Skocz do zawartości

kniazSulibor

Troll
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

O kniazSulibor

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia kniazSulibor

Kot

Kot (1/23)

6

Reputacja

  1. Adacis, ogromny szacunek, ogromny. Ja miałem trochę inną sytuację, ostatecznie ja przegrałem z samym sobą i wysłałem wiadomość, ba - dwie. Po tym jak panna mnie wykiwała i to bardzo, najpierw napisałem, że życzę jej szczęścia i powodzenia.. A następnie, tego samego dnia opanowała mnie taka furia, gdy przemyślałem wszystko, że napisałem jej długą wiadomość o tym jak bardzo żałuję, że ją poznałem. Przegrałem walkę z samym sobą ; ). A ona? Cóż, inna gałąź, także już olane. Głowa do góry, ja przechodzę detoks do tej pory, a już minęło ponad pół roku. Pierwsze dwa miesiące to totalne załamanie, niechęć do życia i płacz w poduszkę : D. Ale z czasem przechodzi, także jakby źle nie było - ona już dla Ciebie nie istnieje. Nie daj się miłym wspomnieniom : ). Najlepsze jest to, co przed Tobą, a nie za. Trzymaj się! : )
  2. Moim zdaniem nie masz co się sugerować forum. W takiej sprawie trzeba iść do specjalisty - prawnika.
  3. Co do pracy - rozumiem autora, jak na Polskę 3k na produkcji (jako zwykły pracownik) to nie jest tak mało. U mnie facet, 40-letni, cieszył się jak dziecko, gdy z akordem wyszło mu 2200. Ciekawyświata może mieć racje - kolega osiadł w strefie komfortu (zna obowiązki, ma "pewną" pensje) - sam to przechodziłem. Mi pomógł (pomaga) wyjazd za granicę. Po pierwsze pieniądze, a po drugie konieczność wzięcia życia we własne ręce i brak czasu na narzekanie - trzeba po prostu działać. Tutaj (Anglia) 3-4 lata i masz kawalerkę w Polsce. Jednak wątpię, że przy obecnym nastawieniu zmiana pracy rozwiąże problemy. Głównym problemem jest chyba brak konkretnych celów. Jak nie wiesz do czego dążyć, to frustracja się pojawia i raczej nie zniknie.. Nikt za Ciebie celów życiowych nie odnajdzie, musi być coś, gdzie się widzisz (ja byłem pewien, że po prostu jestem przypadkiem beznadziejnym, że nic mnie nie zadowoli, rozmyślałem intensywnie od kilku dni, miałem już nawet myśl, żeby iść do IT [tylko ze względu na pieniądze], pewnej nocy obudziłem się zalany potem, z myślami, że wiem co chcę robić - i tak oto z beznadziejności od miesiąca nie mam żadnych załamań, tylko powoli do celu). "Szukajcie, a znajdziecie". A gdzie szukać? Cóż.. Najlepiej zacząć od siebie. Łatwo nie będzie, a na forum nikt Ci magicznej receptury nie da. Pozdrawiam i życzę powodzenia ; ).
  4. Wierzyciel będzie mógł się zaspokoić z Waszego majątku wspólnego, jeśli będziesz zaciągał zobowiązania za jej zgodą. Nie dasz rady puścić jej z torbami bez jej zgody, takie realia =D. Jeśli umoczysz, a Twoja żona nie wyraziła zgody na - jak to określiłes - partycypowanie, to wtedy odpowiadasz swoim majątkiem, swoimi dochodami - ona śpi spokojnie. Wydaje mi się - aczkolwiek głowy nie daję - że niestety z tym domem to nie masz wielkich szans, żeby cokolwiek zawojować, skoro wchodzi do jej majątku prywatnego.
  5. Mam jednego przyjaciela i jednego koleżkę - nie jest tak źle. Mam trochę koleżanek, ale no wiadomo : ). Brat Jan - może by mnie ciągnęli, gdybym się z nimi zadawał. W pracy pozostaję outsiderem, po prostu nie chce mi się z nikim gadać, a o i nie ma nawet o czym. Polacy w mojej pracy albo obrabiają komuś dupę, albo by ćpali i pili : ). Oczywiście zdarzają się wyjątki i są spoko kolesie, no ale na ogół to trochę tak cienko. Bardzo Wam dziękuję, koniec użalania się :). Na razie moim celem jest nabranie masy - od tego zacznę walkę o wyższą samoocenę. Także zdrowe odżywianie i w planach niedługo siłownia. A jak siły pozwolą to i trening umysłu ;). Pozdrawiam Was wszystkich.
  6. Cześć Wam ponownie. Trochę czasu minęło, a ja nie odniosłem się jeszcze do żadnej wypowiedzi, ale po prostu kwestie organizacyjne, zmiana pracy, problemy z internetem i w ogóle jakakolwiek niechęć do interakcji - przyczyny mojej zwłoki. Spróbuję odnieść się do sensu Waszych wypowiedzi jako całości, mimo że jako tako ogarnąłem swój mindset, a mój post był spowodowany chwilą słabości i desperacji - niedawno "przejrzałem" na oczy. Jeszcze z 3 miesiące temu płakałem w poduszkę po tym, jak dziewczyna, w którą zainwestowałem ogrom czasu kopnęła mnie w tyłek (chyba nie muszę pisać, że moja zbroja była wypolerowana :D?) . Najpierw muszę skorygować bardzo ważną kwestię - nie mam toksycznej rodziny, może źle to opisałem. Mimo zachowania mojej kochanej babci (marudy, pesymistki, demotywatora), siostry (księżniczki i hejtera), mamy (nadopiekuńczej kobiety) - nigdy nie miałem wątpliwości co do ich miłości. Tacy po prostu są, ale wiem, że mnie kochają i mimo wszystko chcą mojego dobra. Także tutaj mogę jedynie napisać, że moja rodzina (ze mną włącznie) to po prostu zwykli przeciętniacy. Nikt z mojej rodziny nie zastanawiał się raczej czy jest alternatywa dla wykańczania się na etacie, że jest szansa na rozwój i sukces. U mnie raczej były poglądy typowe dla wielu rodzin - "Bo on ma talent", "Nie każdy jest tak inteligentny", "Miał szczęscie". Także nie mogę zarzucić mojej rodzinie tego, czego winni nie są. Myślę, że ich winą nie jest, że sami tkwią w pułapce błędnych wzorców i po prostu przekazali to - bo co innego mieli zrobić? Zmieniłem perspektywę patrzenia, wiem, że są szanse na sukces, ale często wraca jak jojo to myślenie, że jednak szans nie ma, bo .. (tutaj wymówka). Ok, skoro pierwsza część za nami - lecę dalej. Od czasu, gdy napisałem ten post, totalnie się odizolowałem od ludzi. Po prostu starałem się czytać. Efekt jest taki, że trochę poczytałem, mam kilkanaście zakładek przypiętych, że po prostu nie mam miejsca. Problemem jest opór. Boję się chyba wyjścia ze swojego bagna - co z tego, że bagno, skoro bezpieczne, moje ;)... Ten czas samotności dał mi trochę wglądu w siebie. Oczywiście było to zakłócane przez pracę - trafiłem w typowo samcze miejsce, szybko pracy nie jarzyłem (dalej mam problemy), przez co krytyka była na porządku dziennym. O dziwo.. Nie załamałem się psychicznie. Wiem, że za plecami mnie krytykują, naśmiewają się - robię swoje. W pracy potrafię włączyć tryb totalnego odlotu. Jest progress :). Sęk w tym, że nie na długo, powracają jednak chwile zwątpienia. Jednak przejdę do rzeczy - moim głównym problemem jest niska samoocena. Bardzo. Wynika to głównie z tego, że jestem bardzo chudy, przez co czuję się niemęsko. Ludzie nie traktują mnie poważnie, bo poważnie nie wyglądam. Z niskiej samooceny wynika brak asertywności - przez co cierpię. Do tego osobowość na zasadzie people-pleaser. Jednakże pewne kroki poczyniłem - co prawda od niedawna, ale wprowadziłem więcej warzyw i owoców do swojej diety, zrezygnowałem ze słodyczy i fast-foodów, zainwestowałem w witaminy. DHEA za cholerę nie mogę znaleźć, a narobiliście mi ochoty.. A co najbardziej zabawne było dla mnie - gdy zapytałem w aptece o DHEA, to aptekarka po konsultacji ze swoim szefem patrzy na mnie takim wzrokiem podejrzliwym i pyta czy wiem, że to jest nielegalne w Anglii... Ja tylko wielkie oczy... Mogłem w sumie wyglądać na amatora używek, bo wyglądałem ciut niechlujnie (włosy głównie - brak suszarki i grzebienia zrobiło swoje, no i mój słodki dres :D). Także no... Oczywiście to jest legalne, coś pokręcili, ale nie mogę tego znaleźć.. Poczekam na konto w banku, wtedy zamówię do jakiegoś inpostu i zobaczymy : ). Może inaczej... Rozpisałem się tak trochę chaotycznie, że sam się pogubiłem :). Chciałem Wam podziękować, może tak. Ciężko pracuję nad psychiką, która zawsze była słaba. Staram się używać i afirmacji, i przełamywania barier (czyli jak czegoś się boję - robię to, już kilka razy udało mi się ). Planuję zapisać się na siłownie, problemem jest tylko czas. Pracuję długo, ogarnięcie żarcia, umycie się i nagle brak czasu. Do tego mam wyczerpującą pracę fizyczną, przez co moja energia życiowa jest na niskim poziomie ; p. Postanowiłem zostać na cały rok w Anglii. Postaram się odłożyć jak najwięcej, ale rezygnuję z totalnego oszczędzania - planowałem mieścić się w przedziale 40f tyg na jedzenie, ale doszedłem do wniosku, że oszczędzanie na ciele, które ma mi służyć to zły pomysł. Chciałbym dobrze wykorzystać ten rok tutaj, ale nie mam konceptu na siebie poza pracą. W pracy nie mogę podszkolić języka, bo pracuję z samymi Polakami. Zastanawiam się nad aplikowaniem do KFC (autentycznie, nie żartuje ;p), ale nie wiem czy mój średnio-zaawansowany angielski nie będzie przeszkodzą. Studia będę kontynuował swoje. Doszedłem do wniosku, że to jest raczej to, co mnie się podoba. Reasumując to wszystko - samotność dobrze mi zrobiła. Codziennie sobie przeglądałem to forum i forum kobiece (dla konfrontacji - do tej pory zbieram szczękę z podłogi, jaki ja byłem głuptaśny stawiając kobiety na piedestale i traktując je jako cel życia - tutaj wiele pomogliście mi Wy, Wasze posty i doświadczenia). Te zmiany, ta próba pogodzenia się z brutalną rzeczywistością spowodowały też, że odsunąłem się od znajomych - na początku chciałem odpocząć - nie korzystałem z facebooka przez 2 dni. Nagle zrobił się miesiąc i nie czuję potrzeby. Nie czuję potrzeby bycia tamponem męskim czy żeńskim. Dzięki za rady, za filmiki i książki (czytam właśnie potęgę teraźniejszości). Choć wiem, że efekt jojo się zapewne pojawi niedługo (na razie jestem na górze sinusoidy), to już także wiem, że dam sobie radę. Wybaczcie chaos mojej wypowiedzi - przed tym postem uzupełniałem swój "dziennik" i cała wena poszła tam, a tutaj cóż.. Tak przed zakończeniem dodam tylko, że często zdarza mi się świadomie tkwić w takiej tęsknocie za matrixem, w jednym aspekcie. W miłości, hah. Brakuje mi tej dziewczyny, dzięki której obudziłem się z letargu. I żałuję szczerze, że tak świat jest skonstruowany =D. Ahh... Byłem w stanie dla niej zrobić wszystko. Moja myszka niestety okazała się jak schematyczna (zresztą, ja też, biały rycerz do przesady). Żal mam i do siebie, i do niej. Do siebie, że byłem w stanie sprzedać swoje wartości, swoje ideały za złudne poczucie możności bycia zaakceptowanym. Żal do niej, że potraktowała mnie z pogardą. Zniósłbym to, że się znudziła, ma mnie dosyć i tak dalej. Ciężko mi było jednak znieść złamanie słowa - tego, że gdy coś takiego się pojawi (znudzenie, inny facet, cokolwiek) - to mi to po prostu napisze. Natomiast sprawa potoczyła się tak, że sprowokowała kłótnie, w której puściły mi emocje. Przestaliśmy się odzywać. Ja myślałem, że to ciche dni, a dla niej to było wygodne zakończenie relacji. Na koniec się zbłaźniłem elaboratem, w którym wyrzuciłem swoje emocje. Nie błagałem, nie przepraszałem, a jedynie żałowałem. Głównie tego, że ją poznałem, hah. Chociaż teraz już wiem, że to było najlepsze, co mnie spotkało : ). Trochę się popłakało, trochę się pobyło wrakiem, ale przejrzało się na oczy. Pozdrawiam!
  7. Cześć Wam wszystkim. Przyznam szczerze, że jestem u kresu mojej wytrzymałości psychicznej. Wiem to po tym, że decyduje się tutaj prosić o rady, chociaż prędzej pomoc niż rady. Mam nadzieję, że w dobrym dziale zamieszczam swój temat. Jestem świadomy, że mój temat może w wielu miejscach być podobnym do innych tutaj zamieszczonych (jak tutaj trafiłem to praktycznie kilka godzin non stop spędziłem na czytaniu), jednak na pewno nie tożsamy, dlatego pozwalam sobie tutaj napisać. Zaczynajmy. Mam 21 lat. Zero męskich wzorców, wychowywały mnie tylko kobiety (babcia, mama, siostra). Babcia to był mój wieczny demotywator (po co cokolwiek robić... tylko się modlić!), siostra to był hejter (masz dwie lewe ręce, nic nie umiesz), a mama, wspaniała kobieta, ale cholernie nadopiekuńcza. Także wyrosłem na nieśmiałego, niepewnego siebie, zakompleksionego białego rycerza. Od najmłodszych lat kobiety stały u mnie na piedestale, kiedyś wręcz bałem się na nie spoglądać - jak mogę.. taki ja.. Przejąłem więcej cech kobiecych, niż męskich. Czasami myślę, że tylko penis mnie odróżnia od kobiet. Przez 21 lat praktycznie moje życie wyglądało tak - szkoła-dom,studia-dom. Byłem może na 4 imprezach w życiu, gdzie przymulałem, bo bałem się cokolwiek powiedzieć, zresztą - nie miałem co powiedzieć. Z dziewczynami doświadczenie też nikłe. Od zerowego, do progressu - stałem się tamponem emocjonalnym dla wielu, a ja byłem szczęśliwy, bo miałem koleżanki.. A teraz jestem u progu depresji. Nie "depresji", tylko prawdziwej depresji. Na depresję wpływają dwa czynniki. Finanse i kobiety. Finanse - chodzi ogólnie o przyszłość. Studiuję kierunek, który raczej nie da mi pracy, a może da, ale konkurencja jest ogromna, a mnie ten kierunek zobojętniał - to chyba jednak nie to. Ogólnie rzecz biorąc - wziąłem dziekankę. Po prostu. Na myśl o studiach nie chciało mi się wstawać. Przez całe dwa lata studiów non stop pracowałem, oczywiście robota typowo studencka i po znajomościach. Przez te dwa lata nic nie zaoszczędziłem - spłacałem długi mamy. Nie wiem, w którym kierunku iść, nie wiem co chcę robić. Widze niektórych znajomych, którzy w moim wieku już tworzą zalążki biznesów, zarabiają fajne pieniądze - a ja nic. Zero. Czuję się jak gówno, bo jednak pieniądze też świadczą o człowieku, charakterze, sile. Kobiety - co tu dużo mówić. 21 lat celibatu, dalsza nieśmiałość. To trochę wynika z pierwszego - jako gołodupiec nie mogę w żaden sposób zaimponować. Tzn. może można, ale mnie wizja tego, że nie mam pomysłu na siebie, na przyszłość - skutecznie demotywuje do podrywania. Następnie trafiłem na to forum. Dopadła mnie nadzieja i chęć do działania. Porobiłem trochę planów, zmieniłem mindset... I pupa. Gdy dochodzi do konfrotacji z innymi ludźmi, to nie potrafię być asertywny, nie potrafię być pewnym siebie, nie potrafię nic. Wiecie co mnie przeraża? Wyjechałem do Anglii - zaoszczędziłem i już. Jestem tutaj. Mam mieszkanie, zaraz będę miał pracę. Myślałem, że to mi pomoże - zarobię pieniądze, kupię sobie auto... Ale nie. Jestem tutaj i mam coraz większy dołek. Nawet w obcym miejscu nie potrafię zaryzykować. Widzę tutaj mnóstwo facetów w moim wieku. Wszyscy pewni siebie, dobrze ubrani, śmiali. A ja taka zagubiona dziewczynka. Kompletnie nie mam pojęcia co ze sobą zrobić, jak jednak sie przełamać i jak czerpać tę pewność siebie. Nie mogę z finansów - bo jestem biedny, ani z wyglądu - bo średni. Ciągle mam te blokadę w mózgu. Ciągle włącza mi się poddańczość w relacjach z ludźmi. Nigdy nawet nie śmiałem myśleć o tym, żeby być pracodawcą, a nie etatowcem.. Zawsze wolałem słuchać, niż rozkazywać.. Boję się, że mojego mindsetu nie da się zmienić. Piszę już z bezradności i niechęci do siebie. Czuje, że w wieku 21 lat przegrałem. Tak, młody jestem, ale ciągle próbuje zmienić mindset, który zawsze wraca do starego układu. Jestem tutaj w Anglii i nie mam pomysłu na siebie. Nie chcę skończyć na produkcji z samymi Rumunami czy Polakami, chciałbym podszkolić angielski, może kogoś poznać.. No dziewczynę to wątpię.. Czuję się żałośnie i bezsilnie. Serce non stop mi mocno bije. Porażka. Wybaczcie, ale musiałem się wyżalić.
  8. Carl, mogę Ci polecić ze szczerego serca dobrą książkę - "Głowa do liczb". Napisana przez kobietę, ale nie zmienia faktu, że jest dobra. Jednocześnie, co do mnemotechnik, polecam "Mózg jak komputer" - dostępne za free na wiki. Powodzenia i wytrwałości! Też się uczę programować - obecnie siedzę w Pythonie, nie jest lekko, ale postanowiłem być upartym skurczybykiem. I jestem. I będę ; )!
  9. Dzieci z tego nie będzie ; ). Radziłbym Ci uciekać. Miałem podobnie, dziewczyna smęciła, marudziła i puszczała te typowe teksty, no, mi jeszcze dodawała komplementy (wiesz, typu, że fajny facet ze mnie - a jakże, przecież rycerz!). Skończyło się na tym, że jak poznała innego faceta, to jednak była już gotowa na intensywny związek =D. Do mnie napisała po tym, jak ją kopnął w tyłek ; D.
  10. Kolejny dołącza do brygady! Cześć Wam wszystkim : ). I ja mogę z ręką na sercu powiedzieć (po tym, co tu poczytałem, a trochę poczytałem, zanim się zarejestrowałem), że nareszcie dotarłem do miejsca, którego podświadomie szukałem. Ironią jest to, że trafiłem tutaj przez kobietę, która wyszydzała tę stronę. Pozdrawiam!
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.