Skocz do zawartości

Cortazar

Starszy Użytkownik
  • Postów

    2052
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    1
  • Donations

    0.00 PLN 

Wpisy na blogu opublikowane przez Cortazar

  1. Cortazar
    Witajcie!
     
    Będąc małym chłopcem wiele razy wystawiałem cierpliwość moich zapracowanych rodziców na próbę zadając im całe mnóstwo
    niewygodnych i podchwytliwych pytań. Zarówno treściwe jak i zbywające odpowiedzi i tak mi nie wystarczały więc notorycznie
    musiałem dopytywać 'a dlaczego?', 'a po co?', 'a czemu?' itp.
     
    Zapracowani rodzice nie chcąc zostawić swojej pociechy w niewiedzy a może i w poczuciu bezsilności w próbach zaspokojenia mojego
    głodu wiedzy podrzucili mi książeczkę zatytułowaną 'Dlaczego sól jest słona'. Poza tytułowym pytaniem było jeszcze wiele innych
    ciekawych pytań i oczywiście odpowiedzi na nie. Z tego co pamiętam wchłonąłem całkowicie w wyjaśnianie zagadek mojego dzieciństwa.
    Musimy tutaj zaznaczyć, że były to czasy mrocznych lat 80-tych bez smartfonów i internetu aczkolwiek z dostępem do publicznych bibliotek
    i księgarń.
     
    Książeczka ta zmieniła moje postrzeganie świata. Stała się symbolem źródła wiedzy wszelakiej. Po niej następowały kolejne i kolejne.
    Przestałem zadawać pytania moim rodzicom, no dobra, nie przestałem ale zawęziłem krąg do pytań na temat książek.
     
    Pytania, pytania i jeszcze raz pytania. Gdy sami pytamy to wszystko wydaje się być w porządku, jakoś tak łatwiej, gorzej gdy to nas pytają. Wtedy niewiadomych pojawia się więcej. Czy znamy odpowiedź, czy chcemy jej udzielać, jak jej ewentualnie udzielić, czy udzielić jej od razu, czy może później?
    A zatem znowu pojawiają się pytania. Paradoksalnie im starsi jesteśmy tym tych pytań jest coraz więcej. Im starsi jesteśmy tym
    tych pytań zadajemy więcej sobie niż innym. Im starsi jesteśmy tym mniej odpowiedzi oczekujemy od innych a więcej od siebie.
     
    A dziś pisząc to zadaję sobie pytania: 'dopisać coś jeszcze?', 'Wstawiać to na bloga czy wrzucić do szuflady?', 'przyjemnie jest móc spokojnie pisać sobie w przytulnym miejscu nie martwiąc się o nic i z delikatnym uśmieszkiem w kąciku ust patrzeć na regały książek dające tyle
    odpowiedzi.'
     
    No dobra, to ostatnie to nie było pytanie. Ufff!
     
     
     
     
  2. Cortazar
    Witajcie!
    Stosunkowo niedawno zainteresowałem się dość szeroko pojętym określeniem 'fantastyka', choć bardziej mam tu na myśli literaturę fantastyczną ale również filmy fantastyczne, z którymi zetknąłem się już w czasach szkoły podstawowej.
     
    Zapewne nie tylko ja literaturę fantastyczną mógłby podzielić na:
    - https://pl.wikipedia.org/wiki/Fantastyka_naukowa
    - https://pl.wikipedia.org/wiki/Fantasy
    - https://pl.wikipedia.org/wiki/Horror
     
    Samo rozróżnienie wydaje się być dość oczywiste i łatwe w interpretacji. A jednak będąc dzieciakiem ze szkoły podstawowej, nieukształtowanym jeszcze światopoglądowo miałem z tym pewien problem. Zacznijmy od dwóch filmów z tamtych lat.
    'Gwiezdne wojny' z niesamowitymi jak na tamte czasy efektami specjalnymi, podróżami kosmicznymi, mieszkańcami różnych planet, różnych układów słonecznych, osiągnięciami technologicznymi, działami plazmowymi itd itd.
    'Niekończąca się historia' z olbrzymim włochatym i latającym psem, z którym po magicznych krainach podróżuje mały chłopiec.
     
    Z jednej i z drugiej strony coś nieprawdopodobnego, niesamowitego, odrealnionego i wymykającego się wszelkim zasadom znanego świata. Obie historie równie wciągające i równie działające na wyobraźnię oraz sprawiające wrażenie prawdziwości. No bo skoro ogromnych rozmiarów statki kosmiczne mogą podróżować z prędkością nadświetlną to niby dlaczego wielki włochaty pies nie mógłby latać? Dlaczego niby można walczyć mieczem składającym się z kolorowego światła i wydającym odgłos tostera a nie miałaby istnieć postać pożerająca skały?
     
    W literaturze fantastycznej możemy zaobserwować dwa rodzaje postrzegania mające jednak ten sam efekt.
    Starszy mężczyzna z siwą, długą brodą odziany w strój przypominający worek po ziemniakach, przepasany sznurkiem, z zawieszonym przez ramię chlebakiem strzela promieniem świetlnym z patyka służącego mu głównie do podpierania się podczas wędrówki pieszej.
    Młody, wysoki, wysportowany mężczyzna, ubrany w mundur, z wojskowym plecakiem na plecach strzela świetlnym promieniem z ultranowoczesnego karabinu plazmowego skonstruowanego z najwytrzymalszych stopów metali rzadkich.
     
    Obaj są ubrani, obaj mają patyki i obaj z nich strzelają. Pojmowanie i percepcja świata wydają się te same. Zazwyczaj podstawą jest zniszczenie lub uratowanie świata. Do umysły ścisłego zapewne bardziej przemówią elementy matematyki, fizyki czy astronomii. Z kolei umysł humanistyczny wybierze magię, czary, zaklęcia i eliksiry.
     
    Któż z nas nie chciałby na swej życiowej drodze spotkać tajemniczych rusałek, świetlistych aniołów, latających jednorożców, wyroczni?
    Któż z nas nie toczy walk z demonami, trollami, orkami i innymi piekielnymi istotami. Każdy z nas zapewne odbył nie jedną kosmiczną podróż wgłąb siebie napotykając po drodze jasne siły dobra i ciemne siły mroku, wspierające istoty świetlne i mroczne potwory pochłaniające energię.
     
    Zarówno magię jak i technologię można wykorzystać w taki sam sposób, dlatego nie rozstrzygam sporu pomiędzy sci-fi i fantasy. Obydwa uważam za elementy tej samej gry mającej miejsce we współczesności i teraźniejszości. Obydwa też są elementami naszego świata zewnętrznego i wewnętrznego. Oba światy mamy w sobie ale każdy z nas postrzega je na swoim własnym, osobistym poziomie.
     
    Pozornie odrębną kategorią jest świat przedstawiony w scenerii post apokaliptycznej (postapo), zazwyczaj po kataklizmie, który zniszczył większość świata i ludzi. Tutaj świat sci-fi oraz fantasy w połączeniu ma spore pole do manewrów. Dodając do tego elementy z Biblii, czyli pierwszej w znanych dziejach ludzkości książki fantastycznej (nie zjedzcie mnie za to), otrzymać możemy całkiem ciekawą wizję świata przyszłości. Szczególnie do gustu przypadła mi trylogia 'Komornik' Michała Gołkowskiego, który w mistrzowski sposób łączy wszystkie te kategorie okraszając je zniewalającą dawką każdego rodzaju humoru.
     
     
     
     
     
     
  3. Cortazar
    Witajcie!
     
    Temat strefy komfortu ciąży mi na wątrobie już od jakiegoś czasu. Nie do końca wiem jak go ugryźć ale też nie chcę wykrwawiać się w nowym temacie. Naskrobię co nieco tak z pewnym chaosem żeby zbyt łatwo się wam nie czytało i coby zobrazować własne bolączki, tęsknoty i zagwostki. Planuję szersze wynaturzanie się i rokuje sobie ku temu casus 'bo tak', więc będę rozwlekał się i skracał kiedy uznam to za stosowne. No wiecie, takie tam samo dowartościowywanie się własne i osobiste.
     
    Czym zatem jest strefa komfortu? W skrócie: To takie magiczne coś gdzie jest nam dobrze, gdzie czujemy się bezpiecznie i gdzie chcemy przebywać jak najdłużej bo jest nam tam dobrze i czujemy się bezpiecznie. Czy jest to mieszkanie 50m kwadratowych? A może 300 metrowy dom? A może jakiś kawałek suchego miejsca pod mostem? A może 50 mieszkań w różnych częściach świata? A może to nic fizycznego? Może to stan umysłu? Zapewne z każdego po troszkę, zależy kto pyta.
     
    Czy można strefę komfortu przyrównać do orgazmu? Najpierw uruchamiamy wyobraźnię, jakaś gra wstępna. Następnie trzeba popracować fizycznie a często nawet się spocić podczas tej pracy. I wreszcie spełnienie, tryskamy szczęściem, radością i miłością. Można się odwrócić na drugi bok i zaspokojony, usatysfakcjonowany zasnąć snem sprawiedliwego. Czyż nie brzmi jak strefa komfortu?
     
    Trzy proste kroki. Plan, realizacja, bycie szczęśliwym. Łatwizna.
     
     
     Moment kiedy chcemy wejść do niej zaczyna skomplikowany proces układania sobie puzzli w głowie. Jeśli ustalimy sobie, że w tym miejscu będzie nam dobrze fizycznie to musi tam być dobrze również psychicznie. A nawet odwrotnie. Moja pokręcona logika tak to sobie wydedukowała. No bo przecież chyba nie chodzi o to żeby króliczka tylko gonić a samo złapanie psuje całą zabawę? Czy może chodzi? Mieć cel i dążyć do niego przez całe życie, nie patrzeć na boki, nie myśleć o pierdołach, depresjach, nałogach. Osiągasz go i pyk, game over, wygrywasz bilet do nieba, przechodzisz do kolejnego etapu, zaczynasz kolejną grę w innych nieznanych warunkach.
     
    Od pacholęcia dążyłem do zdobycia własnego lokum, miejsca gdzie będę mógł robić co mi się podoba i gdzie nikt nie będzie mi mówił co mam robić. Mój jest ten kawałek podłogi i chuj wam w dupę, robię co chcę i takie tam.
     
    Z rodziną jest fajnie, sami najbliżsi, miłość aż tryska uszami, wieczna kontrola, a po co ci to, a weź tego nie rób, co ludzie powiedzą, w kościele już byłeś, jeszcze zobaczysz jak pójdziesz na swoje. A ja, że właśnie już tylko na to czekam. No i żem się doczekał.
     
    Gdy wchodzisz z chodnika na jezdnię jesteś jak intruz. Może i nie chcą cię przejechać ale każdy trąbi jak pojebany i wszyscy by chcieli żebyś tylko jak najszybciej spierdalał. Żebyś im nie przeszkadzał bo oni tu byli już wcześniej a ty się nagle pojawiasz i kurwa co? będziesz tu rządził? A z jakiej racji? Tobie też nikt nie powiedział, że jak się pojawisz to cię poklepią po plecach ale i nikt nie mówił, że cię strąbią i przegonią. Przecież niczyjej posady zajmować nie planowałeś, nikogo podsiadać też nie chcesz. Chcesz tylko pokazać, że uczyłeś się pilnie, umiesz już takie fajne rzeczy robić sam, tego wymagaliście to proszę was bardzo. Skąd zatem ta nienawiść na samym starcie? Czyżby to było wejście do cudzej strefy komfortu? No ja ze swojej to też bym pogonił.
     
    Czy opuszczając rodzinny dom opuszczamy strefę komfortu czy ją zyskujemy? To samo z bliskimi, przyjaciółmi, dziewczynami? Opuszczając ich tracimy czy zyskujemy? Gdzie kryje się strefa komfortu, gdzie jej granice? Jak je określić i jak zbilansować? Na czym je oprzeć i jak je wyostrzać?
     
    (Co ty takie pytania zadajesz, weś zgaś telewizor i kłać się spać bo jutro cza do kościoła wcześnie wstać, ja włosy muszę umyć i żeby mi wyschły).
     
    No dobra, załóżmy, że wydaje nam się, że w końcu udało nam się określić pewne ramy naszej strefy komfortu. Dążymy do uzyskania jej minimalnego poziomu a z czasem będziemy go jakoś powiększać. No dobra, załóżmy, że mamy już pewien poziom naszej wyśnionej a jednak realnej strefy komfortu. Czujemy spełnienie, siedzimy bezpieczni a miodek i mleczko leją się z nieba strumieniem. Co dalej?
     
    Gra się nie kończy, awatar ten sam, punkty się nie zerują więc trzeba grać dalej. Czy kolejnym etapem będzie WYJŚCIE ze strefy komfortu?
     
    Tyle zachodu, pracy, cierpienia, wyrzeczeń i potu i trzeba to wszystko powtarzać? Ale jak to? Tam jest tak ciepło, milutko, bezpiecznie i mam to zostawiać tak sobie i już? Dążyć do kolejnej strefy komfortu czy może do tej samej co wcześniej?
     
    O co tu chodzi z tym opuszczaniem strefy komfortu? (Pytanie jest w pewnym sensie retoryczne ale tylko w pewnym więc chętnie poczytam wasze odpowiedzi jeśli je macie.)
     
    Poz dr O! I do zoo!
     
     
     
     
     
     
     
     
     
     
  4. Cortazar
    Zamek
     
    Kupiłem zamek.
    Ma mnóstwo klamek.
    Jest ogród, sporo zieleni,
    W sumie 8 hektarów przestrzeni.
     
    Szwendam się po nim samotnie
    Krążąc myślami ulotnie.
    Przemierzam komnaty, strzygę trawniki.
    Jestem kimś czy może nikim?
     
    Wtem dzwonek dźwięczy u pasa
    Wybija z wędrówki po czasach
    Gdzie chmury myśli ulotnych
    Szeptały do uszu samotnych.
     
    Odbieram niechętnie i słyszę
    Coś czego nie chcę, nie ciszę.
    I wiem już, że mimo tej posiadłości
    Nie umknę od rzeczywistości.
     
     
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.