Skocz do zawartości

Frajer

Użytkownik
  • Postów

    15
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

1625 wyświetleń profilu

Osiągnięcia Frajer

Kot

Kot (1/23)

22

Reputacja

  1. Frajer

    600cm3 na start?

    Tak, tak…od samej dyskusji wszyscy zginiemy w wielkiej kuli ognia :) Nie panikuj, tylko wymieniamy poglądy. Nie wzrusza Cię 300km/h motocyklem? O Bracie, to dobry musi być z Ciebie kot. Mi się zdarzyło kilka razy i srałem po gaciach. I nie zgodzę się, że motor to tylko zakręty. No tak i co z tego? Znaczy, że na R1 piach, czy doły mnie zabiją, a na Fazerze już nie? Ścigacze jakoś od 2007 mają po 3 mapy i możesz go kliknięciem wykastrować, żeby cię nie zaskoczył przy oswajaniu. Nie widzę związku. Eee…telepało to w 2002 czy 2003 jak zaczynałem, dziś już jest nieźle i coraz lepiej. Ja się pakuję w plecaczek 20 litrowy na 7 dni bez problemu. Po prostu nie biorę suszarki, lokówki, ani 3 par butów. A jak dłuższy wyjazd, to dodatkowo torba na zadupnik i się jedzie dużo lepiej niż z kuframi. Stelaże i kufry, o dziwo też robią, ale to faktycznie głupie. To pojazd jednoosobowy. Z tyłu jest hardcore, lachona można przewieźć, ale koło domu. Co do pozycji się nie zgodzę. Mam też BMW GS 800 (z przypadku, nuda w chuj, ale trzymam z myślą o wschodzie) i latałem trochę koło komina. Mnie taka pionowa pozycja bardziej męczy i powoduje ból kręgosłupa. W ścigaczu tylko trochę bolą ręce na początku sezonu, bo jak wolno jedziesz, a czasem trzeba, to się mocno opierasz. Od 120 już opór powietrza cię trzyma i problem znika. Kupisz wynalazka jak mój GS, obniżysz trochę ryzyko, może i tak, ale tylko trochę, a przyjemność niemalże do zera. To już lepiej kupić Volvo i kapelusz ;) Dla mnie każdy motocykl jest jak bomba zegarowa. W każdej chwili może cię wyjebać w kosmos. Jak już podejmuję ryzyko, to chcę coś w zamian. LWG!
  2. Moim numerem 1 jest niezmiennie USA. Cywilizacja przez duże C i natura przez wielkie N. Nowy Jork, Chicago, San Francisco, Las Vegas I oczywiście parki narodowe w Utaha, Arizonie, czy Nevadzie, to miejsca które głowę chcą urwać. A i reszta kraju również warta uwagi. Z kolei w najsłabszym miejscu jakim byłem są Indie. Okey, Tadż Mahal jest niesamowity, ale reszta to syf, smród, brud, i ubóstwo. Nowe Delhi, Bombaj…ble od samej myśli na wymioty zbiera. Goa tez bez rewelacji. Odradzam. W Europie najbardziej podoba mi się Rzym, bo lubię takie klimaty. A najgorzej odbieram Berlin, szaro i smutno. Na dłuższą wizytę dobra jest Hiszpania. Na melanż całkiem niezła Ukraina. A jakby ktoś się zastanawiał, gdzie najlepiej pozapierdala na motorku, to tylko góry Austrii i Szwajcarii. W sumie to chyba wszędzie warto pojechać chociaż raz. Tyle że takie miejsca jak Indie zostawiłbym sobie na koniec
  3. Ciekawy temat Nie zdawałem sobie sprawy, że Filipiny są aż tak homoniewiadomo, a byłem tam kilka razy. Dla mnie największym Azjatyckim popaprańcem zawsze wydawała się być Tajlandia. Kto był w Pattayi, czy Bangkoku wie ile tam tego jest. Nawiasem mówiąc, kolega kiedyś w Pattayi nieświadomie wydupczył lady boya. Nieświadomie! Śmieszne? Niebardzo Bracia, widziałem to coś nago, rakieta jak z okładki Vogue. Jak dobrze zrobiony, to naprawdę można się jebnąć, szczególnie po kilku drinkach. Dopiero następnego dnia nabraliśmy podejrzeń. Dwie rzeczy zastanawiały, masywne dłonie i grdyka , ale też nic ewidentnego. Gdyby miejscowe divy nie rozwiały naszych wątpliwości, do dziś by kolega żył w niewiedzy. A ile wymyślnych żartów i anegdot by nas minęło Szkoda by było Wracając do Filipin. Jest takie miasto na północ od Manili, Angeles się nazywa. Kiedyś obok w Clark stacjonowały wojska amerykańskie i zjeżdżały się do niego piękne panie z całego kraju w poszukiwaniu dolarków. Wojska wyjechały, ale panie dalej się zjeżdżają, bo żołnierze nie zapomnieli, że tam dobrze i nawet na emeryturze przylatują „pozwiedzać”. Krótko mówiąc kurwidołek Bardzo polubiłem to miejsce i jak tylko jestem w tej części Azji, zalatuję sprawdzić czy się coś zmieniło ( nic się nie zmienia ) I co ciekawe, ja tam nie widywałem wielu ladyboyów. No chyba że nie skumałem jak kolega, ale nie dopuszczam takich myśli do siebie Wracając do Angeles. Jest tam taka długa walking street , a przy niej jakieś 200 burdeli i kilka hoteli i restauracji. Przybytki są w stylu gogo. Wchodzisz, jakiś 80 letni Amerykanin w kącie siedzi, może dwóch, długi bar, na barze 20 rur, przy każdej tańczy pani, panie w stringach i ze smyczą na szyi, na smyczy aktualne badania (pewnie gówno warte, ale czyż niemiło że takie pozory stwarzają?). Siadasz przy barze, pijesz drinka. Na barze stoją wiklinowe koszyki, a w nich piłeczki pingpongowe. Wybierasz co lubisz, rzucasz w nią, albo lepiej w nie, dziewczyny się ubierają i zawijasz na noc na chatę. My z reguły we czterech, duży apartament, każdy przyprowadza po 3 albo 4, wóda się leje, dziewczyny nago latają, muza gra, kula się obraca…Nikogo tam nic nie dziwi, a jedyne co ogranicza, to fantazja, odwaga i resztki moralności. Sorry, że zboczyłem z tematu. Piszę, bo może któryś z Braci będzie w okolicy i też chciałby odwiedzić to niedrogie, mało popularne, a jakże ciekawe miejsce. Jazda jest bez trzymanki, a wyrzuty sumienia szybko przeminą Nie ulegajmy stereotypom Panowie, Filipiny są wporzo Polecam
  4. Wraca wraca Może nie stricte karma, bo faktycznie to najprawdopodobniej religijna manipulacja. Ale do kary niepotrzebne są siły nadprzyrodzone, myślę że wystarczy odrobina psychologii. Jak ktoś ocieka jadem, zakłamuje co się da...to sam sobie kreuje taką rzeczywistość. I nieważne, że kogoś wyjebie na kase, zniewoli, czy zniszczy, to tylko chwilowa pożywka. Finalnie takiemu człowiekowi nie będzie dobrze, nie ma bata
  5. Może sprecyzuję. Chodzi mi o czystko rekreacyjny aspekt quadów. (quadów, nie crossów, enduro, buggy...) Z moich obserwacji wynika, iż ośki wybierane są rzadko i prawie zawsze przez młodych, a z czasem i tak z nich wyrastają i przerzucają się w głębokie błoto. Lubię się potaplać w błocie dużym, komfortowym sprzętem. Napęd 4x4, podgrzewane manetki, wielkie niemalże fotele, osłony żeby w oczko nic nie wpadło…no i da się troszkę pozasuwać. Tylko czy ośka jest mniej atrakcyjna? Zastanawiam się, czy to normalne, że mimo podeszłego wieku (40lat) nadal skłaniam się ku ośce. Czy ktoś z tu zgromadzonych starców podziela moje skłonności? Na czym polega ta wyższość przeprawówki nad ośką? Bo nadal nie rozumiem.
  6. Wiem, że to dwa światy, pytam w kontekście wieku. Ile masz lat i co wolisz?
  7. @HorusNie będę się upierał. Mam spore doświadczenie, ale jestem samoukiem, wiele rzeczy mogę robić źle technicznie, lub źle interpretować. To co wiem na bank, to że nigdy się nie uczyłem jazdy przeciwskrętem, a inaczej skręcać nie potrafię. I to że w sytuacji podbramkowej, dociskam motocykl i faktycznie wewnętrzną ręką dociskam kierownicę, a zewnętrzną pociągam, ale robię to odruchowo, bez udziału świadomości. Dlatego według mnie przeciwskrętu uczyć się nie trzeba.
  8. @Horus Biblia to dobry tytuł, znam od dawna, zgadza się prawie wszystko(czyli jak w oryginale). Ale to niczego nie zmienia. Nie twierdzę, że przełożenie ciężaru powoduje skręcanie. Samo przełożenie daje nam tylko dobry rozkład masy, ale jak się przesuwasz, czy przechylasz, to ręce idą za Tobą, a zakładam że trzymasz je na kierownicy. Lepiej się skoncentrować na torze jazdy, czy kontrolowaniu gazu niż na przeciwskręcie, czy nacisku na sety. A jak wlecisz w zakręt na 110% możliwości, to nawet biblia Ci nie pomoże Według mnie tylko wyczucie, żadne magiczne sztuczki nie pomogą. Zygzakowanie na przejściach niewiele Ci da. Trzeba wyrobić sobie odruchy, schematy zachowań, a to tysiące powtórzeń. Jeśli chcesz to przyśpieszyć, to tylko tor i kumaty instruktor, który Ci powie co robisz źle. A w normalnym układzie po prostu trzeba jeździć, jeździć…aż się nauczysz. A żeby się nauczyć, trzeba się przewrócić. Ci najlepsi musieli się wyjebać setki razy. Żeby jeździć przyzwoicie wystarczy kilka Tu nie ma grubej czerwonej linii, czy nawet cienkiej. Niby czuć ten moment zamknięcia opony i wejście na jej rant, ale tylko na ciasnych wolnych zakrętach, agrafkach. W normalnym układzie nie wiesz gdzie jest granica, póki jej nie przekroczysz. A jest kilka granic do zbadania. Fajnie że w naszych czasach wszyscy tak dobrze znają teorię. Ale z książki jeździć się nie nauczysz.
  9. @Adams pięknie i zwięźle to wyłożył Z wrodzonego pragmatyzmu dodam coś od siebie. Kiedy się dowiedziałem, że coś takiego istnieje, wsiadłem i zacząłem testować. Okazało się, że używam przeciwskrętu. Normalnie da się skręcać tylko przy niewielkich szybkościach i najlepiej w pionie. Skręcając przenoszę ciężar ciała, a reszta się dzieje bezwiednie. Z tej naciskam, a z tamtej ciągnę, tylko po co się na tym koncentrować? Na motocyklu trzeba się czuć dobrze, swobodnie, współpracować w niemalże symbiozie, a rozkminianie praw fizyki i mechaniki tylko w tym przeszkadza. Przynajmniej na Naszym amatorskim poziomie Jeździj Mareczku a samo przyjdzie
  10. Frajer

    600cm3 na start?

    Ale się uśmiałem ? Panowie, odrobina testosteronu by nie zaszkodziła Sport 600 to raczej zachowawczy wybór. Polecam. Dlaczego? Miękkie opony, skuteczne zawieszenie…w warunkach drogowych, skręca, przyśpiesza, hamuje…jak żadna inna 600tka. Ma długie biegi, słaby moment i niedobór mocy, wiec nawet na mokrym, nie kręcąc wysoko, jest potulna jak WSKa trójka. Ja osobiście polecam litry. Nieco cięższe, ale elastycznością i zachowaniem przy większych szybkościach wynagradzają. Po prostu są najlepsze Motorami jeżdżę 15 lat, duże przebiegi, bo lubię A najpoważniejszy wypadek miałem na skuterku 50cm. Skuter w zakorkowanym mieście jest tak szybki, zwinny i prowokujący, że daje chyba największe szanse na kalectwo ? Sport z kolei raczej się nie znęca, jesteś albo Cię nie ma W ostateczności co byś wybrał? Hehe…trochę się nabijam, ale tylko trochę. Dla bezpieczeństwa nie ma chyba znaczenia jakie kupisz moto. Ty decydujesz, siadając na 200 koni czujesz respekt i wiesz, że nie wszędzie można to w pełni wykorzystywać. Nie wiesz? Selekcja naturalna. A 200 kmh po autostradzie, pojazdem skonstruowanym do zapierdalania, to jak spacer po parku. Gdzie tu ryzyko? Równie prawdopodobne, że przysnę na jakiejś kozie i popełnię błąd. Nie istnieje coś takiego jak nadmiar mocy! Z mocy rezygnujemy tylko na korzyść wagi lub ekonomii. Małe pojemności (np.300cm) mają sens w skuterku czy crossie(i to tylko w dwusuwie), bo w takich pojazdach masa bywa ważniejsza niż moc. Motocykl to jest wolność, dynamika, emocje, a nie bezpieczeństwo. Masz ważne zobowiązania, sztywne plany na przyszłość? Nie dotykaj. Dwa koła to alternatywa dla tych, którzy potrzebują adrenaliny i mocnych wrażeń, a nie dysponują fortuną. Spadochrony, paralotnie, motolotnie, jet ski, motorówki…i inne niedrogie pasje kucają. Bez ściągania gaci, szary człowiek lepiej się nie zabawi. Lewa w górę, a prawą przepustnicę w pozycję OPEN ! Pozdro600
  11. Czy pieniądze są tak bezwzględnie dobre? Marek twierdzi, że tak. Ale jakim bym był uczniem, gdybym bezkrytycznie wierzył w każde jego słowo Same w sobie, jako środek płatniczy, może i są bez skazy. Wiadomo też, że bieda jest do dupy i należy się nieco wysilić. Trochę forsy trzeba mieć! Większa wolność, łatwiej dbać o zdrowie, potomkom start ułatwić…mnóstwo plusów, ale żeby te plusy, nie przysłoniły Nam minusów Załóżmy, iż masz już te swoje wymarzone miliony, czy miliardy. Jak się połapiesz kim dla kogo jesteś? Nie sądzisz, że Twój przyjaciel, który został piętro niżej, znienawidzi Cię podświadomie? Nie staniesz się dla otoczenia okazją? Zdrowy związek z kobietą nie będzie trudniejszy do osiągnięcia? Przesadzę mówiąc, że to życie w zakłamaniu? Matrix przez duże M? A komfort moralny? Przecież nie zdobędziesz, ani nawet nie utrzymasz pozycji na piękne oczy. Nie jesteśmy kobietami Ja rozumiem, że póki co, nic lepszego od kapitalizmu nie wymyślono, ale i tak nie podoba mi się perspektywa zwierzęcej postawy w 21 wieku. Ci którzy robili kiedyś jakieś interesy, nawet w skali mikro jak ja, wiedzą że nie chodzi o płacenie minimum krajowego pracownikowi. Trzeba być drapieżnym. Naginać zasady, dawać łapówki, omijać prawo podatkowe, rozpychać się łokciami… A czas? To co możesz przeżyć mając 20 lat, przy czterdziestce staje się nieosiągalne. Natomiast przy czterdziestce możesz zrobić wiele rzeczy, których nawet nie liźniesz 20 lat później Chcesz robić karierę, kasę? Nie licz, że to zajmie 8h dziennie. Nie trzaśniesz drzwiami o 15 i zapomnisz. To może być ciekawe i satysfakcjonujące, ale coś innego gdzieś ucieka. Myślę, że przy skali makro, artystach, wynalazcach, czy branży IT, może to delikatnie się różnić. Tak naprawdę różnica między Mercedesem S600 a Passatem w TDI, Karaibami a Mazurami, tkwi tylko w nasyceniu barw. Chyba faktycznie ważniejsze jest z kim, a nie w jakich okolicznościach. Konkludując. Chyba warto być średniakiem. Jebać pomniki! Chcesz coś po sobie zostawić, zostaw geny. To nie wymaga szczurzego pędu i fortuny. Bardzo się mylę?
  12. Frajer, to tylko słowo, zresztą o kilku znaczeniach, nie każde o negatywnym zabarwieniu. Gdybym chciał sobie lżyć, napisałbym cwaniak. Nie twierdzę, że wszystko zrozumiałem. Zrobiłem tylko kilka małych kroczków. I z każdą odpowiedzią przychodzą kolejne pytania. A za 20 lat pewnie będę widział świat jeszcze inaczej. Chcę rozumieć co się dzieje wokół mnie, ale nie chcę się dać temu zwariować. Jesteśmy tylko ludźmi, mamy raptem z 80 lat, czy to takie ważne żeby okiełznać cały świat? Czy przejebałem swoje życie? Często myślę że tak. Ale czy oby na pewno? Czy idąc mądrą drogą byłbym w lepszym miejscu niż jestem? Może bogatszy, może mądrzejszy, może bezpieczniejszy, może z kochającą żoną i ustabilizowanym życiem, ale czy szczęśliwszy? Uważam, że niektóre rzeczy po prostu warto przeżyć. Bo czy syty samą logiką zrozumie głodnego? Bogaty biednego? Zdrowy chorego? Czy człowiek zauważyłby, doceniłby „szczęście” gdyby w nim permanentnie tkwił? Prozaiczny przykład. Pasjonuję się motoryzacją. Od dawna trzymam dwa auta, zabawkę i robocze. Dlaczego? Oczywiście funkcjonalność, ale chyba głównie dlatego, że jeżdżąc zabawką na co dzień przestawała mnie cieszyć. Wielki wysiłek żeby mieć i utrzymać, a tak niewiele w zamian. Gdy po tygodniu przesiadam się z padła, radości nie ma końca. Wydaje mi się, że nie popadając w kłopoty wielu rzeczy nawet nie „liźniesz”. Więc albo musisz swoje wycierpieć, albo nigdy nie zaznać. A co nas prędzej pchnie do rozwoju, dobre czy złe doświadczenia? Co bardziej mobilizuje? Obstawiam, że szeroko pojęte szczęście, to właściwy balans tych emocji, a nie same dobre. Nie chcę roztrząsać swojej historii. Dla mnie to już przeszłość, a Wy słyszeliście tysiące podobnych opowieści, strata czasu. Ale poruszyłeś ciekawy temat. Czy moje dziecko? W latach dziewięćdziesiątych to nie było takie proste, chociaż może powinienem się zaprzeć i przebrnąć przez to łajno, bo pewnie się dało. Zgadzam się z Guru, to powinien być standard, nie opcja. Bo to ważne. Było jak było, wróćmy do dnia dzisiejszego, bo przecież „lepiej późno niż wcale”. Odkąd testy się upowszechniły, zdarza mi się o tym pomyśleć. I teraz pytanie. Biorąc pod uwagę, że moja córka jest już dorosła, czy powinienem to sprawdzić? I wiele kolejnych. Gdybym się mylił i nie był ojcem, co miałbym zrobić z tą wiedzą? Co ona by zrobiła ze mną? Wiele ofiar, a jakie zyski? To nie matematyka, nie jedynki i zera Wysoko cenię prawdę, ale czy zawsze jest dobra? Co Wy byście w takiej sytuacji zrobili? @Imbryk - dziękuję
  13. Drodzy Bracia mam dwie mało oryginalne historie, które opiszę w wielkim skrócie, tylko dla przestrogi. Mam też kilka wniosków i pytań, które chciałbym poddać pod Waszą ocenę. Ja długo czekać nie musiałem na demonstrację siły gadziego mózgu. Gdy miałem 20 lat, pierwsza panna z którą się dłużej spotykałem (6mc) oświadczyła mi, że jest w ciąży „No brałam te tabletki, ale one nie dają 100% pewności” „Może którejś zapomniałam wziąć, już sama nie wiem jak tak na mnie krzyczysz” Rycerzykiem byłem, ale wiedziałem że kręci i byłem niemalże pewny, że to celowe działanie. Tylko co z tego. Matrix odpalił programy, ona, rodzice, otoczenie, przekonania, wiara… Bądź mężczyzną, weź to na klatę A że fajna dupa z twarzy, a i charakter całkiem przyzwoity, jak na kobietę oczywiście to rozwiodłem się dopiero po 7 latach. Mimo, iż darzyłem ją uczuciem i fizycznie mnie mocno pociągała, odrobina wiedzy, rozsądku, i by nie było tematu. Ach ta młodość Dodam, bo to raczej ważne, pochodzę z dość zamożnej rodziny, od zawsze jeżdżę przyzwoitym samochodem i noszę w kieszeni kilka stów na ruchy. Rozstanie i rozwód, szybko i bez problemów. Może dlatego, że nie było co dzielić Alimenty dogadaliśmy między sobą i bez większych problemów z manipulowaniem dzieckiem. Straty oczywiście poniosłem, ale z własnej woli, ze względu na córkę, tyle co zechciałem i na to co uważałem. Czyli trochę farta w niefarcie. I tu jeszcze jedna historia. Jakiś czas temu, będąc w dołku wpadłem na genialny pomysł, żeby się z nią zejść. Bo nie była taka zła, bo dla wygody, bo rodzina pewnie by się ucieszyła… Umówiłem się, zabrałem na chatę i podczas upijania jej w celu wykorzystania (przecież nie będę brał kota w worku), przyznała się po latach, że zaszła w ciążę celowo. I to jej zdziwienie, bo aż przysiadłem. „Przecież to takie oczywiste że kłamała”. Niby sobie z tego sprawę zdawałem, ale te 100% pewności to i tak jak cios w pysk. Nie winię jej, robiła tylko swoje, to ja sobie rady z nią nie dałem. Zerżnąłem, z rana odwiozłem do domu i mi przeszło jak ręką odjął. Później się dowiedziałem, że wówczas była już zaręczona i za kilka miesięcy się ochajtała. Jebaniutka szybko przeszacowała zasoby i była gotowa zostawić betę bez słowa w sekundzie. Przez kolejne lata to białorycerstwo nawet mi trochę odpuściło. Ciekawi ludzie, mało pracy, dużo baletów, podróże, motocykle, krótkie romanse, a i divy, bo jak z kumplami pijemy wódeczkę, a te wspomniane kilka stów uwiera w kieszeni, to czemu nie? Szkoda że tak się nie da całe życie. Pani, która stanęła na mojej drodze po tym pięknym okresie dała mi kolejną lekcję. Ja 32, ona 20 i wysokie SMW. Piękna kobieta, chociaż ewidentnie nie w moim guście. I jak się łatwo domyślić zdemontowała mnie kawałek po kawałku. Żeby się nie rozpisywać, 5 lat (z wieloma kilkutygodniowymi przerwami) udręki przeplatanej euforią. Plus 2 lata poważnej depresji po rozstaniu. Ale nie szukałem odpowiedzi co nią kierowało. To mniej więcej kumałem. Wiedziałem, że była świadoma swojego SMW, tego że to jej 5 minut, że miała wielu orbiterów i waha się, czy oby moje zasoby są optymalne…Już po kilku tygodniach, gdy odebrał ją kolega z imprezy zapalił mi się wielki neon (nie żarówka) „Spier… czym prędzej, teraz, natychmiast, jak najdalej”. I tak też zrobiłem. Miałem już trochę świadomości, a i też czułem że coś dziwnego się ze mną dzieje. Wiedziałem, że źle to się dla mnie skończy jak nie odpuszczę. Ale cóż z tego. Jak ćma do ognia. Całe szczęście ta pani finansowo też wiele nie ugrała. To co mnie frapuje, to moje zachowanie. Nie potrafiłem o niczym innym myśleć, 2-3 tygodnie i kucałem, odzywałem się sam, albo na zaczepki odpowiadałem. Bo może się mylę, bo przecież przysięga i się zarzeka, bo 90% pewności to nadal przypuszczenia… później kolejne jej podejrzane zachowanie i rozstanie, i kolejne, i tak do zarzygania. Teraz pytanie. Dlaczego od razu nie powiedziałem sprawdzam? Gadżet za 100zł i jest 100%. Dlaczego dopiero po tylu latach? Skąd ten paraliżujący strach przed prawdą? I podstawowe pytanie. Jak się bronić przed tą chemią, która zalewa mózg? I tu się nie zgodzę z Markiem, że chemia działa góra 2 lata. Jak podświadomość uzna, że piłka w grze, to będzie pompowała do skutku. Ja w piątym roku byłem na podobnej szprycy jak na początku. Piękny narkotyczny stan, nieporównywalny z niczym innym czego miałem okazję zaznać. Natura wie jak Nas zachęcić. Co zrobić z tą jebaną chemią, która poza dawaniem nam przyjemność popycha do irracjonalnych masochistycznych zachowań (jak sobie przypominam to nadal mi wstyd)? Mi pomoga prawda. Kiedy już świadomość dostanie fakty, to nieważne jak będzie szalała podświadomość, idę zgodnie z logiką we właściwą stronę. Tyle że to już post faktum, i tylko naprawia już popełnione błędy. I nie zawsze, nie wszystko da się sprawdzić. Jak sobie z nią poradzić zanim narobię głupot? Śmiem twierdzić, że sama świadomość mechanizmów to za mało. Wielu twierdzi, że zna psychikę kobiet, momentalnie je rozgryzają, ich gierki, i są bezpieczni. Wierzę że rozpracowali, bo to proste schematyczne stworzenia. Ale jak przyjdzie odpowiednia chwila, odpowiednia kobieta, to całą tą wiedzę o kant dupy będą mogli rozbić, klękną jak każdy, nie przed nią, przed siłą natury. Czy ktoś poleci mi jakąś literaturę faktu, która mi to wyjaśni w przystępny sposób? Natura nie jest głupia, i nie tylko o przetrwanie gatunku dba. Jak Ci pasuje tradycyjny paradygmat, to śmiało. Bo dzieci mają sens. I nie chodzi tylko o przekazanie genów. Pracujesz na nie, poświęcasz czas, pomagasz…ale przychodzi moment, że role się odwracają. Albo coś stworzysz, firmę, markę, umiejętność…chcesz żeby to przetrwało, syn przejmuje, dobrze przez to żyje, później jego syn itd. itp. Wszyscy wiemy, że to są programy w naszej głowie, ale według mnie one mają sens, ja bym ich nie kasował. Warto tworzyć związki, ale trzeba pamiętać, mimo iż kobiety są różne, mają jeden wspólny mianownik, gadzi mózg. I jakby nie była wspaniała nie zapominaj, że podświadomie zawsze dąży do celu i zrobi wszystko co uzna za konieczne, nie bacząc na moralność czy inne przeszkody. Kobiety to piękne istoty, ale trzeba podchodzić do nich jak do zwierząt. Kochać za piękno czy indywidualne cechy, dokarmiać, dbać, ale też trzymać dyscyplinę i pokazywać miejsce w szeregu. Nie ufać do końca, żeby uniknąć ukąszenia. Żadnej wspólnej własności. Masz dziecko? Sprawdź, czy oby na pewno masz. Nie popadaj w paranoję, ale sprawdź wszystko co będzie rzutowało na resztę Twojego życia. Oczywiście dostrzegam również nasze zwierzęce naleciałości. Ale to drobne rysy na niemalże nieskazitelnym obrazie mężczyzny, nieporównywalne ze zezwierzęceniem kobiet. Zresztą wielkim nietaktem byłoby tu się nad tym rozwodzić. Po latach obserwacji, doszedłem również do wniosku (podobnie jak wielu z Was), iż ciągła pogoń za tą jedyną, a nawet po prostu za związkiem, że o zwykłym ruchaniu już nie wspomnę, to wielki błąd który popełnia większość z nas. Zachowanie człowieczeństwa i godności daje nam większą szansę na szczęście niż uleganie tym zwierzęcym skłonnościom. Matrix. Całe życie stopniowo, krok po kroku, wychodzę z matrixa pozbywając się złudzeń jednego po drugim. Ale czy chciałbym wyjść całkiem? Usunąć wszystkie programy i kierować się tylko logiką? Odrzucić wszystko co nielogiczne, niebezpieczne, niezdrowe… ? Czy jestem na to gotowy? Czy w ogóle komuś się udało? Szczerze wątpię. Marek i Bracia pogłębiają moją świadomość i dlatego tu jestem. Gdybym wszedł na to forum 15 lat temu, pewnie przytaknął bym dogmatom, ale nie wziął sobie tego do serca. Przeczytać czy usłyszeć nie znaczy zrozumieć i uwierzyć. Nie potrafiłbym dostrzec matrixa bez bagażu doświadczeń. Słucham, czytam, odnoszę to do własnych doświadczeń, dostrzegam schematy, wszystko zaczyna układać się w logiczną całość i zaczynam to przyjmować jako pewnik, 100%, nie 99. Młody człowieku, bądź mądrzejszy i uwierz od razu!
  14. Bo niewiele nam się trafia narzędzi do samoobrony.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.