Autorka już odpisuje. Dałam termin do końca miesiąca na podjęcie decyzji. Albo się wyprowadza albo się żegnamy. Zaproponowałam nawet mieszkanie ze mną skoro tak bardzo mu zależy na oszczędzaniu.
Mnie absolutnie nie chodzi o to, że mnie się nie uda, że lepiej się żyje z dwόch pensji, że mam ochotę dojebać jego ex. Ja się zwyczajnie zakochałam. Spotykamy się kilka razy w tygodniu, byliśmy na kilku wypadach weekendowych. Chodzimy od czasu do czasu na imprezy, coś zjeść na mieście. Seksu gdy się widzimy ile się da. Pociąg jest, pożądanie jest, możemy gadać godzinami w zasadzie o wszystkim. Stać mnie na życie i na przyjemności. Do własnego mieszkania jeszcze brakuje ale ciśnienia na to akurat nie mam. I nie mam chęci dojebania jego byłej żonie. Nie znam jej nawet. Ona wie, że się spotykamy. Musiałaby być ślepa i głupia, żeby na to nie wpaść. Czy on z nią sypia? Nie wiem. On mόwi, że nie. Czy ona by się na to godziła wiedząc, że on sypia ze mną? Nie mam pojęcia. Gdy np wyjeżdżamy razem to on nie wisi na telefonie, jesteśmy tylko dla siebie. Może obie jesteśmy jakąś opcją tylko.
Nie mam problemu z poczuciem własnej wartości, dlatego też postawiłam sprawę jasno, dałam trzy tygodnie. Zależy mi na nim i tworzymy zgrany zespόł (albo tylko tak mi się wydaje) i nie chciałam tak skreślać z marszu. Na początku mi to w zasadzie nie przeszkadzało, on wyjaśnił sytuację, ja przyjęłam jego wersję. No i wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to się na tyle rozwinie. Spotykamy się pόł roku. Myślę, że to dobry czas na to aby mniej więcej wiedzieć, czy dana osoba jest na tyle ważna, żeby chcieć coś zmienić czy może jednak nie. Dotarło do mnie, że ja już nic więcej nie mogę. Były rozmowy, było kilka awantur. Przynajmniej nie będę sobie pluła w brodę, że nie dałam szansy.
To tyle na teraz z mojej strony, dziękuję za wszystkie odpowiedzi.