Skocz do zawartości

Matthew

Użytkownik
  • Postów

    30
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna
  • Interests
    Kulturalny cham.

Ostatnie wizyty

1111 wyświetleń profilu

Osiągnięcia Matthew

Kot

Kot (1/23)

56

Reputacja

  1. Niczym feniks z popiołów. Ale... Nie zapominaj, że to jeszcze nie koniec. Wygrałeś wojnę, ale samiczka będzie jeszcze prowadzić przez chwilę partyzantkę zanim wyczerpią się jej środki. Będzie Cię atakować sms-ami, telefonami a nawet wytoczy takie działa jak "chęć spotkania". Sam się przekonasz. I nie... Nie myśl sobie, że to wynika z tej wielkiej miłości o której Ona teraz będzie wspominać nieprzerwanie. Ją autentycznie boli ego, że taka (p***@ - jej słowa) z nią zerwała + z jej strony będzie rodzić się coraz większa chęć atencji. Podjąłeś męską decyzję - brawo dla Ciebie. Zaparz sobie herbatę i oglądnij ten film jeśli chcesz, tylko nie zapominaj iż obowiązkowo musisz przeczytać inne tematy na forum w świeżakowni, gdzie znajdziesz schematy tego co samiczki potrafią robić i jak grać po rozstaniu. (Oczywiście, jeżeli Ci zależy na tym, aby się nie podłożyć.) Samiczka doskonale Ciebie zna, i będzie wiedziała na jakich emocjach Tobie zagrać. O tym, że nie powinieneś jej odpisywać - ani odbierać jej telefonów to na pewno już wiesz. I tego się trzymaj, bo sam dobrze wiesz, że lubisz sobie coś zrobić "nad wyrost". Powodzenia życzę.
  2. Nie musisz wcale "czekać". Dlaczego? Ponieważ Ty już tą decyzją podjąłeś! To wszystko. Kiedy ona przyjdzie, to również się o niej dowie a dla Ciebie sprawa jest już zamknięta. A gdybyś chciał jednak zająć czymś swoje myśli na ten czas, to włącz sobie wykład Walkiewicza, który tutaj podlinkuję. Uspokoisz się i zaczniesz wybiegać myślami w przód, bo możesz jeszcze sporo rzeczy osiągnąć. To co "było" jest już za tobą. Sam spakowałeś swoją "przeszłość" i sam wręczysz jej walizki. Sam - bo to Twoje własne życie, w którym ty sam podejmujesz decyzje.
  3. To świetnie. Świetnie, że robisz jej emocjonalne wyrzuty (bo takie teksty nimi właśnie są) - ale jak sam zaznaczasz "robisz to spokojnie". I ten fragment co dodałeś na końcu "ciekawe jak się to skończy..." Po co? Tylko Ty dobrze w głębi siebie wiesz po co. Bo chcesz jej zrobić przykrość - chcesz ją w jakiś tam emocjonalny sposób ukarać za to, że rani uczucia swojego misia pysia - czyli Ciebie. Pokazujesz właśnie jak bardzo "przestało Ci zależeć".... Ahh, no tak! To wina laski, że rzucasz przepełnione emocjami podteksty w jej stronę. Jaka ona głupia.... Tłumaczysz? Pomijam kwestię tego, że nie ma to sensu tłumaczenia kobietom niczego co związane jest z polem emocjonalnym, ale muszę zauważyć, że Ty sam zachowujesz się jak kobieta w tym związku. W tej sytuacji zachowałeś się niczym kobietka rzucająca (spokojnym głosem przecież ) pretensjami w swojego faceta który wychodzi z kumplami na piwo. Bo ona też przecież "tylko napomknęła " . I też tłumaczy, że "może mieć przecież kolegów - proszę bardzo, więc niech idzie a Ona sama tu biedna będzie siedzieć". Tak naprawdę chodzi o to, że chciałbyś jej "uświadomić", że jaka Ona głupia, że na niego leci - kiedy Ty tu jesteś obok. "Daje się obrabiać..." - No to żeś ją uświadomił. Rozczaruję Cię: Ona dobrze zdaje sobie z tego sprawę co robi. I będzie robić to dalej, bo widzi jak bardzo uzależniony emocjonalnie od niej jesteś. I to Cię wkurwia drogi kolego. :)) Nawet bym tego nie wypunktowywał, gdybyś nie był przekonany o tym, że zacząłeś wychodzić z matriksa. Te wszystkie twoje teksty dot. tego, że "zostało jeszcze trochę w Tobie białorycerstwa" albo, że zaczynasz już "widzisz jak to działa"... W dupie byłeś - gówno widziałeś. I możesz znów zacząć mi próbować wmówić, że "nie wiem jak jest" - ale prawda jest tylko jedna: Dopóki sam się przed sobą nie przyznasz, żeś białorycerz to nic z tego nie będzie. Nic nie będzie z tego forum, ani nic nie będzie z naszych rad tutaj kiedy Ty dalej będziesz przekonany, że odkryłeś jak działa matriks i dalej będziesz okłamywał sam siebie, że ta sytuacja Cię już tylko bawi i się nią nie przejmujesz. - Widać właśnie, żeś skała po tych twoich emocjonalnych gadkach. I o to mi chodzi. O to, że udajesz kogoś - kim nie jesteś i nigdy do tej pory nie byłeś. I mógłbyś też przestać pisać nt. samiczki, że jaka ona schematyczna i emocjonalnie-śmieszna w tym wszystkim co robi - bo jesteś dokładnie taki sam. Można wyczuć, że masz się za lepszego od niej przez to, a tak nie jest. I wypisanie tutaj poematów nt zmian w swoim życiu tego nie zmieni, dopóki nie zaczną one mieć realnego wpływu na twoją codzienność. Więc? Więcej pokory. I przestań okłamywać siebie co do emocji które się w tobie głębią - bo twoje reakcje pokazują co innego. I tak - wiem, że "prosiłeś o krytykę". Ale prosiłeś o krytykę odnośnie swojego zachowania - a nie tutaj tkwi błąd. Błąd tkwi w twojej postawie i twoich przekonaniach - a to z nich wywodzą się twoje działania w danej sytuacji. Dopóki nie staniesz się niezależnym emocjonalnie mężczyzną, to nic z tego nie będzie. Zmiana musi zajść u źródła. ___________________________ PS Zrób sobie tą przyjemność ocalając resztki honoru i zakończ "tę relację" już dziś - Niech to doświadczenie będzie Twoim startem w lepsze jutro, i niech też inicjatywa tego wyjdzie od Ciebie. A jeśli nie chcesz - to chociaż poproś adminów o zamknięcie tematu. Poważnie.
  4. Biegnij bracie @xawery982! Nie ma co rozmyślać nad kończyną w której ranie zagnieździła się gangrena. Bracia doktorzy diagnozę stawiają jasną - jeszcze wspomnisz ich słowa. Szybkie cięcie i zapomnienie o całej sprawie - to wszystko. To właśnie na tym polega bycie mężczyzną. Nie rozmyślasz - "co by było gdyby". Wiesz, że to nie ma sensu. Ktoś powie, że "to trudne". A jakie tak naprawdę świetne w swojej prostocie.
  5. Jestem w stanie się zgodzić na to, iż da się wyczuć nutkę autorytaryzmu w tym co napisałem. Jestem w stanie za to Cię przeprosić. Ale nie zrobiłem tego z powodu, żeby Ci dokopać, tylko po prostu z perspektywy czasu dla niektórych pewne sprawy wydają się być trochę oczywiste i wolałbym, żebyś od razu postanowił to i to i wyszedł na prostą. Ale wiem, że tak się nie da i do pewnych spraw musisz dojść sam. Tak w gwoli ścisłości: Staraj się nie wyrażać o kobiece z którą jesteś aktualnie w związku jako "moja kobieta". Nie kupiłeś jej na bazarze. Wchodząc z kobietą w związek, oboje zgadzacie się na niepisaną umowę dot. wzajemnego spełniania waszych potrzeb. To wszystko. Jeżeli jedna ze stron się nie wywiązuje z umowy - związek się kończy. I tak to w życiu wygląda przecież, tylko wszyscy dookoła próbują sobie nawzajem wmówić co innego i ową umowę przykrywają na przykład słowem "miłość" - wtedy lepiej im to wygląda. Przez określenie czegoś mianem "moja/moje" aktualnie stawiasz się na pozycji, gdzie możesz coś stracić. A w takiej "umowie" stracić niczego nie możesz. Usługi mogą nie być świadczone przez chwilę i to wszystko - do czasu aż nie podpiszesz nowej umowy, ale zawsze i tak wychodzisz na 0. Wszystko tkwi w sposobie myślenia. Swoją drogą, racje ma również @Kapitan Horyzont i ten temat na forum był poruszany wieeeeeeeeeeelokrotnie. I tak, sprawdza się to również dla "innych niż wszystkie". Nie znam waszej sytuacji, ale jeżeli jest ona podobna do tej którą przedstawił Kapitan, to można się już pakować ponieważ jesteś wówczas w impasie. Dlaczego? Ponieważ powstało już wiele wątków na temat tego, jak wychować kobietę z którą ma się już dzieci. Odpowiedź jest jedna: Jest to strasznie trudne, czasem wręcz niemożliwe. Dlaczego? Ponieważ wówczas dla kbiety dzieci stają się kartą przetargową, więc nie masz za bardzo jak jej ustawić do pionu i ona jest doskonale tego świadoma, że się jej nie podskoczy. Kobietę trzeba sobie wychować, zanim się ją zaleje. Jednakże, ty musiałbyś się z tym trochę pośpieszyć ponieważ ona jest doskonale świadoma tego, że jej "zegar biologiczny tyka" i w sumie skoro Ty nie chcesz ślubu i dzieci (bo do tej pory tego nie zrobiłeś) to już pewnie nie będziesz chciał - dlatego nie jest Ciebie pewna. Wniosek? Musisz zalać i wziąć ślub - jeżeli chcesz "długoterminowego związku", a jednocześnie musisz ją wychować zanim to zrobisz. Niemożliwość według mnie. Ale wynika to przez to, że źle obsługiwałeś kobietę.
  6. Nie zrozumiałeś mnie jednak, a cały post odebrałeś jako atak na twoją osobę i relację z twoją damą, która jest przecież inna niż wszystkie. Byłoby dobrym gdybyś zrozumiał, że to co przeżyłeś ze swoją damą nie ma żadnego znaczenia teraz dla niej i nie ma sensu się do tego odwoływać. Ona nie jest Tobą. Zawsze na pierwszym miejscu będzie kobietą. I wydaje mi się, że może Ci doskwierać ten prosty fakt, iż te wszystkie rzeczy dot. kobiet nad którymi tutaj debatujemy - również sprawdzają się na twoją (wyjątkową przecież damę.) Przypiąłeś łątkę mojemu wywodowi nt. twojej sprawy jako "płytkiemu". Tak naprawdę jest on pragmatyczny. Ale płytki może być dla Ciebie, bo jak on się niby ma do głębi twoich wszystkich uczuć i sytuacji których przeżyłeś ze swoją kobietą. Mówią przez Ciebie emocje i przez zaciśnięte zęby starasz mi się udowodnić, że nie mam racji - no bo ja nie rozumiem JAK JEST. Nie jestem - i nigdy nie byłem w twojej sytuacji. Ja piszę po prostu, jak ta sytuacja wygląda kiedy przyglądniesz się jej z boku. Jednocześnie wyskakujesz z tym, aby nie wyciągać żadnych wniosków bo nie mam obrazu całej sytuacji. Myślę, że brakuje Ci tego chłodnego spojrzenia na to wszystko. I rozumiem, że możesz być rozgoryczony. Całkowicie Cię rozumiem. Możesz zawsze wrócić do tych postów i przeczytać je jeszcze raz. Może wtedy wyciągniesz z nich to co chciałem Ci przekazać.
  7. Dobra, może zakończymy wątek w tym miejscu bo naprawdę szkoda mi tego zmarnowanego czasu pozostałych braci, którzy go tutaj poświęcają dla autora tematu, a który i tak robi swoje - jednocześnie co innego nam tutaj przedstawiając? Z twoich wypowiedzi wynika, że jesteś niejako nieszczęśliwy bez niej u boku. Cóż... Skoro tak myślisz - to tak właśnie będzie. "Nie istnieje różnica między osobą, która mówi, że coś zrobi a osobą która mówi, że się jej nie uda." - Obie mają rację. I obie zdecydowały o ich wyniku już na samym początku. Proszę Cię... Przecież tak mówi każdy z klapkami na oczach... Historii z forum nie czytasz? Większość zawiera to stwierdzenie. Albo nie czytasz uważnie, albo próbujesz próbujesz przedstawić nam tutaj wyimaginowaną wersję swojej osoby - osoby która jest już inna, taka która zrozumiała swoje błędy i będzie dążyć ku polepszeniu swojego bytu - a która nie ma tak naprawdę odzwierciedlenia w rzeczywistości. I ten komentarz wyżej niejako to zdradza. Dalej: Teraz pomyślmy: - "Ma złote serce..." i do tego jej bąki pachną kwiatkami. Emocjonalna ocena wypada. - "Wspiera dzieci/ma rękę do dzieci". Niczym zdrowa psychicznie kobieta. To jest plus? Raczej podstawa którą powinno się wymagać od kobiety wchodzącej w związek. Po co zaniżać cały czas średnią i uznawać za zalety kobiety coś, co powinno być normą? A może to, że ma nogi? Też dajesz jej za to 10pkt? -To "wspiera mnie" - to podstawa każdego ze związków... Skoro masz takie wymagania a nie inne, to niech Cię nie dziwi później jakość usług które otrzymujesz. - "Dba o dom" Większość ludzi dba o miejsce w którym aktualnie żyją. Nie masz innych, prawdziwych zalet dot. jej osoby w głowie?.... Pewnie nie. Ale przez te emocje które tobą rządzą wystarczą Ci nawet takie ochłapy o których wspominasz byleby utwierdzić się w przekonaniu o jej "wyjątkowości". - "Jest wyrozumiała" - Chyba wspominałeś o tym, że panna nie odzywa się już od kilku dni - niczym dziecko które nie dostaje tego czego chce. Napisałem "chyba" bo Ty żyjesz w dwóch alternatywnych rzeczywistościach według mnie. Podsumowując: Jak wspominasz: emocji i seksu też nie ma więc, co zostało? "[...] jak coś odlozy przeznacza na szczytny cel..." To może wejdź w związek z 70-letnią babcią pracującą w schronisku dla zwierząt? Spełnia wszystkie twoje wymagania: - Bycie wolontariuszem. Bracie - przejrzyj na oczy. To wszystko są tylko i wyłącznie emocje. A ty sam nadal jesteś w tym samym miejscu, w którym znajdowałeś się kiedy zakładałeś ten wątek kilka dni temu. Życzę Ci hartu ducha, i tego, abyś jednak postanowił zawalczyć o siebie.
  8. *HISTORIA PRAWDZIWA* Witam serdecznie samczą brać - jak widać i duch podróżowania tli się w użytkownikach tego forum. Sam temat wydaje mi się bardzo osobisty. Dlaczego? Ponieważ sam po zakończeniu szkoły średniej wyruszyłem w świat autostopem. W czasie kiedy wszyscy dostawali torsji ze stresu na myśl o maturze, ja wybiegałem już myślami co i gdzie będę robił. Co zwiedzę. Gdzie będę spał i kogo poznam. Co będę jadł i jakie przygody mi się przytrafią. Niesamowite uczucie. Ale do rzeczy... Od małego zawsze ciągnęło mnie w świat. Zaczynając od programów przyrodniczych z Czubówną , przez książki i na blogach lub vlogach z podróży kończąc. Tak samo jak ty nie byłem pewny tego co chciałbym robić tudzież osiągnąć w życiu, i podróż którą miałem odbyć miała pozwolić mi to odkryć. Uważałem również, że nie wybiorę się na żadne studia zanim nie zrealizuje swojego celu - gdybym nigdy nie postawił przysłowiowej "kropki nad i" to pewnie do dziś plułbym sobie z tego powodu w brodę. To czego doświadczyłem, i to czego dowiedziałem się o sobie w czasie mojej podróży stopem nad Ocean Atlantycki jest nie do opisania. Zrozumieć wszystkie uczucia które temu wszystkiemu towarzyszą mogą zrozumieć jedynie osoby które zdecydowały się na coś podobnego w swoim życiu. I mówię to z całkowitą powagą. To szczęście i lekkość które towarzyszy Ci gdy budzisz się sam na południowych "stepach" Hiszpanii, a nieopodal twojego namiotu paradują byki nad niebieskim niebem jest czymś unikatowym. Czymś co warto doświadczyć. Czy odnalazłem swoje "powołanie" w czasie mojej podróży? Odpowiedzi są dwie - i są one sprzeczne. Dlaczego? Ponieważ doszedłem do wniosku, że nie istnieje taka jedyna rzecz do której wykonywania zostaliśmy specjalnie stworzeni. Ten model, w którym jednostka ma mieć przypisaną jedną działalność jest jedynie wypadkową systemu w którym żyjemy, i który próbuje zamykać ludzi w schematach. Poważnie. My - jako ludzie - jesteśmy tak wszechstronnie uzdolnieni, że nie ma sensu ograniczać się do robienia jednej rzeczy. Więc nawet jeżeli gdzieś tam kiedyś będzie musiał wybrać "ten swój czarny konik" jakim będą studia czy praca to pamiętaj, że to wciąż będzie tylko element twojego życia, a resztę czasu wciąż będziesz mógł zapełnić czymkolwiek chcesz. Zapamiętaj sobie jedno - kiedy wrócisz z podróży, już nie będziesz tą samą osobą. Ona zmienia człowieka - przewartościowujesz wówczas całe swoje życie. Po powrocie z wielu znajomych których miałem ostała się jedynie garstka - to Ci sami, którzy pisali do mnie z troską i ciekawością jak mi się wiedzie. A co z resztą? Po prostu stali się dla mnie - obiektywnie rzecz ujmując - niedojrzali. Sam zwrócisz na to uwagę, jak inny punkt odniesienia będziesz mieć w stosunku do pewnych spraw niż ludzie których znasz. Przerabiam to teraz na studiach, kiedy czekam przed salą egzaminacyjną i widzę jak te wszystkie osoby dookoła się trzęsą ze stresu i strachu. I tak stoję sobie wokół nich i zastanawiam się - po co?... Czego tu się bać? Egzamin to tylko kartka papieru którą musisz zapełnić - nie zrobi Ci krzywdy. Bać to się mogłem wtedy, kiedy wypryskałem całą puszkę gazu pieprzowego na dzikie psy które zaatakowały samotnego mnie w południowych górach Portugalii. Bać to się mogłem wtedy, kiedy w środku nocy budząc się nad Atlantykiem zdałem sobie sprawę, że przypływ zaraz zmyje mój namiot razem ze mną i zabierze ze sobą w głąb oceanu. I widzisz? TO jest teraz moim punktem odniesienia. Kiedy przeżyjesz tak wiele - życie wówczas wydaje się o wiele prostsze. A moi trzęsący się znajomi ze studiów? Oni tych punktów odniesienia nie mają. Oni nigdy nie mieli okazji sprawdzić siebie. Zbadać swoich możliwości. Dlatego zwykła kartka papieru może ich wykończyć. Czy nie są to słabi ludzie według Ciebie? Skąd Ci ludzie mają wiedzieć na ile ich stać skoro nigdy nie znajdowali się w sytuacji w której byli zdani tylko i wyłącznie na siebie? No właśnie. Niektórzy za twoje podejście do pewnych spraw będą Cię skrycie podziwiać - inni nienawidzić. Sam się o tym przekonasz. W tej sytuacji w której znajdujesz się aktualnie Ty - ja znajdowałem się 2 lata temu. Czy zmieniłbym decyzję? Nigdy. Decyzja o spakowaniu plecaka i podniesieniu kciuka w stronę auta jadącego na zachód - to moja spuścizna. Spuścizna młodego człowieka, a mam zamiar sięgnąć jeszcze dalej. (Tutaj chciałbym wspomnieć o ogromnym zdziwieniu portugalskich policjantów, którzy zatrzymują samego - 18-letniego, młodego chłopaka na autostradzie w środku nocy gdzieś w Portugalii.) Dla nich to był kosmos. Coś niewyobrażalnego. I takich perypetii z udziałem ludzi miałem mnóstwo - co też pozwoliło mi ich lepiej poznać. Tutaj musisz również wiedzieć, że niejednokrotnie usłyszysz całe życiorysy osób, które pomogą Ci w podróży. Do dziś wspominam 60 letniego kierowcę ciężarówki który opowiadał mi o swojej sytuacji rodzinnej i czego ja - młody człowiek powinienem unikać. Pamiętam to historię bezdomnego z Madrytu, z którym podzieliłem się kolacją w środku nocy na ławce w parku. To są rzeczy, dla których warto żyć. A, i ważna kwestia - pieniądze. Ludzie uważają, że bez nich nie da się podróżować i z reguły przypisują mi niebotyczne sumy które musiałem ze sobą zabrać na wyprawę. A jaka jest prawda? Koszt plecaka z butami, śpiworem i namiotem (ahh, do dziś pamiętam widok zatroskanej matki w oknie, która obserwowała mnie spędzającego noce w śpiworze w ogrodzie przy domu - testowałem wówczas śpiwór, czy w miarę dobrze trzyma ciepło )...no, o czym ja? A tak - koszta. A więc rzeczy na wyprawę 1500zł. To wszystko. Pomijam już fakt, że ukradli mi to wszystko (plecak) podczas jednej z nocy spędzonych w Paryżu. Czy się załamałem? Nie! Usiadłem na ławce - pośmiałem się sam z siebie, a później poszedłem kupić najtańszy plecak i najtańsze ciuchy na zmianę. A ile wynosił mój budżet przeznaczony na wyprawę? Całe 350 euro. Na dwa miesiące podróży i spania pod gołym niebem tyle mi wystarczyło. - Choć często zdarzało się też tak, że ludzie gościli mnie u siebie w domach, co też proponowali w czasie podwózki. Ahh... Ta 20-letnia portugalka, która zaprosiła mnie do siebie na mieszkanie w Lizbonie. Mógłbym tak jeszcze pisać, i pisać ale nie chciałbym nikogo tutaj zanudzić. Więc jaki werdykt? Jedź. Po prostu jedź. Dla samego życia. A jeżeli masz jakiekolwiek pytania w kwestii przygotowania, wskazówek, co jeść i gdzie spać oraz kwestii wszelako pojętego "bezpieczeństwa" - napisz do mnie na priv. Może kiedyś nawet wybierzemy się gdzieś razem? (Tutaj muszę wspomnieć o naszej grupie dla autostopowiczów na facebook'u. Jest nas tam 40 tysięcy, i codziennie ktoś szuka kogoś do pary na jakąś wyprawę - zawsze to raźniej, a kobieta mając przy sobie faceta czuje się bezpieczniej. Z kolei facetowi mając kobietę u swego boku łatwiej jest łapać stopa, ponieważ kobieta "łagodzi wizerunek" na drodze. ) Gromkie brawa za odważne myślenie dla Ciebie. Cześć No i przed podróżą obowiązkowo obejrzyj sobie film pt "Into The Wild", na podstawie książki "Wszystko za życie" Krakeau. Opowiada on o Christopherze McCandlesie, który wyruszył w samotną podróż po Ameryce a skończył ją na Alasce, gdzie też zginął. Niesamowita historia młodego człowieka. Również w podróży widział szansę na odnalezienie siebie i własnego szczęścia. I na koniec je odnalazł, zapisując to w swoim dzienniku. _________________________________
  9. Śmiało mogę stwierdzić, że @Tornado - jesteś jedną z najbardziej pragmatycznych osób na forum. Krótki, treściwy i spójny w tym co mówisz. Rozkładasz na czynniki pierwsze każdą z sytuacji. @maniks Będę starał się przyswoić i wdrożyć wszystkie z tych rzeczy o których wspomniałeś. Właśnie obok mnie leży podanie dot. wstąpienia do biologicznego koła naukowego. Czas je uzupełnić. I wszystkim tym których nie wspomniałem tutaj osobiście - dziękuję za rady. Wypróbuję je wszystkie.
  10. Przyznam szczerze, że jestem pozytywnie zaskoczony co do ilości odpowiedzi na założony przeze mnie temat, oraz treściwości owych komentarzy. Widać jak na dłoni, że na forum nieustannie wzrasta poziom dyskusji co również niezmiernie mnie - ale i pewnie każdego z was - szczerze cieszy. Macie całkowitą rację co do tego, iż należy dbać głównie od siebie. Wczoraj miałem jeszcze pewien mętlik myśli co do mojej decyzji, ale doszedłem do wniosku, iż jak o taką pierdołę można reagować tak emocjonalnie? Te wszystkie teksty w stylu, że "będę sam jak palec i wszystkiego pożałuję" bądź, że "bez nich to już nie zdam studiów na pewno. Rozumiem iż są to kobiety i reagują emocjonalnie, jednak mimo wszystko powinny coś sobą reprezentować - a przynajmniej z racji tego, że każda ma się teraz za "wielką dorosłą" - co nieustannie między sobą powtarzają, w rozmowach pt "Co wykładowca może mi kazać skoro jestem dorosła, helloooooł". Litości. Zresztą pokazały już, jak bardzo powinno mi być "żal" z powodu straty tak zacnych znajomych. Co do profesora to patrząc przez pryzmat ogólnie przyjętych zasad i norm - zachował się całkowicie nieprofesjonalnie. Jednakże ciekawi mnie też stanowisko @Tornado na ten temat, gdzie mówi, że cała ta zagrywka miała mnie utwierdzić w mojej męskości lub jej pozbawić - lub jak on to określił "zasamczyć". Czy to było celowe? Można jedynie gdybać. Wiem, że gdybym podjął inną decyzję, to czułbym się źle z samym sobą. No ale właśnie - większość ma to w dupie, jak TY się będziesz czuł. Są tak zafiksowani na swoją osobę (głównie kobiety) i bajki które ktoś im opowiedział na ich temat, że egoizm przysłania co poniektórym zdrowy rozsądek i możliwość trzeźwego myślenia. A jak nie zrobisz czegoś po ich myśli? To wówczas Ciebie nazwą egoistą, bo nie spełniasz ICH egoistycznej woli. Irytuje mnie to jak większość ludzi jest ślepa na ich prawdziwe motywy działań, którymi się kierują. Nie potrafią przyznać się przed sobą, dlaczego coś robią. A argumenty? Logika? Pff... Żyjemy w wieku post prawdy, gdzie emocje wygrywają nad faktami. No, to wyjaśnione.
  11. Witam serdecznie samczą brać. W tej historii poruszę pewne aspekty społecznej świadomości, kobiecego rozumowania jak i sytuacji w których musimy podjąć decyzję znajdujac się wówczas w impasie. Otóż zostałem dziś doświadczony pewną sytuacją, a rzecz miała miejsce w czasie kolokwium z fizyki (studiuję.) Tak się złożyło iż patrząc na oceny z tego przedmiotu to porównując się do innych (a mam praktycznie same laski w grupie - to będzie ważne poźniej) jestem daleko, daleko z tyłu - z innych przedmiotów sytuacja jest odwrotna, ale do rzeczy. Dwa dni temu postanowiłem przełamać złą passę ocen - a tym samym uchronić się od brania warunku na nowy rok, i jak siadłem w środę do książek tak odszedłem od nich dopiero po dwóch dniach aby wybrać się na zapowiedziany egzamin. Jaki były tego wyniki - lub co ważniejsze - konsekwencje? A no wyniki były takie iż na 20 osób zdały jedynie dwie - ja i do tego jeszcze jedna dziewczyna na 5, reszta na 1. I na jaki świetny pomysł wpadł profesor? Otóż postawił nam ultimatum, że: albo nie wpisuje nikomu żadnej oceny (dodając przy tym komentarz, że jednak ta otrzymana dziś przeze mnie piątką miała by wpływ moje ewentualne zaliczenie) lub wpisuje zarówno mi jak i koleżance (która również jest w podobnej sytuacji jeżeli chodzi o oceny) te piątki, a reszcie grupy - te nieszczęsne jedynki. Mieliśmy wyrazić obopólna zgodę, co do której kwestii przystajemy. Początkowo byłem za tą opcją, aby poświęcić się dla grupy (bo jednak muszę spędzić z nimi jeszcze trochę czasu) - ale z drugiej strony miałem obawy czy ta decyzja którą teraz podejmę, nie odbije się na mnie później i czy nie będę musiał poprawiać roku. Do tego wszystkiego dochodziły te błagalne spojrzenia koleżanki obok, która wciąż starała dać mi do zrozumienia w jakim dołku się ona znajduje, i, że brak tej oceny może już ją całkowicie pogrążyć - oczywiście, odpowiednio - aczkolwiek subtelnie to komentując. Widziałem ten strach i rozbieganie w jej oczach. Miałem wybór. Wybór między pogrążeniem siebie siebie i koleżanki i przypodobanie się grupie (która - tak sądzę - i tak by mnie olała ciepłym moczem jeżeli bym nie zaliczył roku), a otrzymaniem szansy zaliczenia jednak przy jednoczesnym ukrzyżowaniu i odseparowaniu. Więc pomyślałem: Dobra Matthew, czas na męską decyzję. "- Poprosimy o wpisanie tych ocen rzekłem." I się zaczęło... Szał macic, i zgrzytanie zębów. Wyobraźcie sobie teraz kilkanaście dziewczyn, które były o krok od zaliczenia ale ten suki*syn (ja ) postanowił jednak co innego. Pomijam już fakt, że to te same dziewczyny śmiały się do rozpuku, iż egzaminator się na mnie uwziął - ale im to jest na rękę bo ich przynajmniej nie pyta - kobiety te znajdują się o wiele lepszej sytuacji jeżeli chodzi o zaliczenie niż ja. Oczywiście stało się to czego się spodziewałem - zostałem "wykluczony" ze społeczności, a nawet usunięty z "grupy na facebook'u" - ta dojrzałość emocjonalna. Zostałem również okrzyknięty - egoistą roku. No ale właśnie - kwestie społeczno-psychologiczne panowie. Kto jest egoistą? Ta osoba która jednak ma szansę uratować siebie i osobę obok, czy jednak egoistyczną postawą wykazuje się grupa, która wymaga od jednostki aby ta dokonała autodestrukcji. mimo iż nie otrzyma nic za to w zamian? A może zachowałem się źle? Nieodpowiednio? Co Wy o tym sądzicie? Do tego wszystkiego nie chce mi się pisać nt. tego, jak szybko wiadomość dot. tej sytuacji obiegła ludzi z całego roku. (W wielu wersjach bo każda z rozwścieczonych macic dodała trochę pikanterii od siebie, aby to już calkiem przedstawić mnie jako bezdusznego potwora). I w tym wszystkim moglibyśmy już zapomnieć o mojej koleżance, która również musiała na to wyrazić zgodę. Ją całkowicie jednak w tych opowiadanych historiach pominięto. I czy uważacie, że to taka solidarność jajników, czy po prostu chęć odcięcia jej, co by na mnie zrzucić całe zło tego świata? Na samca, który już od samego początku wykazywał braki subordynacji? Piszę o tym do Was i pytam co o tym sądzicie Panowie, bo zawsze lepiej jak ktoś na całą sytuację spojrzy obok. Do tego mam trochę ambiwalentne (mieszane) uczucia, bo z jednej strony czuję się zadowolony, iż jak miałem szansę uratować siebie i znajomą - to ją wykorzystałem, a z drugiej strony przypłaciłem to tym, iż została zniszczona moja relacja z grupą oraz pewnie z pewną częścią ludzi z roku, bo to w jaki sposób te laski przedstawiają całą sytuację przechodzi całkowicie moje wyobrażenie - zresztą czułem te spojrzenie innych ludzi przechodząc później przez uniwerek. Niezbyt sympatyczne. Czułem się w pewnym sensie jak ktoś "wyklęty". No ale pewnie w takim świetle zostałem przedstawiony. Jeszcze dojdzie do tego, że będą mówić iż zmusiłem profesora siłą do uje*ania wszystkich. I to wszystko robią ludzie, którzy ku*wa niedawno brali udział w debacie nad tym, że ludzie oceniają innych zbyt pochopnie i co zrobić, aby zapobiec plotkom i dyskryminacji? Tak bardzo mnie wku*wia ta hipokryzja ludzi.. Ale to swoją drogą. Więc co Panowie? Mieć wyjebane i działać dalej niczym samotny wilk (mam świetnych znajomych poza studiami) czy może na tych studiach jestem już spalony i spróbować się jednak wkupić w łaski owej grupy? Żyć z nimi jakoś trzeba mimo wszystko. A zostałem już kilkanaście dziś razy uświadomiony, że to co zrobiłem nie było "fair" wobec nich, i, że na studiach już nikt mi nie pomoże. Z jednej strony nie chce być rozpoznawany na roku jako ta osoba "co ujebała grupę" bo nie zależy mi specjalnie na ocenach oraz brzydzę się wyścigiem szczurów, ale z drugiej strony... nosz ku*wa nie dajmy się zwariować i szkodzić sobie samemu na korzyść innych. Co sądzicie?
  12. Niektórzy wspominają tutaj o "nadopiekuńczej matce prowadzącej do zniewieścienia chłopaka". I mają całkowitą rację. Racja może również istnieć co do tego, że Ty sam możesz być nadopiekuńczy. Pozwól dzieciakowi być dzieckiem. Przecież on dopiero zaczyna dojrzewać i nic go tak nie będzie irytować jak ktoś kto się wpieprza w jego życie. Sam grałem mnóstwo na kompie. To było coś co uwielbiałem robić ze znajomymi. Żyliśmy wtedy powieściami fantasy, grami, etc. (do tego uczyłem się również mnóstwo - bo lubię - a nie każdy lubi, oraz "grałem w piłkę" - jak każdy nastolatek). Każdy odpowiada sam za swoje życie a Ty zamiast próbować kogoś zmienić na siłę, to spróbuj po prostu pokazać, że są inne sposoby spędzania czasu. Tylko tyle i aż tyle możesz. Jeżeli ktoś je zaakceptuje jako swoje nawyki - super dla Ciebie. Jeżeli nie - to uszanuj czyjąś decyzję. Problemem ludzi starszych od młodszych jest to, iż uznają, że Ci młodsi nie mają własnego zdania ani poglądów. A jeżeli już mają - to na pewno nie takie jakie "trzeba" mieć. Chłopak nie jest plasteliną, żebyś go formował do swoich potrzeb. Pokaż - a następnie uszanuj.
  13. O to, to. Każda potwora znajdzie swego amatora. @brushedsteel Ten okres będzie nie tylko "testem" dla jej zachowania, ale czasu w którym ty "oczyścisz" sam siebie. Oczyścisz z tej toksycznej atmosfery - jeżeli tylko Ty sam sobie na to pozwolisz. A więc co trzeba robić? Nie ślęczeć nad telefonem ani nie siedzieć na portalach społecznościowych - kontakt z małżonką ograniczyć do jednego telefonu na 2 - 3 dni. I chyba nie muszę wspominać iż masz w tym przedziale czasu masz odbierać telefon, a nie samemu wychodzić z inicjatywą kontaktu. Miesiąc wakacji wbrew pozorom to bardzo długi czas. Z pewnością zapomnisz w pewnym stopniu większość swoich codziennych nawyków - w tym trzymaniu ramy, czy zamartwiania się o swoje obecne położenie. Wrócisz odmieniony, więc wykorzystaj tą sytuację aby spojrzeć na to swoje "piekiełko" w trzeźwy sposób. Najprawdopodobniej zorientujesz się, iż jest "goręcej" niż myślałeś. - Bo jak ktoś przebywa całe życie w patologii to i ta patologia zaczyna mu się wydawać normą. (Może zobaczysz nawet na własne oczy zdrowe wzorce w relacjach międzyludzkich - może ) Życzę udanych wakacji bracie. A no i nie pozwól sobie na danie innym powodu do plotek na twój temat (tym bardziej mówimy nie kompromitującym zdjęciom) - dla dobra przyszłej rozprawy rozwodowej. Stwarzaj pozory ułożenia - ruchaj niczym ninja.
  14. Pamięta jeszcze twój wątek za czasów kiedy powstawał i wszyscy śledziliśmy go tutaj na bieżąco - ja wówczas nie posiadałem jeszcze konta. Wspomnienia. Tak w skrócie (gdy będę miał więcej czasu to wysmaruję o wiele bardziej merytoryczny post), to czy w ciągu tego roku zrobiłeś już badania nad ustaleniem ojcostwa? Czy nie przeszła Ci przez ten czas myśl, iż zostałeś ojcem w trakcie noszenia zbroi tak srebrnej - iż oślepiałby nas jej blask - gdyby tylko nie była ona upierdolona błotem w postaci pogardy twojej żony do Ciebie? Chyba już wystarczająco się rozwinąłeś, aby stwierdzić, iż nie byłeś wtedy najlepszym - według twojej partnerki - materiałem na przekazanie połowy genów "jej" dziecku? Jeżeli doszedłeś do tych samych wniosków co Ja, to chyba już wiesz co najpierw należy zrobić. Czekasz na sytuację, w której będziesz mógł użyć karty "ostatecznej decyzji" a być może jest ona tuż pod twoim nosem? Może drastyczne, ale dość często prawdziwe. Więc testy to podstawa. Zresztą uważam, iż powinny się one odbywać obowiązkowo po każdych narodzinach dziecka. - Uprzedzę iż takie pomysły się już pojawiały, ale cóż za ogromną ścianę napotykały w postaci kobiet aktywistek - uważających to za kolejny pomysł tych okropnych, próbujących uciemiężyć kobiety mężczyzn.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.