Witam wszystkich...
Czytam to forum i również postanowiłem napisać...
Choć mam już swoje lata to też "trochę" boli...
Otóż właśnie rozchodzę się z kobietą, z którą byłem 16 lat. Odchodzi do innego.
Nasz związek przez ostatnie dwa lata z wolna podupadał... między innymi z tego powodu, że sam go zaniedbałem... dość mocno skupiłem się na pracy zawodowej. Zarabiałem kasę aby opłacać kredyt za dom.
Trzy miesiące temu odkryłem, że moja kobieta (nie jesteśmy małżeństwem) po powrocie z imprezy (z koleżankami) dzwoni rano po powrocie do kogoś aby zakomunikować, że dotarła bezpiecznie. Jako, że telefony są na mnie coś mnie tknęło żeby sprawdzić gdzie dzwoni na jaki numer... okazało się że to jakiś obcy nieznany mi numer... przewertowałem wykazy online wstecz i zobaczyłem że w ostatnim miesiącu to jakieś 500 minut... ?
Zadzwoniłem pod ten numer i odezwał się "jakiś koleś". Obudziłem ją zatem i pytam co to za koleś... wtedy usłyszałem, że teraz nie będzie ze mną rozmawiać... trochę się zrobiła awantura...
Odczekałem trzy dni i postanowiłem na spokojnie wrócić do rozmowy. Usłyszałem, że zamierza się wyprowadzić... używając "Waszej" terminologii... zachowałem się jak "pizda" i mówię aby to przemyślała. Ona na to, że się zastanowi.
No i tak mijał miesiąc... sprawdzałem billingi i nie widziałem aktywności z tym numerem jednak zauważyłem wzmożoną aktywność przesyłania danych...
Nie będę wchodził w szczegóły techniczne... ale zweryfikowałem te połączenia i okazało się, że kontakt nadal jest utrzymywany poprzez rozmowy internetowe. Mało tego poziom zażyłości tych rozmów mocno mnie zaskoczył, gdyż wszystko co ja powiedziałem i robiłem było przekazywane temu kolesiowi i swoim koleżanką (na marginesie dodam rozwódką i samotnej matce).
Nie zdradzałem się ze swoją wiedzą... i miedzy czasie odbyłem parę rozmów co do dalszych planów... niestety miałem wrażenie, że kobieta gra na zwłokę bo jej odpowiedzi nie pokrywały się z ustaleniami "telefonicznymi".
Nie zmienia to faktu, że parę rozmów z mojej strony było w tonie "pizdowatym" aby przemyślała sprawę... bo myślę że warto i szkoda przekreślać to wszystko co "mamy".
Upłynął kolejny miesiąc na braku decyzji z jej strony. W końcu nie wytrzymałem, kiedy kolejny raz umówiła się na spotkanie i szukała jakiegoś powodu aby móc pojechać. Powiedziałem delikatnie, że wiem o tym kolesiu od dawna i nazwałem go z imienia. Zaskoczyła się bardzo. Dałem jej czas na wyprowadzkę do końca miesiąca - czyli około 14 dni... częściowo pakując jej rzeczy.
Oczywiście potem w trakcie paru rozmów okazało się, że to w sumie moja wina... bo to bo tamto...bo byłem taki...i taki... i w sumie odniosła wrażenie, że tylko na to czekam i w sumie jest zdziwiona faktem, że moja reakcja była taka, że pokazuję jej że mi zależy...
Nie przedłużając za parę dni się wyprowadza bo udało jej się wynająć mieszkanie.
Ale najważniejsze w tym wszystkim jest to, że mamy dwójkę paroletnich dzieci, bez których nie wyobrażam sobie życia...
W zasadzie z tego powodu piszę tu do Was... o poradę jak to teraz najlepiej załatwić... może jest na forum prawnik, który wskaże jakieś możliwe kierunki...
Pozdrawiam,
trochę zraniony, wkurwiony i pełen obaw.