Skocz do zawartości

lekkiepióro

Użytkownik
  • Postów

    115
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez lekkiepióro

  1. To zdanie jest napisane nieskładnie, brakuje co najmniej jednego przecinka i właściwie nie wiem co chcesz udowodnić. A przynajmniej nie jestem pewien, bo z tego zdania to nie wynika jednoznacznie. Nie chodzi o bycie złośliwym, ale popracuj nad poprawnym wyrażaniem myśli w języku polskim, zanim zaczniesz tak na poważnie z matematyką. Jak na razie domyślam się, że chcesz wykazać, że nie każda kobieta może znaleźć mężczyznę do związku. To jest ok. Zaprzeczeniem tezy "każda potwora znajdzie swojego amatora" jest teza: istnieje jakaś kobieta, dla której żaden mężczyzna nie będzie skłonny utworzyć z nią związku. Ale gdzie ten dowód? Udowodnij teraz, że istnieje taka kobieta, której żaden facet nie zechce. Dopiero wówczas udowodnisz, iż to nieprawda, że każda potwora znajdzie swojego amatora. Do wniosków ad hoc, że zawsze znajdzie się kobieta, której nikt nie będzie chciał można dojść i bez rachunku zdań. To nie jest jednak dowód. Dowodem w sensie matematycznym może być jednak następujące rozumowanie. Liczba kobiet w Polsce w 2017 roku wynosiła 19833606, natomiast liczba mężczyzn tylko 18588740. Z zasady szufladkowej Dirichleta wynika, że nie ma szans, aby każdej kobiecie przyporządkować jednego mężczyznę. Co widać też na chłopski rozum. I to dopiero może być jakimś dowodem, a właściwie jest, w sensie ścisłym, z którym nikt nie może dyskutować, dopóki będą obowiązywać takie proporcje (no i, jeśli mówimy wyłącznie o związkach Polaków z Polkami).
  2. Czyli rozumiem, że bierzecie pod uwagę, że Wy również mylicie się w tym wątku. Cieszy mnie to. To dobry punkt wyjścia. Resztę można wydedukować lub zweryfikować eksperymentalnie. Przyjmujesz, że albo masz rację, albo nie masz racji. A później odwołujesz się do argumentów za i przeciw, zarówno tych, które sobie wykoncypowałeś jak i tych doświadczalnych, które widać w praktyce. Ja przedstawiłem jedne i drugie. Teraz czas zważyć argumenty - co też jest kwestią subiektywną. Dla jednego takie argumenty są ważniejsze, a dla drugie inne. Ale wyplenienie z siebie przekonania o własnej nieomylności w jakieś sprawie, to już początek sukcesu. Trzymam kciuki. Każdy kto uczciwie rozważy i w ogóle uzna moje argumenty, nawet, jeśli ostatecznie stwierdzi, że przeważają jego własne, już, myślę, osiągnie jakiś sukces. Ale to naprawdę nie chodzi o mnie, ja już to dawno temu zrobiłem, nie miałem z tym żadnego problemu i zapomniałem o tym. Ten wątek nie powstał, bo mam jakąś traumę, bo musiałem to zrobić. Moje argumenty są zupełnie inne.
  3. Dokładnie, przerabiałem podobną sytuację. Prawda jest taka, że, jeśli się ugniesz, to po jakimś czasie dostaniesz jeszcze bardziej popalić i zrobi Ci taki numer, że ten był przy tym niczym. I nie myśl, że wrócicie do siebie warunkowo, że teraz będziesz ją traktował z dystansem i następny taki numer Cię nie zrani. Zrani i to jeszcze bardziej.
  4. Generalnie nie da się tego zrozumieć. Tzn. w granicach jakiejkolwiek moralności, miłości, lojalności. Jako mężczyzna nigdy tego nie zrozumiesz. Bo mężczyzna nigdy by tak nie postąpił. Wytłumaczenie jest proste - poznała kogoś, kogo postrzega jako znacznie bardziej atrakcyjnego do Ciebie, u kogo ma bardzo duże szanse i skorzystała z okazji (podkreślmy to - kogoś kogo ona postrzega jako bardziej atrakcyjnego, może to kompletnie nie mieć związku z obiektywnym stanem rzeczy, dla większości kobiet i społeczeństwa to Ty możesz być bardziej atrakcyjny od tego gościa pod każdym względem, ale nie dla niej). Kobiety oczywiście nie zawsze odchodzą, gdy poznają kogoś atrakcyjniejszego. Czasami po prostu nie mają takiej opcji i szans u takich facetów. Czasami gość jest tylko trochę bardziej atrakcyjny od ich partnera i kalkulują, że im się nie opłaca - że zamieszanie niewarte świeczki. A czasami mają zasady, czy to narzucone kulturowo, przez społeczeństwo (choć dziś w czasach post-rewolucji seksualnej to już rzadkość), czy wewnętrzny kompas moralny - ale to naprawdę marginalne sytuacje (w Himalajach można próbować takich szukać). Reasumując kobiety po prostu tak postępują. Mężczyźni są pragmatyczni w biznesie, kobiety w relacjach (jak to ktoś tu dawno temu napisał). Wiem, że to niewyobrażalne dla przeciętnego faceta, że zakochana kobieta po prostu się odkochuje i odchodzi - ale tak właśnie jest. Oczywiście nie jest to bez kosztu emocjonalnego, przy braku jakichkolwiek rozterek. Kobiety też mają rozterki i wyrzuty sumienia, też się przywiązują emocjonalnie. Stąd te jej łzy, poczucie winy itd. Ale ostatecznie nie ma opcji, żeby to poczucie winy, czy resztki sumienia ją utrzymały przy Tobie w takiej sytuacji. One po prostu będą, trochę sponiewierają ją emocjonalnie, ale absolutnie nie zmienią jej decyzji. Bo ta już została podjęta i one są tylko następstwem tej decyzji. Przykro mi, ale nic nie mogłeś zrobić. Teraz czas zrozumieć, że zwłaszcza w dzisiejszych czasach, dzikiej wolności i rewolucji seksualnej, kobiety tak naprawdę tylko miewamy, a nie mamy. Jesteśmy tylko którymś z kolei gościem w kolejce, a po nas będą następni. I nie ma takiego, co by był w stanie coś na to poradzić. Takie są kobiety, tak są skonstruowane.
  5. Niewielu jest ludzi, którzy są w stanie walczyć o podobne wartości, co ja. A ktoś powinien. I z tego powodu myślałem o polityce. Ale z wielu innych powodów polityka wydaje się również nie być moim powołaniem. Tak czy inaczej serio byłem o krok od wstąpienia do partii kilka lat temu. Niestety partia upadła. Ale jakby kiedyś można było na mnie głosować wyślę Ci osobne zaproszenie, z melodyjką. Swoją drogą z większością poglądów politycznych Marka również się - uwaga - nie zgadzam. Właściwie zasadniczo zgadzamy się tylko co do kwestii praw mężczyzn, jestem również jednoznacznie antyklerykalny. Ale na przykład uważam, że państwo nie powinno finansować, ani zajmować się dystrybucją żadnych zasiłków. 500+ to nic innego jak alimenty na cudze dzieci, których beneficjentami, dobrze wszyscy wiemy - są głównie kobiety. Niedopuszczalne jest w takim wypadku popieranie PiSu, doszukiwanie się w takiej partii cienia nadziei dla Polski, jeśli chcemy mówić o prawach mężczyzn. Marek zaś przez zbyt długi czas jednak trochę sympatyzował z PiSem. Wiem, że to się już zmieniło dosyć mocno. Ale polityka to temat na zupełnie inny wątek. Myślę, że fajnie byłoby pogadać swobodnie o tym, które partie choć w najmniejszym stopniu mogą wydawać się pro-męskie, co w ogóle w ramach rożnych koncepcji politycznych jest na korzyść mężczyzn, a co jest jawnym lub zawoalowanym dyskryminowaniem, bo niektórzy widzę tego nie widzą, nie potrafią zidentyfikować i zrozumieć (jak w przypadku 500+). Dopóki oczywiście poglądy Marka, razem z regulaminem nie zostaną zdogmatyzowane w ramach nowej religii i dopóki jeszcze można się nie zgadzać w jakiejś kwestii z Markiem.
  6. A czy ja ich nie szanuję? Albo namawiam do nieszanowania? Proponuję tylko zmianę, która odciąży forum z niekończących się ekscesów. To złe wrażenie masz. Ciekawe, że tylko to dostrzegasz w mojej bytności na forum, ale tego, że właśnie odkąd pozbyłem się pewnych problemów (choć w sumie dopiero jestem na drodze do ich pozbycia się), nie raz próbowałem doradzić kilku ludziom tutaj lub wnieść coś konstruktywnego do dyskusji - tak jak mi próbowano doradzić. A co do narzekania - będę krytykował, gdy mi się coś nie podoba (mogę tylko zapewnić, że takich rzeczy jest niewiele, ale są). I tyle. I nic nigdy tego nie zmieni. Pogódźcie się z tym albo mnie zbanujcie - tyle. Ust mi nie zamknięcie. Ani próbami wymuszenia poczucia winy, ani złośliwościami, ani przytykami o grafomanii. Nie zmienicie mnie. Jak mi się coś nie podoba, to będę o tym pisał, jeśli uznam temat za istotny. Tak mam od zawsze i tak zostanie. Pióro lekkie, ale czasami ostre. Zresztą właśnie takich ludzi potrzebuje to forum i Marek. Nikt nie potrzebuje stada baranów, do poklepywania po ramieniu, tylko ludzi, którzy wniosą coś konstruktywnego i rzucą nowe światło na różne sprawy. Pewnych rzeczy się nie zmieni, to jasne, ale pewne warto próbować zmienić. A Ty jak dla mnie robisz wybiórczy research o moje osobie, pod tezę, którą sobie ubzdurałeś.
  7. Nie wiedziałem, że jak kto lubi pisać, to nazywa się grafomania. Ale dzięki za info, Brak czasu i brak motywacji do systematycznych publikacji. Ale te zasady to już jest religia, czy dopiero w planach jest rejestracja wspólnoty? Na pewno nie podoba mi się wszystko i nie kupuję wszystkiego w ciemno bez śladu krytycyzmu. Niemniej własnego forum nie zamierzam zakładać. Z tego też nie zamierzam się wypisywać. Bo jest tu kilka sensownych osób. No i chcę wspierać Marka. Wy macie swoje argumenty, ja mam swoje. Możemy tak w nieskończoność. A gdyby tak zastąpić obowiązek avatara, obowiązkiem podlinkowania forum na facebooku? Ile byłoby mniej szarpania się z koniem, a ile więcej korzyści. Taka luźna myśl, dla tych oczywiście, co regulaminu nie traktują jak 10 przykazań. Ci co traktują, już pewnie by mnie za to ekskomunikowali, jakby mogli. W każdym razie nie chcę niczego tu forsować. Pozostawiam cały wątek do przemyślenia, dla tych co tu przychodzą też myśleć, a nie tylko wyznawać.
  8. Rozumiem, ale generalnie o to chodzi w forach, po części, bo pełnią one też przecież funkcje towarzyskie, pozwalają na wymianę poglądów itd. To, że na tym forum są treści i wiedza, za którą czasami trzeba byłoby zapłacić, to rozumiem. Ale nikt nie będzie raczej płacił za dostęp do forum w dzisiejszych realiach. Poza tym ta wiedza jest zapłatą za czas i uwagę jaką poświęca ktoś, kto z kolei przychodzi na forum. Taka obustronna wymiana. Zaś obecność jest zwykle cenna, nawet, gdy ktoś nic nie pisze, bo na większości stron i for przekłada się na zyski z reklam, choć tutaj z tym jest akurat trochę inaczej, ale wejścia i wyświetlenia też mają tu znaczenie. I forum kupuje je sobie za tą własnie wiedzę. Więc ludzie powinni być wdzięczni forum, a forum ludziom, że je tworzą. Jedni i drudzy nie powinni jednak raczej od siebie żądać pieniędzy i robić sobie wyrzutów. Ja też poświęcam swój czas na bytowanie tutaj zupełnie za darmo, a mógłbym brać za to pieniądze i klepać w tym czasie artykuły, czy przemyślenia na własny blog, bo lubię pisać. Z jakichś powodów wybieram jednak forum, przynajmniej raz na te kilka godzin w tygodniu.
  9. A za ile ma być? Dalej nie rozumiem. Nie przeczę, że forum jest przydatne i może pomóc wielu osobom. Ale nadal nie rozumiem, na czym miałaby polegać wyjątkowość tego, że jest za darmo, skoro powszechnym zjawiskiem jest istnienie wielu przydatnych ciekawych for w internecie, również zupełnie za darmo. Czasami przykładowo piszę na grupach dyskusyjnych i forach dotyczących matematyki. Doceniam możliwość wymiany poglądów i pomoc ze strony różnych użytkowników tam zgromadzonych i widzę w tym wartość. Ale jednocześnie nie widzę niczego wyjątkowego w tym, że jest to za darmo. Bo nie jest to nic wyjątkowego w internecie, zwłaszcza, jeśli mowa o forach.
  10. Bardziej przychodzę tu pogadać, niż po wiedzę. Poza tym praktycznie wszystkie fora dyskusyjne na świecie są darmowe, więc nie jest to dla mnie jakaś szczególna zaleta. Zaletą jest tematyka forum i rodzaj ludzi jakich gromadzi. Zaś darmowo popisać i poczytać to można wszędzie ?
  11. Ok, przedstawiłem swoje argumenty. I tak decyduje o tym Marek. Niech zatem pozostanie to szczególną cechą tego forum. Chociaż wolałbym, aby swoją szczególność budowało na czymś innym i właśnie nie rozmieniało się na drobne, czy też nie dzieliło gówna na atomy, jak to napisał kolega. A tak rozmieniamy się na drobne, tam gdzie to nie jest potrzebne. Dobrze, że nie ja muszę tego pilnować
  12. Wiem. Mimo wszystko sądzę, że więcej burdelu i bardziej regularnie robi narzucanie tych awatarów, niż ich brak. Zresztą ile for funkcjonuje z powodzeniem bez podobnej zasady? Stawiam, że wszystkie jakie w ogóle istnieją, bo nigdzie indziej nie spotkałem takiej zasady. No własnie ja nie mam takiego wrażenia. A nawet, jeśli coś w tym jest, to gra niewarta świeczki. Znacznie więcej burdelu i to regularnie robi to zamieszanie z avatarami, niż zrobiłby ich brak. A mnie to bardziej odrzuca niż zachęca. Co to za estetyka, gdzie połowa użytkowników wrzuciła jakieś wymuszone losowe obrazki, na których im nie zależy i nie są z nimi w żaden sposób związani? Są ważniejsze rzeczy niż estetyka. Poza tym tak jak mówiłem, nawet, jeśli uznać argument estetyczny, to moim zdaniem koszt jaki przez to ponosi forum - skala zamieszania jakie to powoduje - jest niewarty świeczki. Zgadzam się, że nie ma usprawiedliwienia dla takich osób. Ale to jest tak jak z tymi trawnikami, o których pisałem. Mówię Wam, że ten problem będzie męczył to forum do końca świata. I może zamiast kopać się z koniem, znieść ten zapis albo wymyślić coś kreatywnego, żeby wilk był syty i owca cała? Z całym szacunkiem, ale uważam, że to już zupełnie kompletne bzdury i odleciałeś mocno. I gdzie są dzisiaj te przywitania? Te elaboraty jak szczere by nie były, po prostu przepadły. I wszyscy ci użytkownicy są dla mnie tak samo randomowi, jakby nic nie napisali. Już lepiej wypełnić profil "o sobie". Przywitanie jest ważne, ale więcej sensu, jeśli już trzeba to egzekwować, miałoby to w dowolnej pierwszej wiadomości. Tak to się odbywa wszędzie w internetach. Poza tym nie uważam, żeby nieprzywitanie się było sensownym powodem do zbanowania kogoś. To po prostu brak kultury, a czasami brak ogarnięcia się (niektórzy tak się rozpędzają na temat swoich problemów, że po prostu zapominają o przywianiu). Można komu takiemu zwrócić uwagę albo odpowiedzieć w oschły sposób i tyle. Powinno wystarczyć. Jeśli nie wystarczy, a delikwent się obrazi, to sam siebie pozbawi szacunku. Z czasem nauczy się kultury. Ale po co to regulować za pomocą regulaminu i rękami adminów? To jest nadgorliwość. Nie zgadzam się - albo zasady obowiązują wszystkich albo nikogo. Nie może być tak, że jednym się robi odstępstwa, a innym nie. Skoro jest taki a nie inny regulamin, to zamykają. Jeśli zmieniać, to regulamin, a nie zmiękczać moderatorów i robić z zapisów regulaminu jaja. Regulamin powinien być przestrzegany i to nic złego, ale niekoniecznie powinien wyglądać tak jak wygląda, moim zdaniem. Dlatego moderacja nie może przymykać oka i zasady mają być przestrzegane. Rozmiękczanie zasad to zupełnie nie ta droga. Dla mnie to jest jak bronienie zasady, że wpuszczamy do domu tylko ludzi, którzy mają obrazek na t-shircie, a jak tylko napis, to nie. Nikt nie podważa tego, że muszą być zasady. Ale za sensowną zasadę uważam ściągnięcie butów w przedpokoju, czy nie przestawianie bez pozwolenia mebli w cudzym domu, bo nam się inaczej podoba (tj. na siłę, bo zasugerować z dobrej woli coś można). Natomiast obrazek na t-shircie jest po prostu osobliwym wymysłem. Ale nawet w najbardziej osobliwym pomyśle, nie byłoby naprawdę nic złego, gdyby nie to, że regularnie rodzi problemy na forum. Jakich ważnych rzeczy nie dostrzegam i nie kończę? I czy to ma naprawdę związek z tym wątkiem?
  13. Ja nie marudzę, a na pewno nie w wątkach do tego nieprzeznaczonych. Po prostu, jeśli widzę interesujący wątek to w nim piszę albo czytam. Dopóki oczywiście nie jest to trolling, rozmówca zachowuje się kulturalnie, pisze poprawnie i temat ma sens. Zwracanie uwagi na avatar w takim wypadku jest podobnie małostkowe, jak zwracanie uwagi co ktoś ma narysowane na t-shircie, podczas, gdy podchodzi do nas i chce porozmawiać np. o równouprawnieniu płci. Ale mimo to Ty wtedy wyskakujesz - zaczekaj, dlaczego nie masz żadnego obrazka na swoim t-shircie? To mi zakrawa na marudzenie. Ale jak tam chcecie. Są ważniejsze sprawy do omówienia zarówno na forum, jak i w tematyce, którego to forum dotyczy, więc może tyle uwag na ten temat wystarczy. A nie czekaj... Nie wystarczy! Bo problemy z tymi obrazkami są od kiedy pamiętam i będą pewnie do końca. Więc jeszcze niejeden o tym napisze, niejeden wątek zostanie przyblokowany, niejedna uwaga na ten padnie i rozwodni niejeden temat. Szkodzi to forum i swobodzie dyskusji moim zdaniem. Never ending story, Takie trochę robienie sobie problemów na siłę. Przypomina mi to sytuację z chodnikami. Czasami chodnik zakręca i prowadzi dalej nieco dłuższą drogą. Ludzie wtedy sami sobie skracają drogę i depczą trawnik, wytyczając nową ścieżkę. I zgadzam się, że przejście dookoła prawie nic nie kosztuje (to tylko do 10 kroków), zaś ludzie nie powinni deptać trawników (zwłaszcza, gdy nie są u siebie na podwórku). Ale je depczą! Bez przerwy, ustawicznie, na okrągło. I nic z tym nie zrobimy. Może więc lepiej pogodzić się z tym faktem, zamiast zaczepiać każdego przechodnia i zwracać mu uwagę, albo przebudować ten skrawek chodnika.
  14. Niedawno zamknięto wątek nowego użytkownika, kolejnego, który się nie przywitał i nie wstawił avatara. Uważam, że to naprawdę bezsensowny, niepraktyczny zwyczaj, żeby nakładać obowiązek przywitania się w osobnym wątku. Podobnie wymóg wstawienia avatara. Nie każdy ma ochotę sygnować swoje wpisy, czy konto jakimkolwiek zdjęciem, tak jak nie każdy chce nosić tatuaż. Poza tym skąd te zdjęcia brać? Są darmowe bazy, ale ja na przykład nie znam żadnej, ani na żadnej takiej stronie nie mam konta. Dlaczego narzucać ludziom myszkowanie po jakichś bazach darmowych zdjęć, zwłaszcza, gdy nie mają ochoty być kojarzeni z żadnym zdjęciem. A sugestywny może być nawet zwykły czarny kwadrat. W tym przypadku myślałem, że to "K" to awatar i, że został wstawiony, zgadzał się zresztą z pierwszą literą nicka. Zaś wątku przywitań - sorry, ale nie chce mi się śledzić i nie mam na to czasu, tak jak pewnie większość użytkowników. Uważam, że to zwykły spamerski dział, nie służący niczemu konstruktywnemu. Nie mam czasu czytać kolejnych "cześć", "siema", itd. I pewnie nigdy nie będę tam zaglądał. Podobnie postępuje większość użytkowników tego forum, nawet, jeśli o tym nigdy nie napisała. Osobiście nie potrzebuję przywitania w osobnym wątku do szczęścia. W pierwszej wiadomości - owszem wypadałoby się przywitać (ja zawsze to robię na wszelkich forach w internecie), ale, jeśli ktoś tego nie zrobi, też mnie to jakoś szczególnie nie razi, jesteśmy w internecie, a nie na oficjalnym bankiecie z prezydentem, może dlatego. Przenoszenie wszystkich zwyczajów komunikacyjnych ze świata realnego do wirtualnego po prostu nie ma sensu. Zaś ten zwyczaj, może nie jest taki zupełnie zły, ale nie jest też jakoś super-potrzebny. A robi sporo zamieszania i problemów. Zarówno dla nowych, jak i bogu ducha winnych odpowiadających użytkowników, chcących pomóc. Jeśli moderacja nie zamknęła danego wątku to na 99% zakładam, że można pisać i tyle. Powiedzcie szczerze, nie uważacie, że to bez sensu? Znam racje Marka w tym temacie. I zgadzam się z nim, że to drobiazg i każdy kto choć trochę szanuje i ceni tu zgromadzonych nie powinien mieć problemu, by spełnić te warunki (skoro takie zostały postawione, niezależnie, czy są sensowne, czy nie). Ale jednocześnie uważam, że to upierdliwe, bez przerwy, ustawicznie wprowadza zamieszanie na forum i ma dosyć mętne uzasadnienie. Trochę jak taka mucha, która lata Ci po pokoju, niby wytrzymasz i z nią, ale chcesz się jej pozbyć, mimo wszystko, lepiej jakby jej nie było. Osobiście wolałbym, żeby taki nowy użytkownik zamiast przywitania wypełnił jakąś rubrykę "o mnie" w profilu i napisał tam skąd jest, ile ma lat, co robi, czym się interesuje. To mówi o człowieku więcej i pozwala się lepiej zaznajomić, niż przywitanie. A każdy zainteresowany może w każdej chwili tam zajrzeć i się czegoś dowiedzieć o człowieku. Zaś wątki powitalne giną i nikt do nich nie wraca, ile byśmy w tej pierwszej wiadomości nie napisali o sobie. I jestem pewien, że jest bardzo wielu, którzy mają podobne zdanie do mnie, tylko boją się albo nie potrafią go konstruktywnie przedstawić. Jednocześnie, jeśli komuś podoba się ten zwyczaj, proszę mnie tu zaraz nie odsądzać od czci i wiary, to nie jest atak na nikogo, tyko wyrażenie swojego zdania. Co więcej sądzę, że Marek nadal pozostanie przy swoim i ten zwyczaj zostanie w niezmienionej formie - i uszanuję to bez problemu. Niemniej sądzę, że, jeśli chcemy czynić te różne nasze i Marka projekty lepszymi, czasami musimy coś poprawić i nie bać krytykować (w granicach kultury i na argumenty).
  15. I widzą jak bardzo tatuś z mamusią są nieszczęśliwi, jak trudno im razem żyć. Uczą się niezdrowego konformizmu, bylejakości, zbierania cięgów i fochów mamusi nie ze swojej winy. Podrzędnej roli ojca w relacji. Super. Niektórych wzorców na pewno nie otrzymają. Ale, jeśli związek jest nieszczęśliwy, nieudany, to naprawdę trzeba być dobrym aktorem, żeby tego nieszczęścia nie przekazać dzieciom. Pytanie po co? Dla jakiegoś wirtualnego bożka, który nazwaliście rodziną? Ani trochę nie jest mniej tajemnicza. Dziwi mnie to Twoje podejście jeszcze bardziej. Nieprawda. Oczywiście, że lepiej żyć w pełnej, szczęśliwe rodzinie. Ale, jeśli o takiej rodzinie nie może być mowy, to lepiej, żeby rodzice się rozwiedli niż tworzyli za wszelką cenę rodzinę, która nie jest tak naprawdę rodziną, jest jej karykaturą. Niepotrzebnie bronicie przetrwania rodziny, której w przypadkach wielu tutaj tak naprawdę nie ma (jest tylko na papierze), za wszelką cenę. Poza tym, czy tylko dobro dzieci się liczy? A dobro nas jako mężczyzn już wcale? Dzieci są ważne, ale zacznijcie myśleć też o sobie. Czasami nie ma dobrych wyjść w sytuacji i trzeba wybierać mniejsze zło. Może i rozwód nie wpłynie dobrze na dzieci, ale jest jeszcze ktoś w tej układance poza dziećmi, mianowicie facet. I wyrzeczenia mają swoje granice. Dzieci są ważne, ale ich dobro nie jest nadrzędne za wszelką cenę. A na pewno nie za cenę utrzymania za wszelką cenę rodziny, którą otaczacie czcią jak bożka, męczarni psychicznych, zepsutego życia, depresji - bo z takiego ojca dzieci będą miały mniej, niż ze zdrowego, silnego mężczyzny, nawet, jeśli widzianego tylko w weekendy. Jeśli macie problemy finansowe i Twoje dzieci są głodne, to oczywiście odmówisz sobie części posiłku i oddasz go dzieciom, ale nie utniesz sobie ręki i zrobisz z niej rosołu. Są pewne granice poświęcenia, które są nie tylko nieracjonalne, ale też na wyrost. Zaś pozostawanie w patologicznym związku z kobietą nie jest ucięciem sobie ręki, tylko ucięciem sobie jaj. I z całym szacunkiem, ale nawet dzieci nie są tego warte, tym bardziej nie zasłużyły, by mieć takiego wykastrowanego faceta za ojca. 32 lata.
  16. Co Wy macie z tą rodziną? Jest kobieta i dzieci. A nie jakaś tajemnicza rodzina. Rzucenie kobiety nie musi oznaczać z automatu porzucenia dzieci. Dzieci nie powinny być żadnym przymusem bycia z kimś z kim nie chcemy być. Szanujmy siebie i dzieci.
  17. Przedłużanie gatunku następowało od zawsze mimowolnie, przy okazji, zaś to seks był celem. Ludzie robili dzieci, bo nie potrafili i nie chcieli powstrzymać popędów, wobec braku skutecznej antykoncepcji. Więc trudno analizować pod tym kątem poprzednie pokolenia. Natomiast po co i dlaczego ludzie dzisiaj robią sobie dzieci? No chyba nie dlatego, bo nie potrafią się zabezpieczyć, a ciągnie ich do seksu, jak ludzie kilka wieków temu. Środki antykoncepcyjne mamy współcześnie wystarczająco skuteczne. Robią je najczęściej z jakichś powodów, a nie przy okazji seksu. Może być tak, że świadoma decyzja o dziecku jest świadectwem jakiejś dysfunkcjonalności, czy braku w związku i wcale nie świadczy to o tym, że przedłużanie gatunku ludzkiego od zawsze tak wyglądało. Bo kiedyś nie podejmowało się decyzji o dziecku, tylko decyzja podejmowała się sama przy okazji. Świadomie zaś pewnie niewielu by ją podjęło. Poza tym przedłużenie gatunku akurat wcale nie zależy od tego, czy zrobimy sobie dziecko, czy nie. To tak jakby od jednej szklanki wody miało zależeć tsunami. Nie oszukujmy się i nie przypisujmy sobie większego wpływu na świat niż mamy, bo to po prostu głupota. Gatunek ludzki zostanie przedłużony przez takich, czy innych ludzi niezależenie od naszej decyzji. Zaś dla samego przetrwania gatunku są znacznie bardziej ważne problemy do rozwiązania niż spłodzenie sobie dzieciaka przez jakiegoś pana XYZ z kraju ABC. 100-kroć bardziej przyczynimy się do przedłużenia gatunku zajmując się badaniami nad kosmicznymi misjami załogowymi, niż spłodzeniem dziecka, zwłaszcza, gdy 6 miliardów ludzi robi to samo. Płodząc dziecko działamy wręcz kontrproduktywne, bo poświęcamy nasz czas i zasoby na wychowanie kolejnego człowieka (których na Ziemi jest pod dostatkiem - nie oszukujmy się), podczas, gdy moglibyśmy ten czas i zasoby wykorzystać znacznie bardziej wydajnie z punktu widzenia zabezpieczenia bytu gatunku ludzkiego. Jak dla mnie sprawa jest oczywista - nie wybrnie. Można się oszukiwać, robić shit testy. Ale czarne nigdy nie będzie białe. Możemy tylko liczyć, że zostaniemy odstawieni na boczny tor mniej niż bardziej.
  18. 1. Nie próbowałbym na siłę ratować rodziny i związku, bo nieszczęśliwa rodzina, a w niej nieszczęśliwy Ty, to chyba gorsze wyjście, niż bycie weekendowym ojcem. Jeżeli już kolejny rok z rzędu jesteś nieszczęśliwy - nie rozumiem po co jesteś z tą kobietą. Dajmy sobie spokój z etosem podtrzymywania rodziny za wszelką cenę. Lepsi rozwiedzeni rodzice, ale oboje wolni i szczęśliwi, niż będący w toksycznym związku, moim zdaniem. 2. Po co robiłeś sobie z tą kobietą kolejne dziecko, skoro po pierwszym była już totalna padaka? Znów nie rozumiem. Poza tym oziębłość po tym jak już kobieta dostanie ślub i dzieci (albo jedno z tych dwóch), to raczej typowe i ta agonia trwa często aż do śmierci. Ciekawe, że stanowczym i olewatorskim stosunkiem do niej udało Ci się coś osiągnąć. Pytanie tylko, czy to nie jest reanimacja trupa. Moim zdaniem jest. I tendencja będzie już tylko spadkowa, z lekkimi odreagowaniami po drodze. Ja bym się rozwiódł, ale jednocześnie ja w ogóle nie robiłbym sobie z nikim żadnych dzieci i stronię od dzieci w ogóle, więc nie wiem, czy jestem tu dobrym doradcą. Nie rozumiem skąd w mężczyznach bierze się potrzeba robienia dzieci w ogóle. Kończy się to jak widać. Zwykle widzę, że ludzie robią sobie dzieci w związku, bo właśnie zaczyna im w tym związku czegoś brakować lub czegoś brakuje od początku. Bo, jeśli im nie brakuje, to po cholerę im do szczęśliwego, spełnionego związku jeszcze dzieci? Moim zdaniem potrzeba dzieci w związku to już pierwszy znak, aby dobrze się zastanowić, czy w tym związku wszystko jest ok. I pewnie, gdy podejmowaliście decyzję o pierwszym dziecku, to był przejrzysty symptom, że czas się ewakuować, związek się wypalił i szukacie jakichś rozwiązań zastępczych. Generalnie jak kobieta w związku zaczyna gadać o dziecku, to dobry sygnał, by się ewakuować, nie dlatego, bo chodzi o dziecko (choć to też), ale głównie dlatego, bo to doskonały indykator tego, że Ty jej już nie wystarczasz.
  19. Tak jak pisałem: Zatrudniłem się w tej firmie. I jest super. Wreszcie porządne pieniądze. Wreszcie normalna praca, normalne wymagania i normalne traktowanie. A do tego tydzień urlopu w Polsce, co 2 tygodnie. Ogarnąłem podstawowe życiowe wydatki, w ramach których miałem różne zaległości - stanąłem na nogi, zaś teraz zaczynam lwią część wypłaty odkładać na spłatę kredytów, która powinna mi zająć przy takich zarobkach maksymalnie 1-2 lat i, jeśli je spłacę będę naprawdę niezależny finansowo (w tym sensie, że nawet powrót do Polski do pracy za 2000 zł na rękę nie będzie już wtedy dla mnie groźny). Wreszcie mogłem wymienić starego, zepsutego smartfona, przestać zawracać sobie głowę tym co jem i gdzie, bo spożywka przestała stanowić istotną część mojego budżetu, kupić soczewki kontaktowe. Niby pierdoły, ale to wszystko razem pozwoliło mi odetchnąć wreszcie pełną piersią. Spać spokojnie i... pobudzić moją kreatywność, o czym poniżej. Na giełdzie - czynię postępy, ale powoli, wciąż nie zarabiam - ale tracę mniej (przypominam jednak, że mówimy tu o drobnych, testowych kwotach). Na pewno mam natomiast teraz na to zdecydowanie więcej czasu. Praca ma taki charakter, że jestem ją w stanie wykonywać właściwie, łącząc się od czasu do czasu z internetem, by kontrolować pozycje giełdowe. Nigdy nie miałem tyle czasu wolnego, od czasów dziekanki na studiach. Nie chcę się wdawać w szczegóły, bo może koś związany z moim pracodawcą jakimś cudem to kiedyś przeczyta - ale naprawdę mam tu dużo czasu wolnego. I nie zmierzam go zmarnować. Ad vocem tego wolnego czasu - jest już pierwszy pozytywny tego efekt, którego nie przewidziałem i nawet nie byłem w stanie tego zrobić, na etapie planowania zmiany w swoim życiu. Od lat (ponad 10) mam pewne szczególne zainteresowanie - hobby, mianowicie zajmuję się pewnym teoretycznym problemem matematycznym, zwanym hipotezą Collatza. Pomimo, że nigdy nie byłem geniuszem matematycznym, zaś tak naprawdę zainteresowałem się matematyką dopiero na studiach - ten problem mnie po prostu zafascynował i pochłonął. I pomimo, że nie jestem wybitnym matematykiem ogólnie - to w tej wąskiej dziedzinie matematyki teoretycznej jestem ekspertem. Śledzę na bieżąco wszystkie publikacje naukowe, znam ich większość z tej dziedziny, a zwłaszcza te najważniejsze. Ponadto mam sporo swoich własnych ciekawych twierdzeń oraz hipotez. Nigdy ich jednak nie publikowałem, bowiem publikacja naukowa to nie jest łatwa sprawa. Brakuje mi formalnego wykształcenia matematycznego i zawsze się obawiałem, że po prostu się ośmieszę, nie zostanę wzięty na poważnie albo, że wyłożę się na jakichś prostych błędach, niedopatrzeniach formalnych i, że ostatecznie pomimo sporego wysiłku żaden recenzent poważnego czasopisma nie dopuści jej do publikacji. Po drugie poświęcałem na ten problem ogromne zasoby czasu, zaś nie miałem z tego kompletnie nic - nawet, jeśli odkryłem jakieś ciekawe twierdzenie nie publikowałem go, a ponieważ to czysto teoretyczna hipoteza, próżno było szukać również praktycznych, komercyjnych zastosowań. Wszystko zmieniło się jednak właśnie niedawno. Już lata temu, gdy postanowiłem skończyć z tym problemem lub zrobić sobie solidną przerwę poszukiwałem możliwości opracowania w oparciu o to zagadnienie algorytmu szyfrującego. Po prostu przeczuwałem, że może on się do tego nadać. Już wówczas opracowałem pierwsze, naiwne algorytmy szyfrujące, ale zignorowałem je, uznałem za zbyt proste. Teraz z uwagi na spore zasoby czasu od niechcenia wróciłem do problemu. Okazuje się, że w ostatnich latach pojawiło się kilka publikacji sugerujących zastosowanie tego zagadnienia w kryptografii, ale bardzo ogólnikowych - typu, że może kiedyś się to uda oraz, że wygląda na to, że ten problem to dobry kandydat do tego typu zastosowań (nikt jak dotąd jednak żadnego algorytmu nie opublikował, ani nikt nie wie jak mógłby on wyglądać). Apple poszło dalej i złożyło już nawet wniosek patentowy dotyczący funkcji haszującej - to jeszcze nie algorytm kryptograficzny, ale funkcje te mają zastosowanie w kryptografii. I co się okazało? Gdy wróciłem do tego problemu coś zaskoczyło i stworzyłem nowy, nieznany dotychczas algorytm szyfrujący oparty o pewne nowatorskie w punktu widzenia kryptografii konstrukcje matematyczne. Tego rodzaju odkrycie może ostatecznie nie przetrwać próby czasu, algorytm może nie być wystarczająco szybki i odporny na ataki, ale może być też równie dobrze podstawą zupełnie nowej dziedziny kryptografii i przełomową pracą. Trudno mi to rozstrzygnąć osobiście, potrzeba tu bowiem opinii i testów wielu niezależnych ekspertów i ogólnie środowiska naukowego, ale wiążę z tym algorytmem spore nadzieje. I z tego co osobiście potrafię ocenić - algorytm jest perspektywiczny. Co zatem dalej? Mam trzy opcje: opublikować algorytm w formie publikacji naukowej non profit, za darmo (po prostu przyczynić się do rozwoju nauki oraz zapracować na swoją markę), próbować sprzedać algorytm lub próbować go opatentować. I w pierwszej kolejności będę próbował tych dwóch ostatnich opcji. Po sporządzeniu wstępnej publikacji/opisu, zamierzam się zwrócić do różnych technologicznych gigantów, które od zawsze są zainteresowane tego rodzaju technologiami jak IBM, Google, Apple, etc. i próbować sprzedać im goły algorytm sam w sobie lub podpisać kontrakt na wdrożenie lub dopracowanie tego w ich firmie. Niestety w Polsce nie można patentować algorytmów, natomiast jest to możliwe w USA, tam zresztą algorytm i tak miałby największy rynek zbytu (i najczęściej sens ma patentowanie czegoś nowego właściwie tylko w USA). Patent średnio kosztuje jednak ok. 60 tys. dolarów. To kwota dla mnie do przeskoczenia, stąd, jak drugą opcję, chcę zaproponować jakiejś firmie opatentowanie tego pod ich szyldem i jakiś podział w ewentualnych zyskach, jeśli algorytm znajdzie zastosowanie. Na pewno jednak coś z tego będzie, w najgorszym wypadku publikacja naukowa, a po niej może jakaś ciekawa firma zainteresuje się moją osobą? Miałem to szczęście, że akurat zacząłem się zajmować kompletnie bezinteresownie problemem, który dosyć niespodziewanie wydaje się mieć spory potencjał intratnych zastosowań. Kto wie dokąd mnie to zaprowadzi. Sam patent na jeden z najpowszechniejszych obecnie algorytmów szyfrujących RSA, został sprzedany za 150 tys. dolarów. Zaś program stworzony przez Phila Zimmermanna - Pretty Good Privacy, wykorzystujący szyfrowanie tym algorytmem został sprzedany za ponad 300 milionów dolarów. Ja nie mam oczywiście programu, nie potrafię programować, ale w tej dziedzinie czasami można zarobić naprawdę spore pieniądze.
  20. Bitcoin to rewolucja, która od 10 lat nadchodzi i jakoś nie może nadejść. Opowieści, że bitcoin będzie nową światową superwalutą, że banki upadną, można włożyć między bajki. To tylko bzdury dla naiwnych, najczęściej przedstawiane przez naganiaczy, którzy już są zapakowani pod korek za całą kasę. Nie stanie się to nigdy z trzech zasadniczych powodów. Po pierwsze bitcoin jest droższy i wolniejszy niż tradycyjne rozwiązania. Gdy kupujesz coś w sklepie zwykle możesz zrobić przelew błyskawiczny - natychmiast lub kartą debetową na podobnej zasadzie. Przelewy w systemie bankowym zaś najczęściej nie kosztują nic. Natomiast przelew bitcoinowy idzie godzinę lub dłużej, istnieje ryzyko, że transakcja gdzieś utknie w sieci, a gdy pomylisz adresy, to znaczy, że pieniądze kompletnie przepadły i nigdy ich nie odzyskasz, nie ma instytucji, która może cofnąć przelew, sieć jest tak zaprojektowana, że nie da się tego zrobić. Płacenie bitcoinem jest także droższe, opłaty za jeden tylko przelew potrafią sięgać 50 zł. A nawet gdyby przelewy były jakimś cudem tak takie, że prawie za darmo, to wciąż dochodzą opłaty za przelew i wymianę tej kryptowaluty na giełdzie (bo chcąc zapłacić bitcoinem najpierw musisz go kupić na giełdzie, a dostając bitcoina w zapłacie, musisz później go sprzedać na giełdzie, by móc sobie coś ostatecznie kupić za złotówki), rzędu kilku procent, które są wyższe niż większość opłat w bankach nawet tych za przelewy zagraniczne. Do tego dochodzą wahania kursowe. Z rana rower, który chcesz kupić może kosztować 1 BTC, a już po południu 10% więcej, gdy kurs się załamie. Okazało się, że chciałeś zapłacić bitcoinem i musisz dopłacić 10%, bo kurs miał taki kaprys. Po drugie problemem jest ekonomia kryptowalut, w tym bitcoina, która sprawia, że właściwie są one niczym innym jak szyfrowanymi kryptograficzie piramidami finansowymi. Sam bitcoin, ethereum i inne jest tylko umowną jednostką rozliczeniową w sieci. Jednostka rozliczeniowa sama w sobie nie ma żadnej wartości, bowiem nie ma w niczym oparcia. Równie dobrze bitcoin mógłby kosztować i ułamek centa, bo nic nie stoi na straży jego wartości. Nie ma też żadnych powodów dla, których cena takich kryptowalut miałaby rosnąć, jeśli skończą się kolejni naiwni i chętni do kupowania go drożej i dołączania do piramidy. Z uwagi na kompletną nieużyteczność bitcoina i większości kryptowalut nikt nie kupuje go po to, aby używać, tylko, aby sprzedać drożej lub czerpać pasywne zyski z kolejnych dołączających do sieci - typowy schemat ponziego. Świat nigdy nie zacznie używać środka finansowego, który przypomina piramidę finansową, to absurd. Co więcej bitcoin i inne kryptowaluty, analogicznie jak piramidy finansowe mają sowich naganiaczy, którzy naganiają do inwestycji, bo sami się zapakowali i liczą na zyski z dołączenia się kolejnych osób, i którzy oczywiście jak lwy walczą i zarzekają się, że to "rewolucja, która zbawi świat", nie żadna piramida. Ta, jasne. Po trzecie, z uwagi na to, że bitcoin i większość kryptowalut jest zdecentralizowana nie ma szans na konsensus zaangażowanej społeczności, sensowne zmiany w samej kryptowalucie i nadążenie za wyścigiem technologicznym, bycie konkurencyjnym choćby do Visy, czy procesorów szybkich płatności. Każda spółka z wielomiliardowym budżetem akcjonariuszy, która od 10 lat nie byłaby w stanie spełnić podstawowych oczekiwań klientów, obniżyć kosztów transakcji, przyspieszyć ich prędkości, dodać funkcji jakiegoś cofania transakcji w razie pomyłki - ogólnie podstaw potrzebnych do funkcjonowania jakiegokolwiek środka płatności - już dawno by upadła. Podobnie, jeśli chodzi o inne kryptowaluty. Trzymają się one jednak, bo wciąż znajdują się naiwni, którzy wierzą w bajki, że jedna, czy druga kryptowaluta stanie się drugim Google albo Microsoftem. Tylko, że Google, czy Microsoft był doskonale zarządzany, a w 10 lat zrobili postępy, o których nikomu się nie śniło. Bitcoin zrobił praktycznie nic. Decentralizacja jest wadą kryptowalut, bo nie ma zorganizowanych działań, które mogłyby te kryptowaluty sensownie ulepszy i uczynić konkrecyjnymi, zaś jakiekolwiek najmniejsze nawet zmiany musi zaakceptować cała społeczności, która jest podzielona i jak na razie owocuje to tylko kolejnymi podziałami i forkami, mamy już chyba z 5 bitcoinów, bo ten pierwotny się podzielił - bitcoin core, bitcoin gold, bitcoin cash, bitcoin SV, bitcoin diamond - każdy tak samo bezużyteczny.
  21. Cześć. Od wielu lat w różnych dyskusjach zmagam się z problemem deficytu argumentów w postaci badań naukowych. Często jest tak, że albo nie mogę ich znaleźć albo gdzieś gubię tytuły, linki i wychodzi na to, że nie mam uzasadnienia dla swoich tez, pomimo, że wykazano je w pracach naukowych. Chciałbym, żebyśmy zamieszczali tutaj różne badania naukowe poruszające tematykę meninizmu, MGTOW, etc. Najlepiej pełne tytuły, autorów, a jeśli badania są dostępne do przeczytania online, to również linki, z krótkim opisem co można w nich znaleźć (najlepiej również na której stronie). Na początek dodam coś od siebie: 1. Kiedy mężczyzna na równi z kobietą pierze, gotuje i odkurza, staje się mniej atrakcyjny seksualnie – uważają amerykańscy psychologowie. Praca nazywa się „Egalitarianism, Housework and Sexual Frequency in Marriage” (Równość, prace domowe i częstotliwość seksualna w małżeństwie), autorzy to Sabino Kornrich,a, Julie Brines,b i Katrina Leupp. Link: https://www.asanet.org/sites/default/files/savvy/journals/ASR/Feb13ASRFeature.pdf Oraz link do artykułu omawiającego pracę: https://www.newsweek.pl/wiedza/nauka/aktywnosc-seksualna-i-prace-domowe-w-zwiazku-newsweekpl/s38bczn?fbclid=IwAR1COCZy-WNf-Q4rMs2SZ51jhxDUKRmpH4tTR2Aoou15TXRxCuIZnqKdca4 2. Badania naukowe mówiące o tym, że kobiety inicjują 69% rozwodów w małżeństwach - "Who wants the Breakup? Gender and Breakup in Heterosexual Couples", Michael J. Rosenfeld, 2017. Link: https://web.stanford.edu/~mrosenfe/Rosenfeld_gender_of_breakup.pdf 3. Książka, w której autor twierdzi, że kobiety inicjują 91% rozstań w związkach nieformalnych (niestety nie wiem skąd autor ma te dane): "The 91% Factor: Why Women initiate 91% of Divorce", autor Edward Baiamonte. 4. Dodatkowo niedawno moja koleżanka użyła argumentu "nie ma czegoś takiego jak rola płci". I oczywiście jest coś takiego, prowadzi się nawet studia wyższe i badania naukowe nad społeczno-kulturową tożsamością płciową na kierunku zwanym gender studies. Podaję tylko notkę na wikipedii omawiającą zagdanienie, bo istnieją setki prac naukowych na ten temat: https://pl.wikipedia.org/wiki/Role_płciowe 5. Badania potwierdzające pośrednio, że mężczyźni w Polsce wykonują najcięższe i najniebezpieczniejsze zawody, zaś konkretnie, że 7 razy częściej ulegają wypadkom śmiertelnym przy pracy niż kobiety - "Płeć poszkodowanych w wypadkach przy pracy", Centralny Instytut Ochrony Pracy: https://www.ciop.pl/CIOPPortalWAR/appmanager/ciop/pl?_nfpb=true&_pageLabel=P32000168841444824271997&html_tresc_root_id=553&html_tresc_id=300004761&html_klucz=553&html_klucz_spis=553 Na pewno są jednak jeszcze inne bardziej przekrojowe badania i statystyki na ten temat, nie dotyczące tylko Polski (kiedyś czytałem, ale nie mogę ich znaleźć). 6. Ciekawa teoria tłumacząca dlaczego to płeć żeńska jest zwykle obiektem zalotów wśród większości gatunków - teoria inwestycji rodzicielskich. Podaję link do notki na wikipedii, bo jest dużo prac na ten temat: https://pl.wikipedia.org/wiki/Inwestycje_rodzicielskie Są też badania, których szukam, w których wykazano, że dzieci wychowywane przez samotnych mężczyzn radzą sobie w życiu lepiej, niż wychowywane przez samotne matki, fajnie jakby ktoś podlinkował.
  22. Masz pełną rację, tego rodzaju zależność wykazano to nawet w badaniach naukowych: https://www.newsweek.pl/wiedza/nauka/aktywnosc-seksualna-i-prace-domowe-w-zwiazku-newsweekpl/s38bczn?fbclid=IwAR1COCZy-WNf-Q4rMs2SZ51jhxDUKRmpH4tTR2Aoou15TXRxCuIZnqKdca4
  23. Nadal nie rozumiem tutaj czegoś. Dałeś się wkręcić we swatanie z zajętą dziewczyną, jakoś chyba na to przystanąłeś, nie? A jednocześnie twierdzisz, że nieprawda, spotykałeś się o tak, niewinnie: Moim zdaniem nadal prosiłeś się o kłopoty. Normalni, zdrowi na umyśle ludzie nie idą na jakieś swaty, a później nie spotykają się niby po koleżeńsku z kimś innym - a ona robiła to z Tobą. Sam widziałeś jak olała tego kolesia, to samo zrobiła teraz z Wami. I to tylko przypadek, że wróciła znów do niego, pojawiłby się jakiś lepszy w jej urojeniach od Ciebie za pół roku - poszłaby do innego, znowu wielce nieszczęśliwa, w kolejnym nieudanym związku. One tym żyją, czerpią energię z takiego sposobu na życie.
  24. Po pierwsze odbiłeś komuś dziewczynę i zachowałeś się niehonorowo i masz teraz za to karę, . Co Cię wzięło, żeby wierzyć laskom w opowieści o nieudanym, nieszczęśliwym związku? Przecież to oczywista wymówka do szukania w międzyczasie lepszego samca, trzymając się jednocześnie jeszcze starej gałęzi. Jeśli związek był bez szans i nieszczęśliwy to mogła go zakończyć, a później dawać dupy innemu gościowi. Jasne, zależy tak jak i na tym poprzednim gościu. Nigdy nie zrywaj z dziewczyną i nie każ jej się wynosić, jeśli naprawdę nie chcesz rozstania i nie będziesz umiał później dotrzymać słowa. Tylko sobie zaszkodzisz w ten sposób, zdystansujesz laskę do siebie, nawet, jeśli Ci się do tego nie przyzna, ani tego nie pokaże, a do tego stracisz jej szacunek, zmieniając decyzję, nie umiejąc dotrzymać słowa i pokazując słabość wobec niej. Zrywanie, gdy nie chcesz lub nie będziesz umiał zerwać na dobre po prostu nie ma sensu, No tak, są już oni, ich sprawy. Nie ma już Was, czyli pozamiatane. Nie wiem jak to podsumować. Prosiłeś się o te kłopoty. Czerwona lampka powinna Ci się włączyć już na początku, gdy laska szukała innego lepszego modelu, będąc w związku.
  25. Ok, jeśli ktoś jest uzależniony to rozumiem. Jeśli zaś nie jest i wali, bo po prostu nie ma kobiety, ale nie przesadza z tym, to nie rozumiem. Ten wątek dotyczy tylko uzależnionych?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.