Skocz do zawartości

TajemniczyDonPedro

Użytkownik
  • Postów

    63
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez TajemniczyDonPedro

  1. Andrzej, to spektakularnie jebnie. Opinie innych powinny wystarczająco dać Ci do myślenia, ale dorzucę jeszcze swoje trzy grosze. Bzdura. Uprawiasz myślenie życzeniowe, zaślepiony swoją (z pozoru) silniejszą pozycją. Z mojego średnio bogatego doświadczenia wynika, że agentki zasłaniające się niskimi potrzebami seksualnymi lub traumą już na początku relacji, to najbardziej jaskrawa czerwona flaga na dzień dobry. Abstrahując od tego, czy trauma jest rzeczywista czy wymyślona. W rokującej na cokolwiek relacji pożądanie jest naturalną rzeczą dla obu stron, tego się nie negocjuje. Oczywiście kobiety wiedzą, że seks to ich główny atut i sprytne zawodniczki będą nim rozgrywać mężczyznę w mniejszym lub większym stopniu, ale oświadczenie, że ma traumę, to dla niej z góry przygotowywanie alibi, abyś seksu nie miał w ogóle albo miał tylko na początku i limitowany do czasu, aż spełnisz jej żądania. A z tego co zrozumiałem, seks i bliskość to dla Ciebie priorytet, więc macie konflikt interesów. A propos, przypomina mi się historia, jak imprezowałem z jedną małolatą, która miała chłopaka od około roku - też twierdziła, że ma traumę związaną z seksem po jednym z wyjazdów na erasmusa (sic!). Przez cały ten czas trzymała chłopaka na dystans, bez seksu, bo ten nie chciał jej skrzywdzić. Brzmi znajomo? Szkoda tylko, że w mojej obecności śmiała się z niego w głos, jaki z tego powodu jest z niego FRAJER. Z tego powodu nie myślisz racjonalnie i chcesz sięgnąć po łatwo dostępną opcję, pomimo świadomości wszystkich wad. Równie dobrze mógłbyś sobie strzelić w żyłę heroinę, żeby poczuć ulgę. Skutki długofalowe będą równie opłakane. Stany depresyjne i niskiego poziomu własnej wartości to nigdy nie jest dobry fundament do wchodzenia w jakąkolwiek relację. Popracuj najpierw nad własnym stanem fizycznym, psychicznym i emocjonalnym, aby znaleźć wartościową relację, a nie spełnić chwilową zachciankę toksyczną zabawką. Zwłaszcza, że zaplecze i możliwości masz. Jeśli potrzebujesz poczucia bliskości na już, możesz tymczasowo korzystać z układów sponsorowanych (choć chyba pisałeś, że już masz doświadczenie w temacie). W każdym razie nie licz, że Pani pozornie niewinna, a w rzeczywistości wyrachowana Ukrainka wypełni pustkę w Twoim sercu.
  2. Ależ skleiłem, ale zwykle ignoruję "złote rady" od ludzi życzących mi źle i próbujących zabłysnąć. Bez złośliwości - to wiele wyjaśnia. Teoria tak długo ma wartość, jak stwarza możliwości do przekucia w praktykę. Inaczej jest bezużyteczna. Dla mnie to brzmi jak wymówka i pretekst do siedzenia we własnym wygodnym pierdolniku. I co to znaczy "dziedziny, w których nic nie osiągnę"? W sensie nigdy nie poruchasz? Nie poznasz dziewczyny? Czy nie stworzysz żadnej relacji? Powyższe oświadczenie zupełnie nie brzmi dla mnie jak konkret. Dla mnie każda ideologia, która sprzedaje taki podcinający skrzydła przekaz jest toksyczna i należy jej unikać jak ognia. Równie dobrze mógłbym nie uprawiać żadnego sportu, bo jestem za stary na mistrzostwo w każdym z nich; roboty mógłbym unikać, bo zawsze znajdzie się ktoś lepszy ode mnie; a z dziewczętami się nie zadawać, bo znajdzie się piękniejszy ode mnie Alvaro. W sumie fajny ten nihilizm. Nic nie ma sensu, nic nie trzeba robić. Położyć się i zdechnąć! Btw. nie chcę znowu się czepiać, tylko wytknąć pewne braki w rozumowaniu, coby skłonić do jakiejś refleksji: fajne "niemarnowanie czasu i energii na tę dziedzinę", jeśli poświęcasz energię na zgłębianie i dołowanie się filozofią black pilla, a czas na forum kręcącym się mimo wszystko wokół tematyki damsko-męskiej...
  3. Skoro tylko tyle wyniosłeś z mojego posta, ewidentnie nie był skierowany do Ciebie. Tak czy siak życzę powodzenia w dalszym uprawianiu martyrologii! Dziękuję gorąco za rekomendację, ale mam lepsze autorytety do naśladowania w życiu niż Marcin Najman. Ale znowu - każdemu według potrzeb! Pewnie znowu wyszydzisz, pogardzisz, zracjonalizujesz czy coś w podobie, ale co mi tam, mogę podjąć jeszcze jedną próbę. Odsyłam chociażby do Mapy poziomów świadomości wg. Davida Hawkinsa (same założenia, nie mówię o książce). Jak się z nią zapoznasz, zadaj sobie pytanie, na jakim poziomie operuje teoria black pilla i co wartościowego (konkret!) wnosi do Twojego życia.
  4. Łamiąca wiadomość! Szok i niedowierzanie! Atrakcyjni ludzi mają łatwiej w życiu!!! Ameryka (ba, raczej Atlantyda) odkryta! Prawda cały czas może być skomleniem, zwłaszcza jak ktoś się zafiksuje na powtarzaniu jej w kółko jak mantry... Wygląd jest istotny... no i? Nie dość, że samo stwierdzenie jest truizmem w tak wysokim stopniu oczywistości, że obraża nawet średnio inteligentnego osobnika, to jeszcze nie wprowadza zupełnie nic merytorycznego. Konstruktywnym byłoby stwierdzenie, że skoro prezencja jest istotna na rynku matrymonialnym, to w przypadku niedostatków w wyglądzie, należałoby postarać się zasklepić tę lukę i w miarę możliwości popracować nad sobą. A jeśli nie jest to możliwe z powodów technicznych, to chociaż nabrać dystansu do własnej aparycji, aby psychiczniej łatwiej się żyło. Oczywiście ze strony black pilla taka konkluzja nie padnie, bo jest to ruch żerujący na niskich emocjach żalu, rozczarowania i wstydu wśród życiowych nieszczęśników. W końcu łatwiej jest obwinić świat, ewolucję czy społeczeństwo niż wziąć odpowiedzialność za własne porażki. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że największym problemem wspomnianych nieszczęśników wcale nie są braki w wyglądzie, tylko (brutalnie powiem) mentalność przegrywa, braki w rozwoju osobistym (zwłaszcza duchowym) i niedojrzałość emocjonalna. Porównam życie do gry w karty: dojrzały gracz i (w tym przypadku) mężczyzna podchodzący konstruktywnie do życia, nawet przy słabym rozdaniu postara się trzeźwo oszacować sytuację i wyciągnąć jak najwięcej z kart, które dostał. Jasne - może się wkurzyć, pokląć na to czym świat stoi, ale finalnie przejdzie do czynów. Kto wie, może przy następnym rozdaniu się odkuje. A nawet jeśli nie, to też będzie okej. Tymczasem reprezentant black pilla zrobi emocjonalny wysryw (PRZECIEŻ TO PRAWDA, ŻE DOSTAŁ SŁABE KARTY), obrazi się na rzeczywistość, zapaskudzi całą atmosferę przy stole, popsuje innym zabawę, a na dokładkę rzuci kartami i wyjdzie. Teraz niech każdy sobie odpowie, w czyim towarzystwie bardziej chciałby spędzić czas i czy ludzie drugiego typu sami siebie nie skazują na ostracyzm. Pozdrawiam cieplutko!
  5. Dzięki za ten bezcenny wkład w dyskusję, czuję się mądrzejszy! Ogólnie tinder to gówno, instagram to gówno, facebook to gówno, Polska to gówno, życie też gówno. Po co robić cokolwiek? A tak na poważnie, tinder to tylko narzędzie, którym można zrobić sobie krzywdę lub może zostać użyte w zależności od potrzeb i umiejętności. Owszem, zdarzyło mi się skorzystać z płatnego tinderka i osobiście odradzam. Pozornie wgląd w profile, które nas lubią, wiąże się z dużą oszczędnością czasu, ale zawsze najważniejszym czynnikiem jest algorytm, który w moim przypadku po kupnie subskrypcji wywalił mnie na sam dół drabinki, gdzie zgarniałem nieliczne lajki od grubasów i innych głębinowych stworów. Po wygaśnięciu subskrypcji polubienia znowu szybowały w górę, żeby zachęcić do kupna nowego pakietu. Cóż, taki okrutny model biznesowy, żerujący na fałszywej nadziei i ciekawości ludzkiej. Jedyną funkcjonalnością dającą cokolwiek są boosty, wtedy ranking Cię premiuje i rzeczywiście pokazujesz się większej ilości ludzi, ale znowu - w pakiecie premium dostajesz tylko jeden półgodzinny boost raz na miesiąc, a kupowanie tego częściej to scum i wyrzucanie pieniędzy. Chyba że ktoś cierpi na ich nadmiar i chce się dowartościować niskim kosztem, wtedy droga otwarta. Żeby dotrzeć do młodych blond Julek, musiałbyś pod względem wyglądu mocno wybijać się na tle reszty. Imo jeśli szukasz kogoś do relacji, najzdrowszym podejściem jest poznawanie ludzi na żywo, a traktowanie aplikacji randkowych jako niezobowiązujące (słowo-klucz, jeśli chodzi o mental) źródełko awaryjne, gdzie czasem złowi się jakąś rybeńkę niekorzystającą zbyt długo z aplikacji i nienasiąkniętą jeszcze tamtejszym mułem.
  6. @SzatanK Dzięki za wątek i Twoje przemyślenia - ostatnio mimochodem trafiłem na ten temat w jakichś materiałach psychologicznych na YT, a teraz na forum. W sumie daje mi sporo do myślenia na temat sposobu prowadzenia przeze mnie (i moich partnerek) relacji. Krytyką z pierwszych stron zupełnie się nie przejmuj. Nie wszyscy dojrzeli do wejrzenia w głąb siebie i zrobienia z tym czegoś, bo w większości przypadków wymagałoby to nurzania się w srogim bagnie. Pamiętaj tylko, żeby nie zatracić się w literaturze i teorii, bo ta bez praktyki potrafi być zwykłą stratą czasu. Zdecydowanie wpisuję się w styl unikający, aczkolwiek bazując na opisach (czysto subiektywnie rzecz jasna) wydaje mi się, że powoli zmierzam w stronę bezpiecznego. Nie boję się kontaktu z ludźmi, często przychodzi mi on zupełnie bezwysiłkowo i naturalnie - zdarza się, że np., gdy widzę kogoś nowego lub wyobcowanego w grupie, staram się włączyć go do kręgu towarzyskiego. Też nie mam tendencji do wchodzenia w powierzchowne kontakty seksualne, bo są dla mnie nieciekawe i oferują mało głębi. Ostatnio nawet, gdy spotykałem się z dziewczyną (teraz stwierdzam, że mocno unikającą), to ja zacząłem temat oczekiwań od relacji i emocji z tym związanych, co ogólnie mi się nie zdarza. Jak można było przewidzieć, uciekła od odpowiedzi, pomimo tego że widać było, że jej zależało. Jeśli chodzi o "złe" cechy tego typu, rzeczywiście mam większą niż inni potrzebę bycia samemu, wycofywania się do swojej samotni, bycia niezależnym (w życiu prywatnym rzadko kiedy proszę kogokolwiek o pomoc, sporadycznie tylko najbliższych), nie lubię zmagać się z emocjami (zwłaszcza cudzymi), lubię mieć kontrolę nad tym co się dzieje, a także z tyłu głowy cały czas mam alert przypominający, żebym nie zaburzył równowagi i nie angażował się bardziej w relację niż druga strona. Stwierdzam, że ostatni mój związek był z kobietą o łączonym stylu unikająco-lękowym, który wynikał w głównej mierze z DDA i mocno dysfunkcyjnej rodziny. Moim zdaniem to najgorsza kombinacja, bo tam gdzie unikający (przy całej gamie swoich grzechów) daje przynajmniej wolność i niezależność drugiej osobie, i generalnie jest stały w swoim podejściu, tak typ unikająco-lękowy jest nieprzewidywalny i lawiruje pomiędzy dwoma toksycznymi stronami. Z jednej strony sama miała tendencję do wycofywania się w kryzysie (lub dostosowywała się do mojego wycofywania), aby potem mieć pretensje o brak mojego zaangażowania, przy jednoczesnym kompletnym braku swojej inicjatywy. Kompletny dysonans, bo z jednej strony oczekuje od partnera okazywania dużej ilości zaangażowania i bliskości, a z drugiej sama robi to niekonsekwentnie i się wycofuje. Ale nie ma tego złego, bo na pewno dużo się nauczyłem w temacie komunikacji swoich potrzeb w relacji, oczekiwań i bardziej otwartego podejścia do emocji. @maria W fajny sposób piszesz o swoim mężu i Twoje zaangażowanie w relację bardzo dobrze o Tobie świadczy. Utożsamiam się w dużej mierze z opisem Twojego męża, bo mam bardzo podobnie. Dla mnie to podejście mocno łączy się z filozofią stoicyzmu. To co niektórym może jawić się jako obojętność lub oschłość, z mojej perspektywy jest pragmatyzmem, funkcjonowaniem w trybie zadaniowym i akceptowaniem rzeczy takimi jakimi są, nie kwestionując czy zastanawiając się nad nimi zbytnio - to kosztuje zbędną energię. Niestety wynika to poniekąd z braku połączenia ze wspominanym w temacie "wewnętrznym dzieckiem", swoimi emocjami i głębokimi potrzebami, i tego trzeba się nauczyć. Co do Twojego podejścia - jakkolwiek słuszne, spróbuj może zamiast ogólnej sugestii "komunikuj o swoich potrzebach" (co może skończyć się stwierdzeniem "ok" i rychłą śmiercią wątku), bardziej precyzyjnych pytań sytuacyjnych, na zasadzie "czego teraz potrzebuje", "jak się z czymś czuje", "co o tym myśli" itp. Bierz poprawkę na to, że nie mamy połączenia z naszymi głębokimi bebechami i emocjami, stąd drążenie i konkretne pytania dopiero mogą naprowadzić na to, co siedzi w środku. Oczywiście bez bycia przy tym upierdliwą czy nachalną, bo pokemon ucieknie. Jeśli jeszcze mogę coś doradzić - pamiętaj, że z racji bycia typem zadaniowym, mężowi łatwiej przychodzi realizowanie Twoich potrzeb, skupianie się na Tobie i prawdopodobnie przychodzi mu to naturalnie. To też jest zwyczajnie OKEJ.
  7. Nie wiem, co robisz w czasie wolnym, jakie rzeczywiście miałaś wzorce i czy lubisz puszczać latawce - nie znam, nie oceniam. Ja tylko niczym przypadkowy przechodzień skonstatowałem, że Twoje piękne wzorce wyniesione z domu i laurka Maryi zawsze dziewicy gryzą się nieco z byciem aktywnym członkiem (członkinią?) tego forum, bądź co bądź, ogarniętego toksyczną (afe!) męskością. Karramba!
  8. Niezła próba, Brunner! Nie będę się rozwodził, ale gdybyś była tak kryształowa, na jaką się kreujesz (a wiemy, że internet przyjmie wszystko), to przede wszystkim nie trafiłabyś i nie osiadła na forum takie jako to.
  9. Nihil novi, choćby KMN zrobił niemłody już skecz na ten temat, choć w tej roli dla odmiany byli tatuśkowie. Generalnie dla mnie jest to cecha ludzi niedowartościowanych, którzy brak sukcesów i kolorytu we własnych życiach próbują kompensować przez potomków, oczywiście piejąc o tym dookoła dla podbudowania ego. Skrajną patologią są konkursy miss piękności kilkulatek (u nas na szczęście chyba mniej popularne niż na zachodzie), gdzie próbują realizować się sfrustrowane mamuśki.
  10. Cześć! Główna rada ode mnie to zmienić mentalność. Socjalizacja i życie towarzyskie powinny stanowić ważną część życia samca - najlepiej jakbyś miał swoją watahę lub przynajmniej kilka przyjaznych osób, z którymi możesz spędzić czas lub zwrócić się o pomoc w razie potrzeby. Z kilku prostych powodów: - dla własnego zdrowia psychicznego, - dla przydatnych w życiu umiejętności społecznych, - kobietki jako konformistyczne stworzenia uznają społeczny dowód słuszności i na tej podstawie postrzegają wartość mężczyzny, - bat na Twoją partnerkę, który stosuje wobec Ciebie - z powodu szerokiego grona znajomych, nie jesteś najciekawszą opcją spędzania wolnego czasu, plus dochodzą niepewność i zazdrość rozgrywające się w Twojej głowie. Ona w tej grze ma inicjatywę i rozdaje karty. Masz zadbać o swoją pozycję i odwrócić role, aby to ona nie była pewna, co robisz, z kim i kiedy. Pamiętaj, że rutyna i postrzeganie Ciebie jako bezpiecznej, zawsze dostępnej przystani to powolni i skuteczni zabójcy każdej relacji. Ktoś pisał o próbie wyperswadowania jej wychodzenia ze znajomymi - zdecydowanie odradzam. Owszem, możesz zakomunikować swoją potrzebę, ale raczej niewiele to zmieni. Na dłuższą metę stawia Cię to w roli petenta, ona odbierze to jako próbę ograniczania jej (której i tak nie ulegnie, jeśli ma taką naturę i ekstrawertyczny sposób bycia), a na niedomiar złego z powodu życia na odległość nie masz żadnej dźwigni ani możliwości wyegzekwować swoich zasad. Rozumiem, że może być to niełatwe i duża część facetów po przygarnięciu sobie samicy spoczywa na laurach i się rozleniwia, ale z tego powodu tym bardziej powinieneś motywować się do aktywności społecznych. Mam nadzieję, że macie też plan na skrócenie związku na odległość, bo takie układy rzadko działają w dłuższej perspektywie.
  11. No i pięknie, wreszcie jakiś post bez martyrologii i użalania się nad sobą. Warto sobie przypominać o naszych dobrych cechach i sukcesach. Dobra robota!
  12. Odpowiem przewrotnie - to zależy. Przede wszystkim od tego, jak ludzie się dobiorą. Są pary, które np. kultywują wspólną zajawkę i wzajemnie się w niej nakręcają, natomiast z moich obserwacji stanowią one zdecydowaną mniejszość. W moim przypadku na etapie podboju i początkowym związku (pierwsze pół roku-rok) rzeczywiście jest większe zaangażowanie, chęć do działania i próby wykazania się. Później niestety wchodzi sztampa, rutyna i marazm. Łączy się to zwykle z narastającymi oczekiwaniami panny na ustatkowanie się, próby usidlenia i wymuszenia deklaracji dotyczących dalszej przyszłości (co jest zrozumiałe), ale jednocześnie skutecznie mnie zniechęca, bo wiąże się z ograniczeniem mojej wolności i nie oszukujmy się - to zwykle dość jednostronny układ, a ja cenię wyżej niezależność niż seks i potrzebę bliskości. Ale każdemu według potrzeb, a ja mam bardziej stoicką niż emocjonalną naturę. Co do ogółu, podzielę się ciekawostką - otóż badania wykazują, że u mężczyzn spodziewających się potomka naturalnie spada testosteron, co ponoć nie jest spowodowane zmianą trybu życia, tylko mechanizmem biologicznym mającym ograniczyć eskapady i wywrotowe zachowania ojca, żeby pozostał przy boku matki i dziecka. Zresztą większość mężczyzn, będąc mniej emocjonalnymi stworzeniami od kobiet, z czasem dla świętego spokoju odpuszcza walki i licytacje w relacji, robiąc się bardziej ugodowymi, tracąc męską ramę i autorytet. Także odpowiedź na pytanie, czy taki mężczyzna ma więcej chęci i siły do działania nasuwa się sama. Oczywiście istnieje motor napędzający ojców do ochrony dziecka lub partnerki, ale to inny rodzaj zachowań, na który zresztą nie będę się wypowiadał, bo nie mam potomstwa.
  13. Moim zdaniem bardzo dobrze, przynajmniej sytuacja jest jasna. Chyba nie lepiej, żeby ten fakt ukrywały? Przynajmniej wartościowy gość może je wykluczyć w przedbiegach, a potencjalny jeleń wchodzi w układ ze świadomością na własne ryzyko.
  14. Żeby sobie podbić ego oczywiście, choć może są też inne motywy. https://bizblog.spidersweb.pl/na-tinderze-nie-chca-randkowac Kluczowy cytat: Dr Aboujaoude doszedł do ciekawych wniosków. Jego zdaniem wielu użytkowników aplikacji szuka w niej rozrywki i łatwych endorfin, które mają pomóc w radzeniu sobie z trudnymi stanami psychicznymi. Nazywamy je aplikacjami randkowymi, ale wyraźnie służą innym funkcjom poza randkowaniem - zauważył naukowiec. W sumie też z tego powodu, gdy jeszcze działałem na tinderku, od razu albo bardzo szybko proponowałem spotkanie na żywo, żeby odsiać ziarna od plew i nie służyć jako tania rozrywka małolatom.
  15. Andrzejku, ale brak refleksji nad sobą w życiu zaboli tylko Ciebie, nie mnie. Btw. perspektywa zmienia się, jeśli ktoś zna ofiarę, a nie czyta o niej z serwisów plotkarskich. Co prawda tylko z widzenia, ale jednak.
  16. Ja wiem, że fajnie komentuje się rzeczy z poziomu kanapowego, internetowego eksperta, ale kur*a, Panowie, trochę empatii. Na oczach dziewczyny zginęło dwóch ludzi, z czego jeden ukochany. Faceci po takich akcjach na wojnie potem latami leczą się z PTSD. Najwięcej racjonalizacji to ja widzę tutaj w komentarzach, że dobrze jej tak, kiedyś się ogarnie, pewnie zdradzała chłopa. Oczywiście po wstępnych plotkach i domysłach okazało się to bullshitem, ale nikt za to nie przeprosi, nie weźmie słów na klatę. Słowem powstał tu męski pudelek lub inna kafeteria. Imo najbardziej wartościowego posta wrzucił w temacie @niemlodyjoda . W skrócie takimi tragediami kończą się próby uzależnienia swojego szczęścia od drugiej osoby - tutaj kolejny chłopak nie wytrzymał presji. Myślę, że to najlepsza nauka, którą można wynieść z tego nieszczęścia.
  17. Z całym szacunkiem, ale wyrażam pełną dezaprobatę dla tego tematu. Dlaczego? 1. Typiara wygląda jak felerny model plastikowej lalki z fabryki w jakimś kraju trzeciego świata, 2. Opinia takiego próżniaka nie powinna być dalej kolportowana i powinna przepaść w czeluściach nicości, 3. Nabijanie kliknięć i wyświetleń ściekowi pokroju o2 powoduje dalszy wysyp żenujących artykułów i postęp dziennikarskiej degrengolady, 4. Szkoda zaśmiecać sobie głowę takimi szkodliwymi treściami. Dziękuję, pozdrawiam!
  18. No siema, to ja - póki co półtoraroczny staż. Poprzednia relacja rzeczywiście poniżej 3 miesięcy, ale to z mojej decyzji, bo dziewczyna szybko zaczęła mnie nudzić. Dodam, że żaden ze mnie chad czy Alvaro, a wzrost też mam poniżej średniej. Fakt faktem, że większości odradzałbym tinderka, bo trzeba brodzić w mule w poszukiwaniu czegoś wartościowego, a większość mężczyzn nie ma do tego psychiki ani cierpliwości - popadają w w jedną ze skrajności, nadskakując i rozpieszczając księżniczki albo mają tak głęboko zakorzenione odrzucenie i niechęć do kobiet, że podświadomie je od siebie odpychają. Tymczasem trzeba nabrać wewnętrznego luzu i nie nastawiać się na wynik. Fajnie, ale co ma dowieść ten dowód anegdotyczny, że jakaś Karynka zapragnęła przygody i racjonalizuje to sobie jakimiś bredniami? Po co interesować i przejmować się takimi osobniczkami? To tak jakbym cytował jakiegoś prostego Sebka, dowodząc, że faceci są odklejeni. Strata czasu i energii.
  19. @Angel_Sue A partner przypadkiem nie przejawia cech kobiecych? Natura dąży do równowagi i zwykle dominujące kobiety dobierają się w związki z uległymi mężczyznami i na odwrót. Przy dynamicznych zmianach społecznych kobiety przejawiające męskie cechy to coraz częściej pojawiające się zjawisko. Zdarza się też tak, gdy np. dziewczyna wychowuje się w rodzinie z mocnym męskim wzorcem w postaci ojca i braci. Moim zdaniem nie ma w tym nic złego - każdy typ osobowości wypełnia jakąś niszę. Za to problemem według mnie jest już to, że coraz więcej kobiet (nieco bezmyślnie) uległa trendowi bycia męską - przez za daleko posuniętą emancypację, narrację feministyczną w mediach i rywalizacyjny sposób funkcjonowania w korporacjach. Powoduje to, że kobiety bez naturalnych uwarunkowań do bycia męskimi, na fali programowania społecznego oceniają siebie przez pryzmat cech męskich, co daje im krótkoterminową satysfakcję - głód ego jedzie na tym paliwie. Niestety z czasem budzą się z ręką w nocniku, czując wewnętrznie, że czegoś brakuje im w życiu, robią się zgorzkniałe i sfrustrowane. Stąd wysyp kobiet 30+, które szukają byle jakiego partnera na już lub stają się radykalnymi feministkami. Żeby nie było, przez to przemieszanie ról i trudność odnalezienia swojej roli w dzisiejszym świecie, u niektórych mężczyzn zachodzi podobne zjawisko - stąd fascynacja toksycznymi ideologiami typu black pill. EDIT: Odpowiadając bardziej osobiście na pytanie: lubię jak kobieta ma pewne cechy męskie, takie jak pewien poziom racjonalności, bo to zwyczajnie ułatwia mi funkcjonowanie z nią. Oczywiście większość powinna być cechami żeńskimi. Z zasady mężczyzna o męskiej naturze nie szuka do relacji kolegi ani rywala - takie role pełni męska kobieta. Facet te potrzeby realizuje w świecie zewnętrznym i w swoim gronie socjalnym, nie w związku.
  20. Hehe, też mam takie wrażenie. Jeśli kryterium ostrzeżeń będzie poprawność pisowni i wyrażania myśli, to taki Tornado powinien dostać bana na dzień dobry. xD Tak, ja potrafię wczuć się w sytuację i daleko mi do wrzucania tej dziewczyny w ramy bycia jakąś wyrachowaną, straconą, bezużyteczną czy co tam ideologia blackpill podrzuca. Zwyczajnie żal mi jej, bo jest ofiarą - m.in. wychowania i sytuacji życiowych. Natomiast. Jej słowa i narrację (bądź co bądź szczere) musisz filtrować przez gęste sito. Po pierwsze, będąc w obecnej sytuacji życiowej i mając świadomość popełnionych błędów, zwłaszcza jeśli następowały one pod wpływem emocji, dla własnego zdrowia psychicznego będzie je teraz racjonalizować i łagodzić - to powszechny mechanizm, że ludzie chcą myśleć o sobie dobrze. Według badań ponad 90% osób myśli o sobie w kategorii bycia dobrymi ludźmi, a ile spełnia faktycznie te kryteria? Hmmm... Kobiety też jako mocniej rozwinięte społecznie jednostki mają bardziej powszechny mechanizm usprawiedliwiania się i stawiania się w roli ofiary, żeby uzyskać wsparcie, a przynajmniej nie zostać skazaną na ostracyzm społeczny. Po drugie, sam często stawiałem się w życiu w roli dobrego wujka, więc mam pewne doświadczenie z dziewczynami z dysfunkcyjnych rodzin i powiem Ci tak - nie zarzucam im złych intencji, zwykle są to dobre dziewczyny, które na świadomym poziomie chciałyby sobie w końcu uporządkować życie. Niestety na poziomie podświadomym mimowolnie będą kopiować wgrane za dzieciństwa wzorce. W niektórych przypadkach nie pomoże albo pomoże tylko w ograniczonym stopniu nawet długoletnia terapia. Ot kilka przykładów: - lęk separacyjny spowodowany eskapadami alkoholowymi rodzica (zwykle ojca). Nagle okazuje się, że jak wracasz do domu (a co gorsza jesteś pod wpływem), od zwykle ułożonej dziewczyny dostajesz na twarz awanturę pod byle pretekstem, bo za dziecka nigdy nie wiedziała, kiedy rodzic wróci, w jakim stanie i jak się zachowa, więc tego typu sytuacje podświadomie wywołują w niej skrajne emocje, które odbije na Tobie rykoszetem; - skrajny perfekcjonizm i potrzeba porządku - zwykle wynikające z tego tytułu, że dziecko mające dysfunkcyjnego rodzica musiało częściowo przejąć jego rolę w domu, a zachowanie porządku w domu stwarzało iluzję normalności. Znowu, jeśli zrobisz coś co zachwieje tę potrzebę, zostaniesz zaatakowany; - wywoływanie emocji i sytuacji, i stawianie siebie w roli ofiary - moja ex np. miała zwyczaj, że werbalnie nakręcała swojego brata tak, że ten nie wytrzymywał i niekiedy dochodziło do rękoczynów. Potem żal i krokodyle łzy. Ze mną sobie nie pozwalała, bo trzymałem nerwy na wodzy, ale z mniej cierpliwym zawodnikiem mogłoby się to kończyć podobnie. Rozumiesz, o czym piszę? Te dobre dziewczyny skrzywione przez swoje doświadczenia życiowe, pomimo dobrych chęci, często będą na Tobie emocjonalnie odbijać schematy i problemy wyniesione z domu. Jeśli ktoś chce być męczennikiem - droga wolna. Jeśli nie, moje podejście jest następujące - słuchaj, wspieraj w miarę możliwości, nie oceniaj negatywnie (bo rzeczywiście często są ofiarami zjebanych wzorców), ale zaakceptuj, że są w pewien sposób dysfunkcyjne, bądź asertywny, wyznaczaj granice i nie daj im odbijać na Tobie swoich problemów emocjonalnych. Posiadanie dziecka z innego związku jeszcze dodatkowo komplikuje sytuację i stawia Cię na drugim miejscu w relacji, ale na to można napisać osobny poemat, a mi się już nie chce.
  21. @krzy_siek Dzięki za posta, ciekawe podejście do tematu - podzielam je zwłaszcza z tego powodu, że treningi siłowe na dłuższą metę mnie nudzą i traktuję je funkcjonalnie, jako uzupełnienie i wsparcie innych aktywności. Co myślisz o podejściu z krótkimi, ale częstszymi blokami treningowymi, np. po 10-15 minut kilka razy w tygodniu?
  22. Za mało danych, a Ty również za mało o niej wiesz na ten moment. Ruchać, obserwować.
  23. Kolejny odkopany temat kolego. Myślałem, że druidzi nie bawią się w nekromancję.
  24. Widziałem, polecam, Mikkelsen jak zwykle stworzył dobrą kreację. Jak przystało na kino skandynawskie - wnioski nie są oczywiste i nie ma jednoznacznego stygmatyzowania alkoholu (co przyjęło się robić w naszym kinie choćby przez Smarzowskiego), pokazując dwie strony monety. Co do Raczka - z całym szacunkiem dla jego osoby, ale oglądanie półgodzinnej recenzji na temat niespełna dwugodzinnego filmu to dla mnie lekka strata czasu.
  25. O ile nie masz 15 lat, nie powinno stanowić to sedna problemu. Zresztą widocznie dobrze odczytują Twoje intencje. Imo szukaj dalej, bo to kwestia kobiety na jaką trafisz. Jeśli ma parcie na założenie rodziny, prawdopodobnie będzie preferować równolatków, ale jeśli jest jeszcze w trybie rozrywkowym i nie szuka kandydata na męża, to młody i jurny chłopak ma wzięcie jako kojący balsam na samoocenę (i nie tylko).
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.