szkolnych konkursach, nie ma żadnych nagan od nauczycieli itp. Ale wg mnie to tyle dobrego, bo: - w swoim pokoju syf, smród, wszystko porozwalane - większość wolnego czasu siedzi przed kompem i gra w gry typowe dla jego wieku czyli jakieś rąbanki, drąc papę przy tym niemiłosiernie (mieszkają w bloku) - w kuchni robi syf, za każdym razem jak pójdzie robić sobie jedzenie - oczywiście nie posprzata po sobie - jest bezwstydny, odhamowany wręcz, bo przychodzi do pokoju, jak np. ja jestem i rozmawiam z kuzynką i potrafi się spierdzieć i to tak, że mi się rzygać zachciewa - kuzynka obraca to w śmiech - wychodzi sobie gdzie chce i wraca kiedy chce (za dnia) , nie informując swojej matki o tym gdzie idzie i kiedy wróci. Moja kuzynka twierdzi, ze mu ufa i nie będzie narzucać nic. - nie odbiera telefonów od matki jak nie ma go kilka godzin. Matka usprawiedliwia go, mówiąc, że on taki jest i ma zawsze tel. wyciszony i nigdy nie spogląda na niego. Wczoraj się o to niemal pokłóciłem z kuzynką, bo ewidentnie widać, że chłopakowi brakuje męskiej ręki, ona sobie nie radz, bo ma jeszcze młodsze dziecko, 2 letnie. Powiedziałem jej, że w ogóle nie rozumiem, w jakim celu ona mnie prosi o pomoc, skoro ma nastolatka w domu, który mógłby iść po zakupy jak matka ma rękę w gipsie, pomóc w wielu czynnościach domowych. Tymczasem młodzian siedzi całym dniami po szkole w kompie albo znika z domu. Moja kuzynka twierdzi, ze się czepiam i że on taki jest i że mu ufa. Nie jestem świeżakiem, bo sam mam 17 letniego syna i nie wyobrażam sobie, bym te 2-3 lata temu miał mu dawać takie luzy, a przede wszystkim żebym nawet nie pytał gdzie wychodzi, z kim i kiedy wróci. Poniekąd czuję się wykorzystywany, bo pomagam jej od 2 tyg i zdążyłem już zobaczyć układy panujące w tym domu - wg mnie ten chłopak z powodzeniem mógłby załatwić to wszystko, co ja robię pod nieobecność jej męża ale zwyczajnie nic się od niego nie wymaga. Proszę Was o opinię, bo albo się czepiam albo ona kompletnie nie panuje nad sytuacją, a ja jestem frajerem, który za nią/niego wszystko załatwia.
  7. Bo nie dodałem tego. Pani nie może mieć dzieci.
  8. Ja tam w cenach Div nie siedzę ale wydaje mi sie, ze faktycznie tyle, co on pcha w nią kasy co miesiac za pomieszkiwanie 1/4 czy tam 1/3 miesiaca to sporo. Wychodzi po tym przeliczniku 3k za 2ke ludzi za pelen miesiac. Sporo, zwazywszy, ze babka ma swoje dochody, nie wiem dokladnie jakie ale podobno niemałe. W ogóle to dla mnie układ tego typu jest typowo frajerskim układem i nalezy albo natychmiast go przeramować albo zakończyć. Tak mu powiedziałem jak gadaliśmy, ale tu jak nie trudno sie domyślić wchodza w gre jego klapki na oczach i moim zdaniem bedzie mu ciezko.
  9. Nie no, ja też to rozumiem. Normalny facet ma wręcz zaimplementowane w mózgu, że za kobietę się płaci. Jest to jakiś wyraz męskiej ambicji, honoru czy szarmanctwa. Natomiast uważam, że po roku związku, a nawet wcześniej powinna wejść już jakaś proza życia i jak to w małżeństwie być podział wydatków. Który mąż tolerowałby, aby płacić za wszystko począwszy od mieszkania, poprzez życie, kończąc na rozrywkach, podczas, gdy żona całą swoją pensję by wydawała np. na kosmetyki, ciuchy itp. Ja takiego nie znam. Mówię tu o normalnych, przyziemnych ludziach, nie o milionerach.
  10. Sam mu to powiedziałem, że po roku związku ja bym nie miał takich rozkmin jak on ma. Zwyczajnie bym jej powiedział, krótko i zwięźle - 50:50 albo wcale. Sęk w tym, że on się chyba boi podpaść albo co gorsza - tak ją wyuczył od początku i teraz ona uznaje to za normę (bo on dobrze zarabia jak na PL warunki)
  11. Ta historia przypomina do złudzenia moje kontakty z SM, tyle, że ja nie doszedłem do etapów takich jak wyremontowanie mieszkania pani. Natomiast cała reszta łudząco podobna. Generalnie ten seks i obiadki to się przewijają notorycznie w każdej historii z SM w tle z bardzo prostej przyczyny: bo tylko tyle taka kobieta może od siebie zaoferować. Nic ponadto. Zanim się spostrzegłem byłem chudszy o parę złotych ale na szczęście w pore pokończyłem te relacje i ani nie było z tego dzieci ani innych, większych problemów. Lekcja płynie następująca: SM zawsze oznacza parcie na kasę, stabilizację, bezpieczeństwo dla dziecka/dzieci i niej samej. Zawsze ( no dobra, w 90% , bo pewnie istnieją wyjątki) facet nie_ojciec_biologiczny w takiej relacji będzie niewolnikiem w nie swojej sprawie. Dorobi się garba, długów i nic z tego nie będzie miał poza obiadkami (za które sam zapłaci w różny sposób) i seksem. Na koniec obce dzieci mu jeszcze wygarną , że całe życie miały go za gacha matki i tylko tyle.
  12. Tym razem temat nie o mnie, bo aktualnie postawiłem na bycie samemu i póki co dobrze mi z tym. Sprawa dotyczy kumpla z pracy, w ub. weekend gadaliśmy przy piwie i mi sie żalił, że jego partnerka żeruje na nim finansowo. Pani lvl 33 pracująca z dochodem wcale nie najmniejszym, z własnym mieszkaniem i niskim czynszem czytaj: pieniądze ma. Są razem od roku, on u niej pomieszkuje, dokłada się do mieszkania w części (pomieszkuje u niej 8-10 dni w miesiącu, reszta mieszka u siebie bo ma swoje lokum). Mówi, że zaczyna go przerażać jej natura pod względem finansowym. Otóż pani potrafi wyjść na zakupy spozywcze, przyniesc w siatce artykulow za 40zl (czterdziesci pln) wiedząc, że na obiad jutrzejszy (niedziela) nic nie ma i wręcz subtelnie o tym mówi, by to on poszedł i dokupil resztę. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że on jej co miesiąc daje w gotowce 600-800zl za to jego pomieszkiwanie u niej w wymiarze czasowym jak wyżej. Te pieniądze są właśnie na jakieś jedzenie dodatkowe, które on spożyje bedąc u niej, na jakies media, które zuzyje itd. W skrócie, kolega twierdzi, ze daje jej z nawiązką i nie rozumie takiej postawy dusigrosza jaką ona prezentuje. Ponadto 2-3 razy w miesiacu idą do knajpy, za co on płaci, każdy wyjazd autem jego, gdziekolwiek, płaci za paliwo on, pani podobno nie usiedzi na dupie, wciąż gdzieś ją ciągnie, coś wyszukuje jakieś atrakcje, podsyła mu linki. Oczywiście domyślnie to on ma to finansować. Ostatnio wymyśliła ponoć strzelnicę dla dwojga- koszt coś około 300zł + paliwo do tego miejsca około 70zl + jakiś obiad na mieście to 400pln pękłoby. Kumpel to podliczył jej zawczasu i wysłał wiadomość, że w takim razie niech mu ona przeleje 200, a on zapłaci za całość w/w dzialań. Pani pominęła milczeniem, nabrała wody w usta, nie ustosunkowała się wcale do tej propozycji. Kumpel mówi, że jest aktualnie mega wkurwiony taką jej postawą, termin rezerwacji na strzelnicy to 11.04 i teraz ch...j wie jak do tego podejsc. Rezerwacja na jego nazwisko. Czy ma odwołać, czy przyprzeć babę do muru i zażądać partycypowania w wydarzeniu? Czy zwyczajnie pojechać z nią i na bezczela zaplacic tylko za siebie powolując się na wczesniejszą do niej wiadomosc (mess. ze statusem wyświetlono). Mówi, że to nie pierwsza taka sytuacja, że on probuje zrobić jakiś sprawiedliwy podział kosztów, a ona nabiera wody w usta. Nosz kurde dama się znalazła, tylko bez honoru i ambicji. Pytanie zatem brzmi co byście zrobili w takiej sytuacji, zakladając, że nie mowimy tu o pojściu na noże, a sama relacja ma byc zachowana bez szwanku.
  13. Pracuję w administracji skarbowej. Jakakolwiek inna branża będzie mi obca i start od zera. Nie da się tego z niczym polączyć, a biuro rachunkowe mnie nie interesuje. Bo właśnie sporo ludzi ze skarbówki odchodzi i zakłada biura rachunkowe. W 90% kobiety. W dodatku ja pracuję w takim referacie, ze odejście z tej branży to jak odejście z policji. Widziałeś kiedyś, by ktoś zatrudnił byłego policjanta gdzie indziej, niż w ochronie? Dlatego jeśli odejdę to zaczynam od nowa, nowa branża. Jak po studiach.
  14. Nadszedł czas, w którym mówię dość. Od zakończenia studiów, czyli od 24 r.ż. pracuję w budżetówce, przeszedłem po drodze parę stanowisk, jestem obecnie na średnim szczeblu w mojej jednostce. Dalsza wspinaczka po tej drabinie stanowisk mnie już kompletnie nie interesuje z 2 powodów: 1) potworne wypalenie zawodowe- jestem już pół robotem, pół człowiekiem, do pracy idę jak za karę, 2) Finanse. Kiepsko jak na 16 lat pracy zawodowej, a awans nie podniesie pensji znaczaca- jak to w budzetowce Myślę już od kilku lat nad zmianą profesji ale nie bedac nigdy przypartym do muru, bo mam co jeść, nie miałem dotąd jakiejś strasznej motywacji do działania. Po drodze miałem też rozwód, który również namieszał mi w życiu, dopiero teraz kurz opadł i stwierdziłem, że podejdę do tematu na powaznie. Przede wszystkim jakakolwiek zmiana pracy na inną etatową raczej odpada- niczego poza swoją profesją nie umiem i w kazdej innej branży zaczynałbym od zera czyli najnizszej krajowej zapewne. Dlatego biorę pod uwagę jedynie własną DG, jakieś kursy, uprawnienia i pracę na własny rachunek. Mam na ten cel środkiz zarówno na kursy, certyfikaty, szkolenia jak i na jakiś start samej działalności. Mówimy tu o działalności usługowej, wykonywanej osobiście, z czasem jakiś pracownik może. Pytanie do was- co byście radzili, czym się dziś zająć, by zarobić więcej jak 5k netto na własnej DG? Do emerytury mam jesscze 25 lat. Jeśli teraz czegoś nie zacznę to za 5 czy 10 lat będzie za późno i zgniję w urzędzie, z urzędniczą pensją bez perspektyw rozwoju zarówno finansowego jak i osobistego.
  15. Na wsi kosmosem jest praca na umowe, nawet za 2500.
  16. 5 tys to w miescie powiatowym nadal pensja marzeń. Jeśli oczywiscie mowisz o kwocie netto. Ile masz lat, że nie wyrosłeś jeszcze z poziomu żartu nastolatka? Chcesz się bawić w prywatne wycieczki to rób to w bardziej finezyjny sposób, niż obrzucanie kogoś gównem na oślep w nadziei, że coś sie przyklei.
  17. Analogicznie obniżylem o 1,5st. C. temp. w domu, bylo 22.st jest na 20,5. Oszczędzam na gazie. Zmywarka chodzi raz na 3 dni, zmywam więcej ręcznie, pranie robię w bardziej przemyslany sposob, uzywam programow ekonomicznych. W polaczeniu z oszczednosciami na paliwie robie sie z tego jakies 600zl na miesiac oszczednosci. A, bylbym zapomnial o racie kredytu za mieszkanie (szczescie, ze ostatnie 2 lata) co mi skoczyła o 250pln. Jak widzisz uzbiera sie, a pensja stoi w miejscu od 2020r.
  18. Jak w tytule. Paliwa obecnie są aburdalnie drogie, zwłaszcza w korelacji z zarobkami, które w porównaniu do ogólnej drożyzny spowodowanej inflacją stoją w miejscu. Również w odniesieniu rok do roku paliwa zdrożały o 50%. Dostał ktoś z was tyle podwyżki w rok? W moim budżecie bardzo wyraźnie zaczęło to być odczuwalne, dlatego też od kwietnia przesiadam się na zbiorkom i autem dojezdzal będę tylko 4 km na stację pkp, a pozostalem 40km do pracy już pociągiem, a następnie rowerem miejskim 2km (w niepogode MPK). Niestety, będzie trochę gimnastyki i będę dłużej dojezdzal ale wiosna i lato za pasem więc z pożytkiem dla zdrowia. Natomiast szybka analiza kosztów pokazuje, że oszczędzam na tym rozwiązaniu sporo kasy i dlatego się na nie zdecydowałem. Obecnie robię niemal 100km autem dziennie, co przy cenie benzyny 6,60zl i spalaniu średnim mojego auta na poziomie 6,5L/100km daje 43zl dziennie na samo paliwo. Jeszcze w styczniu robilem te trase za okolo 34zl. Gaz w domu (mam segment ogrzewany GZ) podrozal tak, że rachunek w lutym wyniósł 1300zl vs. 500zl w lutym 2021, ktory był zimniejszy. Żarcie droższe o 30%, bochenek chleba 4,5- 5zł i wiecej. TYMCZASEM moje obserwacje wskazują, że społeczeństwo niespecjalnie jest tym wszystkim przygniecione. Na ulicach korki, centra handlowe pełne aut. Jestem w stanie zrozumieć, że dużo ludzi dojezdza do pracy z zadupi, bez mozliwosci alternatywy i beda jezdzic nawet za 10zl/L. Natomiast wg mojej oceny w ogóle nie widać mniejszego ruchu, więc zaczynam czuc się dziwnie zmieniając auto na zbiorkom-jak biedak, a zarabiam powyzej średniej krajowej. Czy zatem rzekoma drożyzna i inflacja o której wszyscy wszem i wobec trąbią to jakaś forma urban legends? Skąd ludzie biorą na to wszystko skoro praktycznie nikt nie dostał podwyżki procentowo równej skokowi cen? Wszyscy jadą na kredytach, limitach w kontach, kartach? Dla mnie rachunek jest prosty- mam pensji kwotę X i jak wszystko drożeje nagle o 50% (gaz ziemny, paliwo, prąd też mam sporo wyzsze rachunki) to nic nie wymyślę, gdzies muszę pasa zacisnąć. No i właśnie jakoś nie bardzo widzę to u innych, by zaciskali. Plany wakacyjne juz wiekszosc ma, biura podróży wciąż oblegane.... Polska to dziwny kraj, zawsze tak było odkad tylko pamiętam. Narzekali wszyscy ale jednoczesnie każdy jakoś dawał radę i to całkiem nieźle.
  19. Juz 3 miesiace z nia nie jest, odpuścił dość szybko
  20. Słucha, czyta, sam obserwuje. Mialem zwiazki z 3 SM i wszystkie przerwałem. Oczywiscie mam w głowie już pewną opinię n/t/t , która pokrywa się z waszą, a ten wątek założyłem tylko, by poczytać jeszcze więcej na niekorzyść wiązania się z SM.
  21. ... lub zwyczajnie wymieni za i przeciw wiązania się z kobietą z dzieckiem. Mija 1,5 roku jak wyprowadziłem się od żony, w międzyczasie nastąpił rozwód. Przez ten okres spotykałem się łącznie z 3 kobietami, wszystkie samotne matki, co prawda pracujące, z własnymi mieszkaniami i de facto żyjące wcześniej beze mnie = dajace sobie radę. Jednak w każdej takiej relacji były jakieś smrodki, a to irytujące zachowania dzieci, a to roszczeniowość, a to próba usidlenia mnie za wszelką cenę jako samca, który jak mniemam docelowo miałby robić za dostawcę mamony, usług, prestiżu i innych korzyści. Aktualnie jestem sam, nie szukam na siłę nikogo. Natomiast zastanawiam się czy w ogóle jeszcze brać SM pod uwagę czy całkowicie odpuścić? 3 sztuki, które przerobiłem to niby nie dużo, ciężko na tej podstawie generalizować, natomiast Wasze komentarze w dotychczasowych moich wątkach jednoznacznie pokazują, jakoby istniał pewien schemat w obcowaniu z SM, który całkowicie wyklucza jakiekolwiek szczęście dla mężczyzny w takim związku. Tak sobie ostatnio rozmyślam wieczorami i mam kilka podstawowych w zasadzie pytań, watpliwości i chciałbym abyście jednoznacznie przedstawili mi swoje opinie lub wręcz ważne doświadczenia jeśli je macie. Przede wszystkim zależy mi na odpowiedziach, na takie kwestie jak: Czy wg. was kobieta załóżmy 30 + po przejściach z dzieckiem/dziećmi jest jeszcze w stanie kogoś pokochać, wykrzesać z siebie jakieś uczucia do faceta czy to już tylko chłodna kalkulacja na tle finansowym/bezpieczeństwo/wygoda ? Czy jest w ogóle możliwe życie z kobietą i jej dzieckiem pod jednym dachem w taki sposób, by nie partycypować w kosztach wychowania/utrzymania takiego dziecka? Wszystkie SM, z którymi sie widywałem zapewniały mnie w dość zawoalowany sposób, że one same utrzymają swoje dzieci/mają alimenty i na mnie nie będą wołać o kasę na nie. Śmiem twierdzić, że to chyba niemożliwe... Jak niby poukładać relacje z takim pasierbem/pasierbicą jeśli biologiczny ojciec zabiera dziecko np. 2 x w tygodniu? Przyznam, że dla mnie to kwestia niepojęta. Uważam, że to robienie dziecku wody z mózgu, że na co dzień mieszka ze mną w roli ojczyma, a powiedzmy na weekend jedzie do ojca. I co wtedy? Ja wprowadzę jakieś zasady w domu, na które się wspólnie umówimy, jakieś oczekiwania, maniery wdrożę, a taki tatuś dziecku powie, że nie musi mnie słuchać, albo zacznie wpajać dziecku zupełnie coś przeciwnego? Jak tolerować ciagłe kontakty mojej partnerki z biologicznym ojcem - kwestia umawiania wizyt, jakieś wspólne uroczystości dziecka typu komunia, urodziny, bierzmowania, kontakty ws. np. finansowych? Przecież taki gość nie zniknie w ciągu roku czy 2 z życia naszego, zwłaszcza jak dziecko ma mniej, niż 10-12 lat... Pewnie jest jeszcze więcej pułapek w takich układach, ale ja poruszam te, co powyżej. Prosiłbym was o konstruktywne opinie, ponieważ trzeci raz zakończyłem spotykanie się z SM, a to już jest wg. mnie seria - daje mi to do myślenia czy taki ukłąd ma sens.
  22. Około 1,000km biorąc pod uwagę, że np. do Kina jezdzilismy 70km w jedna strone, pare razy. Do tego jazdy po galeriach (akurat ona robila zakupy ze swoich) , jakies wypady do Torunia na 1 dzien itd. Ogolnie nie jest mi potrzebna utrzymanka, którs swoja pensje próbuja zachomikować na własne potrzeby.
  23. Zakończyłem znajomość. Sprawa poniekąd rozwiązała się sama, ale zupełnie z innego powodu. Z panią poznaliśmy się na początku stycznia. Z początku widywaliśmy się poza domem, z racji na porę roku restauracje, kina, baseny, siłownie. Z czasem zaczęliśmy pojawiac się u niej w mieszkaniu, tak jak to opisałem w tytulowym poście. Niestety już na tym etapie, a było to m/w 3 tyg. po poznaniu się, zaobserwowałem, że pani nie zbyt jest skoro do płacenia za siebie, gdziekolwiek. Wszystkie w/w atrakcje finansowałem ja, bacznie obserwując jej reakcje jak przychodziło do płacenia- nawet kurtuazyjnie nie sięgała po portfel, a na bezczela czekała az zapłacę.A rachunki nie były małe, bo niejednokrotnie po 180- 200zł. Będąc u niej w domu, pytała czy np. zamówimy pizzę i wyraźnie sugerowała jaką i za ile- przeważnie za okolo 50zl z dowozem. Parokrotnie. Mnostwo pomniejszych wydatków z nią związanych jak prezent urodzinowy ( ona w styczniu, ja w lutym- mi nie kupiła NIC). W niedzielę się lekko podkurzyłem i podliczyłem wszystkie wydatki (poza prezentem ur.) od początku znajomości z nią tj. od 2 miesięcy i wyszło mi, że wydałem 2300zł, wliczając w to np. paliwo, bo jezdzilismy moim autem, a ona oczywiście nie poczuwała się, by zatankować raz po raz. Dodam, że już mniej więcej w połowie znajomości czyniłem jej dość sugestywne uwagi, początkowo w formie żartu, że np. na następną kolację Ty mnie zapraszasz Bez efektu. 2300 na 2 miesiące ale po mojej stronie wyłącznie to dużo czy nie dużo, ale się wściekłem i dość delikatnie ale stanowczo wylistowałem wszystkie wydatki, wliczając w to nawet kilka butelek wina do kolacji w domu, które prosiła bym kupił- to jest ważne, była to jej prośba, nie moja fanaberia. Wydrukowałem to i zabrałem na spotkanie mówiąc wprost, że tak wygląda moje zaangażowanie finansowe, przy jednoczesnym jakimkolwiek zaangażowaniu z jej strony. Powiedziałem, że nie widzę powodów, by ona jako dosc dobrze zarabiająca osoba (ok. 4500 netto) nie mogła chociaż co 2- 3 spotkania, wyjścia dołożyć się do rachunku. Oczywiście spodziewałem się focha, bo to wręcz pewne ale też taki był mój zamiar, by potrząsnąć nią, skoro sugestywne uwagi nie odnosiły skutku. Pani się obruszyła, zaczęła mówic, że bezczelny jestem, że wyrachowany i że ona nic nie wymagała bym kupował, płacił, zapraszał. Odpaliłem się i skontrowałem, że owszem, umiem liczyć swoje pieniądze i nie podzielam jej argumentacji, bo po pierwsze wiele razy proponowałem wyjście na spacer zamiast do kina, ona wtedy marudziła , że zimno (+ 5 st.). Koniec końców trzasnąłem drzwiami o wyszedłem, rzucając na wychodne, że równouprawnienie dotyczy wszystkich sfer życia, a nie tylko tych, które kobietom pasują. Dla mnie to rozdział zamknięty już. Jeśli na tym etapie już się pojawiły kłótnie o pieniądze, to wiąząc się z nią i mieszkając byłoby tylko gorzej.
  24. Kobietę poznałem na początku stycznia br. Jeśli chodzi o motywy co do podjęcia tejże znajomości to przede wszystkim : 1) bardzo zbliżone poczucie humoru do mojego 2) pozytywna energia 3) dziewczęcy urok 4) samodzielność finansowa 5) odchowane dziecko 6) własne mieszkanie (kredyt kończy spłacać za 3 lata) 7) brak ciśnienia na jakiekolwiek wyjścia, za które musiałbym płacić 8 ) uroda 7/10 9) wyższe wykształcenie 10) styl, gust 11) dobra praca Uznałem, że jestem w stanie z nią stworzyć pewną synergię w parze, osiągnąć wartość dodaną, której brakowało w poprzednich zwiazkach ( przelotnych). Dlatego też zdecydowałem się na pomieszkiwanie u niej w weekendy, aby zobaczyć to wszystko " od kuchni". Wszak tak, jak napisałem wcześniej nie jest problemem, by na randce udawać kogoś, kim się na co dzień nie jest. Podobnie wpadnięcie na 2h na kawę do domu - można posprzątać jednorazowo i udawac czyściocha. Natomiast jak się u kogoś jest, przebywa np. dobę to można już coś konkretniej powiedzieć, zauważyć. Właśnie to zauważam i jestem zdania, że był to bdb pomysł z mojej strony, którego nie zaluję. W takim razie dlaczego i po co ten watek? Już odpowiadam. Mimo wszystko jakaś tam nadzieja się we mnie tli, choć pewnie dla osoby z zewnątrz jest to arcynaiwna postawa z mojej strony. Niestety należę do ludzi, którzy zanim coś skończą/porzucą/poddadzą się to zrobią wszystko, podejmą wszelkie kroki, by to uratować. To jest moja wielka wada/przywara , która utrudnia mi całe życie. Moje małżeństwo trwało 16 lat, natomiast, gdybym się uparł i był w 100% w zgodzie z samym sobą, nie ogladajac się za siebie to skończyłbym je już po 5 latach, bo pewne powody ku temu były. Skończyłem dopiero po 16tu, jak moja żona poszła w białe małżeństwo i popadła w fanatyzm religijny. Niestety nadal taki jestem i pewnie bede do smierci, że widze szanse tam, gdzie inni ich już nie widzą - mniejsza o to czy faktycznie ich nie ma czy ludziom sie nie chce czegoś sprawdzać bo trudno z pozoru. Natomiast jestem zdania, że dopóki nie zrobię jakiegoś błędu w postaci zaciążenia danej pani, to wszystko jest odwracalne i można wyjść z takiego układu w każdej chwili bez konsekwencji.
  25. No właśnie nie ma żadnych kolegów, jedynie 2 kolezanki, które są równie alternatywne (podobno) jak on. Alternatywne - jakieś niszowe zainteresowania, zespoły rockowe itd. Natomiast wg. moich obserwacji jemu brakuje cech męskich, stąd męska część publiczności raczej go unika i zostaje mu damska.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.