Skocz do zawartości

Pandorum

Użytkownik
  • Postów

    14
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Pandorum

Kot

Kot (1/23)

1

Reputacja

  1. Wielokrotnie odpowiadałem w każdym wątku, więc to zarzut kompletnie z dupy. To się już robi nudne. Jeśli nie chcesz się wypowiadać, nie rób tego. Poprzednio wspominałeś coś o tym, że przynajmniej inne osoby będą mogły to przeczytać (w końcu nie wypowiadasz się tylko dla mnie). Teraz tylko niepotrzebnie spammujesz. Co takiego jest nietypowego w moich pytaniach? Normalna sprawa, która mnie nurtuje.
  2. Kolejny kontrowersyjny temat. Na forum czytałem opinie mówiące, żeby generalnie na start zapraszać laski w miejsca, które są tanie lub nie kosztują nic. Czy mężczyzna zawsze powinien płacić, a może tylko na początku? Czy warto odwozić kobietę do domu, o ile nie mieszka pierdyliard kilometrów stąd czy tylko jak np. są kiepskie warunki pogodowe? Ostatnio zaprosiłem jedną młodszą dziewczynę z bogatego domu na nietanią randkę (w sumie 160 zł za chwilę rozrywki i posiłek). Wiedziałem, że od taty pieniędzy mało nie dostaje i ja w jej wieku miesięcznie miałem tyle, co ona pewnie dniowego kieszonkowego. W dodatku dwa dni wcześniej skradziono mi portfel, o czym wiedziała i miałem trochę pożyczonej gotówki przy sobie. Widziałem grymas, gdy zaproponowałem, że podzielimy rachunek. Do kolejnej randki nie doszło z kilku powodów (przede wszystkim inny fagas), ale dopytałem co generalnie się stało. Ta stwierdziła, że niezależnie od tego jakim pasztetem nie okazałaby się dziewczyna na randce, facet który zaprasza powinien zapłacić i wynika to z elementarnych zasad Savoir-Vivre'u. Jeśli o mnie chodzi, to kiedyś zawsze płaciłem i czułem się wtedy, że mam kontrolę, pokazuję, że dla mnie to niv wielkiego. Dobre ubranie i eleganckie, porządna praca, fajny samochód, pokrycie kosztów - mimo, że nie szukam sponsorki ani laski, która leci na hajs (bo też jakiś wybitnie bogaty na pewno nie jestem i mam w pytę własnych wydatków), to jednak zawsze robi to jakieś wrażenie na kobietach - mniejsze lub większe. Szczególnie tych młodszych. Jest to przede wszystkim oznaka jakieś zaradności życiowej i pozycji. Jak wy do tego podchodzicie? Mi się wydaje, że warto chociaż zaproponować pokrycie rachunku i zależnie od tego jak zareaguje laska, będziemy mogli wyciągnąć wnioski. Warto jednak na wszelki wypadek na początku celować w miejsca relatywnie niedrogie.
  3. Do kawiarni i pubów chodzić nie mogę, jak już mówiłem. Na spacery czasem nie ma pogody. Co wtedy? Jakaś konkretna klimatyczna miejscówka (najlepiej kameralna), gdzie można wygodnie usiąść i pogadać? Znacie coś takiego?
  4. Co konkretnie jest tu niewłaściwego? Nie rozumiem. Na pierwsze randki to raczej mężczyzna wychodzi z inicjatywą. Zdarzało się, że laski zapraszały mnie na kawę, spacer albo na jakieś wydarzenie, ale generalnie nic ciekawego. Ja mam ochotę jednak poznać się i jednocześnie fajnie spędzić czas. Czy oryginalność, aktywność i nieszablonowość to już za mocne staranie się?
  5. Właśnie sęk w tym, że wtedy byłem mniej pewny siebie niż zazwyczaj. Zauroczenie odebrało mi racjonalność i po prostu zachowywałem się gorzej niż normalnie. Czyli generalnie dbać o swój wygląd, swoje życie, rozwijać się i polepszać na każdej płaszczyźnie, a wtedy pewność siebie i atrakcyjność fizyczna i społeczna same przyjdą, a z tym także kobiety, zgadza się? Tak też robię. Niestety nie wszystko mogę zrobić (jak chociażby ćwiczenie na siłowni, na razie przynajmniej), ale generalnie pracuję nad sobą i staram się pozbyć tych kompleksów, nad którymi mogę zapanować. Np. lecząc blizny po trądziku, prostując zęby, częściej chodząc do lepszego fryzjera, wydając na kosmetyki i zabiegi poprawiające wygląd skóry i tego typu duperele + zdobywanie lepszej pozycji w pracy, rozwój kariery zawodowej.
  6. Cześć. Mój target to kobiety znacznie młodsze ode mnie - 18-23 lata, z czego większość to 19-20. Generalnie problem jest taki - nie mogę pić herbaty, kawy, naprawdę mało co mogę jeść, nie piję alkoholu, nie palę nawet shishy - wszystko podyktowane względami zdrowotnymi, niestety. Wiem, że każda laska jest inna i ma inne preferencje, ale zastanawiam się gdzie generalnie zapraszacie kobiety. Chodzi mi przede wszystkim o pierwsze randki, ale nie tylko. Podam swoje przykłady: Spacery w różnych fajnych miejscach (pałac w Wilanowie, Łazienki, plaże nad Wisłą, różne parki - choć generalnie w zimę bywa z tym problem). Gejmerkę zaprosiłem na 1 randkę do VR Warsaw pograć razem w Wirtualnej Rzeczywistości. Bardziej aktywną laskę na łyżwy (choć ledwo jeżdżę). Bardziej introwertyczne i nieaktywne, szczególnie w kiepską pogodę, na różne wystawy, wernisaże, do muzeów - polecacie jakieś konkretne miejsca lub rodzaje wydarzeń? Na późniejsze randki - może jakiś teatr, jeżeli w wywiadzie dowiem się ukradkiem, że laska to lubi. Mam jeszcze inny, nieco szalony pomysł. Pójść do Centrum Nauki Kopernik na wieczór poświęcony tylko dla dorosłych i tematyce związanej z seksem, a potem pojechać nad ustronne miejsce nad Wisłą, na plaży i późnym wieczorem, zimą wpakować się w ubraniu z laską do wielkiego, ciepłego śpiwora i tak spędzić jakiś czas (to już na którąś randkę z kolei, po zbliżeniu). Macie jakieś sugestie? Co myślicie o moich propozycjach?
  7. Nie zgodzę się, że niezależnie od zachowania istnieje pociąg. Jednak atrakcyjność fizyczna to nie wszystko i niektóre, naprawdę głupie akcje i zachowania (nie wymieniłem wszystkich) mogą być przecież odpychające i nieatrakcyjne. Kluczowym przykładem jest pokazanie się jako needy - to przecież jest domena poczucia niskiej wartości i pewności siebie oraz braku innych opcji. To istny attraction killer. Generalnie laska mi uległa, zaczęliśmy się całować, dotykać i wylądowaliśmy w łóżku. Teraz twierdzi, że nie poczuła chemii. Jeśli chodzi o seks to faktycznie po mojej i jej stronie był zdecydowanie poniżej moich standardów. Byłem jakiś wyjątkowo niepodniecony, nie mam pojęcia dlaczego. Poza tym macie rację - ona tego nie czuje i jest kaplica, staram się porzucić nadzieję i skreślić tę znajomość, ale cały czas jest w środku jakiś promyczek. Sama nie wie jeszcze dlaczego - układa to sobie w głowie i myśli nad tym wszystkim. Ja się po prostu zastanawiam czy jeśli za x tygodni zaprosiłbym ją na randkę i postarał się zachowywać jak bardziej pewna wersja siebie, mniej zauroczona i nieogarnięta forma (czyli generalnie jak ja na co dzień), to jest jeszcze szansa zacząć prawie od nowa i sprawdzić w bardziej sprzyjających warunkach czy ta chemia zaiskrzy czy nie.
  8. Seks za szybko jest wtedy, gdy przeskoczy się w zbyt krótkim czasie ilość etapów intymności z kobietą, która nie jest łatwa i szybka. Innymi słowy zrobi się to poza jej strefą komfortu psychicznego. Dużo zależy od kobiety, jej wartości i jej wieku, stopnia napalenia i innych czynników. To jest bardzo subiektywna sprawa. Po pierwsze, to błędy, które popełniłem były głupie, bo właśnie pokazały mnie jako kogoś, kto nie myśli za dobrze i jest potrzebujący. Zamiast zakończyć spotkanie późno wieczorem, gdy atrakcje się skończyły, ja chciałem je jeszcze przeciągnąć i porozmawiać, co z kolei namnożyło kolejne błędy - to jeden z przykładów. Ogólnie byłem nieogarnięty i przez czynności takie jak prowadzenie samochodu, poważnego dialogu i jednocześnie stawianie czoła jej wdziękom, zdarzyło mi się przegapiać zjazdy, przez co nie przyjechaliśmy na czas na zaplanowane przeze mnie 'atrakcje', co z kolei namnożyło kolejne problemy. To i tak tylko wierzchołek góry lodowej. Podczas droczenia się np. za bardzo wziąłem do siebie rywalizację i zdarzało mi się przeginać, a ja często mam problem z byciem subtelnym. Oczywiście jak się wkurzała czy obrażała, to nie zamieniałem się w pieska, nie przepraszałem i nie tłumaczyłem, tylko śmiałem ze wszystkiego, ale patrząc na to z perspektywy czas i dystansu i sumując z mnogością innych takich pierdół, po prostu sprawiłem, że generowałem w niej za dużo negatywnych emocji, zdarzyło mi się zaprezentować jako nieogarnięty palant i to skutecznie zahamowało brak tej chemii. Wcześniej kobietom prezentowałem się jako inteligentny, zaradny, ogarnięty i takie cechy były bardzo pożądane, same zresztą mnie komplementowały, mówiły że to im imponuje bla bla bla. Tutaj tego czynnika, którego nie przesadzając mogę nazwać moim oczkiem w głowie, akurat zabrakło. Generalnie też za dużo pokazałem jak bardzo mi zależy na każdej minucie spędzonej z nią, że znów zaprezentowałem się jako 'needy' i przedłożyłem ilość ponad jakość, niejako wymuszając przedłużanie spotkania, choć powinienem je zakończyć. Za bardzo starałem się dominować i byłem głuchy na delikatne i te bardziej bezpośrednie sygnały, które powinienem wziąć pod uwagę. Nie liczyłem się po prostu z jej zdaniem i wychodziło na to, że randka zaczynała byś frustrująca ze zmęczenia, braku komfortu fizycznego i zimna. Kolejna sprawa. Ja nie neguję waszych rad, tylko staram się doprecyzować, znaleźć złoty środek, dopytać i dowiedzieć się dlaczego inne zachowania nie są dobre. Jesteśmy zgodni co do tego, że trzeba jej dystansu i przestrzeni, więc na razie do niej pisać nie będę. Jestem sceptyczny co do tego, by czekać w nieskończoność. O ile co do odezwania się po tygodniu jestem sceptyczny, o tyle po dwóch już chętnie bym zainicjował kontakt i zweryfikował. Oczywiście tylko nawiązał luźną konwersację, nie sugerując niczego i sprawdził jak chętna będzie do rozmowy, czy będzie zadawać jakieś pytania, żartować, czy raczej będzie to po prostu konwersacja do odbębnienia i z głowy. Chociaż czekanie to złe słowo, bo w między czasie będę zajmować się innymi dziewczynami jako plan zapasowy i żeby po prostu nie zwariować, tym bardziej, że obcowanie z nimi jest uzależniające, ale jak już powtórzę - ta jest dla mnie najważniejsza i absolutnie wyjątkowa. To nie jest tak, że przez niedostępność się w niej zabujałem. Tak jest od początku. Jest masa innych ładnych i świetnych dziewczyn (mieszkam w Warszawie, jest ich na pęczki), ale ta od początku mnie po prostu oczarowała. Stąd też większość tych debilnych błędów, ale to także wynika z jej specyfiki. Inne laski dają mi się łatwo zdominować, ta cały czas walczy, ma silną, indywidualną i introwertyczną osobowość i ogólnie sprawa jest znacznie bardziej skomplikowana, a ja nie mam solidnych doświadczeń z takimi typami kobiet i generalnie moje wypracowane taktyki czy zachowania wydają się zawodzić (gdyż nie są w pełni kompatybilne) i po prostu się czasami gubię, co skutkuje głupimi błędami.
  9. Czy ktoś mi pokrótce łaskaw będzie wyjaśnić co takiego niewiarygodnego jest w mojej historii? Dużo kobiet mówi, że lubi widzieć jak mężczyźnie zależy. Czy jeśli zaproszę kobietę do siebie i sam przyrządzę przepyszną kolację, którą razem zjemy, to jest to taka pozytywna i męska forma zależenia czy generalnie zasada jest prosta i uniwersalna - udawać wyjebanie i mnogość opcji w stylu "daj spokój mała, albo to Ty latasz za mną, albo na Twoje miejsce mam pięć innych lal" - strategia w stylu szefa firmy Januszex zatrudniający roboli za najniższą krajową. Ta druga opcja wydaje mi się zajebiście próżna, sztuczna i prostacka. Może mi ktoś napisać jak dobrze jest pokazywać zainteresowanie i odpowiednio się angażować a jak nie? Generalnie wszystko rozbija się o balans. Wiem, że jeśli laska się wycofuje, to ja powinienem także, aby równowaga została zachowana. Na samym początku jednak wręcz musi być zachwiana, bo to my inicjujemy znajomość. Wiem, że nie ma reguły, ale średnio ile to powinno trwać? 1-2-3 randki? Wiecie co jest najlepsze? Że ja out of the box byłem niedojrzałym dupkiem z odchyłami w kierunku alpha i jakoś to samo szło, niewiele się wysilałem, laski mi płakały jaki to ze mnie jest nieczuły drań, ale i tak do mnie leciały. To mi przychodziło po prostu samo i naturalnie. Po zranieniu w ten sposób kilku (a szczególnie jednej z mojego najdłuższego związku) kobiet, postanowiłem stać się bardziej czuły, ciepły, kochany, dojrzały... No i generalnie ze skrajności w skrajność. Teraz próbuję złapać jakiś zdrowy balans między jednym i drugim i znaleźć ten złoty środek.
  10. Był, ale za szybko i to zdecydowanie. Mój kolejny błąd. Nie jest idealnie - miałem na myśli moje podejście. Nasza relacja jest obecnie spieprzona. Ja jej nie olałem, ale po prostu robiłem rzeczy, które podważały moją zaradność, ogarnięcie życiowe i inteligencję. Wszystko przez emocje i chwilowy okres w życiu, długo by się rozwodzić. W każdym razie dałem ciała.
  11. Kurczę, ale jej zależało, tylko ja sprawiłem, że to się zmieniło. Na pewno muszę jej dać spokój na jakiś czas, to niemalże pewne. Raz na jakiś czas się odezwać na krótko i bez zobowiązań - to kontrowersyjna alternatywa. Najbliżej jest mi do tego by dać jej max 2 tygodnie i potem może jakoś samemu wyczaić grunty. W końcu to ja zepsułem, może powinienem dać temu ucichnąć, uspokoić się, a potem znów zainicjować znajomość jakby od nowa? Nie, relacja trwała miesiąc, ale nie ma mowy o odpuszczeniu, bo na taką kobietę prawdopodobnie już nigdy nie trafię. Nie pogodziłbym się z tym. Odpuszczam tymczasowo tylko dlatego, że w przeciwnym razie szanse wyniosłyby zero. Myślicie, że dwa tygodnie to wystarczająco długo, by móc już coś stwierdzić? Czy odezwanie się po takim czasie i sprawdzenie czy będzie chciała rozmawiać i ewentualnie się spotkać to być może za szybko i od razu pokaże mnie to jako 'needy' pomimo upływu czasu?
  12. Cześć, sprawa ma się następująco. Początki relacji z moją wybranką były bardzo obiecujące - bardzo zbliżone gusta, poglądy, preferencje, charaktery etc. Nie, nie okłamuję samego siebie - spotykam się i utrzymuję kontakt na tej płaszczyźnie z wieloma kobietami i póki z żądną nie będzie stałej relacji, nie ograniczam się specjalnie co do ilości, choć kryteria mam wygórowane. Rozmawiało się absolutnie świetnie. Niestety przez moją głupotę kilka razy przesadziłem z droczeniem się i ją wkurzyłem, kilka razy pokazałem się jako 'needy' i odwaliłem akcje, które miały na celu spędzenie więcej czasu, a ostatecznie wyszło na to, że jestem debilem, nieogarem i generalnie zj***m, choć jednocześnie inne aspekty jak rozmowa, gierki, żarty i dystans do siebie oraz luz wychodziły mi naprawdę bardzo dobrze. Zabierałem ją na ciekawe randki i wszystko byłoby idealnie, gdyby nie różne potknięcia, których dokonywałem. Były na tyle silne, że gdyby nie tak duże spasowanie i zbieżność, wszystko zakończyłoby się znacznie szybciej. Niestety miarka się przebrała, a ja przez swoją głupotę pojechałem grubo po bandzie. W efekcie kontakt osłabł i obecnie jesteśmy w stadium 'nie było tej chemii, potrzebuję dystansu by móc to wszystko poważnie przemyśleć'. Warto dodać, że oboje jesteśmy introwertykami. Generalnie niezwykle zależy mi na tej znajomości i nie ma mowy o olaniu jej. Nie rezygnuję z innych dopóki to się nie wyklaruje, ale nadal jest to dla mnie priorytet. Nadal rozmawiamy, ale znacznie, znacznie mniej, ja też w rozmowie telefonicznej i tekstowej przeprosiłem za swoje zachowanie i szczegółowo opisałem jak bardzo niedojrzale i kretyńsko się zachowywałem, przepraszając za zranienie jej oraz niecelowe zablokowanie tej iskry, choć potencjał był niewątpliwy. Przede wszystkim podkreśliłem, że jest to do mnie niepodobne i jest mi po prostu wstyd, bo na co dzień nie jestem takim człowiekiem i nie wiem co we mnie wstąpiło. Starałem się utrzymać tonację skupiającą się na tym jak głupi byłem, zrozumieniu swojego błędu i wyrażeniu nadziei, że będę miał jeszcze okazję na polepszenie swojego wizerunku na tej płaszczyźnie w jej oczach. Generalnie unikałem bycia 'needy', choć całkowicie raczej mi się to nie udało. Z pewnością nie mówiłem niczego typu 'daj mi jeszcze szansę, nie odrzucaj mnie' i tym podobnych pierdół. Spytałem tylko czy to jest jeszcze do naprawienia - dowiedziałem się, że na razie nie wiadomo. Jedyna faktyczna oznaka bycia 'needy', do której się uciekłem to podkreślenie, że naprawdę zależy mi na relacji z tą osobą i nie chcę jej kończyć - to najprawdopodobniej błąd. Zastanawia mnie co teraz powinienem zrobić, poza dostarczeniem tej przestrzeni. Czy tylko cierpliwie czekać? Zdania są podzielone, ponieważ czytałem badanie mówiące, że kobiety bardziej się przywiązują do mężczyzn, z którymi mają stały kontakt. Powiedziałem, że lubię z nią rozmawiać i chciałbym raz na jakiś czas napisać do niej - zgodziła się bez problemu. Zastanawia mnie czy napisanie raz do dwóch razy na tydzień krótko co słychać, wysłanie czegoś śmiesznego i życzenie miłego dnia (tak generalnie było wcześniej) jest okay i dobrze byłoby dawać dużo dystansu, jednocześnie zostawiając promyczek niepozwalający o sobie zapomnieć czy jednak odciąć się na jakiś czas całkowicie? To jest bardzo sporna kwestia. Będę wdzięczny, jeśli powiecie mi co myślicie o tej sytuacji i moim podejściu. Nie jest idealne, to na pewno.
  13. Cześć, Coś o mnie - jestem w kwiecie wieku, choć większość życia zmarnowałem na substancje odurzające, gry komputerowe i inne. Do tego niestety padłem ofiarą dość naprawdę kiepskich błędów w sztuce lekarskiej, przez co mój stan zdrowia od pełnoletności jest kiepski i wiąże się z ogromną ilością ograniczeń (aż nie będę się rozpisywać, bo jest ich naprawdę dużo, dlatego śmieszy mnie jak ktoś mówi, że nie może przejść na dietę odchudzającą - ja marzę, by móc jeść tak wiele pod względem różnorodności i smaku). To spowodowało, że jeszcze bardziej uciekłem w gry, używki, dopalacze i masturbację, ponieważ lekarze nie potrafili i wręcz nie specjalnie chcieli przywrócić mnie do zdrowia. To oczywiście znacznie pogorszyło mój stan fizyczny i psychiczny. Tkwiłem w tym właściwie całe moje dorosłe życie. Jakiś czas temu wziąłem się w garść. Od 3 lat jestem 'czysty'. Wróciłem do inwestowania w zdrowie i nowe terapie lecznicze (niestety wszystkiego nie wyleczę jak np. pikawa, a przewlekłych chorób mam aż 4 - mam nadzieję wyleczyć chociaż lub aż dwie), zyskałem nową nadzieję. Mam dobrą pracę, wróciłem do rozwijania się, kariery. Niestety nie mogę ćwiczyć na siłowni, ale mam nadzieję, że w tym roku się to zmieni. Zamierzam założyć aparat na zęby i leczyć inne defekty urody, które zostały zaniedbane przez moich rodziców, a potem przeze mnie i które doprowadziły mnie do depresji, niskiej samooceny, problemów w życiu prywatnym (które praktycznie nie istnieje) i wielu innych. Spadłem na dno i miałem do wyboru - albo zakończyć to marne życie albo wziąć się porządnie w garść i wykorzystać mój dawny potencjał (który nie chwaląc się, był naprawdę niezły). Jestem tutaj, by zdobyć wiedzę z tego jak myśleć i znów być samcem alfa pomimo różnych przeszkód i defektów, które mam. Do tego chciałbym nauczyć się lepiej zdobywać kobiety, a przede wszystkim lepiej je rozumieć, pielęgnować relacje, umieć się z nimi właściwie obchodzić.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.