Ja się wychowałem na Hollywoodzie. I tak jak Amerykanie na końcu każdego filmu zawsze wygrywają, tak ja też zawsze wygrywam. Nie tak, jak w filmie, że wchodzę w coś bez wysiłku i nawet kierowca wstaje i zaczyna klaskać. Nie, czasem wymaga to czasu, czy to w pracy, czy w relacjach. Ale zawsze kończy się tak, jak chcę.
Wizualnie gram w tym wypadku znacznie powyżej swojego potencjału, ale zawsze tak było i ostatecznie zawsze wygrywałem.
Założyłem ten wątek, żeby skonfrontować swoje myśli, być może rozproszone, z cynizmem, zepsuciem i doświadczeniem życiowym Braci, bo to najlepsza odtrutka na specjalny płatek śniegu i białorycerstwo. Wszystko uważnie analizuję, z większością się zgadzam, nie przyjmuję to jako recepty, a jako argumenty w sprawie.
Szukam odpowiedzi na pytania o to jak interpretować takie zachowania, czy to jest tylko ordynarne kurewstwo czy jedynie taki okres w życiu, a ja mogę wyciągnąć z tej sytuacji dla siebie również jakieś korzyści. Jeśli uznam wariant pierwszy za prawdopodobny, to odetnę w ciągu 15 minut.
I to będzie zwycięstwo, nie mam co do tego wątpliwości.