Skocz do zawartości

Mechanic

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Mechanic

Kot

Kot (1/23)

7

Reputacja

  1. Witam szanowne grono. Od poniedziałku do soboty bardzo dużo pracuję, prowadzę między innymi własną działalność i nie mam czasu usiąść i myśleć nad sensem własnej egzystencji. Ale jak przychodzi np niedziela, lub dzień wolny od pracy typu jakieś święto i nie zdążę sobie zaplanować tego dnia np. wyjazdem w góry to nachodzą mnie czarne myśli. Wracam wspomnieniami do zakończonych związków (w których broń boże już nie chciałbym być), zastanawiam się co mogłem zmienić w przeszłości żeby moje życie inaczej wyglądało, generalnie zamiast cieszyć się statusem wolnego singla w wieku 33 lat, odczuwam osamotnienie, brakuje mi bliskości itd. Ciesze się jak nadchodzi poniedziałek i mogę rzucić się w wir pracy. czy ktoś boryka się z podobnymi problemami? Czy większość z Was cieszy się że przysłowiowy weekend za pasem?
  2. Dziękuję wszystkim braciom za tak duży odzew w moim temacie, liczyłem że zaginie gdzieś w czeluściach większych "tragedii" w tym dziale. Generalnie ciągle mnie zadziwia fakt że zły stan psychiczny może w tak znacznym stopniu wpływać na fizyczne samopoczucie i powodować dosłownie ból. Ostatnie dni a zwłaszcza wczoraj czułem się jak gówno bez chęci do życia a dzisiaj jest już lepiej. Na chwilę obecną chciałbym dojść do stabilizacji zawodowej a w bliżej nie określonej przyszłości wybudować dom. Do tego teraz będę zmierzał. Małżeństwo i dzieci nigdy do mnie nie przemawiało, dziwnym trafem bo wcześniej nie posiadałem tej wiedzy którą mam dzisiaj. Z tematów które zdążyłem przeczytać w świeżakowni oraz z opowieści starszych kolegów którzy mają już jakieś doświadczenie w małżeństwie stwierdziłem że chyba lepiej jest pozostać na jakiś czas samotnym wilkiem póki nie wyjdzie się z mentalnego i emocjonalnego dołka. Masz rację, odczuwam stratę jeżeli chodzi o byłą partnerkę, czuję też spore wyrzuty sumienia że nie pomogłem jej po tym wypadku, mogłem to zrobić i później na spokojnie pomyśleć czy kończyć relację. Ale podkreślam że przed wypadkiem poza wspólną pracą nie mieliśmy kontaktu kilka miesięcy. Myślę że szybko do wsparcia i pomocy znalazł się mój były już kolega. Tym bardziej mnie to boli a nie powinno bo to ja "odszedłem". Dobrze go znam ponieważ nasza znajomość trwała 12 lat, jest potężnie zdesperowany na kobietę, był sam wiele lat i to nie z własnego wyboru. Drażni mnie to że będzie go traktować tak samo dobrze jak mnie 3 lata temu na początku znajomości. Ale myślę że ludzie się nie zmieniają i wersja demo też się wkońcu skończy Myślę że zostawimy tak jak jest, "smutne życie" dotyczy wydarzeń poza związkami LTR. Wiesz jakie miałem motywy wchodząc w związek z starszą kobietą z "odchowanymi" dzieciakami? Poza wyglądem i dobrymi genami (Pani E. w ogóle nie wygląda na swój wiek) myślałem że starsza kobieta będzie już ustabilizowana emocjonalnie, nie będzie miała parcia na dzieci i małżeństwo, a biorąc pod uwagę już pełnoletnie własne potomstwo to nie będzie już tak dużo czasu "tracić" na dogadzanie im i skupi się przede wszystkim na sobie i swoim partnerze, czytaj mnie. Jeżeli by tak się stało to nie było by mnie tutaj.. Aby lepiej się poczuć to obecnie sobie wmawiam że decyzja którą podjąłem będzie pozytywna pod kątem uciekającego czasu, w końcu różnica wieku zaczęła by być mocno widoczna i zaczęło by mi to przeszkadzać. A może któryś z braci ma lepsze doświadczenia z starszą partnerką i jest albo był w takim związku? Z jednej trochę racji, córka już przebiera w chłopakach jak w rękawiczkach i jest szansa że słowo babcia mogło by się ziścić. Jak pojawiła mi się w powiadomieniach ksywka Mac to wiedziałem że będzie mega kop. Bracie, lubię czytać Twoje posty i szanuję za życie które sobie zorganizowałeś, dom na pustelni, coś pięknego. Cytat bardzo dobry, uważam że tego typu historyczne wstawki powinny być rozwijane w szkołach jako osobna lekcja która prowadzona miała by być przez nauczyciela a nie nauczycielkę, przeznaczona tylko dla młodych chłopaków. Tobie również życzę wiele dobrego. Czytam i słucham już od kilku miesięcy, Tak, zdrowie jak narazie dopisuje, pomijam mniej dokuczliwe dolegliwości. Mam w planach zrobić sobie wszystkie badania, morfologia, poziom testosteronu itd. Nie pamiętam kiedy miałem zwykłe badanie krwi.
  3. Witam szanowne grono. Miałem mieszane uczucia co do umieszczenia tego tematu na forum, czuję się bardzo nie komfortowo powracając do przeszłości. Jest to jedyne miejsce w którym tak szczerze postanowiłem się otworzyć. na samym początku chciałbym podziękować Markowi na audycje które bardzo mi pomogły, dzięki nim trafiłem tutaj. Krótko o mnie i moim życiu: 33 lata, bezdzietny kawaler. Introwertyk ceniący święty spokój, ład i porządek. Trochę perfekcjonista. Trochę z pogranicza WWO. Rodzice: ojca pochowałem w wieku 18 lat, umarł mi na rękach na zawał. Matkę 5 lat później, choroba nowotworowa. Przez okres tych 5 lat poznałem każdy kąt szpitala onkologicznego, masa wizyt u lekarzy z matką. Ojciec był spokojnym i cierpliwym człowiekiem, pomocnym, z sercem na dłoni. Za to matka była bardzo wredną i toksyczną osobą, myślę że również miała bordeline. Gnoiła ojca za sam fakt z jakiej pochodzi rodziny, zazdrościła siostrze ojca za to że niby dostała z domu więcej zasobów itp. Generalnie od kiedy pamiętam kłótnie były bardzo częstym zjawiskiem w rodzinnym domu które w 100% wywoływała matka. Ojciec coś tam się bronił ale generalnie wolał uciekać w swoje hobby, raczej nie podejmował dyskusji bo wiedział że to nie ma najmniejszego sensu. Średnio co tydzień wracał z pracy pijany i wtedy darł z nią koty, wtedy krzyczał co mu na sercu leży, ale tylko i wyłącznie w kierunku matki. W domu rodzinnym były też dobre chwili ale na dzień dzisiejszy głównie przed oczami mam obraz kłótni a w uszach dzwonią wyzwiska które musiał znosić ojciec. Nigdy nie podniósł ręki na mnie ani tym bardziej na moją siostrę, na matkę też nie co mnie naprawdę dziwi że dawał radę się powstrzymywać. Gdy ojciec zmarł nienawiść matki przeniosła się na siostrę ponieważ nie podobał się jej związek z 13 lat starszym gościem. Do swojej śmierci wojowała z własną córką, doszło do sytuacji że matka biegała z nożem po domu grożąc że zabije jej partnera, do tego policja, karetka z psychiatryka. Cuda na kiju.. Czasy szkolne: podstawówkę i gimnazjum wspominam nieprzyjemnie. Byłem gnojony przez grupkę klasowych "guru". Nie za często ale wystarczyło żebym codziennie chodził do szkoły zestresowany. Docinki, wyzwiska, czasem poturbowanie. Miałem kilku kolegów z którymi się dogadywałem. Czasy szkoły średniej wspominam już znacznie lepiej ale w tym czasie zaczęły się moje problemy spowodowane zaniżonym (a może i zerowym) poczuciem własnej wartości. Proces ten zaczął się już w podstawówce. Zawsze czułem się gorszy. Nieważny. Trzymałem się zawsze z boku, nigdy nie wychylałem się z szeregu. Potężnie nieśmiały. Z zazdrością przysłuchiwałem się opowieścią kolegów jak to nie imprezowali weekendami, jakie to panny poznawali itp. Czemu nie balowałem z nimi? Głównie przez klosz który narzuciła na mnie matka. Teksty typu "a po co Ci te imprezy potrzebne", "zajmij się nauką" i wiele wiele innych które zniechęcały mnie do dalszych dyskusji, trochę się też bałem nerwowej reakcji. Temat mojej matki generalnie zasługuje na osobne rozwinięcie. Miałem bardzo nieliczne grono znajomych. Kobiety: zawsze na piedestale, uważane przeze mnie za lepszy gatunek, straszne białorycerstwo. Pominę kilka przelotnych związków, przytoczę dwa LTR. Pierwsza dziewczyna, nazwijmy ją Pani T. którą poznałem chwilę po śmierci matki. Myślałem że u jej boku odnajdę spokój którego nie zaznałem przez ostatnie lata. Spędziłem z nią 3 lata i doprowadziła mnie prawie do grobowej deski. Narcyz, choleryk z domieszką borderki w ciele pięknej dziewczyny 10/10 jak dla mnie. Kłótliwa, złośliwa, władcza. W trakcie związku schudłem 20kg, nie wiem czy to bardziej z nadmiaru seksu czy może bardziej nerwów i stresu. Jazdy z byłym chłopakiem który w zasadzie był moim znajomym z czasów podstawówki (należał do paczki która mnie wyzywała). Moje białorycerskie podejście, oczy zarośnięte waginą, ciśnienie w jądrach, wiara w narzekania na swojego chłopaka + wygląd 10/10 sprawił że szybko wskoczyła mi do łózka a ja jak ostatnie gówno nie protestowałem wbrew zasadom że nie rusza się zajętych zwłaszcza przez osoby które znam. Przez 3 lata nigdy nie było spokoju ze strony jej byłego, w zasadzie nie wiem czy można było go tak nazwać bo z czasem wyszło że mnie z nim zdradzała. Nie tylko z nim. Swojego czasu zaraziła mnie nawet chorobą weneryczną. A ja wybaczałem, wielokrotnie. Powroty do siebie, huczne rozstania, dostałem kilka razy w twarz. Moje myśli samobójcze. Na moje szczęście nie zrobiłem jej dziecka. Na koniec "związku" często o tym zaczęła wspominać, ślub + dziecko. Myślę że jakby do tego doszło to nie było by mnie już na świecie. Po definitywnym zakończeniu relacji w jakieś niecałe 2 lata które się zbierałem, poznałem w pracy moją ostatnią partnerkę, o 7 lat starszą, nazwijmy ją Panią E. Matkę dwójki prawie pełnoletnich dzieci. W trakcie rozwodu jakby czerwonych latarni było jeszcze za mało. Pierwszy rok znajomości był najlepszym okresem w moim życiu. Pełny szacunek do mnie, wspólne wyjazdy, miłe spędzanie czasu. Była bardzo ciepłą kobietą w stosunku do mnie, czego bardzo potrzebowałem. Związek skrajnie inny niż z Panią T., nie wiedziałem że relacja może tak się układać. Nie odczuwałem dużej różnicy wieku. Seks marzenie. Były mąż od czasu do czasu interesował się tylko dziećmi. Z dzieciakami nie podłapałem jakiegoś super kontaktu, po prostu wzajemna akceptacja. Byliśmy ze sobą 3 lata, nie wiem jak tak długi okres udało się razem wytrzymać z racji tego że cały czas razem pracowaliśmy. Praca jaką wykonywaliśmy była wyjątkowo frustrująca i nerwowa. Z czasem nerwy zaczęły się przenosić do prywatnej relacji. Pod koniec związku w zeszłym roku spotkania stały się sztuczne i jakby wymuszone. Wiecznie niezadowolona i obrażona mina Pani E., na większość moich propozycji dotyczących spędzania wolnego czasu teksty typu "nie ma sensu", "ja zostanę w domu bo jestem zmęczona" itp. Sporo cichych dni po których w końcu to ja przestałem się pierwszy odzywać. Najbardziej poruszył mnie fakt iż do wszystkich w około była miła i uśmiechnięta, a w stosunku do mnie wręcz odwrotnie. Pyskata i opryskliwa. Próby rozmów dlaczego tak się zachowuje a także inne istotne dla mnie tematy były zbywane milczeniem albo tekstem "nie będę o tym rozmawiała" albo "to nie ma sensu". W hierarchii wartości zacząłem czuć że zajmuję miejsce gdzieś tam za dziećmi, rodziną, zwierzętami domowymi i znajomymi z pracy. Nadszedł okres cichych dni który trwał kilka miesięcy. W pracy relacje oficjalne. Takie rozstanie w milczeniu, bez kłótni, bez słowa "odchodzę". Po tym czasie Pani E. wydarzył się wypadek i kolejne miesiące miała spędzić na L4. Wtedy przypomniała sobie o mnie, pytania typu czy jeszcze kocham itp. Było mi cholernie przykro z powodu tego wypadku, swoje musiała wycierpieć ale jednocześnie czułem gniew że dopiero sobie o mnie przypomniała wtedy gdy potrzebowała pomocy. Spotkaliśmy się 1 raz w trakcie jej chorobowego, zostałem zapewniony że a na pytanie czy jeszcze kocham wyrzuciłem z siebie to co mnie bolało na temat braku kontaktu i podtrzymywania relacji tylko z mojej inicjatywy w ostatnim czasie. I tak się to skończyło. Czuję wyrzuty sumienia że nie pomogłem jej wtedy ale gniew był silniejszy. Pani E. wróciła do pracy po kilku miesiącach a ja chwile po tym się zwolniłem. Po jej powrocie do pracy już czułem że pojawił się ktoś inny ale nie powinno mnie to interesować skoro dałem sobie z nią spokój. W ostatnim czasie doszły mnie słuchy że spotyka się z moim dawnym dobrym kolegą z którym nie mam już kontaktu - pracował w tym samym miejscu co my ale zwolnił się 3 lata temu z powodu Pani E. z którą daremnie próbował się umówić bo wtedy była już zapatrzona we mnie.. Nie wiem czy zrobiła do specjalnie, czy była zdesperowana. Obecnie mocną ją idealizuje, wmawiam sobie że mogłem inaczej to rozegrać, pomóc, ratować i cholera wie co jeszcze. Po prostu boli mnie to i tyle a nie powinno. Nie wiem, może powinienem spisać w zeszłym roku na kartce wszystkie przykrości które mnie skłoniły do odpuszczenia tej relacji i teraz przed snem je czytać... Za kilka dni mam urodziny. Piszę tutaj ponieważ nie mam tak zaufanego przyjaciela z którym mógłbym przegadać problem. Temat ten traktuje jako podsumowanie mojego życia w dużym skrócie. 33 lata, do niczego większego nie doszedłem, nieszczęśliwe związki itd. Wstyd przyznać ile pieniędzy przepuściłem w związku z panią T. Zdaje sobie sprawę z ilości czerwonych flag które istniały już na samym początku relacji z panią E. Obecnie dużo pracuję, szykuje się do otwarcia działalności ściśle związaną z moim hobby, co uważam za moje największe osiągnięcie. Ogrom codziennej pracy nie zagłusza w żaden sposób myśli, nie potrafię tego opanować, codziennie czuję jakbym to wczoraj rozstał się z panią E., czuję wyrzuty sumienia, tęsknię, idealizuję, czuję złość do byłego kolegi. Chociaż nie powinienem bo to ja dałem sobie spokój, chyba karma do mnie wróciła z pierwszego związku. Znowu zaczynają się bóle brzucha jak za dawnych pełnych stresu lat.
  4. Mechanic

    Cześć Bracia

    Witam szanowne grono już jako pełno prawny użytkownik, a jako czytelnik od niecałego roku.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.