Skocz do zawartości

ozor

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia ozor

Kot

Kot (1/23)

14

Reputacja

  1. Oczywiście, że tak jest. Może nie zawsze, bo znam osoby które wyszły z mega biedy i im się mega dobrze układa. Miały jednak sporo szczęścia na początku swojego życia, oraz ich praca. Jednak to wyjątki. Zdecydowanie dla dziecka jest lepiej, że wychodzi z rodziny gdzie są pieniądze, niż z patologi. Bo powiedzmy sobie szczerze, wtedy lepsze wykształcenie ( tu nie zawsze, bo często to leniwa młodzież ze smartfonem w ręku, której nie chcę się uczyć, której wystarczy wujek google i ciocia wikipedia) , dwa większe znajomości i trzy lepsze perspektywy. Druga sprawa co taki dzieciak zrobi ze swoim życiem, bo pieniądze deprawują i takie dzieciaki potem nie są przystosowane do życia. Jak pojawia się duży problem, którego nie da się załatwić pieniędzmi to dla nich bezradność i rozłożenie rąk. Bardziej ważne jest czy rodzice, nauczą ich tej zaradności i będą przekazywać jakiś wartości, a nie tylko przelewać kasę na konto.
  2. Dzięki za wszystkie dobre słowa. Też tak myślę, z perspektywy czasu, że miałem spore jaja i nie sprzedałem swoich przekonań. I jestem trochę dumny z tego. Koledzy @AR2DI2, @tytuschrypus to wam współczuję, że mieliście też takie przeżycia z typem takiej kobiety. Bo wiem z czym się to je. Niby rozmawiamy, coś ustalamy, a potem mamusia dzwoni i sie wszystko zmienia. A najgorsze jest to, że niby ona wszystko rozumie, bo jej tłumaczysz, że matka nie może żyć jej życiem, ale i tak się nie postawi. Ja zawsze jak wchodziłem do mieszkania po pracy to moja K nigdy już mi nie mówiła co jej matka mówiła, bo wiedziała, że mnie to lata koło nosa i mam na to wyjebke. Jedno osobą jaką mi jest żal to ex teścia bo to poczciwy człowiek, ale jak się nie ma jaj w worku to nie ma nadzieji na zmiany.
  3. Jeśli jesteś osobą dość nerwową i szybko kumulujesz w sobie gniew, to tak jak wyżej sport. Tylko pamietaj, że to musi być systematycznie, a nie raz na tydzień. A co do porażek, to z kazdej porażki można wynieść coś dobrego. To tylko zalezy od Ciebie czy będziesz pracował i mobilizował się, zeby nie popełniać błędów. A nerwy zawsze lepiej trzymać na wodzy.
  4. Było opijane już nie raz z perspektywy czasu masz rację że ta hydra by mnie zjadała od środka. I dlatego nigdy nie zgadzałem się na zachcianki jej matki. I dlatego nie zgodziłem się przeprowadzić do nich. Bo wiedziałem co będzie dalej. Co do decyzji to od razu im powiedziałem tego samego dnia, że dziękuję za to propozycję i nie skorzystam. Jeszcze potem gadałem z rodzicami i powiedzieli, że według nich dobrze zrobiłem. Ja sam czułem, że dla mnie to może być pętla na szyję. No i po tej odmowie, moi ex tesciowie suszyli glowe mojej pani zeby mnie przekonała Sorry za post pod postem, źle mi sie klikneło
  5. No właśnie jak już to nie sporo. I ja od nich tego hajsu nie chciałem bo bez tego też byśmy zrobili wesele takie jak od poczatku ustalalismy. Ja nawet matce mojej ex zakomunikowałem, że dla nas to wyrzycanie kasy w błoto. I że mamy na lekko ponad 200 i na tyle chcemy zrobić. Dostałem po głowie i moja ex nie zareagowała bo się bała. Wtedy powiedziałem, że to jej goście dodatkowi i będzie za nich płacić, albo jej rodzice. To nie było tak, że poszedłem do przyszłych teściów i powiedziałem, rzucać kasą i się nie wtrącać. Wręcz przeciwnie, od początku wiedzieli, na ile osób robimy i sami finansujemy. Zaakceptowali to i mieli się nie wtrącać, a było tak jak było.
  6. Co do wesela, to my chcieliśmy robić za swoje odłożone pieniądze.A ja jeszcze sam za swoje miałem kupić wódkę. I dlatego nie chcieliśmy, za dużego ( i tak byłoby spore) bo szkoda kasy. A czy staruszkowie po kryjomu nie dali jej dodatkowych pieniędzy? Nie zaprzecze bo było to możliwe, ale ja nic o tym nie wiedziałem. Jednak od początku mówiłem, że wesele robimy za swoje, a starzy mogą tylko jakoś w mały stopniu się dołożyć, ale to minimalnie. Nasi rodzice ustalili, że nam zasponsorują koszty ślubu typu kościół i całą to otoczkie z przystrojeniem, laskę od śpiewu w kosciele. I to miał być dla nas prezent od nich. Na początku też nie chciałem, ale tam nalegali i moi, więc tutaj tak się zgodziliśmy na to, ale nic wiecej. No i było umówione, że to my wszystko wybieramy i ustalamy a oni się dostosowują.
  7. Co do wesela, to koszty zostały podzielone. Ja zapłaciłem za działkę, za którą byłem odpowiedzialny. A moja ex za swoje, oni mieli więcej. Oczywiście wiele rzeczy udało się odwołać i głównie poprzepadały zaliczki. No ja niestety nie zaliczam się do nich. Nie widzi mi się życie w dobrobycie pod płaszczykiem bycia zależnym. Niby masz wszystko, a tak naprawdę nie masz nic.
  8. No i bardzo dobrze, kolego. Pracuj a dojdziesz do czegoś. Ja w tak młodym wieku już niedługo swoje m na własność W życiu dobra praca i możliwość rozwju to ważna sprawa. Na tym się skupiam. Pasje i swoje przyjemności.
  9. Witam jeszcze raz wszystkich. To mój pierwszy temat jaki zakładam na tym forum. Mam nadzieję, że miło będę spędzać z wami bracia czas. Na początku coś o sobie. Mam 34 lata, mieszkam w Warszawie, skończyłem dwa ciężkie kierunki studiów, a teraz mam dobrą i satysfakcjonującą pracę. Pochodzę z małego miasta na mazowszu. Wychowywałem się w normalnym domu, można powiedzieć ułożonym oraz opartym na wartościach . Głowa rodziny Ojciec i to on zawsze podejmował trudne decyzję. Mam dwie siostry. Moi rodzice to pracowici ludzie i dzięki temu doszli do czegoś. Za młodu wbijali mi do głowy dwie rzeczy: nauka i praca. Nigdy z tym pierwszym nie miałem problemu, zawsze się dobrze uczyłem i przychodziło mi to z łatwością. Co do pracy nigdy jej nie unikałem, miałem różne obowiązki w domu ( jak każdy dzieciak), a jak chciałem większe kieszonkowe to musiałem coś więcej pomóc w domu albo dziadkom. Ten etos pracy wbity do głowy, przydał mi się na studiach. Rodzice pomagali i to sporo, ale ja i tak dorabiałem sobie poprzez udzielanie korków, albo pracę w jakiejś knajpie. Ktoś zapyta po co? A po to, że mi łatwiej było wydawać moje pieniądze na swoje rozrywki, a kasę od staruszków wolałem chomikować i oszczędzać. Dodam też, że po rodzicach też mam szacunek do kasy, nie lubię wydawać ich na przysłowiowe pierdolety. Co do dziewczyn miałem ich parę, nigdy nie narzekałem na powodzenie. Przeważnie były to krótsze znajomości . Tylko jedna dama zagościła w moim sercu na dłużej ( nazwijmy ją K ) i była nawet moją narzeczoną. Jednak się skończyło, ale o tym później. Panią K poznałem na imprezie u znajomych na 3 roku studiów, była młodsza o 2 lata. Dziewczyna mój typ, ładna, cicha, nie mająca rozbujanego ego. Taka spokojna dziewczyna z sąsiedztwa. Z K po roku zamieszkaliśmy razem, było zajebiście. Na nic prawie nie narzekałem, sex super, nawet gotowała i coraz lepiej jej to wychodziło. Nie mieliśmy też wielkich kłótni, bardziej małe sprzeczki i to przeważnie kończyło się na moim zdaniu. Po pewnym czasie pojechałem z nią do jej rodziców. W drodze moja dziewczyna, kazała mi kłamać, że nie mieszkamy razem, bo ona rodzicom o tym nie powiedziała. Wtedy nie wiedziałem dlaczego to ukrywała, ale jak dojechaliśmy to się wydało. Poznałem jej rodziców. Ojciec, spoko koleś jako tako, tylko facet zdominowany przez swoją żonę. Dodam, że on prowadził swoją firmę , a matka K tak rządziła nim, że naprawdę on był tylko do roboty. Nie miał swojego zdania i jak ona postanowiła to tak było. Wtedy nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jej matka jest, aż tak zaborczą kobietą, która tylko wszystkim rządzi i z nikim się nie liczy. Juz na pierwszym spotkaniu zostałem wypytany, co studiuje, czym rodzice się zajmują i takie tam pytania sprawdzające, czy jestem wart ich córki Po tym spotkaniu zdałem sobie sprawę, ze moja K boi się swojej matki, z Ojcem miała spoko kontakt a z matką zdecydowanie gorszy. Następne wizyty u nich wyglądały tak samo, jaj matka o wszystkim decydowała i na wszystko chciała mieć decyzję. Tak mijały lata i razem ciągle byliśmy, aż w wieku 28 lat postanowiłem się oświadczyć. Zostałem przyjęty. Ustaliliśmy datę ślubu i mieliśmy 1,5 rok na przygotowywania. Oboje już pracowaliśmy, ja miałem dobrą pracę w Warszawie, moja K też pracowała i wszystko się układało. Jednak zawsze wszystko się musi zepsuć. Przyszło do przygotowywania ślubu i wesela. Od początku jaśnie wielmożna matka mojej niuni się do wszystkiego wtrącała. Zaczynając od wstępnej liczby gości. My chcieliśmy góra 220 osób, ona postanowiła, że będzie większe bo musimy zaprosić całą ich rodzinę, której na oczy nawet moja K nie widziała. Mieszała się do wszystkiego, a najgorsze jest to, że moja była na wszystko się zgadzała i bała jej się postawić. Nawet moi rodzice mówili, że to nie jest normalne, żeby wchodzić tak w czyjeś buty. Ja się stawiałem i obrywałem i zaczynała po trochu nastawiać moja K przeciwko mnie. Zaczeły sie kłótnie, jazdy o wszystko, usprawiedliwianie matki oraz zrzucanie winy na mnie, że taki nie ugodowy. Najgorszy moment to 6 miesięcy przed ślubem, kiedy sie dowiedziałem, ze moi niedoszli teściowie szykują dla nas wspaniały prezent ślubny. Kupili nam działkę u siebie pod miastem. Powiedzieli, że mamy odłożone trochę kasy i jeszcze dozbieramy i zaczniemy budowę domu. Plan był taki, że wracamy w ich strony, ja pomagam prowadzić teściowi interes, a moja pani znajduje tam pracę. Od razu wypaliłem, ze dziękuje za ich dobroduszny gest, ale nie ma takiej opcji. Tym bardziej, ze bardzo dobrze zarabiam w Warszawie i nie całe, życie ciężko pracowałem, żeby teraz u cudzego tyrać. To był przełom, moja K całymi dniami się ze mną kłóciła o to, żebyśmy wrócili bo ona nie chcę mieszkać w stolicy bo się strasznie tu męczy i to nie dla niej. Grała szparką, była nie miła. Jednym słowem się zmieniła. Postawiła mi ultimatum, albo ona, albo Warszawa i odwołujemy ślub. Moja decyzja byłą jedna, ja sie tam nie przeprowadzam. Rzuciła mi pierścionkiem i powiedziała, że jej nie kocham i nie ślubu nie będzie. Spakowała się i poszła. Oczywiście po dwóch dniach wróciła i myślała, że mam wyrzuty sumienia i że zmieniłem zdanie. Nie zmieniłem, pierścionka nie oddałem, a K kazałem wypier...ać z mojego życia. Uważam dziś, że to była jedna z lepszych moich decyzji. Dodam, że ta myszka próbowała jeszcze wracać i przepraszać ale byłem nie ugięty. Odwołałem ślub i zamknąłem ten etap życia. Trzeba było wszystko w rodzinie wytłumaczyć i trochę było niezręcznie, ale zrozumieli. Dodam, ze jak jej matka się dowiedziała, że nie będzie ślubu to mnie straszyła sądem, że będę musiał jeszcze dodatkowe koszty zwracać, no i zwyzywała mnie od najgorszych, a ja tylko jej się śmiałem w twarz. Dobrze tylko, że nie było dziecka. Teraz moje kontakty z paniami się na stopie koleżeństwa i zaspokajania potrzeb żadnych związków na stałe, a tym bardziej ślubu. NIGDY!
  10. ozor

    Powitać wszystkich

    Witam wszystkich. Jestem facetem po 30, który czyta te forum od ponad miesiąca. Po zapoznaniu się bardziej z tutejszą lekturą, postanowiłem dołączyć do waszego grona. Mam nadzieję, że czasem dorzucę jakieś mądre 3 zdania do tej wymiany poglądów
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.