Skocz do zawartości

EasyRider

Użytkownik
  • Postów

    18
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    100.00 PLN 

Treść opublikowana przez EasyRider

  1. Przepraszam Braci za długi czas, który potrzebowałem na napisanie kontynuacji, ale wiele z wymienionych wcześniej spraw wymagało domknięcia i uregulowania, szczególnie w mojej głowie. Generalnie, z sytuacji z ex żoną (ma chorobę dwubiegunową) wyszedłem z nieumoczonym d*pskiem, przede wszystkim dzięki informacjom z audycji Marka, których słuchałem od lat. Mam filmy, zdjęcia i nagrania dźwiękowe ilustrujące jej "działalność", w tym jak pięknie sobie leży w łóżeczku ze swoim stareńkim ukochanym, jak biega z nożem po domu, jak podnosi rękę na mnie, itp. Gdybym nie wiedział o aspektach, o których Marek mówi LATAMI, to bym sobie tak na luziku o sprawie teraz nie pisał i by ze mnie zrobiła winnego, bo okazało się, że rozpowiadała po znajomych, jaka jest uciśniona. A tak rozwód bez orzekania o winie trwał jeden dzień, zabrała swoje rzeczy w dwa dni, intercyza załatwiona w jeden dzień i po temacie. Moje dowody nie pozostawiały pola do dyskusji. Obiecałem sprawę wnikliwie opisać i słowa dotrzymam, ale to będzie dłuuugi artykuł... Wracając jednak do tematu, wspaniała moja przyjaciółka doskonale się sprawdziła w sytuacji okołorozwodowej. Wsparła mnie pod każdym możliwym względem. Wspierała mnie nawet w dzień swojego wyjazdu z niemniejszym, a może nawet większym zaangażowaniem. Zaraz po telefonie do chłopaka czekającego na nią w uwitym gniazdku i przed telefonem też. W końcu nie widzieli się parę lat, a on wiernie czekał. Może wiernie, może nie... I tu kolejny ukłon w stronę Marka i całej Społeczności - gdyby nie Wasza praca, to wielu ludzi nie zdawałoby sobie sprawy z cynizmu kobiet i pogrążało się podle. Wszyscy mamy fabryczną tendencję do uciekania w jakieś romantyczne wymysły, które z rzeczywistością nie mają nic wspólnego... tu pojawia się Marek z wiadereczkiem lodowatej wody. W pewnej chwili powiedziałem jej z radością, że wchodzenie w nią w poważny związek to jak wkładanie jajeczek w pułapkę na niedźwiedzia, na co ona słodziusio uśmiechnęła się pod noskiem i sama przyznała, że w poważnych związkach coś jej się przestawia... Pozostajemy w przemiłym kontakcie bez oczekiwań i wymagań, obie strony wiedzą swoje. Może jeszcze przyjedzie do PL, ale ja raczej nie planuję powtórki. Spontaniczne akcje są najlepsze. Lekcja z mentalności kobiecej, gdzie dobry i grzeczny chlopak stał się poharatanym badboyem z przeszłoscią, a uczesany narzeczony urządzał gniazdko niczego nie podejrzewając wyciągnięta. Wniosek: Kobieta nigdy nie wybaczy facetowi, jeśli ten potraktuje ją poważnie.
  2. Mordą o beton - to lubię. To jest odpowiedź warta więcej, niż życie. Bardzo dziękuję! Właśnie za taką konkretność jestem fanem Radia Samiec od lat. Pozdrawiam!
  3. JEŚLI UMIEŚCIŁEM TEN POST W NIEWŁAŚCIWYM DZIALE, TO UPRZEJMIE PROSZĘ O PRZESUNIĘCIE GO W ODPOWIEDNIE MIEJSCE! 17 lat temu poznałem moją pierwszą dziewczynę i to była miłość na zabój. Była bardzo inteligentna, z dobrego domu, mieliśmy bardzo zbliżone zainteresowania muzyczne, spostrzeganie świata, filozofię, itp.., Ona miała wtedy 16 lat, ja 19. Po 6 miesiącach zostawiła mnie dla kolesia, który nie ukończył podstawówki i bywał w poprawczakach i już w tamtym wieku pił i ćpał. BadBoy. Nie mogłęm się pozbierać po tym przez długi czas, ale obraziłem się na nią honorowo i całkowicie zerwałem kontakt. Miałem kolejne dziewczyny, ale to nie było to. Później okazało się, że ten wyskok kosztował ją załamanie nerwowe, bo była z nim 2 lata i on zaczął robić różne agresywne jazdy po alkoholu i ciężkich narkotykach. Skończyło się na leczeniu u psychologa i prawnym zakazie zbliżania się do niej dla tego typa. Po 2 latach, przez które byłem na śmierć obrażony i nie odzywałem się, ona się jakoś do mnie dobiła przez koleżankę. Skończyło się na tym, że zaczęliśmy rozmawiać i kiedyś przejeżdżałem rowerem koło bloku, w którym miałą mieszkanie, w którym mieszkała już bez rodziców. Nadal byłem na nią zły, ale zaprosiła mnie na wieczór. Wino. Byłem tak zdeterminowany i to, co zrobiła wcześniej wciąż siedziało mi w głowie, że po wiadomym zakończeniu wieczoru pojechałem do domu i na drugi dzień perfidnie powiedziałęm jej, że nie możemy być razem. Kontakt nie zerwał się do końca, potem jeszcze byłem z nią na jej studniówce, czasem widywaliśmy się i rozmawialiśmy, ale ciągle siedziało mi w głowie to, co zrobiła na początku. W międzyczasie była zaręczona i też miała kilku facetów. W międzyczasie ja też miałem kilka związków, ale ciągle ją pamiętałem... W roku 2012 poznałem Moją już byłą żonę. Modelkę i byłą miss jednego z województw, z którą w tym roku się rozwiodłem. Nie mieliśmy dzieci. Dokonana została rozdzielność majątkowa aktem notarialnym i rozwód bez orzekania o winie (nie chcę ciągnąć tego latami), więc w kwestiach majątkowych i prawnych na szczęście jestem spokojny. Okazało się, że ma chorobę dwubiegunową afektywną i po 7 latach małżeństwa i dziwnych zachowaniach tylko czasami wdała się w romans z 72 letnim alkoholikiem, oraz w tym samym czasie z zadłużonym "ochroniarzem"(na starcie dała mu 10 000 na alimenty i po tygodniu znajomości starają się o dzieci). Jej dokonania, jak agresja wobec mnie i mojej rodziny, ataki nożem, alkoholizm (6 miesięcy picia bez przerwy) i oczywiście incydenty łóżkowe z tym starszym panem uwieczniłem na filmie, gdyż w ogóle się z tym nie kryła i wpuściła mnie do mieszkania, gdzie się z nim bawiła... Nawet ksiądz na pierwszej rozmowie powiedział mi, że z tymi dowodami unieważnią mi ślub. Opiszę niebawem szczegółowo tę historię w odpowiednim dziale Forum. W każdym razie byłej żony nie żałuję wcale i czuję się po rozwodzie lżej. Pamiętam, że jakoś przed ślubem spotkałem się z tą moją pierwszą dziewczyną i ona jak zobaczyła zdjęcie mojej byłej już żony, to powiedziała, że to wywłoka... Miała rację. Nie mieliśmy kontaktu od tamtej pory. No i oto jesteśmy w roku 2020. Jakoś w listopadzie widziałem już, że sprawa z żoną skończy się rozwodem. Wyświetliła mi się na FB w propozycjach znajomych moja była dziewczyna. Miejsce zamieszkania : USA. Wysłałem zapro, przyjęła. Okazało się, że była tam 7 lat i akurat wróciła. Jest jeszcze mądrzejsza, niż była i ma super zawód. Ma chłopaka na innym kontynencie, ale nie widziała się z nim od roku, bo zamieszanie kowidowe przyblokowało sprawę. Są w kontakcie przez internet, on urządza mieszkanie dla nich tam, w Azji, ale póki co jest ona tutaj. Umówiliśmy się na spotkanie przy winie... Opowiadała, że miała kilku facetów, ale w zasadzie żaden jej nie zostawił i tylko ja jej wywinąłem taki numer. Jednocześnie opowiada trochę o tym swoim chłopaku, ale niewiele. Niesamowicie wsparła mnie przy rozwodzie. Sama się odzywała i miała czas, żeby pomóc mi załatwić kwestie formalne. Sama proponowała spotkania. Wiele rozmawialiśmy o przeszłości tej sprzed 17 lat i powiedziała, że jakby to się nie rozpadło, to bylibyśmy już razem. mamy więc nieco sprzeczne sygnały. Podczas jednego z wieczorów u mnie, kiedy leciała piosenka z tekstem "byliśmy młodzi, dzicy i wolni" odwróciła do mnie twarz i czekała chyba na mój ruch, ale ja wtedy udałem, że tego nie zauważyłem. Było to już z 2 miesiące temu i cały czas mamy kontakt, sama proponuje spotkania na zmianę ze mną. Przesiadujemy do późnej nocy. Nadal opowiada czasem o tym chłopaku, wspomina, że się kłócili i pogodzili, ale mówi o nim niewiele i potem czasem przytula się do mnie. Jak nie odezwę się przez jeden, lub dwa dni, to ona się odzywa. Wczoraj jedliśmy pizzę do 24, a dzień wcześniej tosty do 2 nad ranem (z wódką). Część dramatyczna polega na tym, że zaczynam się z nią czuć jak 17 lat temu i coraz bardziej mi na niej zależy, ale NIE MAM JUŻ POJĘCIA, czy jest szansa z nią znowu być, bo sygnały z jej strony wydają się być silnie sprzeczne, a przy tak eleganckim zachowaniu z jej strony i wsparciu mnie w takim fatalnym momencie życia, jakim jest rozwód nie chce wypaść na zwykłą świnię. Nie wykonałem żadnego radykalnego ruchu, bo po tych wszystkich latach i tym, co się stało, oraz tak długim czasie bez kontaktu jest osobą, która tak bardzo wsparła mnie przy rozwodzie i ciągle ma dla mnie czas, no ale ja też mam dla niej czas. Stale mówiła, żeby jak najszybciej zamknąć temat z byłą żoną i żebym nie miał fałśzywych nadziei, żeby ją już wywalić z domu i jej rzeczy też. Ciągle wypomina mi, że jestem niezdecydowany życiowo i nie ma we mnie konkretności, że mam być facetem, a nie chłopcem. Na dzień dzisiejszy, ona ma pozostać w Polsce przynajmniej jeszcze przez parę tygodn lub miesięcyi i nie ma sprecyzowanej daty wyjazdu, a ja czuję się jak bohater jakiejś głupiej książki dla bab, bo Moja pierwsza dziewczyna miłość 17 lat jest jeszcze mądrzejsza, niż była wtedy i zdaje się mnie znać na wylot... Co zdaniem szanownych Braci mogę zrobić?
  4. Czy przeszło ci przez myśl, że podczas twojego sentymentalnego spotkania z partnerem z czasów nie aż tak najwyraźniej odległych, ktoś "niezwykle życzliwy" widział was i poinformował o tym twojego obecnego faceta? Równie dobrze tamten "ohydny natręt" mógł pochwalić się jakiemuś ziomusiowi przy wódeczce, że znów macie kontakt (twój opis wskazuje, że szczytów honoru i pewności siebie to on nie reprezentuje) i teraz informacja swobodnie i w formie "ubogaconej" dotarła do aktualnego twojego partnera, co spowodowało, że lekko się on zdystansował i czeka aż wyjaśnisz mu te plotki. A jak jest z plotkami, wszyscy wiemy, zazwyczaj rosną po drodze do rangi mitów. Z każdym dniem, każdą minutą i sekundą, w których zatajasz te informacje i nie wyjaśniasz swojemu facetowi, co właściwie się stało, rośnie szansa, że wróci do PL i podziękuje ci za znajomość, mając do tego uzasadnione powody... Zegar tyka TYK TYK TYK. Swoją drogą, czy naprawdę jesteś aż tak osamotnioną, odciętą od kontaktu ze światem, smutną i odrzuconą przez społeczeństwo i wszelkie koleżanki istotą, że potrzebujesz utrzymywać kontakt z kimś, kogo (podobno) w swoim życiu nie chciałaś? Nie ma czegoś takiego jak przyjaźń z byłymi. To jest prosta droga do katastrofy, bo żaden szanujący się facet takiego przyczajonego na swoją kobietę samczyka tolerować nie będzie, a tamten nie stanie się nigdy szczerym i bezinteresownym przyjacielem bądź pasywnym tamponem, który zawsze wysłucha i w który wsiąkać będą twoje problemy. Zawsze będzie szukać dziurki w tym serku
  5. Tak, chce sama go kupić, ale wiąże się to z ogólnym "niunianiem" w domu, psem w łóżku, na stole, w łazience i kuchni... Poprzednie przeżycie z takim pupilkiem opisałem na samym początku. Ciągłe kłótnie spowodowane tym, że ja chcę, żeby pies miał swoje miejsce, a ona uważa że to członek rodziny i traktuje go jak człowieka.
  6. Moim zdaniem, co częściowo pokrywa się z sensem wypowiedzi Wspaniałych Przedmówców, powinieneś przede wszystkim skupić się na aspektach Twojego życia, twojego JA, które przynoszą Ci radość i zadowolenie. Wiąże się to z pracą nad sobą, ale taka jest podstawa budowania pewności siebie. Będąc osobą, od której emanuje taka właśnie pozytywna energia spełnienia i zadowolenia, staniesz się "z automatu" fajnym towarzyszem. Zdaję sobie sprawę, że nie zawsze łatwo jest wymodelować swoje życie tak, żeby od razu spełniało nasze oczekiwania, ale to jest właśnie kwestia, która kosztuje najwięcej pracy. Wtedy to pytanie, które zadałeś przestanie istnieć w Twojej podświadomości i będziesz raczej zainteresowany tym, czego sam oczekujesz od kobiet, od życia, bo Twoja za***istość nie podlega żadnej wątpliwości. PS: "sprawy łóżkowe", a dokładniej ich długość trwania oraz stopień twardości są w dużej mierze regulowane przez nasz nędzny móżdżek, przez zakorzenione w nim poczucie pewności siebie, więc jej brak często spowoduje, że pstrykniesz jak zapałka po kilku sekundach. Dodatkowo z drugiej strony masz kobietę, która buduje swoje napięcie seksualne w oparciu o stworzony w swojej głowie obraz osoby partnera, co przekłada się też na sex i jeśli konsekwentną pewnością siebie zakorzenisz u niej odpowiedni wizerunek, to "te" sprawy też pójdą o wiele, wiele lepiej, bo mniemam, że kaleką kompletną mimo wszystko nie jesteś. Takie moje zdanie oparte na własnych doświadczeniach.
  7. Dzień drugi. Nie ustąpiłem. Z wyrzutem wypomniałem jednak fakt, że nie liczy się z tym, że to ja wziąłem na mordę chorobę i uśpienie poprzedniego pupila 3 miesiące temu i najnormalniej w świecie mam tego dość. Ona jednak bardziej stawia na argumenty typu: "ale ja bardzo chcę". Postawiła więc na bardzo ostry foch połączony z silnymi groźbami, złością i kłótnią i tak rozeszliśmy się każdy do swojej pracy. Nie ustąpiłem. Ale już po godzinie idą smski "Wiesz, że i tak Cię kocham, ale bardzo chce tego pieska". Jako, że jestem w pracy i ona też, wyłączyłem telefon i nie przyjmuję przeprosin. Prawdopodobnie "zniknę". Chyba zapowiada mi się sfochowany męski wieczór i nocka poza wspólnym mieszkaniem, gdyż mam taką możliwość lokalową.
  8. Hobby mamy i to dość absorbujące, więc nie tu leży problem, ale na punkcie tych pie*** psów ma ona kompletnego bzika i muszę to zwalczyć za wszelką cenę w zarodku.
  9. 7 lat razem, 5 lat po ślubie, zapatrywania na rodzicielstwo w ciągu roku - dwóch, na luzie; jesteśmy w tej kwestii zgodni. Daliśmy sobie bez ciśnień czas na rozkręcenie działalności i uregulowanie wszystkiego, z czym potem w bezsensowny sposób kolidować by mogło rodzicielstwo. Sytuacja z pieskiem to taki typowy farmazon, sfera, w której kobieta całkowicie głupieje. Mamy jeszcze oprócz kaukaza na podwórku rybki i papużki oraz co wiosnę młode sowy w choinkach wokół domu
  10. Witam. Kilka lat temu kupiłem mojej kobiecie pieska - jednego z tych maleńkich pupilków o rozbrajającym wyglądzie i miłym w dotyku włosie. Nie spodziewałem się jednak takiego obrotu spraw. Pies stał się pełnoprawnym członkiem rodziny z wstępem do łóżka, przytulaniem i wysławianiem go ponad słońce. Taki obrót spraw powodował stałe kłótnie, bo kiedy się temu sprzeciwiałem, kobieta denerwowała się, protestowała i obrażała; jak mogę tak źle biedaka traktować i co mi zawinił. Ja chciałem tylko, żeby pies miał swoje miejsce a człowiek swoje... Poza takimi błahymi sprzecznościami (ta była wyjątkowo wkur*iająca i przewlekła), raczej nie kłócimy się i jesteśmy zgraną parą przez 7 lat. Po 2 latach życia piesek rozchorował się jednak na bardzo typową dla takich małych ras chorobę, która doprowadziła do jego ciężkiego kalectwa. Weterynarz sugerował uśpienie, na co jednak ona długo się nie zgadzała i tak nam wegetował i męczył siebie oraz nas przez kilka miesięcy, co niosło ze sobą dodatkowy bałagan w domu i żal kiedy się na niego patrzyło, ale "kobiecie przecież biednego pisaka zabić żal..." W pewnej chwili jego tragiczny stan zmusił nas do podjęcia tego kroku. Oczywiście ja musiałem psa zawieźć do weterynarza, uśpić obciążając jeszcze tym swoje sumienie i nerwy, bo mimo przesadnego podejścia kobiety do pieska, byłem z nim przecież bardzo zżyty. Zapowiedziałem, że nie chcę słyszeć więcej o psie w domu, bo i tak ostatecznie wszystko spadło na mnie. Teraz relacje między nami nie są w głupkowaty sposób "marszczone" przez tę przesadną "miłość" do zwierzęcia. Mamy jeszcze jednego czworonoga, ale on na szczęście jest za duży do domu i bardzo dobrze mu się żyje na posesji wokół domu. Jest lepiej. Dzisiaj, po kilku miesiącach w sposób dość nachalny (histeryczny płacz i żal, jak mogę się nie zgadzać, obraza i nieodzywanie) ona znów porusza temat i chce wymusić zakup kolejnej małej "pociechy". Ja definitywnie na to zgody nie wyrażam i mamy lekki zgryz. Co Panowie na to? Ktoś zderzył się z podobnymi babskimi wizjami? Jakieś wnioski? Może Marek zechciałby zrobić na temat odchyłów naszych kobiet na temat zwierzaków audycję? PS: Nie jestem pewien, czy umieszczam tego posta we właściwej sekcji. W racie czego, proszę o korektę! Pozdrawiam!
  11. Obstaw się więc kobietami a takich "kumpli" olej. Smutno Ci nie będzie
  12. EasyRider

    Witam

    Jestem Piotrek. Witam szanownych Forumowiczów i dziękuje za przyjęcie.
  13. Niestety jest to sytuacja, którą znam aż za dobrze. Za moich młodszych lat rodzice mieli firmę (nie jakiś kosmos, ale zatrudniali kilka osób) i już to wystarczało dla wielu ludzi, których nawet nie znałem, żeby w ciemno mnie nie lubić, czy pisać spod anonimowego gadu-gadu jakieś tam pogróżki, na które policja w tamtym czasie nie patrzyła poważnie, "bo to przecież dziecinne gadki". Organizowałem imprezy na chacie (założenie: "żeby poznać jakąś laskę" ), zebrała się dość duża stała ekipa bywalców na tych imprezach. Kiedy poznałem moją obecną kobietę (kiedyś była modelką) to poziom złośliwości u znajomych podskoczył gwałtownie. Przy stole na moich własnych imprezach potrafiły padać teksty "dlaczego ona z nim jest", "wróżę 4 tygodnie albo 9 miesięcy" i t p. Nietrudno się domyślić, że "ekipa" posypała się nieco, ale uczyłem się powoli. Potem miałem operację serca. Jeden "kumpel" po tym, jak mu powiedziałem, że poszło dobrze i nie mam protezy, ale uratowano moją zastawkę ( i dalej mogę pić wódę ) z uporem maniaka próbował wmówić mnie i otoczeniu, że jednak mam protezę za pomocą tekstów typu: "taki młody chłop a już kaleka". Te zachowania spowodowały dalsze przetrzebienie "ekipy". Pół roku po operacji nasza firma całkowicie się spaliła. Wtedy kilku ludzi, których uważałem nawet za "kumpli bardziej honorowych" zaczęło się ze mnie podśmiewać i pojawił się u nich stosunek otwarcie olewający. Jeden z takich "kumpli" ożenił się ze 120 kilogramową feministką, którą poznał na imprezie u mnie. Oboje spożyli potężne ilości wódeczki żeby mieć odwagę ze sobą pogadać i już w pierwszy dzień znajomości skonsumowali się wzajemnie prawie na oczach reszty imprezowiczów. Oczywiście oboje bardzo mi podziękowali za zaznajomienie... Złośliwymi tekstami przy innych ludziach i ocenianiem mnie nie widząc swojego bardzo wysokiego przecież poziomu. Pomimo tych wszystkich nieszczęść moja kobieta nadal ze mną jest. W oczach "ludzi mądrych", kiedy nie miałem już firmy, spadłem w dół (bo nie można było ze mnie mieć korzyści) i wielu "wspaniałych starych znajomych" już o mnie nie pamiętało. Ja obecnie (ponad 3 lata po tych złych zajściach) rozkręcam kolejny biznes, a tamci wciąż są tam gdzie byli i myślą jak myśleli, ale już beze mnie. Z licznej ekipy osób, z którymi chcę mieć kontakt obecnie została grupa, którą można zliczyć na palcach rąk. Naturalny i zdrowy proces oczyszczania, ale teraz sam go wspomagam i staram się filtrować szybciej. Jest bardzo niewielu ludzi, którzy potrafią się wznieść ponad te najprzyziemniejsze odczucia jak zazdrość. Marek we vlogach mówi o tym zjawisku bardzo dużo i rzeczowo i pomaga je zrozumieć bez nienawiści do ludzi wykazujących te zachowania, za co bardzo dziękuję. Bez tak dobitnego wyłożenia niektórych mechanizmów mógłbym jeszcze latami tracić czas i szukać w sobie winy za czyjąś złośliwość. Psy szczekają, a karawana jedzie dalej! Pozdrawiam
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.