Skocz do zawartości

canyon

Użytkownik
  • Postów

    104
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez canyon

  1. Pies w podróży mniej lub bardziej, ale jednak ogranicza. Nie wszędzie go zabierzesz (hotele, muzea, nie wszystkie plaże). W Polsce psa nie można wprowadzać do niektórych parków narodowych, nie wiem jak jest z tym zagranicą, ale lepiej sprawdzić pod tym kątem cel podróży. A przede wszystkim nie każdy pies dobrze znosi długą podróż samochodem, więc to powinieneś przetestować w pierwszej kolejności (mój nawet po tabletkach na bardziej krętych lub wyboistych drogach niestety puszcza pawia).
  2. @Takahashi Samotne podróżowanie to teraz nic szczególnego. Mnóstwo ludzi jeździ/lata po świecie w pojedynkę, przy czym wyprawa turystyczno-wypoczynkowa różni się tym od podróży służbowej, że sam wybierasz kierunek i na miejscu zamiast do pracy, czy na konferencję możesz pójść na plażę lub pozwiedzać. A przecież służbowo/zawodowo też mnóstwo ludzi lata po świecie w pojedynkę. Wielokrotnie w dużych hotelach typowo turystycznych/rodzinnych widywałem też singli lub singielki w pojedynkę szamiących śniadania, czy kolację i nikt ich palcami nie wytykał. Jeśli boisz się samotności na miejscu, to wybieraj miejsca bardziej popularne/zaludnione, opcjonalnie zapisz się na jakiś miejscowy grupowy kurs nurkowania, surfingu, wspinaczki etc. Podróżowanie ze znajomymi mało znanymi to imho strata czasu (a poniekąd i pieniędzy), bo zwykle trzeba dostosowywać się w jakimś stopniu do czyjegoś trybu życia (co bywa wnerwiające).
  3. Swoją wolę narzucasz odwrotnie proporcjonalnie do rozwoju dziecka, bo wychowanie ma na celu przystosowanie do samodzielnego życia w jakiejś społeczności (ojciec/matka szybciej niż dziecko umrą). Z wychowaniem dzieci jest tak, że zawsze zbierasz to, co zasiałeś. Więc jeśli rodzic jest dla dziecka autorytetem i dziecko ma do niego zaufanie, to z dużym prawdopodobieństwem wyperswaduje mu ryzykowne pomysły. Oczywiście jest też mechanizm ewolucji, polegający na tym, że organizmy niedostosowane giną To też potwierdza, że to dorośli odpowiadają za system (i wdrożenie do systemu) – dzieci próbują się w tym odnaleźć na tyle, na ile potrafią. Magicznych granic nie ma. Jako opiekun sięgasz po narzędzia adekwatne do sytuacji i wieku konkretnego dziecka, przy czym też nie każdy rodzic dysponuje takimi samymi narzędziami (jak ktoś sam życia nie ogarnia, to i dziecka wiele nie nauczy). Zabawne, ale fundamenty pod wychowanie zdrowej jednostki nie zmieniają się od tysiącleci – dzieciak potrzebuje miłości, uwagi, poczucia bezpieczeństwa, poczucia przynależności do stada itd., czyli zaspokojenia podstawowych potrzeb. Zauważ też, jak ciężkim do uniesienia tematem jest wychowanie obcego dziecka i jak niewielu ludzi decyduje się na adopcję, a ci, którzy to robią zwykle preferują możliwe małe dziecko, bo im starsze, tym większy ładunek nieznanych doświadczeń, traum, nawyków. Są zresztą przypadki, kiedy ludzie oddają adoptowane dzieci, bo ogrom problemów z ich wychowaniem ich przerósł. Polecam obejrzeć sobie dwa niszowe filmy z ostatnich lat (niemiecki i szwajcarski), które świetnie obrazują patowość sytuacji dziecka pochodzącego z dysfunkcyjnej rodziny, jak też ogólnie to, z jaką determinacją dzieci usiłują odnaleźć się w świecie dorosłych: 'Błąd systemu' https://www.imdb.com/title/tt8535968/ 'Dziewczynka z parku igieł' https://www.imdb.com/title/tt9737798/ To też filmy o tym, jak dziurawy jest system tzw. opieki społecznej.
  4. a Big Pharma, czy Purdue Pharma zawsze przyjdzie z pomocą. Ludzi ogrywają wielkie koncerny z bezwzględnym marketingiem i nie wiem dlaczego niektórych tu tak bardzo cieszy ilość zarabianych przez nie pieniędzy...
  5. Dzieci buntują się (próbują kierować swoim życiem) wcześniej. Zauważają, że u kolegi w domu nie ma awantur, że ciocia jest milsza od matki, a trener piłki nożnej emocjonalnie stabilniejszy od ojca. W szkole usłyszą, że przemoc jest zła, że jest niebieska linia, że dzieci mają swoje prawa etc. Była przecież historia, kiedy dwunastolatek poszedł na policję, bo miał dość przemocy ze strony ojczyma, a pewnie podobnych jest więcej. Dzieci też uciekają – z domów, w nałogi, w subkultury lub popełniają samobójstwo. To raczej oczywiste (i instynktowne), że do jakiegoś etapu młodego nosisz w torbie, trzymasz w gnieździe, albo norze. Czyli zapobiegasz i stosujesz elementarne bhp. Na zaufaniu też można dużo zbudować i często wystarczy powiedzieć ‘nie’ – a małe dziecko jest zapatrzone w opiekuna, bo to on zaspokaja jego elementarne potrzeby i tej zależności uczy się najwcześniej (jest zaprogramowane na przeżycie). Dziecko z czasem zauważa, że jesteś silniejszy, że sięgniesz tam, gdzie ono nie sięga, że masz fajne pomysły na zabawę itp. Budujesz autorytet i możesz stosować siłę perswazji, a nie przemoc.
  6. Dziecko pojawia się w rzeczywistości zastanej, w pierwszych latach życia uczy się przez naśladownictwo, więc łyknie absolutnie wszystko, co mu zapodasz. Każesz jeść szerszenie - to będzie jadło. Stłuczesz – z czasem zaciśnie zęby i będzie udawało, że go nie boli. Zabierzesz coś za karę, to nauczy się żyć bez tego, co mu zabrałeś. Tak samo będzie ze szlabanem na wyjścia - ok, posiedzi w domu, wyśpi się. Dziecko będzie ślepą miłością kochało matkę i ojca, którzy się nad nim znęcają psychicznie i fizycznie - bo nie zna alternatyw. Matka i ojciec to też pierwsze osoby, które uznało w swoim życiu za przewodników (naturalnych) i autorytety (nawet jeśli obiektywnie nie mają prawa nim być). To wszystko do czasu, aż dziecko zobaczy i zrozumie, że można żyć inaczej. Dlatego jestem zwolennikiem traktowania dzieci od początku jak człowieka - oczywiście z ograniczeniami przysługującymi mu z tytułu wieku i poziomu rozwoju psychicznego, ale też z poszanowaniem jego autonomii. I szkolenia/tłumaczenia/wyjaśniania zasad, przyczyn i konsekwencji - a nie machania naprzemiennie marchewką i kijem (kara-nagroda). Przy czym dziecka nie należy chronić przed konsekwencjami, czyli przed doświadczaniem negatywnych emocji - coś celowo zniszczyło, to sorry, nowej zabawki nie kupujemy, są łzy i smutek (i jakaś nauczka na przyszłość). Tego najczęściej boją się rodzice i na tym się wykładają: że dziecku będzie smutno, ciężko i poczuje dyskomfort 😭 A znajomi jeszcze pomyślą, że nas nie stać... xD
  7. Biebrzański Park Narodowy (wiosną dużo fotografów-ornitologów z całej Europy). Jura Krakowsko-Częstochowska (szlak Orlich Gniazd) rowerem + nocleg w Pałacu w Nakle (Lelów) – klimatyczne miejsce i wnętrza, genialni gospodarze (pol.-amer. małżeństwo), śniadanie przy wspólnym stole, jazz w tle i wieczorny turniej rzucania podkowami Niezbyt tani nocleg, ale warto chociażby na weekend. Jeśli morze to Poddąbie + plaże i wydmy w Słowińskim Parku Narodowym. Kotlina Kłodzka + czeskie Teplice i Adrspach Nie w PL, ale blisko i wszystkim polecam góry na Słowacji – Mała Fatra, Wlk Fatra, PN Słowacki Raj i słowackie jaskinie (Demianowska, Lodowa, Wolności - http://www.ssj.sk/pl ).
  8. @maroon Ja Twoje podejście jak najbardziej rozumiem, a nawet więcej - przyznam, że odkąd mam własne dzieci znacząco spadła u mnie tolerancja na zachowania innych dzieci (bo wiem, że są wychowywalne). Niemniej posiadanie dziecka nieco zmienia optykę.
  9. Teraz zastanów się, jak wielu ludzi potrafi odraczać gratyfikacje? ZUS jest po to, żeby myśleć za bezmyślne masy. I żeby Ci, którzy pomyśleli (tj. Ci potrafiący odkładać kapitał na starość) mieli szansę przeżyć tą spokojną dostatnią starość, bo w innym wypadku zaciukałaby by go grupa tych, którzy nie odłożyli, nie mają gdzie przetrwać zimy i co zjeść. Czyli system stworzyli bogaci, by mieć spokój z biednymi. ZUS jest też po to, żeby leczyć bezmyślne masy, bo inaczej ten bogaty myślący zszedłby z tego świata nie dożywszy starości z powodu dziesiątków chorób zakaźnych, które rozwinęłyby się w środowiskach nieleczonej biedy. Sorry, ale nie masz pojęcia o funkcjonowaniu i wychowywaniu dzieci. Tu się nie sprawdza system zero jedynkowy kara-nagroda. Tak możesz psa tresować, bo nie masz innej możliwości komunikacji z nim i zbyt wiele od niego nie oczekujesz, do tego dośmiertnie zapewniasz mu michę. Jak przesadzisz z karami/nagrodami, to wcześniej, czy później ze strachu lub braku zasad pies kogoś pogryzie. Jak wykorzystasz jego skłonność do zabawy i działania, i poświęcisz mu trochę czasu, to będziesz miał spokojnego przyjacielskiego czworonoga u boku. Poza tym, co robisz jak Twój pies zaczyna na podwórku szczekać? Walisz w niego tym, co masz pod ręką, czy sprawdzasz dlaczego szczeka i w konsekwencji podejmujesz jednak inne działania, niż przywalenie psu? Generalnie kary i nagrody u dzieci są do bani, bo warunkują zachowania i zabijają wewnętrzną motywację. Dzieciom stety/niestety trzeba dać czas na nauczenie się wielu emocji i zachowań, na zrozumienie funkcjonowanie świata i wiele rzeczy im wytłumaczyć/pokazać. Bynajmniej nie jestem za bezstresowym wychowaniem, ale kary cielesne (nigdy nie stosowałem) to rozwiązanie doraźne, z którego dziecko niczego nie wynosi poza strachem, a z czasem też przeświadczeniem, że ojciec/matka jest tępym patusem. Czyli mają zerowy autorytet. A na dzieci długofalowo najbardziej działa właśnie autorytet, trzymanie się zasad (uzasadnionych, a nie oderwanych od rzeczywistości), nieugiętość i spokój/opanowanie. Plus startowe ustawienie ich w odpowiedniej hierarchii stada, czyli nie na świeczniku. Ogólnie temat rzeka.
  10. ‘Moda’ na psychologa jest też stąd, że współczesne dzieci wiedzą, że ktoś taki istniej. Z czasów własnej podstawówki nie przypominam sobie, by w klasie były jakiekolwiek warsztaty z psychologiem/pedagogiem, nie wiem nawet, czy takie persony były w szkole (w lo była jedna pogadanka o narkotykach). Teraz są (gabinety i warsztaty), w podstawówce moich dzieci było tego wiele, do tego pozytywnie się o takich zajęciach wypowiadały. Imho to dobry kierunek, by od małego uświadamiać skąd biorą się w nas różne emocje i jak sobie z nimi radzić. Jeden poradzi sobie sam, drugi pójdzie do psychologa. Ostatecznie praca zawsze jest własna, ale nie dla każdego tak oczywiste, co powinien naprawiać. Fakt jest też niestety taki, że ludzie oczekują teraz szybkich i łatwych rozwiązań - stąd niektórzy zaliczają maratony po gabinetach, rozczarowani, że kolejny psycholog nie dał recepty na wszystko i nie wypisał zwolnienia z życia.
  11. @Januszek852 Możesz też zatrudnić trenera osobistego. Najlepiej tego południowca z wątku o Ance L. - na bank zadziała
  12. Kopnąć w dupę może też z wielu innych powodów. Zupełnie nieoczywistych i niezwiązanych z formą lub jej brakiem Generalnie: 1/ Podstawą motywacji jest samoświadomość (czyli samemu trzeba znaleźć powody, dla których chcemy się zmienić). 2/ Zacznij od ustalenia dlaczego pani tyje - hormony, niska samoocena, złe nawyki? Uświadomić też skutki zdrowotne, często nieodwracalne (obwisła skóra po odchudzaniu, na starość lecą stawy, serce itp.). Lepsza sprawność i poczucie atrakcyjności to też lepszy seks. Duet chipsy + netflix = za mało angażujących zainteresowań w życiu. Brak celu i wyzwań. Poczytaj też o teorii reaktancji psychologicznej (czyli dlaczego czynimy 'na przekór', kiedy ktoś chce dla nas dobrze).
  13. I permanentny brak uwagi ze strony rodziców i chęci poświęcenia czasu na zwykłe pogadanie z dzieciakiem o świecie. Ogromna grupa dzieci, które targają się na swoje życie to te z tzw. dobrych domów. Na dzieci trzeba mieć czas. Własny czas, a nie czas animatorów na zajęciach wszelakich, czy niań/babć zatrudnionych od 7ej do 20ej. Prawda jest taka, że o tych problemach 'rodem z d@@py' nie mają z kim porozmawiać w domu (bo mama i tata zajęci niekończącą się samorealizacją i autopromocją), więc zostaje im psycholog.
  14. Sprawdź, kogo brakuje na lokalnym rynku pracy, bo ciężko strzelać nie wiedząc do jakiego kraju się wybierasz (czyt. jak bardzo jest nasycony migracją), nie znając Twojego wykształcenia i tego czym zamierzasz się zajmować (ten pomysł na jdg). Wydaje mi się, że rozsądniej jest pakować energię i pieniądze w coś w okolicach branży, w której masz wykształcenie lub planujesz pracować, niż robić kursy zupełnie niepowiązane – czyli specjalizować się, a nie być kimś od wszystkiego. W jakimś artykule o rynku pracy w Hiszpanii np. całkiem niedawno pisali, że brakuje im instalatorów (elektryka i energia odnawialna, hydraulika), ale nie wiem na ile to prawdziwe (mają dużą szarą strefę). Na pewno wiele hoteli/domów na południu ma stare instalacje Jak lubisz ludzi to może też kierunek fizjoterapia i pokrewne, czyli masaże, ćwiczenia, treningi, opieka nad seniorami - Europejczycy się starzeją i rynek usług dla seniorów na pewno będzie rósł.
  15. Bo stare domy zwykle mają lepszą lokalizację. I jakąś konkretną infrastrukturę dokoła. W PL powinni wprowadzić podatek katastralny od niezagospodarowanych, zarośniętych chwastami działek, wzdłuż których gmina musi ciągnąć coraz dłuższe drogi, by zapewnić komunikację ze światem osiedlom budowanym na skraju pól.
  16. Nie przypisuje słowa ‘powaga’ do konkretnego wieku - poważni ludzie mogą mieć zarówno 18, jak i 40 lat, co kto lubi. Ale chyba kryzys czterdziestolatka Cię dotknął, skoro poczułeś się dotknięty tą ‘klasyką ze strychu’ A bynajmniej nie mam nic do klasycznego stylu ubierania się, chodziło mi o to, że większość współczesnych dwudziestolatków w pierwszej kolejności założy ciuchy, które w jakiś sposób wyrażają ich pokolenie. Czy to grafiką, czy krojem, czy kolorami. A diabeł tkwi w szczegółach i zdziwiłbyś się, jak mało rzeczy z Twojej szafy wybrałby dwudziestolatek, chociaż sam możesz uważać, że ubierasz się modnie i na czasie, a być może i w sklepie z tym samym logo. Tak samo to działa w drugą stronę – zresztą wielu ‘dojrzałych’ userów w różnych wątkach często na forum pomstuje, że młode dziewczyny ubierają się teraz w workowate ubrania, dziurawe spodnie itd., itp. Tyle, że ich rówieśnikom to nie przeszkadza, czyli wchodzi różnica pokoleń (postrzegania mody). I teraz test dla Ciebie @Obliteraror : czy mając czterdzieści lat rzeczywiście masz w szafie i założyłbyś na randkę z dwudziestolatką to, co chłopaki poniżej (bo podejrzewam, że oni na spotkanie z równolatką poszliby ubrani tak, jak stoją - w ciuchy z popularnej sieciówki)
  17. Uważam, że mając lat 35+ wciąż są szanse na poderwanie młodej dziewczyny 20+ (jeśli ktoś o siebie dba lub startuje do kobiet w swojej lidze atrakcyjności). Ale dużo mniejsze są szanse na zatrzymanie tej młodszej dziewczyny przy sobie w celach związku typu ltr, o jakim niektórzy dojrzali wiekiem randkujący tu marzą. I randkują, licząc, że może kolejna dwudziestka zostanie na dłużej niż dwie, czy trzy randki. Świat przyspieszył i kilkanaście lat różnicy wieku to już różnica pokoleniowa. Mężczyzna 35+ myśli o rozwoju zawodowym, spłacie kredytu, inwestycjach, a kiedy jest singlem myśli też o tym, jak wyglądać młodziej Dziewczyna 20+ myśli o przyjemnościach chwili, chodzi w za dużej bluzie i poszarpanych jeansach, w których dla rówieśnika wygląda mega sexy, podczas gdy facet 35+ na widok takiej stylówy robi kwaśną minę, bo najchętniej widziałby ją w małej czarnej, czy innym klasyku ze strychu. Młodość kocha młodość. Zawsze tak było i będzie (=najlepsze dziewczyny wiążą się z rówieśnikami). Tak, wiem, że dojrzałość/starość też kocha młodość. Ale zwykle bez wzajemności Młodość to zapał i niefrasobliwość, to intensywność przeżywania i żywość, często wciąż przekora i chęć przekraczania granic (i testowania możliwości starszych xD). Młodość domaga się silnych wrażeń i mocnych przeżyć. Tymczasem przeciętny facet 35+ myśli raczej o tym, by za bardzo się nie wychylać i w spokoju robić swoje (kariera/kasa). Jasne, że na paru spotkaniach można poudawać, że jest się kimś innym, niż się jest. Tak, wiem @niemlodyjoda, że jesteś inny niż wszyscy
  18. Zanim ktoś tu opluje ekran z radości, że chodzi o rywalizację o polskiego penisa, przypomnę, że ukraińskie kobiety stanowią realną konkurencję na rynku pracy dla polskich kobiet (czyt.: zalały rynek usług - od gabinetów lekarskich po sprzątaczki; prawdopodobnie za niższe stawki).
  19. Dopóki sam nie sprawdziłeś, to nie wiesz, a jednie szukasz łatwego usprawiedliwienia. W PL podobno też trudno wywalczyć dzieci, a znam dwie przypadkowe historie, kiedy to matki w przedziale 25-30 lat straciły prawa rodzicielskie na rzecz pełnej opieki ojców (dzieci były w wieku poniżej pięciu lat, ojcowie to przeciętniaki gdzieś ze wschodniej prowincji). Jak są podstawy, to wszystko jest możliwe. @lysy89 Z tego, co piszesz wnioskuję, że masz ok. 33 lat, więc bierz się do roboty, by wygrzebać się z szamba i wyciągnąć z patologii swoje dzieci. O tym, jak krzywiące psychicznie jest takie dzieciństwo, jakie im oboje z tfu/żoną fundujecie, dowodzi historia nie jednego faceta z tego forum. Jesteś za to współodpowiedzialny, więc działaj! Powinieneś dążyć do rozwodu z tą kobietą. Nie jutro, ale już dziś zacznij się do tego przygotowywać. Zadbaj o swoją czystość (zero alko itp., zero bab na boku), o swój rozwój (psychika i fizyka) i kasę. Dbaj o dobrą relację z dzieciakami, bądź widoczny w szkole (przez nauczycielki etc.) i przez rodziców kolegów swoich dzieci (urodziny i podobne spotkania), szukaj porad prawnych (bezpłatne w necie lub urzędach, idź po płatną poradę do adwokata, poszukaj w necie grup ojców walczących o dzieci/rozwodzących się w Irlandii etc.). Chociażby tu jest trochę info o dostępie do bezpłatnej pomocy prawnej: https://dziecizagranica.gov.pl/irlandia/ Sprawdź jakie wsparcie socjalne przysługiwałoby Ci w Irlandii, gdybyś przejął opiekę nad dzieciakami. Walcz i działaj, bo masz ku temu trzy ważne powody: chodzi o Twoje dobre życie i dobre życie dwójki Twoich dzieci. I zero seksu z tfu/żoną (rozpad pożycia musi być trwały). Odetnij się od niej psychicznie i fizycznie, bo nie jest warta funta kłaków. 'Szanuj' ją na tyle, na ile dzieciom jest to potrzebne do prawidłowego rozwoju (ale nie wybielaj na siłę jej wtop, bo dzieci i tak więcej widzą, niż zakładasz). Zbieraj dowody na jej niewierność i przejawy braku należytej opieki nad dziećmi. Ty też możesz jej założyć niebieską kartę (nie wiem, jak to się nazywa w Irlandii), Ty też możesz zadzwonić na policję, jeśli znęca się nad dzieciakami, demoralizuje je lub opiekuje się nimi, kiedy jest np. pijana. Pierwszy krok, to uświadomienie sobie, że jest źle – masz go już za sobą, więc działaj dalej! Powodzenia!
  20. Moje rady: 1. Nie bać się 2. Mieć/zachować własny nietykalny kąt w domu (biurko/gabinet – zależy od możliwości lokalu) 3. Równy wkład w organizację wspólnego życia (zakupy, posiłki, sprzątanie) – finansowy i czasowy; z uwzględnieniem, że w jakiś temat jedna osoba może wkładać czas, a druga pieniądze; jeden lepiej gotuje, drugi sprząta. 4. Pisał @mac ale powtórzę, bo ważne: 'rytuał' wspólnych posiłków (jeśli w tygodniu godziny wyjść/powrotów się rozjeżdżają, to przynajmniej w weekendy). 5. Żyć z dziewczyną, a nie z rodziną dziewczyny, jej przyjaciółkami, czy innymi wagonikami. Czyli nie pozwolić, by inni wpływali na wypracowany przez Was układ/styl życia. 6. Komunikacja - jak coś Ci nie pasuje, to nie przymykaj oczu, lecz od razu o tym rozmawiaj (kompromisy są zwykle konieczne po obu stronach).
  21. Przedszkolanka może też w każdej chwili rzucić pracę w przedszkolu na rzecz pracy w korpousługach lub też chcieć założyć własne przedszkole i zostać bizneswoman, zarabiającą więcej od partnera. @Matanjah W wyborze kobiety najważniejsza jest jej fizyczność i charakter – jeśli jedno i drugie Ci pasuje, to imho nie ma sensu patrzeć na ‘zmienne’ miejsce pracy (ważne, że pracuje).
  22. Studenci to tylko 19% najemców, 38% to rodziny (pełne lub nie) z dziećmi. https://businessinsider.com.pl/twoje-pieniadze/nieruchomosci/kto-wynajmuje-mieszkania-w-polsce-oto-typowi-najemcy/n7clf4c
  23. Jak najbardziej rozumiem wcześniej opisywane przez Ciebie stany, co nie równa się temu, że przyklasnę sprzecznościom w narracji, czy pochwalę destrukcyjny hedonizm lub nihilizm. Fakt, że forma mojej wypowiedzi była zbyt rugająca – tu przepraszam, jeśli tak ją @Messer odebrałeś (kondensacja przekazu wynikła z braku czasu na pisanie rozprawy). Ogólniej i nie per persona: Jeśli przyjąć, że każdy życiowy kryzys to brama/przejście ku czemuś nowemu, to mam wrażenie, że coraz więcej osób utyka w bramie i wręcz lubuje się stanem swojej ‘nieszczęśliwości’, czyniąc z niej styl życia. Często przy tym coraz bardziej grzęznąc w poznawaniu prawd i interpretacji psychologicznych, które zaczynają być przekleństwem, nie błogosławieństwem. Dlatego lepiej pilnować kontaktu z ziemią (i chociażby posadzić drzewo) A zauważyłeś do jakich rozmiarów ludzie rozdmuchali to swoje cierpienie i ból nie fizyczny? Na tle innych ssaków wypadamy wręcz tragikomicznie - a one też umierają i przegrywają. I jak często diagnoza 'cierpienia' przestaje być punktem wyjścia do działania, tylko wytrychem, by brak działania usprawiedliwić. Podsumowując: make love ❤️ (by było na temat)
  24. vs. Malkontenctwo i pier.....nie X level. Jak nie ból duszy, to f..ta, jak nie ma bab to źle, jak wypinają d…y to nuuudą wieje... Raz ferrari w marzeniach, za chwilę, że świat tylko wokół kasy się obraca... Twoje życie, Twoje wybory - Ty ustawiasz priorytety znaczeniu pieniądza i decydujesz, czy iść się pie...yć z pięćsetną panną z rzędu, czy medytować. Drzewo zasadź, zamiast jakiś karykaturalny romantyzm od nowa wymyślać i poziomem cierpiętnictwa się licytować. Serio radzę - na kaca najlepsza jest praca. Im cięższa, tym większa nadzieja dla Ciebie.
  25. Podpisuję się. @Medyk Seks nie jest przereklamowany, jednak poziom satysfakcji rozbija się o szczegóły (zrozumiesz to z czasem/doświadczeniem). Baw się życiem, a masz z kim. W swoim i swojej kobiety tempie, bez porównywania się z innymi. Zero kompleksów. Myśl tak, że trzydziestka to nowa dwudziestka, więc jeszcze wiele lat przyjemności przed Tobą
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.