Skocz do zawartości

Obliteraror

Starszy Użytkownik
  • Postów

    10845
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    78
  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Obliteraror

  1. Warto również przypomnieć, co spotkało Tuwima po tej publikacji. Fala nienawiści. Oskarżenia o zdradę, defetyzm i takie tam Co Ci przypomina widok znajomy ten? Historia się powtarza - ale z reguły jako farsa. BTW - równie doskonały jest Tuwimowy "Bal w operze".. https://literat.ug.edu.pl/balwop/poemat.htm
  2. Ale to serio napisałeś? Wykładu historycznego potrzebujesz, by znać dorobek realnego ojca polskiej niepodległości ? I to jest święta (i niestety bardzo smutna) prawda.
  3. @Strusprawa1, znam twórczość Tomasza Grygucia i jego sympatie. Ale powiedz szczerze: co akurat w tym fragmencie może być nieprawdziwego? Mam podobne przemyślenia, jak paskudnie (paskudnie z perspektywy Polaków, nie Zachodu) mogłoby być to politycznie rozegrane.
  4. Kanał Andromedy wszyscy pewnie znają (ciekawy materiał o Mariupolu się tam ostatnio pokazał), ale tego kanału pewnie niekoniecznie. A moim zdaniem jest bardzo ciekawy. Możliwość zobaczenia Mariupola na żywo po dwóch latach wojny. Facet jest mieszkającym na Krymie Polakiem. Tu część druga, bo to rozbita na kilka części kilkugodzinna relacja.
  5. Wykształcenie wspomaga inteligencję, ale jej nie zastępuje Aż taki mądry nie jestem, by to sam wymyślić, to bodajże ze "Śladami Stasia i Nel" Brandysa.
  6. https://to.com.pl/ukraina-emeryt-zestrzelil-rosyjski-samolot-jak-kaczke-dostal-za-to-medal/ar/c1-16788201 A mój wujek spod Sosnowca strącił nosem odrzutowca.. Swoją drogą, gdy zachodnie agencje ogarniały w skali makro ukraińską propagandę (budującą morale) w pierwszym roku wojny, było z tym całkiem nieźle (pomijając podobne idiotyzmy). Ale to już należy do przeszłości.
  7. Ciekawe. Trochę bliskie satanizmowi laveyańskiemu . Ale zdecydowanie bardziej widzę tu "Księcia" Machiavellego.
  8. A tego intelektualnego wytrysku jakiegoś wybitnie pięknego umysłu jakoś nie pamiętam Cytowaną resztę pamiętam jak najbardziej. Ale dobrze, niech to wybrzmi - szczególnie teraz, w tym medialnym szaleństwie. By nikt się nie łudził, że te miesiące pompowania propagandy nie przyniosły by również w Polsce złowieszczego efektu, o którym wspominałeś.
  9. W filozofii, religii, etyce lub polityce dwa plus dwa mogło równać się pięć, ale gdy chodziło o skonstruowanie armaty czy samolotu, wynik musiał brzmieć cztery. Tego, przyznam szczerze, nie jestem w stanie zrozumieć. Może już za stary jestem. Tego zachwytu nad pornografią śmierci, której pełno obecnie w sieci. I to często wyrażanego przez ludzi, do których mogę mieć uzasadnioną pewność, że popuścili by w nachy, gdyby mieli realnie usłyszeć odgłosy broni na zwykłej strzelnicy sportowej. Dziwne to wszystko, przyznam. Mnie, wychowanego na literaturze obozowej, na twórczości Broniewskiego, książkach Grzesiuka, "Plutonie", "Urodzonym 4 lipca", "Między niebem a ziemią" Stone'a - trudno to zrozumieć. Kurwa mać, nawet na pierwszym Rambo Filmie fenomenalnym. Dramacie, nie filmie akcji. Filmie, który doskonale pokazuje jak państwo potraktowało weterana. Do czego wrócił. I jakie demony przywiózł z wojny. Wiele lat temu (miałem coś około dwudziestki i pracowałem wtedy jako dziennikarz w lokalnej prasie) miałem okazję zrobić materiał z weteranem II WŚ. Większość tych ludzi już odeszła. I ten materiał dał mi bardzo wiele refleksji. I zrozumienie w pełni od razu tego, co powiedział parę lat temu Olszański. Nawet najpodlejszy dzień pokoju jest piękniejszy od najpiękniejszego dnia wojny.
  10. Nie, to już nie jest iks de. To działanie z premedytacją, mające na celu wciągnięcie Polski do wojny poza art. 5. Stać tych baranów na takie wystąpienie, jak wczorajsze pana Fico? Nie wiem, po co Tusk z Dudą lecą do Stanów. Mam nadzieję, że Biden nie oszalał, bo o jakąkolwiek podmiotowość rządzących nie podejrzewam. Nie wiem, co ustalą na zamkniętym posiedzeniu Sejmu. Mam tylko nadzieję że pierwsza w worst case scenario pójdzie dywizja polskiego "Osintu", tych skończonych durniów, którzy od dwóch lat jedynie marzą o dronowaniu ruskich. Niech się spełnienia marzeń w końcu doczekają.
  11. No cóż Wuj Sam zakasał by rękawy, by kolejny raz obronić wolność i demokrację PS. Dałbym Meksykowi wtedy tydzień istnienia w obecnej formie. No, może półtora. PS2. Ludzie już nie pamiętają o kryzysie kubańskim.
  12. @Strusprawa1, taki to "troll", któremu odpowiada pan Elbridge Colby A to ciekawe. Bodajże wczoraj pan Budanow stwierdził, że Nawalny zmarł z przyczyn naturalnych 🤡
  13. @Baca1980, heroinowy syrop na kaszel wycofano bodajże jakoś w 1910-1914 Produkował go Bayer.
  14. Warto zaznaczyć, że Jakub Dymek wygrał już bodajże wszystkie procesy z osobami (jak i redakcjami), które próbowały mu zniszczyć i nazwisko i karierę. I, hmm, obecnie Dymka był feministą współczesnej fali raczej nie nazwał Lewicowcem tak, ale daj Boże by w Polsce tak wyglądała lewica, jak postuluje Dymek z Marcinem Giełzakiem chociażby.
  15. Stale mnie dziwi, że poniższy pan nie trafił jeszcze w zainteresowanie trzyliterkowych służb. Moim zdaniem od dawna idealnie spełnia przesłanki do bycia realną* rosyjską agenturą, mającą na celu prowokowanie, sianie nieporozumień i wrogości między Polakami a Ukraińcami. Realnej*, nie paranoicznego szukania "ruskich onuc"w każdym, mającym odmienną opinię
  16. To tak moim zdaniem nie działa w stu procentach Można np. kręcić finansowe wyniki na topce, być szefem wzbudzającym respekt a do domu... wchodzić ze skuloną głową i być w pełni sterowalnym przez partnerkę. Jest jeszcze inna kwestia - są ludzie, którzy w życiu zawodowym mają na tyle duża odpowiedzialność i stres, że świadomie poza pracą z siebie tę decyzyjność i odpowiedzialność zdejmują. Ale czy im się to w dłuższym horyzoncie związkowo opłaci, to bym polemizował
  17. Wkleję cały artykuł z wrocławskiej Wyborczej - ku jego pamięci. I przypomnienia koszmaru, jaki go spotkał. Tomasz Komenda w ostatniej rozmowie przed śmiercią mówił mi, że chciałby w końcu zrzucić ten krzyż. Jedyne, o czym marzył, to spokój Ciężko mam. Ciekawe, kiedy w końcu zrzucę ten krzyż, należałoby mi się już trochę spokoju - mówił Tomasz Komenda w trakcie jednej z naszych ostatnich rozmów. Miał nadzieję, że rak jest w remisji, ale niebawem znów dał o sobie znać. 21 lutego 2024 r. Tomasz Komenda zmarł. Autorka Ewa Wilczyńska z" Wyborczej" napisała książkę o zbrodni miłoszyckiej i skazaniu Tomasza Komendy „Dziewczyna w czarnej sukience" – Jeszcze żyję – śmiał się, kiedy pytałam o jego chorobę. Potrafił żartować nawet w trudnych sytuacjach. Kiedy był w więzieniu, to on pocieszał swoich bliskich. – Głowa do góry i maszerujemy – mówił. Za jego uśmiechem czaił się jednak ogromny smutek. I powracające pytanie: dlaczego on? Bo przecież nic złego nie zrobił, a został skazany. Bo miał się już cieszyć wolnością, a zaatakowała go śmiertelna choroba. Po długim leczeniu Tomasz Komenda zmarł w wieku 47 lat (w lipcu miałby 48. urodziny). Zostawił po sobie pytanie, jak wiele nieszczęścia może dotknąć jednego człowieka. Sylwester Tomasza Komendy Po raz pierwszy spotkałam Tomasza Komendę w Sądzie Okręgowym we Wrocławiu 15 marca 2018 r. Z obciętymi na krótko włosami, w czarnych, dresowych spodniach i szerokiej, białej bluzie z napisami, wyglądał jak chłopak z osiedla, a nie 42-letni mężczyzna. Wszedł w eskorcie policjantów, ale nie założono mu kajdanek. Nawet nie patrzył w stronę widowni, na której kłębili się dziennikarze, operatorzy i fotoreporterzy. Przed obiektywami chował się pod kapturem, który ściągnął, gdy na sali pojawił się sędzia Jerzy Nowiński. To on zdecydował, że Tomasz Komenda może zostać warunkowo przedterminowo zwolniony z więzienia. Na ujęciach, które zaraz obiegły całą Polskę, chował zapłakaną twarz w dłoniach. Tak jak wtedy, gdy skazywano go za brutalny gwałt i morderstwo Małgosi w Miłoszycach. Tomek nigdy nawet nie był w tej niewielkiej miejscowości koło Jelcza-Laskowic. Sylwestra 1996/1997, kiedy doszło do zbrodni, spędził w rodzinnym domu w centrum Wrocławia. W trakcie śledztwa potwierdziło to kilkanaście osób, które bawiły się razem z nim. Wszyscy mówili to samo: Tomek miał słabą głowę, wypił trochę i zasnął jako pierwszy w niewielkim pokoju, z którego nie mógłby wyjść niezauważony. Tamtej nocy nie miałby nawet jak dostać się do Miłoszyc. Nie posiadał auta ani nawet prawa jazdy. A żadne autobusy w tamtym kierunku nie kursowały. Tego jednak nikt nawet nie sprawdził. Jego nazwisko w śledztwie miłoszyckim pojawiło się niespodziewanie po blisko trzech latach od śmierci Małgosi. Niewiele już się w nim działo. Aż do notatki wrocławskiego policjanta, że sprawcą może być Tomek. Wskazała na niego Dorota, która była sąsiadką jego babci. W jej wersji było tak, że w trakcie spotkania towarzyskiego zobaczyła w „Magazynie kryminalnym 997" portrety pamięciowe, rozpoznała na nich Komendę, o czym powiedziała na głos, a że na imprezie był też policjant, to zaraz się tym zainteresował. Tyle że taki program nie był wtedy emitowany. A żona tego policjanta uważa, że w ich domu nigdy się o tej sprawie nie rozmawiało. Zeznania Doroty były jednak jak brakujący element układanki. Mówiła, że Tomek i jego rodzina byli agresywni, okradali babcię, a pieniądze mieli wyciągać również od niej. Nazywała ich wręcz „barbarzyńcami". Dorota twierdziła także, że Tomasz Komenda zwierzał się jej, że ma nową dziewczynę, która – tak jak Małgosia – pochodziła z Jelcza-Laskowic i uczyła się w szkole zawodowej we Wrocławiu. A sylwestra w 1996 r. planował spędzić właśnie w Miłoszycach. Opowiadała, że pożyczał od niej nawet pieniądze na benzynę. Miał jej przez okno pokazać audi ciotki, którym tam dojedzie. Chociaż było ciemno, a ona miała wadę wzroku, była pewna, że miało jasny kolor. Takie samo auto widziano w okolicach miejsca zbrodni, choć wtedy nie była to wiedza powszechna. W jej zeznaniach był jeszcze jeden kluczowy punkt: po Nowym Roku Tomek przestał pożyczać od niej pieniądze. Nikt wtedy nie sprawdził, jakie naprawdę relacje z rodziną Komendy miała Dorota. A było tak, że mama Tomka, pani Teresa, opiekowała się jej dzieckiem. Tylko że miała już dosyć, bo Dorota nigdy nie odbierała chłopca na czas. W końcu się pokłóciły, kiedy pani Teresa nie chciała się nim zaopiekować w dniu, w którym miała zaplanowaną imprezę rodziną. – Jeszcze będziesz przeze mnie płakała – zagroziła jej wtedy Dorota. Pani Teresa płakała przez 18 lat. Przerwane malowanie Tomasza Komendy Po zeznaniach Doroty wszystko potoczyło się błyskawicznie. Od Tomasza Komendy pobrano materiał porównawczy do badań DNA, a gdy tylko przyszły wyniki, zdecydowano o jego aresztowaniu. Był 17 kwietnia 2000 r. Tomek malował wtedy okna, nikogo więcej w domu nie było. Policjanci wpadli do mieszkania zaraz z rana, przycisnęli go do ziemi, skuli kajdankami i zaciągnęli do auta. Według protokołu z pierwszego przesłuchania Komendy ok. godz. 2 w nocy miał on pojechać autobusem do Gajkowa. Tam mieszkał jego kolega, z którym pracował na myjni. Na miejscu był o godz. 3. Razem ze znajomym zdecydowali, żeby iść do Miłoszyc na dyskotekę. Droga miała im zająć pół godziny. Kolega na dyskotece miał być krótko, on został sam. Pił piwo. Potem w zeznaniach pojawiają się stwierdzenia, które pozwoliły śledczym powiązać go ze zbrodnią: „Na dyskotece poznałem dziewczynę, która miała na imię Kaśka. Nie wiem, ile miała lat. Była ubrana w jasne dżinsy, białą koszulę, włosy miała czarne, do ramion. Tańczyłem z nią. Na dyskotece byliśmy do końca. Gdy już zamykali, poszliśmy do pobliskiego lasku i tam się kochaliśmy. Stosunek odbył się bez żadnego przymusu. Po prostu ja chciałem i ona chciała". W protokole jest informacja, że później każde poszło w swoją stronę – Tomek do Gajkowa, a stamtąd autobusem do Wrocławia. W domu miał być ok. godz. 6, może 6.30. Nikt nie dociekał, jak miałby zdążyć to wszystko zrobić. Z samego Gajkowa do Miłoszyc jest 10 km. I miał je dwukrotnie przejść pijany w środku nocy, a w międzyczasie jeszcze poznać dziewczynę i uprawiać z nią seks. A do tego dojechać do Wrocławia. I to wszystko w cztery, może pięć godzin. Już po latach Tomek opowiadał mi, jak wyglądało to przesłuchanie: – Pokazali zdjęcie Małgośki, jak leżała martwa za tą stodołą, gdzie ją zgwałcili. Powtarzali: „Zobacz, co jej zrobiłeś". Kazali mi się przyznać, a jak się nie przyznawałem, to zaczęli bić. Nie, tego nie można nazwać biciem. Jeden siadł mi na nogach i zacząć napierdalać tak, że krew lała się strumieniami. Na 72 godziny wrzucili mnie na dołek. Jak po mnie przyszli, to mieli już napisane zeznania. Grozili, że nie wyjdę żywy, jak tego nie podpiszę. To podpisałem. Tam nie było nic o gwałcie, nic o morderstwie, nie wiedziałem, że podpisuję na siebie wyrok. Ślady Tomasza Komendy Ten wyrok przypieczętowały wyniki badań biologicznych. Oprócz DNA w trakcie śledztwa stwierdzono także zgodność odcisku szczęki i śladu zapachowego. Tylko że DNA zbadano mało dokładnym testem Polymarker, a sam porównywany kod był na tyle popularny, że biegli od razu zastrzegli, że taki sam ma jedna na 71 osób. Kluczowym dowodem stał jednak ślad po ugryzieniu na ciele ofiary. Ekspert dr Jerzy Kawecki zastrzegał najpierw, że „cechy morfologiczne ugryzień denatki mogą do pewnego stopnia być przydatne dla typowania osoby sprawcy", ale też, że „z uwagi na możliwość zafałszowań związanych z elastycznością skóry wniosek należy traktować wyłącznie jako wskazówkę śledczą". Po porównaniu śladów z odciskiem zębów pobranym od Tomasza Komendy pisał: „Obrażenia prawej piersi pochodzą od zębów żuchwy Tomasza Komendy lub od zębów innej osoby posiadającej takie same szerokości oraz zbieżny układ i zniekształcenia jak zęby Tomasza Komendy". Już na rozprawie dr Kawecki stwierdził jednak, że jest to „dowód kategoryczny" (teraz po latach przekonuje, że wcale tak nie mówił, tylko protokolantka musiała się pomylić). Prokuratura miała też zgodność śladu zapachowego. Po latach okazało się, że nie pochodził on nawet od Komendy. Te wszystkie dowody pozwoliły go jednak skazać. W 2003 r. sąd okręgowy nałożył na niego karę 15 lat pozbawienia wolności. Rok później sąd apelacyjny wydłużył ją do 25 lat. Tomasz Komenda nie żyje. Prześcieradło w więzieniu W więzieniu Tomek trzy razy próbował popełnić samobójstwo. Zawsze tak samo: na zawieszonym przez kraty prześcieradle. W ostatniej chwili go odcinali. Cztery razy starał się o przedterminowe zwolnienie. Bez skutku. Słyszał, że najpierw musiałby przyznać się do winy, wykazać skruchę, a on nie chciał się przyznawać do czegoś, czego nie zrobił. Myślał, że nigdy już nie wyjdzie, bo nawet jak skończy mu się wyrok, to go zamkną w ośrodku dla bestii w Gostyninie. Tacy jak on – skazani za gwałt na nieletniej – nie mają w więzieniu łatwo. Pierwszy raz skatowali go na łaźni mydłami zawiniętymi w skarpety. Boli bardziej niż uderzanie pięściami. Bili go także strażnicy. W tył głowy, żeby nie zostawić śladów. Wyzywali wszyscy: pedofil, majciarz, morderca. Najgorzej było, jak pojawiały się artykuły opatrzone jego zdjęciem, że pozostali sprawcy nadal są na wolności. Na co dzień starał się ukrywać przed współosadzonymi, za co siedzi, wtedy już wszyscy wiedzieli. Nadzieja wróciła do niego na początku czerwca 2017 r., kiedy zobaczył w telewizji, że w sprawie zbrodni miłoszyckiej zatrzymano Ireneusza M. Pomyślał, że może wreszcie ktoś wyjaśni, kto naprawdę odpowiada za to morderstwo. Dwa tygodnie później został wezwany na przesłuchanie do prokuratury. Tomek Komenda naprawdę wolny Śledczy, którzy ponownie zajęli się sprawą, jeszcze raz zlecili wszystkie badania, przesłuchali ponownie świadków, którzy już przed laty dawali mu alibi. Wniosek był jeden: to nie Komenda zabił Małgosię. Dzięki zgromadzonym dowodom udało się wyciągnąć go z więzienia, a 16 maja 2018 r. na wniosek prokuratury Sąd Najwyższy podjął decyzję o jego uniewinnieniu. Tomek raz po raz dziękował śledczym: policjantowi Remigiuszowi Korejwie i prokuratorom Dariuszowi Sobieskiemu i Robertowi Tomankiewiczowi. I cieszył się, że wreszcie jest naprawdę wolny. – Ja nie szedłem do auta, ja do niego frunąłem – mówił po decyzji Sądu Najwyższego. Tamtego dnia wierzył, że wszystko już będzie dobrze. Chciał poznawać świat, który tak bardzo zmienił się w czasie, gdy on był w więzieniu. Uczył się obsługi telefonu, podziwiał wieżowce we Wrocławiu, cieszyło go nawet KFC – przed laty go nie było. Niedługo po tym uwolnieniu spotkaliśmy się na piwie. – Tylko żadnych rozmów o sprawie – zastrzegł Grzesiek Głuszak, który mnie zaprosił. Umówiliśmy się w klubie w centrum Wrocławia. – W dresach nie wolno – zatrzymał Tomka ochroniarz. Ale zaraz, gdy na niego spojrzał, się zreflektował: – Pan przecież był 18 lat w więzieniu, skąd miał pan wiedzieć. Żartowaliśmy ze sławy Tomka. Cieszyła go ta sympatia, którą otrzymywał od ludzi. Ale też krępowała. I im dłużej trwała, tym bardziej miał jej dosyć. Nakładał czapkę z daszkiem i słuchawki na uszy, by nie słyszeć znów: „O, popatrz, Komenda idzie". Wcześniej widywałam go tylko w oficjalnych sytuacjach – w sądzie jednym czy drugim. Myślałam, że Tomek będzie skrępowany moją obecnością, ale zaraz zaczęliśmy rozmawiać jak dobrzy znajomi. Pokazywał mi zdjęcia dziewczyny, z którą się spotykał. Bardzo chciał sobie to życie ułożyć. Zgodził się także na rozmowę o tym, co przeżył w więzieniu. Miałam obawy, że trudno będzie mu o tym opowiadać. W trakcie tamtego spotkania prawie nie zadawałam pytań. Tomek brzmiał tak, jakby od dawna miał to ułożone w głowie. Kolejne godziny wysłuchiwałam o biciu, poniżaniu, samotności, tęsknocie za rodziną i poczuciu beznadziei. – Szarość, monotonia, nuda. Tak jest w więzieniu – mówił. Tomek starał się jednak o normalność. Szył piłki dla dzieciaków. Grał w Fifę, był w tym najlepszy. I modlił się do papieża o wolność. Spowiedź Tomasza Komendy Po wyjściu z więzienia zaczął terapię. – Myślałem, że nie potrzebuję psychologa, ale po każdym spotkaniu czuję się lżejszy. Mówię, że to moja spowiedź, chociaż to nie ja zgrzeszyłem. Nie mogę się załamać, kiedy najgorsze już za mną. Chciałbym, żeby ci, którzy odpowiadają za to, co mnie spotkało, stanęli przed sądem. Ale jeszcze bardziej boję się, że ostatecznie śledztwo zostanie umorzone i znowu mnie dopadną – mówił mi. A gdy już wyłączyłam dyktafon dodał jeszcze: – Wiesz, czego najbardziej się boję? Że jednak nie dam rady. Przyznawał, że na razie nie robi wielkich planów, żyje z dnia na dzień. – Teraz rozmawiam z tobą, nie myślę, co będę robił jutro. Daję sobie jeszcze czas na plany – mówił. Cieszył się z wyjazdu do papieża, który zorganizował mu TVN. Dzwonił do mnie z Rzymu, że pierwszy raz jeździł na skuterze. Chwalił się, że będzie o nim książka i film. Był zawzięty, żeby winni jego skazania zostali ukarani. – Teraz to ja rozdaję karty – mówił po przesłuchaniu przez łódzką prokuraturę. Ale z każdym kolejnym miał coraz bardziej dość powrotów do przeszłości. Tomasz Komenda nie żyje. Umorzenie Męczyła go rozpoznawalność i popularność. Frustrował się, że rodzice Małgosi nadal podważają jego niewinność. Za ich publiczne odpowiedzi rozważał nawet złożenie pozwu, ale ostatecznie zrezygnował. Nie miał siły na kolejną sądową batalię. W szczególności że już ta o odszkodowanie ciągnęła się miesiącami. Co jakiś czas rozmawiałam z nim przez telefon. Raz był wesoły, raz zły. Umówił się ze mną na spotkanie, ale nie przyszedł. O jego życiu nadal donosiły media. Zakochał się. Urodził mu się syn. Otrzymał 12,8 mln zł zadośćuczynienia i odszkodowania. Zapowiedział wtedy, że nie chce już udzielać się publicznie. Kolejną burzę rozpętały jednak oświadczenia jego byłej już partnerki i matki dziecka. Sądził się z nią o alimenty i udzielił w tej sprawie komentarza „Super Expressowi", że uważa je za zbyt wysokie. Kobieta publicznie ogłosiła, że nie może już dłużej milczeć, i poinformowała m.in. że „nie interesował się synem", a pieniądze wydawał na alkohol i narkotyki. – Tyle czasu byłem cicho i nie wiem, co mi odbiło, że znowu dałem głos. Chciałem dobrze, a wyszło jak zawsze: pod górkę. Żałuję, że tak się stało – mówił mi wtedy Tomek. – Ludzie bardziej wierzą internetowi niż mnie. Boję się, że będą pluli mi pod nogi. A nie mam ochoty dalej opowiadać, jak mi ciężko. Tomasz Komenda do końca chciał, by winni jego skazania zostali ukarani. Ale łódzka prokuratura po ponad pięciu latach umorzyła śledztwo – uznała, że albo brakuje dowodów, albo zarzuty uległy przedawnieniu. Brat, któremu Tomek przekazał pełnomocnictwo, zatrudnił w jego imieniu adwokata. 29 stycznia 2024 r. złożył on zażalenie na tę decyzję. Mecenas Paweł Matyja oprócz tego, że kwestionuje zasadność umorzenia, uważa, że konieczne jest zbadanie jeszcze jednego wątku: czy choroba Tomka rozwijała się już w więzieniu. I czy mógł liczyć na jakąkolwiek diagnostykę. https://wroclaw.wyborcza.pl/wroclaw/7,35771,30658860,tomasz-komenda-w-ostatniej-rozmowie-przed-smiercia-mowil-mi.html
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.