Skocz do zawartości

Berni

Użytkownik
  • Postów

    5
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Berni

Kot

Kot (1/23)

0

Reputacja

  1. Podskakuje przy tym, wizualizuje sobie że Bóg mnie kocha i chce dla mnie jak najlepiej, że będę szczęśliwy. Że uśmiechem i pozytywnym nastawieniem do ludzi zwojuje swoje. A strach wyrzucam z kieszeni (tam mogą być tylko szekle ale nie za dużo, tak gdyby mieli mnie okraść) Wchodzę w pewnego rodzaju trans, który łagodzi coniektóre moje nerwicowe objawy albo całkowicie je niweluje. Wyrzucam to ze swojej głowy. Zaczynam się cieszyć, dusza dalej cierpi ale wlewa się w nią pozytywna energia, która zaczyna odgryzać Cerberowi łeb. Raz w trudnej sytuacji życiowej, zacząłem biegać z tym na słuchawkach, poklaskiwać, pstrykac palcami. Ludzie machali, cieszyli się. Dobrze, że nie wiedzieli czego słucham. Spiłowaliby mi rogi i spalili na stosie.
  2. Dzięki za pomoc. Fakt, te 5 lat - to już się wytłumiło. Big Q, Po prostu, nomen omen, musiałem/muszę jej ciągłą obecność znosić - przez to, może coś tam tkwi. Przez to wiem, jak już nie podchodzić do kobiet i czas na coś innego. Kumple też mi doradzali - więcej zaangażowania, rozruchu w swoim życiu. Te studia nauczyły mnie jak postępować z ludźmi. To było moje "pierwsze" wyjście w jakichś inny świat, z inną twarzą. Zajmuje się też hobbystycznie odtwórstwem historycznym, tam mam również spoko ekipę ale to co innego - grono popierdoleńców :-). Lubię żartować, czasami udaje mi się zdominować towarzystwo. Nie ma źle, a Wasze słowa mnie niewątpliwie podbudowały. Może postaram się znaleźć sobie jakiś "cel" i zagrać. Tylko gdzie i jak? Jak słyszę, że jesteśmy (kobiety) wszędzie to mnie nosi. Znam pary, które są przewidywalne a kobieta cały czas jest z gościem ale on kapcanieje i wchodzi w pewnego rodzaju manie. Dla mnie jest to straszne. Szkoda mi ich. Złapali kobietę za pięty i nie puszczają - "bo będę samotny", "ile można czekać?". Czasami mi też, podobne myśli do głowy przychodzą ale staram się z nich wszystko wywalać pt. "nic na siłę", "na wszystko przyjdzie czas", "zacznij się ogarniać a samo dojdzie". Czaję, Tornado, małymi krokami robię to od jakiegoś czasu. Teraz przyszły mnie rozkminy w związku z wieloma różnego rodzaju przykrymi wydarzeniami w moim życiu. Robię prawo jazdy, walę do końca, teraz będę z kumplami remontował mieszkanie do którego za jakiś czas się wyprowadzę - wysiłek fizyczny wybije mi to z głowy? A co do Twojego psotu, masz rację, tak było, zacząłem ją też pieścić. Po prostu chce się uwolnić od przeszłości, od czasu do czasu dudniącej w mojej głowie. Nie chcę, żeby wpływała na teraźniejszość - jakiegoś gówno z uderzeniem mnie w przedszkolu czy odrzucaniem w liceum. Tego już nie ma ale jest w mym chorym łbie. Im wcześniej się odkuję, tym lepiej - będę miał szczęśliwsze i zdrowsze życie - stąd zapytania do Was, Stulejarze, Ruchacze czy Rycerzyki - Samce. Brzmi to może, jak problem smarkacza ale każdy w jakimś okresu życia ma swoje. 5 latek płacze nad brakiem klocków, 15 latka zgnoili w szkole, a 23 latek jak macie na załączonym obrazku.
  3. Powiedziała mi, że byłem za dobry,a ona nie potrafi tego odwzajemnić - coś się wypaliło. To był jej argument i zerwała - z dnia na dzień - bo nie potrafi kochać, ona chyba pójdzie do zakonu - bla bla. Potem - sam się domyśląjąc i dostając również inne komunikaty (zarywała później do mojego kumpla - kopnęła go po paru spotkaniach, obrzydliwie mnie obgadując - oczywiście, kumpel wszystko mi powtórzył a nasza relacja zacieśniła się - jak to w okopach - wspólny wróg po drugiej stronie) stwierdziła, że we mnie widziała swojego ojca. Ja to potraktowałem jako jej demony przeszłości, z których nie potrafi się uwolnić i wsysa się w facetów. Ma kompleks i chyba mści się na nas. 5 lat się do niej nie odezwałem,a ona jak słyszy, że mam do przyjść gdzieś, gdzie jest ona - to ucieka. Mosze - muszę zmieniać avatar? Sam mam pochodzenie żydowskie i patrzę na pewne sprawy z dystansem. Big Q - tak był alkusem. Rodzinka rozwiedzionych katoli, z "wyższych" sfer. Bojkot - robię to od jakiegoś czasu, tylko nie znałem tej nazwy. Częstokroć afirmowałem sobie, że kogoś leje albo ona chce wracać a ja ją odtrącam ale to zbędne i chyba wytraca ze mnie wszelkie pozytywy. Staram sobie "wmawiać" szczęście i posiadanie dobrej kobiety. Tomko - miło mi, lubię jak ludzie się śmieją, lubię ich rozbawiać. BTW. Jak patrzę na niektóre małżeństwa, które mają po 40-50 lat - jak oni to robią? Znam ludzi, którzy tyle żyją ze sobą i naprawdę się kochają. Coś chyba jest nie tak z naszym, młodym pokoleniem.
  4. Już się z Wami przywitałem, teraz czas na moją historię. Historię, w której się trochę gubię i nie wiem już co mam robić. Po krótkim wstępie, spłycę ją do moich relacji damsko-męskich. Mam aż/dopiero 23 lata. Od małego byłem gnojony - bo też dawałem się gnoić, nigdy nie miałem siły fizycznej - powtarzano mi - pokaż innym swoją mądrość - pomagaj im w nauce a zaczną Cię szanować - rady mojej świętej pamięci Babci, na której pogrzeb się jutro wybieram. Wykorzystywałem te rady, jakoś się udawało ale zawsze byłem outsiderem, z niepopularnymi poglądami, niepoluarną wizją świata - nie miałem nigdy nad sobą silnej męskiej ręki - głównie wychowywały mnie kobiety - Matka i Babcia. I tak stopniowo walczyłem sam ze sobą - jąkając się, bojąc opinii innych i porównując się z każdym, który wywierał silniejszą presję na otoczenie. Coś zaczęło we mnie pękać, zacząłem się wkurwiać. Wszystko zaczęło przechodzić ale została pewnego rodzaju pustka - jak ja sobie dam radę w życiu? Poszedłem na studia, uśmiechałem się do każdego, skupiałem wokół siebie sporą część uwagi. Zaczęła zarywać do mnie dziewczyna - najlepsza na roku. Czaicie? Do takiej osóbki jak ja, która starała się oderwać od starych środowisk/wspomnień i stwierdziła w jakimś tam - minimalistycznym stopniu - że zacznie się inaczej prezentować. To jak wyposzczony pies, poleciałem. Moi dobrzy kumple (tak, mam ich) powtarzali: "W totka, kurwa, wygrałeś?", "Zajebista!". Tak, było.. Mówię, w końcu hossa! Boże, dziękuje! Kurwa, uklęknąłem na ziemi i lekko napierdolony z petem w ryju dziękowałem Bogu na jakimś zadupiu przy garażach. Namiętne pocałunki na pierwszym spotkaniu, dzień w dzień się widzieliśmy, pomieszkiwałem u niej. Nie oddała mi się, a związek skończył się po 4 miesiącach. Zaczęła mieć jakieś wątpliwości, oddalać się ode mnie. Wyczuwałem, jak zwierzę, że coś się kończy. Byłem "za dobry", "przypominałem jej ojca" i nie byłem "katolem". Ojciec jej był alkusem, najwyraźniej, w jakimś stopniu ją pokochałem i chciałem dla niej jak najlepiej (to chyba normalne, nie?) ale jej chory pokrzywdzony przez promile tatusia móżdżek, zaczął we mnie dostrzegać chyba ciecia. Wyszukiwała takiego rodzaju problemy jak fakt, że moja matka nosi dżinsy a jej nie, że jesteśmy z dwóch różnych światów. Mniejsza z tym, bo tego typu szczególiki są już gówno warte. I teraz dzień w dzień, przez pierdolone 5 lat patrzę na nią na studiach - przekułem to w nienawiść, bo inaczej nie potrafiłem. Koledzy ze studiów mi winszują, że silna psychika i w ogóle ale ja straciłem jakąś cząstkę siebie, ten optymizm, który udało mi się jakoś wydobyć na początku. Odebrano mi smak życia a może sam sobie źle we łbie poukładałem? Teraz je kończę i nie widzę perspektyw dla siebie, staram się myślec dobrze, usuwać to z mojego umysłu ale to jest diabolicznie ciężkie, a czuję że moja dusza potrzebuje drugiej osoby, którą pokocha. No, chcę mieć kobietę. Czuję, jak to w "Poranku Kojota" powiedziano - "głód emocjonalnego związku". Czuje w sobie lekki "stresik zakochania" ot tak. Coś mój organizm zaczął sam wydzielać? Tylko nawet już nie wiem jak się za to zabrać, za bardzo mnie to poraniło i wypluło. Zbyt wrażliwy jestem i analizuje wszystko po stokroć - choć staram się od tego odzwyczajać. Chcę ale coś mnie blokuje, obawiam się, że będę pierdolonym śmieciem niepotrafiącym wywiercić dziury w ścianie i zaruchać ale jednocześnie staram się nie dopuszczać do siebie tej myśli. Paradoks. Czuje się teraz jak jakiś Adolf w 1945, nie widzę światła w tunelu. Wewnętrznie, raczej jej przebaczyłem ale nie potrafię się uwolnić od jakiegoś podświadomego głosu w mojej głowie "jesteś pizdą, jest chujowo, nie dasz rady, czeka Cię Biedronka, walenie konia i Matiz - o ile zdasz prawko. ŚMIECIU". Gdzieś czuje blokadę, żeby doetchnąć z ulgą i wyjść do świata. Żeby przeciąć tę pępowinę wspomnień. Te wypociny mogą brzmieć jak jakiegoś obsrańca na głodzie heroinowym ale tak to wygląda. To moja historia i pewien rozdział teraźniejszości. Nie chcę łaski i głaskania po główce. Nie znoszę tego. Co doradzilibyście mi? Co mam zmienić? Co spóbować? Jak macie do mnie jakieś bardziej osobiste pytania walcie śmiało. Pozdrawiam.
  5. Berni

    Dobry dzień

    Siemka, jestem nowy na forum. Swoją historię i "problemy" opiszę w innym wątku. Pozdrawiam.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.