Skocz do zawartości

kwantyfikator

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia kwantyfikator

Kot

Kot (1/23)

1

Reputacja

  1. To argument przeciw obecnej strukturze i formie korporacji. Oficjalne podręczniki? Oficjalne podręczniki prezentują oficjalną wiedzę, która jest jedyną wiedzą, innej po prostu nie ma. Samolot lata, pistolet strzela, motocykl jeździ, szczepionki i leki sprawiają, że w tej części świata nie idziemy w stronę światła przy pierwszych objawach grypy, laptop... cholera wie co robi, ale działa. To wszystko dzięki oficjalnej wiedzy, która jest w oficjalnych podręcznikach. Znów argument przeciw patologiom korporacyjnym. "IARC wraz z naukowcami postanowili wnieść pozew przeciw Komisji Europejskiej" - naukowcy kształcący się na oficjalnych podręcznikach. Podoba mi się sposób manipulacji, ten serwis jest tak samo debilny jak ponad 99% wszystkich stron z newsami - podali informację o tym, że wniesiono w tej sprawie POZEW. Dalsze info na ten temat? A po co? Przecież panika już zasiana. Swoją drogą, to chyba właśnie o ten środek chemiczny toczyła się kilka lat temu batalia w sądzie, we Francji albo Hiszpanii. Chłop się tego nawdychał, doprowadziło to do jakiejś choroby i pozwał Monsanto. I wygrał. To jedna z kilku zalet UE - sądy mają teraz taką potęgę, że nie oglądają się na żadnego prawodawcę, mamy wreszcie trójpodział władzy z prawdziwego zdarzenia.
  2. @Zacny Myślę, że naturalność w zachowaniu to efekt działania podświadomości, a żeby jej automatyczne procesy mogły przejąć kontrolę, musi wpierw zadziałać świadomość, więc póki co muszę nieco aktorzyć. Masz rację, że zmieniam się pod babę, to bardziej niż pewne, ale nie jest to już tak mocno patologiczne jak przed trafieniem na to forum (a przynajmniej taką mam nadzieję). @Mirage87 Obawiam się, że do tych audycji za nic się nie przekonam, choć za jakiś czas z pewnością spróbuję, może trzeba mieć do niech odpowiedni nastrój albo mniej zbroi na sobie @Ziomisław Hahahaha, "łatwy stulejarz" to idealne podsumowanie mojej sytuacji Zdaję sobie sprawę, że nic z tego nie będzie, odkąd trafiłem na to forum, coraz mniej mam nawet ochoty na amory z tą panną, ale chciałbym się porządnie po gówniarsku zemścić. Przy okazji mój rosnący wkurw powinien wypłukać resztki jakichkolwiek pozytywnych uczuć wobec niej, co może mi pomóc lepiej niż długi odwyk. @Subiektywny Zdaję sobie z tego sprawę, jestem póki co rycerzem w lśniącej zbroi, który dopiero zauważył, że kolczuga wcale nie jest najwygodniejszym elementem garderoby. Przy okazji pragnę podziękować za Twoje wpisy na forum, screeny wielu z nich zapisałem sobie w specjalnym folderze w najlepszymi tekstami z tego forum, obyś jeszcze długo nie zaprzestał działalności
  3. Pozwolę sobie odświeżyć ten temat. 1. Czerpanie wiedzy ze strony wolna-polska.pl to błąd logiczny. Wiedzy tam nie ma. Tam są artykuły w rodzaju "Biłgorajski chłop opętany przez żyda" albo "Czy wśród imigrantów znajdują się hybrydy ludzkie i bioroboty". Serio, tą stronę przegląda się tylko w celu popłakania się ze śmiechu. 2. Co do monopolizacji produkcji żywności. Nie wątpię, że każda korporacja chce zmonopolizować swoją branżę, Monsanto nie jest wyjątkiem. Często słyszę zarzut, że Monsanto zakazuje rolnikom wykorzystywania nasion z wyhodowanych przez siebie roślin do obsiewania pól, bo jest chciwym koncernem i chce zarobić jak najwięcej. Z pewnością chce, ale nie w tym rzecz. Nawet nie wiecie co się dzieje w 4, 5 pokoleniu roślin modyfikowanych genetycznie. Uwierzcie, lepiej, żeby Monsanto sobie zarobiło. Od razu uprzedzam - to, że człowiek je te rośliny, nie oznacza, że za kilka pokoleń nasz gatunek zmutuje do jakiegoś chujwieczego. To tak nie działa. Jeśli kogoś interesują szczegóły, to polecam poczytać książki na ten temat, poprzeglądać internet (ale nie jakąś debilne strony typu wolna-polska.pl, bo można szybko zmutować w amebę po kilku artykułach z tego typu portali), a jeśli ktoś jest odporny na taką wiedzę, to polecam studia biotechnologiczne - tam naprawdę robi się badania z tej dziedziny i można obserwować w jaki sposób działa GMO na żywo.
  4. Cześć! Bez owijania w bawełnę - oto moja historia: Z pokorą i zrozumieniem przyjmuję pewną oczywistą prawdę - wciąż jestem białym rycerzem. Powoli się zmieniam, próbuję walczyć z mocno wpojonymi bzdurami, ale przede mną daleka droga. Przyczyny? Mało oryginalne - siostra mojej matki i jej rodzina mieszkają (czy mieszkały, bo już od kilku lat jestem w innym mieście) w tym samym mieście co my. Rodzina ojca - ponad 30 km dalej. Skład osobowy mojej rodziny: ja, ojciec, matka, dwie siostry. Dom rodzinny to bliźniak, przez ścianę mieszka babcia ze strony mamy. Kochana ciocia, siostra mojej mamy, ma ciapowatego męża i TRZY córki. Spotkania przy każdej okazji. Wyobraźcie to sobie: moje dwie siostry, matka, babcia, ciotka i trzy kuzynki. Jakieś pytania? Do tego mąż ciotki to niby nerwusek i trochę groźny typ, ale w rzeczywistości zwykły pantofel, do tego dobrze zarabiający i nadmiernie rozpieszczający swoje trzy małe królewny. Jedna z moich sióstr również jest typową księżniczką, druga jest wyjątkowo ogarnięta (z tych co nie korzystają z mediów społecznościowych, nie robią selfie, do tego zarabia więcej niż jej narzeczony, nie ma dla niego podejścia w stylu "zabawiaj mnie", tylko sama często wychodzi z inicjatywą jakichś wyjść czy imprez, generalnie nad nią się rozpływam), moja matka to typowa kobieta w wieku "już-bym-poszła-na-tę-emeryturę", wiecznie znerwicowana, ciągle sobie wkręca jakieś problemy, choć potrafi sobie sama znaleźć zajęcie i pasję (cała piwnica jest zawalona jej książkami, blisko 6 tys. tytułów, czyta nałogowo od najmłodszych lat). Ojciec nie przejmuje się niczym, jest oazą spokoju i cierpliwości - matka robi awanturę, on na spokojnie, na coś się uprze, on mówi swoje zdanie, ale ustępuje, ona się na niego obrazi, on wzrusza ramionami i tyle, w skrócie - częściowo ma prawidłowy sposób radzenia sobie z kobietą, choć nie jest to kompleksowe i nie mogłem przez to nigdy dostrzec prawidłowego schematu postępowania, a jestem właśnie z tych osób, które tworzą pewne logiczne schematy i związki przyczynowe, i według nich żyją. Spotkania rodzinne - prawdziwe zjazdy Amazonek. Jestem jedynym młodym samcem w tym gronie, więc indoktrynowanie mnie było proste. Zmasowany atak ze wszystkich stron zrobił swoje. Jeśli chodzi o podejście do kobiet, to nie miałem szans wyhodowania nawet namiastki jaj. Podstawówka i gimbaza są niewarte wspomnienia. Byłem pryszczatym gnojem, na dodatek okres gimnazjum to czas upowszechniających się komputerów, niektórzy mieli nawet internet, to zabiło wszelkie kontakty z innymi młodymi samcami. Po prostu nikt nie chciał wyjść z kolegami na zewnątrz, każdy miał komputer (na plus jest to, że ograniczyło to dresów-gówniarzy, wszyscy grali na kompach). Po prostu trafiłem na takie czasy, pech. Liceum to zupełnie co innego. Trafiłem na super klasę - może nie byliśmy jakoś mocno zgrani, nie potrafiliśmy zorganizować choćby wycieczki klasowej, a niektóre osoby odzywały się do innych raz w semestrze, ale było naprawdę świetnie, wyjścia z chłopakami na piwo, ciągłe żarty ze wszystkiego, część dziewczyn nie była sztywna, na dodatek kuracja antybiotykami wreszcie przyniosła rezultaty i przestałem świecić syfami na mordzie (co prawda pozostały blizny dzięki kretyńskim radom moich rodziców, więc sukces połowiczny, ale zawsze), słowem - było zajebiście. Do tego w trzeciej klasie miałem dziewczynę! Panowie, żebyście wiedzieli co to się działo w mojej głowie. Panna rok młodsza, wtedy 8/10 dla mnie, choć teraz stwierdzam, że była max 6/10, a jak ją ostatnio spotkałem, to fast food zmienił ją w 3/10, ale to było nieistotne, bo nagrzany byłem na nią odkąd się poznaliśmy (niecały rok wcześniej). Na dodatek byłem, i w sumie wciąż trochę jestem, chorobliwie nieśmiały w stosunkach z kobietami, to ona pierwsza zainicjowała kontakt i w zasadzie pchała tę relację, choć zbieg przypadków sprawił, że zachowywałem się tak jak doktryna Braci przykazuje (byłem tak nieśmiały, że bałem się okazać uczuć, żeby się nie narzucać; debilizm, ale na krótką metę coś z tego było) i dzięki temu to ona o mnie zabiegała, a ja sprawiałem wrażenie kontrolującego sytuację. Wszystko świetnie, byłem na haju emocjonalnym, zacząłem to okazywać, chciałem się z nią spotykać, napakowany romantycznymi bzdurami gotów byłem nosić ją na rękach, rzucić jej pod nogi cały świat i tylko modlić się o jeden jej uśmiech. Poważnie, byłem aż tak żałosny. Zależało mi oczywiście na ostrym zerżnięciu jej świętej osoby, ale ekscytowałem się samą jej obecnością i możliwością potrzymania jej za rękę. Jak jakaś parodia buddyjskiego mnicha. Tak więc odsłoniłem się przed nią, okazałem uczucia, zrobiłem wszystko to, czego nie robiłem do momentu pierwszego pocałunku (tak w ogóle to było moje pierwsze badanie czyichś migdałków; ostatnie w sumie też było z nią, ale o tym dalej). Co było dalej? A co mogło być? Zerwała ze mną po około trzech tygodniach Na dodatek powiedziała mi, że zrobiłem to, co jest podstawowym błędem wytykanym na tym forum - "zmieniłeś się, nie jesteś taki jak na początku, nie chcę cię skrzywdzić, za bardzo się zaangażowałeś". Z perspektywy czasu jestem jej za to bardzo wdzięczny, ale wtedy zostałem zmasakrowany, ciężko mi stwierdzić ile się z niej leczyłem, było to już dawno temu, ale z pewnością przynajmniej ze dwa lata. Jakoś dotrwałem do końca liceum, maturę napisałem, poszedłem na studia do innego miasta. Studia to nie był czas imprez i beztroskiego życia. Zbyt mała pewność siebie, białorycerstwo w głowie, blizny na twarzy, do tego w pierwszym semestrze dorzuciłem nową bliznę na policzku (wynik pijackiej burdy), generalnie kobiety to był dla mnie niezrozumiały i tajemniczy gatunek. I tu paradoks, jeśli panna mi się nie podobała, nie śniła mi się po nocy wspólna z nią przyszłość, to potrafiłem traktować ją jak kumpla, jak każdego normalnego, obojętnego mi człowieka. Lampka w głowie delikatnie się zapaliła, bo wiele z tych dziewczyn na mnie leciało, ale ze względu na wyżej wspomnianą nieśmiałość i brak pewności siebie nie dopuszczałem do siebie myśli, że oczywiste sygnały tymi sygnałami są. Przy kobietach, które mi się podobały, zachowywałem się inaczej, niby też trzymałem nerwy na wodzy i starałem się nie dać po sobie poznać co i jak, ale to nie było to samo, to było udawane, a kochane samiczki doskonale to wyczuwały. Tak więc studia upłynęły mi pod hasłem "stuleja mocno", parcie na szkło było, gdyż poza gówniarskim lizaniem z pierwszą (i jedyną) panną w czasach liceum, do niczego nie udało mi się w tej kwestii ruszyć. Zabawne jest to, że smv mam dość wysokie, poza bliznami po trądziku i chlaniu (na które panny nie zwracają uwagi, to tak dla informacji Braci, którzy mają podobny problem), jestem nawet atrakcyjnym facetem (tak przynajmniej twierdzą koleżanki, osobiście jestem bardzo zakompleksiony), trenuję na siłowni (podobno sylwetka fitnessowa i tylko schrupać, ale w skutek wpływu mediów mam wrażenie, że wyglądam jak każdy przeciętny człowiek), do tego MMA (na marginesie - pewności siebie to nie daje żadnej), skończyłem dobre studia, praca co prawda taka sobie, ale potencjalnie perspektywy są (jestem zbyt leniwy, nawet kop w dupsko od życia niewiele mi pomaga, brakuje mi dyscypliny). Studia skończone w 2015, panien w życiu brak, choć koleżanek mam od groma, mam poczucie humoru, które jest żałosne dla innych facetów, ale jest uwielbiane przez kobiety (chociaż tyle z rodzinnych obiadków). Życie toczyło się jak kulka gówna popychana przez żuka gnojowego, aż tu nagle nadszedł kwiecień roku 2016. Odnowiłem kontakt z koleżanką z liceum, tak jakoś się zgadało. Dobra szprycha, poza tym mój typ urody, miałem i wciąż mam na nią chrapkę, bardzo zadbana, do tego oczytana, z zainteresowaniami (takimi, przy których moje ukochane MMA jest kupą), ciągle zabiegana, bo zajęć dodatkowych od groma, z dobrą pracą, krótko mówiąc - panna, przy której moje białorycerstwo jest białe niczym Europa marzeń neonazistów. Co więc zrobiłem? Zostałem sfriendzonowany. Ach, jakie to wspaniałe uczucie. Dajesz sobie odrąbać ręce i nogi, a w zamian dostajesz miły uśmiech i poklepanie po głowie. Któż z Braci nie zna tej mieszaniny frustracji z ekscytacją? Dziewczyna, nazwijmy ją Agnieszka, pod koniec września została rzucona przez swojego chłopaka. Płacz, krzyk, tragedia, to była jej wielka miłość, jak on mógł, ona już nigdy więcej nie poczuje takiej miłości. Pomijając fakt, że byłem w strefie przyjaźni, zrobiło mi się jej po ludzku szkoda, bo autentycznie cierpiała. Nie wdając się w szczegóły, zacząłem popełniać błąd za błędem, byłem na każde skinienie, pocieszałem, słuchałem, zachwycałem się jej smutnymi piosenkami, full opcja. Nie pamiętam kiedy i jak trafiłem na to forum. Przypadek, zrządzenie losu, wierzcie w co chcecie. Chcę tylko szczerze podziękować wszystkim jego użytkownikom. Oczy zaczęły mi się otwierać, powoli, ale z każdym dniem widzę coraz więcej. Moje zauroczenie wobec Agnieszki zostało ostudzone, zaczynam wyłapywać swoje białorycerskie zachowania i staram się przestać być taką ofiarą. Wróćmy jednak do historii, bo to nie koniec. Agnieszka chyba po dziś dzień nie jest w stanie zapomnieć o swoim byłym, chociaż często chodzi na randki z jakimiś typami, których później obsmarowuje przy spotkaniach ze mną. Sami biali rycerze, więc nic dziwnego, że nic z tego nie wychodzi, znam osobiście jej byłego i facet zawiesił poprzeczkę wysoko, na zawołanie potrafił jej zrobić z emocji koktajl, więc nie dziwią mnie teksty, że ona nigdy się w nikim nie zakocha. Dzięki temu forum zacząłem jednak nabijać punkty w relacji z nią. Tutaj uprzedzę falę komentarzy - tak, zależy mi na niej, zakręciła mi w głowie, tak, zmieniam się, by jej zaimponować i moje zachowanie faktycznie może być w dużej części na pokaz, ale zdaję sobie z tego sprawę, prawdopodobnie nigdy nie będę w stanie całkowicie się zmienić, zbyt długo byłem otoczony przez kobiecą rodzinę i jestem gotów na konsekwencje, które prawdopodobnie z tego wynikną. Jednak nie zamierzam tworzyć z nią żadnej relacji, o czym dalej, mogę cierpieć, ale nie pozwolę sobą pomiatać. Powinienem to zakończyć? Jasne, ale wciąż jestem zbyt grzeczny, wciąż mimo wszystko coś do niej czuję, dlatego mam pewien plan, który za chwilę przedstawię. Moment przebudzenia. Pieprzyła mi klasyczne bzdury o tym jakie to matoły do niej podbijają. Zaproponowałem, że przecież mogłaby się umówić ze mną na randkę, jestem wolny i świetnie się dogadujemy. Jedno zdanie wystarczyło, by ostatecznie utwierdzić mnie w przekonaniu, że Marek i całe to forum są światłem prawdy w tym gównianym świecie - "Nie, nie, mój drogi, nie mogę iść na łatwiznę". Łatwiznę? ŁATWIZNĘ?! Trzymajcie mnie, bo coś rozpierdolę! Wkurw, który wtedy poczułem wciąż do mnie wraca ilekroć przypomnę sobie te słowa. Zapragnąłem zemsty. Uczucie zakochania i paląca żądza zemsty to naprawdę niezła mieszanka, naprawdę daje kopa. Nie jestem już na każde zawołanie, Agnieszka powoli przyzwyczaja się do danej sytuacji. Tydzień do Bożego Narodzenia, Agnieszka pisze sms czy możemy porozmawiać przez telefon. Jasne, jutro o 16 czy 19? O 16 ma pilates, o 18 idzie na kawę z koleżanką, nie wie ile się jej zejdzie. Spoko, w takim razie niech dzwoni po 21, wcześniej nie mogę. Shit test. Dzwoni tego samego dnia, kilka godzin później. Nie mogę dziś rozmawiać, porozmawiamy jutro. Pewnie był foch, mam ochotę zadzwonić, ale się pilnuję. Kolejny dzień. Znów shit test, dzwoni chwilę po 20. Nie odbieram, nic nie piszę, trzymam się twardo. 21 - nic. 21.30 - nic. Czuję lekki niepokój (bądź co bądź hormony wciąż we mnie działają). Chwilę przed 22 dzwoni. Jest niezadowolona, urwała się szybko ze spotkania z koleżanką, żeby do mnie wcześniej zadzwonić. Odpowiadam, że umawialiśmy się na kontakt po 21. Najlepsza rozmowa jaką mieliśmy. Prawie godzinę (wiem, powinienem był zakończyć po kilkunastu minutach). Była milutka, próbowała troszkę flirtować, rzuciła nieco shit testów, które pozbijałem i na koniec najlepsze - to ja powiedziałem, że kończymy, po raz pierwszy odkąd mamy kontakt. Następnego dnia pytała co jest nie tak, co się stało, czy ona zrobiła coś nie tak i jak to może naprawić, bo bardzo jej na mnie zależy. O nie, moja droga, nie ze mną te numery. Odpisuję, że nic się nie stało i nie wiem o co jej chodzi. Zaczęła badać czy nadal jestem w jej friendzone i czy dalej może mnie rozgrywać. Skarbie, nie ze mną te numery, dostrzegam już schemat i wiem co mam robić, zbijam wszystko i sam pakuję ją do friendzone. Sięgnęła po broń ostateczną - foch. Po dwóch dniach napisałem czy gdzieś wychodzimy. Zero odpowiedzi. Okej, nic na siłę. Minęło sześć dni, zero kontaktu z mojej strony, chociaż korciło. Nagle ona dzwoni. Odrzucam, sms, że zadzwonię wieczorem. W końcu Święta. Dzwonię po 20, odbiera po pierwszym sygnale. Co tam? Zaczyna mnie opieprzać, że się nie odzywam, co ze mnie za przyjaciel. Opierdzieliłem od góry do dołu, że napisałem, a to ona zignorowała. Tłumaczenia, że napisałem to w inny sposób niż zazwyczaj, jakby agresywnie (kulturalnie spytałem czy gdzieś dzisiaj wychodzimy, ale okej) i jej się to nie spodobało. Niechże mi jaśnie pani wybaczy, a teraz skończ pitolić i do rzeczy. Panna zdezorientowana, rozłączyła się. Do cholery, przesadziłem. Ale nie, następnego dnia dzwoni i mówi, że jakiś matoł zaprosił ją na Sylwestra i jest taki och, ach, a ja mam z nią jechać na zakupy, bo ona musi się jak najlepiej przed nim prezentować. Wyśmiałem ją. Matoł jednak nie był doskonały, sylwestrowa zabawa mu nie pomogła, a ja w nowym roku rozgrywam ją jak chcę. Mam tylko jeden problem - jak dawkować brak zainteresowania? Wiadomo, że kiedyś może jej się to znudzić i stwierdzi, że nic z tego. Kiedy pójść dalej, kiedy mogę łaskawie okazać nieco zainteresowania? Chcę jej zawrócić w głowie tak jak ona mi zawróciła i dać jej to co ona dała mi - nic. Wiem, że robię to wszystko pod kobietę, a nie dla siebie, ale jak już wspominałem, lata życia w kobiecym gronie ryją głowę dość mocno. Tworzyłem tego posta już jakiś czas temu, ale wyskoczył błąd, myślałem, że wszystko stracone, a tu jednak zachowało się w całości Tak więc mały update: Lamus ze mnie konkretny, po trochu wracają stare nawyki, oblałem trochę testów, generalnie jest teraz takie przeciąganie liny kto kogo we friendzone weźmie. Znów zaczęła mi gadać o tym jej byłym. Z drugiej strony słyszę pierdoły w stylu: "Przez ciebie nigdy nie znajdę chłopaka, z nikim innym nie rozmawia mi się tak dobrze jak z tobą" albo "jakie ty masz umięśnione ramiona, wyślij mi swoje zdjęcie bez koszulki" - z tym zdjęciem to jakieś jaja, próbowała mnie wziąć pod włos wysyłając zdjęcia z fejsa swoich kolegów, którzy wrzucają swoje roznegliżowane zdjęcia i pisać jakie to ciacha i w ogóle. Tutaj nie musiałem się wysilać, mam już skrzywienie na tym punkcie i kazałem jej podpytać ich jaką dietę stosują, jakie treningi mają itp. Generalnie masakra, próbuje mi robić sieczkę z mózgu. Żądza zemsty przesłania mi wszystko. Zgadzam się, że lepiej dla mnie byłoby odpuścić i po prostu ją olać, ale nie potrafię, chcę się na niej zemścić, chcę by nauczyła się doceniać to co dają jej inni ludzie. Może dzięki temu nie skrzywdzi miłego faceta, gdy jakiś bad boy znów kopnie ją w dupę zaraz po tym jak wyjmie z niej kutasa. Prostactwo i próba walki z jej naturą, ale uparty ze mnie prostak. PS. Dziękuję wszystkim Braciom tworzącym to forum, bez was wciąż byłbym lamusem bez godności, a ten nieco rozległy tekst nigdy by nie powstał. Uprzedzając pytania - nie słucham audycji Marka. Wybacz, Mistrzu, ale po prostu irytuje mnie Twój głos i sposób mówienia, może to też efekt programowania przez kobiety w rodzinie Natomiast felietony wręcz pochłaniam, masz świetny styl pisania, w lutym mam zamiar zamówić w końcu Twoje książki (przez najbliższe 2 tygodnie mam ostry zapierdziel, a raczej się nie powstrzymam przed ich przeczytaniem, jeśli już je będę miał). Wiem, że może to pachnieć trollem, z jednej strony niby dostrzegam posiadane przeze mnie zalety, a z drugiej je neguję, ale to po prostu brak synchronizacji między świadomym a podświadomym postrzeganiem siebie. Trochę jak kobieta, ale po spędzeniu większości życia w kobiecym towarzystwie mogę być śmiało uważany za kobietę, której przypadkowo dołączono jaja. Dodatkowo piszę trochę chaotycznie, ale to już kompletnie nieświadome, proszę o wybaczenie tego spaczenia.
  5. Czołem, Panowie! Już od kilku tygodni przeglądam to forum i staram się wcielać Wasze rady w życie, ale dopiero dziś stwierdziłem, że bez aktywnego uczestnictwa moja przemiana i samorozwój mogą się rozpaść w każdym momencie. Poczucie wspólnoty to potężna siła
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.