Skocz do zawartości

marian_koniuszko.1950

Użytkownik
  • Postów

    80
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

1 obserwujący

O marian_koniuszko.1950

  • Urodziny 03.05.1977

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna
  • Miejscowość:
    gdzieś na północy

Ostatnie wizyty

1918 wyświetleń profilu

Osiągnięcia marian_koniuszko.1950

Kot

Kot (1/23)

43

Reputacja

  1. Witam Wszystkich, którzy obserwowali moją historię. Minął prawie miesiąc od "wielkiego kroku". Czas mija różnie. Raz lepiej raz gorzej, choć wiem, że to jeszcze za krótko żeby cokolwiek powiedzieć. Dni mijają mi dość szybko. Praca, wyjazdy służbowe, czasami znajomi - okazuje się, że mam ich ciągle dość dużo, ale chyba dlatego że to moi znajomi a nie "wspólni" z żoną. Staram się nie pić aloholu, choć czasami piwko lub dwa wypiłem. Sportów nie uprawiam... nie mam na to czasu. Jeszcze za mało jestem zorganizowany. Ale czytam dużo co mi sprawia ogromną radość. Zacząłem też oglądać filmy, które przez lata zbierałem i odkładałem na później. Mam dni kiedy odzywa się we mnie poczucie popełnienia jakiegoś wielkiego zła. Zwłaszcza jeśli chodzi o syna. Utrzymuje z nim ciągły kontakt. Był nawet u mnie na weekend. Było wspaniale. Dopiero teraz czuję jak bardzo się "spinałem" przez żonę. Zawsze ciągła napinka o wszystko. O to żeby się nie ubrudził, nie spocił, nie przejadł albo żeby nie nie dojadał, nie chodził późno spać itp. Bez żony w tle nasz czas upływał na luzie i wcale nie czułem że mały wykorzystuje ten fakt. Po takim spotkaniu czuję się wspaniale. Choć pożegnania są trudne. On jeszcze to mocno przeżywa. Płacze i nie chce mnie puszczać. Płakać mi się chce potwornie. Wtedy jest ciężko... Ale daję radę... Co do żony to... znalazła pracę. Pracuje. Zachowuje się raczej poprawnie, ale każde spotkanie przeplata jakimiś uwagami. Zwłaszcza jeśli chodzi o dziecko - jak tylko coś będzie nie po jej myśli to straszy mnie, że następnym razem jak nie zrobię czegoś jak ona tego chce to nie dostanę dziecka. Generalnie ostatnio napisała mi żebym jednak złożył pozew o rozwód i zakończył tę farsę. W sumie to nie wiem czy już teraz składać papiery, czy poczekać jeszcze miesiąc lub dwa (tak jak mi radził prawnik)? Może to jest jej jakiś test, żeby sprawdzić czy nie pęknę i czy nie będę kombinował teraz z powrotem. Sam nie wiem. Osobiście to chcę mieć już wszystko za sobą. Skończyć to i mieć naprawdę spokój i normalnie zacząć żyć. Tak więc Wasze rady wziąłem sobie do serca i teraz czuje jak bardzo były one dla mnie pomocne, za co bardzo jeszcze raz Wam dziękuję
  2. Tak macie rację... Będzie czasami ciężko... Zwłaszcza jeśli chodzi o syna, ale mam nadzieję, że damy radę - ja i on. Jeszcze dobrze nie dociera do mnie, to co się dzieje z moim życiem. Wszystko jest takie inne. Uczę się być sam. Nawet teraz siedzę i słucham muzyki. Od lat tego nie robiłem, bo zawsze komuś to mogło przeszkadzać... Znowu zaczynam cieszyć się z takich małych przyjemności.. Dziękuje Wam za wsparcie...
  3. Witam braci, dawno nie pisałem, ale postanowiłem nie pisać kolejnych postów dopóki nic się nie zmieni. Jako, że się zmieniło to piszę. Dzisiaj jest pierwszy dzień reszt mojego życia. Jestem już poza domem. Pierwsza noc po odejściu, poza domem. Choć właściwie druga bo pierwszą spędziłem w samochodzie. Ale po kolei... Od czasu moich ostatnich postów, żona raczej nie zmieniła swojej postawy, mimo kilku rozmów jakie przeprowadziliśmy. Obiecywała mi co prawda poprawę, ale czułem że to takie gadanie dla gadania. Czasami odzywała się normalnie, ale w większości czasu była "elektryczna". Ja robiłem swoje - pakowałem i wywoziłem co moje. Było tego niewiele więc nie zajęło mi to za dużo czasu. Ostatni tydzień miałem wyjazdy służbowe, a pokój dla mnie jeszcze nie był gotowy, nie miałem możliwości opuszczenia domu. A ona ciągle naciskała - wyprowadzasz się czy nie? A ja nie bardzo miałem jak.. Miałem wczoraj się już wyprowadzić, ale szczerze mówiąc nie bardzo mi pasowało, bo dzisiaj miałem jeszcze wywieźć resztę klamotów. Syn prosił mnie żebym został z nim do wieczora i poczytał mu. Więc zapytałem ją czy mogę jeszcze jedną noc przenocować. Ona mówi że ze względu na dziecko, bo prosi to tak. Ale długo nie dała rady... po 20 minutach kazała mi się wynosić. Więc pierwszą noc spędziłem w samochodzie. Rano wywiozłem resztę klamotów i zainstalowałem się na nowym lokum. Tak więc koledzy... zaczynam nowy rozdział w moim życiu. Powiem szczerze. Boję się bardzo. Mam straszny bałagan w głowie. Mam tyle wątpliwości... Ale mam nadzieję, że resztę mojego życia przeżyję tak jak powinienem. Pewnie nie raz padnę na pysk i będę płakał, ale wierzę że będzie lepiej. Daję sobie kilka dni na oswojenie się z nową sytuacją, a potem biorę się za siebie. Zacznę porządkować swoje życie. Postanowiłem sobie że zacznę jakiś sport uprawiać. Może zacznę od biegania. Dziękuję Wam za wsparcie jakie od Was dostałem. I dziękuje @Stulejman Wspaniały za otwarcie oczu i wyrwanie z matrixa...
  4. Panowie.. dziękuję... Mówicie słusznie. Mam plan, który jest przemyślany. Ma podstawy osadzone w doświadczeniu ostatnich lat. Nie mogę go teraz w żadnym razie porzucać i zmieniać działania. I nie mogę wierzyć w żadne zapewnia z jej strony. Czyny będą za nią mówić, nie jej słodki głos. Moje pytanie dotyczące próby wejścia w tego typu gierki było okazaniem chwilowej słabości, która wyszła po tej rozmowie. Zmęczenie też już daje mi się we znaki. Ta atmosfera jednak jest ciężka. Szykuje do niej maila, wysyłam czekam na odpowiedź, a na początku września robię desant. ps. miałem dzisiaj dwa obiady - od żony i od teściowej... to już kurwa śmieszne jest...
  5. @Komti dziękuję. Bardzo rzeczowo. Takie rady są cenne. Właśnie skończyłem kolejną rozmowę (z jej inicjatywy). Była faza trzecia tego co napisał @Stary_Niedzwiedz (bez kocham Cię). Z tym, że nie było rozmowy o ratowaniu małżeństwa. Prosiła mnie żebym na razie się nie wyprowadzał. Oczywiście leciały argumenty o dziecku. Że demoluje mu świat odejściem. Żebym został do czasu aż dostanie prace i zacznie pracować. Na moje pytanie czy ma już pracę, powiedziała że nie, ale ma jakąś umówioną (w jakimś bliżej nie określonym terminie), że dostała z UP jakiegoś doradcę i że będzie jej szukać. Żadnych konkretów - w sumie to nie ma co się spodziewać po jednym dniu. Zadeklarowała się że będzie się do rachunków dokładać (ciekawe z czego). Jednak zrobiła mi tą rozmową sieczkę z mózgu. Mimo że twardo i stanowczo mówiłem jej, że ja już decyzję podjąłem, to jednak czuję się gorzej niż po awanturze. Cały czas mnie cisnęła żebym przemyślał sobie decyzję o odejściu na spokojnie itp. Na koniec powiedziałem, że ja jej niczego nie obiecuję, że przemyślę. I tutaj chyba zrobiłem błąd. Teraz czuję, że chyba dałem jej nadzieję, że mogę zmienić zdanie. Odsłoniłem gardę. Mam do siebie straszny wkurw na to. Zastanawiam się jak to dalej rozegrać. Wiem, że powinienem dalej robić swoje. List, wyprowadzka... Wiem, że jak teraz cofnę się o krok to przegrałem. Zastanawiam się jednak czy mogę tę sytuację jakoś na swoja korzyść wykorzystać. Cały czas podkreślam - ja chcę od niej odejść, żadnej innej opcji nie biorę pod uwagę. Ale może gdybym został miesiąc, to czy mógłbym to jakoś wykorzystać jako argument wykazując dobrą wolę w ustabilizowaniu sytuacji. Może mógłbym zrobić tak: dałbym jej kasę w formie przelewu (z zaznaczeniem na potrzeby zaspokojenia potrzeb rodziny), zostanę miesiąc i po miesiącu (dodatkowo wskazując że kolejny miesiąc nie znajduje pracy, bo jakoś nie wierzę że podejmie w tym czasie) robię wyprowadzkę. Skomplikowałoby to sprawę mieszkania. Jest ryzyko, że przestanie ono być aktualne. Ale to jest do sprawdzenia. Co o tym sądzicie? Warto iść w takie gierki?
  6. @Tornado wiem że masz szczere intencje. Pewnie masz swoje doświadczenia, ale dla mnie to jest za radykalne podejście. @Stary_Niedzwiedz chyba cierpliwość, spokój i stanowczość to jedyna forma "walki". Zauważyłem już, jak taki spokój doprowadza ją do szału. Jestem ciekawy co mnie dzisiaj w domu czeka...
  7. poproszę moderatorów o połączenie postów. No to już zaczął się kolejny etap. Rano telefon, że ona nie zgadza się na rozpad rodziny i zaczyna mi wyć w słuchawkę... I użyła argumentu: spisuję testament... ręce mi opadły. No to była agresja, ckliwość teraz będzie szantaż samobójstwem... Emocje mam zapewnione...
  8. Sprawy nabrały tempa. Po kolei. Żona postanowiła się odezwać. Rozmowa była chyba najspokojniejszą jaką miałem od roku. Nie będę opisywał szczegółów, ale generalnie na początku trochę czułem, że próbowała pójść w babskie dąsy. Trochę o latach minionych, że tyle razem itp. Potem że dziecko itp. Ale nie padło z jej ust żadne pytanie, prośba o naprawę czy coś takiego. Czułem że chciała mnie "miękkością" doprowadzić do jakiejś próby ponownego "ratowania trupa". Ale tak żeby to ode mnie wypłynęło. Nie dałem jej dalej mówić w tym temacie i stanowczo (ale spokojnie) powiedziałem jej że NIE CHCĘ Z NIĄ DALEJ ŻYĆ. Jasno wyartykułowałem powody: brak szacunku, lżenie i uporczywe uchylanie się od pracy (dzięki @Brat Jan ). Powiedziałem jak widzę warunki odejścia. Zaczęliśmy rozmawiać o pieniądzach. Ja powiedziałem 500 + dodatkowe koszty na dziecko (zajęcia pozalekcyjne). Ona oczywiście że mało itp. że za co ona ma żyć itp. Ale z racji późnej pory, odłożyliśmy dalszą rozmowę na dzisiaj. Dzisiaj dostałem od niej telefon, że mam ją wykreślić ze swojego ubezpieczenia zdrowotnego - i tu uwaga.... zarejestrowała się w UP. W końcu udało mi się zorganizować kasę na adwokata - byłem. Wrażenia takie 50/50 - usłyszałem w dużym stopniu to chciałem usłyszeć. Poradził mi takie rozwiązanie: - wyprowadzić się (ponoć sąd nie będzie patrzył na to źle jeżeli moje odejście podyktowane jest uspokojeniem atmosfery wokół dziecka) - dogadać z żoną na płacenie miesięcznie jakiś rozsądnych pieniędzy (nie 500), kwoty która będzie maksymalnie niska, a dająca jej przeżyć, - utrzymywać ten stan przez jakiś czas (najlepiej rok) nie składając pozwu, Dzięki takiemu rozwiązaniu, jeżeli dojdzie w końcu do rozwodu (a dojdzie), to będę miał argument, że jeżeli przez ten czas starczyła jej ta kasa to powinna i później. Oczywiście jest to założenie mocno optymistyczne, ponieważ zakłada zgodę żony. A to stoi pod znakiem zapytania. No i oczywiście muszę się liczyć, że ona może wnieść o zabezpieczenie, co będzie wiązać się ingerencją sądu w finanse, a to może być dla mnie niekorzystne, gdyż (jak twierdzi adwokat), na moją niekorzyść jest fakt, że przez tyle lat jednak (mimo braku mojej akceptacji) funkcjonowałem (czytaj płaciłem) w takim układzie. Czyli jak mogłem dotychczas to mogę i teraz. Adwokat zasugerował mi żeby ze swojej strony napisał do niej coś w formie listu, w którym opiszę swoje powody odejścia, propozycję podziału opieki nad dzieckiem, podziału zobowiązań, kwot na rodzinę. Po to żeby mieć podkładkę że się cały czas starłem dogadać. Dzisiaj policzyłem wszystkie rachunki za ostatni rok. Wyliczyłem ile wypada na jedną osobę, podzieliłem tę kwotę na 2 i wyszło mi że dam na dziecko jeszcze 100 jako pokrycie połowy kosztów rachunków jakie wypadają. I tak przygotowany usiadłem do drugiej części rozmowy. Wyliczyłem jej na papierze ile mam kredytów, ile kosztował ostatni rok, ile mi zostanie itp. Zaproponowałem jej 600+100. To miałaby być kwota jaką dostanie ode mnie tytułem zabezpieczenia potrzeb rodziny. Sprawiała wrażenie że ogarnęła to co do niej powiedziałem (choć mogę się jutro przekonać że nie) i ustaliliśmy że napiszemy to na papier. Nie wiem czy jutro jednak nie zmieni zdania i powie że mam bulić jej więcej. Zobaczę. W sumie to zachowywała się bardzo przyzwoicie. Spokojnie. Nawet jak na moją znajomość jej osoby to za spokojnie. Miałem wrażenie że ona pogodziła się z tą sytuacją i przestała kąsać bo widzi, że nic nie działa. Najpierw była agresja, potem ckliwość - a z mojej strony żadnej zmiany zdania.
  9. Ten wątek miał być o groźbach, więc powinniśmy się na tym skupić, a ta sprawa wygląda w tej chwili dość klarownie. Teść okazał się w porządku. Sam mi proponował pokój u siebie. Kasę też mi chciał pożyczyć. Nawet większy samochód na przewiezienie moich gratów - podziękowałem za pomoc, ale nie skorzystałem. Tak jak pisałem wcześniej, nie potwierdził tego co mówiła moja żona, więc chyba jest ok. Mam nadzieję że jednak nie.. Jego świat się zmieni, ale nie zawali. Pewnie będzie ciężko, zwłaszcza na początku, ale mam wielką nadzieję że uda mi się nie spierdolić relacji z nim.
  10. 1. Orbitera? Chyba nie. Ale koleżanki chyba tak. Tylko że one chyba są w odwrotnej sytuacji. Mają raczej dzianych facetów, same chodzą jak zegarki, bo wiedzą że jak tylko otworzą japy to się kasa ukróci. Tylko by bardzo chciały, więc nakręcają moją. A ta słucha.. 2. Tutaj tego nie ma. Uwierz mi. Jej matka od lat ma znią spory. Tak jak pisałem wcześniej - one mają takie same charaktery - dwa drapieżniki na jednym terenie. 3. Tu się zgodzę, choć dla mnie to jest tak nie logiczne na mój rozum, że nie ogarniam tego. Nie mam kasy, ona wie to, przecież od lat wałkuję to na 1000 sposobów. Nie mam i już. A ona ciągle robi wszystko żeby dostać więcej niż jestem w stanie dać. Wie że gówno mam i ciśnie więcej. I nic nie zrobi z tym. Jestem w takim stanie, że zrozumiałbym, gdyby przyszła i powiedziała - dziadujesz, nie zapewniasz rodzinie odpowiedniego poziomu życia - znalazłam kogoś kto mi to zapewni. Ok. Jestem facetem i do do mnie przemawia. Ale ona robi odwrotnie. Myśli że swoim zachowaniem spowoduje że zarobię więcej i jej w zębach przyniosę, kiedy ona będzie leżeć i pachnieć...
  11. Czytałem. Idea słuszna. Tylko to jest ok, kiedy czujesz że ona ma jakieś wątpliwości co do związku, że może zaczyna szukać czegoś innego, nie macie dzieci, które są jej gwarancją. Wtedy możesz to spróbować kontrolować. W moim przypadku nie widzę tego. Chciałem tak pokierować sprawami. Kiedy mnie wyrzucała z domu, mówiłem - wyjdę w pierwszym dniu kiedy złożysz pozew. Mówiłem, jak Ci tak źle to zrób pierwszy krok i złóż pozew. Ale to nie działa. Ona dokładnie wie że jak złoży papiery to będzie musiała iść na kompromisy a nie na wojnę - bo ona zaczęła. W innej sytuacji to ona rozdaje karty (tak przynajmniej myśli). Wie że ja chcę to zrobić jak najszybciej i najbardziej "gładko". Więc to wykorzysta. I w sumie to ona rozdaje karty - ja mieszkam u niej, nie pójdzie do pracy (bo po co?), ja nie przestanę płacić rachunków i na dziecko. I tak będzie to trwało. Bez końca. Będą chwile kiedy będzie próbowała być inna. Zmieni się na jakiś czas - tydzień, dwa, może miesiąc. Uśpi moją czujność, żeby mi potem przypomnieć gdzie moje miejsce (awanturą, kupczeniem dupą, fochem za byle gówno, jak spojrzenie, słowo, gest) - przez lata to przeżywałem. Znam ten schemat dokładnie. Niczego teraz tak nie pragnę, jak bycia bez niej. No właśnie - nie powinien widzieć. A widzi. I sam bierze w tym udział. Ma 9 lat, jest mały, ale robi to. Na siłę każde wyjście z domu zaczyna się od: "Pa mamo, kocham Cię mamo" i nie mam nic do tego że dziecko tak mówi, ale wiem że jak tego nie powie to ona będzie mu robiła sieczkę w głowie, że mamusi nie kochasz itp... Jak tak miałem lata. Tekst - nawet jak się pokłócimy to rano dawaj mi buziaka na wyjście - i robiłem tak. Wkurw, bo cały dzień mnie nakręcała na seks, a wieczorem źle się odezwałem, za długo na kiblu siedziałem i szlaban.. ale rano, kurwa buziak to daj... I właśnie dlatego muszę synowi pokazać że to jest moja decyzja - wyprowadzam się bo nie będę dłużej tolerował takiego zachowania mamusi. Ja z synem mam dobre relacje, dużo rozmawiamy o różnych sprawach. Mówię mu dlaczego tak się dzieje. Mówię mu że ma szanować siebie. Że nie może pozwolić na pomiatanie sobą - w żadnym wypadku (czy w szkole, na podwórku, ale przede wszystkim w relacjach z kobietami)... Mówię, ale pokazuję że jego własna matka może mną pomiatać... I tu powstaje taki dysonans poznawczy dla dziecka... Co ten ojciec mi gada?? Dlatego, uznałem że wyprowadzka będzie formą pokazania mu takiego wzorca. Wyjdę z domu, ale nie z jego życia. Wiem że będzie to strasznie trudne i pewnie nie raz usłyszę od niego słowa, że go zostawiłem, albo coś w tym stylu. Ale nie mam już sił dalej być z tą kobietą...
  12. Tak, od początku małżeństwa czyli 15 lat. Zawsze się zasłania dzieckiem (że do przedszkola, szkoły, obiad ugotować itp, mimo że jest babcia, która chętnie by to zrobiła) albo stanem zdrowia (ale nie ma żadnych grup inwalidzkich czy coś takiego, po prostu kiedyś miała zalecenie od lekarza, żeby za dużo nie dźwigała). Ok, rozumiem taki punkt widzenia. Nawet bardzo się go obawiam... ale... ja mam już ten okres za sobą (bez spania w garażu). Mam z nią jazdy od miesięcy (ponad rok będzie) kiedy mnie wyzywa i podnosi na mnie ręce. Mam nagrane jak mnie wyrzuca z domu. Jak mnie lży przy dziecku. Mam świadków (teściową w domu - jest świadkiem awantur, tego że zapier... w robocie, w domu przez lata zmywałem, prasowałem itp., teścia poza domem, który poświadczy że on też jej próbował załatwić pracę a ona odmawiała). Co jeszcze musiałby zrobić żeby mieć mocniejsze dowody. Im bliżej momentu kiedy mam się wynieść tym więcej mam wątpliwości. Walczę ze sobą jak pojebany. Boję się - bo wiem że może być tak jak pisze @greedozg i wtedy jestem w czarnej dupie. Z drugiej strony, mam rację. Jestem przekonany że mam rację. Robiłem co mogłem żeby jakoś tę rodzinę utrzymać, a spotkała mnie lawina gówna ze strony żony. . W tym wszystkim cholernie brakuje mi kasy. Nie na siebie tylko na prawnika, który by mi dokładnie to wyjaśnił. Ale czuję że i tak by się skończyło stwierdzeniem - ale wie Pan, sąd może zrobić inaczej. Jakoś w kwestii kasy to mam ciągły dramat. Co zarobię to mi coś wypada. I tak do zajeb...
  13. Dziecko to dziecko. Nie ma znaczenia płeć. Ale syn. Wyjadę i ona znowu wygra. Kasa płynie, mnie nie ma. Potem powie że zostawiłem dziecko dla pieniędzy. Najpierw rozwód. Będę w miarę blisko przy dziecku. Pracę mam dobrą tu na miejscu. Nie chcę nigdzie wyjeżdżać.
  14. Ad 1 wyprowadzka bo oszczędzam dziecku awantur Ad 2 nikt o tym nie wiem. Mój błąd ale tylko ja o tym wiem. Ad 3 konsekwencja jej postępowania. Brak szacunku, brak odpowiedzialości za finanse rodziny. Niechęć do pracy. Podnoszenie na mnie ręki w obecności dziecka, wyzwiska. Wyprowadzka do garażu wydaje mi słabym ruchem. Ona podniesie to do rangi śmieszności. Poza tym ja nie chcę z nią żyć. Muszę to skończyć bo innej drogi już nie widzę. Może robiłbym takie szopki gdym chciał ją postraszyć, postawić do pionu. Ale już mi się nie chce tego ciągnąć. Wyczerpałem już swój zasób cierpliwości. Jak wcześniej pisałem - teściowa to ma swoje za uszami, ale ja z nią nie wojuje. Ona trzyma moją stronę. Jedynym agresorem jest moja żona. Z teściami już sprawę wyjaśniłem. Są za mną, zadeklarowali się że jak będzie potrzeba to w sądzie będą świadczyć prawdę.
  15. Chce ponosić koszty dodatkowych zajęć dziecka. Nawet obiecałem mu że będę go na nie woził, bo wiem że ona tego nie zrobi. Dotychczas jak nie mogłem tego zrobić to ona nie kwapiła się do tego. Na początku to nawet jeździła autobusem ale potem już było to dla niej niewygodne. A młody bardzo je lubi. W pozwie podam zatem te 500.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.