-
Posts
12 -
Joined
-
Last visited
-
Donations
0.00 PLN
Profile Information
-
Płeć
Mężczyzna
Recent Profile Visitors
The recent visitors block is disabled and is not being shown to other users.
Pixzel's Achievements
Kot (1/23)
19
Reputation
-
Nie zawsze, na pewno w 100% to nie jest narcyz, bardziej ma osobowość narcystyczną wymieszaną z czymś jeszcze - tyle się naczytałem i nasłuchałem, że już nie pamiętam. Generalnie zachowania toksyczne, przyglądając się dłużej to sam już nie jestem w stanie stwierdzić jakie zachowania były dobre, a jakie nie, dlatego zaprzestałem rozbierania na części pierwsze tej relacji. Od czasu kiedy się to zakończyło, to na jej socialach nic się nie dzieje. Mam w planach zmianę otoczenia, ale w tym momencie nie jestem w stanie sobie na to pozwolić - najszybciej w przyszłym roku. Nie mam jakiegoś parcia, aby jej coś udowadniać i podkopać jej pozycję, mam wyjebane. Chcę po prostu żyć swoim życiem i mieć spokój. Tym bardziej jak patrzę na siebie z boku i na to w jakie gówno potrafi cię zamienić drugą osobą. Na samą myśl o jakiejkolwiek sytuacji z nią mnie odpycha, ale to dobry sygnał, albo jeden z procesów wychodzenia na prostą. Wbicie przez nią ostatecznego sztyletu w plecy poskutkowało tym, że rozjebałem się jak lustro i to był taki ostateczny cios, który pomaga powoli się wygrzebywać i zabija uczucia do niej, które we mnie siedzą.
-
Wracam z aktualizacją, minął może lekko ponad miesiąc. Czuję się tak jakby to minęło ze 6 miesięcy. Pierwsze 2-3 tygodnie nie byłem w stanie funkcjonować, totalny zjazd, głowa nie pracowała, bo zalewały ją wieczne myśli. Ciągłe zapętlanie się i tak codziennie od razu po wstaniu. Było wylanie emocji, w samotności, przychodziło falami - najczęściej kiedy pojawiała się bezsilność do tej sytuacji. Jak już myśli się przelewały to zacząłem sobie analizować ten "wspólny" czas i wbijać sobie do głowy ile rzeczy tak naprawdę nie widziałem, na ile sytuacji i zachowań nie zwracałem totalnie uwagi - przy każdej takiej myśli przychodziło wkurwienie na samego siebie. Przypominałem sobie cały czas ten ostatni dzień i upokorzenie mnie, pomagało to wylewać z siebie emocje. Generalnie przyjąłem zasadę - dobić się najbardziej jak się da - chodziło o to, aby zeszły po prostu ze mnie emocje, bo to one najwięcej sprawiały problemów. Słuchawki na uszy, jakaś muzyka i płyńcie emocje. Aby odpoczywała głowa to zacząłem wychodzić na spacery, o różnych porach dnia, słuchając najczęściej jakiegoś podcastu o toksycznych ludziach i narcystycznych kobietach. Osoby, którym dookoła powiedziałem także uświadamiały mnie jak złe to wszystko było - to otrzeźwia i pomaga. Na dzień dzisiejszy czuję się lepiej. Zdarzają się triggery w postaci losowej piosenki w radiu, skojarzeń itp. - wiecie o co chodzi. Natychmiast przychodzą myśli, ale szybko je zabijam w zalążku, oczywiście zdarza się, że nie dam rady z nimi wygrać. Wciąż mam problem nad zmotywowaniem się do jakiegoś działania, ale robię to małymi krokami, aby nie brać sobie na głowę za dużo, bo przy małej porażce czuję się tak jakbym przegrał życie. Rozpisałem sobie plan dnia, próbuję go wdrożyć, łatwo nie jest, bo generalnie psychicznie jestem tak wyczerpany, że czuję się jakbym codziennie biegał maratony. Pomaga na pewno spisywanie swoich emocji i tego co czuję, w telefonie czy to na kartce. Pisanie listów i wylewanie żalu do tej osoby, list wtedy wędruje do kosza, albo zamienia się w popiół. Mam zainstalowanego Tindera, ale bez parcia. W tym przypadku jestem totalnie wyłączony na jakiekolwiek relacje, jestem wygaszony. Z dziewczynami piszę na luzie, w sumie na wyjebce totalnej i nie mam na nic parcia. Jajami nie myślę, dużo atencjuszek więc i można poćwiczyć jak nie dawać takim pożywki. Podbija mi to trochę moje rozjebane poczucie własnej wartości i to, że mam jakieś zainteresowanie. Używam Tindera z przerwami, aby się nie przebodźcować, co za dużo to nie zdrowo. Miałem inne apki, ale odinstalowałem je w cholerę i został tylko słynny Tinder. Podsumowując, ogólnie jest lepiej, ale wciąż oceniam się jako wrak. Psycha jest zmasakrowana, jestem na lekach, ułatwia to cały proces powrotu do siebie. Zapomniałem wspomnieć o jednym - zero kontaktu. Kusiło niejednokrotnie, ale nie dałem się złamać. ZERO. Podglądanie na socialach z mojej strony się zdarza, najczęściej było to na początku, aktualnie z każdym kolejnym dniem coraz rzadziej.
-
Przyznam szczerze, dziękuję za tak podbudowujące słowa. Dopiero po zakończeniu takiej relacji człowiek uświadamia sobie jaką część siebie utracił. Codziennie teraz występuje rollercoaster emocjonalny, wczoraj było ok, dzisiaj jest do dupy. W końcu się to ustabilizuje, ale to jak praca w kamieniołomach. Wewnętrznie mam dużo motywacji, duże ambicje, ale są one duszone przez aktualny stan. Cenne wskazówki ode mnie to: - słuchajcie najbliższych Wam osób, bo one jako pierwsze zauważą, że coś jest nie tak - tym bardziej, jeżeli się im zwierzacie, a nawet jak tego nie robicie to znają Was na tyle, że zaczną to zauważać, - jeżeli w relacji Wasz umysł powie Wam, że aktualna sytuacja nie jest dla Was ok i, że jesteście jak lustro, które pęka za każdym razem podczas takich akcji - to jest prawidłowy sygnał i posłuchajcie go, - nie bójcie się prosić o pomoc/rady, - jeżeli widzicie, że w relacji czujecie się coraz gorzej to jest sygnał, którego nie można ignorować, - każde umniejszanie, obrażanie, poniżanie Was to jest syrena alarmowa, tym bardziej jak po pewnym czasie zaczniecie machać na to ręką, - moja złota rada - wszystkie złe sytuacje sobie zapisujcie, co usłyszeliście, czy dana chwila była dla ciebie np. upokarzająca, zapisujcie swoje odczucia i powróćcie do tych zapisków po kilku dniach, gdy emocje opadną Ja stety/niestety budziłem się wolno mimo, że miałem jasne sygnały, że coś jest nie tak. Nie potrafiłem tego zakończyć, bo osobiście bałem się tej samotności, przerażało mnie + schematy z dzieciństwa - jak się okazuje początkowo od razu odczujecie ulgę, a później zaleje ciebie najgorsze gówno, które było ci wpajane przez ten czas i twoje własne myśli z emocjami, wszystko co najgorsze po takiej relacji wylewa się właśnie w twojej głowie. Ten czas nie jest łatwy, jest w chuj ciężki, człowiek nie działa i nie funkcjonuje tak jak powinien, a każdy dzień to jak wnoszenie na nowo tego samego kamienia do góry. Aktualnie ja staram się przełamywać, wyjść na rower, spacer, odcinać się i to pomaga. Pomaga na pewno przywracanie samych złych chwil i uświadamianie sobie, że proporcjonalnie tych złych momentów było więcej niż tych dobrych. Kiedy się wycofujesz w takiej relacji to zmierzasz ku końcowi, ale to od ciebie zależy jaki ten koniec będzie, ja wybrałem dla siebie taką opcję i dzięki temu pozbyłem się tych najgorszych myśli, że mogłem coś zrobić, powiedzieć - zrobiłem to i to jeszcze bardziej uświadomiło mi, że mimo uczuć w środku, mnie to wyniszczało Z forum korzystać będę i na pewno będę zdawać relację jak mi idzie, niech to będzie swego rodzaju „pamiętnik do dobrej drogi”.
-
Na pewno tak będzie, nie mam zamiaru znowu być potraktowany jak śmieć. Dużo pracy przede mną, ale wiem, że warto - chociaż myśli są bardziej te negatywne. Spoko i to się zwalczy. Na razie chcę odpocząć od relacji i czegokolwiek z nią związaną i zająć sobie głowę samym sobą. Podzielenie się tym to jak zrzucenie dużego balastu, który był przywiązany do pleców i powolnie mnie miażdżył, dzisiaj jest drugi dzień, gdzie czuję się trochę lepiej, ale też wiem, że leki zaczynają działać. Dziękuję za kubeł zimnej wody i skopanie mi dupy, jest to potrzebne, szczególnie od osób postronnych Prawda, totalnie nic z tym nie zrobiłem, błąd na przyszłość. Będę to trenować, bo inaczej ten świat mnie pochłonie. W 50% widzę i w 50% nie widzę. Ciężko stanąć obok siebie i w taki sposób na to spojrzeć, tym bardziej jak masz przeoraną głowę. Dla osób co mają w głowie wszystko poukładane na pewno to tak działa, dla takich jak ja czy osób po jakichś przejściach niestety nie. Spada poczucie wartości i nie patrzę na to, że to nie było miejsce dla mnie itd. - tylko wpadam w spiralę myśli, które nie dają ci logicznie myśleć, tak jakbyś był na zatłoczonym dworcu, gdzie każdy drze mordę, a do tego dodaj zaciskającą się pętlę na szyi, która krzyczy to co się usłyszało. Wszystko co piszesz na pewno jest racją, że po prostu trzeba zluzować i powiedzieć "życie, stało się, idę dalej", ale wierz mi, że do łatwych to nie należy i nie na tym etapie Jestem katem sam dla siebie, ale to przejdzie, potrzeba po prostu czasu. Za rok, dwa pewnie spojrzę na to wszystko i stwierdzę to co jest tutaj napisane, ale tak jak wspomniałem - potrzeba czasu.
-
Czytałem o tej żałobie od razu jak to się zakończyło. Ogólnie to ja już szybciej wszedłem w taki etap, gdzie czułem, że to długo już nie potrwa, a swoje już usłyszałem i przyjąłem na ryj. Jakby rozmowy na sam koniec były spokojne, bez mojego emocjonalnego udziału. Początkowo odczułem ulgę, ale to głębsze cierpienie aż tak mnie nie uderzało, teraz mam taki etap gdzie mi siadło i jest próba racjonalizowania i tak jak piszesz podświadomość i mózg są moimi wrogami aktualnie. Kebaby to lubię, ale jeść Zaczynam działać, dużo kroków i tak już poczyniłem, dużo usłyszałem od rodziny, znajomych, teraz to co czytam tutaj - to pomaga. Może i nie czyta się tego dobrze, że człowiek jest słaby psychicznie i te wzorce są totalnie zmieszane z gównem, ale daje poczucie świadomości, że należy w końcu zawalczyć o siebie Przeszłości człowiek nie wybiera, ale jej wpływ na teraźniejszość jest przeogromna i z tym trzeba się pogodzić. Tak jak pisałem, na terapię czekam, aby wydobyć to całe gówno, do aktywności, hobby powrócę, a robota sama się napatoczy.
-
Kubeł zimnej wody na głowę, ale otrzeźwia konkretnie. Liczę na to, że po takim czasie będę na tyle ogarnięty, że nie będzie mnie to kusić. Dużo nauki i męki przede mną, ale kiedyś powiem sobie, że warto było się ogarnąć i zacząć żyć inaczej Były poważne plany jak ślub i dzieci, a wszystko w nadchodzącym nowym roku. Ta relacja od początku najwyraźniej była spisana na straty, bo co bym nie robił to i tak wiecznie próbowałaby przekraczać te granice, a wina byłaby wiecznie moja. Na ten moment żadnej dziewczyny, pogadać spoko, ale dopóki sam się nie ogarnę, nie wchodzę w nic nowego, nawet nie mam ochoty.
-
Nie znałem tego pojęcia, ale w sumie jakby przyjrzeć się temu bliżej to wiele rzeczy by się zgadzało, czasami miałem wrażenie, że chce abym był jak on, pod względem zachowania, pod względem ubioru szczególnie tak w pierwszym roku bycia razem, z czasem było to mniej wyczuwalne, albo ja straciłem po prostu czujność - były akcje, że ktoś w sklepie np. mówił do niej złym tonem i ona oczekiwała ode mnie, że ja powinienem coś zrobić xd poza tym, dla mnie to ona generowała problem tam gdzie go po prostu nie ma. Ja mam wyjebane czy w sklepie ktoś nie ma nastroju czy go ma, jestem tam po to, aby przyjść coś kupić i nara 😄
-
Korzystam, bo zdałem sobie sprawę, że jest u mnie jakiś problem, że pozwalam sobie na takie rzeczy i daję przekraczać swoje własne granice. Ja w porę otrzeźwiałem i się z tego cieszę, ale jak piszesz to niektórzy mają gorsze życie. Na ten moment skupiam się na sobie, ale najpierw muszę wyjść z tego stanu „uzależnienia”. To możemy sobie przybić piątkę, wszystko co z nią związane jest w koszu, zdjęcia usunięte. Motywujące jest to, że ktoś miał podobnie i wyszedł z tego i cieszy się życiem. Z punktu widzenia czasu i otwarcia umysłu to takich sytuacji było o wiele więcej, potrzeba wiecznej atencji, bo rzekomo ode mnie jej nie było - w późniejszym czasie owszem, bo się wycofałem i trochę siadło mi na bani, ale wcześniej to do granic możliwości xd Były akcje z zakładaniem Tindera, nawet lajkowaniem postów byłego na Insta czy napisanie do niego wiadomości po pijaku, gdy się pokłóciliśmy - ona mi o tym mówiła, niby wyrażała skruchę, ale to było po to, aby mi dojebać i oczywiście „pokazać, że obcy typ jest w stanie napisać jej miłe słówko” xd spermiarze z tindera szczególnie, wkurwiam się na siebie przez cały czas jak wracam do tego myślami i wyłapuję takie rzeczy. Widziałem za późno, w sumie określiłem się źle w tym tekście, na forum trafiłem po rozstaniu, aby do łba wbijać sobie, że to nie było zdrowe - kilka historii tutaj przeczytałem wraz z komentarzami. To jest też kwestia bagażu życia i jego nie przepracowania, mogłem od razu coś z tym robić to może wyłapałbym szybciej potencjalne zagrożenie i się nie wkręcił. Tak to zobaczyłem to za późno, ale lepiej późno niż wcale, znam przypadek, gdzie chłop tkwi w takiej relacji całe życie, ma dzieci i jebniętą żonę, co odcięła go od wszystkich - przykład z rodziny.
-
Takie mam plany, przynajmniej będę za jakiś czas go realizować - na ten moment najważniejsza robota i ogarnięcie finansów. Co do roboty, szukam w swoim zawodzie, ale jest średniawo. Nastawiam się już na pracę byle przetrwać, akurat roboty się nie boję, ale też nie chcę robić za najniższą krajową po 12h. Tutaj jeszcze obmyślam strategię jak łeb mi na to pozwala. Chociaż tyle, że człowiek coś widzi, ale prawda konsekwencje są słone. To o porównywaniu to słuszne, na ten moment człowiek się porównuje, także potrzebuję czasu, aby to ogarnąć. Przyznaję, że będzie ciężko się z tym pogodzić. Wierzę w to, że jak minie trochę czasu to będę miał spokojniejszy łeb, a tym bardziej jak będę normalnie pracować. Najważniejsza sprawa to ta, że wiem, że muszę nad sobą popracować, srogo - potrzeba na to czasu, ale lepiej późno niż wcale. Śmieszne, bo zawsze cierpliwość była moją mocną stroną, teraz jej mi brak, aczkolwiek wiem, że to minie (za dłuższy czas). Co do kontaktu - to go nie mam, bo zostałem poblokowany. Ostatni raz rozmowa była przeprowadzana na żywca z podkreśleniem, że to koniec - czyli ponad miesiąc temu i od tego czasu "enjoy the silence".
-
Pixzel started following Feniks by podnieść się z popiołu musi się nim stać - moja historia
-
Siema! Na wstępie zaznaczę, że możecie lać szczerą prawdę i za to Was tutaj cenię - śledziłem forum od dłuższego czasu, widziałem jakie rady dajecie i jak na to patrzycie, dobrze to wiedzieć i słuchać "obcych" ludzi, bo to jest najlepsze wiadro na łeb. Do rzeczy - nie będę opisywać wszystkiego ze szczegółami, ale postaram się streścić swoje 4 lata i jak to się dla mnie skończyło i z czym aktualnie się borykam i jak jest wspaniale. To do rzeczy - ja lat 29, moje dzieciństwo to głównie ojciec alkoholik, co poskutkowało tym, że jestem DDA, ale generalnie to dawałem sobie radę, widziałem swoje wady, uczęszczałem nawet na terapię itd. Relacje z kobietami, do skończenia technikum to prawik w sumie xd dopiero w pierwszej robocie doszło do czegoś więcej, szkoda tylko, że dałem się wciągnąć jako trzecie koło u wozu - laska miała chłopa i przyprawiała mu rogi, ostatecznie skończyło się to tak, że była basta i została sobie z tym chłopem, a ja z przeoraną psychą. Jak to powiadają "co nie zabije to cię wzmocni", no i tak też było, ogarnąłem się trochę, zmieniłem robotę, jedną potem drugą, znalazłem sobie hobby i głowa odpuściła, byłem szczęśliwy z tego gdzie jestem, co robię, że mam bardzo dobrych przyjaciół przy sobie, co chwila coś robiłem, wychodziłem itd. No i przyszedł moment, gdzie przed 2020 założyłem uwielbianą przez wszystkich apkę - Tinder. Stwierdziłem, że jestem gotowy, aby kogoś poznać, generalnie to nie jestem brzydki - mam prawie 2 metry wzrostu, jestem szczupły (sylwetka do zrobienia), zabawny, otwarty, dałbym sobie takie pewne 7/10. Poznałem tam dziewczynę, dla mnie wyższa półka, ja trochę powątpiewałem w siebie, ale flow był naprawdę dobry, dogadywaliśmy się mega dobrze. Dodam, że ona z lepiej postawionej rodziny niż ja. No i tak sobie poleciał czas i dopiero po 3mc był seks, bo ja z racji tego, że dla mnie to pierwszy raz to wiecie, nie zawsze byłem gotowy, ale ostatecznie się udało. Po tym to już poleciało jak sanki z górki, na której jest tona śniegu. Po pół roku zamieszkaliśmy razem, zderzenie trochę dwóch światów - ona na punkcie sprzątania i ogólnie całego porządku, układania rzeczy była aż nadto poprawna, ja różnie - dbałem o siebie, dookoła siebie to raz tak, a raz tak. Na początku już miałem cięższe momenty, a mianowicie - jej wyjścia na imprezy, gdzie ufałem jej, aż do momentu, w którym okazało się, że siedziała z przyjaciółką z typami, którzy później je wyzywali czy coś i wracała z płaczem w nocy. Mówię kur*a, basta "ogarnij te wyjścia, bez gadania, że masz za darmo drinki od typów" - tłumaczyła się tym, że jest ekonomiczna, bo nie musi wydawać na to hajsu xd Generalnie to ja nie zabraniałem jej wychodzić czy coś, ale po tej akcji byłem po prostu zły. Na początku trzymałem swoje granice na wodzy, serio - byłem stanowczy z wieloma rzeczami. No, ale wszystko do czasu, bo ona wciąż próbowała te granice przekraczać. No i teraz do każdego kto to będzie czytać na przyszłość, pierwsze lampki zapalają się od razu (w moim przypadku to moje zjebanie psychiczne sprawiło, że stwierdziłem, że należy walczyć o związek i o nią i zostałem) i to co podpowiada Ci intuicja to jest prawdą. Ja siedząc i analizując te 48 miesięcy zdałem sobie sprawę jak wiele sygnałów zostało przeze mnie pominiętych, bo wiecie, pierwsza poważna partnerka, bo namiętność i resztę można sobie dopowiedzieć. Dodatkowo rodzina i znajomi prawdę ci powiedzą, mnie ostrzegali, nie słuchałem. Przyszło do pierwszych kłótni - wiedziałem, że miała chłopaka, z którym była tam ze 2 lata czy więcej w związku z przerwami na krótkie relacje z innymi i do siebie wracali (chore), bo wiecznie się kłócili, bo oboje mieli "trudne charaktery", niejednokrotnie słyszałem, że to jej prawdziwa miłość, kilka razy ją gasiłem i mówiłem "to w takim razie idź do niego, jak ci źle", ale obracała to w żart. Wracając do kłótni - ona była wybuchowa, na tyle, że wpadała w taką furię, że się pakowała i chciała uciekać do swoich rodziców. Później te furie były gorsze, bo jak w nie wpadała to tak jakby wchodził w nią szatan. Pierwsza kłótnia to dla mnie szczena na dół, bo za dzieciaka wiele widziałem, ale tutaj to aż mnie zamurowało. Z natury jestem spokojny i cierpliwy więc ciężko było mnie wyprowadzić z równowagi więc przy kilku takich kłótniach zawsze uspokajałem sytuację - do czasu. No i lecimy z tematem - po kilku miesiącach właściciel mieszkania wyrzucił nas z mieszkania, które było typowo "ikea style", że był początek jesieni, studenciaki się zleciały to znaleźć cokolwiek w podobnej cenie to trzeba by było być wróżką. Ja wówczas nie zarabiałem kokosów, dodatkowo spłacałem sobie kredyt (mała kwota, nie obciążało mnie to zbytnio), a ona miała hajs od rodziców, bo się uczyła. Znalazłem mieszkanie w starszym budownictwie, dla mnie warunki ok, ale ona już w którymś momencie pocisnęła mnie, że to nie jej problem, że ja mam jakieś problemy finansowe xd gdzie powiedziałem, że nie dam rady łożyć na mieszkanie z górnej półki, gdzie jeszcze trzeba jakoś przeżyć. Ale dobra przeprowadziliśmy się, ona miała problem do mojej mamy, bo rzekomo coś powiedziała nie tak - zaczęła ją obrażać, ja akurat pod względem rodziny to jestem wyczulony i broniłem swojej mamy, która nic nie zrobiła ani nie powiedziała xd to słyszałem, że jestem mamnsynkiem, ogólnie z punktu widzenia czasu jest to poniekąd zabawne. Jej rodzice wiecznie nam pomagali "finansowo", a w zasadzie to jej, ale za każdym razem jakaś chemia na chacie czy coś to była kupowana przez jej rodzinę i było mi to wypominane, że z mojej strony nikt nam nie pomaga - no u mnie było w tym temacie ciężko, bo pochodzę z biedniejszej rodziny. W późniejszym etapie to już słyszałem, że jest mi wygodnie i nic nie doceniam. Tutaj powiedziałem, że nikt nie oczekuje tego od jej rodziny itd. ale za każdym razem było odbicie piłeczki w taki sposób, że wina była i tak moja. Z czasem kłótnie zaczęły się nasilać, bo ona na tym mieszkaniu nie czuła się dobrze. Zaczęło dochodzić do awantur o pierdoły, albo o to, że nie posprzątałem mieszkania, a awantury były tak silne, że zacząłem słyszeć teksty typu "jesteś zjebany, jesteś do niczego, bezużyteczny, tak samo spierdolony jak twoja matka" etc. Tutaj doszło także do pierwszego podniesienia ręki na mnie, tak pojawiła się przemoc fizyczna. Po pierwszym takim razie to coś we mnie zaczęło pękać, ale ja twardo trzymałem myśl, że da się to naprawić - taaa. Zaczął się po prostu rollercoaster, było super, świetnie się bawiliśmy, wychodziliśmy, nadawaliśmy na tych samych falach, a jak przyszło co do czego to ja byłem najgorszy, porównywany do byłego, im więcej słyszałem tym bardziej siadało na psychę. Raz nawet jak pojechała do koleżanki na noc, bo się pokłóciliśmy to założyła Tindera, dlaczego? Bo uważała, że ja jej nie mówię miłych rzeczy to inni będą to robić i ona chce poczuć się dobrze. Istna masakra. Kolejny etap Wam totalnie skrócę - przeprowadziliśmy się do innego miasta, ja byłem całkowicie sam, odcięty od rodziny i przyjaciół. Z rodziną kontakt utrzymywałem, ale na pewno rzadziej. Robota była zdalna więc siedziałem na chacie i tak naprawdę to czas spędzaliśmy wiecznie razem. Co 2 dni, a nawet codziennie słyszałem od niej, że nie myślę, że nie potrafię nic zrobić, w żartach rzekomo mi docinała, a ja leciałem sobie w dół. Dochodziło jak zwykle do awantur, w których leciały obraźliwe, poniżające teksty, sprawiające, że czułem się jak ludzkie gówno. Był gaslighting, wyrzucanie z domu i cisza przez kilka dni, przez tydzień, bo wszystko to moja wina, bo ja rzekomo nie starałem się już z niczym. Dostała kwiaty - rzekomo zawsze przeprosinowe xd Zrobiłem coś miłego to po pewnym czasie było jakieś "ale". Miałem problem ze sprzątaniem, ale serio się starałem, jednak słysząc ciągle, że coś jest nie tak, bo ona zrobiła by to inaczej to zaczęło mi się odechciewać wszystkiego, starać, sprzątać, gotować itd. W pracy zacząłem być jak zombie, nie miałem ochoty się rozwijać, walczyć o to, porzuciłem swoje hobby, bo całkowicie skupiłem się na niej, a do tego narobiłem sobie problemów w postaci długów - jak już teraz wiem po jestem w kontakcie ze specjalistami była to ucieczka od tych problemów, które były po prostu w domu. Na sam koniec poszedłem pracować do jej rodziców, porzucając wszystko, ryzykując wszystko i jak myślicie jak to wyszło? No świetnie, bo ostatni miesiąc czułem, że się duszę, wszystko co robiłem było nie tak, źle mówię, mam chujowe żarty, ale inni na tym samym poziomie już mają super, źle jem itp., ja zapierdzielałem po 10-12h i słyszałem później jeszcze takie rzeczy, a co tydzień awantura, bo mam zły ton, bo się czepiam, WINA zawsze była moja, nie jej. Kiedy psychicznie zaczęło się ze mnie przelewać, dodatkowo te długi, które sobie narobiłem zaczęły być jak nóż przy szyi to jej to wylałem, ale tylko połowę prawdy, a drugą połowę zataiłem (bo rozumiecie, bałem się jej o czymkolwiek mówić, bo WSZYSTKO w trakcie kłótni wykorzystywała przeciwko mnie więc i przestałem jej mówić o tym co czuję, zacząłem się wycofywać) o czym i tak się dowiedziała, bo ogarnęła, ale o to mniejsza. Stwierdziła, że znowu ją okłamałem (nawet nie pamiętam kontekstu pierwszego kłamstwa, ale ok) i to koniec - początkowo niby chciała mi jakoś pomóc, ale po czasie miałem wrażenie, że to była to trochę iluzja. Wiedziałem, że to raczej koniec, do wszystkiego zostali włączeni jej rodzice, z którymi miałem także rozmowy, ale na sam koniec to wylałem z siebie wszystko, bo i tak nie miałem nic do stracenia. W przedostatniej rozmowie usłyszałem, że ona swoje winy odpokutowała, szkoda komentować. W ostatniej rozmowie to śmiała mi się w twarz, stroiła miny i starała się wyprowadzić mnie z równowagi, bo byłem najzwyczajniej spokojny, chciałem zamknąć dla siebie temat jak najlepiej, aby później nie mieć wyrzutów sumienia. Ostatecznie jej ojciec był wszystkiego świadkiem i jak się okazało córka nie jest tak dobra jak się wydawało. PODSUMOWUJĄC To jest mega streszczenie, bo było więcej red flagów, usłyszałem nawet, że jestem tak beznadziejny, że inni muszą mi pomagać. Dałem przekroczyć swoje granice, ale myślę, że na dłuższą metę i tak zostały by przekroczone, bo później z jej strony nie było szacunku. Po zerwaniu od razu założyła Tindera, a wspólne foty, relacje usuwała "na raty" - jak to bywa człowiek śledzi te social media więc nie karajcie mnie za to. Ona mnie wszędzie poblokowała tak czy siak. Ja zaś wróciłem do domu rodzinnego, bez pracy, z długami i zjebaną psychiką. Powiem Wam szczerze, że z jednej strony czuję taką ulgę, a z drugiej strony upokorzenie, ogólnie czuję się jak wrak człowieka, nie mam motywacji ani siły - próbuję chłopaki z tego wyjść, jakoś to przerodzić w coś innego, ale jest to trudniejsze niż sądziłem. Jestem na lekach, finał tej akcji i prezent dla mnie to deprecha, stany lękowe i ataki paniki, które dokuczają mi codziennie. Jestem pod opieką specjalistów, w głębi siebie wierzę, że będzie lepiej, ale od miesiąca nie mogę znaleźć roboty, jestem na garnuszku i sam fakt, że ta relacja się skończyła mnie przytłacza na tyle, że wstając rano już jestem zmęczony. Mi klapki się otworzyły, ale będąc w takim rollercoasterze człowiek się uzależnia, teraz mój mózg próbuje idealizować tę relację, jak było dobrze, przypominają się te super chwile, wspólnie spędzony czas, a z drugiej strony spadają na mnie myśli, że rzeczywiście nie dam sobie rady, że jestem do niczego itd. Własne poczucie własnej wartości leży, samoocena leży. Cieszę się, że mam bliskich, którzy mi pomagają i chwała im za to, bo bez tego to źle bym skończył. Także jeśli to czyta ktoś to ma jakieś problemy i wewnętrznie czuje, że go to dotyka i zaczyna niszczyć to zrób krok w tył i uciekaj zanim Cię to dostatecznie zniszczy. Jestem zapisany na terapię, dopiero w przyszłym roku, ale lepiej późno niż wcale.
-
Cześć, 29 lat, na forum natrafiłem po zerwaniu zaręczyn przez moją - szukałem porad jak i otrzeźwienia umysłu po „niezbyt”zdrowej relacji ( ponad 4 lata). Świeża sprawa, bo nie minął dobrze miesiąc. Widząc sporo wsparcia z Waszej strony do innych użytkowników postanowiłem założyć konto, wejść w szeregi i także opisać swoją historię 😄