Skocz do zawartości

Asasyn

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Asasyn

Kot

Kot (1/23)

6

Reputacja

  1. Szczerze... to w kierunku mnie nie widzę żadnych pozytywów w jej zachowaniu. Może ostatnio się coś nawet sili na bycie miłą w moją stronę, ale później znowu dopierdala jakaś głupią akcje, także ja już mam całkowicie "wyjebane" na jej próby bycia miłą. Nic mnie do niej nie przekona. Nie tknę tej kobiety nawet patykiem. Jeśli chodzi o dbanie o dzieci to się ona stara (i chyba robi to dobrze), wybiera ubrania, zabawki, ogarnia szkołę. Ja to wszystko finansuje i w jakimś tam stopniu pomagam. I tyle... Nie widzę w niej partnerki dla siebie. Kogoś z kim próbuję wychować dzieci widzę, ale nikogo ponad to.
  2. Punkt 2 wydaje się najbardziej logiczny... Punktu 5 nie chce przerabiać... Punkt 1, tak jak piszesz jest porywaniem się z motyka na słońce. Punkt 4 realizuje po swojemu - biegam, siłownia, ogródek, hodowla zwierząt... Ale wszystko za mało... Punkt 3... No cóż to dobre na chwilę...
  3. Syn 10, córka 8 i syn 3... Dzieci generalnie siedzą z matką, bo wiadomo- ona w domu z nimi jest. Ja pracuję, w weekendy też dość często. Dzieci na 100% są po stronie matki.
  4. Właśnie jest tak jak piszesz, moja żona pewność siebie i stawianie na swoim z mojej strony od samego początku odczytywała jak ataki na nią lub conajmniej próby odstawiania jej na boczny tor. Nigdy nie byłem jakimś macho ale miałem sporo kolegów i koleżanek - możnaby powiedzieć że byłem takim zrównoważonym typem, którego każdy znał. Grałem w piłkę amatorsko ale intensywnie zanim poznałem żonę (założyłem drużynę amatorską i byłem jej kapitanem przez naście lat) - oczywiście żonie przeszkadzało moje granie w piłkę. Jak mam jakieś imprezy z pracy to też bardzo rzadko chodzę żeby się Pańcia nie poczuła opuszczona. W pracy muszę być pewny swego, konsekwentny i wytrwały - a w domu się wycofuje, stałem się cieniem siebie. Najgorsze jest to, że ona nie ma żadnych zainteresowań "pozadomowych" - mówię do niej: wyjdź do ludzi, idź pobiegać, zapisz się na jakiś fitness albo chujwieco to ona mi z dumą w głosie odpowiada: "ja jestem antyspołeczna i nie lubię ludzi". Nóż kurw@... Pewnie złe w mojej sytuacji jest też to, że od dobrych kilku lat znalazłem swoje "podziemie" do ucieczek od żony i całego tego burdelu... Ale... to mi daje czasem zaczerpnąć powietrza bo takie życie "pod wodą" straszliwie mnie męczy.
  5. Więc zostaje mi wybrać tkwienie w g#wnie po szyję... Przynajmniej do czasu aż dzieci nie podrosną... Gdy najmłodszy będzie miał 15 lat to ja będę miał 50. Jeśli do tego czasu nie stanę się wrakiem to dopiero wtedy zadziałam w kierunku wzięcia życia w swoje ręce. Po 50tce życie się nie kończy podobno, a ja mam zamiar być aktywny i sprawny do końca życia na tym łez padole. Nie traktuje rozwodu jako pierwsze koło ratunkowe, bo gdyby tak było to nie męczyłbym się w tym syfie tyle lat. Z upływem lat widzę coraz wyraźniej bezsens mojego położenia. W uzdrowienie sytuacji nie wierzę - znam się na ludziach i wiem, że nie da się zmienić na tyle żeby to zaczęło funkcjonować jak sprawna maszyna. Moja praca polega między innymi na analizowaniu przyczyn i skutków - niestety w opcji "rozwód" widzę wiele smutnych obrazów w odniesieniu do dzieci... Konkluzja jest więc chyba taka, że muszę się pomęczyć jeszcze kilka lat... Choć nie ukrywam, że chcę przedstawić moją sytuację prawnikowi i zapytać jakie mam opcje i jakie ewentualne byłyby tego konsekwencje.
  6. Hej, opisałem to w wątku w Świezakowni "10 lat małżeństwa, 3 dzieci - co ja robię tu?"
  7. Do "miska" mi bardzo daleko. Jestem przed czterdziestką ale wielu dwudziestolatków chciałoby tak wyglądać... Biegam regularnie, chodzę na siłownię, gram w piłkę czasami, nie żłopię piwska, jestem szczupły i wysoki, dobrze się ubieram. Nie narzekałbym na brak powodzenia wśród kobiet. Zgadzam się z Twoim stwierdzeniem, że dzieci trzeba wychować w pełnej rodzinie bo to jest dla nich najlepsze. Dlatego się męczę (a może jest to tylko wymówka dla mojego tchórzostwa przed rozpieprzeniem rodziny). Ja serio mam alergię na moją żonę. Ona nie jest brzydka ale po prostu setki drobnych i większych wkurwia@jacych spraw się wydarzyło w życiu między nami i choćby teraz stała się seksbombą z super charakterem to nie przekonam się do niej na nowo...
  8. Moje podane zarobki to 150tys brutto rocznie więc nie mam 12,5tys miesięcznie na rękę (mam około 8,5tys na rękę i właśnie wysokość alimentów które mogą mi dowali mnie zastanawia). Wiem, że sądy raczej doją facetów niemiłosiernie więc moje obawy są chyba uzasadnione... Moja żona jest toksyczna i nie lubi ludzi - sama o sobie tak mówi z dumą... Co mi po wywalczeniu wolności jeśli się okaże, że będę płacić tyle alimentów, że nie wystarczy na samodzielne życie w małym mieście... Chociaż może na skromne życie by starczyło ale to chyba strach powstrzymuje przed takimi krokami. No i to utarte przekonanie, że dzieci trzeba chociaż trochę odchować a nie zostawiać dzieciaka w wieku 3 lat... Bo opinia publiczna takiego faceta zjada na śniadanie - bo według ludzi to jest egoista i potwór.
  9. Baba siedzi w domu i na 100% nie zdradza. Nie wytrzymuje z żoną, ale dzieci też dorzucają swoje trzy grosze... W sumie szukam porady. Może komus się udało z takiego bagna wydostać...
  10. Witam, jestem Rafał, tkwię w irytującym małżeństwie od lat. Może tu z kimś o tym pogadam... Może ktoś ma podobnie... Choć nikomu tego nie życzę.
  11. Panowie... Nie wiadomo od czego zacząć. Jak chce się krótko opisać 10 lat małżeństwa... Niby człowiek żenił się że swojej nieprzymuszonej woli... Więc za mną dekada w małżeństwie i po drodze trójka dzieci. I teraz dochodzę do wniosku, że to do cholery nie jest życie dla mnie. Żona niby dobra, ale od samego początku żeby przy niej nie zwariować albo kogoś nie zabić w wybuchu gniewu przyjąłem postawę wyciszenia i zgadzania się na niemal wszystko. Jest miliard szczegółów, które mnie wkurzają w jej zachowaniu. Myślałem, że po pierwszym dziecku będzie lepiej... Że drugie to jakoś poskleja... No a trzecie to niestety wypadek przy pracy... Straszny pech możnaby rzec... Ruch@sz raz na rok i bum... Masz dziecko... Dodam na pogrążenie, że żona zupełnie mnie nie pociąga i ten trzeci potomek powstał bo się zmusilem i wspomoglem tabletkami... Czuję wręcz alergię na tą kobietę... Wiem, trochę późno na takie stwierdzenia. Odrabiam wszystkie swoje obowiązki przy domu i dzieciach i tak żyje z dnia na dzień... Wiadomo, że dla dzieci wszystko ale no nie chce takiego życia... Żyje z kobietą, której nawet nie lubię jakoś specjalnie, nie podoba mi się, nie pociąga mnie a w jej obecności siedzę cicho i się nie odzywam... Nie tak chce doczekać starości... Pracuje tylko ja. Wszystkie rachunki opłacam ja. Ratę hipoteki place ja. Dom wybudowałem w większości własnymi rękami... Oczywiście wszystko jest traktowane jako wspólnota majątkowa... Nawet gdybym zdobył się na ruch do przodu i się rozszedł z żoną to alimenty nie pozwolą na samodzielne życie samemu. Na rocznym rozliczeniu mój dochód to ponad 150tys - przypuszczam, że alimenty tak by mnie zniszczyły że na suchy chleb bym nie uzbierał dla siebie... Żona nie pracuje bo najmłodsze dziecko ma 3 lata... Żona w ogóle pracowała w trakcie małżeństwa przez rok w sumie... I tak żyje z dnia na dzień coraz bliżej starości...
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.