Witajcie Bracia!
Zacznę może tak; Gdy miałem 17 lat moi rodzice wysłali mnie na "obóz" (Nazywał się Oaza i odbywał się w miejscowości Sucha). Gdy dojechałem na miejsce okazało się, że są to jakiś kościelny wyjazd. Przez następne 3 tygodnie były msze ( tzn. takie spotkania w kaplicy), modlitwa przed każdym posiłkiem oraz zajęcia organizowane przez animatorów. Było to kompletne odcięcie od świata, nie można było mieć telefonów komórkowych, żadnej telewizji itd. Na koniec tego "obozu" odbywała się ceremonia w kaplicy, po czymś w rodzaju mszy każdy wychodził na środek klękał, dookoła niego ustawiali się 2 księży i kilku animatorów i przez chwilę coś mamrotali po czym wstawałeś i... z tego co pamiętam wracało się do ławki i klękało dopóki wszyscy tego nie przeszli. Więcej nie pamiętam bo było to sporo lat temu. Byłem tam prawie najstarszy, jeden koleś był rok starszy a reszta była w wieku ok 13-15. Po powrocie do domu byłem bardzo zły na rodziców, że mnie tam wysłali, a oni mówili, że nie wiedzieli że to tak będzie wyglądało. Potem o tym zapomniałem i żyłem sobie dalej. Po latach zainteresowałem się rozwojem osobistym i chciałem między innymi zbudować solidną pewność siebie. Robiłem notatki ze swojego życia żeby się lepiej poznać i im dłużej nad sobą pracowałem tym gorzej się ze sobą czułem, nie wiedząc co jest grane. Po pewnym czasie było ze mną tak źle, że rozważałem samobójstwo i tych myśli nie mogłem się pozbyć... Skończyłem z owym "rozwojem osobistym" i stwierdziłem, że teraz nie po co mam się tak spinać non stop źle się czuć i zacząłem imprezować. Szybko to przerodziło się w zwykłe chlanie i ćpanie. Przez kolejnych kilka lat były próby zerwania z tym życiem i tak zwanym ogarnięciem się. Były przerwy z nałogami, próby chodzenia na siłownię i basen i lepszego odżywiania. Jedyna rzecz która szła cały czas do przodu była praca. Teraz wracając do meritum. Niedawno z audycji i książek Marka ( bardzo Ci za nie dziękuje) dowiedziałem się o czymś takim jak rytuał i o jego wpływie na podświadomość oraz że kościół bazuje na poczuciu winy co w uproszczeniu można nazwać nienawiścią do samego siebie. Wtedy przypomniał mi się tamten wyjazd i ceremonia. Tu mam kilka pytań do Was. Czy ktoś słyszał o tych wyjazdach? Czy ktoś wie na co taki rytuał mógł mieć wpływ? Czy może ktoś polecić książki, artykuły itp. gdzie szerzej jest opisany taki proces (wiem, że Marek w swojej książce wspomina o tym)? Pytam ponieważ chciałbym "przebić" tamten rytuał (o ile dobrze myślę i kojarzę fakty.
Z góry dziękuję za zainteresowanie tematem.
Pozdrawiam.