Skocz do zawartości

MariuszP

Użytkownik
  • Postów

    20
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia MariuszP

Kot

Kot (1/23)

28

Reputacja

  1. Samochody ze Stanow to totolotek, ale wbrew pozorom trudniej sie wpieprzyc na mine w porownaniu do Niemiec, czy Francji, bo masz cos takiego jak Carfax, do tego po VIN w google znajdziesz zdjecia tego samochodu rowniez ze starych aukcji, jesli dzwon byl jeszcze gorszy (tak, nawet tam dobudowuja brakujaca polowe auta i pozniej sprzedaja z "kosmetycznym uszkodzeniem"), ale jak masz ogarnietego importera to bedzie wiedzial od kogo kupowac, a od kogo nie (generalna zasada jest, ze sie nie kupuje od prywatnych osob, tylko od duzych ubezpieczalni typu Geico itp). Jesli chodzi o budzet to zawsze trzeba przyjac co najmniej 20% dodatkowych kosztow w przypadku, gdyby cos jeszcze dodatkowego wyszlo. Ja sciagalem 2 lata temu mustanga (6letni z nalotem 100k) i na gotowo zaoszczedzilem okolo 5tys w porownaniu z cenami na otomoto, zatem szalu w cenie nie bylo w porownaniu z potencjalnym ryzykiem. Na pewno minusem jest to, ze auta fizycznie nie zobaczysz, chyba ze ogledziny sobie zamowisz. U mnie akurat faktycznie wyszlo, ze byl niegroznie uszkodzony, jezdze nim do dzisiaj i jestem mega zadowolony. Jesli chodzi o 50k to pytanie, czy chcesz tyle wylozyc za uszkodzone auto pod domem +akcyza do zaplaty, czy juz tyle chcesz zaplacic za calosc z naprawa. Jedyna sensowana opcja to drozsze auto w tym piewszym wariancie, bo tanszych aut w ogole sie nie oplaca sciagac. Dobra opcja moze byc poszukanie juz na miejscu sciagnietego auta przed naprawa, na pewno trzeba pare groszy doliczyc gosciowi za sciagniecie, ale przynajmniej widzisz na miejscu auto i wiesz, czy chcesz w to wchodzic, czy nie. Jak chcesz to moge Ci dac namiar do goscia, ktory mi sciagnal auto, zobacz tez na grupy na Facebooku typu "Tanie auta Copart Iaai", albo "Autodiscover", tam sa takie ogloszenia aut na miejscu, albo w drodze do PL. i gosci, ktorzy sciagaja. Na pewno rzetelni sa chlopaki z Autodiscover, ale u nich na naprawione auto bedziesz czekal jakies pol roku od wylicytowania, ten moj gosc tez jest ok, bo go na sobie sprawdzilem
  2. Lubię czytać stare gazety tak sprzed kilku lat, gdzie "eksperci" lub amerykańscy naukowcy przepowiadają co będzie w najbliższym czasie i wtedy widać ile się z tego sprawdza, zazwyczaj niewiele. Ten temat też w sumie jest fajną rozrywką, szczególnie, gdy się czyta pierwsze strony
  3. Byłem świadkiem tego, że faktycznie ludzie dokopywali się do dziwnych rzeczy w sobie, inne obce osoby odgrywające kogoś bliskiego (również zmarłych) potrafiły niejako przemówić jego głosem i zachowywać się tak samo, mi np gość, który odgrywał mojego ojca zaczął mówić, że czuje, że z nim rywalizuję. Szczęka mi opadła na podłogę, bo faktycznie jakieś 15 lat temu mój ojciec tak uważał (chociaż niesłusznie). W każdym razie takie ustawienia, czy inne paranormalne zjawiska to coś, z czym powinno się naprawdę z dystansem podchodzić, bo to jak wywoływanie duchów. Nie jestem jakimś przesądnym typem i nie wierzę w zabobony, ale ewidentnie coś jest na rzeczy, problem w tym, że nikt nie potrafi do końca tego nazwać, prowadzący te ustawienia mówią na to "pole", jedni je czują bardziej, drudzy mniej, a trzeci nic nie czują i próbują przyaktorzyć, a na kogo trafisz, kto będzie Ci pokazywał innych i co z tym zrobisz później to już inna para sprawa. Tak jak wspomniałem wcześniej, moja żona wróciła po którymś takim ustawieniu jak rażona piorunem, bo ktoś jej nagadał jakiś głupot "grając" mnie. I tak jak piszesz - sesja się kończy, ludzie po paru godzinach idą do domu lżejsi o 500zł, a prowadzący ma to w dupie co oni przeżywają i przeżywać będą. Mi też się w głowie nie mieści, ale jako tłumaczenie słyszę, że się dzban napełniał, aż przelał, jakkolwiek dziwnie to zabrzmi i czymkolwiek ten dzban miałby nie być. Tak jak wspomniałem, mój problem był taki, że byłem pewnie za dobrem gościem, który nie odpierdalał w domu scen, tylko spełniał zachcianki uprzednio zasuwając jak wół na nie. Moją żonę to chyba mało obchodzi, czy przeczytają czy nie. A dom... jakiś czas temu powiedziała, że dla niej nasz dom jest "martwy", bo kojarzy jej się ze smutkiem (chociaż miała kilkanaście lat dostatniego i beztroskiego życia). Zastanawiam się czasem ilu facetów usłyszało po latach takie podziękowanie za to, co dla rodziny zrobili.
  4. A ja Ci powiem, że dobrze zrobiłeś. Miałeś po wszystkim potrzebę pogadania, czy nawet dorzucenia jej do pieca to zrobiłeś to i tyle, nie ma co rozkminiać. Przecież nie dałeś jej się tym podejść i nie wplątałeś na nowo w relację, która skończyłaby się kolejnym wyłapaniem przez Ciebie ciosu z półobrotu. Piszesz o złotej zasadzie milczenia - wrzuć na luz i słuchaj się przede wszystkim siebie, w dzisiejszych czasach mamy milion internetowych doradców, którzy instruują krok po kroku co należy zrobić, a relacja to nie pralka automatyczna, czy skrypt w CSS, gdzie wszystko pójdzie wg programu. Każdy przypadek powinno się rozpatrywać indywidualnie pomimo wielu wspólnych mianowników znanych z podobnych sytuacji, dlatego wszelkie "złote zasady", "34 kroki" itd itp należy stosować naprawdę z wielką rozwagą, bo można sobie w życiu narobić jeszcze większego bigosu, niż się miało dotychczas. A DDA... tak samo temat rzeka. Gdy 20 lat temu wybrałem sobie kobietę na dalszą drogę (z którą najprawdopodobniej niedługo się rozstanę) to nie wiedziałem jeszcze, jakie mnie atrakcje będą czekać, ale nawet nie byłem ciekaw, bo dziewczyna wyglądała jak milion dolarów, więc po co sobie zawracać głowę takimi pierdołami. Moja wtedy jeszcze narzeczona zachowywała się mimo tego normalnie, nie miała żadnych dziwnych jazd, chodziliśmy na imprezy, ja czasem wypiłem więcej, ale że nigdy po %% mi nie odbija szajba to i ona się o to do mnie nie czepiała. Mimo wszystko widziałem, że temat jej dzieciństwa ją gdzieś tam ciśnie i postanowiła pójść w końcu na terapię. To było jakieś 18 lat temu. Po tej terapii tak jej się spodobało, że poszła na drugą terapię. A późnij na trzecią, czwartą i dziesiątą. Z wiekiem było tylko gorzej, aż wsiąkła w towarzystwo "wyzwolonych" kobiet, które postanowiły się przebudzić. Skończyło się to na tym, że zaczęła mi opowiadać takie kocopoły, że niejednokrotnie zbierałem szczękę z podłogi, nie będę się na ten temat rozpisywać, trochę wspomniałem w pierwszym wątku. W każdym razie tak jak jeden z braci tu wspomniał "pamiętaj: żadnych zaburzanek (DDA, borderline, daddy issues itp.)".
  5. Jak powiesz, że Ci to nie pasuje to więcej niż na 50% odpalisz jej w głowie program, że ją ograniczasz, po czym po latach zrobi z Ciebie psychola. Jak nie chcesz, żeby latała z koleżankami to zrób jej dziecko. To uziemi kobietę na parę lat Tyle, że gdy dzieci będą starsze, to jak ma taką potrzebę to na nowo będzie i tak znowu wychodzić na babskie wieczory (tak jak Ty chcesz pewnie chodzić na browar z kumplami). Ja mam lat 45 i wielu moich rówieśników ma taki układ ze mną włącznie i nikt przez to nie robi z tego dramy. Każde z nas jest wolnym człowiekiem i jakiekolwiek ograniczania zawsze prowadzą tylko do jednego wyjścia - katastrofy. Wspomniałem wcześniej - bez zaufania nie zbudujesz niczego.
  6. Daj jej wychodzić na babskie wieczory a i Ty rób czasem tak samo, to jest normalny układ. Chore byłoby, gdybyście tylko tak się spotykali z innymi, nigdy razem. Podstawą każdego związku jest zaufanie i jeśli drugiej osobie się nie ufa to trwanie w takim układzie będzie toksyczne coraz bardziej. Gdy jej zabronisz wychodzić i ona zobaczy, że ją kontrolujesz to też kolorowej przyszłości z tego nie zrobisz.
  7. To akurat jest proste - wybiela się po tym wszystkim i przenosi winę na Ciebie. Pewnie mówi swoim psiapsi, w oczekiwaniu na to, żeby powiedziały to co od nich by chciała usłyszeć.
  8. Aż tak źle chyba nie skończę, jeden mocny upadek na ryj już zaliczyłem, ale wstałem, otrzepałem się i liżę rany, choć wiem że jeszcze mnie czeka większa przeprawa życiowa w sądzie, u notariusza itd., w każdym razie poczyniłem pewne kroki zabezpieczając się i opcja, żebym się miał wyłożyć na tacy już mi nie grozi. Jedna rzecz tylko mnie rozpieprza psychicznie, że nie będę z dziećmi mieszkał już pod jednym dachem pomimo tego, że planuję zostać w tym samym mieście i kontakt częsty i tak będzie. @rarek2: nawet nie chcę sobie wyobrażać jaki musiałeś przechodzić hardcore, wyświetlasz mi przyszłość równie tragiczną, mój komentarz przeczytałeś powyżej. Jestem mimo wszystko w tym temacie optymistą, ale Twoje sugestie na pewno wezmę pod uwagę, bo zawsze to lepiej być krok do przodu, niż później w przysłowiowej czarnej dupie.
  9. Krótko: jesteś SZCZĘŚCIARZEM - bo ten diabeł szybko Ci pokazał swoje rogi i nie zdążył narobić Ci zbyt wielkiego spustoszenia w bani. Od kobiet niestabilnych emocjonalnie jak najdalej, wg mnie już w hierarchii dziwka chyba jest wyżej, jeśli idzie konsekwentnie swoją obraną drogą. Pooglądaj sobie na youtube kanał "Musisz Wiedzieć" - są dwa filmy o czerwonych i zielonych flagach, wtedy sam ocenisz ile ta panna ma jednych i drugich. A że widujecie się na uczelni - przemęczysz się, studia nie trwają wieczności.
  10. @rarek2 widać, że piszesz przez pryzmat swoich "przygód", to też ma sens, bo faktycznie dobrze się jest uczyć na błędach innych, a nie swoich, zamiast obudzić się z ręką w nocniku. Ja mam mniej więcej wgląd w jej poczynania i nie szykuje niczego, co by miało mnie zaskoczyć, poza tym w pewien sposób na wszelki wypadek już się pozabezpieczałem. Gdy ona chodziła do liceum to jej rodzice z kolei się rozwodzili i tam absolutnie szła walka na noże, co bardzo mocno się na niej odcisnęło. Powiedziała wielokrotnie, że nie ma ochoty teraz przechodzić podobnego piekła, po prostu rozstajemy się w zgodzie i tyle, co ja pomimo wielu jej dziwnych zarzutów kupuję. U nas w ogóle to chyba nie przebiega typowo, bo nie ma wyzwisk, krzyków czy rzucania talerzami, ona widzi że się ja męczę i ja widzę to samo w drugą stronę, więc sobie już nie dokładamy do pieca. W kwestii dotyczącej dzieci potrafimy rozmawiać normalnie jak kiedyś. Jedynie mnie martwi, że mógłby ktoś z zewnątrz ją nakręcić do walki w sądzie, ale przez tyle miesięcy i to się nie wydarzyło. Ona wielokrotnie mi powtarza, że się mnie boi, bo jak ktoś mi zalezie za skórę to jestem jak tur i tratuję wszystko po drodze (co faktycznie jest prawdą), ale nigdy tej siły przeciwko niej nie użyłem, raczej było to wtedy, gdy to ja ją musiałem przed czymś bronić, choć powodowało to, że była tym później przerażona (też na wyrost, bo przeciwnika, np urzędnika byłem w stanie rozjechać mentalnie na rzeczowe argumenty, nie napieprzałem się fizycznie z nikim przecież).
  11. Też sobie takie pytanie zadałem. Zaraz po Wielkanocy zaczęliśmy spać osobno. Dla mnie to był wtedy właśnie cios z półobrotu. Przez pierwszy 3 dni w ogóle w salonie na dole nie potrafiłem zasnąć. Poszedłem kolejnego dnia i powiedziałem, że się nie wysypiam, więc poszła tam spać ona. Kiedyś byliśmy jako para towarzyskimi ludźmi i często gdzieś chodziliśmy, albo imprezy były u nas. Od tamtego momemtu wszelkie kontakty z innymi ludźmi razem ustały, jak już to spotykaliśmy się osobno, ja ze swoimi i ona ze swoimi znajomymi. W salonie na dole przez miesiąc codziennie leżała jej pościel, bo nie chciało jej się 2x dziennie po domu z tym latać. Dzieciaki to wszystko widziały i swoje kodowały. Generalnie popierdolony widok, wstyd było mi nawet jak przyszedł sąsiad pożyczyć wiertarkę. Pamiętam, że po 2 tygodniach w maju żona miała przebłyski i powiedziała, żebyśmy dali sobie czas do końca roku. Dla mnie to brzmiało jak wyrok, bo wtedy właśnie zmieniałem pracodawcę i przez kolejne kilka miesięcy na morze się nie zamierzałem wybierać, ale stwierdziłem że będę ponad to, zacisnę zęby i się przemęczę właśnie ze względu na dzieci, żeby wciąż miały pełny dom, jakkolwiek on teraz nie wygląda. Po miesiącu jednak nastąpił zwrot akcji, gdy natknąłem się na dziewczynę z młodych lat. Słowo daję, że był to czysty przypadek i tego scenariusza w ogóle nie zakładałem. Nieraz słyszę teorie, że nic nie dzieje się bez powodu, zaczynam w to coraz częściej wierzyć, bo ostatni mój czas to pasmo bardzo wielu dziwnych zbiegów okoliczności. To był ten moment, gdy przestałem w końcu grać jej kartami i zacząłem stawać na nogi. Tak naprawdę była to jedyna kobieta na świecie, która mogła mnie wtedy mentalnie z tego wyciągnąć, na pewno żadna laska z Tindera choćby nie wiem jak wyglądała, nie dałaby rady tego zrobić, skończyłoby się ewentualnie na paru nocach i tyle. Zapytałem niedawno żonę czemu mi tak wtedy powiedziała o tym, żeby dać sobie czas do końca roku, skoro decyzję już miała w głowie podjętą. Oto co usłyszałem: "Nie chciałam, żebyś nagle doznał szoku, że się rozstajemy, chciałam Cię na to przygotować" (pomimo tego, że tydzień wcześniej mi i tak to powiedziała). Komentarz pozostawię Wam.
  12. @Casus Secundus to co piszesz ma sens na pewno, chociaż atrakcji żonie dostarczałem i nie jestem typem nudziarza z browarem przy telewizorze. Tak naprawdę po latach to działa w dwie strony. Sam pewnie masz niejednego kumpla, który puka na boku, oczywiście nie wszyscy tak robią, ale zdarza się. Jest taki kawał: Facet patrzy na swoją żonę po 30 latach i mówi: - Ty to jesteś dalej naprawdę zajebista dupa.. żebyś Ty kurde chociaż trochę obca jeszcze była.. Na rozmontowanie mojego przypadku poświęciłem naprawdę sporo czasu i wiem, że na 99.9% czynnikiem niszczącym była ta sfera duchowa połączona z przebudzeniem/wyzwalaniem kobiecości, czy jak to nazwać. Życzę tej mojej żonie jak najlepiej, ale nie myślę że na tym etapie jest w stanie do stworzenia stabilnej relacji, chociaż oczywiście mogę się zdziwić. W każdym razie, gdy zacznie jakiemuś facetowi zawalać łeb tekstami w stylu takich, jakie przytoczyłem w pierwszym poście, to gościu będzie spieprzał w podskokach i nawet jej uroda go nie zatrzyma. Może się oczywiście też zdarzyć, że trafi na podobnego "guru" i będą nawijać tym samym językiem, tyle że podejście do życia tych ludzi jest zazwyczaj bardzo mocno skoncentrowane na sobie (kocha się przede wszystkim siebie) i prędzej czy później i tak pójdą w swoją stronę. Poznałem już trochę to środowisko i długie związki wśród nich są zdecydowaną rzadkością. A ten papier podpisaliśmy z mojej inicjatywy. Najpierw w liście oddała mi wolność, później ja po miesiącu spotkałem inną i jej powiedziałem, że skoro tak to podpiszmy coś takiego i zgodziła się. Z pewnych względów nie podpisałem jednak wtedy tego (to było ponad pół roku temu), ale stwierdziłem, że podpiszę to teraz i tak miesiąc temu zrobiłem. Ona już tak chętnie tego nie zrobiła, ale że wcześniej słowo się rzekło to dotrzymała obietnicy. Był oczywiście płacz, że przypieczętowaliśmy tym rozstanie, ale tak naprawdę na tym na razie się skończyło. Odpowiedziałem jej, że dla mnie rozstanie zostało przypieczętowane dużo wcześniej jej listem, który mi rozorał banię do reszty.
  13. @rarek2 gdybym miał pracę na miejscu to najchętniej zostałbym w domu z dziećmi, a jej kupił mieszkanie i życzył krzyżyk na drogę, ale tak zrobić na razie nie mogę. Bądź co bądź chcę przez wzgląd na wszystkie naprawdę dobre lata, bo było ich kilkanaście, pójść jej trochę na rękę i być ponad to. Ja nie muszę walczyć o majątek do upadłego, bo mam już dosyć porytą banię i chcę odpocząć, poza tym i tak sobie poradzę, zresztą punkt wyjściowy w sądzie bez orzekania o winie to i tak jest 50/50. Być może będzie jednak jak piszą niektórzy, że kobieta się wtedy zmienia i rzuca na sali z pazurami, ale akurat moja żona nigdy nie była mściwa, wyrachowana i po prostu nie ma w sobie ducha wojowniczki i myślę, że nawet jej "przyjaciółki" wraz z jej mamą nie są w stanie jej nakręcić do tego. U nas zawsze było tak, że wszelkie urzędowe sprawy ogarniałem ja i teraz też na to się zanosi, tzn "wypaliłam się i nie chcę z tobą być, a teraz ty to wszystko załatw w urzędach i sądach". Mam kumpla, który wyprowadził się ze świeżo wybudowanego domu 2 lata temu, podobnie też dwójka dzieci trochę mniejszych. U niego akurat poszło o alko, ale pomimo że gość się ogarnął i od tamtego czasu nie pije to żona zamknęła się na niego na amen. Ona mieszka tam dalej sama z dziećmi, a on ta chatę dalej utrzymuje. W pewnym sensie go rozumiem, bo chodzi mu o dzieci właśnie, żeby miały standard taki sam (mój syn się niedawno zapytał, czy jak odejdę to będą żyli z mamą w biedzie - przyznam, że mega chujowe to było usłyszeć). W każdym razie kumpel zastrzegł, że pozwala jej tam mieszkać w tym domu, ale nie widzi opcji, żeby miał się tam pojawić jakiś obcy facet. Nie wnikałem w tą sytuację dalej, ale wg mnie to trochę bez sensu. Uważam, że lepiej podzielić to Twoje to moje i tyle, nie mam problemu z tym, żeby i ona kogoś poznała, skoro i ja się spotykam. Może wtedy przy innym zobaczy za jakiś czas co straciła, bo wiem, że koleżanki (te normalne z dawnych lat) nieraz jej zazdrościły takiego życia przy mnie. Póki co żona mówi, że woli sprzedać dom i podzielić się połową pieniędzy + resztą majątku, bo wie że nie będzie w stanie go sama utrzymać. My jednak mamy jeszcze inne nieruchomości, które są wynajmowane, i spokojnie mogłaby tam mieszkać, gdyby część z nich jej przypadła, ale rachunki nie są jej najmocniejszą stroną i i tak się boi takiej opcji. Po kilku dniach mówi, że ok, a jeszcze tydzień później, że się jednak boi i koło się zamyka. Papier podpisaliśmy nie tak dawno, ja chciałem jako zabezpieczenie dla siebie, żeby faktycznie mnie nie oskubała w sądzie w razie W grając biedną pokrzywdzoną, a co ona ze swoim zrobi to już mnie to nie interesuje. Jak zapragnie przygód na boku to pójdzie i tak z papierem, czy bez. Przy mojej pracy ma sporo możliwości, chociaż i tak wiem, że z tego nie skorzysta. Przynajmniej jeszcze nie na tym etapie.
  14. @Sarkazm tylko wiesz, można nawet i 5 lat przeżywać tą żałobę i dać sobie czas, żeby ochłonąć, a i tak nie uchroni Cię to od tego, że kobieta, którą spotkasz na swojej drodze nie okaże się po pewnym czasie czortem, jeśli rzeczywiście dane będzie Ci taką spotkać. Ja nie mówię też o desperackim rzucaniu się w celu jak najszybszej stałej relacji, bo to przecież oczywiste, że to prosty przepis na kolejną katastrofę. Mój kumpel kiedyś po rozwodzie zanim poznał nową żonę powiedział, że tyle co sobie podymał w międzyczasie to już mu tego nikt nie zabierze to akurat z punktu widzenia zdrowia psychicznego jest dla wielu ok, mi akurat nie było to dane, żeby co chwilę spotykać się z inną, ale nie myślę żebym tego żałował. Nową/dawną laskę spotkałem przez zupełny przypadek i nie miałem absolutnie w planach nikogo poznawać. Tyle, że w mig wróciły wszystkie tamte wspomnienia i uczucia, które tym razem okazały się x10. Wtedy byliśmy zbyt młodzi i żadne z nas nie myślało poważnie o przyszłości. Dzisiejsza relacja zaczęła się na zasadzie niespodziewanego pociągu, który przyjechał. Miałem bardzo krótki czas do namysłu na to czy wsiąść, czy nie, w przeciwnym razie wylądowalibyśmy we friendzone i dawałbym się dalej mojej żonie rozjeżdżać walcem licząc na cud, że ktoś ją odczaruje.
  15. Oczywiście wyczuwam sarkazm i pewnie wobec kogoś innego też bym tak zareagował W każdym razie nowy związek jak wyjdzie to na pewno będzie inny, czy przetrwa - czas pokaże, ale jakąś nadzieję trzeba mieć, bo tak to zostałoby albo chlanie, albo hobby, typu MTB 24/7 tak żeby już zupełnie na co innego nie było czasu. Ewentualnie nowa laska co 2 miesiące (niejednemu takie coś na pewno pasuje, mi średnio). Zastanawia mnie tylko często sugestia szczególnie na damskich forach, że po rozstaniu trzeba przeżyć w sobie żałobę, bo tak to się będzie miało tylko plaster na kolejny związek. Czy aby na pewno? Życie jest za krótkie na rozkminy w pojedynkę i cieszenie się wolnością na tle niedawnych wkurwów, poza tym żałobę to ja przeszedłem już w trakcie i chcę zacząć funkcjonować normalnie. Nie twierdzę przy tym, że komuś faktycznie płeć przeciwna tak zalazła za skórę, że nabrał obrzydzenia przynajmniej na jakiś czas i chętnie by się zamurował w domu, ja samotności na morzu mam aż pod korek i więcej mi nie potrzeba. @sargon z dziećmi mam kontakt dobry, liczę na to że żona nie robi im wody z mózgu i nie opowiada na mój temat niestworzonych historii. Na razie nie wyczułem w ich zachowaniu niczego dziwnego, zresztą 15 i 12 lat to już wiek, gdzie samemu zaczyna się kojarzyć pewne fakty. @Mariusz 1984 Moja żona zrobiła mi na przestrzeni 2 lat 3 okrutne jazdy, każda następna była większa. Pomiędzy drugą a trzecią było pół roku dobrze i myślałem, że to już się utrzyma. Nie uwierzysz, co wtedy w międzyczasie mi powiedziała: że wie, że mało który facet by to wytrzymał. @Obliterarorja każdemu młodemu zanim zachce jakiejś laski na dłużej poleciłbym dzisiaj taki materiał o zielonych flagach: O czerwonych też jest dobry materiał. Szkoda, że za "moich" czasów nie było takich rzeczy, wszystko się robiło na czuja i teraz pokolenie 40+ po latach zbiera tego zgniłe owoce. Laska, z którą się po latach zacząłem znów spotykać miała kiedyś te zielone flagi i ma je dzisiaj. Może gdybym był wtedy mądrzejszy to nie odpuściłbym jej wtedy i do dzisiaj byśmy mieli szczęśliwe życie. Może.. @Gradhach spoko, odezwę się do Ciebie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.