Skocz do zawartości

NieBędęSięŻenił

Użytkownik
  • Postów

    34
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez NieBędęSięŻenił

  1. Właśnie skończyłem tą wspaniałą, mroczną parodię (8 odcinków w dwa dni). I powiem że nie spodziewałem się takiego "Redpillowego" zakończenia po czymś stworzonym dla normików! Facet przez lata chce pomścić swoją "Zgwałconą" i "Zamordowaną" żonę a na końcu odkrywa że ona żyje i sama dawała dupy a nie żaden gwałt. Wszystko wywalone w jednej finalnej scenie. Jezu, jak ja czuję ból tego typa.
  2. Kupiłem od nich raport za 39pln. Wynika z niego że jestem czysty i od przynajmniej 60miesięcy nie miałem długów. Tępa dzida na infolinii powiedziała że to niemożliwe że dla netii dali by inne dane. Więc pojechałem do typa z netii jeszcze raz umowę zrobić. I znowu to samo wyskoczyło przy weryfikacji w BiKu. Ten sam Pesel itd. Czyli mi dają inne odpowiedzi niż firmie pytającej o mnie. A jeszcze niedawno wziąłem to tv na raty bez problemu. I od tamtej pory nie miałem ani mandatu ani innego kredytu. Więc zakładam że im się ten automatyczny system pierdoli.
  3. Witam. Dziś przy zamawianiu pewnej usługi dowiedziałem się że w BiK wisi na mnie jakiś dług. Ja nic o tym nie wiem bo żadnych mandatów nie mam a kredyty płacę co miesiąc. Żaden komornik też się ze mną nie kontaktował. Sprawa musi być dosyć świeża bo parę miesięcy temu kupiłem telewizor na kredyt i oni problemów nie robili. Teraz pytanie. Nie chce tym chujom z BiK płacić ani grosza żeby mi dali raport na mój temat. Ale nie chce też czekać aż komornik w końcu zapuka z jakimiś roszczeniami. Jest jakiś sposób by się za free dowiedzieć komu i za co niby wiszę pieniądze?
  4. Witam. Opiszę coś, i może ktoś coś doradzi. Jestem ponad rok po rozwodzie (ostatnie lata związku praktycznie bez sexu), jak każdy zdrowy facet mam swoje potrzeby, zwłaszcza jak sobie popatrzę na ładne panie na ulicy. Problem jest w tym że gdy już dochodzi do zbliżenia z jakąś białogłową to jest to trochę... zawód. Mój poziom nakręcenia na sex jest taki jakby to była najlepsza rzecz na świecie (jak chyba u każdego). Ale w trakcie ruchania to jest takie "meh". Jakbym miał ochotę na jakieś danie, w końcu je dostał, i nie smakuje jak chciałem. Przez ten rok miałem parę przygód z Tindera (panie około 35 w różnym stopniu zadbania) i jedną przygodę za pieniądze (pani po dwudziestce z wyglądam lalki barbie po solarium). W obu przypadkach nie czułem się spełniony w żaden sposób. W sumie, z tymi rówieśniczkami myślałem tylko o tym żeby nie zaszły, a z tą barbie żebym nic nie złapał. Może było by lepiej jakbym się z kimś związał i do sexu doszły by uczucia. Ale tu nie ma opcji. Po moim małżeństwie i nie umie i nie chcę się wiązać. Do tego dochodzi problem znalezienia w miarę normalnej, w miarę atrakcyjnej kobiety. Nie mam wielkiej kasy, wyglądu modela ani charyzmy. Więc nie przebieram w ofertach. A nie chcę się związać z byle kim. Już wolę samotność.
  5. W skrócie. Jestem parę miesięcy po rozwodzie i nikogo/niczego nie szukałem bo nadal mam traume. Niedawno byłem na imprezie gdzie nie znałem większości osób, była tam też taka bardzo fajna dziewczyna którą może ze dwa razy gdzieś widziałem wcześniej ale nawet nie znałem imienia (uznajemy że X). Jakoś zaczęliśmy ze sobą gadać i bardzo się rozmowa kleiła, gdy odciągneła ją ode mnie jej koleżanka to po paru minutach X wróciła dalej rozmawiać. Chyba ze 2 razy tak jeszcze było że miała szansę na ucieczke a mimo to wracała :). W końcu musiałem się wcześniej zwinąć do domu i ją tam zostawiłem niestety. Nieśmiały jestem to nie wziąłem numeru. Gdy wracałem do domu to dostałem powiadomienie że mnie X zaprosiła do znajomych na Fb. Nastepnego dnia do niej napisałem a ona do mnie po paru godzinach odpisała jednym słowem. Tak trochę na odpierdol. Dwa razy się to jeszcze powtórzyło zanim dałem sobie spokój. Bardzo mnie to zbiło z tropu bo po tej imprezie myślałem że coś zaiskrzyło. Czyżby shit test od samego początku? Dopiero po kilku dniach zrozumiałem co nie bangla. Nigdy nie skasowałem zdjęć z byłą żoną z FB a na imprezie nie wspomniałem że jestem rozwodnikiem... Z jej punktu widzenia startuje do niej żonaty facet. I raczej niezręcznie jej teraz wyjaśniać że to nie tak (fotki z fb już usunąłem).
  6. Obejrzałem wczoraj pierwszy sezon tego serialu i jestem w szoku. Serial jest świetny, każdy z tych trzech odcinków pokazuje jakieś chore zachowania u kobiet. UWAGA SPOILERY!!! Odc.1 Zostaje porwana jakaś Brytyjska arystokratka, a porywacze wymuszają na premierze, aby odbył stosunek ze świnią na antenie, albo ją zabiją. Po wielu perypetiach premier robi co trzeba by uratować zakładniczkę i cały naród widzi go jako bohatera i trochę jako ofiarę. Jedynie jego żona ma pretensje, że odbył stosunek ze świnią, zupełnie jakby zrobił to dla przyjemności a nie z konieczności. Oczywiście publicznie ona tych pretensji nie pokazuje, bo by ją ludzie mieli za nienormalną, wszystko w zaciszu domowym. Odc.2 W dystopicznym społeczeństwie przyszłości wszyscy prowadzą takie samo nudne życie, tylko praca i przymusowa TV (ciągłe reklamy). Jedyna szansa na leprze życie to zostać gwiazdą w "Idolu". Facet się zakochuje i oddaje lasce swoje pieniądze, by mogła w idolu wystartować (ładnie śpiewa). Laska się dowiaduje że nie jest dość dobra ale może zostać gwiazdą porno zamiast tego. Oczywiście to wszystko pod presją. Ale zgadza się i już więcej naszego bohatera nie spotyka. Za to on ją widzi w przymusowej TV gdzie inni ja ruchają. Odc.3 Absolutne arcydzieło! Prawie wszyscy obywatele maja w mózgach wszczepy, pozwalające im przeżywać wspomnienia jakby działo się to teraz. Główny bohater podejrzewa żonę o zdradę i po krótkim śledztwie (w głowie swojej i innych) odkrywa że żona rzeczywiście go zdradzała i że jego dziecko nie jest jego. Przez większość odcinka jego zachowanie jest pokazane jakby miał paranoję, i niepotrzebnie czepiał się tej biednej kobiety i jej przyjaciela z dawnych lat. Aktorka grająca żonę powinna jakąś nagrodę dostać za mimikę. Sposób w jaki patrzy na męża a w jaki patrzy na "Przyjaciela" bardzo wymowny. Za chwilę sezon 2 zaczynam
  7. Ja przez wiele lat widziałem sytuacje (bardziej u innych niż u siebie) które powinny mnie wybić z matrixa a nie wybijały. Sam nie mam pojęcia jak to możliwe, patrząc wstecz doskonale widzę zachowanie tych kobiet i nie mogę uwierzyć że nadal myślałem trochę jak biały rycerz. To trochę tak jak jakiś eurolewak który jest świadkiem zamachu a nadal chce sprowadzać zamachowców do europy. Na przykład koleżanka która zmieniała chłopaków w zależności do aktualnych potrzeb. Każdy kolejny był dla niej wielką miłością. Jak potrzebowała piętro w domu odremontować to strasznie zakochała się w budowlańcu. A jak potem chciała zaszaleć to zakochała się w dilerze. I tak przez lata. Albo dwaj kumple (bracia) którzy traktowali wszystkie poznane laski jak szmaty a one do tego lgnęły jak pojebane. I to nie jakieś dziewoje wychowane w patologii tylko z dobrych domów. Dopiero parę lat temu się obudziłem gdy sam dostałem mocno w dupę. Przez lata byłem w związku gdzie ja miałem się starać i jej (i jej rodzinie) nadskakiwać a ona od siebie nic nie dawała. A im bardziej się starałem tym gorzej mnie traktowała. Gdzieś w połowie tej gehenny natrafiłem na YT na filmiki z dziedziny MIGTOW czy RedPill w których miałem wyjaśnione wszystkie mechanizmy które u mnie zaszły. Zrozumiałem co poszło źle ale już było zbyt późno by cokolwiek naprawić. Gdybym natrafił na te filmiki wcześniej (zanim żonie dojebało) to pewnie bym się nimi brzydził. Że niby jakaś sexistowska propaganda. Na pewno bym nic z nich nie zrozumiał.
  8. Zawsze byłem przekonany że TED to lewactwo. A tu taka niespodzianka. Pani opowiada o toksycznym feminizmie, przyczynach "Pay gap" między płciami i o tym że na zachodzie to kobiety mają lepiej niż faceci
  9. Myślę że z samooceną mam jakieś problemy od zawsze. Ale to idzie w obie strony. Jednocześnie czuję się gorszy i lepszy od reszty. Po prostu w różnych sytuacjach. Przyklad: Jak widzę kolesia gadającego z laską na imprezie, i ich rozmowa jest na poziomie ameby to raczej mam z tego powodu poczucie wyższości. Ale jak potem ta lasia uznaje że musi kolesiowi gałę opjer***** bo jest taki fajny to już gorzej. Bo wiem że nie jestem w stanie zbajerować laski jak ten idiota. Może właśnie dla tego że za bardzo to analizuje (zamiast się upić i gadać z nią o pierdołach na jej poziomie). Jeśli da się jednocześnie mieć kompleksy i megalomanię to ja tak pewnie mam.
  10. Witam. Zakładam ten temat bo wydaje mi się że na forum jest pełno ludzi ogarniętych oraz takich którzy mogli być w podobnej sytuacji. Od małego byłem bardzo introwertyczny i stroniłem od ludzi. Wydaje mi się też że ludzie (i wtedy i teraz) wyczuwają że jestem jakiś inny, bo w każdej grupie (w szkole, w pracy, na imprezie) bardzo szybko zaczynam odczuwać że jestem na uboczu. Że oni zaczynają tworzyć jakieś więzi a ja nie. Trochę to lepiej wygląda jeśli ktoś ze mną spędzi dużo czasu i mamy jakieś wspólne zainteresowania (nie umiem rozmawiać o niczym), paru znajomych tak zyskałem. Ale potem słyszę od nich że jestem inny niż im się kiedyś wydawało (nikt mi nigdy nie sprecyzował jaki niby byłem przy pierwszym kontakcie). Już jako nastolatek zdecydowałem że skoro z ludźmi się nie dogaduję, i świetnie się sam bawię (gry, książki) to lepiej mi będzie jak ich oleję. To była debilna decyzja. Wydaje mi się że człowiek normalny ma potrzebę by przybywać w grupie, gdzieś jeździć razem albo siedzieć u znajomych na chacie. A ja, nawet jak mnie ktoś z domu wyciągnął to myślałem tylko o tym żeby tam wrócić. I tak to trwało prawie całe moje życie. Ale parę lat temu (gdy moje małżeństwo zaczęło się rozpadać) zdałem sobie sprawę że moje hobby znacznie mniej mnie bawią i że brakuje mi ludzi wokoło. Sam sobie to zrobiłem z premedytacją. Staram się teraz wyjść jakoś do ludzi ale nie jest to łatwe. Mam tylko kilku znajomych których widuję bardzo żadko, i oni już przywykli że nie ma co zapraszać mnie na imprezy bo i tak odmowie. Poza tym jestem społecznie tak upośledzony że nie umie się zachować w wielu sytuacjach, chyba brak mi odruchów których inni uczą się za młodu. Jak nawiązać kontakt z drugim człowiekiem? To jest temat nie do przeskoczenia dla mnie. Na pewno zapisze się do jakiegoś klubu fitness i może na kursy językowe. Żeby zmusić się do wyjścia z domu parę razy w tygodniu. Ale znając siebie spędzę ten czas "obok" ludzi a nie z nimi...
  11. Witam. Mam pytanie do braci z Poznania i okolic. Czy ja słusznie rozumie że w tym pięknym mieście nie ma normalnego (i niedrogiego!) przybytku gdzie po prostu się wchodzi i wybiera dziewczynę?. Popytałem znajomych i taksiarzy i wygląda na to że niby są jakieś teatry ale ceny 400+, a taniej to tylko dziewczyny na mieszkaniach (a tam loteria i brak wyboru). Wiem że niby na roksie jest wybór, ale przecież te fotki nie koniecznie zgadzają się z tym co na miejscu zastanę.
  12. Przepraszam za złamanie zasad obowiązujących na forum. A z terapii zrezygnowałem bo żona chciała rozmawiać jedynie o tym co ja robię/robiłem źle. Gdy próbowałem podjąć temat jej "grzechów" to ucinała dyskusję. Terapeutka też to widziała i próbowała jakoś zwrócić na to jej uwagę. Nawet jeśli ta terapia miała by nam jakoś pomóc to uważam że już nie było warto po tylu złych latach.
  13. Ja się z tym wszystkim zgadzam. Ale dłużej nie dam rady. Ile można czasu i energii poświęcić dla kogoś kto po prostu mną gardzi? Przez lata proponowałem jej wiele rozwiązań, w tym terapie. Ale nie było mowy, nie i chuj. Po pierwszych rozmowach o rozwodzie (jak się z nią zgodziłem) to poszła ze mną na terapię par. Ale to już było zbyt późno żeby cokolwiek naprawiać (o jakieś 4-5 lat) i po kilku spotkaniach sam jej powiedziałem że miała racje i trzeba to skończyć. Ta terapia udowodniła mi że nie ma czego naprawiać.
  14. Przez pięć lat może jak się jej na przykład zdrowie pogorszy i nie będzie mogła pracować. Ale żeby to symulować to by ją musiało popierdolić bo ma bardzo dobrze płatną pracę (dzięki bogu). Myślę że jak pierwszy raz wspomniała rozwód to była to jakaś zagrywka z jej strony. Ale ja przemyślałem sprawę i po 3 dniach jej odpowiedziałem że ma racje i trzeba się rozejść. Nie jestem dobry w czytaniu ludzkich reakcji ale odniosłem wrażenie że nie tego się spodziewała. Ja chyba ją miałem błagać by się nie rozwodziła a nie zgadzać się z nią. Potem jeszcze to trochę przeciągała zanim w końcu złożyła pozew.
  15. Bo jej nie rozumiem, bo jestem introwertykiem a ona chce extrawertyka, bo się z nią kłócę (czyt. nie daje się opierdalać jak ma zły humor), bo ona musi sama pewne rzeczy ogarniać (zwłaszcza związane z dzieckiem) i jej się przez to krzywda dzieje (ja też mam sporo na głowie a jej nie wypominam, np wszystko związane z samochodem). Jeśli ma zły humor to byle powód się nadaje do zjebki.
  16. Alimenty na dziecko (i to małe), a na nią nic bo rozwód za porozumieniem stron. A z nie ogarnianiem to było tak że jak musiała dziecko karmić/przewijać/uspakajać to miała wielkie pretensje że to ona musi robić (dziecko dużo płakało zamiast spać). Potem jak zacząłem jej więcej pomagać to miała pretensje że ja sobie do pracy wychodzę a ona nadal musi z dzieckiem być. I zawsze jak pojawiała się jakaś nowa czynność (kąpiel, jakieś leki, mleczko w proszku) to ja musiałem przecierać szlak bo ona się bała. Oczywiście zawsze się dowiadywałem że to robię źle, a potem sama robiła to tak samo...
  17. Od lat jest tak że niezależnie od moich starań i mojego wkładu ona mnie widzi jak bezużyteczny balast. To zawsze wychodzi w czasie kłótni bo jak jest zdenerwowana to nie kontroluje co mówi i myślę że mówi co myśli. Mi się wydaje że ona uwierzyła we własną propagandę. Od lat powtarza jaki jestem beznadziejny i jaką mi łaskę zrobiła że ze mną jest. Więc pewnie jest przekonana że rozstając się zrzuci niepotrzebny balast i bez problemu zastąpi mnie bardziej wartościowym samcem. Nie ma znaczenia czy to prawda czy nie. Przez te lata razem wielokrotnie pokazał że stan faktyczny się dla niej nie liczy, liczy się to w co woli wierzyć. W tv ciągle pokazują rozwódki z dziećmi za którymi szaleją bogaci faceci (na przykład ta pani prokurator w m jak miłość lata temu). Może ona tak to widzi
  18. 1. Nie byliśmy gotowi. 2. Przed porodem to ona ogarniała "życie" bardziej niż ja. Ja się ogarnąłem dopiero dopiero jak mnie sytuacja zmusiła. 3. Ja chce tego rozwodu bo już mam dosyć. Od 6 lat tylko kłótnie i pretensje. Zero czułości czy docenienia mnie. Nawet jeśli będę sam to będzie to dla mnie leprze niż to bagno.
  19. W jej obronie powiem tyle że miała jeszcze inne problemy na głowie (choroba w rodzinie, ja na nadgodzinach ciągle). Ale ona ma coś takiego że gdy pojawia się kryzys to cała jej pewność siebie znika i zachowuje się jak nieporadne dziecko. Niestety nie zauważyłem tego w porę i potem latami za to płaciłem. Gdyby nie miała problemów i gdyby dziecko było z tych bardziej śpiących (a mniej płaczących) to pewnie nic by się jej nie stało i jeszcze by mi zabroniła pomagać by pokazać jaką jest wspaniałą matką. Ale niestety sytuacja nie była idealna więc już nie ogarnęła.
  20. Z takich rzeczy które faktycznie zrobiłem. - Dzień po porodzie najebałem się z kumplami a wiedziałem że następnego dnia w południe mam żonę odebrać ze szpitala. Więc jak przyjechałem to byłem jeszcze trochę wstawiony (ale w pełni przytomny). - Zawsze żyłem we własnym świecie. Książki, gry itd. Typowy introwertyk. Więc w sytuacjach stresowych odruchowo wolę się zamknąć w sobie i na przykład na kąpie posiedzieć (chyba do pewnego stopnia jestem uzależniony, a przynajmniej byłem). Jak żona była jeszcze na macierzyńskim to kompletnie nie ogarniała jak się dzieckiem zająć a mnie zajęło chyba kilka miesięcy (nie wiem ile) zanim to zrozumiałem. Żeby było jasne, ja jej od początku pomagałem. Ale jak wracałem zmęczony po pracy to chciałem się odstresować (na przykład przed kąpem) a nie siedzieć godzinami z wkurwiona żoną. Dopiero po paru miesiącach zrozumiałem że to jest trochę sytuacja kryzysowa, że ją to przerasta do tego stopnia że nie wystarczy żebym raz dziecko przewinął i coś w domu pomógł. Później robiłem wszystko żeby ją odciążyć, nawet chciałem na terapie z nią iść (nie było o tym mowy). Oczywiście jej wersja jest taka że jej wcale nie pomagałem i czuła się porzucona (gówno prawda) że niby cały czas siedziałem na komputerze a ona w pokoju obok z płaczącym dzieckiem. Ja autentycznie myślałem że skoro ona jest na macierzyńskim a ja w pracy to ma się zająć dzieckiem i chuj. Powinienem wcześniej rozpoznać że nie ogarnia i jakoś zadziałać. W sumie to pisząc to zdałem sobie sprawę jak wiele z rzeczy które "robiłem" to jest nic więcej jak jej pierdolenie... po prostu od lat tego nie analizowałem.
  21. Po macierzyńskim poszła do pracy (najpierw na pół etatu a potem na cały). Ale jeszcze długo mi wypominała że jak była na macierzyńskim to bardziej się dzieckiem zajmowała niż ja. Oczywiście próbowałem jej tłumaczyć że nazwa "Urlop macierzyński" pochodzi od słowa "Macierzyństwo", bardzo się wtedy obrażała.
  22. Dzięki misiu. Ja bym z wielką przyjemnością przyjął na świat i wychował kolejne dzieci jako część kochającej się, tradycyjnej rodziny. Ale po pierwszym razie mam traumę jak cholera. Okazało się że moja kobieta nie bardzo umie zajmować się niemowlakiem. W pewnym momencie naszego życia robiłem z tym dzieckiem wszystko poza karmieniem piersią. A i tak się potem dowiedziałem że to ona musi przy dziecku robić bo ja się opierdalam (opierdalam to znaczy robię nadgodziny w pracy żeby kasa w domu była). Ja w pracy, ona na macierzyńskim. I miała pretensje że więcej czasu musi z dzieckiem spędzać niż ja. Powiedziałem jej że jak tylko przestanie karmić to możemy się zamienić i ja wezmę resztę jej macierzyńskiego a ona niech idzie do roboty. Nie poszła na taki układ
  23. Nie chcę osobnego wątku zakładać więc napiszę tutaj. Właśnie kończę bardzo ciężki związek i zacząłem się zastanawiać nad wazektomią. Tu nie chodzi o to że nie lubię dzieci, jedno mam i bardzo je kocham, bardziej chodzi o kobiety. Po pierwsze, jedyny scenariusz w jakim zdecydował bym się jeszcze na dziecko to w wieloletnim związku z partnerką z którą się kochamy i szanujemy. A jakoś nie chce mi się wierzyć że coś takiego mi się uda, zbyt wiele już rozumiem z kobiecej natury, i zbyt dobrze rozumie swoje własne ograniczenia (nie jestem ani bogaty, ani super alfa). Ale załóżmy że mi się poszczęści i znajdę taką ogarniętą loszkę bez problemów która będzie chciała coś ze mną zbudować. Żebym jej w pełni zaufał musiało by minąć dobrych kilka lat. Ile kobiet zgodzi się czekać cierpliwie by ich facet się upewnił że można bezpiecznie zapładniać bo jej nie odpierdoli po porodzie? Zwłaszcza jeśli pani będzie w przedziale 25-30lat (ja mam 34 w tym roku) i będzie miała parcie na dziecko? Już widzę jak z powodu jej decyzji zostaję tatusiem czy tego chcę czy nie. Do tego dochodzi jeszcze kwestia kontroli. Ja nie jestem jakimś bezdusznym skurwysynem więc jeśli kobieta urodzi mi dziecko to daje jej kartę przetargową w związku. W moim obecnym małżeństwie nauczyłem się jak dobrze można mnie kontrolować (nawet jak jestem świadom że coś jest ni halo) za pomocą dziecka i poczucia winy. A jeśli nawet się wyrwę i taką manipulantkę zostawię to dostanę zasądzone alimenty. Przy moich obecnych zarobkach jestem w stanie płacić alimenty na jedno dziecko i jeszcze żyć na jakimś przyzwoitym poziomie. Ale jak 2 pijawki zaczną ciągnąć kasę (kobiety nie dzieci) to mogę się znaleźć w czarnej dupie finansowo. W najgorszym wypadku oznaczało by to wyjazd za granicę, ale ja bym wolał mieć stały kontakt z potomstwem. Niektóre posty w tym wątku brzmią jakby wazektomia oznaczała całkowitą niepłodność. Ale są opcje gdybym spotkał "tą jedyną". 1. Zamrożenie spermy, 2. Pobranie prosto u źrudła i invitro, 3. Rewazektomia (80% skuteczności). A po wazektomii odejdzie jakikolwiek strach jaki teraz mam. Co więcej, mógłbym ruchać laski których do tej pory bał bym się tknąć. Już jako nastolatek miałem taki bardzo nie-męski odruch że odrzucało mnie od dziewczyn które były atrakcyjne ale tępe (czyli bardzo liczna grupa). Wielokrotnie (nawet po pijaku!) zdarzało mi się przerwać awanse do jakiejś pani (albo nawet nie zaczaynać) gdy zdałem sobie sprawę że jakiekolwiek potomstwo z nią (w razie wpadki) będzie upośledzone. Po wazektomii to inna sprawa. Nie ważne czy głupia, czy 30tka szukająca frajera, czy ukrainka szukająca frajera. Wszystko będzie "Bezpieczne".
  24. Dzięki. Jakby nie zaproponowała rozwodu to pewnie za rok czy dwa i tak bym wyjechał. Już psychika siadała.
  25. Ma. Myślę że dlatego przy ustalaniu alimentów nie wyjebała jakąś sumą z kosmosu bo nie chciała żebym się wkurwił i o mieszkaniu zaczął rozmawiać. Najlepsze jest to że sprawy kredytu i mieszkania będziemy załatwiać dopiero po rozwodzie i to się pewnie też będzie ciągło. Więc przynajmniej przez jakiś czas będzie się bała ograniczać mi dostęp do dziecka lub pozywać o wyższe alimenty. Poza tym zamierzam oczywiście coś od siebie dziecku dawać i kupować (i oczywiście dokumentować to). Prawnik dużo dobrych porad mi dał jak się przygotować na jej ewentualną walkę o wyższe alimenty.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.