Jakiś czas temu (2,5 miesiąca temu) rozstałem się z kobietą 25 letnią. Związek trwał 2,5 roku. Jak to na początku bywa wszystko było kolorowe. Później zaczęło się sypać. Próbowałem to jakoś posklejać rozmową, czynami jednak coraz bardziej dostawałem po dupie nie wiedząc, że oblewam jej testy. I tak w grudniu po powrocie z urlopu zostałem porzucony bo rzekomo coś się u niej wypaliło. Oczywiście była rozmowa i wytykanie błędów. Starałem się nie "pieskować" i nie błagać o powrót. Przez okres 2 miesięcy po rozstaniu nie kontaktowałem się z nią w ogóle. Aż tu nagle w dzień swoich urodzin otrzymałem od niej wiadomość z życzeniami i tak się zaczęły wspólne rozmowy. Doszło do jednego spotkania na którym było "normalnie". W ostatnim tygodniu doszło do drugiego w którym spędziliśmy fajnie całe 6 godzin zakończone miłym akcentem na końcu. I tak ja popełniłem największy błąd. Mimo wiedzy jaką wyczytałem na tym forum nie wykorzystałem jej. Zacząłem opowiadać jej o swoich słabościach, o tym, że tęsknie, wspominać wspólne chwile i razem spędzony czas. Wydawała się zainteresowana bo sama ciągnęła rozmowę i nie chciała jej skończyć. A jak jest dzisiaj, zaledwie po 3 dniach? Nie potrafi odebrać telefonu czy też odpisać na smsa. Tak wiem, mądry Polak po szkodzie. 3 dni później rozegrał bym to inaczej, może wykorzystałbym jakoś inaczej wiedzą z tego forum którą (tak mi się wydawało) zdobyłem.