Skocz do zawartości

crystal

Użytkownik
  • Postów

    177
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    100.00 PLN 

Treść opublikowana przez crystal

  1. To prawda. Uczę się tego. Projektor ma silną potrzebę docenienia przez innych za to co robi i jaki jest. Jeśli do tego dodamy niskie poczucie wartości, łatwo można stać się tzw. "people pleaser".
  2. @meghan Dziękuję za Twój komentarz i za podzielenie się swoją historią i przemyśleniami. Fakt, cierpiętnictwo mamy przekazane w genach - kiedyś po prostu nie było innego wyjścia, jak dać sobie radę. Teraz już jest inaczej, ale nawyki zostały. Z tą grypą to prawda - nie tylko jest tak też w mojej rodzinie, ale też wśród znajomych i w miejscach pracy, które miałam okazję poznać. Może jedynie sytuacja covidowa zmieniła trochę ten stan rzeczy - teraz pracodawcy już nie patrzą tak przychylnie na kichających pracowników. Wspaniale, że postanowiłaś postawić granice i nie pomagać w przyszłości bratu swoim kosztem. Gratuluję takiej zmiany, wiem jak trudne bywa odmawianie. Ale warto podjąć trud i stanąć za sobą. @bzgqdn Dzięki za komentarz! Nie łatwo jest wrócić do ćwiczeń, mam nadzieję że Tobie się udało, a kręgosłup już tak nie dokucza. @Spokojnie Dziękuję za komentarz. Tak, stres może być przyczyną tak wielu chorób i bóli w ciele, że to aż niesamowite. Mniej stresu to zdrowsze ciało, a co za tym idzie zdrowa głowa.
  3. Żałuję, że nie udało mi się napisać w taki sposób, by przekaz był zrozumiały. Jednak ten blog to bardziej mój pamiętnik, niż miejsce przekazywania wiedzy. Możliwe, że dla kogoś zaawansowanego w HD tekst okaże się bardziej przystępny. Haha. Śledzionowe lęki mogą w jakimś sensie blokować czakram umysłu a nawet Wyższego Ja, to prawda. Chociaż w tym przypadku zdecydowanie "wina" leży po mojej stronie, tekst nie należy do prostych w odbiorze. To sygnał dla mnie, by w przyszłości inaczej przelewać myśli na wirtualny papier.
  4. Dzisiaj napiszę o czakrze śledziony, która odpowiada za instynkt przetrwania, za zdrowie fizyczne, poczucie bezpieczeństwa. To właśnie śledziona ostrzega przed zagrożeniami, a robi to za pomocą lęku. Bo lęk nie jest zły w samej swojej istocie - on działa jak osobisty radar, który wysyła sygnał, kiedy coś zagraża naszemu życiu. Śledziona działa w tu i teraz, dla niej nie istnieje przeszłość czy przyszłość, dlatego jej instynktowny, cichy głos dotyczy jedynie tego, co dzieje się w chwili obecnej. Śledziona nie odpowie, czy coś jest dobre, nie pozwala na refleksje nad tym co wydarzyło się kiedyś - ona jedynie ostrzega przed zagrożeniem. Zna tylko słowo "nie". A przynajmniej tak sobie wyobrażam działanie tego niesamowitego czakramu - bo u mnie śledziona jest niezdefiniowana, a na dodatek nie mam w niej aktywnej żadnej bramy. To oznacza, że wszystkie lęki które odczuwam nie są moje. Jestem stworzona, by nie odczuwać strachu, a nie by bać się wszystkiego po kolei. Łatwo powiedzieć, trudniej zastosować - szczególnie, kiedy "fałszywe ja" (w HD: not-self) wiedze prym. Nauczono nas, że właśnie fałszywe ja jest nami i tak sobie trwamy, starając się zaspokoić pragnienia, których nawet nie umiemy właściwie odczytać czy określić. By osiągnąć stan w którym nie będę tak lękowa, muszę jednak wciąż nad sobą pracować, nie dawać strachom kontroli nad moim ciałem. Muszę przyznać, że lata pracy nad sobą dało dobre efekty - na pewno więcej niż zadowalające. Jeśli ktoś będzie ciekawy metod, które stosuję i które wypróbowałam - proszę o komentarz. Gdybym miała aktywną chociaż jedną bramę na śledzionie - to właśnie zawarty w niej temat byłby obecny w moim życiu. Tymczasem jednak, mając ten czakram "otwarty", doświadczam wszystkich rodzajów lęku po kolei. Plus jest taki, że żaden z tych lęków nie zagnieżdża się we mnie na stałe - raczej zmieniają się jak w kalejdoskopie. Przykład moich lęków śledzionowych można znaleźć w tym temacie, założonym przeze mnie kilka lat temu: Jeśli chodzi o niezdefiniowaną śledzionę, to wpędzanie w spiralę lęku nie jest jej jedyną "supermocą". Wielką pułapką, w którą można wpaść przez ten czakram, jest przywiązanie do osób, u których śledziona jest aktywna, zdefiniowana. Byłam w niemałym szoku, kiedy zdałam sobie sprawę, że praktycznie każdy z moich partnerów życiowych miał tę śledzionę bardzo silną. Tak samo członkowie mojej rodziny. Poczucie bezpieczeństwa, jakie daje mi przebywanie w otoczeniu osoby ze zdefiniowanym czakramem śledziony jest niebywałe. To właśnie przez to nie byłam w stanie przez lata zerwać toksycznej relacji, w której byłam ofiarą przemocy. Kompletnie nie rozumiałam, dlaczego mimo że ten człowiek mnie krzywdzi, nie potrafię się bez niego obejść zbyt długo. Wielokrotnie gdy odchodziłam i próbowałam się odizolować, paraliżował mnie strach, zaczynały się dziwne reakcje w ciele - np. nerwobóle czy problemy z oddychaniem. To wszystko, połączone z jego utwierdzaniem mnie w przekonaniu, że bez niego jestem nikim oraz sukcesywne odsuwanie ode mnie wszystkich życzliwych mi osób, sprawiało że wracałam, a jednocześnie stawałam się od tego coraz bardziej chora i zniszczona wewnętrznie. To jak nałóg - niezdefiniowana śledziona sprawia, że wracamy do tego, co koi nasze lęki, nawet jeśli jednocześnie degraduje nasze wnętrze i zdrowie fizyczne. Oczywiście, należy sobie wyjaśnić jedno - nie każda osoba ze zdefiniowaną śledzioną jest złem wcielonym - wprost przeciwnie. Po prostu istnieją też narcyzi, psychopaci, czy osoby zaburzone, które ten czakram posiadają. Jego energia jest jak puder czy maska na zło, które mają w sobie. Jak lep na muchy, magnes. Sprawia, że relacja z taką osobą jest więzieniem - które co prawda oddziela od strachu, daje bezpieczeństwo, ale odbiera wolność. Dodatkowo jestem projektorem - a projektor ma aurę sfokusowaną, która bez przerwy skupia się na drugiej osobie, jednocześnie pobierając od niej energię i potęgując ją. To sprawia, że projektorzy powinni z wielką rozwagą wybierać osoby, z którymi przebywają - leczenie, pozbywanie się tych energii, to proces bolesny i długi. Objawy opisane przeze mnie w wyżej wklejonym wątku był spowodowany właśnie takim oczyszczaniem po relacji. Oczyszczaniem, które zajęło mi kilka długich lat i trwa nadal. Uważajmy na to, kogo dopuszczamy do siebie i na jakie wpływy się wystawiamy. Dla zainteresowanych - lęki śledziony: 48 - Lęk przed tym, że nie mamy w sobie głębi. Lęk przed niemożliwością znalezienia wyjścia z sytuacji, rozwiązania problemu. 57 - Lęk przed tym, co niesie przyszłość. 44 - Lęk przed przeszłością. Lęk, że to co wydarzyło się w przeszłości może się powtórzyć. 50 - Lęk przed braniem odpowiedzialności. Lęk przed zbyt dużą odpowiedzialnością. 32 - Lęk przed poniesieniem porażki. 28 - Lęk przed śmiercią. Strach, że umrzemy, nie poznając znaczenia naszego istnienia. 18 - Lęk przed oceną. Lęk przed autorytetem.
  5. Zapewne w wielu polskich rodzinach był podobny schemat wychowania - trzeba być skromnym, poświęcać się, nie narzekać, zaciskać zęby. Za wytrwałość i ciężką pracę będzie zbawienie - co prawda nie wiadomo kiedy, ale będzie. Tak bardzo jesteśmy nauczeni harówy, że powodem do wstydu stało się przyznanie przed sobą i przed innymi - jest mi ciężko, nie dam rady. Do refleksji nad tym tematem skłoniła mnie wiadomość od koleżanki z pracy - osoby, którą bardzo cenię i mam z nią dobry kontakt, jednak nie jesteśmy szczególnie blisko. Możliwe nawet, że z mojej winy, bo przez ostatnie lata przechodzę przez czas wycofania i izolacji, bardzo trudno przychodzi mi nawiązywanie i podtrzymywanie relacji. Wracając jednak do sedna - od dwóch tygodni zmagam się z bólem kręgosłupa. Po prostu z tym żyję, starając się wykonywać swoje obowiązki, chociaż w najcięższych dniach wracając do mieszkania po prostu kładłam się na podłodze i leżałam tak bez ruchu godzinami, na nic innego nie pozwalał mi ból. Nie uważam się przy tym za cierpiętnicę, nie użalam się - nie tego jestem nauczona. Nikt z rodziny (z którą obecnie mam kontakt telefoniczny) słysząc o moim problemie nie powiedział "hej, może powinnaś zająć się zdrowiem i skorzystać z L4?". Po prostu nie ma wśród moich bliskich tradycji dbania o zdrowie, tak jakby była to ogromna słabość i wada - chorować i czuć się słabo. Co gorsza, nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego deficytu, z tego braku umiejętności dbania o siebie. Przepracowywanie się było dla mnie jak powietrze. Do czasu, kiedy otrzymałam od wspomnianej wyżej koleżanki z pracy wiadomości z pytaniem - czy umówiłam się już do fizjoterapeuty? Odpisałam, że nie, że brakuje mi czasu. A ona zaproponowała mi pomoc finansową. Wtedy coś we mnie pękło, rozpłakałam się. Poczułam, że otrzymałam od kogoś troskę, której brakowało mi przez cały okres dorastania. Troskę, której wciąż pragnę, mimo że jestem już dorosłą kobietą - i sama mogę, a nawet powinnam sobie tę troskę sobie okazać. Oczywiście nie brakuje mi pieniędzy, a właśnie zdrowych nawyków. Umówiłam się do tego fizjoterapeuty.
  6. To dobrze, że jesteś sceptyczny - to bardzo zdrowe podejście. Najpierw wiedza, a potem praktyka, żeby sprawdzić czy pozyskane informacje znajdą zastosowanie w życiu, czy okażą się prawdziwe dla nas.
  7. Ciekawe doświadczenie i wyraźnie pokazuje, że praca nad sobą to konieczność, by zmienić koleje swojego losu - nikt tego za nas nie zrobi.
  8. @Spokojnie Dzięki za Twój komentarz. Może jest tak, że nasilenie tego typu sytuacji ma Ci coś uświadomić i pokazać - że właśnie nad tym powinieneś teraz popracować, bardziej cenić swój czas i swoją energię. Niestety, jeśli mamy wbudowany wzorzec bezinteresownej pomocy, pewne rzeczy robimy z automatu, będąc dawcami przyciągamy biorców. Zmiana nawyków to proces - ja nad tym pracuję już od lat i obecnie stosunkowo rzadko pakuję się w takie sytuacje. Ale wystarczy chwila zapomnienia i też wpadam w ten schemat. Najważniejsze, że jesteśmy tego wszystkiego świadomi - mamy szansę to zmienić. Ciekawi mnie Twoje działanie jako wolontariusz - opisywałeś już to gdzieś na forum? Czy Ty też jesteś projektorem? Sprawdzałeś może swój bodygraf?
  9. Pewnie, jestem profesjonalnym oceniaczem profili, gwarantuję skuteczność porad i 80% więcej odpowiedzi od kobiet
  10. Ile to już lat uczę się o Human Design i staram się postępować zgodnie ze wskazówkami tego systemu? Pięć? Sześć? Dokładnie nie pamiętam, ale to już całkiem spory kawałek czasu. A mimo to wciąż zdarza mi się zapomnieć o tym co najważniejsze. Dla projektora absolutną podstawą jest czekanie na zaproszenie - do rozmowy, do relacji, do biznesu. Musi być ono personalne, wynikać z tego, że ktoś rozpoznaje w nas te cechy i wartości, za które chcemy być doceniani i dostrzegani. Za nasze talenty, za widzenie szerzej, za trafne porady, za umiejętność prowadzenia innych do dobrych dla nich decyzji. Taka osoba musi też darzyć nas szacunkiem, a nie traktować jak źródło darmowej wiedzy czy umiejętności. Na drodze projektora staje mnóstwo osób, które widzą w nim jakąś korzyść. I chcą tą korzyść zagarnąć dla siebie, chcą móc z tego czerpać, nie dając nic w zamian. Bo jak to - to ja mam płacić za poradę? Mam się odwdzięczać? Za takie BYLE CO? Za zwykłą rozmowę? Prostą drogą do spotkania takich ludzi i do bycia wykorzystanym jest... proponowanie pomocy! Niestety, jest wiele osób, które po otrzymaniu pomocy nie dziękują, a jedynie proszą o więcej. Dzisiaj na jednej z grup Facebookowych pojawił się anonimowy post od niespełna trzydziestoletniego chłopaka. Opisywał tam, że nie może znaleźć partnerki, mimo że bardzo by chciał. Twierdził, że nie ma pojęcia co może wpływać na taki stan rzeczy - opowiadał, że wyglądem nie straszy, wykształcenie posiada, humor i inteligencja również na miejscu. To wywołało we mnie współczucie, więc odezwałam się w komentarzu, chcąc mu pomóc. Ten młody mężczyzna zapytał, czy może mi wysłać screena swojego profilu z portalu randkowego do oceny. Zgodziłam się. Po krótkiej chwili na moją skrzynkę wpadła wiadomość - odczytałam, doradziłam. Bardzo się starałam, chciałam pomóc - całkiem bezinteresownie. Myślicie, że mi podziękował? Ha! Niedoczekanie. Kolejna wiadomość brzmiała... "Czy zredagujesz mi ten opis, tak by był odpowiedni?" Moje palce już powędrowały po klawiaturze, a podświadomość zareagowała szybciej niż myśli - prawie krzyczała wewnętrznie "TAK, TAK! Pomogę Ci, bo kocham pomagać, zrobię to za darmo i bez podziękowań, bo taki ze mnie dobry człowiek!". W rzeczywistości to tylko moje projektorskie, fałszywe przystosowanie - całe życie myślałam, że jeśli będę dobra i będę robić wszystko dla wszystkich, to w końcu ktoś mnie doceni. Mhm... Odpisałam w bardzo grzeczny sposób, że nie zredaguje mu opisu, bo to brzmi już jak zlecenie, a ja się staram być asertywna. Dodałam też, że nawet nie podziękował za moje porady, więc tym bardziej nie będę teraz poświęcać mu czasu. Spodziewałam się przeprosin i podziękowań, a zamiast tego przeczytałam: "Asertywność polega na odmawianiu czegoś, czego nie chcemy, a nie na odmawianiu pomocy". Kurtyna.
  11. crystal

    Pomiędzy

    Utknęłam pomiędzy - pomiędzy "dobrze" a "źle". To taka strefa buforowa. Łatwo w tym miejscu ugrzęznąć, bo nie jest wystarczająco źle, żeby chcieć się wyrwać ze szponów cierpienia, a jednocześnie nie dość dobrze, by ruszyć naprzód z energią i motywacją. Zmiana to proces, wiedziałam o tym od początku, ale dopiero od pewnego czasu czuję to całą sobą. Ten proces mnie zachwyca, chociaż często męczy i spycha na skraj wytrzymałości, na kolejny ciężki do zdobycia szczyt, w kolejny ostry zakręt. Potem chwila oddechu, moment spokoju i wdzięczności za kolejny postawiony krok na drodze do siebie. Siebie prawdziwej. A za rogiem następna ścieżka, następna nauka do przyswojenia, wyzwanie któremu trzeba stawić czoła. Jakoś mnie ten los często kieruje w miejsca niedostępne - zarośnięte krzakami, pełne wybojów. Ale takie niezbadane zakątki to niesamowita okazja do ujrzenia cudów, obszarów nietkniętych i ukrytych. Jestem pomiędzy i jestem powolna. Och, ile rozpaczy przysporzyła i nadal czasem przysparza mi moja powolność, opieszałość. A jednocześnie jak ratująca życie jest, kiedy daję sobie do niej prawo. Tak długo przemocą wymuszano na mnie działania i decyzje, że zaczęłam sama się do nich zmuszać, biczować, przyspieszać. Ilu z nas stało się ofiarami nieukochania, nieuszanowania tego jacy jesteśmy? Jakie cechy uznaliśmy fałszywie za swoje wady, wymagające korekty, naprawy, odrzucenia? A ile z tych "wad" to efekt uboczny złego traktowania - przeciwny biegun jakości, które mamy w sobie, ich cień i mroczne, rozpaczliwe odbicie? To prawda, że liczą się intencje. Często w naszej głowie są one szczere i dobre, ale nie liczy się to co mamy w umyśle, a to co tkwi w naszej podświadomości, to co zapisane w ciele. Jeśli mamy nieuświadomione, nieuleczone rany, to naszym działaniem kierują one, a nie nasze założenia umiejscowione w myślach.
  12. crystal

    Jest jak jest

    Dlaczego jestem jaka jestem? Dlaczego czuję przymus robienia pewnych rzeczy, a inne są dla mnie nieosiągalne mimo chęci? Jakiś czas temu zdałam sobie sprawę, że sporo moich myśli krąży wokół braku. Chyba wszyscy tak mamy - czujemy, że na jakimś polu zawodzimy, brak nam jakichś cech charakteru, nie potrafimy sobie z czymś poradzić. Marzymy o tym, czego nie posiadamy, wyobrażamy sobie, że gdybyśmy to zdobyli, byłoby wreszcie dobrze, osiągnęlibyśmy to mityczne poczucie pełni, bycia kompletnym. Zupełnie naturalnie podążamy za tym, czego pragniemy - chcemy zaspokoić swoje potrzeby. Ale co, jeśli umysł nie potrafi określić, czego nam tak naprawdę trzeba? Jest stworzony do rozwiązywania zagadek logicznych, do analizy, do tworzenia, do wymyślania. Ale czy może podejmować dla nas ważne życiowe decyzje? Czy naprawdę będzie wiedział lepiej niż ciało i dusza co dla nas dobre - który partner będzie odpowiedni, gdzie powinniśmy mieszkać, czy warto wejść w dany biznes? To, co się gnieździ w naszych głowach, to mieszanka rzeczy wspaniałych, ale też brzydkich - efekt różnych traum, wyparcia, wpływów zewnętrznych. To krzywe zwierciadło, zniekształcone echo naszego prawdziwego Głosu. W ciągu życia spotykałam ludzi, którzy byli mi przeznaczeni - cudowne przyjaciółki i przyjaciele, z którymi spędziłam tysiące wspaniałych godzin, pomagaliśmy sobie wzajemnie, tworzyliśmy piękne rzeczy. Dopełniali mnie, przy nich nie myślałam o deficytach, nie czułam ich. Razem byliśmy doskonali. Niestety, na mojej drodze stawały też osoby, które wydawały się mieć to, czego mi brakowało - pewność siebie, konkretność w działaniu. Dawały mi poczucie bezpieczeństwa, którego nie miałam przebywając sama ze sobą. To powodowało niezdrowe przywiązanie, uzależnienie - a znajomości nie okazywały się tak odpowiednie, jak na początku myślałam. Wymagały ode mnie niezdrowego poświęcenia, rezygnowania z samej siebie. Krzywdziły mnie i raniły - ja krzywdziłam siebie, będąc w takich relacjach. Nie czekałam na pewność, nie próbowałam dokładnie poznać tych ludzi, nie dałam sobie na to czasu. Bo przecież trzeba ufać, iść za głosem "serca", a jeśli i rozum podpowiada że to ten/ta - na co tu czekać? Nad czym się zastanawiać? Co niby możemy stracić? Można stracić masę czasu, goniąc za tym, co podpowiada umysł. I za każdym razem wpadać w bagno. I znowu obwiniać siebie - źle myślałam, byłam mało przewidująca, naiwna. Wpadłam na pomysł, że najlepszym dla mnie wyjściem będzie zaakceptowanie, że pewnych cech w sobie nie mam i pewnie mieć nie będę. A na chwilę obecną moje życie wygląda tak, a nie inaczej - mam do dyspozycji takie zasoby, jakie mam - i kropka. I wybieram, że będę za to wdzięczna i będę się z tego cieszyć. Oczywiście czasem pojawiał się wewnętrzny protest - bo jak to - mam się pogodzić z tym, jak jest? Przecież wszyscy wokół mówią, że wystarczy mocno chcieć, pracować nad tym wystarczająco długo, a wszystko staje się możliwe. W tej pogoni za spełnieniem marzeń można zgubić siebie - przeoczyć swoje potencjały, szanse na rozwijające znajomości, możliwości osiągnięcia spełnienia na polu zawodowym czy prywatnym. Wybierając to, co wydaje się na ten moment wystarczające, nie zostawiamy miejsca i czasu na to, co jest naprawdę DLA NAS. W Human Design popularne jest stwierdzenie - it is what it is. Jest jak jest. A te uporczywe myśli i uczucie braku nie biorą się znikąd - mają swoje źródło w pustych przestrzeniach bodygrafu (niezdefiniowanych, otwartych czakrach) i w tak zwanych "hanging gates". Tam są nasze triggery, wyzwalacze, punkty zaczepienia, rany. Jest to jednocześnie potencjał do nauki, rozwijania świadomości. U mnie takie puste przestrzenie to otwarta śledziona (nie mam aktywnych w niej żadnych bram) oraz ego i czakra sakralna. Tutaj już mam aktywacje/bramy, a co za tym idzie - pewien określony schemat odczuwania, działania i poszukiwania w tym obszarze. Tak jak wspominałam wcześniej - z tymi "ubytkami" przychodzimy na świat i z nimi umrzemy. Można jednak nauczyć się, jak przekuć je na swoją korzyść, jak nie wpadać w pułapkę umysłu, który wciąż podpowiada kolejne i kolejne rozwiązania.
  13. Poszukam i kupię, dziękuję za polecajkę. To prawda, pierwszy raz tak czekam na mrozy, haha.
  14. Możesz robić sobie krioterapię w domu - zanurzać rękę w wodzie z kostkami lodu na około 3 minuty, raz dziennie. Ciekawy pomysł z tym rozciąganiem gumek, wypróbuję. Póki co stosuję ćwiczenia z Youtube i też pomagają:
  15. Nie wiem, czy założyłam temat w odpowiednim dziale - może przydałaby się nowa kategoria w kobiecej części forum? Coś w stylu "zdrowie"? Pod koniec sierpnia 2022 roku zdiagnozowano u mnie chorobę de Quervaina - zaawansowane zapalenie ścięgien odwodziciela i prostownika długiego. Problem dotyczy kciuka prawego. Kilka miesięcy przed diagnozą miałam uraz w tym miejscu - wybity kciuk. Nie mam pojęcia, czy choroba to skutek tego nieleczonego urazu, czy może stylu życia, który nie oszczędzał rąk. Kilka godzin dziennie prowadzę auto i często używam telefonu komórkowego oraz komputera - taka praca. Od czasu postawienia diagnozy byłam u różnych specjalistów - ortopedów i fizjoterapeutów - i każdy z nich mówił coś innego. Wobec tego postanowiłam podzielić się swoim doświadczeniem z tą chorobą - może ktoś z tego skorzysta, kiedy sam znajdzie się w podobnej sytuacji. Początkowe zalecenia to noszenie ortezy usztywniającej kciuk, 3 tygodnie zwolnienia oraz branie naproksenu (Anapran) raz lub dwa razy dziennie. Chciałabym przestrzec przed długotrwałym przyjmowaniem tego leku - może i przynosi ulgę w bólu, ale na dłuższą metę to żadne wyjście i niczego nie leczy. Ja brałam go tylko 2 tygodnie, a i tak skończyło się dla mnie kiepsko - wylądowałam na pogotowiu z bardzo nieprzyjemnymi objawami (drgawki, zaburzenia rytmu serca, zawroty głowy, ogólne osłabienie), gdzie stwierdzono bardzo niski poziom potasu, poniżej minimalnej wartości. Od lekarza dowiedziałam się, że takie wypłukanie potasu może być skutkiem przyjmowania naproksenu. Trzy tygodnie minęły dość szybko, a ja chciałam wrócić do pracy. Ból niestety wciąż występował, choć zmniejszył się za sprawą unieruchomienia kciuka i przyjmowania leku przeciwzapalnego. Pojawiła się propozycja od lekarza, by wstrzyknąć tzw. blokadę, czyli sterydy. Jestem przeciwniczką sterydów, czytałam o ich szkodliwości, dlatego odmówiłam. Nie polecam tego nikomu, chyba że jako ostateczność, kiedy inne sposoby zawiodą. Nie wspominam już nawet o operacji, która też jest jednym z rozwiązań przy chorobie de Quervaina - już sam opis zabiegu przyprawia mnie o mdłości. Co mi pomogło, jak udało mi się ograniczyć ból do minimum? - krioterapia - codziennie, 5 dni w tygodniu, w seriach powtarzanych co 2-3 tygodnie (fizjoterapeuta proponował też magnetoterapię oraz laseroterapię, ale nie jestem przekonana co do skuteczności tych metod, dlatego nie zdecydowałam się na nie) - doraźnie zanurzenia nadgarstka w wodzie z lodem na około 3 minuty - ćwiczenia wykonywane trzy razy dziennie - Uwaga! Fizjoterapeuta początkowo zabronił mi wykonywać jakiekolwiek ćwiczenia, argumentując to tym, że występuje u mnie stan zapalny. Okazało się to bzdurą, ćwiczenia to najlepszy sposób na wyleczenie choroby. Można je śmiało wykonywać, o ile nie powodują zwiększenia bólu. Ja poczułam ulgę już po dwóch - trzech dniach. Dużo filmików z prezentacją ćwiczeń można znaleźć na Youtube po wpisaniu w wyszukiwarkę frazy "de quervain's tenosynovitis exercises" - dieta przeciwzapalna bogata w kwasy omega-3, cynk i antyoksydanty Obecnie czasem zakładam ortezę - kiedy pojawi się ból, a ja muszę intensywnie używać nadgarstka. Ból jednak jest minimalny, a przez większość czasu nie czuję go wcale. A ponoć jedynym rozwiązaniem miały być sterydy.
  16. Często ulegałam złudzeniu, że przełom to coś, co powinno wyjść ode mnie - jakaś spektakularna zmiana stylu życia, wielkie postanowienia, przeprowadzka, nowy początek. Tymczasem mój największy przełom, coś co skierowało mnie na właściwą ścieżkę, spadło na mnie znienacka. To był cały ciąg wydarzeń, lawina nieszczęść. Wszystko, co udało mi się zbudować, wszystko na co ciężko pracowałam i co miało dla mnie w tamtym momencie znaczenie, zawaliło się i przestało istnieć. Czułam, że to koniec, że nic gorszego nie mogło mnie spotkać. Byłam na dnie. Paradoksalnie właśnie spadnięcie na dno sprawiło, że nie miałam nic do stracenia. Nie mogłam już oszukiwać siebie, nie mogłam kreować swojego idealnego, fałszywego "ja". Mogłam już tylko zacząć od nowa - obnażona, obdarta ze wszystkiego co, jak sądziłam, chroniło mnie przed światem. Została mi już tylko prawda. Nauczyłam się żyć inaczej - po swojemu Po co uczyć się żyć inaczej? By być znowu sobą. By poznać siebie. By poznać swoje pragnienia. By wrócić na swoje miejsce - przeznaczoną ścieżkę życia. Taką, którą powinnam kroczyć, a nie taką, którą wmówiono mi, że jest dobra, właściwa i rozsądna. Która rzekomo "się opłaca". Jak poznać swoje pragnienia? W pierwszej kolejności musiałam dowiedzieć się, czego nie chcę. Dopiero później zaczęłam się zastanawiać - czego potrzebuję, czego pragnę? To wszystko zajęło mi naprawdę dużo czasu. Lata. I wciąż jeszcze jestem w trakcie drogi. Dlaczego czas jest taki ważny, niezbędny? Zmiana to proces. Żeby wrócić na właściwy tor, trzeba się przemieścić w czasie. Czas, to też przemiana na poziomie komórkowym. Czas to możliwość na ugruntowanie nowo zdobytej wiedzy, to przestrzeń na naukę i eksperymentowanie z tym, co się u mnie sprawdza, a co zawodzi. Nauczyłam się odczytywać sygnały płynące z ciała. Wszelkie bóle, dyskomforty, choroby, emocje - to są teraz moje drogowskazy. Przestałam słuchać umysłu. Tych fałszywych, wiecznie negatywnych i czarnowidzących głosów w głowie. Nie wiem nawet, po co to wszystko piszę - chyba głównie dla siebie, by udokumentować swoje przeżycia. Przelać myśli, opublikować je i w jakiś sposób wypuścić w świat - bo do tej pory większość tego, co stworzyłam tylko zajmowało miejsce na dysku. To zamknięcie w sobie zaczyna mnie dusić od środka. Jeśli ktoś coś z tego zaczerpnie dla siebie - tym lepiej, sprawi mi to ogromną radość. Jednak póki co muszę praktykować pisanie tego co czuję, a nie tego co wydaje mi się, że spodoba się i pomoże innym. Takie podejście w przeszłości było dla mnie pułapką, obciążeniem i powodowało zablokowanie mocy twórczej. To nie była dobra droga.
  17. Zobaczyłam w internecie mema i od razu pomyślałam - wypisz, wymaluj ja! Czy ktoś z was też tak ma? Skąd bierze się ten nawyk i z czego według was wynika? Jak się tego oduczyć?
  18. Masz rację, to bardzo trudne zadanie. Ale najważniejsze w życiu - warto się temu poświęcić. W końcu to inwestycja w siebie. A pisać zamierzam, choćby dla siebie. Choćby dla tych, których jeszcze tu nie ma, a może kiedyś się pojawią. To dobra rada, dziękuję!
  19. Możliwe w takim razie, że tylko ja tak mam, że nie zapominam.
  20. Po prostu poczekaj na lepszy moment, postaraj się jakoś nauczyć panować nad stresem. To niemożliwe, że zapomnisz jak jeździć, tak Ci się tylko wydaje. Ciało pamięta! Ja też nieziemsko stresowałam się na egzaminie - kilka nieudanych prób tak skutecznie mnie zniechęciło, że zostawiłam ten temat na dwa lata (!). W pewnym momencie poczułam, że chcę znowu spróbować. Zapisałam się na dodatkowe godziny nauki jazdy (były wymagane po tak długiej przerwie - takie przepisy). Traf chciał że instruktor wypisał mi papier, że już te godziny wyjeździłam, po czym polecił bym zapisała się na egzamin tego samego dnia. Wykupione godziny miałam wykorzystać później - przecież na egzamin i tak się długo czeka, co najmniej dwa tygodnie. Tutaj kolejny chichot losu - niespodziewanie zwolnił się termin na kolejny dzień, miła pani w sekretariacie zapytała - zapisać? Cóż, zgodziłam się, w końcu to ogromna okazja. I tak przystąpiłam do egzaminu, po dwuletniej przerwie, nie mówiąc nikomu o swoich planach - po to by pozbyć się presji z zewnątrz, uniknąć wypytywania - zdałaś? nie zdałaś? No i zdałam.
  21. Napisałeś, że przypomniałam Ci próby zrobienia prawka - byłam ciekawa jakie masz wspomnienia związane z tym procesem, myślałam że coś konkretnego przyszło Ci na myśl. Ja do swoich prób niechętnie wracam pamięcią, nie było to przyjemne i ciężko było poradzić sobie ze stresem.
  22. Powiem krótko, bo sama zawsze omijam nudne wstępy – nie przychodzi mi na myśl lepszy sposób opowiedzenia o Human Design, niż opisanie swojej historii. W gruncie rzeczy o to chodzi w moim przeznaczeniu – mam być sobą, prawdziwą sobą, i pokazywać, że można i że to popłaca. Popłaca też być dobrym wtedy, kiedy nikt nie widzi, a nawet wtedy, kiedy nikt nie ma szans się dowiedzieć. I można z tego czerpać, a to co dajesz – naprawdę wraca spotęgowane, lepsze, pełniejsze! Była sobie Dusza – czyli Ciało. Był sobie Duch – czyli świadomy Ty. No i był jego zły brat bliźniak – Umysł. Ten skurczybyk potrafi być przebiegły, a jego nadrzędny celem jest udawanie Ducha. Nie no, żartuję. Umysł wcale nie jest zły. On po prostu jest najbardziej niezrozumiany elementem naszego jestestwa. A należy wspomnieć, że Umysł - właściwie używany - potrafi być skarbem, klejnotem i dopełnieniem tego, kim jesteśmy. Co prawda umysł nie ma pojęcia co dla nas dobre, ale może być niezastąpionym i cennym narzędziem w pracy lub w rozwiązaniu problemów innych ludzi. Skoro nie umysłem, to czym mam się kierować w życiowych wyborach? Jestem emocjonalna – a emocjonalna to znaczy powolna. Nie można ode mnie oczekiwać, że podejmę decyzję w tej samej chwili. Ba, nawet tego samego dnia czy tygodnia. Im większy kaliber pytania, im bardziej prywatnych i przede wszystkim – dotyczących mnie bezpośrednio i mojej przyszłości – tematów dotyka, tym więcej czasu potrzebuję, by to przemielić. Ktoś mógłby pomyśleć – aha, a więc jaśnie panna się zastanawia 30 razy, na pewno gra na zwłokę. Otóż nie, wcale nie muszę o tym myśleć – po prostu emocje w moim ciele muszą się ułożyć, energia musi przepłynąć przez każdy czakram, najlepiej kilka razy. A nie jest to takie proste, bo mam trzy oddzielne obszary energii w ciele, wcale ze sobą nie połączone, pozbawione możliwości komunikacji. (przeczytaj więcej: 4 - Definicja.pdf - Dysk Google ) Więc tak sobie tkwię, a we mnie rozgrywa się istny taniec emocji. I jedyne słuszne wyjście to przeczekać te fale uczuć, bo emocje – choć niewątpliwe porywające, mocne, prawdziwe, nie są przejawem Prawdy. Prawda to cicha, twarda, nieustępliwa pewność. To brak emocji – to brak wahania, zrywów namiętności, potoku czarnych myśli. Przyjęłam to z pewną ulgą i niedowierzaniem - jako projektor o autorytecie emocjonalnym, nie muszę przejmować się czasem. To inni muszą się spieszyć, ja mam go mnóstwo. Czas to mój sprzymierzeniec i im więcej go sobie daję, tym lepiej. Wystarczy być sobą, robić swoje, a to czego potrzebuję, co jest mi przeznaczone - po prostu pojawi się na mojej drodze w formie zaproszenia. Jeśli tylko myślę o czymś, bujam w obłokach, marzę, wyobrażam jak cudownie byłoby to mieć lub robić - to jest tylko umysł. To kolejne gierki umysłu, który próbuje wmówić mi, że powinnam się pospieszyć, wykonać jakiś ruch. Wcale nie powinnam! Ja nie inicjuję, nie walczę, nie zdobywam - jako projektor PRZYCIĄGAM rzeczy do siebie. Pozwalam swojej aurze działać, a sama oglądam ten zachwycający film zwany życiem. Mimo, że to wszystko wydawało mi się to od początku proste, nie okazało się wcale łatwe do wdrożenia i zastosowania w praktyce. Dalej odczuwam presję, by coś zrobić, czegoś dokonać, coś zainicjować - bo przecież nie robię się młodsza, a okazje (choćby zmiany pracy) które pojawiały się na mojej drodze, wydają mi się czasem warte ryzyka. A jednak, to nieprawda - bo okazuję się, że muszę nie raz wiele razy do czegoś wrócić, wiele razy natknąć się na coś, by upewnić się że to jest dla mnie. To tak jak z randkowaniem - od teraz nie ma możliwości, że zgodzę się od razu. Oj, taka taktyka sprowadziła na mnie całe mnóstwo nieszczęść swojego czasu. Jeśli coś lub ktoś jest naprawdę dla mnie, będzie się pojawiło przed moim nosem do skutku - aż w końcu upewnię się w tym co czuję, aż emocjonalny rollercoaster się zatrzyma. Jako pustelnik (liczba 2 po stronie osobowości) potrzebuję samotności jak nikt inny. A przez większość życia miałam jej wyjątkowo mało - widocznie teraz nadrabiam straty. Trzy lata - trzy lata trwa już moja przygoda. Codziennie się uczę, rozwijam świadomość. Codziennie widzę i rozumiem więcej - dostrzegam już mnóstwo schematów, całą siatkę mechanizmów rządzących życiem moim i osób wokół mnie. Jeśli czytaliście moje poprzednie teksty, zapewne pamiętacie, że potrzeba aż siedmiu lat, by w ciele nastąpiła wymiana wszystkich komórek. Czyli siedem lat trzeba żyć zgodnie z zasadami opisanymi w HD. Ktoś mnie zapytał - ale od którego momentu trzeba zacząć liczyć te siedem lat? Odpowiedź brzmi - od momentu, kiedy przeszkolony, certyfikowany nauczyciel Human Design wykona dla Ciebie odczyt bodygrafu. I nie mam tu na myśli opisywania bram, kanałów - to wszystko nie ma za dużej wartości. Prawidłowy i pełny odczyt to około dwie godziny rozmowy z takim nauczycielem - osobą, która posiada umiejętność holistycznego spojrzenia na diagram, a nie omawiania jego poszczególnych elementów. A tego może dokonać tylko człowiek, który sam żyje w zgodzie ze sobą, który ponadto przeszedł odpowiednie kursy i zdał egzamin. Obecnie jest dwóch analityków, którzy wykonują takie odczyty w języku polskim. Poniżej wklejam linka do listy osób uprawnionych do wykonywania analiz: Certified Human Design Professionals - IHDS (ihdschool.com) Czym kierować się w wyborze analityka, który wykona twój odczyt? Na pewno nie powinien to być przypadkowy wybór. Jedyną pewną opcją jest wsłuchanie się w swoją wewnętrzną intuicję (autorytet). Trzeba znaleźć kogoś, z kim będziemy potrafili się łatwo dogadać. Najlepiej poczytać jakieś publikacje tej osoby w Internecie i upewnić się, że trafiają one do nas, są zrozumiałe. Jeszcze lepiej, jeśli mamy możliwość pooglądać tą osobę na YouTube, pogadać w jakiejś grupie społecznościowej. Ja dopiero niedawno zdecydowałam się na wybranie analityka - wykona on dla mnie odczyt już w czerwcu. Uprzedzę pytanie - nie będzie to żaden z panów polskojęzycznych. Poprosiłam o to człowieka, który jest znanym analitykiem od wielu lat, dodatkowo wiele razy odpowiadał na moje pytania na grupie na FB. Oczywiście odpowiadały też inne osoby, ale to jego odpowiedzi wnosiły najwięcej, dawały mi zrozumienie. Niewykluczone, że potem sama zdecyduję się na ukończenie kursu, by stać się analitykiem. To takie moje ciche marzenie - nagrywać, pisać o Human Design, przybliżać ten system ludziom. Uważam, że to piękna misja - uczyć innych, że tylko oni sami wiedzą co dla nich dobre, że prawda jest w nich, a nie gdzieś na zewnątrz. Że wszyscy jesteśmy inni, różni, każdy ma wyjątkowy cel, całkowicie niepowtarzalny. To nauka jak być innym, jak decydować za siebie, jak posługiwać swoim wewnętrznym kompasem i żyć pełnią szczęścia. Ale wiecie jak to jest z marzeniami - nie zawsze są warte spełnienia. Czas pokaże, czy to dla mnie, czy pojawi się zaproszenie, które umożliwi mi obranie takiej ścieżki? Dajcie znać, czy ten tekst był dla was ciekawy. Czy chcielibyście, aby tego typu wpisy pojawiały się częściej? Czy jest coś co szczególnie was interesuje, coś o czym chcielibyście poczytać? Pozdrawiam i życzę dużo miłości.
  23. Boją się zazwyczaj dlatego, że nie mają doświadczenia, jeździły zbyt mało, nie wyrobiły odpowiednich nawyków i pewności siebie za kółkiem. Sama bardzo lubię prowadzić samochód, robię to zawodowo.
  24. Okres leżenia w łóżku i rekonwalescencji już za mną. Zupełnie nieoczekiwanie trafiłam na wspaniały serial na Netflixie, bardzo pozytywny, a nikt o nim tu nie wspomniał, więc czuję się w obowiązku go polecić. Mowa o "Cobra Kai" - to kontynuacja kultowego "Karate Kid". Co prawda jakaś tam przemoc jest, ale śladowe ilości, poza tym karate to sport i sztuka, a nie walka dla walki.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.