Skocz do zawartości

JaAga

Samice
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Kobieta

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia JaAga

Kot

Kot (1/23)

0

Reputacja

  1. Sens pytania na tym forum był prosty. Nie napisałam go na typowo kobiecym forum, tylko tutaj gdzie jest większy % facetów. Chodziło mi w tym o to, żeby każdy z Was to czytający i chcący się tu wypowiedzieć wyobraził sobie siebie w takiej sytuacji. Czyli jestem facetem, który chce iść na terapię dla par z własnej woli i inicjatywy. Tyle. Konkret. A reszta? Czy my na tą terapię pójdziemy, czy będziemy razem, czy nie i tak nie jest zależna od nikogo i niczego innego A mądrzejszych od siebie posłuchać warto...psychologów czy terapeutów. I nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie posty i rozpisywać się, no nie samym forum żyję…Ale dziękuję.
  2. Gdzie tu przepraszam widzisz Go "w gorszym świetle"? Znam Jego wady i zalety, ale nie ma tu szczegółowej listy
  3. To,że nie miałeś z tym styczności to nie znaczy, że tak jest. Czy wymysł? Nie sądzę. Kolejki do specjalistów trwają nawet rok. Lepiej tam niż od razu na rozprawie rozwodowej wylądować lub żegnaj nara. Zgadzam się, że potrzebujemy dystansu żeby to sobie wszystko poukładać. Zobaczyć na chłodno też swoje błędy. Czasu od rozstania minęło już trochę. I jak wyżej napisałam uczucie nie znika i obojętności nie ma. Myślę, że każda praca nad sobą ma sens i się tego nie żałuję. Robisz to dla siebie, żeby być jeszcze lepszą wersją samego siebie, żeby to bardziej zrozumieć, zobaczyć, zastanowić się nad tym. PÓJŚCIE NA WSPÓLNĄ TERAPIĘ NIE OZNACZA POWROTU DO SIEBIE! TO JEST CIĘŻKA PRACA! I wiem co mówię. Grzebanie w sobie boli. A to, że kiedyś nie dostałam wszystkiego i dzisiaj się to na mnie odbija - to nie moja wina. ALe ja dziś chcę się z tym pogodzić, zdaję sobie z tego sprawę i układam. Ani ciąża, ani ślub tego nie uratuje...Trochę rozsądku... Po pierwsze, nie ma "identycznych" sytuacji. I choćbym nie wiadomo jak i ze szczegółami opisała wszystko to i tak nie odda w pełni całej sytuacji u mnie. Twoje domysły brzmią jak oskarżenia, jak jakiś wyrok na mnie. Rozumiem męską solidarność, ale trochę obiektywizmu...Nie znasz mnie , wiec nie oceniaj proszę. Nie muszę się "wybielać", bo nie o moich błędach tu mowa. Idealny nikt nie jest i błędy też popełniam. Dlatego nad tym pracuję. Bo chcę. Dla siebie.
  4. Rozumiem, że kazdy ma swój pkt widzenia i szanuję to. Ale odpowiem na Twoje domysły: Co do mnie czuje? Wiem, że mu zalezy i że mnie kocha. To się nie zmienia z dnia na dzień, nawet kiedy się rozstaliśmy. Poróżniło nas co innego, a nie brak uczucia. Mam tradycyjny pogląd na związki, czyli "nikt mnie nie posuwa" skoro z nim i z nikim innym nie jestem. Możesz tego nie rozumieć, ale szanuj to i nie obrażaj mnie proszę takimi tekstami nie znając mnie zupełnie. Uważam, że Twoje podejscie jest bardziej przedmiotowe i materialne.
  5. Nie jesteśmy razem więc seksu też z nim nie uprawiam...To po pierwsze. Po drugie,wspomniałam o alkoholu,ale "alkoholikiem " on nie jest. Chodziło mi tylko o zachowanie.
  6. Nie. Ale "rady" typu, bo seksu nie ma itp są dla mnie nie na miejscu. Ale ile osób tyle opinii...
  7. nie o formalności teraz chodzi... Pytanie moje do Was, dotyczy tego, czy jeśli facet decyduje się na wspólną terapię dla dobra nas, to naprawdę chce zmienić to co było nie tak? Docenia co stracił? Czy zmiana o ile w ogóle nastąpi jest możliwa nie tylko na chwilę?
  8. Formalności tutaj nie mają teraz znaczenia. Zabrałam wszystkie swoje rzeczy, nawet szczoteczke do zębów...;p Zostawiłam klucze. I odeszłam. Z całym szacunkiem, ale Ty serio? Temat dotyczy TERAPII.
  9. Ha! No właśnie... Nie jest łatwo. Nastolatką już nie jestem i właśnie dopiero teraz w dorosłym życiu wychodzą braki z dzieciństwa. Tak, wiem to, bo sama chodzę na terapię. Rodzina? "Cała", ale w domu nigdy nie było spokoju, był alkohol, jest do dzisiaj. Odkąd pamięta powtarzalam sobie, że nie chce tu być, ze ja tu nie będę mieszkać, że nie chę aby mój związek wygladał jak małżeństwo rodziców. Ojciec, który pije, matka, któa robi wszystko dla wszystkich i robi z siebie ofiarę, że nikt tego nie docenia. A jakby nie Ona to ojciec nie wie gdzie ma skarpetki we wlasnym domu. Niestety to prawda. Korzyści? Nie byłam z nim dla "korzyści". To słowo mi tu zupełnie nie pasuje. Pozając się dał mi to, czego potrzebowałam i odwrotnie. On dostał to czego potrzebował. Pokochaliśmy się mocno. Po drodze już trochę razem przeszliśmy. Tak wiem, nie łączy nas dziecko, małżeństwo itp. I tak jak pisałam wyżej to co jest nadal to uczucie. A z drugiej strony strach,że złe wróci :/
  10. No właśnie... Postaram się w miarę krótko opisać w czym rzecz. Otóż z partnerem byłam prawie 4 lata. W marcu rozstaliśmy się. Odeszłam od niego i się wyprowadziłam. Układało nam się różnie, jak to w życiu. A co było powodem rozstania? brak szacunku z jego strony, wyzwiska, obrażanie mnie w złości, w kłótniach. Dużo tego. Szukałam pomocy sama. Poniekąd można to nazwać przemocą emocjonalną. Odeszłam, choć kochałam..heh..kocham nadal, choć minęły ponad 2 ms. Odeszłam, bo już nie widziałam innego wyjścia, rozwiązania, kiedy żadne rozmowy nic nie dawałay. Albo dawały na chwilę. Rok temu też się rozstaliśmy. ALe postanowiliśmy dać sobie drugą szansę. A raczej ja jemu ją dałam. Płakał, mówił że kocha,że żałuje, że tylko ze mną itp. Było cudownie. Zaręczyliśmy się, planowaliśmy założyć rodzinę, kupiliśmy mieszkanie. Bajka. Ale z czasem wróciły stare krzywdzące schematy. Zastał puste mieszkanie. Zabrałam wszystko. Dosłownie wszystko. Wyprowadziłam się jak tego chciał. Na początku był wściekły, miał do mnie żal i pretensje, że odeszłam. Było mi z tym "lepiej", bo utwierdzało słuszność podjętej decyzji. Z czasem pretensje mijały. Zaczął rozumieć gdzie i w czym były błędy. Że dużo po jego stronie. Zaczął mnie przepraszać, zostawiać kwiaty. Starałam się nie wdawać w dyskusje. Uciełam kontakt. Nie odpowiadałam na wiadomosci, nie odbierałam tel, kiedy przyszedł do mnie do pracy wyrzuciałam go. Non stop o tym myslalam i mysle, bo to miał byc "ten". Nawet jesli Was to bawi. Co do terapii, już na poczatku roku prawie mielismy na nią iść, bo uważam że mamy problem z komunikacją. Jednak nie doszło do tego, bo zaczęlo się układać i było ok. Zresztą wtedy On chyba nie za bardzo był do niej przekonany. Dzis jak sam powtarza jest " w czarnej d..." i wie, że jedynie pojscie na terapię może być szansą na bycie razem. Dwoi się i troi, stara się i wiem, że kocha i że mu zalezy na mnie i na nas. I właśnie to, co nas łączy to uczucie, miłość. Ale z mojej strony jest ogromny strach, lęk, brak zaufania, że za x czasu to znów się powtórzy. Że on wybuchnie pod byle pretekstem i ja usłysze epitety w swoim kierunku, bo to "w złosci" lub po alkoholu (okazyjnie). Dużo mnie kosztowało odejscie i jako takie pozbieranie się kolejny raz. Boję się. Zwyczajnie się boję. I pytam Was drodzy Panowie, co jest w męskiej głowie ;)?
  11. JaAga

    :)

    Witam wszystkich, a szczególnie męskie grono w kobiecym dziale. Mam na imię Aga. I nie ukrywam,że głównie na męskie rady i obiektywne spojrzenie tutaj liczę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.