Skocz do zawartości

self-aware

Starszy Użytkownik
  • Postów

    3586
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    2
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez self-aware

  1. Sam nie wiem. To któraś z kolei wypowiedź, że to siedzi w podświadomości. Może faktycznie coś w tym jest. Tylko jak to się ma do tego, że moralnie czuję obojętność? Nie powinno mnie to teoretycznie ruszać, w sensie to co zrobiła. Nawet się zastanowiłem po przeczytaniu Twojej wypowiedzi nad aspektem moralności, w sensie kiedyś byłem moralistą totalnym, w sumie nie aż tak dawno bo jeszcze kilka lat temu. To z czasem kompletnie wyparowało. I tak sobie rozkminiam ten proces w głowie teraz, jak to przebiegało i wychodzi mi na to, że: Zaczęło się chyba to dziać mniej więcej od przybycia na forum czyli z 4 lata temu. Naczytałem się tutaj mnóstwa historii o zdradach i kobietach ogółem a w związku z tym zacząłem patrzeć na rzeczy w życiu nieco inaczej plus doszukiwać się pewnych schematów. Zacząłem wyliczać rodziny i znajomych, u których jest dobrze i okazało się, że prawie nigdzie nie jest. Tata zdradzał mamę (to specyficzny przypadek, ale jednak), moja siostra była w wielu związkach i zdradzona została w każdym. Żona najlepszego kumpla chciała mi wskoczyć do wyra. Wśród znajomych zdrady. Wśród rodziny zdrady. Dziadek też ładnie w chuja babcię robił. Gdy byłem w związku lata temu to moją babę też ktoś ruchał. W mojej pracy, nie licząc relacji z tą kobietą, w miarę upływu czasu dowiadywałem się o różnych akcjach (trochę nas tam osób pracowało). W międzyczasie był jeszcze ten temat o mężatkach na forum. Itd, itp. I w sumie nie pamiętam momentu, w którym to przeskoczyło ale kiedyś wyraźnie byłem moralistą a pewnego dnia już po prostu machałem ręką i zostało to do dzisiaj. Gdy kumpel mówi, że został zdradzony nie pytam już nawet o szczegóły, mówię jedynie "bywa...". Jestem niewzruszony i nie wiem czy da się to jeszcze zmienić, przecież nie będę sobie na siłę wkręcał jakichś wielkich emocji współczucia. Mówię jedynie o jej stosunku do samego mnie. Z punktu widzenia innych to wiem jaki jest odbiór. Ale życzliwa relacja była na długo przed tym wszystkim zatem raczej nie dorobiłem sobie niczego. Na pewno nie. Jeśli chodzi tylko i wyłącznie o wyrzucenie z głowy pewnych informacji to ja się właśnie iluzji pozbyłem. Tak, zdążyłem już zauważyć. Być może jest tak jak mówisz i tylko mi się wydaje, że to nie tak jest w podświadomości i wyjdzie mi to z czasem. Nie no, aż tak kwieciście to na to nie patrzę Zdecydowanie nie. Nie zamierzam się oszukiwać, przecież nie przyszedłem tutaj po to aby mnie klepano po plecach. Szukam odpowiedzi, być może już je w tym temacie znalazłem. Oczywiście, że mam. Ja nie napisałem nigdzie, że jestem cudownie ozdrowiony i wszystko w życiu się zmieniło bo miałem seks. Dzięki za wpis i powodzenia również.
  2. Co masz na myśli pisząc, że używam ludzi? Rozmyślałem sobie, że jeżeli przez kilka miesięcy nic nie dadzą mi te działania to prawdopodobnie wtedy poszukam kogoś bo nie będę już miał pomysłu co dalej. Byłem kiedyś u psychologa i nie powiem, jestem zrażony. To był moim zdaniem śmiech na sali. Kiedyś analizowałem skrupulatnie swój pracoholizm biorąc pod uwagę elementy z dzieciństwa i ogólnie moje życie i moje wnioski to: - Mega nadopiekuńcza mama, która trzymała mnie w ochronnej powłoce. Przez to pod kątem zaradności już jako młody chłopak byłem trochę "łajzą". Z wiekiem zacząłem to nadrabiać i chciałbym umieć sam sobie ze wszystkim poradzić. - Zawsze ja oraz moja rodzina uważaliśmy, że niewiele ze mnie będzie. Jakiś tam kopacz rowów. To pokłosie tego co napisałem powyżej plus gównianych ocen w szkole i braku zajawki na coś innego niż gry komputerowe. W szkole również słyszałem od nauczycieli, że ze mnie nic nie będzie. Zawsze byłem też nieśmiały i wolałem dostać pałę niż spróbować chociaż odpowiedzieć na pytanie nauczycielki. Wiedziałem, że nieogar ze mnie ale u mamci było tak wygodnie, że nawet nie bardzo chciało mi się coś z tym robić (mówimy o czasach gimnazjum np). Dzieciństwo miało trwać wiecznie. - Pewnego dnia podczas jakiejś rozmowy (nie pamiętam dokładnie jakiej) z tatą rozkminialiśmy coś i miałem coś tam zrobić, tata powiedział coś w stylu "no kto jak kto ale Ty to nie dasz rady". Uczucie pamiętam do dzisiaj. Na mojej twarzy wyraziła się natychmiastowa bezradność a tata to szybko zauważył i powiedział, że przecież to taki żart (ale to zdanie nie wyskoczyło mu przypadkiem). Żeby było jasne, tatę mam ogólnie bardzo spoko. Ten jeden raz nie pykło plus miał prawo myśleć, że ze mnie wiele nie będzie. - Gdy zdawałem prawo jazdy i udało się za pierwszym to zadzwoniłem do instruktora i on mi na to zadowolony, ale też zdziwiony, że nie sądził że się uda. Był cholerykiem i popełniłem kilka małych błędów podczas jazd i trochę darł ryja i nie wierzył, że zdam. Potem z siostrą rozmawiałem i ona mi na to, że nie sądzili, że mi się uda za pierwszym. - Ogólnie kiepska sytuacja finansowa w domu. - Kiepski nastrój na myśl, że mam tyrać do 65 roku życia a potem otrzymać nędzną emeryturę (jeśli w ogóle). - Pierwsza praca, która była kopaniem rowów i dała mi szybko do zrozumienia, że ja bardzo nie chcę tak przez następne 45 lat. Te wszystkie elementy sprawiły, że za wszelką cenę chcę pokazać nie tylko innym ale przede wszystkim sobie samemu, że potrafię być zaradny finansowo w dzisiejszym świecie. Perfekcjonizm mnie trochę niszczy bo boję się coś spierdolić. Jaka wizja stoi za tym? Hmm... po prostu bezpieczeństwo finansowe. Chcę kłaść się spać i czuć, że kasy nie brakuje. Chcę mieć na usługi wszelakie (medyczne itp). Chciałbym móc np. nie pracować 8h dziennie ale jednak mieć jakieś inne możliwości. Chciałbym wiedzieć, że w każdej chwili mogę bez przeszkód rzucić daną pracę. Chciałbym kiedyś mieć swoje mieszkanie (ale nic niewiadomo jakiego). Chciałbym poczuć tą satysfakcję, że udało mi się osiągnąć sukces finansowy mimo tak chujowych fundamentów, jakie powstały w przeszłości. Nie ma tu marzeń o jakichś wielkich domach, drogich autach i wakacjach na Kanary. Właściwie to o takich rzeczach w ogóle nie myślę i nie sądzę abym kiedykolwiek tego potrzebował. Nic takiego nie nastąpiło, dopowiedziałeś sobie. Tak, to jest dla mnie dość ciekawe. Ogółem stwierdzam, że samo to ciepło kobiece było dla mnie więcej warte niż seks. Ciekawym jest fakt, że ja jeszcze całkiem niedawno bym bardzo to potępił. Nie miałem tutaj okresu przejściowego. Chyba temat o mężatkach kiedyś to zmienił. Sam broniłem tam racji, że nie wolno tykać ale już wtedy czułem, że sam nie byłem do końca pewien. Przyszedł życiowy sprawdzian i wybrałem jak wybrałem. Nie napracowałem bo potrzebowałem Ci zadać to pytanie aby być pewnym tego co chcesz przekazać. Moje wypalenie wygląda inaczej niż Twoje. Ty mówisz po prostu o seksie, irytuje Cię kiedy baba nie chce Ci dać tyłka i rozumiem to natomiast w moim przypadku to sytuacja jest inna. Tu nie chodzi już o żadne dawanie dupki. Mało tego, nie mam na to nawet ochoty z nią na ten moment. Już bez przesady, że wszystko i że wystarczyło zamoczyć. Generalnie czuję, że to nie jest do końca do rozkminienia. Po prostu... Przecież nie znajdę w sobie 100% odpowiedzi i nie usłyszę w głowie "bingo". Po prostu się skończyło. Po przemyśleniu zgodzę się z punktami 1 i 3 odnośnie mojej osoby. I częściowo z 2. Nie szukam. Wręcz przeciwnie. Miałem nadopiekuńcza matkę i wiem jakie konsekwencje tego poniosłem (i ponoszę) w życiu. Dostaję kurwicy jak ktoś mi matkuje. Tak jak napisałem powyżej. Daję sobie jakieś 3-4 miesiące i jeśli nie będzie poprawy to zacznę kogoś szukać. Nie napisałem w tym temacie nic co świadczyłoby o tym, że jestem ofiarą i chcę klepania po plecach. I daleko mi do zadowolenia. Chciałem spojrzenia osób trzecich i je dostałem. Krytykować można a nawet trzeba, w końcu po to jest forum. Nie jestem taki głupi, tworząc ten temat wiedziałem co tu będzie się działo. Łatwo się mówi, ale ogółem rozumiem. Nie, była wcześniej po prostu fajną kumpelą. Natomiast jeśli to miałoby dalej być emocjonalne tak jak obecnie oczywiście nie chcę tej relacji dłużej. Dla mnie męka i dla niej też na dłuższą metę. Spoko. Po prostu, że zwykli ludzie mają swoje życia i radzą sobie. Wcześniej nie chciałem np. widzieć par, w których facet i kobieta są równi wzrostem. W sensie, tak być nie może, ona nie mogłaby go wybrać i tak dalej. A jeśli tak to na 100% forsa. Ja nie twierdzę, że SMV się nie liczy bo liczy się i to mocno. Duże SMV robi często całą robotę. Nie zmienia to jednak faktu, że myślenie blackpillowe to totalny rak dla mózgu i prawdziwe życie nie wygląda w taki sposób. Będąc zwykłym kolesiem można całkiem dużo zrobić w życiu i nie mowię tu tylko o relacjach z ludźmi. I owszem, ludzie brzydcy mają lipę. A tu btw wspomnę, że poszedłem sobie na dyskę i celowo przyglądałem się brzydkim kobietom. Na forum nie raz czytałem, że nawet laski 2/10 mają takie eldorado. To bzdura, że one sobie tak cudownie przebierają w facetach. Brzydkie kobiety mają przesrane. Najczęściej albo nie podchodzi do nich nikt albo totalnie pijani, lepcy, obrzydliwi kolesie.
  3. Dzisiaj uwalnianie było inne niż zwykle. Trwać miało 15 minut ale wyczekałem w tym jeszcze chwilę także finalnie około 20. Odczuwałem bardzo silne emocje, na początku standardowo mocny ścisk w żołądku. W miarę upływu minut poczułem jak drętwieje mi trochę ramię, potem drugie... Nagle również dłoń, trochę kark i nogi. Praktycznie całe ciało dziwnie mrowiło, drżało, stało się napięte. W żołądku miałem nie tylko ten ścisk ale takie uczucie jakby pełno małych igiełek mnie kłuło. W pewnym momencie aż zaczęło mnie telepać. W końcu przestałem i powoli się uspokoiłem. To było bardzo dziwne doświadczenie, nigdy nie poczułem czegoś podobnego. Jestem wdzięczny za: - Przede wszystkim powyższe doświadczenie... bardzo dziwne. - Temat w rezerwacie, który założyłem. Wyłuskałem tam kilka odpowiedzi. - Wczorajszy trening, krótki ale zawsze. Wybaczam sobie: - Doprowadzenie się do mega zmienności humoru, huśtawki emocjonalnej. - Że nie chcę wbijać sobie poczucia winy względem tej kobiety, gdy oznajmię jej już, że znajomość musimy zakończyć. Mój wewnętrzny ból nie ukoi jej ani nie pomoże mi, jest więc niepotrzebny.
  4. I może być tak jak mówisz... natomiast teraz raczej nie zmieniłoby to już nic gdyby stała się bardziej niedostępna. Już chyba po ptakach. I wydaje mi się, bo to w sumie w tym jest istota tematu, że gdyby ona nikogo nie miała to skończyłoby się to tak samo. I to mnie chyba najbardziej boli. Kiedyś, bardzo dawno temu już miałem relację, w której takie wypalenie nastąpiło. Nic się nie dało zrobić, pozostała jedynie frustracja. Zastanawiam się czasem jak to jest, że niektórzy ludzie są ze sobą np. 10 lat i jest całkiem ok. Ja z tego typu uczuciami sobie tego nie wyobrażam. Miałem jeden bardzo trudny tydzień (nie będę tu już opisywał o co chodzi bo kompletnie inny wątek) i chociaż nie chciałem niczego okazywać to nie umiałem tego ukryć i ta jej temperaturka nie spadła Zatem nie zadziała to tak zawsze, bez względu na wszystko. A pieniądze też oferowała mi się pożyczyć, aczkolwiek zgadzam się, że to zdecydowana rzadkość.
  5. Jestem przeciętny, nie poniżej. Jak ogarnę dupę to nawet wyglądam nieźle. Ja sobie wmawiałem bardzo wiele złego na swój temat porównując się do czadów. Bardzo wiele. Może byłem jednym z najwięcej wmawiających sobie tutaj ludzi. O tym, że jej się podobam świadczą reakcje. Tu nie ma czego opisywać bo to się widzi/czuje. Kiedyś jak miałem mniej niż 20 lat to szło mi z kobietkami nienajgorzej wcale. Prawdą jest jedynie to, że przespałem lata 20-30 z kobietami bo przez część tego okresu nie robiłem nic a potem jak robiłem to już z przeoranym łbem. W czasie relacji z tą kobietą znajomi mówili mi, że jestem jakiś promienny i inny. I to jest bzdura, że tylko laski podejmują decyzję. Właśnie jedna z forumowych bzdur. Jeśli kobieta leci na Ciebie a Ty na nią nie to Ty podejmiesz decyzję, że nie. Ona nie będzie miała nic do gadania. Co do ostatniego zdania no to ziom, proszę Cię Oczywiście, że się zabezpieczałem. Nawet dla beki pytałem jej co sądzi o seksie bez gumy to kategorycznie mi zabroniła. I dla niej i dla mnie dziecko z naszego seksu to byłby dramat ale nie będę wchodził już w szczegóły bo to w ogóle odbiega od tematu. Tak, to jedna z najgorszych rzeczy jaka spotkała mnie w życiu. Nie ma znaczenia ile jest w nim prawdy, nie daje kompletnie nic. Jest jak papierosy, tylko negatywny. Mam nadzieję, że już nigdy nie napiszę nic podobnego. Nawet nie wszedłem w tamtem temat i nie chcę tego robić ani tego czytać. Nie wiem ale wiem, że bez pieniędzy nie żyje się lekko. Bez względu na to czy one dadzą mi szczęście czy nie to lepiej je mieć. Poza tym dopiero zacząłem tamten temat, będę się powoli starał przechodzić przez wiele wątków mojej psychiki. Dlatego zacząłem praktykowanie wybaczania i wdzięczności. Zobaczymy gdzie mnie to zaprowadzi. Uwalnianie to jedno... staram się tym emocjom najpierw przyjrzeć i analizować dlaczego coś czuję. Może być tak, że będę starał się uwolnić (jeśli się da) nie tylko poczucie braku czegoś ale również poczucie potrzeby. Wiem o tym, że nie da się nie czuć nic. Nie wiem gdzie mnie to uwalnianie zaprowadzi, nie wiem W jakim sensie zbudować odpowiednią relację? Spodziewałem się, że będzie grubo w kontekście pojechania po mnie, natomiast szczerze to byłem zdziwiony tymi postami, że takim postem zniszczyłem tutaj swój wizerunek itd. Przecież na takim forum liczy się szczerość, inaczej te wszystkie rozkminy nie mają żadnego sensu. To jednak też ciekawa informacja w sumie, ciekawe ile osób tutaj ściemnia lub ukrywa w swoich historiach pewne rzeczy tylko po to aby lepiej wypaść. Mam teraz coś udawać tylko dlatego bo mam długi staż i sporo postów/plusów? Nonsens. O to się nie bój. Czytanie tego wątku nie jest dla mnie przyjemnością, uwierz mi Niby jak? To raczej koniec. Po prostu. Szczerze mówiąc to w czasie naszej relacji ja nawet nie rozkminiałem tego, że ma faceta. Tak jakby nie istniał, po prostu. Emocjonalnie nic. Nie miałem poczucia żadnej wygranej nad nim jak to niektórzy, gdy uprawiają z czyjąś kobietą seks, nie miałem poczucia żadnej porażki. Jeśli już był chwilowo jego temat to z mojej strony normalnie, bez emocji. Nie patrzyłem na nią przez pryzmat kobiety w związku.
  6. Też nie wiem ale chcę spróbować Zobaczymy jak to wpłynie na samopoczucie w przeciągu tygodnia czy dwóch. Dostrzegam dużo takich rzeczy, które wypierałem wcześniej. Cieszy mnie to. Nie o to chodzi. Ja Cię rozumiem... ale to nie o to kaman, że ja nie chcę dać sobie prawa do wkurwiania się i tak dalej. Chodzi o to, że nie chcę czuć w sobie nienawiści do pewnych rzeczy, złości, chorobliwej zazdrości. To nie pomaga a tylko szkodzi. Nie zgadzam się ale zobaczymy
  7. Nie wybrałem żadnej drogi wzrostu, to tylko był przykład na to, że doszło do mnie, że życie nie jest takie jak opisuje to analconda. Nie wejdzie w związek. Od początku nie miało go być. Ogólnie napisałeś wartościowy post i dzięki za to ale zupełnie nie prosiłem o to, wykroczyłeś daleko poza mój temat i nie chcę rozwijać tu nowych wątków. Głowa idzie do przodu w dobrym kierunku Niestety nie znam Spadaj Zastanawiałem się właśnie nad tym czy to nie efekt tego, że po prostu spędzałem z nią zbyt wiele czasu. Już jeden kolega wyżej też to sugerował. Za mało przestrzeni. Dla mnie post nie jest kompromitujący. Przecież ja Was nie znam i nigdy nie poznam na żywo. O jaki ja tu wizerunek mam niby walczyć? Jest problem i opisuję go mega szczerze, w innym wypadku po cholerę miałbym w ogóle pisać? Mogliśmy czy nie to ja nie chciałem. Nie chcę wchodzić w związek bo mam ważniejsze priorytety w życiu. Mogłbym ale to nie ma żadnego sensu. Dlaczego? Ponieważ wiele razy miała rozkminki moralne (i ja nie mówię o jej słowach) Tylko po co mam to pisać jak i tak wiesz, że nikt w to nie uwierzy? Przecież wiesz to. Wiesz jaka byłaby reakcja gdybym zaczął to opisywać. To jej of kors absolutnie nie tłumaczy, po prostu odpisałem na Twoje pytanie Być może coś zgubiłem ale jej chłopak nic nie wie i się nie dowie. Ona nie straci w swojej relacji nic ogólnie. Dzięki, chociaż wiem co myślisz Tylko, że ja dalej nie do końca umiem wyjawić te jej wady... Na logikę to niby wszystko dalej tak samo. Nie wiem zatem czy to w tym rzecz. Po prostu się zjebało. Nie mam żadnej wyjebki na forum, historia 100% real. Nigdzie się nie zmyłem, po prostu nie siedzę tu 24h. Spoko, rozumiem. Nie, nie dała mi żadnego złudnego poczucia. Ona po prostu widzi we mnie przystojnego mężczyznę Po prostu. SMV dalej się liczy ale nie tak jak opisywał to anal. To właśnie ślepa wiara w jego nauki była dla mnie czymś złym. I to ja ją wyrwałem, niczego sobie nie zaplanowała. To jest akurat 100%. Możesz uwierzyć po prostu na słowo, jak tam chcesz Ona mnie nie zdradzi bo ja jej facetem nie jestem. I wątpię aby to było to. W sensie, że czuję obrzydzenie ze względu na jej zdradę. Poza tym "obrzydzenie" to złe słowo. Ja serio nie mam moralnych rozkminek. Nawet jeśli to źle, po prostu nie mam.
  8. To jest bardzo możliwe, że mój żal to po prostu tęsknota za hajem hormonalnym. Tylko nie rozumiem jednej rzeczy, skąd ta niechęć? Czy nie powinno być tak jak przed wszystkim? Była moją koleżanką przez około rok i wtedy było po prostu spoko. Teraz jest mi dziwnie. I szczerze? To nie to, że ona swojego zdradza a ja w związku z tym poczułem odrazę. Nie wiem czemu, ale nie robi to na mnie wrażenia emocjonalnego. Wiem co chcesz przekazać, ale nie mogę się jakoś zgodzić. W sensie, wątpię że to tak działa. To chyba po prostu jest tak jak mówi Yolo, po prostu się wypaliło. Bez znaczenia jest to czy ona była w relacji z kimś czy nie. Chwilowo nigdzie. Poczyniłem parę kroków i mam nadzieję, że od nowego roku będzie finansowo lepiej. Co do naszej relacji, ona nikogo nie szuka, ona po prostu dalej będzie w swojej relacji. Ja też związku nie szukam. To zresztą akurat nie jest istotne. Nie mam pojęcia gdzie, jak już wspomniałem wersja od Yolo jest najbardziej prawdopodobna i po prostu nic nie dałoby się tutaj zrobić. Wypaliło się i tyle. I prawdopodobnie masz rację mówiąc, że tęsknie za tym co ona mi po prostu dawała, czyli haj. Nie poznałem jej po to aby wyleczyła mnie i przestała być potrzebna. Tak jak pisałem, przez dobry rok byliśmy po prostu kolegami, którym całkiem dobrze się gadało. Potem poszło dalej i wyszło jak wyszło. Szkoda mi relacji z nią jako z człowiekiem, po prostu Jakby się dało usunąć tą dziwną niechęć i przywrócić to do stanu kolega-koleżanka tak jak kiedyś to wziąłbym to chętnie. No ale tak świat nie działa. Być może to z mojej strony naiwne ale spróbuję jeszcze myśleć trochę inaczej. Mam nadzieję, że się nie pomylę. W poście opisałem czego oczekuję Pomocy spojrzenia na sytuację i zrozumienia emocji, żadnego klepania. Po co mi klepanie po plecach? Mnie w tym temacie nie interesuje krytyka, pochwała, moralne rozkminy czy cokolwiek innego. Wiedziałem jak będzie wyglądać lwia część postów Potrzebowałem spojrzenia innych ludzi odnośnie tego co czuję i tego czy jestem w stanie pozbyć się negatywnego uczucia wypalenia. Tylko tyle. Serio, tylko W przypadku tej? Niczego. Była moją dobrą kumpelą i to mi starczało. Potem sprawy potoczyły się dalej i chciałem kumpeli + seksu. Potem się popsuło i teraz chciałbym znów kumpeli bez seksu i rozkminiam czy to jeszcze realne Nic poza tym. Mógłby mi odpowiadać styl relacji takiej, że teraz "W" w fwb znaczy without. Czyli kumpela taka jaką była kiedyś. Dlaczego chciałbym mieć z nią jakąkolwiek relację? Bo ją po prostu lubię (albo lubiłem dopóty, dopóki nie pojawiło się to uczucie irytacji, niechęci). Zastanawia mnie czy jakby przeczekać x miesięcy aż to wszystko ucichnie i się wypali to czy byłaby szansa znów się po prostu kumplować. Wyciągnąłem stąd znacznie więcej niż myślisz Ale wchodzisz teraz na zupełnie inny temat więc nie chcę rozwijać 10 innych wątków. I czym jest przykład? Co jeśli ja pod kątem moralnym nie mam z tym problemu? Tak po prostu? To nie kwestia żadnej nauki, wiedzy czy siedzenia tu x lat. Emocjonalnie pod tym kątem czuję nic. Ani dobrze, ani źle. Miałem dość forum bo część prawd tutaj to gówno-prawda i to ona mnie przytłoczyła. Uwierzyłem okrutnie, że bez 190cm, kwadratowego ryja i miliona na koncie nie mam szans na dobre życie. A fakt, że spędziłem tu aż tyle czasu tylko to spotęgował bo nasycałem się tymi treściami po prostu dłużej. Było też mnóstwo tych dobrych ale łeb już za bardzo szukał treści "analcondowych" że tak się wyrażę. Przerwa od forum bardzo mi pomogła bo część z tych rzeczy wyrzuciłem z głowy. Akceptuję okrucieństwo świata, biologii i tak dalej. Ale jako przeciętny człowiek mam całkiem spory potencjał i to jest to w co chcę wierzyć teraz. I to jest na temat tego o co pytałem. Zastanawia mnie jednak ciągle jedna kwestia. Dlaczego nie irytowała mnie przez tym jak zaczynało to iść dalej? Przecież wtedy nie było żadnego haju. To pytanie po prostu nie ma płci bo kobiety również się wypalają względem mężczyzn, nie widzę tu żadnego problemu w założeniu tego typu tematu w rezerwacie. O rady pytam wszystkich. Pytanie jest poważne, jak chcesz mnie traktować to już Twoja decyzja Bluepill nie. Natomiast silny redpill też nie. W ogóle nie chciałbym rozkminiać siebie pod kątem pilli. One wszystkie zrobiły mi tylko dużo złego. Zamykanie wszystkiego w ramy jakiegoś jebanego koloru. Nigdy więcej. Przez całe życie czułem się niedowartościowany (i kwestia kobiet to tylko namiastka bo mówię tez o karierze itd) i myślisz, że jestem narcyzem? Chyba, że masz jakiś specyficzny typ na myśli, ale jeśli narcyz w takim rozumieniu jakim ja znam to chyba nie bardzo. Przecież mój post to w połowie poczucie winy odnośnie tej dziewczyny. Jest mi jej bardzo szkoda, że prawdopodobnie musze jej podziękować za znajomość. Dla Was to zwykły szon, wiadomo. Ale ja pod kątem jej zachowania względem mojej osoby nie mogę jej zarzucić zupełnie nic więc dlaczego miałoby nie być mi jej żal? O, mniej więcej jak tutaj. Myślałem o tym trochę... I sam nie wiem. Mam znajomych z dziewczynami, które są przeciwieństwem szarych myszek i nie pociągają mnie te kobiety a wkurwiają. To zatem chyba nie to. No i ta laska nie jest znowu szarą myszką w stylu, że totalnie tępa i zamulona itd A czy nudna... może to to i się oszukuję po prostu. Dzięki za Twoją historię... Natomiast co do mnie, nie zapominaj, że my nie budowaliśmy związku. Tego nigdy miało nie być i nie było. To miała być relacja fwb. Między naszą dwójką nigdy szacunku nie zabrakło. Tu raczej nie chodzi o fundamenty. Po prostu nie pykło. Niestety nie mogę się zgodzić, oczywiście może jest tak jak mówisz ale nie czuję tego. W sensie, to raczej nie dlatego ten haj minął. Co do refleksji to niestety, ja nie czuję moralnych rozterek jeśli o to Ci chodziło. Nie czuję się ani dobrze ani źle Szczerze. Nie trzeba ponieważ nie po to tutaj przyszedłem. Całkowicie szczerze nie ruszają mnie posty odnośnie moralności Rozumiem rozgoryczenie niektórych, nie wnikam. Jakoś daję radę patrzeć, nie martw się o mnie No właśnie nie wiem co. To właśnie tak z dupy zaczęło się pojawiać. Dziwi mnie to ze względu na to, że kiedyś nie było żadnego haju i było spoko. Stąd potrzebowałem opinii osób trzecich. I w tej irytacji i zmęczeniu nie miałem problemu z chęcią bzykania się? Ja jej niczego nie opisywałem. Wyjście z "kwadratowych szczęk" stało się samo z siebie. Po prostu brak forum + relacja i zacząłem zapominać o tym. Jak zaczęło się czyścić w głowie to i po innych ludziach widziałem to czego wcześniej chciałem nie dostrzegać. To nie tak, że ona mi pomogła bezpośrednio z tego typu treściami podczas rozmowy, absolutnie nie tak. Spoko, tak właśnie myślę. Czy wg. Ciebie po jakimś czasie można przywrócić relację kolega-koleżanka czy to już nierealne? Tylko bez rozkminek moralnych, proszę o odpowiedź na to konkretne pytanie No co mam Ci napisać? Serio mi przykro, że muszę ją poinformować, że koniec z naszą relacją. Nawet taką zwykłą, bez romansów itd. Po prostu Znaczy ja nie zgadzam się, że wzrost itd nie ma znaczenia bo ma jak najbardziej. Natomiast nie w takim wymiarze jak przedstawiany tu od czasu do czasu. A drugi myślnik... czy to nie dotyczy całego życia ogólnie? Poza tym co niby miałoby mi dać siedzenie na forum samo w sobie? Choćby i 100 lat? To tak jakbyś chciał dobrze się bić czytając o tym. Kobieta młoda, 20 parę lat. Nie było to dla mnie wcale easy peasy Ale to bez znaczenia. Nie trzeba Ja się czuję okej czytając cały ten temat. Spodziewałem się, że wleci wiadro pomyj. Interesują mnie jedynie odpowiedzi na moje pytania i parę tu takich otrzymałem. Ale moje FWB z nią nie wyklucza pracy nad sobą.
  9. Cześć. W tym temacie chciałbym opisywać regularnie swoją praktykę odpuszczania, wybaczania oraz wdzięczności. Było źle i doszło do mnie, że czas w końcu to zrobić i zacząć być regularnym. W kontekście odpuszczania skorzystam z techniki Hawkinsa (dzięki @Messer), do której podchodziłem już wiele razy ale nigdy regularnie... Nigdy też nie czułem, że robię to dobrze. Teraz, bez względu na wszystko będę to po prostu robił i zobaczymy co się stanie. Jest w moim życiu wiele rzeczy, które są do poprawy w kontekście mojej psychiki. Pomijając temat o kobiecie, który założyłem (jak myślisz @Messer, czy jestem w stanie odpuścić tą irytację i niechęć i znowu czerpać radość z wspólnych spotkań czy raczej tutaj technika nie zadziała bo nie na tym polega?). Zrozumiałem, że jestem wielkim toksykiem jeśli chodzi o stan posiadania. Mam w swoim życiu osoby, które mają dużo hajsu. To są ludzie często młodsi ode mnie, którzy po prostu świetnie się urodzili. Faktem jest jednak, że są mi szczerze życzliwi jeśli chodzi o kasę, bardzo mi kibicują w tej kwestii. A ja? Ja czuję pogardę do ich kasy, czuję wewnętrznie, że życzę im aby ją stracili. Czuję niesprawiedliwość świata... A przecież oni nie są niczemu winni. Jestem pod tym kątem jebaną toksyną i nie chcę tego więcej w swoim życiu. Chcę normalnie cieszyć się szczęściem i sukcesami innych ludzi. Nienawiść gnoi tylko mnie. Widząc przystojnego faceta z piękną kobietą chcę w głowie mieć "O, fajna laska, powodzenia ziomek!" a nie "Ty chuju". Chce wybaczyć sobie, że wkręcałem sobie, że MGTOW to jedyna słuszna ścieżka. To nie prawda, że totalnie nie potrzebuję kobiet. Potrzebuję. Chcę mieć fajne życie, fajne relacje z ludźmi, dostatek finansowy (nie muszą to absolutnie być miliony, po prostu godna kasa) i czuję, że psychika częściowo jest moim wrogiem. Wybaczyć sobie, że pomimo regularnej pracy nie zarabiam dużo pieniędzy... widocznie coś nie pykło, złe wybory, brak farta, cokolwiek... Nie ma sensu się za to gnoić. Będę tu pisał albo co parę dni albo codziennie jak mi idzie. Przy okazji można i samemu wziąć udział w dyskusji, to nie jest forma pamiętnika Odpuszczać chcę rano i wieczorem po 10 minut. Nie wiem czy wystarczy. Do tego przed snem korzystam też z techniki TRE przez jakieś 5 minut. Plus będę sobie gadał sam do siebie (i czasem pisał tu) kilka rzeczy, za które jestem wdzięczny i które sobie wybaczam. A zatem. Dzisiaj odpuszczałem rano ból związany z tą kobietą. Póki co nie pomogło, starałem się czuć ten ścisk w żołądku i oddychać. Wdzięczny jestem za: - Wyjście z apatii, powstanie z kolan. Walczę dalej i cieszę się, że mam w sobie determinację. - Za relację z tą kobietą, nawet jeśli nie będzie happy endu a teraz cierpię. - Za to, że ponownie zmotywowałem się i mam jakiś tam plan na kontynuację kariery i zarabiania pieniędzy, może tym razem wypali. Wybaczam sobie: - Niechęć do tej kobiety pomimo tego, że nic złego mi nie zrobiła. Jestem tylko człowiekiem i czasami moje emocje są dla mnie niezrozumiałe. Być może nic nie mogę z tym zrobić i tak po prostu ma być. - Wybranie nieodpowiedniego pracodawcy (nieważne, czy ten ostatni czy jakikolwiek), miejsca pracy, które nie dało tyle ile mogłoby dać jakieś lepsze. - Że nie zawsze chce mi się trenować, pracować i cisnąć na pełnych obrotach. Mam prawo być zmęczony i zniechęcony.
  10. Cześć wszystkim Trochę mnie nie było, chciałem usunąć konto a jednak wróciłem. Niektórzy pisali do mnie na maila, który tu zostawiłem, w tym też ze dwie babeczki. Dziękuję za to. Przestałem później odpisywać bo potrzebowałem mega odpoczynku od tego miejsca i od ludzi. Zakładam temat tutaj bo pytanie może być nawet bardziej do kobiet, chociaż niekoniecznie. W lutym, gdy założyłem pożegnalny temat, byłem w mega apatii. Dawno nie czułem się jak gówno do takiego stopnia jak wtedy. Wszystko było źle, psycha totalnie siadła. Zero wiary w siebie, zero nadziei, nędza. Na ten moment jest oczywiście lepiej niż wtedy chociaż pojawiły się inne sprawy, jak to w życiu. No i ten jeden trapiący mnie problem... W pracy (już mnie tam nie ma) miałem koleżankę, z którą dobrze mi się gadało. Ona w związku od 15 roku życia ze swoim czyli około 10 lat. W czasie pracy sporo sobie w wolnej chwili gadaliśmy na komunikatorze ale to wszystko było takie totalnie koleżeńskie. Nie spostrzegłem się a staliśmy się sobie dość bliscy, rozmawialiśmy o życiu, o wszystkim w sumie. Uznałem, że to mega spoko babka jest i można z nią pogadać o czymś innym niż tylko kosmetykach i Netflixie. W miarę upływu czasu gdzieś tam zaczęły wjeżdżać jakieś podteksty erotyczne, na początku oczywiście dla żartu i niby beczka. Nie chcę się tutaj wielce rozpisywać ale finalnie skończyło się na relacji FWB, w którą rzeczywiście ani ja ani ona na początku nie wierzyliśmy kompletnie, a jednak. Ja od początku mówiłem, że związku z tego nie będzie (bo ja po prostu nie szukam związku, na głowie mam mimo wszystko karierę itd). Ona jasno deklarowała, że nie ma opcji bo ma faceta i to musi pozostać w tajemnicy. Oczywiście wiem, że niektórzy spojrzą na ten temat z punktu widzenia moralności, jej faceta itd, ale nie zakładam tematu aby poruszać te kwestie, na forum już wystarczająco zostało powiedziane. Nie obejrzałem się a poczułem do niej jakieś tam motylki, nie było to nic wielkiego, ale spotykanie się z nią sprawiało, że byłem bardzo radosny. Działało to w obie strony. Dostałem sporo komplementów odnośnie tego, że jestem z charakteru świetnym gościem jak również miłe słowa związane z wyglądem. Trzymałem to mocno w ryzach, miała swoje wady (jak typowo babskie siedzenie w telefonie np.) ale byłem asertywny, wiedziałem czego oczekuję i jasno to deklarowałem (tak jak uczono na forum). I to wszystko pięknie działało. Dziewczyna dla mnie bardzo miła, wręcz posłuszna. Czasem nawet zrobiła mi obiad do pracy. Całując mnie starała się itp, wszystko ładnie pięknie. Spełniłem z nią parę swoich fantazji (okazało się, że jej facet nie czuje pewnych rzeczy, które czuję ja). Ogólnie dała mi ta relacja bardzo dużo... Plan był taki, że tworzymy sobie wieloletnią relację FWB, ja sobie żyję swoim życiem itd. Czułem, że jest perfekcyjnie bo to byłaby dla mnie idealna sytuacja... Robię swoje a przy okazji czasem mam kobietę, z którą się lubimy i jest nam dobrze w tych sprawach. Jednak coś się popsuło... Ogólnie spędzaliśmy ze sobą kupę czasu, w pracy, potem pisanie przed i po robocie, spotykaliśmy się dodatkowo. Zachowywaliśmy się jak związek, no dużo tego, za dużo. Ale dawało mi to radość i nie ukrywam, że był to potężny bodziec wyjścia z apatii, w której byłem. Pewnego dnia jednak (czyli po jakimś pół roku) poczułem, że jej obecność mnie trochę irytuje, że już nie tęsknię jak wcześniej, nie chce mi się za bardzo gadać a myśl o tej wieloletniej relacji powoduje jakąś dziwną niechęć, odrzucenie. Wtedy do mnie doszło, że musiały być jakieś motylki z mojej strony i ich czas minął. Wcześniej wiedziałem, że to oczywiście nastąpi prędzej czy później ale nie sądziłem, że to objawi się w taki sposób. Myślałem, że będzie mi bardziej obojętna po prostu, jak bliska koleżanka, z którą czasem sobie wyjdę na kawę i seksik. A ja nie tylko nie tęsknię, nie tylko jest mi obojętna ale wręcz irytuję się jej obecnością, mam pewien ścisk w żołądku gdy o niej myślę, fantazje o seksie powodują pewne odrzucenie. I to jest właśnie mój problem... Nie potrafię pojąć co właściwie się stało. Gdyby to od samego początku była relacja czysto seksualna to mógłbym to jeszcze zrozumieć, chemia minęła i nara... Ale my dość długo (wręcz bardzo długo bo chyba z rok) tylko gadaliśmy i samo to było bardzo fajne. Jest mi też źle, mam poczucie winy wynikające z tego, że czuję taką niechęć do tej kobiety mimo, że ona nie zrobiła mi kompletnie nic złego. Właściwie to zachowuje się tak jakbym chciał aby zachowywała się fajna kobieta. Właśnie takie chcę mieć koleżanki i tak dalej. Pomogła mi też trochę w życiu, pomogła mi wyjść z apatii. Pomogła mi wyrzucić z głowy wszystkie kwadratowe szczęki i inne gówna tego typu (serio, zrzuciłem dzięki temu niesamowity balast, coś pięknego). Wiem, że wysoki przystojniak wymiata ale teraz czuję prawdziwie, że i z moimi kartami mogę mieć coś od życia (a dziewczyna całkiem niezła, z twarzy w miarę ładna, ładny uśmiech, ciałko szczupłe, tyłeczek fajny itd, do tego można pogadać na różne tematy, no równa babeczka). Dała mi do zrozumienia, że jestem fajnym gościem. Nie raz wspomniała, że inspiruje ją moje podejście do tego aby nigdy się nie poddawać. Te cechy nie sprawią, że na dyskotekach będę podrywał skutecznie, że na ulicy dostanę numery, ale gdy dam się poznać w jakimś kręgu lepiej, gdzie są kobiety, to mogę coś skutecznie podziałać. Dzięki mnie również usprawniła parę rzeczy w swoim życiu. Nie chcę już więcej mieć żadnych kwadratowych ryjów w głowie, wzrostów (jej facet jest ode mnie wyższy o 10cm a jednak ją poderwałem) ani żadnych beciaków, inceli, gymceli, czadów czy innych spierdolin nawet jeśli jest milion badań o tym, po prostu nie dawało mi to w życiu nic poza cierpieniem i niszczeniem jakiegokolwiek potencjału. Przerwa od forum i ta kobieta pozwoliły mi skutecznie wywalić to z głowy i niech tak już pozostanie na zawsze. Moje pytanie brzmi, czy tutaj da się cokolwiek odratować? To nie musi być już relacja FWB, może to być zwykła koleżanka z którą czasem pogadam na kawie. Szkoda mi tracić fajną osobę w życiu, która szczerze mi kibicuje i jest dla mnie dobra i której ja również życzę wszystkiego co najlepsze. Ale ta niechęć... Mam rozkminę, że winą może być to, że za wiele czasu ze sobą spędzaliśmy i mnie to przytłoczyło, poczułem się totalnie zduszony. Ta niechęć pojawiła się już wcześniej ale była delikatna, olałem to i dalej się spotykaliśmy i dużo pisaliśmy. No ale może po prostu się wypaliło do tego stopnia, że nie da się nic zrobić, nawet wrócić do zwykłej znajomości kolega-koleżanka. Już 10 lat temu, gdy byłem w związku również czułem takie zduszenie, niechęć, nudę. Wtedy rozwiązaniem było tylko i wyłącznie rozstanie się i definitywne zakończenie znajomości. Podskórnie czuję, że tutaj skończy się tak samo, że będę musiał tą relację całkowicie zakończyć. Cholernie mi szkoda, nawet nie wiem co miałbym jej powiedzieć po tym wszystkim jaka była dla mnie spoko. - sorry, już nie będziesz moją koleżanką/przyjaciółką/kochanką bo mnie męczysz. Nie brzmi to dobrze i jako człowiek empatyczny dla bliskich nawet nie chcę myśleć jaka byłaby jej reakcja. Ogólnie wkurwia mnie to bo czułem, że stworzyłem fajną relację i nagle pojawiło się takie coś. Obecnie z pewnych przyczyn czeka nas kilkumiesięczna przerwa od siebie w spotkaniach na żywo i łudzę się (pewnie naiwnie), że ta niechęć minie i będę mógł z nią się normalnie spotykać i gadać, tylko po prostu zdecydowanie rzadziej. Póki co minęły 2 tygodnie i nic się nie zmieniło ale może potrzeba więcej czasu. Nawet próbuję trochę metody Hawkinsa i odpuszczanie tej irytacji, ale to chyba tak niestety nie działa. Zresztą temat odnośnie pracy nad psychiką i emocjami również zamierzam stworzyć bo głównie dlatego wróciłem na forum, chcę zacząć nad tym pracować a cała sytuacja jest dla mnie motorem napędowym, więc dobre i to. Jak w takich sytuacjach było u Was? Dziewczyny... wy na pewno macie na koncie kupę kolesi, którzy do Was zarywali, jakiś czas było fajnie a potem Was męczyli. To może trochę analogiczna sytuacja. Pozdro.
  11. Cześć Nie było mnie tu jakiś czas. Potrzebowałem kolejnej przerwy od forum, nie pierwszy raz zresztą. Przy czym przeglądam od czasu do czasu tematy. Ostatnio jechałem pociągiem przez wiele godzin i jednostajny dźwięk jadącego pociągu wprowadził mnie w stan skupienia i rozmyślań. Doszedłem do wniosku, że nie odnajduję się w życiu poza matrixem. Gdy tu przyszedłem przeżyłem szok (pewnie jak większość z Was), dowiedziałem się o wielu rzeczach, zrozumiałem jak działają świat i ludzie, oczywiście różne kwestie wcześniej dostrzegałem w jakimś mniejszym lub większym stopniu ale to było tylko jakieś tam światełko. Mimo wszystko życie z niebieską pigułą było dla mnie lepsze, łatwiejsze. Czasem tęsknie za nim. Wczoraj czytałem w jakimś temacie jak @JudgeMe opisywała życie na koszt mężczyzn, potem w innym @Angel_Sue, że po 25 roku życia nasz wygląd już nie ma takiego znaczenia bo wystarczy zaradność finansowa i rzeczy z tym związane. Czyli najpierw karuzela a potem szukanie misia. W międzyczasie coś od @Bullitt, który tyle pisał o tym jak ważna jest energia, praca nad sobą (w kontekście kobiet) i takie tam pierdoły żeby potem jednym zdaniem podsumować, że nie zazdrości mniej atrakcyjnym panom, gdyż Ci zawsze będą wyborem służącym dostarczaniu $$. Oczywiście takich rzeczy było dużo więcej, to tylko przykłady z brzegu. Pamiętam jak 10 lat temu pisałem z kobietami na portalach randkowych. Miałem jakieś spotkania, rozmowy. Byłem nawet w jakimś związku. Gdyby ktoś mi powiedział jak bardzo internet wpłynie na trudność poznawania samic to bym w to nie uwierzył bo przepaść jest kolosalna. Wiedza z forum może i być przydatna ale dla przeciętnego genetycznie mężczyzny to jest ogromny ciężar. Ciężar, który w zasadzie nic nie daje. Co mi ze świadomości, że w sumie mogę robić jedynie za bankomat albo być sam? Jakie to są wybory? Przed zdobyciem tej wiedzy człowiek miał w sobie nadzieję, radość. Czuł, że "coś" jeszcze go czeka. Owszem, oszukiwał się, wiedział, że forsa jest ważna, że wygląd jest ważny ale finalnie jakoś czuł się lepiej. Dla mnie świadomość brutalnych kryteriów wyboru mężczyzny to tylko minus, ani trochę nie zachęca mnie do pracy nad sobą. To tak jak temat o kasie, @JudgeMe wygrała sobie życie (a przynajmniej młodość), wystarczyło tylko uprawiać seks z bogatymi kolesiami. Ktoś powie, że dziwka. Okej, ale wspomnienia ma zajebiste. Konsekwencji żadnych. Znajdzie z czasem kogoś i tak na pstryknięcie palca, jak to kobieta. W świecie, w którym liczy się tylko wygląd i forsa bycie przeciętnym i niezamożnym człowiekiem jest bardzo uciążliwe. Właściwie powiedziałbym, że bez tych rzeczy życie to pewnego rodzaju patologia. Dla atrakcyjnych i bogatych ludzi świat jest zajebisty, zwłaszcza jak ma się cipkę (przykład wyżej). A co do sfery emocjonalnej... Te gadki o szczęśliwym byciu w samotności, kochaniu siebie i całej duchowości są dobre, ale głównie dla ludzi, którzy wybierają tą samotność bo chcą a nie ze względu na brak alternatywy. Czyli mogę mieć kobiety, ale nie chcę. Mogę mieć seks, ale nie chcę. Wiara, że liczy się coś więcej niż genetyka i hajs jest co prawda słodką iluzją, ale daje człowiekowi jakąś radość, jest jak taki balsam dla duszy. Jestem tu 4 lata i nie pamiętam od tego czasu abym chociaż przez tydzień był szczerze szczęśliwym człowiekiem. Pomimo medytacji, sportów, pracy nad sobą, nofapach i wielu innych aktywnościach, wewnątrz jestem smutnym gościem, który w dodatku ma świadomość, że najfajniejsze lata ma za sobą. Moi wieloletni znajomi dostrzegli kilka razy, że od iluś lat jestem jakiś taki "pusty" wewnętrznie. Ja zresztą i tak nie mogę się z nimi za bardzo dogadać, to są goście kompletnie siedzący w blue pill. W pewnym sensie jestem z nimi a i tak jestem sam. Życie to nieustanna walka, ja nie dałem rady przystosować się do dzisiejszego świata na tyle dobrze, aby osiągnąć w nim spełnienie. Oczywiście walczę cały czas bo nie ma innego wyjścia, ale czy w życiu chodzi o to żeby cały czas iść z zaciśniętymi zębami? Wiecznie walczyć? Czy tu pojawia się w końcu jakaś radość, cokolwiek? A nie jestem przecież nastolatkiem, przekroczyłem 30-stkę (btw dla tych co wierzą w ten mit, że jak ktoś nie miał kobiet przed 30-stką to później nagle się pojawią, nie, nic się nie zmieniło). Rozwój mojej kariery niestety wypluł bardzo zgniłe owoce, po 10 latach harówki mieć niecałe 5k oszczędności to mój osobisty dramat. Miał być rozwój, miała być kasa, satysfakcja. Jest gorzki żal straconych lat, finansowa frustracja i pewnego rodzaju wypalenie. No, ale nikt nie gwarantował, że będzie dobrze (może poza kołczanami rozwoju osobistego), świata nie obchodzi czy się starałeś czy nie, nie ma jakichś tam karm i innych. Nie ukrywam, że męczy mnie to wszystko. Na ten moment chciałbym żyć trochę jak @mac, z dała od wszystkiego, sam. Znaleźć sobie zaciszne miejsce i kisić się tam, spacerować sobie po pracy godzinami i trwać tak do końca swych dni. Co prawda jemu łatwiej bo on przeżył fajną młodość i ma ten etap za sobą, ja nie bardzo. Owszem, były jakieś popijawy itd, ale szału nie ma. Z drugiej strony gdybym wybrał imprezy a nie pracę nad sobą to czułbym, że źle wybrałem. A tak to chociaż wiem co się wydarzyło, to też cenna wiedza mimo, że profity z tej pracy prawie żadne. Wiedza z forum, życie poza matrixem, kult wyglądu i forsy oraz prawda o kobietach są dla mnie zbyt przytłaczające. Wolałem żyć w iluzji ale mieć jakąś namiastkę szczęścia w sobie. Nie wiem czy po takim czasie da się jeszcze wrócić do starych przyzwyczajeń, pewnie nie. Mógłbym co prawda już tu po prostu nie wchodzić ale polubiłem wielu użytkowników i przez to ciągle wracam. Wracam i cierpię. Dlatego chciałbym @Mosze Red prosić o usunięcie konta, dzięki temu wiedząc, że nie mogę już wchodzić w polemikę, łatwiej opuszczę to miejsce. Znaczy samo miejsce gra, ale wiedzy tu oferowanej nie potrafię wykorzystać jak większość z Was, czyni mnie ona nieszczęśliwym. Ja w sumie zawsze prosty człowiek byłem, może właśnie dlatego łatwiej mi się żyło w blue pill. Jednocześnie chciałbym podziękować wszystkim, którzy próbowali mi w wielu sprawach pomóc na przestrzeni mojego pobytu, 4 lata to kuuuupa czasu (zresztą stąd też ten post, nie mógłbym po takim czasie po prostu się nie pożegnać). Nie raz pomagaliście mi również na PW. Część z rad wdrożyłem. Część się niestety nie udało, nigdy nie byłem jakiś wielce bystry czy utalentowany (zresztą jak po 10 latach pracy ma się 5k na koncie to co tu dużo mówić, hehe), jedyna moja waluta to chęci ale to jest czasem (jak widać często) po prostu za mało. Za mało w świecie drapieżników, konkretnych genetycznie gości, przedsiębiorczych, bogatych. W świecie długaśnej listy kobiecych wymagań, których spełnienie dla zwykłego faceta to stawanie na rzęsach. W świecie, w którym w każdej firmie słyszysz o kryzysie mimo tego, że się starasz a wiesz i czujesz, że predyspozycji do założenia własnej po prostu nie masz. Nie chcę wymieniać wszystkich nicków, Messerów i jemu podobnych, jest Was mnóstwo, tym którym dziękuję. Również wdzięczny jestem za szczerość niektórych rezerwatek odnośnie ich relacji z mężczyznami, @JudgeMe, @Androgeniczna, @Cuba Libre, Violent i wiele innych. Co prawda ciągle nie umiem przełknąć tej prawdy ale z drugiej strony... Gdybym miał wygląd, wzrost i forsę to może by mi to ani trochę nie przeszkadzało? A może nawet cieszyło? Strzelam, że wysoki przystojniak bardzo się cieszy, że to właśnie te cechy się liczą. Przecież dzięki temu na starcie odpada mu z 90% konkurentów a jeszcze palcem nie kiwnął. Nie raz tu wysocy panowie pisali, że za chuja nie zamieniliby się z niskim gościem. Podobnie człowiek z bogatego domu, kobieta robiąca po 20-30k miesięcznie za pokazanie paru fotek na necie czy osoba przedsiębiorcza itd. Oni wszyscy cieszą się, że w życiu jedną z najważniejszych rzeczy są pieniądze, gdyż przychodzą im one mniej lub bardziej łatwo. Mogę sobie jedynie wyobrazić jakie to jest fajne uczucie mieć rzeczy, które są na świecie najbardziej pożądane. Wiem, że ten post jest nieco chaotyczny, ale sens raczej zachowany. Niektórym z Was nie odpisałem na PW, przepraszam za to ale uznałem, że w tym momencie to już nie ma większego sensu. Nie wiem czy jest na świecie miejsce, w którym bez wyglądu i predyspozycji do robienia $ można odnaleźć spełnienie, ale na pewno będę go szukał, co mi zresztą pozostało Odnośnie Was, wielu wie o mnie więcej niż ludzie, z którymi trzymam się po 20 lat, a nie znam przecież stąd osobiście nikogo. Przez 4 lata przywiązałem się do tych nicków i avatarków niesamowicie, i życzę Wam kurewsko wielkie POWODZENIA! @Mosze Red, poprosiłbym o załatwienie sprawy w wolnej chwili. DZIĘKI!
  12. Od jakiegoś czasu po 4-5h około. Kładę się tak 23:30-24:00 ale zasypiam między 12 a 1 i wstaję między 5 a 5:30 mimo budzika na 7 ? Jest to u mnie spowodowane najprawdopodobniej stresami. Biorąc pod uwagę, że całe moje dnie to praca/nauka + sporty to jest bardzo mało snu i czuję się na pewno wypieprzony. trwa to już ze 2-3 tygodnie, może 4... Nawet sam nie wiem.
  13. To niestety jest standard... Facet nie może chyba zrobić nic gorszego niż zabrać swoją kobietę do lepszego kraju. Tylko licznik włączyć i czekać aż ta puści się z wyżej postawionym lokalsem i naszego Polskiego Mirka kopnie w dupę Kumpel był w Anglii 12 lat i przez cały ten czas wielu jego znajomych przyjechało do Anglii. Nie zna ani jednej pary, która przetrwała. To oczywiście nie oznacza, że takich nie ma, ale podejrzewam, że skala rozstań jest ogromna i w dużej mierze wpływ ma na to hipergamia. Thomas z funtami to jednak inna półka niż Tomek ze złotówkami, który w dodatku dopiero zaczyna budować swój status w nowym kraju i na początku jest szmatą do podłogi.
  14. Bardzo fajne zajawki Kiedyś lubiłem modelarstwo, zbierałem figurki LOTR, Miałem sporą armię Mordoru, Sarumana czy goblinów. Dorobiłem się też Balroga. Tworzyłem sobie mini makiety, np. Moria, skałki, jakieś drewniane elementy, mury i inne cuda... Rozstawione figurki, pomalowane przeze mnie farbkami. Cudowna zabawa, w której potrafiłem się zatracić i późnym wieczorem ogarnąć, że dzień już minął. Niestety bardzo droga i czasochłonna zabawa. Zawsze sobie mówiłem, że jeśli kiedyś dorobię się pieniędzy, własnego miejsca i możliwości pracy mniej niż całymi dniami to takie coś sobie będę robił dla zabawy. Ogólnie polecam takie ręczne robótki To zawsze wciągająca zabawa. Samoloty świetne. Nie zaproponuję niczego w sumie bo obecnie nie mam tego typu zabaw w życiu. Obecną zajawką dla mnie są sztuki walki. Nie tylko trenuję 2-3 razy w tygodniu ale też staram się to robić w wolnej chwili. Jakaś walka z cieniem 5 minut, skakanka, cokolwiek. Polecam każdemu, dziewczynom też. U mnie na sali są laski (czasem jest ich więcej niż chłopaków). Taki trening wcale nie musi oznaczać, że ktoś chce się gdzieś napieprzać. To przede wszystkim rozwija całościowo bo spektrum ćwiczeń jest ogromne. + Kondycha, rozciąganie, ćwiczenia siłowe, na szybkość, na koordynację, dosłownie na wszystko. + Poprawa pewności siebie. + Mimo sporej popularności takich rzeczy ciągle jednak "wow" ze strony innych ludzi, gdyż wielu wydaje się, że na takich treningach to jest jakieś mordobicie i mają po prostu szacun Nie trzeba ich uświadamiać, że jest trochę inaczej, niech podziwiają + Większe poczucie bezpieczeństwa. Ktoś tu kiedyś zasugerował, że to iluzja ale tak nie jest. Sama umiejętność przezwyciężenia strachu i zadania uderzenia to już coś. Można przecież przyjąć taktykę uderz i spieprzaj gdzie pieprz rośnie. + Dla kobiet, babeczki, które chodzą mają często świetne ciała po czasie. U mężczyzn to już niestety tak fajnie nie wygląda, dużo zależy od genów. Po prostu trenując regularnie i z zaangażowaniem i nie będąc przy tym jakimś zawodowcem raczej ciężko "uzbierać" jakieś mięcho bo wszystko tu palimy + Mega endorfiny, jak po każdym wysiłku. + Tanie, miesięcznie 100-150zł za ileś tam treningów tygodniowo. + Można poznać sporo fajnych ludzi (w czasie covida też tylko podpisujesz, że trenujesz na zawodnika ). + Fajny zastrzyk adrenaliny w czasie sparingów Trochę czujesz się jak Mike Tyson. Fajna zabawa. + Łatwo złapać zajawkę na inne treningi (u mnie przełożyło się np. na większe zainteresowanie jogą). Polecam.
  15. Spoko, też nie mam wolnego czasu I też mam problemy ze snem. Natomiast jak finansowo dajesz radę to już jest duży +. Bez kasy to dopiero miałbyś lipę.
  16. Dlatego napisałem, że zaradni byliby potraktowanie nie fair No bo to oni by na to jebali.
  17. Ok, rozumiem. To niestety prawda... Dużo kasy to z reguły życie poświęcone pracy W przypadku chłopa chodziło o to aby nie musieć w ogóle pracować.
  18. Pewnie z 90% ludzi na świecie Nie czytałem całego wątku bo nie mam czasu. Dlaczego po prostu nie znajdziesz bogatego kolesia? Jakbym był kobietą to bym popracował z 5 lat żeby zobaczyć czy mam predyspozycje do robienia $ i jak nie to bym szukał kolesia z hajsem i się ustawił. Po co marnować swoje życie w pracy jak owoce z niej są zgniłe a są dostępne inne możliwości? Większość ludzi pracuje bo musi i tylko dlatego. Każdy marzy o tym żeby móc pracować np 20h tygodniowo robiąc to co się lubi i potrafi i do tego żyć godnie. Poświęcają zatem całe życie, np 60-80h tygodniowo żeby to mieć i w większości przypadków po 10-20-30 latach (jeśli wcześniej nie padną na zawał) dochodzą do tego, że to nie ma sensu bo dalej jebią i nie mają tego co chcieli. Takich ludzi jest przecież od chuja tylko się o nich nie mówi bo nikt nie chce o tym czytać, pokazuje się zawsze tylko tych wygranych od zera do bohatera. Czy można zwolnić? No można, ale wtedy długoterminowo i tak zabije Cię stres. No bo weź kogoś kto pracuje sobie lajtowo 8-16 bez nadgodzin i ma wyjebane na rozwój. Na koncie pustki bo w takim trybie nic nie masz, nagle przychodzi jakiś covid, tracisz pracę i nie masz co jeść... Czyli i tak musisz pracować dużo więcej niż chcesz żeby przetrwać. Koło zamknięte Jako kobieta masz wybór, nie spierdol tego. To nic złego lecieć na $$ kolesi. Ja sam jakbym mógł wejść w związek z bogatą kobietą to mógłbym sobie być kurą domową, jakieś pierdoły typu gotowanie czy starcie kurzy to zero stresu, spokojnie polubiłbym taki tryb życia. Problem w tym, że kobiety takich nie chcą + nie są dla nich podniecający więc dostałbym prędzej czy później kopa w dupę, zatem ryzyko jest zbyt duże
  19. Niestety to tak nie działa, aczkolwiek rozumiem Twój tok myślenia bo sam wolałbym żyć z dochodu podstawowego nawet gdyby oznaczało to +/- wegetację. Jak sam wspomniałeś i tak chuja by to zmieniło w życiu bo teraz też masz gówno a poświęcasz na to większość życia. A tutaj nie musiałbyś pracować -> czyli byłby to ekstremalny skok jakości życia. Wstajesz sobie rano o 6, idziesz na spacer... Ptaki się budzą. Słońce powoli wstaje. W brzuchu trochę burczy bo musisz mega oszczędzać, ale jak mało jesz to i żołądek się kurczy i mało potrzebujesz. Nic nie masz i jesteś tam niewolnikiem tego kto Ci daje ten dochód, ale nie musisz pracować, więc to 100 razy lepsze życie. Niestety na takie coś poszłoby miliony ludzi i wtedy ten dochód byłby tak mały, że pewnie nie starczyłoby nawet na podstawowe rzeczy, skończyłoby się zatem chujowo. No i poszkodowani zostaliby też Ci co są zaradni a to nie fair.
  20. W tym właśnie rzecz. Ludzie mający talenty i predyspozycje do rzeczy, które dodatkowo ich interesują myślą, że to takie normalne i typowe. I stąd biorą się potem stwierdzenia, że wystarczy robić to co się lubi i będzie $$ i fajne życie i każdy tak może A jak nie pracujesz w gówno-pracy i wymaga ona wiele nauki po godzinach bo próbujesz się w niej wybić? Wtedy tak to już nie wygląda. Albo się uczysz albo szukasz tego co Cię jara. I jest jeszcze jedna kwestia, czasami jarają nas rzeczy tylko na poziomie hobby. Gdy mamy je robić komercyjnie (czyli w pewnym sensie przymusowo) to magia może szybko zniknąć.
  21. Oczywiście, że część ludzi tak ma. Wiele razy miałem takie myśli. Zastanawiałem się: 1. Co pomyśleliby moi rodzice i rodzeństwo. 2. Co pomyśleliby moi znajomi. 3. Jaka byłaby reakcja ludzi w pracy. 4. Co bym czuł gdybym zdecydował się już zrobić krok A i bym czuł, że odchodzę i już nie ma odwrotu. 5. Jaką śmierć bym wybrał (tu zawsze dochodziłem do rozkminy tabsy + alko, innych bym się bał). 6. Co bym zrobił dzień/godzinę przed śmiercią (coś miłego, wpłaciłbym co mam na cele charytatywne albo coś). 7. W jaki sposób bym się pożegnał, co bym napisał na kartce. 8. Czy pożegnałbym się telefonem z rodzicami czy po prostu odszedł. I tak dalej i tak dalej. Jestem przekonany, że wielu jest takich co mieli/mają podobne rozkminy. Życie jest ciężkie zatem co w tym dziwnego? Brak kasy, stresy, monotonia, bezcelowość. Do tego covidy i inne gówna. Moim zdaniem lubić swoje życie jak się nie ma tego życia fajnego to mega sztuka. Taki moment u mnie nie nastąpił. Jedynym rozwiązaniem jest szczęśliwe życie, a takie mieć będzie ze 10-20% ludzi? Może mniej. Dużo pieniędzy, zarabianie ich robiąc to co lubisz, sensowna ilość wolnego czasu, realizowanie się, dostęp do seksu. Przecież gdyby nie Twoje problemy finansowe to nie założyłbyś tego tematu. Sam mówisz, że teraz jebiesz non stop i efekt jaki jest? No właśnie... Nie da się być szczęśliwym w takim rozrachunku.
  22. @Carl93m - Fajny temat. Imo mega ciężko w sumie znaleźć odpowiedź. Ja uważam, że geniuszem się człowiek rodzi. Niektórzy są mega młodzi i już widać u nich niesamowite zdolności przyswajania czegoś. Natomiast takich ludzi jest oczywiście bardzo, bardzo mało. Tak samo jak bardzo mało jest takich co nie potrafią się nauczyć dosłownie prawie niczego. Oczywiście, ale ile człowiek ma na to czasu? No niewiele... Przychodzi pewien wiek, w którym czas już zarabiać pieniądze a nie ciągle szukać. Poza tym co jeśli masz predyspozycje do rzeczy, za które nikt płacić nie zamierza? Np. byłbyś zajebistym filozofem? No i dziedzin jest tak wiele, że znalezienie odpowiedniej dla wielu jest nieosiągalne. Druga kwestia to pozostałe predyspozycje. Weźmy np. Lewandowskiego. Gdyby koleś nie miał zajebistego zdrowia to nie osiągnąłby w piłce tyle, więc poza talentem do kopania gały musisz jako sportowiec mieć też końskie zdrowie. Moim zdaniem czas na szukanie swojego konika jest do 25 roku życia, może do 30. Potem już na to za późno i trzeba zaciskać zęby i próbować jakoś zarabiać a jak się cudem trafi coś innego i nagle poczujemy, że to jest "to" no to fajnie, może wtedy z tego jakoś skorzystamy. Na pewno praca, do której mamy jakiś talent to coś pięknego i winszuję tym co tak żyją. To też prawdopodobnie jedyni ludzie, którzy z pracy czerpią jakąś prawdziwą satysfakcję... w końcu praca to 30-50% naszego życia, czyli bardzo, bardzo dużo.
  23. Dzięki Panowie Przekminię sobie Wasze posty i odpisze pewnie jutro w wolnej chwili bo dziś też tak trochę na szybkości wpadłem.
  24. Siema. Krótko i na temat... W obecnej sytuacji moje życie wygląda tak, że mam mnóstwo rzeczy na głowie (sam tak na siebie nawaliłem). Biorąc pod uwagę sztuki walki i ogólnie aktywności sportowe mam mega problem z wagą. Obecnie mam ledwo 65kg i aby to utrzymać muszę wpieprzać około 3000kcal. Jest to dla mnie trudne przede wszystkim ze względów czasowych. Staram się te 3k jeść w miarę zdrowo. Wiem, że można podbijać słodyczami, ale nie chcę za bardzo tego robić bo to sam cukier a ja chciałbym mimo wszystko jeść tak, żeby też mózg pracował jak należy a nie, że mam ciągle wahania spać/nie spać jakie często odczuwamy gdy wpieprzamy słodycze. Poza tym uzależnienie od słodyczy powoduje, że jak zaczynam je dorzucać do diety to szybko robi się z tego nieciekawy nałóg. I teraz... Chciałbym przytyć gdzieś z 10kg i strzelam, że potrzebuję na to z 4000kcal dziennie, przy obecnej wadze trudne do przejedzenia + tak jak wspomniałem nie mam czasu na to wszystko, jedzenie takiej ilości powoduje, że wszystko w życiu robię w ekstremalnym pośpiechu. Krótko mówiąc trzymanie miski kosztuje mnie obniżenie jakości życia na każdym innym polu. Moja rozkmina jest taka, czy zdrowo byłoby abym zjadł np. 2500kcal zdrowej miski i dopierdzielił aż z 1500 w jakichś gainerach? Wiem, że niektóre są syfiaste ale znalazłbym takie z sensownym składem. W tych 2500kcal i tak jem zawsze różne warzywa i tak dalej, więc raczej dostarczyłbym czego trzeba. Nie wiem jak podbić kcal konkretnie ale przy okazji nie zajechać się. Trzymanie diety zawsze kosztuje mnie obniżenie jakości pracy, nauki, snu, wszystkiego. Nienawidzę tego i zazdroszczę takim jak @Carl93m, że on sobie zje 1500 kcal i trzyma 70-kilka kilogramów, nawet nie wiesz ziom jak masz zajebiście Ci co muszą jeść dużo tracą na to mnóstwo kasy, energii, czasu... Do tego posiłki stają się ohydne, pisałeś że Ty nie możesz zjeść połowy paczki ryżu a ja wpierdalam często dwie dziennie. Mega zazdroszczę. Proszę tylko nie pisać, że odpowiednia organizacja czasu i dam radę zjeść normalnie 4k żarcia, doba ma tylko 24h i wszyscy wiemy, że w pewnym momencie po prostu już tego czasu brakuje. Nie da się wiecznie optymalizować działań. Już i tak wszystko robię w mega pośpiechu, jestem we wszystkim spóźniony i nie wyrabiam się, bo po prostu się nie da. Nie pamiętam już kiedy do pracy szedłem sobie spokojnym krokiem, wszędzie szybko, biegiem. Nawet tego posta napierdalam jak głupi. Więc jedyne rozwiązanie to jakieś żarcie, które jest proste do zrobienia, szybkie, dostarcza w cholerę kcal i przy tym nie rozpierdala zdrowia i nie powoduje, że chodzisz przez 5 godzin z pełnym brzuchem. Jakieś pomysły? Pozdro.
  25. Tak, pracuję. Nie wyobrażam sobie innego sprzętu, mi świetnie się na nim pracuje I fakt, że nie mogę grać w gry jest dla mnie zbawienny (choć mnie czasami wkurwia, ale tak jak pisałem przyjdzie na gry czas). Poszukałbym może 16GB ramu to masz od razu z 1000-1500zł taniej chyba, że potrzebujesz aż 32GB. Oczywiście ja kupiłem go ze względu na pracę w IT, tak dla beki żeby sobie wertować strony w necie to nigdy bym nie kupił no bo po co. ps. w obecnej chwili (pandemia) zamknąłbym pizdę i nie kupował nic, poczekał na rozwój wydarzeń.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.