Skocz do zawartości

deleteduser115

Starszy Użytkownik
  • Postów

    420
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    7
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez deleteduser115

  1. @self-aware Cieszę się, że w taki czy inny sposób przekonałeś się jak szkodliwym, wyniszczającym mózg syfem jest blackpill. Pamiętam Twój pożegnalny post, był bardzo poruszający i przygnębiający, nie pozostawiający praktycznie żadnej nadziei. Sam pomyślałem sobie wtedy - kurczę, a może faktycznie człowiek żyje we własnej bańce i nie zauważa tego jak zmienił się świat, jak faktycznie niektórzy faceci mają przerąbane, a wszelkie próby motywowania ich do zmian są z góry skazane na porażkę, bo i tak cokolwiek nie zrobią będą musieli obejść się bez kobiet. Teraz wiem, że to błędne założenie. Sam wczoraj przy okazji uczestnictwa w jednym warsztacie rozwojowym (czy wspominałem już tu kiedyś, że to rewelacyjna okazja do poznawania wartościowych kobiet? od dawna na nie nie chodzę, ten organizował kumpel, z którym długo się nie widziałem i postanowiłem wpaść - obok niego byłem tam jedynym facetem) poznałem kilka bardzo fajnych, mądrych i posiadających wspólne ze mną zainteresowania młodych dziewczyn, którym chętnie bym się przyjrzał bliżej, gdyby nie mój status małżeński (a jakimś Bradem Pittem nie jestem, kilku braci będących ze mną w grupie zlotowej na Whatsapp widziało mnie na zdjęciu i może potwierdzić ;) ) i po prostu WIEM, że teorie internetowe jedno, a realne życie drugie. Ty teraz też to wiesz. Czytałem też Twój drugi temat, mocny focus na pieniądzach i kobietach i bijące od niego jakieś poczucie „braku”. Szczerze wątpię czy to poczucie zostanie zasypane, gdy te brakujące rzeczy uzupełnisz - trochę przypominasz mi pod tym względem mnie samego sprzed jakichś 10 lat (miałem wtedy wszystko, czego tak bardzo pragniesz, a jednocześnie byłem cholernie nieszczęśliwy, miałem poczucie głębokiego uszkodzenia i wybrakowania). Sam wychodzę z różnych toksycznych gówien (mam mocno narcystyczny rys osobowości, taki spadek po dzieciństwie) i wiem, że łatwo nie jest, szczególnie, gdy schematy postępowania wyniesione z przeszłości są tak silne, a deficyty uwagi czy miłości tak głębokie. Potykam się nie raz i nie dwa, często się sparzam, ale potem wstaję i idę dalej, z jeszcze większą motywacją. Według mnie brakuje Ci Stary miłości własnej, idziesz przez świat jak ten żebrak, który nie ma nic - i ja Cię rozumiem, bo ten brak bardzo mocno się czuje. Zgadzam się z @niemlodyjoda, że być może jakaś terapia byłaby dla Ciebie dobrym rozwiązaniem na początek. Technika uwalniania jest na pewno pomocna, ale nie bierze pod uwagę tego jakie informacje niosą dla Ciebie emocje (a to zawsze jakieś niezaspokojone potrzeby, zawsze, czasem inne niż to na pierwszy rzut oka nam się wydaje). Ty bardzo byś chciał nie czuć, co rozumiem, bo miałem kiedyś podobnie, problem jednak w tym, że pozbywając się smutku pozbędziesz się też radości - znieczulica na własne emocje dotyczy ich wszystkich. Ból jest nieodłączną częścią życia i trzeba zbudować sobie z nim odpowiednią relację, czuć go i rozumieć. I nie musisz być wcale idealny, żeby fajnie żyć, serio. Podoba mi się Twoje trzeźwe spojrzenie na siebie, brak kreacji, nie zwracanie uwagi na wizerunek - to dobry prognostyk na przyszłość. Wiedziałeś zapewne, że dostaniesz tu zjebkę za historię o bzykaniu zajętej kobiety, a mimo wszystko miałeś odwagę o tym napisać. Jest jednak druga strona medalu - to kuszący sposób na uzyskiwanie atencji, co wykorzystywała nasza forumowa legenda blackpilla - uważaj na to ;) Taka atencja w żaden sposób nie „nakarmi” Cię wewnętrznie. Podsumowując - cieszę się, że obaliłeś pewne iluzje. Czas na następne! Jak to mawiał Johnny Rotten nie mamy czasu na iluzje, trzeba brać co dają albo zdychać :D Powodzenia Stary, trzymam kciuki.
  2. @yerodin Moi poprzednicy dali Ci w tym wątku szereg dobrych rad. Rozmijacie się ze swoją partnerką w zakresie Waszych potrzeb (do których każde z Was ma prawo) i zamiast biernie przyglądać się dalszemu rozkładowi związku zrób to, co w zasadzie w tej sytuacji trzeba zrobić i to po prostu zakończ. Nie marnuj swojego i jej czasu. Wiem, że prawdopodobnie towarzyszy Ci teraz strach przed samotnością, masz w głowie szereg pytań "co dalej?" - to całkowicie normalne i naturalne. Byłoby sporym błędem z Twojej strony, gdybyś w celu zatrzymania partnerki pozwolił jej na realizację z Tobą "polish dream". Zgadzam się z resztą chłopaków, że konsekwencją takiej postawy byłaby utrata jej szacunku do Ciebie, a nie powrót wielkiej miłości (której - jak pamiętam z Twoich poprzednich tematów - między Wami tak naprawdę nigdy nie było). Mając w pamięci Twoje poprzednie tematy zaryzykowałbym stwierdzenie, że wybrałeś tą dziewczynę wyłącznie dlatego, że nie miała jakichś większych wad. Czy brak powodów, żeby kogoś nie kochać jest wystarczającym powodem, dla którego się kocha? Zgadzam się z kolegą @sargon, że każda kolejna dziewczyna będzie chciała tego samego. To normalne i naturalne. Znam bardzo wiele kobiet i ani jednego wyjątku od tej reguły, ani jednego - każda jedna będzie z czasem chciała dziecka i stabilizacji, tak to wymyśliła natura. Dlatego też uważam, że nie ma sensu, byś zawracał głowę kolejnej dziewczynie - zostań przez jakiś okres sam (młody jesteś, bez obaw, jeszcze kogoś sobie znajdziesz) i pracuj nad relacją z samym sobą.
  3. Nie bardzo wiem jak mam traktować Twoje pierwsze zdanie - uznaję, że po prostu chcesz podyskutować i pominę tą Twoją drobną złośliwość w moją stronę Tak, obecnie wychowywane dzieci mają lepiej niż kiedykolwiek, można powiedzieć, że wreszcie wyciągane są wnioski z doświadczeń poprzednich pokoleń, a praca takich osób jak choćby Alice Miller czy Susan Forward, które zwracały uwagę na rażące zaniedbania rodziców w toku wychowania własnych dzieci przynosi wreszcie jakieś owoce. Nie jesteśmy jednak na forum dziecięcym, lecz skupiamy tu pełnoletnich facetów, którzy dorastali głównie w latach 80-tych. Sporo tu osób takich ja jak, które dorastały w niepełnym rodzinach, a alkohol czy przemoc były czymś naturalnym w ich dziecięcym środowisku. Wielu z nas dźwiga na swoich barkach toksyczny wstyd i poczucie winy. Wielu z nas próbowało bezskutecznie nadrabiać własne deficyty emocjonalne w relacjach z kobietami i dostało ostro po dupie. Myślę, że warto o tym pisać w takim miejscu jak to. Moim zdaniem rozwiałeś własne wątpliwości w ostatnim cytowanym przeze mnie zdaniu. Tak, braki w czułości i bliskości ze strony rodzica próbujemy nadmiernie nadrabiać w relacjach z kobietami, poświęcając dla tych "wartości" samych siebie, pozwalając sobie w zamian wchodzić na głowę. Samoopieka w moim rozumieniu tego słowa to m.in. opłakanie tych strat i zrozumienie, że relacje z kobietami służą innym celom, a próba wpisywania ich w rolę naszych zastępczych matek zawsze kończy się tak samo - to znaczy źle (chyba, że jesteśmy świadomi tego, że przypisaliśmy naszej partnerce taką rolę i pracujemy nad sobą). Można natomiast zaopiekować się własnym wewnętrznym dzieckiem samemu, obecnie nurty samorozwojowe proponują szereg różnych technik w tym zakresie (m.in. przeróżne wizualizacje i pracę z ciałem), które przynajmniej u mnie dały bardzo dobre rezultaty. Nigdzie nie napisałem, że jest to możliwe. Uczuć czy emocji, których źródłem są nasze przeszłe doświadczenia nie da się zmienić czy kontrolować - trzeba je po prostu przeżyć. Ogólnie jestem zwolennikiem jak najniższej kontroli i jak najszerszego wyrażania siebie, przy czym dla wyrażenia pewnych uczuć czy myśli warto znaleźć sobie bezpieczną przestrzeń. Kluczem podejścia, które ja proponuję (i na sobie praktykuję) jest rozwijanie miłości własnej, a nie bycie własnym wrogiem, który non stop się recenzuje - myślę, że oboje mamy na myśli właśnie to. Tak, przy czym te deficyty mają różną "głębię" w zależności od osoby i jeśli ma ona w miarę normalnie funkcjonować w związku nie będąc np. wampirem energetycznym czy manipulantem to musi się sobie przyjrzeć. To niestety wymaga czasu i ustawienia priorytetów. Można to oczywiście robić będąc w związku, ale po samym sobie wiem, że to bardzo trudne zadanie, wymagające dużej uważności na samego siebie i ciągłego korygowania kursu. Trzeba też mieć świadomość, że niektórzy z nas są tak wewnętrznie poranieni, że niestety mogą nie nadawać się do żadnej relacji. Ale generalnie się zgadzam - pewną dozę toksyczności u samego siebie trzeba zaakceptować, rozmawialiśmy o tym już kiedyś. I znowu - moim zdaniem warto o tym głośno mówić, szczególnie w takim miejscu jak to. Wielu mężczyznom wydaje się, że wystarczy kobieta i przestaną odczuwać ten wewnętrzny, rozdzierający ich ból. Oboje wiemy o tym, że to niemożliwe. Wielu mężczyzn zapomina też w jakich żyjemy czasach - kobiety mocno podkreślają własną autonomię, oczekiwania i potrzeby i nie mają zamiaru pełnić wobec nas służebnej roli. Związek to forma wzajemnej wymiany i tak jak piszesz, warto przyjrzeć się temu, co możemy od kobiety rzeczywiście otrzymać, a co jest naszą niezaspokojoną dziecięcą potrzebą, którą możemy już tylko starać się uzupełniać sobie sami. Blackpillowcy się wyciszyli, więc wpadłem. Dużo fajnych, merytorycznych treści, co mnie cieszy. Odnośnie drugiej części - jest długi weekend, trzeba sobie jakieś przerwy robić
  4. Mężczyźni mają zdecydowanie za wysokie oczekiwania w stosunku do kobiet - liczą na to, że będą ich zastępczymi matkami, że ich zaakceptują takimi, jakimi oni są, że nie będą pilnować własnych interesów i zapomną o własnych potrzebach. Czy można się dziwić temu, że przeżywają srogi zawód? Rozczarowanie kobietami, że nie potrafią kochać mężczyzn bezwarunkowo to niemal fundament całej manosfery. Bezwarunkowo możesz pokochać siebie wyłącznie Ty sam, nie drugi dorosły człowiek. Wydaje się to oczywiste, bo i nam "trudno" jest kochać nieatrakcyjne kobiety, ale jakimś dziwnym trafem takiej właśnie miłości bezwarunkowej oczekujemy od kobiet. Dlatego właśnie mówię - kluczem jest rozpoznanie własnych deficytów i własna praca nad nimi. Nikt nas nie zwolni z tego zadania.
  5. Odpowiadając na Twoje tytułowe pytanie - tak, mają, i to w zasadzie już od urodzenia. Wczesne dzieciństwo to czas, w którym większość facetów doznaje największych zranień - odbierane jest im prawo do wyrażania emocji (słynne "chłopaki nie płaczą"), dawkowana jest im czułość, bliskość (czytałem badania, zgodnie z którymi statystycznie mali chłopcy są dużo rzadziej przytulani niż dziewczynki), są odzierani z wrażliwości, mają być silnymi i twardymi kilkulatkami, zgodnie ze stereotypowym postrzeganiem mężczyzny. W efekcie większość mężczyzn wchodzi w dorosłe życie z deficytami emocjonalnymi, nie potrafi być źródłem własnego szczęścia, tłumi własne emocje (a żyć to przede wszystkim CZUĆ), uważa się za niepełne jednostki i w potencjalnych partnerkach poszukuje tego dopełnienia, swojej brakującej części. Taką postawę utrwala przekaz społecznokulturowy, zgodnie z którym źródłem szczęścia mężczyzny jest kobieta, krucha, delikatna, wrażliwa i słaba istota, której mężczyzna powinien zawsze ustępować i którą powinien się opiekować. Nasza "nagroda" za dobre sprawowanie Niestety - w praktyce okazuje się, że ani my wyłącznie silni, ani kobiety wyłącznie słabe, o czym przekonujemy się boleśnie w trakcie naszych pierwszych doświadczeń miłosnych. Reagujemy na te własne pierwsze doświadczenia bardzo różnie. Niezmiernie rzadko postanawiamy przyjrzeć się sobie, własnym brakom i coś z nimi zrobić - tj. postawić na rozwój osobisty, którego celem będzie przede wszystkim zdrowa miłość własna. To ścieżka najtrudniejsza, najboleśniejsza, wymagająca zderzenia się z i pożegnania wielu iluzji, niemniej jednak przynosząca najwięcej wewnętrznej satysfakcji. To przyjęcie i zaakceptowanie własnej wrażliwości, emocjonalności, to niezgoda na bycie wyłącznie silnym i twardym, to akceptacja także własnej słabszej części i nauka zaprzęgania własnej męskiej energii do opiekowania się tą swoją wrażliwszą stroną. To nauka zdrowego wyrażania złości, asertywności. Kochanie i akceptowanie samego siebie takim jakim się jest, a nie takim, jakim każe się nam być. Stanie się pełną jednostką, dla której kobieta nie jest już "wypełnieniem", "jedyną nadzieją na szczęście", a już pewnego rodzaju przygodą, taka osoba może podchodzić do relacji D-M już z pewnym dystansem, ze świadomością ich nietrwałości, ulotności. Taka osoba wie, że ma siebie, potrafi być swoim własnym wsparciem i już nie rozsypie się na kawałki po zakończeniu relacji, a nawet jeśli to potrafi się w takich momentach sobą zaopiekować albo dać sobie prawo do proszenia o pomoc. Kolega @DOHC wspomniał o przerażających statystykach samobójstw wśród mężczyzn - wynika to w dużej mierze z tego, że tak trudno jest nam przyznać się do własnych słabości, porażek, a jest to przecież nieodłączna część życia. Inną reakcją na te pierwsze, bolesne doświadczenia jest narzekanie, przy czym głównym jego celem są "baby". Prawda jest jednak taka, że od naszych potrzeb nie jesteśmy w stanie uciec, więc nawet wtedy staramy się znaleźć jakiś sposób na radzenie sobie z tą nowopoznaną rzeczywistością. Przeglądając wczoraj tematy z ostatnich tygodni zauważyłem, że wiele osób bądź dokonuje smutnych podsumowań własnych związków bądź stara się znaleźć jakiś patent, który zapewniłby im długotrwałą, udaną relację z kobietą. Jak wynika jednak z moich wieloletnich obserwacji nie ma takiego patentu. Bardzo trudno nam oswoić się z brutalną prawdą, że nie jesteśmy w stanie w pełni kontrolować (np. poprzez zamknięcie partnerki w domu na wsi ;) ) bądź zmienić drugiej osoby. Nie ma takiej możliwości. Druga osoba ma swój zestaw traum, deficytów, własnych doświadczeń, zranień, nawyków, schematów działania i przywiązania (polecam teorię przywiązania Johna Bowly'ego), pragnień, marzeń i potrzeb i jeśli chcemy w ogóle angażować się w związki nie ma od tego ucieczki - przysłowiowa himalajka nie istnieje. Dodatkową trudnością jest fakt, że człowiek z dzisiaj to nie ten sam człowiek za lat 5 czy 10, ludzie się zmieniają, ewoluują, przy czym jeśli chodzi o związki niezmiernie rzadko dzieje się to równolegle w przypadku obu partnerów. Nasze potrzeby zmieniają się z czasem i nasz ideał z dzisiaj za kilka lat przestaje być tym ideałem. Co chcę przekazać? Nie da się kontrolować rzeczywistości w takim stopniu jak nam się to marzy. Środek naszego życia przypadł na dosyć trudny okres, ciężko nie dostrzegać pędzących zmian społecznych - kierunek wydaje się być nieunikniony. Wydaje mi się, że nie ma innej drogi niż zadbanie w pierwszej kolejności o siebie, o własny rozwój, wypełnienie własnych deficytów (kobieta nigdy nie zrobi tego za nas!), a w następnej kolejności o stworzenie takiej strategii działania, która z jednej strony pozwoli w maksymalnym stopniu zaspokajać nasze potrzeby, a z drugiej nie będzie dla nas nadmiernie ryzykowna.
  6. No właśnie czasem nie od razu. Jest pewna kategoria tych wampirów, na którą moim zdaniem należy uważać szczególnie, zwłaszcza, gdy samemu jest się niepewną siebie osobą. Gdy byłem jeszcze dwudziestoparolatkiem miałem w pracy kolegę, z którym spędzałem dosyć dużo czasu. Przystojny, wysoki facet, co chwila spotykający się z innymi dziewczynami, wydawało mi się, że bardzo pewny siebie. Często podkreślał z kim to się on nie spotyka i jaki to nie jest zajebisty i absolutnie bez kompleksów. Imponował mi, bo sam pewności siebie nie miałem za grosz, a jego "zajebistość" i pozorna "siła" były tym, co mnie do niego szczególnie przyciągało, bo sam z własną siłą nie miałem kontaktu. Często mi dogryzał, najczęściej w towarzystwie dziewczyn, z którymi pracowałem w jednym pokoju - a to "ale masz dzisiaj chujową koszulkę", a to "co robiłeś w weekend? w domu siedziałeś? ale chujnia". Dogryzał też innym facetom, komentując ich wygląd tak, żeby słyszeli to inni ludzie w biurze. Gdy dostałem nerwicy oczywiście wyśmiewał moją słabość, mówiąc po prostu "nie bądź pizda, weź się w garść". W pewnym momencie miałem gościa dosyć. Czułem, że potrzebuje mnie słabego, by samemu czuć się silnym i wartościowym. Nie miał kontaktu z własną słabością i wrażliwością (podświadomie gardził nimi), zbudował sobie fałszywą fasadę, dlatego słaby i wrażliwy Johnny służył mu jako worek treningowy i sposób na radzenie sobie z własną, wypartą słabością. Ograniczyłem z dnia na dzień z nim kontakt wyłącznie do kwestii służbowych, a że niewiele w pracy robiliśmy wspólnie to z czasem kontakt wygasł do zera. On oczywiście pisał, proponował wspólne wyjścia, nagle wręcz zaczął zabiegać o mnie, ale zacząłem traktować go jak powietrze. Jadł obiady sam, chodził po firmowych korytarzach sam. Potem zmienił pracę. Pozornie nie był wampirem, bo nie służyłem mu za tampon emocjonalny, nie wypłakiwał się na moim ramieniu ani nic z tych rzeczy. Niemniej jednak "używał" mnie w szczególny sposób - po to, by samemu czuć się lepiej. Na takich gości uważaj szczególnie, jeśli już zaczniesz wychodzić między ludzi. A jeśli chodzi o wątek główny to moim zdaniem przedmówcy wyczerpali temat, przy czym mi najbliższe jest stanowisko, które przedstawili @Król Jarosław I i @Redbad.
  7. Chyba wziąłeś moją radę, żeby mieć nas w dupie zbyt dosłownie, bo napisałeś takie wielkie "nic", że nie wiem co mielibyśmy z tym zrobić. Z pewnością "prosząc" się o seks na pewno go nie dostaniesz, z bardzo wielu powodów. Kobiety nie przepadają za żebrakami. Posłuchaj mojej rady i załóż nowy wątek, bo tu już większość Braci zaglądać nie będzie, pośmiali się trochę i poszli do świeższych wątków. Im nowszy wątek tym więcej różnorodnych obserwacji.
  8. Skoro prosisz się o seks to widocznie małżonka dalej jest dla Ciebie atrakcyjna pomimo Waszego stażu i się nią nie znudziłeś. Pytanie więc dlaczego ona znudziła się Tobą/dlaczego nie chce z Tobą sypiać? Przyczyny tego mogą być oczywiście zupełnie niezależne od Twojej osoby, ale musiałbyś napisać coś więcej - jak długo jesteście ze sobą, czy macie dzieci, czy po drodze były jakieś grubsze kryzysy, co konkretnie partnerka Ci zarzuca w kłótniach, jak wygląda podejmowanie decyzji w Waszym związku (kto "rządzi"), jak wyglądają kwestie finansowe, jak wyglądał i zmieniał się Wasz seks na przestrzeni lat itd. Im więcej informacji tym lepiej. Jesteś tu anonimowo, więc się nie krępuj. Po to jest to forum, żeby pomagać takim osobom jak Ty i dzielić się doświadczeniem. Nie rozwiążemy Twoich problemów za Ciebie, ale jest tu trochę żonatych facetów i może ktoś zauważy coś, czego nie dostrzegasz Ty, a konsekwencji będziesz w stanie wdrożyć jakieś zmiany w swoim życiu. Staż związku bywa najczęściej wymówką - seks jest barometrem związku i jeśli się o związek nie dba (to oczywiście wysiłek obu stron, nie tylko Twój) to odbija się to właśnie na seksie. Jasne, z czasem partnerka nie działa na nas tak, jak na początku związku - to niemożliwe, ale w Twoim przypadku jakieś działanie dalej jest, skoro prosisz się o seks. EDIT - spróbuj się nie wybielać, pisz jak jest naprawdę - już samo to trochę Cię oczyści. Jesteśmy tylko anonimami, możesz mieć nas w dupie
  9. To jest w sumie dobre pytanie, bo bekę możemy ciągnąć jeszcze długo, pośmiać się czasem trzeba, ale podstawowy problem wydaje się być tu jednak nieco inny. Na miejscu autora zostawiłbym na boku kwestię jego Pretty Woman i zajął się tym: Fajnie by było, gdybyś nieco szerzej swoją relację małżeńską opisał - może jakieś nasze sugestie pozwolą Ci spojrzeć na tą sytuację z innej perspektywy i skłonić Cię do poszukiwania rozwiązań? "Proszenie się o seks" brzmi delikatnie mówiąc słabo, szczególnie jeśli jak mówisz jesteś atrakcyjnym gościem. Ciekaw jestem co sprawiło, że pozwoliłeś się żonie tak wykastrować. Może już nie w tym wątku, a w jakimś nowym.
  10. Oby za 50 lat nie siedział w bujanym fotelu i nie opowiadał swoim wnukom jak to w 2021 roku zatrzymał legendarnego Roberta Lewandowskiego w pochodzie po nowy, bramkowy rekord Bundesligi 😕
  11. Rekord póki co wyrównany EDIT - i brak żółtej kartki, także szansa na pobicie rekordu w meczu z Augsburgiem
  12. Zareagowałem dokładnie tak samo. Ciekawe co zrobi "Kamila", gdy jej przyszłemu, idealnemu mężowi cofnie się linia włosów albo na jego czole pojawią się zmarszczki. Absolutnie rakotwórczy kontent, ale częściowo potwierdza to, co napisałem wcześniej - kolesie zaprezentowani w filmie jako "brzydko łysiejący" z włosami wyglądaliby tak samo pierdołowato i mieliby dokładnie takie samo powodzenie u kobiet. Dla odmiany - Zidane czy Statham wyglądają dobrze zarówno owłosieni, jak i łysi. A są i tacy jak Vin Diesel czy Dwayne Johnson, którym lepiej z łysą glacą niż z czupryną. Tak jak pisałem wcześniej - najczęściej na łysych facetów z rozbawieniem reagują owłosieni faceci, żeby podbudować swoją marną samoocenę ("o! jestem od nich lepszy!"). Tyle, że w świecie relacji damsko-męskich wygląda to nieco inaczej. Zdecydowana większość kobiet (nie mówię tu o "Kamili" i 13-latkach) naprawdę nie zwraca na to uwagi - coś bym o tym wiedział, a chodzę łysy już 15 lat. I pomyśleć, że dopiero co stoczyliśmy walkę z czadologią, żeby nieco odmienić to miejsce. Gdy wszedłem rano na forum i zobaczyłem ten temat moja reakcja wyglądała mniej więcej tak:
  13. Na moje oko znalazłoby się tu trochę red flags. "Pretty Woman" to naprawdę fajny film, ale rzeczywistość wygląda chyba nieco inaczej
  14. Z moich obserwacji wielu łysym, którzy właśnie na fakt łysienia zrzucają swój brak powodzenia u kobiet posiadanie włosów kompletnie w niczym by nie pomogło. Jak ktoś wygląda jak przysłowiowa dupa zza krzaka to z włosami również będzie tak wyglądać. Kolejną obserwacja jest taka, że na łysienie facetów zwracają uwagę głównie... inni faceci, a szczególnie boją się go Ci, których jedynym atutem są ładne włosy Gdy zaczynałem łysieć JEDYNE uwagi na temat swoich zakoli słyszałem właśnie od facetów - jakby sprawiało im przyjemność to, że ich koledze wypadają włosy Żadna, podkreślam żadna kobieta nie powiedziała "o fuuuj, Ty łysiejesz, to straszne" albo chociaż "o, łysiejesz" Piszę o tym, bo wiem, że wielu łysiejących bardzo się tego boi - kompletnie niepotrzebnie. Jeśli bowiem: - masz dosyć zgrabną czaszkę, - ładne, symetryczne rysy twarzy, - ładne oczy, - fajną sylwetkę to łysienie w żaden, nawet najmniejszy sposób nie spowoduje, że nagle staniesz się niewidzialny dla kobiet (a tego każdy łysiejący obawia się najbardziej). Moje powodzenie po stracie włosów wzrosło - pewnie dlatego, że z nimi wyglądałem jak mały chłopiec. Oczywiście dużo zależy też od tego, jak do tego łysienia podchodzisz - jeśli nosisz fryzurę jak Gargamel albo bawisz się w jakieś zaczeski to najczęściej (bo to też nie reguła) będziesz wyglądać śmiesznie/żałośnie. Tylko golenie się na bardzo krótko/zero - podkreślasz wtedy rysy twarzy i pokazujesz, że masz na to wyjebane i nie jest to Twój życiowy problem. Ogolenie głowy uwalnia Cię od tego "problemu". Jak jeszcze fajnie opalisz głowę i dorzucisz do tego brodę to sam się przekonasz czy rzeczywiście laski brzydzą się łysymi A kolesie z zaczeskami będą Ci się przyglądać z obsraną miną. Przeszczepy, peruki, systemy, wcierki - stosowanie takich patentów świadczy o tym, że robimy z tego swój życiowy problem i jest to nasza duża słabość. Laski nie przepadają za facetami, którzy przywiązują nadmierną wagę do swojego wyglądu, to one chcą być kobietami w swoich związkach. Ogolenie głowy pozwala w szybki sposób na oswojenie się z nowym wyglądem i jego zaakceptowanie. Zdarzają się (rzadko, bo rzadko) faceci, którzy ogoleni na łyso wyglądają źle, a z włosami dobrze. Ale reguła jest jednak taka, jak opisałem to w pierwszym zdaniu. Owszem, bywają kobiety, które za łysymi nie przepadają, podobnie jak i takie, które nie lubią blondynów. Jestem łysy od 2 roku studiów i NIGDY nie zdarzyło mi się usłyszeć "wiesz, fajny z Ciebie facet, ale jednak jesteś łysy, więc się z Tobą nie umówię" Polecam ten kanał każdemu, kto martwi się łysieniem: https://www.youtube.com/channel/UCwBM95HF8Wjnf36i86w3ZQg
  15. Moim zdaniem żadna z powyższych. Pierwsza z powodu, o którym wspomniałeś - jak za bardzo czegoś się chce to często nie wychodzi. Przykład z tą rozmową kwalifikacyjną - tak bardzo będziesz chciał się spodobać przyszłemu pracodawcy i wypaść "super", że będziesz nienaturalny, nadmiernie pobudzony, zaczniesz recytować wyuczone regułki czy przechwalać się, a w ostatecznym rozrachunku wyjdziesz na pajaca. Poza tym potencjalny pracodawca zacznie odczuwać presję z Twojej strony, że "musi Cię zatrudnić", a w takiej sytuacji samoistnie pojawi się po jego stronie opór i prawdopodobnie, jeśli ma wybór w postaci innych kandydatów, zachowa się niezgodnie z Twoimi oczekiwaniami. Świetnie opisał to David Hawkins w "Technice Uwalniania". Druga to zwyczajne oszukiwanie samego siebie, bo tak naprawdę my dobrze wiemy, że sramy przed danym wydarzeniem w gacie. Jest jeszcze trzecia metoda - po prostu zrobić to, co jest do zrobienia. Brzmi prosto, tyle, że utrudnia to "stres", którego źródłem są liczne emocje związane z danym "wydarzeniem" - napór wewnętrznego napięcia. To, co musimy w tej sytuacji zrobić to przyjrzeć się tym właśnie emocjom, bo to tak naprawdę one czynią to wydarzenie stresującym (wydarzenie samo w sobie jest neutralne) - bierzemy kartkę, ołówek i szczegółowo rozpisujemy, czego w danej sytuacji się obawiamy, robimy mapę myśli i mapę emocji. Jednym słowem musimy rozeznać się, co też dzieje się w naszym wnętrzu - to zajebista okazja, żeby czegoś się o sobie nauczyć. Spisanie emocji i myśli na kartce pozwoli Ci je nieco zneutralizować i ujrzeć absurdalność większości z nich. To, że istnieje strach nie oznacza, że istnieje również powód strachu. Wróćmy do tej rozmowy kwalifikacyjnej. Boisz się, że nie dostaniesz tej pracy, bo źle wypadniesz, powiesz coś głupiego albo Twoje kwalifikacje okażą się za niskie i ktoś je wyśmieje. Poza tym boisz się, że jeśli nie dostaniesz tej konkretnej pracy to już na zawsze będziesz bezrobotnym. I tak dalej. Jeśli samo spisanie nie wystarczy robisz kolejny krok i zadajesz sobie pytanie "Co najgorszego się stanie, jeśli to czego się boję się zmaterializuje?". I piszesz załóżmy coś takiego: "Już nigdy nie znajdę pracy", "Będzie mi przykro jak będą się ze mnie śmiać", "Będzie mi wstyd", "Nie będę miał co jeść i skończę pod mostem". Dwa skrajne od razu odrzucasz, bo dobrze wiesz, że są nieprawdziwe - będą jeszcze inne rozmowy i inni potencjalni pracodawcy, skoro masz dwie ręce, dwie nogi i głowę. Sam zaczynasz zauważać to, że tak naprawdę boisz się własnych, przyszłych emocji, a nie braku zatrudnienia. Pomocne może być w tym momencie wyobrażenie sobie, że stało się najgorsze - nie dostaliśmy tej pracy, ktoś się z nas śmieje lub jest nam wstyd i posiedzenie w emocjach, których tak się baliśmy. Zimne dłonie, przyspieszony puls, suchość w ustach, skrócony oddech... i tyle. Możesz wtedy pomyśleć sobie "Zaraz, zaraz, to przed tym tak spierdalałem przez całe moje życie?". A potem robisz to, co jest do zrobienia.
  16. Nie mam wątpliwości, że fani chadologii pozostaną jej fanami, im niestety pomóc już się nie da. Fajnie byłoby jednak, żeby inni młodzi faceci nie traktowali tego jak prawdy objawionej. Ty i ja wiemy, że można zbudować udany (co nie znaczy, że "idealny", o czym niżej) związek z atrakcyjną kobietą nie będąc chadem. I nawet nie o same związki mi chodzi, a o relacje z kobietami w ogólności - związki typu FwB czy nawet ONS. Niektórzy piszą tu, żeby "nie stawiać cipki na piedestale", ale co ma zrobić facet, który dostępu do tej cipki nie miał nigdy? Oczywistym jest, że ulokuje w tej cipce źródło własnego szczęścia i w żaden sposób nie będziesz w stanie wybić mu tego z głowy. O tym, że seks to po prostu element życia, a nie jego sens może przekonać się jedynie osoba, która ma do niego dostęp albo przynajmniej miała wcześniej. To samo można zresztą powiedzieć o innym bożku czyli pieniądzach. Chadologia jest elementem, który dostęp do seksu ogranicza, uniemożliwia, dlatego trzeba ją stąd wyplenić. Całkowita zgoda. Moim zdaniem bez tego nie da się zbudować przyjaźni czyli po haju hormonalnym będzie po prostu kicha. Ciekaw jestem co na ten temat napisze @niemlodyjoda Dokładnie tak. I być może to jest właśnie powód tego, że młodszym trudno dogadać się na tym forum ze starszymi. Łatwo mówić młodym chłopakom, żeby nie byli niewolnikami cipki, kiedy cipki te atakują nasze oczy ze wszystkich stron, z każdego ekranu i z każdego billboardu. Duży popęd w tym wieku to jedna kwestia. Nasycenie matrixem, którego pozbycie się z głowy wymaga często solidnego wpierdolu od życia (jak w moim przypadku) to kwestia druga. Trzecia to lęk przed samotnością. No i stajemy się "needy" nie tylko ze względu na cipkę. Weź też pod uwagę to, że gdy my byliśmy w wieku 20-paru lat rynek matrymonialny był diametralnie inny niż obecnie (pisałeś o tym zresztą we własnym wątku jak na ten rynek wróciłeś). Młodzi nie mają teraz łatwo. Dlatego uważam, że Twój wpis jest świetny dla takich gości jak ja, Ty, @niemlodyjoda czy @spitfire, ale chłopaków, którzy studiują albo ledwo studia skończyli może trochę podłamać. Ależ ja wcale nie stawiam takiej tezy - pisałem przecież, że doskonale ten lęk przed kobietami rozumiem. To nie ma nic wspólnego z czyjąkolwiek "winą". Przykłady chamstwa czy kurewstwa kobiet należy podawać - nie mam co do tego wątpliwości. Świadomość potencjalnych zagrożeń trzeba mieć i się odpowiednio zabezpieczyć. Wsparcie innych Braci poszkodowanych przez kobiety - jasna sprawa, po to jest to forum. Ale rozwój to przede wszystkim wymaganie od samego siebie - nie możemy poprzestać na narzekaniu na czynniki zewnętrzne, a znaleźć sposoby, żeby sobie z nimi radzić i w tej rzeczywistości jakoś funkcjonować i próbować zaspokajać własne potrzeby. Większości z nas trudno jest sobie bez kobiet radzić i to jest fakt, widoczny na forum jak na dłoni. Klepanie po plecach, pokazanie pewnych schematów i danie narzędzi, a potem działanie - tak bym sobie to wyobrażał. Zgadza się, większość młodych dziewczyn ma takie oczekiwania i nic na to nie poradzimy. Nasze oczekiwania też często odstają od rzeczywistości - średnio wyglądający faceci często chcą mieć kobiety z topki, najlepiej wyglądające jak gwiazdy porno. I jedna i druga grupa pewnego dnia zderzy się z rzeczywistością. Wierzę jednak, że obok są również osoby trzeźwomyślące (w tym kobiety) i oceniające siebie w sposób uczciwy. Przykłady tego można znaleźć nawet w Rezerwacie. Wszystko prawda. Co więcej - jego związek jest "udany", a nie "idealny" - takich bowiem nie ma. I ja miewam powody do narzekania (seks po 10 latach związku to jednak inny seks niż na początku związku, no i zostałem "przestrzelony" przez borderkę ), zdarza mi się z żoną pokłócić czy marzyć o dłuższej chwili dla samego siebie. To też nie jest tak, że udany związek to niekończąca się sielanka i młodzi powinni mieć tego świadomość. Żona i dziecko to przede wszystkim obowiązki. Ja to zjawisko po prostu rozumiem, bo pamiętam samego siebie sprzed 11 lat. Ale nawet z tymi "złymi" kobietami da się żyć
  17. Pierwszy raz spotkałem się z czymś takim właśnie na tym forum, a korzystałem już wcześniej z kilku o tematyce motoryzacyjnej. Ja to traktuję jak pewne uproszczenie: - gdy z jakimś stanowiskiem zgadzam się w pełni albo chcę podziękować za coś rozmówcy daję "pucharek" - to nieco szybsze niż pisanie "dzięki Stary" albo "w pełni popieram Bracie", jedno kliknięcie myszką, - zwykłego "lajka" daję nawet wtedy, gdy nie do końca się z kimś zgadzam, ale widzę w poście fajną energię albo ciekawy punkt widzenia. Jest to nawet zabawne, ale tak naprawdę niewiele z tego wynika - ani nic od tego nie rośnie ani (na szczęście) nie maleje. To absolutny priorytet, przy czym punktem wyjścia jest totalna, absolutna szczerość wobec samego siebie. Tak przy okazji - świetnie jest przyglądać się Twojej metamorfozie Wiem, że postuluję tu nieporównywanie się do innych, ale muszę trochę wejść Ci na ambicję. Powiedz mi Braciszku - nie wkurza Cię to, że dziadek @niemlodyjoda też poluje na laski w wieku 22 i podchodzi do tego z takim entuzjazmem? Kurczę, mi wystarczy przeczytanie jego jednego tak energetycznego wpisu jak ten na pierwszej stronie tego wątku i już chce mi się napierdalać pompki. Osobiście znam 21-letnią dziewczynę, która ma prawicowe poglądy, jest domatorką, miała jednego chłopaka od 17 roku życia, a teraz mieszka sama i studiuje na dodatek ambitny kierunek, a jednocześnie pracuje. Nie każda młoda laska to Julka z różowymi włosami! Chodziło mi głównie o pokazanie jednej, ważnej rzeczy. Medytacja nauczyła mnie, że wydarzenia zewnętrzne same w sobie są neutralne. Reagujemy wyłącznie na nasze odczucia w ciele. Głównym powodem unikania kobiet nie są kobiety i ich cechy same w sobie, a nasz strach przed nimi. Strach przed możliwymi konsekwencjami wchodzenia z nimi w relacje. Już samo zrozumienie tego paradoksalnie uspokaja, bo pokazuje Ci, że masz WYBÓR. Możesz albo powiedzieć sobie - "ok, boję się, a mój strach jest tak wielki, że wolę się z kontaktów z kobietami wycofać" albo "boję się, ale mimo wszystko spróbuję". Przy czym nie do mnie należy decyzja, którą drogą kto pójdzie - to kwestia indywidualnego wyboru. Dobrze jest jednak podejmować go mając jak najbliższy kontakt z rzeczywistością, a wymaga to spojrzenia na świat z wielu perspektyw. Dodam przy okazji, że strach ten jest uzasadniony. Sam również odpowiednio zabezpieczyłem się przed podpisaniem "kontraktu" małżeńskiego (intercyza, własne mieszkanie nabyte przed ślubem), nie jestem żadnym chojrakiem. Jest to opcja godna rozważenia. Znam przykłady takich udanych metamorfoz, znam również przykłady, gdy kobieta po ślubie czy w długoletnim związku z 8/10 zmieniła się w 4/10. Ważny głos w dyskusji Bracie! Ważne, że sam zauważasz, że był to Twój wybór. Była to bardzo wygodna wymówka, bo zwalniała Cię z pracy nad sobą - bo i po co, skoro chadem nigdy nie zostaniesz. Skoro jednak wiesz, że to zwykła ściema nie trać więcej ani jednego dnia. Kapitalnie w odpowiedzi na tego Twojego posta opisał to @mac Od siebie dodam tylko, że dla mnie rozwój osobisty jest drogą, która ma wyprowadzić nas z nienawiści do samych siebie. Wymaga to ogromnej szczerości wobec siebie, rozpoznania i nazwania własnych potrzeb, a następnie dopasowanie do tego ścieżki życiowej. Nikt rozsądny nie powie Ci przecież jak masz żyć. Jestem zdania, że każdy orze jak może i ostatecznie każdemu z nas zależy na dobrym życiu. Jesteśmy niewolnikami schematów, które nieświadomie nas kierują - naszą rolą jest je rozpoznać, a następnie uwolnić się od tych szkodliwych i wpoić sobie zdrowe nawyki.
  18. O ile faktycznie ta siła bycia samotnym w danym przypadku jest - jak rozejrzysz się na forum to jednak większość samotnych facetów chciałaby mieć kobietę, a sabotuje tą potrzebę jak tylko może obrzydzając sobie kobiety poprzez uczestniczenie w jałowych dyskusjach o Mokebe. To im właśnie dedykowany był ten wątek. Jeśli lubisz i potrafisz być samotnym to tym lepiej dla Ciebie. Tu też nie ma reguły. Jeden będzie potrzebował związku właśnie dlatego, że nie może żyć sam ze sobą i potrzebuje stopić się z drugim człowiekiem, a jeszcze inny, bo np. chce mieć dziecko i regularny seks. Sam sobie odpowiedziałeś na to pytanie. Jak poprawić własną sytuację opisał doskonale w tym wątku @niemlodyjoda. Podobne zarzuty były do mnie wysuwane w moim starym wątku odnośnie związków, bez szczegółowego zapoznania się z moim wpisem. A gdybyś przeczytał go dokładnie wiedziałbyś, że piszę o tym, iż gwarancji powodzenia nie ma nigdy, że związek zawsze może się "rozwiązać" (nawet z czystego kaprysu partnerki), a już zbudowanie przyjaźni damsko-męskiej to rzadkość. Trudno porównywać mnie do jakiegoś coacha, który krzyczy "możesz wszystko". Alternatywa to często samotność, którą przeciętnemu facetowi trudno znieść. Wszystko to kwestia wyboru - próbować bez żadnej gwarancji powodzenia czy dać sobie spokój. Ja wolałem spróbować, bo chciałem mieć bombelka. Poza tym temat nie dotyczy ściśle związków, a unikania relacji z kobietami, nawet krótkoterminowych z uwagi na nieuświadomione lęki. I ja się z tym całkowicie zgadzam. Pewności nie ma i nie będzie nigdy. Ostrożność jest wręcz wskazana. Ja też po rozstaniu z moją EX byłem maksymalnie ostrożny i zanim poznałem żonę odsiałem mnóstwo kobiet. A i mojej żony pewny być nie mogę - to wciąż atrakcyjna kobieta, podoba się facetom i chuj wie, co jej może strzelić do głowy. No ale przecież się nie zabiję jak mnie zostawi, wiedziałem na co się pisałem. Ależ ja uważam, że dystans jest wręcz czymś koniecznym! Trzeba traktować to właśnie jako grę i mieć świadomość czyhających na nas niebezpieczeństw. Myślisz, że ja tak nie miałem po rozpierdolu psychicznym, którym uraczyła mnie moja borderka? Są pewne rzeczy, na które zgadzać się nie można, nawet za cenę samotności. I znowu się zgadzam. Ogólnie kurwa dałbym Ci pucharek za wpis, gdybyś nie zrobił ze mnie w pierwszym akapicie debila krzyczącego "możesz wszystko, jesteś zwycięzcą!" Gwarancji powodzenia nie ma żadnej. No nie działa. Dokładnie tak.
  19. Gratuluję odwagi Panowie, bo przyznanie się przed samym sobą do pewnych słabości to już duża sztuka, obca bardzo wielu mężczyznom. To zmiana perspektywy - już nie ze światem jest coś nie tak, a z nami - to w nas są pewne lęki i to od nas zależy czy zrobimy coś z nimi (do czego nikt nas oczywiście nie zmusza) czy też nie. Zauważyć należy bowiem, że istnieją osoby, które mają sporą wiedzę o rynku matrymonialnym (jak np. @niemlodyjoda), a tych rozwiązań dla siebie szukają, nie unikają kobiet. Działają pomimo sporej wiedzy o istniejących niebezpieczeństwach, czyhających na samców. Działają w tych samych realiach co inni, którzy decydują się na niedziałanie w związku z własnymi lękami. To kwestia WYBORU i trzeba umieć to dostrzec, a następnie wziąć za własny WYBÓR odpowiedzialność - w tym za przewidywane jego konsekwencje. Mnie przeraził ostatni temat naszej maskotki o Mokebe. Zakładam temat samorozwojowy - kilka, góra kilkanaście postów ciągle tych samych osób (na ogół już z bardzo uporządkowanym mindsetem), trochę lajków niewiele wnoszących do mojego życia i po godzinie/dwóch temat trup. Wchodzi maskotka, zakłada temat o Mokebe i ruch jak na wyprzedaży torebek Wittchen w Lidlu, 9 stron, temat wisi kilka dni na głównej stronie i robi antyreklamę naszemu forum. Sam postanowiłem już się w takich wątkach nie udzielać i tą strategię polecam - będą umierać śmiercią naturalną. @Kespert możemy to podsumować jednym zdaniem "trudno powiedzieć co jest regułą a co wyjątkiem". Masz rację - pewien rodzaj rozczarowania i zmęczenia tym wszystkim jest w pewnym wieku czymś całkowicie naturalnym. Człowiek obiecywał sobie po tym zbyt wiele, "oszukany" obrazkami sprzedawanymi mu od maleńkości w filmach. Dlatego osobiście, gdybym rozstał się z żoną nie szukałbym już związku, a tym bardziej "związku na całe życie" - proza życia przyjdzie prędzej czy później i jeśli nie zbuduje się przyjaźni w międzyczasie (mi się udało, ale to jednak rzadkość) to taki związek trudno już nazwać związkiem. Na pewno jednak nie zrezygnowałbym z kobiet i ich towarzystwa. Szczęściarz. Tzn. chciałem oczywiście napisać "zboczeniec"! Jesteś tak czy inaczej, więc pytanie jak sobie z tym poradzić: - udawać, że problemu nie ma i czekać aż odbije się to na Twoim zdrowiu, - rozwiązać problem poprzez znalezienie sobie w miarę bezpiecznego dostępu do seksu i mieć to zbalansowane, traktować to jak każdą inną potrzebę, - zrobić z siebie osobę, której życie skupia się wyłącznie na seksie. Moim zdaniem najzdrowsze jest podejście środkowe - pijesz, kiedy chce Ci się pić, jesz, kiedy chce Ci się jeść, ruchasz, kiedy chce Ci się ruchać. I tyle, cała filozofia. Seks jest najbardziej gloryfikowany przez osoby, które nie mogą go uprawiać. Z pewnością nie jest "przereklamowany", ale nie stanowi rozwiązania wszystkich problemów ludzkości. Ot fajna i potrzebna przeciętnemu facetowi używka. Dokładnie tak. Internet zepsuł wszystko, jeśli chodzi o relacje damsko-męskie - teraz każdy chce mieć idealnego partnera/partnerkę, najlepiej jak z pornola. To tak jednak nie działa. @Gościu gdzie ja napisałem, że to "wina mężczyzn"? Niektórym z Was nie można już w ogóle zwrócić na nic uwagi, wrażliwi jak...kobiety Nie kwestionuję tego co piszesz, tak się zdarza, ale czy jest to reguła? Mój świat wygląda jednak inaczej.
  20. Pytasz mnie o moją własną drogę czy innych ludzi? Ja dla siebie taką opcję odrzucam, inni ludzie mogą dla mnie żyć jak sobie chcą - różne są sposoby radzenia sobie z otaczającą nas rzeczywistością. Niektórzy jednak widzą ją zero-jedynkowo i swoimi przemyśleniami na temat kobiet się dzielą, robiąc tym samym krzywdę młodym facetom, którzy wchodzą na to forum. Poza tym zdefiniujmy MGTOW, bo każdy definiuje to na swój sposób. W radykalnym MGTOW jak je rozumiem miejsca dla kobiet w Twoim życiu nie ma. Dla mnie to droga dla osób, które żyją z dala od kobiet, np. w małej miejscowości i jednocześnie mają praktycznie zerowe potrzeby seksualne. Bo pomyśl sam - niby stronić od kobiet, a jednocześnie walić konia z myślą o nich? Toż to jakaś forma autoagresji. Mnisi z leśnych klasztorów buddyjskich w Tajlandii byli MGTOW do momentu aż do klasztorów nie zaczęły przyjeżdżać kobiety Ostatecznie klasztory dla kobiet zamknięto. Natura to natura. Aż chciałoby się napisać - przez wzięciem tabletki zapoznaj się z ulotką dołączoną do opakowania albo skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą, bo lek niewłaściwie stosowany może zagrażać Twojemu zdrowiu psychicznemu. No i masz...w niektórych przypadkach stało się. Wstępnie już o tym pisałem, ale wątek poświęcono wiwisekcji mojego małżeństwa Z kolejnym byłoby to samo. Nie mam jakiejś tajemnej wiedzy - każda relacja może się z czasem zakończyć i powody tego mogą być różne. Mi się udaje przede wszystkim dlatego, że znalazłem mądrą kobietę. Witaj w klubie. Poza tym lubię się całować Widzisz, bo patrzysz na świat z perspektywy tego forum i opowieści, które tu się pojawiają. To nie jest cała rzeczywistość. Są jeszcze udane związki. Poza tym zastanówmy się. Można zginąć w wypadku samochodowym - to fakt. Mam się w takim razie bać jeździć autem? No ok, mogę jeździć rowerem. Ale dalej mogę zginąć, rowerzyści też przecież giną w wypadkach. Ok, no to nie będę w takim razie wychodzić z domu. Jedzenie też szkodzi, trudno o zdrową, organiczną żywność (a nawet i ona jest często oszukana) - nie będę więc jeść. W powietrzu grasują różne wirusy. Chuj, nie będę oddychać. Kurczę, nawet na mojej skórze grasuje mnóstwo bakterii i wirusów, które w kontakcie z moją krwią doprowadzą do sepsy. Można doprowadzić samego siebie do niemałej fobii. Jak mawiał Zorba - żyć to pakować się w kłopoty, niekłopotliwa jest tylko śmierć, a życie to pakowanie się w kłopoty. Większość z chłopaków z tego forum nie chce jakoś tego zauważyć. Zastrzegam - nie nakłaniam nikogo na ślub czy coś w tym stylu. Ale dystansowanie się od kobiet, bo mogą być "kłopoty"? A własnych kłopotów z nierozładowanym libido, pogłębiającą się frustracją nie zauważacie? Albo inaczej @mac - co w takim razie radzisz młodzieży, która ma dużo większe libido niż Ty i często dla własnej równowagi psychicznej potrzebuje relacji z kobietą? To czemu wypowiadasz się w wątkach, które dotyczą kobiet? Przed chwilą sprawdziłem, że na forum jest dział "Gry" - nie gram od jakichś 15 lat, nie interesują mnie gry i do tego działu nie wchodzę, nawet nie wiedziałem do teraz, że on tu istnieje Nie pytam Cię o to złośliwie, nawet nie musisz odpowiadać - po prostu się nad tym zastanów. Sam widzisz, że takie tematy nie wzbudzają tu większego zainteresowania - wypowiadają się tam zazwyczaj te same osoby. Chciałem tym tematem trochę ludźmi wstrząsnąć, wywołać silne emocje niczym badboy, bo temu miejscu jest to moim zdaniem potrzebne. Nie wierzę, że pasuje Ci ta negatywna energia - kurwa, każdemu, tylko nie Tobie. W punkt Bracie. Jest czas klepania się po pleckach i czas wyciągania wniosków. Trudne emocje po coś są - dają nam pewną informację o naszym aktualnym położeniu. Ale do chuja nie można się w nich pławić. Mężczyzna sprawdza się w działaniu!
  21. Mam świadomość, że temat nie jest łatwy i może u niektórych z Was wywołać silne emocje. Uważam jednak, że w ostatecznym rozrachunku może to temu miejscu wyjść na dobre. Zaznaczę, że nie jest moją rolą nikogo oceniać, chciałbym tylko podzielić się z Wami moimi własnymi obserwacjami. W trakcie prywatnych rozmów z niektórymi z Was dowiedziałem się, że moje wnioski nie są odosobnione. Nie trzeba być Einsteinem, żeby nie zauważyć, że na naszym forum króluje głównie negatywna energia. Tematy typowo samorozwojowe umierają po zaledwie kilku wpisach, podczas, gdy wątki na temat chadów, Julek, Mokebe, p0lek bądź tematy zakładane przez Rezerwatki utrzymują się na stronie głównej przez kilka dni i tematy te cieszą się olbrzymią frekwencją. Dlaczego tak się dzieje? Ktoś mógłby napisać „bo tak wygląda właśnie rzeczywistość i my po prostu o niej rozmawiamy”. Tyle, że niestety tak nie jest. W cytowanych wątkach komentujemy jedynie WYCINEK pewnej rzeczywistości. Nie każda kobieta jest Julką i nie każda kobieta marzy o tym, żeby opierdolić gałę Mokebe. Podskórnie każdy z Was to wie. Dlaczego więc ten konkretny wycinek aż tak bardzo nas interesuje? I w tym miejscu napiszę coś, co niektórych z Was może oburzyć. Moim zdaniem dużym problemem tego forum jest lęk przed odrzuceniem, bliskością i ogólnie przed kobietami widoczny jak na dłoni u wielu Braci, a powodowany ich przeszłymi doświadczeniami z kobietami lub wręcz brakiem tych doświadczeń. Jest on przez zdecydowaną większość chłopaków obarczonych tą przypadłością zupełnie nieuświadomiony. Nie ma to jednak większego znaczenia, bo on JEST, zżera ich od wewnątrz i większość chłopaków jakoś musi sobie z nim radzić. Dodam, że wszystkie te lęki są całkowicie zrozumiałe. Jestem przekonany, że gdybym wylądował na forum 11 lat temu po rozstaniu z moją borderką (opisywałem naszą wspólną historię w innym wątku) miałbym tak samo. Czułem się przez nią skrzywdzony i wykorzystany, a jednocześnie bałem się powtórki z rozrywki. Wszystkie kobiety jawiły mi się w tamtym okresie jak drapieżne piranie, gotowe rozszarpać mnie żywcem. Miałem jednak to szczęście, że trafiłem na terapię i mogłem przyjrzeć się samemu sobie – temu jak JA SAM prowokowałem pewne sytuacje, temu jak JA SAM pozwalałem się szmacić i wykorzystywać, temu jak JA SAM pozwalałem innym się nie szanować. I tak dalej. Odzyskałem w moim życiu SPRAWCZOŚĆ. Większość z Was trafiła tu jednak bezpośrednio po trudnych dla siebie doświadczeniach, otrzymała pomoc od podobnie skrzywdzonych Braci i została tu na stałe. W międzyczasie trafiały tu kolejne, podobne Wam osoby. Osób takich jak ja – będących w wieloletnim, udanym związku – praktycznie tutaj nie ma, a jeśli już są to jest ich garstka. Wywołuje to wrażenie, że stworzenie udanego związku jest czymś niemożliwym, a normę społeczną stanowi samotny facet. Kolejną grupą osób, które się tu udzielają są osoby, które doświadczeń z kobietami nie posiadają praktycznie żadnych. Nie jest to ocena, a zwyczajne stwierdzenie faktu. Osoby te we własnych, prywatnych wątkach przyznają, że chciałyby jakoś tą sytuację zmienić, ale nie wiedzą jak. Użytkownicy ciężko doświadczeni przez relacje z kobietami próbują im najczęściej te kobiety wybić z głowy. I ja to rozumiem, bo gdybym w dalszym ciągu postrzegał kobiety jak drapieżne piranie robiłbym dokładnie tak samo. Ostatecznym celem ma być więc rozwój fizyczny, mentalny, no fap, medytacje, zimne prysznice i te inne rzeczy, z których czasem się śmiejemy. No i ok. Wydawać by się mogło więc, że poza tematami zamieszczanymi w Świeżakowni temat kobiet nie powinien w forumowej przestrzeni istnieć w ogóle, a wątki samorozwojowe winny liczyć po kilkanaście stron. Tak jednak jak już ustaliliśmy nie jest. Dlaczego więc to wciąż temat kobiet – tych drapieżnych piranii, które zabierają nam całe majątki i okaleczają nasze wnętrze nas tak bardzo interesuje? Odpowiedź na to pytanie wydaje się być banalnie prosta – bo przeciętny, zwyczajny facet posiadający choćby średnie libido i żyjący w zachodnim, przesyconym seksem społeczeństwie bez kobiet i seksu funkcjonować nie potrafi. Pamiętam jak sam założyłem tu swój wątek na temat związków, opisując przy okazji swoje małżeństwo. Symptomatycznym było to, że mało kto interesował się moimi radami, a zdecydowana większość osób pisała w stylu „jeszcze dostaniesz po dupie”, „jeszcze Cię Twoja myszka wydyma” itd. Reakcje te były dla mnie całkowicie zrozumiałe i nie wchodziłem z nimi w polemikę. Przypominało mi to sytuację, gdy mój znajomy kupił sobie dawno temu Aston Martina DB9. No piękny samochód (moim zdaniem). Inny mój znajomy cały czas o nim gadał, ale w kontekście wyłącznie negatywnym. „Jak można wydać tyle kasy na zwykły samochód?”, „ale mu na pewno dużo pali”, „on wcale nie jest przecież taki ładny”, „kurwa, ale to mało zwrotne auto”, „pewnie OC kosztuje gościa milion złotych”. I tak w kółko, codziennie, jakby normalnie miał na jego punkcie jakąś obsesję. Nie mogąc go w pewnym momencie słuchać zapytałem – „Słuchaj, a może Ty sam chciałbyś mieć takie auto, co? Może Ty mu go zwyczajnie zazdrościsz?”. No i jakoś temat się wyczerpał. No więc – z jednej strony nie potrafimy funkcjonować bez kobiet, a jednocześnie mamy lęk przed ich bliskością czy odrzuceniem z ich strony. Jak sobie z nim tutaj radzimy? Strategie radzenie sobie z tymi lękami są różne: I. Obrzydzanie sobie kobiet, jawna pogarda do “p0lek”, wrzucanie wszystkich kobiet do jednego worka, wyzywanie ich od kurew, opadów, pisanie o ruchających ich Mokebe, Abdulach itp. To strategia moim zdaniem najbardziej prymitywna i bardzo uderzająca w wizerunek naszego forum, dająca paliwo jego przeciwnikom. To dzięki tego rodzaju wpisom, mającym na celu radzenie sobie z tym wewnętrznym konfliktem wyzywani jesteśmy od sfrustrowanych, zgorzkniałych inceli. Przy okazji jest to strategia, która nie wytrzymuje starcia z rzeczywistością i elementarną logiką – nawet w naszym skromnym Rezerwacie mamy przykłady pań o zupełnie innym mindsecie, a Rezerwatek jest przecież dosłownie kilka sztuk. Obsługuję dużą korporację – wśród jej pracowników tylko jedna dziewczyna ma na koncie rozwód (i to od razu aż dwa), a reszta funkcjonuje w wieloletnich związkach. Mam kilka zbliżających się do 30-tki koleżanek, które od lat mają tych samych partnerów bez ślubu pomimo różnych drobniejszych kryzysów (które są nieuniknione w długoletnich związkach). Wszystkie Polki (czy jak wolicie "p0lki”) skaczą po różnych kutangach? II. Tworzenie i utrzymywanie mitu chada - gościa z innej planety, któremu masowo oddają się samice, a tacy goście jak np. ja, którzy do chadów nie należą muszą załatwiać własne potrzeby seksualne własnoręcznie To nieco bardziej wyrafinowana strategia, która tak naprawdę jest zwykłą wymówką (“nie jestem chadem, więc kobiety muszę sobie odpuścić”) i przy okazji kompletną bzdurą. Sam nie jestem chadem, miałem dosyć naiwny, białorycerski mindset, a seks w dorosłości zawsze miałem. „Bo Ty masz wysokie SMV!”. Ty również możesz zadbać o swoje – ćwiczyć, czytać, dbać o ubiór, higienę. No ale to wysiłek, wiem. Odnośnie SMV. Opisywałem na forum przypadek przeciętnie zarabiającego gościa 3/10, który związał się z moją kuzynką 9/10. Jak przytomnie zauważył wtedy @RENGERS gość mógł wykorzystać okres promocyjny, a potem zręcznie się ulotnić – on natomiast wolał się ożenić 😊 Przejdźcie się kiedyś po miejskim parku bez wcześniejszych założeń. Przeciętni kolesie z bardzo ładnymi dziewczynami to wcale nie tak rzadki widok. Że są prędzej czy później porzucani przez te kobiety? No i co z tego? Oni ruchają, a nie wypierają tą swoją potrzebę. Ktoś da Wam gwarancję, że jakaś kobieta będzie z Wami aż do śmierci? III. Tworzenie wzoru samicy idealnej tzw. himalajki, której w praktyce nie da się znaleźć. To już strategia bardzo wyrafinowana, ale tak naprawdę jest kolejną wymówką - “ja tak naprawdę bardzo chciałbym się związać, ale przecież żadna kobieta do związku się nie nadaje, nie spełnia moich oczywistych przecież wymagań”. Nasuwają się w tej sytuacji oczywiste pytania. Czy my sami jesteśmy idealni? Czy my sami nie posiadamy żadnych słabości? Czy ta kobieta ze snów chciałaby być z kimś takim nieidealnym jak my? To pytania retoryczne. Nie chodzi mi przy tym o to, żeby brać do związku kogokolwiek, ale o przyjrzenie się własnym wymaganiom trzeźwym spojrzeniem. Każda, wydawać by się mogło najbardziej idealna dziewczyna, może się z czasem zmienić, może się zakochać w kimś innym, może trafić w lewicujące środowisko, a ostatecznie może się nami znudzić. Nigdy nie będziesz mieć gwarancji, że będzie to związek na całe życie. NIGDY! Pewne wymagania brzegowe trzeba mieć, to jasne jak Słońce. Jedni wolą rude, inni blondynki. Jeśli jednak nasze wymagania przegrywają z rzeczywistością to dla mnie osobiście byłby to sygnał, że jest to forma autosabotażu i podświadomego lęku przed zranieniem. IV. Bycie facetem stroniącym od kobiet, a jednocześnie codziennie się nimi zajmującym. To bardzo ciekawa moim zdaniem strategia. Osobiście stronię od latania na paralotni – mam lęk wysokości, nie mam potrzeby z tym lękiem walczyć, bo on nie przeszkadza mi w normalnym, codziennym funkcjonowaniu. Akceptuję go jak część mojej ułomnej, ludzkiej natury. Jednocześnie paralotniarstwo jest dla mnie tematyką obojętną, nie czytam o tym, nie interesuję się tym, mam to zwyczajnie gdzieś. Jestem facetem stroniącym od paralotniarstwa. Wydawać by się mogło, że podobnie winno być w przypadku facetów stroniących od kobiet. No ale patrząc na forum tak przecież nie jest – jest dokładnie odwrotnie. Dodam, że jedynie prawdziwa obojętność na daną kwestię zapewnia nam niezależność od niej - niechęć jest uczuciem wzmacniającym naszą zależność od przedmiotu niechęci. Zgadzam się w tym miejscu z Bratem @lync, że prawdziwy, radykalny MGTOW możliwy jest jedynie w przypadku zerowego lub śladowego libido. W innym przypadku to droga donikąd. Czemu służą wszystkie cztery powyższe strategie? Nie trzeba konfrontować się z własnymi lękami. Czy jest to w dłuższej perspektywie destrukcyjne dla osoby posługującej się daną strategią? Oczywiście, że tak. Wystarczy przyjrzeć się wyczynom naszej forumowej maskotki. Jak naprawdę poradzić sobie z tym lękami? Skonfrontować się z nimi. Nazwać je. Przyznać przed samym sobą, że właśnie się tego obawiamy. To nic złego bać się różnych rzeczy. Poczuć te lęki we własnym ciele. Przeprowadzić ze sobą dialog sokratejski i rozmawiać z samym sobą tak długo i tak szczerze aż do źródła tego lęku dotrzemy. To w każdym indywidualnym przypadku może być coś innego. Prawda jest taka, że trudne doświadczenia związkowe (zdrady, porzucenia, rozczarowania) mają bezpośrednie przełożenie na nasze poczucie własnej wartości. Większość z nas (o ile nie wszyscy) wchodziła w swoje pierwsze związki i relacje z kobietami jako osoby niedoświadczone, młode, naiwne, żyjące w matrixie. Mieliśmy w głowie przekonania, że „najbardziej liczy się wnętrze”. Uczono nas rzeczy, które w praktyce zwyczajnie nie działają. Mam świadomość, że po takich doświadczeniach zaufanie jakiejś kobiecie wydaje się być czymś niemożliwym. Brak zaufania do kobiet (całkowicie uzasadniony) widać po Waszych poradach udzielanych młodszym stażem użytkownikom w stylu „przeglądaj jej okazjonalnie telefon”, „delikatnie kontroluj”. Jakby „upilnowanie” partnerki było w ogóle możliwe… Przyszło nam żyć w trudnych czasach. Inni mężczyźni, których nazywamy tu pieszczotliwie „spermiarzami” nam nie pomagają. To „dobry” czas dla kobiet, których atencja pompowana jest w sztuczny sposób w internecie – w miejscu, w którym obecnie zawiązywana jest większość relacji. Młodsze pokolenie dziewczyn może budzić przerażenie swoim luźnym podejściem do seksu. Nie mam wątpliwości, że będzie pod tym względem tylko gorzej. Nie znaczy to jednak, że nie istnieją wartościowe, godne zainteresowania kobiety – ja je dalej dostrzegam. Prawda jest taka, że zdecydowana większość z nas potrzebuje tych kobiet, nawet jeśli u niektórych jest to jedynie kwestia seksu. Im dłużej będziemy sobie wmawiać, że się ich nie obawiamy tym większą barierę będziemy tworzyć między nimi a nami. Zostawiam to do Waszego przemyślenia. Życzliwy Wam Brat.
  22. Ja na Twoim miejscu starałbym się to przekłuć we własny atut. Nie masz za sobą toksycznych doświadczeń, nikt Cię nie skrzywdził, nie zwichrował Ci psychiki. Taki facet to skarb! Jeśli powiesz dziewczynie patrząc jej głęboko w oczy, że "jest Twoją pierwszą randką w życiu" to z pewnością Cię zapamięta na długo
  23. Przekonałeś mnie, to faktycznie rzadka kombinacja, nie pomyślałem o tym.
  24. No nie wiem Bracie, ja pojawiłem się tu na etapie, kiedy pisał o sobie, że jest z twarzy 7/10 - czyli tak jak np. ja czy @niemlodyjoda. Oczywiście jak to w każdym przypadku należy podejść do tego z pewną rezerwą, że jest to jedynie kreacja internetowego wizerunku, a nie rzeczywistość, aczkolwiek wątpię, bo przyglądam się jego postom od jakiegoś czasu i dla mnie jest dosyć spójny w tym co pisze (na początku - co przyznaję szczerze - średnio wierzyłem w jego opowieści). Owszem, miewa tendencje do przesady, ale to raczej kwestia jego specyficznego poczucia humoru, które osobiście lubię. Co by jednak nie mówić nawet, gdyby był 8/10 wciąż nie jest to mityczny "czad", a jednak pisze, że rucha na potęgę. Dlatego też ta wymówka jest moim zdaniem z dupy. Mam tego świadomość, ale weź pod uwagę, że sam czadem nie jestem. Co więcej, moim zdaniem większość facetów jest po prostu "przeciętna". Poziom 10/10 czy nawet 9/10 jest nieosiągalny dla zdecydowanej większości z nas. SMV 7/10 jest już jednak w zasięgu zdecydowanej większości facetów, a ono daje już naprawdę duży dostęp do atrakcyjnych kobiet (piszę tu z własnego doświadczenia - byłem w swoim życiu z naprawdę pięknymi dziewczynami). Jakość naszej sylwetki zależy wyłącznie od nas, dbanie o siebie też (schludny ubiór, zadbane dłonie, czyste obuwie - o tym się tu nie pisze, ale dziewczyny bardzo zwracają na to uwagę), zasoby w dużej mierze też. Już samo wypracowanie ładnej sylwetki podnosi poziom naszego SMV o jedno oczko. Tyle, że to wszystko wymaga wysiłku, a jego wolelibyśmy uniknąć. Sam byłem chuderlakiem na początku liceum, ale polubiłem się z codziennymi ćwiczeniami i mimo wieku (37) wciąż mam ciało jak w klasie maturalnej. Z czasem ćwiczenia tak wchodzą w nawyk, że bez nich czujesz się jakbyś nie umył rano zębów. Wiele da się poprawić, ale trzeba po prostu porzucić te bzdurne wymówki. W odróżnieniu od większości forumowiczów ja nie bagatelizuję znaczenia seksu w życiu faceta. Sam nie wyobrażam sobie, żebym miał go nagle przestać uprawiać. Bardzo go lubię, aczkolwiek mam świadomość, że to po prostu przyjemna używka, coś co umila życie, bardzo odpręża, a jednocześnie jest sposobem na zacieśnianie więzi z partnerką. Nie odbieraj moich postów jako próby dopierdalania Braciom, którzy nie ruchają, a bardzo by chcieli. Jak widzę tego typu temat to po prostu wiem, że on w Waszym życiu nie zmieni nic na plus, a jedynie pogłębi poczucie beznadziei. "Negatywne" emocje są w porządku, ale nie można się w nich pławić - one są sygnałem, że coś w naszym życiu nie gra i trzeba to zmienić. Ja wiem, że na forum jest bardzo modne hasło "nie rób nic pod kobiety, a dla siebie", ale prawda jest taka, że ZAWSZE wszystko robimy dla własnej korzyści - w tym wypadku jest to możliwość sypiania z jak najładniejszymi kobietami. To nasza "korzyść" i nasza przyjemność. Bo seks wcale nie jest "przereklamowany" - to hasło powtarzane przez gości, którzy go z różnych powodów nie uprawiają albo nie doświadczyli w życiu dobrego seksu, ewentualnie mają marginalne potrzeby w tym zakresie (rzadkość). Seks jest dla przeciętnego człowieka bardzo ważny i mało osób będzie w stanie w życiu tak panować nad popędem, żeby móc się go i masturbacji całkowicie wyrzec. Nie raz zdarzało mi się spędzać medytacyjne odosobnienia z dala od kobiet. Wydawało mi się, że popęd można opanować, ale potem trafiałem na lotnisko i widok roznegliżowanych turystek przekonywał mnie, że jednak jest to niemożliwe. Wiesz, że do klasztorów buddyjskich w Tajlandii kobiety mają zakaz wstępu? Zgadnij dlaczego Gdy widzę temat taki jak ten wiem, że jego autor tak naprawdę chciałby nam przekazać "bardzo chciałbym uprawiać seks, a nie mogę, bo...". Mam świadomość, że "syty" nie jest w stanie zrozumieć "głodnego". Wiem jednak, że utrzymywanie w forumowej przestrzeni mitu "czada" w żaden sposób nikomu nie pomoże.
  25. Co nie oznacza jednak, że w którejś z tych 3 rzeczy trzeba być w absolutnej światowej topce. Kompleks „czada” to tak naprawdę bardzo wygodna wymówka, nic więcej. „Nie będę robił tego i tamtego, to nie ma absolutnego sensu, bo przecież i tak nie zostanę czadem”. Tak jakby tylko ten mityczny czad o ściśle określonym wyglądzie (jakby co najmniej w przypadku kobiet nie istniało coś takiego jak „gust”) miał przepustkę do groty rozkoszy, a reszcie pozostawało jedynie walenie gruchy. To trochę tak jakby obejrzeć pornosa z Rocco Siffredim, zobaczyć jego wielgachną pałę i przyjąć uproszczone założenie - „No tak, on uprawia seks, bo ma takiego wielkiego wacka, gdzie mi tam do niego z moimi 17 cm, ja nigdy nie będę uprawiać seksu”. Dokładnie w ten sam sposób fetyszyzujecie kwadratowe szczęki. Uwierzyliście w jakiś bzdurny mit albo inaczej - chcecie w niego wierzyć, żeby pozostać w strefie komfortu, aby nie musieć robić ze sobą czegokolwiek, co pozwoliłoby Wam zjednać sobie przychylność pań. Gdyby na forum nie było kogoś takiego jak @RENGERS należałoby go wymyślić. Mam nadzieję młodszy Bracie, że niestrudzenie będziesz dzielić się z resztą forum swoimi wyczynami, żeby raz za razem pokazywać na swoim przykładzie bzdurność tego mitu. A reszta niech wybiera czy dalej chce w niego wierzyć. Mnie temat zmęczył już totalnie, a jestem na forum ledwie pół roku. Podziwiam tych, którzy siedzą tu od kilku lat i dalej w tej kwestii zabierają głos - macie cierpliwość chłopaki.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.