-
Posts
103 -
Joined
-
Last visited
-
Donations
0.00 PLN
Profile Information
-
Płeć
Mężczyzna
Recent Profile Visitors
The recent visitors block is disabled and is not being shown to other users.
Foxtrot's Achievements

Szeregowiec (2/23)
204
Reputation
-
J.w. i inni userzy przywołujący okno Overtona. Jesteście całkiem za brakiem ograniczeń dla używek? Czy dopuszczacie możliwość ustanowienia gdzieś granicy? Jeśli tak, to gdzie i dlaczego? Jako ciekawostkę wklejam wyniki dobrze przeprowadzonego badania szkodliwości środków dla użytkownika i otoczenia.
-
100% racji, dla zobrazowania tych warunków podam konkretny przykład najgorszego stanu depresyjnego jaki doświadczyłem (październik-listopad 2021). Pierwsze symptomy to gwałtowny spadek odporności psychicznej nawet na drobniejsze wyzwania i niepowodzenia, z których każde zaczęło przypominać uderzenie kijem w głowę. Następnie moja zdolność do działania szybko zleciała prawie do zera, a jej resztki używałem tylko do tego, żeby sprawiać wrażenie robienia czegokolwiek w pracy zdalnej (w obecnej firmie to by nie przeszło). Przez kilka następnych tygodni prawie nie wychodziłem z łóżka - tylko po to żeby się wypróżnić, czasami na pobieżną higienę osobistą, a gdy kończyło mi się jedzenie to wlokłem się do Lidla oddalonego 30m od bloku. Nie byłem w stanie gotować, więc po prostu kupowałem gotowe produkty lub półprodukty możliwe do zjedzenia prosto z opakowania, z na tyle wysoką apetycznością by możliwe było ich przełknięcie (więc również śmieciowe żarcie). Potrafiłem przez tydzień pić z jednego kubka, nie mając woli go umyć lub wybrać inny. A piłem zwykłą wodę z kranu, bo nawet zrobienie kawy było podświadomie odpychające. Brakowało mi zdolności wykonawczej nawet do tego, by przyjąć dzienną porcję suplementów która teoretycznie mogłaby trochę pomóc (m.in. wspomnianej wyżej witaminy D). Przestało mi zależeć na czymkolwiek i zobojętniałem całkowicie, w pewnym momencie nawet mój ówczesny stan przestał mnie martwić. Czas spędzałem w Internecie, ale konsumując najprostsze treści w kółko - bo nawet odpalenie gierki czy rozpoczęcie nowego serialu, nie mówiac o fapowaniu, było poza moim zasięgiem. Nie jestem do końca pewien, w jaki sposób z tego wyszedłem. Podejrzewam, że ten epizod depresyjny był skutkiem kilku poprzednich miesięcy, gdzie miałem na głowie mnóstwo poważnych rzeczy życiowych. Ich waga, ilość oraz intensywność obiektywnie byłyby bardzo dużym obciążeniem psychicznym dla każdego, a przy moich warunkach (nieszczęśliwy przegryw) okazały się przytłaczające. Dowiozłem tę kumulację może nie z rewelacyjnym rezultatem, ale "good enough" - jednak kosztem działania przez kilka miesięcy w trybie zużywania mentalnej energii na kredyt. Przypuszczam, że mój organizm i psychika dla spłaty długu i odbudowy deficytu zareagowały epizodem, a po takim wymuszonym "odpoczynku" wznowiły funkcjonowanie same z siebie.
-
Paradoksalnie to tak, bo choć wyjście było towarzyską porażką, to bawiłem się dość dobrze. Lubię lekko alternatywny klimat i muzykę. Gibanie się do takich rytmów w odpowiednim oświetleniu i nagłośnieniu było przyjemne. Na imprezie obowiązywał lekki dresscode i dopracowywanie swojego outfitu dawało mi satysfakcję. Po prostu mimo bycia umiarkowanym introwertykiem to nie mam stereotypowych zainteresowań intro. Dla referencji w gry komputerowe od prawie dekady nie gram w ogóle. Między innymi dlatego założyłem ten temat, bo sufit dla solowej zabawy po takim testowym wyjściu oceniam jednak na dość niski.
-
Jako wprawny obserwator, a jednocześnie pewny swojego wyboru childfree mogę ocenić, że dla zdecydowanej większości Polek poważny/stały związek = "założenie rodziny" = dzieci. Były badania na temat planowania potomstwa przez kobiety, ale z tego co pamiętam nie wprowadzano tam rozróżnienia na status związku. Jest ich coraz więcej, ale czy uczestniczą w rynku - kwestia dyskusyjna. Na pewno zdecydowana większość mężczyzn forever alone (by nie użyć obelgi i*cel) wraz z wycofaniem odczuwa nie wewnętrzny spokój, ale przygnębienie i nieszczęście. Jak najwcześniejsze rozpoczęcie zarabiania pieniędzy, możliwie szybkie wejście do branży docelowej - nawet na najniższym stanowisku. Mocno przereklamowane są aktywności fizyczne: - siłownia - kobiety jeśli trenują, to zdecydowanie częściej na zorganizowanych zajęciach grupowych, jeśli już na sali to zwykle cardio lub z trenerem personalnym. Trenuję około 5 lat i ani razu nie byłem świadkiem sytuacji, gdy dłuższy kontakt/flirt z kobietą nawiązuje ktoś ewidentnie jej obcy. - lekcje tańca - dużo kobiet na nie chodzi, ale skupiają się na zajęciach tylko dla nich: high heels, ladies latino czy pole dance. W grupach mieszanych z prostych tańców dla początkujących (czyli takich, w których będzie brał udział ktoś mający problemy z poznawaniem kobiet) jest ich mało. - sztuki walki - im wyższy poziom grupy, tym mniej kobiet, od poziomu średniozaawansowanego zazwyczaj są już sami mężczyźni. - wiele kobiet biorących jednak udział w grupowych aktywnościach fizycznych robi to razem z partnerem lub koleżanką - niezależnie od tego wszystkiego nie pomaga logistyka (tłok, hałas, zamieszanie, publiczność, perspektywa konieczności zmiany miejscówki w razie spektakularnej porażki), ani kwestie psychologiczne (neurotyczne laski nie będą zbyt skłonne do interakcji z mężczyznami, jeśli na treningu spocą się, potarga im się fryzura albo dojdą do wniosku, że widać im fałdkę czy cellulit. Raczej będą myślały tylko o tym, żeby zwiać do szatni).
-
Oczywiście nie pytam o poradę dla dynamicznego, charyzmatycznego ekstrawertyka, który nawet z pogrzebu (swojego...) wyjdzie z 5 nowymi znajomymi i 3 pierwszymi randkami. Po raz pierwszy w swoim ok. 34 letnim życiu wyszedłem do klubu na imprezę. Naturalnie byłem sam i moje ogólne wrażenie jest takie, że klub to szczególnie złe miejsce do poznawania ludzi i/lub kobiet dla kogoś, kto nie jest naturalem. Zauważyłem kilka charakterystycznych zjawisk: A. Przede wszystkim grupki. Wszędzie były jakieś grupki. Na parkiecie ludzie tańczyli w grupach, loże były zajmowane przez grupy, grupy obsiadały stoliki, stały w korytarzach i w kolejce do baru. Nawet w kiblu były grupy. [1] Żadna z grup nie sprawiała wrażenia, że chętnie przyjmie bez konkretnego powodu obcego gościa z szerokiego spektrum przeciętności, a część z nich otaczała taka aura ekskluzywności, że odbierałem ją jak niewidzialne ściany. Cała aktywność zamykała się w ramach grupy. Część z grup stanowiły gotowe pary, niezainteresowane nikim poza samymi sobą. B. Było kilka "pojedynczych" osób, ale wszystkie z nich były mężczyznami. Wyglądali i zachowywali się raczej identycznie: wygląd zwyczajny/przeciętny, sztywna i najeżona postawa introwertyka poza strefą komfortu, zamiast zabawy krążenie w kółko między jedną salą, drugą salą a barem. Sprawiali ogólny vibe zdesperowanego drapieżnika który wie, że nie ma szansy na złapanie "ofiary". C. Być może ja również sprawiałem podobne wrażenie, ale widząc ich starałem się nie robić tych samych błędów. Przede wszystkim tańczyłem, oglądałem pokazy, wchodziłem w interakcję publiczność vs prowadzący. To akurat nie szło mi tak źle, bo muzykę klubową akurat lubię. Mocno kontrolowałem mowę ciała, by nie być tak najeżonym jak oni. A przede wszystkim nie poszedłem tam na łowy, ale z ciekawości i dla sprawdzenia, czy nie wydarzy się jakaś okazja. No ale nie mam pewności jak wypadłem. D. Nie widziałem ani jednego dynamicznego faceta lub dowolnej kobiety, którzy byli tam "pojedynczo". E. Finalnie wieczór zakończyłem po niecałych 4h, nie wchodząc w tym czasie w żadną istotniejszą interakcję. W tym momencie mam dwa pytania: 1. Czy takie warunki są typowe dla klubów? Na pierwszy raz wybrałem cokolwiek alternatywną imprezę, gdzie nawet obowiązywał lekki dresscode - w końcu każdy kiedyś zaczynał w tej subkulturze, więc próg wejścia wydał mi się niższy niż do stereotypowego "marketu mięsnego", gdzie rolę metek z cenami pełnią loga Tommy'ego Hilfigera, Lacoste i Gucci, a powietrze cuchnie jak fabryka chemikaliów od mieszaniny nadużytych perfum. Może jednak to zadziałało na moją niekorzyść, bo ta lekka alternatywność imprezy skłania ludzi do zabawy przede wszystkim we własnym gronie? 2. Jaką metodę obrać, żeby w warunkach klubowych być w stanie nawiązywać nie-powierzchowny kontakt z obcymi ludźmi? Niestety ani wypranie mózgu z 34 lat kształtowania osobowości, ani przeszczepienie go w ciało GigaChada nie wchodzą w grę. Jestem na spektrum lekkiego autyzmu, w okresie dorastania moje umiejętności społeczne nie były rozwijane, a przez kilka lat życia z pewnością specjalista zdiagnozowałby u mnie fobię społeczną. I choć obecnie po kolejnych latach prób i siłowego wypychania samego siebie ze strefy komfortu (co niekiedy bywało tak nieprzyjemne, że nosiło znamiona masochizmu) osiągnąłem jako taką sprawność społeczną, to dotyczy ona głównie tematycznych, zadaniowych interakcji w warunkach naturalnie skłaniających ku kontaktowi. A właśnie z pociągnięciem dłużej spontanicznej, opcjonalnej interakcji mam największy problem. Albo wpadam w tunelową tematyczność, albo pozostaję na poziomie "gadki o pogodzie". Nie posiadam żadnej specjalnej umiejętności, która wzbudziłaby zainteresowanie ludzi. Wygląd też niestety nie pomaga, bo jestem niski i choć mocno umięśniony i z 4-pakiem, to przy wzroście i proporcjach (szerokie biodra, tłuszcz odkładający się w udach i tyłku) przypominam raczej krasnoluda bojowego - do tego stopnia, że chcę zbić kilka kg masy mięśniowej. Alkohol to raczej nie rozwiązanie, wypite trzy mocne drinki nic nie zmieniły (może tylko lepiej mi się gibało do muzyki), a nie lubię pić i nie chcę uchlewać się bardziej. Zaznaczam, że moim celem nie jest wyjście z klubu z pierwszą lepszą laską. Chciałbym po prostu mieć zdolność do poznawania nowych osób i zabawy w ich towarzystwie. [ 1 ] serio, chyba przez nieświadomość złamałem jakąś niepisaną klubową zasadę, bo razem ze mną z kibla męskiego korzystała grupa 2k+2m. Czy jest może taki obyczaj, że kible bliżej wejścia, dalej baru itp służą do szybkich numerków grupowych albo wciągania dragów?
-
Obowiązkowa zasadnicza służba wojskowa?
Foxtrot replied to Iceman84PL's topic in Polityka, bal bezwstydnych kurewek
Bo tak właśnie jest. Kultura społeczna w tym kraju zakłada ponadprzeciętną podległość mężczyzn wobec kobiet - nawet mając na uwadze, że taka podległość jest w społeczeństwach euroatlantyckich typowa. Odbicie lekko w przeciwną stronę można zauważyć np. w Skandynawii czy Niderlandach. Znasz taki zwrot w angielskim jak "going Dutch"? I niech nikogo nie zwiedzie stereotypowy, gruboskórny Janusz warczący czasem na swoją Grażynę. Jeśli ona zarządzi, by w sobotę jechać na zakupy, w niedzielę do mamusi, w poniedziałek, że oglądany używany Passat nie jest tak ładny, jak oglądana tydzień temu Skoda, a że na wtorek trzeba ugotować zupę ogórkową - to wspomniany Janusz nie zakwestionuje żadnej z jej unilateralnych decyzji. -
Pewnie po trochu jedno i drugie. Zacznij nie od no fapu, ale od zmiany "trybu". 1x na tydzień, bez bodźca porno, w tempie ruchów frykcyjnych i jak najlżej. Zakończenia nerwowe łatwo kalibrują się pod silniejszą stymulację i tzw. "death grip syndrome" bywa rzeczywistym problemem. Psychika pewnie też robi swoje, dlatego jeśli chcesz kontynuować ten kierunek, to z tych div u których byłeś wybierz taką gdzie było najmniej bezosobowo i kontynuuj tymczasowo tylko u niej. Powinno trochę pomóc.
-
Miałem identycznie: brak poczucia rytmu, brak koordynacji, duże trudności z samym zapamiętaniem poszczególnej sekwencji kroków, bardzo duże/ogromne z jej odtworzeniem. Jeśli cokolwiek mi wychodziło, to tylko prostsze figury i to na zasadzie proceduralnego wykonywania kolejnych mini-czynności z listy, co nie ma nic wspólnego z jakimkolwiek tańcem. Byłem łącznie na 15-20 zajęciach i nic się w tym czasie nie zmieniło, więc @Legionista raczej nic nie stracił rezygnując po 4. Chciałbym być dobrym tancerzem, ale tak jak u OPa wkładając kolosalne wysiłki w naukę uzysk umiejętności był marginalny. Może gdybym miał przestrzeń życiową to bym się bawił - ale nie mam. Niby nic szczególnego się nie dzieje w moim życiu ale i tak jestem przytłoczony codziennością, mam wrażenie jakbym nie miał czasu na nic, ciągle jakieś zaległości do zrobienia, notorycznie "jadę na oparach" i nie mam dość zasobów mentalnych na kolejną orkę na ugorze. Zresztą, nigdy nie wykonywałem żadnej tak rytmicznej i płynnej czynności jak taniec, a przez pierwsze 27-28 lat życia nie uprawiałem nawet żadnego sportu. Mam więc wątpliwości, czy w wieku ok. 33-35 moje ciało i jego motoryka są w ogóle na tyle zmienialne, by uczynić umiejętność tańca moim atutem. PS. Gdyby ktoś chciał podejmować jednak próby, to polecam zajęcia z jednego tańca: jakaś disco samba czy tango argentyńskie, cokolwiek. Są minimalnie prostsze. Kursy tańca towarzyskiego są szczególnie chujowe, bo się uczysz losowych kroków z 4-8 tańców od walca po latino i są przerwy co 2-3 tygodnie pomiędzy kontynuacją. Kroki do takiej rumby są niby dość proste, ale powodzenia w przypomnieniu ich sobie za 3 tygodnie, jeśli nigdy wcześniej nie tańczyłeś a w międzyczasie wjechał walc, tango, salsa i jeden taniec, którego nawet nazwy już nie kojarzysz.
-
Wszystko determinuje przypadek. Siedzimy sobie i dyskutujemy o genach czy skillu, ale gdybyśmy przypadkowo urodzili się w takiej Somalii, to pewnie dawno byśmy gryźli już glebę z głodu, wojny, HIVa, malarii czy innej zarazy.
-
Patrząc po TikToku Mentzena który ostatni filmik zamieścił na dzień przed wyborami i od tego czasu pustynia, to Konfederację czeka marna przyszłość. Mentzen zawodzi jako lider, w kampanii TikTok był u niego kanałem bodaj najintensywniejszego kontaktu z wyborcami, a nawet jedyną możliwością dotarcia do niektórych. Obecnie ci ludzie zostali porzuceni przez własnego czempiona, który to jeszcze nie tak dawno tak ekspresyjnie wrzucał gotówkę do kosza
-
Pewnie Zofia, tutaj ma playlistę dla mężczyzn: https://www.youtube.com/watch?v=g1Z6xsvm0uo&list=PL_6_0-zv2gd_nPxRor3sOGMmSplizt8_p Tu kilka innych poradników z przykładami budowania szafy od podstaw: https://www.youtube.com/watch?v=AwR8EH5txqU https://www.youtube.com/watch?v=aM8OqeIcpbI https://www.youtube.com/watch?v=riypX84RlKk A tu poradnik bardziej teoretyczny, techniczny, ale chyba nawet bardziej wartościowy: https://www.youtube.com/watch?v=j4RKTPUXh2M Ja ogólnie 3-krotnie zmieniałem calutką garderobę (nie licząc skarpet, itp) i przez ten proces bardzo polubiłem męską modę, co i rusz ubolewając, że daje tak mało możliwości w stosunku do kobiecej. Mógłbym dać tyle rozmaitych szczegółowych wskazówek, że aż nie wiem od czego zacząć i jak się do tego zabrać, dlatego ograniczę się do najważniejszej: Planując zakup odzieży innej niż para majtek czy rozciągliwy sweter, nastawiaj się na konieczność oddania jej do krawcowej i wliczaj od razu koszt poprawki do ceny zakupu. Jeśli poprawka jednak nie będzie konieczna, to potraktuj to jako miłą niespodziankę. Ja mam na przykład płaszcz wełniany, w którym koszt krawcowej był wyższy niż koszt zakupu i jest on moim ulubionym elementem garderoby. Było w nim robione skrócenie i lekkie zwężenie rękawów od łokcia przy zachowaniu mankietu + przerobienie kieszeni z takich z klapami na takie do wsuwania rąk. Koszt ok. 200 PLN, a płaszcz kupiłem na Zalando Lounge. Z grubą zniżką jako ostatni egzemplarz ostatniego rozmiaru + kod rabatowy finalnie wyszło ~180PLN, czyli z 10% ceny oryginalnej. Zbliża się Black Friday, poróbcie sobie teraz kilka/naście/dziesiąt/set zakładek w przeglądarce z podpisaną aktualną ceną rzeczy, które Was interesują - a przy BF odpalacie te stronki i sprawdzacie, czy cena się zrobiła atrakcyjniejsza.
-
Uwielbiam, kiedy kobiety mówią jaki powinien być prawdziwy mężczyzna - zawsze chodzi wtedy o jakąś formę poświęcania się (swoich preferencji, pieniędzy, wyborów, ogólnie rozumianego interesu itp.) dla innych, w szczególności dla kobiet.
-
Właśnie też to zauważyłem. Jest to również widoczne w treściach zagranicznych, ale w szczególności tutaj na forum tendencje konserwowe z elementami indywidualizmu liberalnego (ale takiego spod znaku parówek przewracanych na drugą stronę paluchami Korwina) są wręcz przytłaczające.
-
Próbowałem odsłuchać to nagranie, ale wytrzymałem tylko fragment. Nie lekceważąc kwestii napastliwej maniery, inwektyw i odpychającej postawy moralnej wyższości, to gość zdecydowanie przegina ze swoją kato-tradycjonalistyczną agendą. Godną pożałowania wisienką na torcie jest białorycerska bzdura z 20:26: kobiety są silniejsze i dlatego popełniają mniej samobójstw i rzadziej zapadają na depresję (pewnie miał na mysli diagnozowanie a nie zapadanie, ale precyzyjne określenia trochę by mu zepsuły agendę ) . Natomiast co do istoty tematu, to obecnie formuje się następująca hierarchia interesów w kwestii rozrodu: (najważniejsze) prawo kobiet do zarządzania swoją ciążą >>> prawa dzieci do narodzin i bycia utrzymywanymi finansowo >>> "prawo" systemu do podtrzymywania i rozwoju swojego zasobu ludzkiego >>> prawo mężczyzn do zarządzania procesami biologicznymi i fizjologicznymi wywołanymi przy współudziale własnego materiału genetycznego >>> prawo mężczyzn do decydowania o obciążeniu finansowym wobec prawnego potomstwa (najmniej ważne) A to zaledwie jeden z szeregu dowodów tego, jak system traktuje mężczyzn.