Skocz do zawartości

Bombas

Użytkownik
  • Postów

    195
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Bombas

  1. Cześć, przychodzę do Was z prośbą o poradę na temat negocjacji stawki wypłaty po pierwszej 3 miesięcznej umowie próbnej. Mam 23 lata pracuję w branży od 3 lat z przerwami, moja aktualna wypłata na okresie próbnym to 2500 na rękę. Jeśli doświadczenie i zdolności w zakresie mojej branży można ocenić na max 10 pkt, to ustawiłbym siebie na dobrym 5/10, co z tym stażem który ja mam jest wynikiem bardzo dobrym, gdyż wielu jest tu "przerabiaczy" którzy nigdy ponad ten pułap nie wyjdą bo nawet nie ma po co, całą "kariere" jadą na tym poziomie. Całokształt pracy bardzo mi się podoba, ludzie, kultura miejsca pracy itd... to wszystko mi bardzo pasuje, więc chciałbym zostać na dłużej. Jeśli chodzi o to jak rozgrywam swoją pozycję w miejscu pracy to myślę że radzę sobie z tym bardzo dobrze, staram się tworzyć "popyt" na moje umiejętności, popyt na moją "osobowość" tak żeby nie zlać się z tłem, tylko być kimś kogo powiedzmy że warto mieć w zespole. Niestety nie orientuje się ile zarabiają moi współpracownicy, troszkę wstydze się zapytać, wydaje mi się że to nie kulturalne tak dopytywać, tym bardziej że dosłownie wszyscy są starsi ode mnie, a na przysłowiowym piwie z kimś kto już tu dłużej pracuje jeszcze nie byłem. Natomiast wiem ile zarabiają ludzie na tym samym stanowisku i jest to pułap bardzo rozległy, ludzie z doświadczeniem, stażem i obowiązkami podobnymi lub mniejszymi ode mnie zarabiają w okolicach 3 tyś miesięcznie. Ja oczywiście chciałbym wyciągnąć z tego jak najwięcej, bo chcę zostać w tym miejscu na dłużej. Obawiam się troszkę rozmowy o przedłużenie umowy gdzie będziemy negocjować stawkę, mam pewne pomysły jak poprowadzić tę rozmowę ale chciałbym się dopytać Was, bardziej doświadczonych braci: -Czego unikać w takiej negocjacji? Jak nie kopać sobie samemu dołka? -Co warto podkreślić, jak warto siebie wręcz podkoloryzować? Może macie jakieś porady, swoje własne doświadczenia w tym temacie którymi moglibyście się podzielić?
  2. Mam 22, niedługo 23 lata, od trzech miesięcy spróbowałem ponownie pracy w branży w której kiedyś pracowałem, tym razem troszkę inny dział ale koniec końców praca ta sama. Praca ta sama, wyniki i satysfakcja ta sama... Nieważne gdzie pracuje, czy biurowo, czy fizycznie wszędzie robię ch... wyniki. Strasznie mnie to zaczyna dołować bo młodszy juz nigdy nie będę, a zawodu który chciałbym wykonywać na dłuższą metę jak nie było tak nie ma. Tu nawet nie chodzi o wygórowane pieniądze tylko u uczucie robienia czegoś dobrze, a w moim przypadku robienia czegoś chociaż średnio, tak jak wszyscy dookoła. Generalnie czuje się bezużyteczne dla społeczeństwa. I nikt mi nie powie ze nie powinienem się czuć z tego powodu źle, przecież człowiek to zwierzę stadne i musi w tym stadzie czuć się dobrze. Co byście mi polecili? Czy moja jedyna droga to robienie czegoś prostego w czym się odnajdę czy może jednak walka o coś wartościowego? To zajmie dużo czasu, dużo pieniędzy a po prostu może nie wyjść. Mam w sobie pewne umiejętności i wiedzę które nabywałem w sumie większość dzieciństwa, ale są one bezużyteczne na zwykłym rynku pracy, wykorzystywanie ich w zawodzie to marzenie ściętej głowy... Pogodzić się z losem czy zawalczyć? Jeśli walka to jak walczyć? Nie mam na to wszystko pomysłu i powoli wydaje na siebie wyrok...
  3. Pracuję od kilku miesięcy w pracy w której jak tę chwilę mam zamiar zostać na trochę dłużej, dopóki nie ogarnę życia w innych strefach. Chyba może się już to zaliczać pod korpo, ew. małe korpo ale praca mocno biurkowa. Mam 22 lata, pracuję na stosunkowo małym obszarze ze zróżnicowaną skalą wiekową. 25,30,35,40. Z nikim nic, praktycznie zerowy kontakt. Oceniłbym moje kontakty z ludźmi w pracy na 2/10, Nie wiem o co chodzi.. Czy ja nie potrafię się otworzyć/obcować społecznie czy po prostu żyję w jakimś matrixie. Może to po prostu różnica wieku tak działa? Nie potrafię totalnie nawiązać znajomości, z kimkolwiek w tym stadku. Nie jarają mnie fury, oglądanie ufc czy innych walk, nie potrafię się emocjonować tym, że koleżanka ma urodziny i pół tygodnia uzewnętrznia się że nie wie jak się ubrać. Nic, po prostu nic - nie mam żadnego punktu zahaczenia. Wiem że tematy które mnie obchodzą, o których mógłbym rozmawiać nie muszą wszystkich interesować, ale kurde sorry ciężko mi rozmawiać zamiast o świecie, "self improvingu" (wiem, niektórych może bawić ale myślę o pozytywnej i świadomej odmianie), sporcie który lubię, to o bombelkach pozostałych, furkach, siłce i ogólnie o mass media typu fame mma, programy w tv, jacyś lasujący mózg ytberzy.. Wiem, że powinienem celować w tematy większości ale po prostu się nie da.. Moja wiedza w tych tematach jest nikła, a zdobycie wiedzy zajęło by mi długo, byłaby to męczarnia.... A mass media omijam szerokim łukiem. Do tego dochodzi nieśmiałość spowodowana wyglądem nad którym zresztą od dawna pracuję, chociaż bardziej nazwałbym to eksperymentowaniem. Zastanawia mnie co jest powodem moich trudności? Nieśmiałość, brak obycia w popularnych tematach, czy może coś innego? Najbardziej obawiam się że powodem jest fakt iż moi najbliżsi znajomi z dzieciństwa (Ci z którymi mam najdłuższą znajomość) dziś są na dnie. Nałogi, długi, marne perspektywy. Bądź co bądź ostatnie cztery słowa mnie nie opisują, ale trzeba zauważyć że chcąc nie chcąc to oni mnie wprowadzali w życie społeczne, znajomości i bądź co bądź "nauczyli" zarówno oni, jak i proste ludzkie reakcje, przeżycia, tego jak powinno to całe przedstawienie wyglądać. Po prostu nie wiem co jest ze mną nie tak
  4. Witajcie Bracia. Przede wszystkim zwracam się tu do starszych ode mnie (21 lat). Mam za sobą 5 związków. Różne kobiety - i religijne i te nie religijne, fitnesiary i te siedzace na kanapie... itd.,itd. Z każdą ta sama końcówka związku. Po prostu zaczyna mnie męczyć ten głód atencji, chęć bycia opłacaną, tą czarną czeluść w poglądach, podejściu do sytuacji. Moje pytanie to: Czy ze mną jest coś nie tak, za duzo czerwonych piguł? Jestem jakimś strasznym egocentrykiem, czy może po prostu ta magiczna miłość nie istnieje? Może nie trafiłem jeszcze na prawdziwą zawodniczkę
  5. Witam Braci i zwracam się o pomoc, a może potrzebuje trochę atencji, wyżalenia się? Od około dwóch miesięcy jestem w bardzo ciemnym miejscu w swoim życiu. Podczas wchodzenia w 'dorosle zycie' zacząłem zauważać w sobie wady nad którymi myślałem ze mogę zapanować, moge je przekuć w coś lepszego, w swój atut, dlatego pracuje nad sobą w wielu aspektach. Mentalnie, fizycznie... Ale to wszystko jest bez sensu. Chyba nigdy się nie zmienię, zawsze będę kolejnym pionkiem z osiedla w małym mieście. Mam 21 lat, studiuje, nie mam grosza przy duszy. Jestem nieatrakcyjny. Fizycznie jestem chuderlakiem w okularach z przyszczami na 3/4 twarzy. Mam łupież i generalnie problemy dermatologiczne których nie moge pokonać. W środku? Jestem nieśmiałym gostkiem który ma kłopoty z wymową, z składnym opowiadaniem historii, żartów, czegokolwiek. Nie interesuje się tym czym moi rówieśnicy więc ciężko, ciężko mi budować relacje z kimkolwiek, a to stety lub niestety bardzo ważne. Jestem 'insecure' w życiu towarzyskim. Zawsze przyjmuje najgorszy scenariusz, np. że ktoś się ze mnie naśmiewa po cichu, że mnie oleje itd... Zawsze spodziewam się ze zadanie które miałem wykonać ktoś oceni negatywnie, za mało, za wolno, zawsze coś. W sumie w niczym się nie odnajduje. Interesuje się kilkoma dziedzinami, w dwóch sie próbuję, ale średniawo to wygląda. To taki krótki opis. Czuje się że jestem na samym dnie jakiejkolwiek hierarchii, jestem beznadziejny, bezużyteczny. Tak się czuję. Dużo nad tym myślałem i sądzę że to wina dzieciństwa. Zawsze byłem troszkę odludkiem, dużo to właśnie mój deficyt w umiejętności kontaktu z drugim człowiekiem, ojciec który tłamsił mnie i matka która tylko wykładała na mnie pieniądze, bo na pewno nie wychowała. I tak z tym walczę od około 3 lat. Dużo czytam, uczę się, miedzy innymi dlatego znam to forum. Staram sie wiedzę wprowadzać w życie. Wychodzi to nijak, czuję jakbym w życiu nie popełnił żadnego progressu przez te 3 lata. Czuję ze mam już dość i że rzeczywiście ludzie się nie zmieniają i nie przeskocze tej górki. Zawsze w głębi będę tym kim jestem teraz i nie mogę tego zmienić. Nie mam już siły na pracowanie nad sobą, od lipca popadłem w jakiś dołek, nie mam ochoty podejmować rękawicy. Nie mam ochoty znowu się przewracać i wstawać z kolan . Nie mam ochoty zawodzić samego siebie, oszukiwać się że idę do przodu, następnym razem będzie lepiej... Chyba nie będzie. Jednak głupi mózg chce więcej, mam ambicje, ale przegrywam sam ze sobą. Nie chcę spędzić reszty życia jako ta osoba którą jestem do tej pory. Są tu może osoby o podobnych przemyśleniach, podobnych stanach? Jak sobie z tym radzicie? Macie jakieś rady? Szczerze nawet teraz czuję że pewnie strasznie niemerytorycznie ułożyłem ten post, i ktoś mnie skwituje za to, ale no cóż.
  6. Jak narazie czuje sie bardzo dobrze, ale niestety to nadal jest libido, libido, libido. Porno obejrzałem przez popęd, edging który robiłem to zamiennik masturbacji z finiszem. Wiem że nawaliłem ale widzę lekki krok do przodu - chociaż się nie spuściłem. Dzięki za wytłumaczenie czemu powinienem odstawić to w całości. Daje do myślenia.
  7. No i jedno postanowienie poszło się... Oglądałem wlasnie porno, z masturbacja ale bez finiszu. Jakis maly krok do przodu, bo chociaz nie doprowadzilem siebie do orgazmu. Jedziemy dalej.
  8. Piszę ten temat, ponieważ szukam pomocy w walce z nałogiem masturbacji. Silna wola, zeszycik w którym spisuję swoje poczynania też nie zdają testu. Spróbuję tutaj... Może trochę nazbyt optymistyczna myśl o tym, że ktoś to obserwuje, podgląda mnie zmotywuję. Sam ze sobą przegrywam i koniec końców się masturbuję. Temat będę traktował jako dzienniczek, będę zapisywał czy się złamałem czy nie, jakie mam odczucia, przemyślenia, pomysły itd. Problem z pornografią posiadam, często to przy niej się łamie, ale myślę że nie jest to wróg numer jeden. Większość czasu dochodzę do pamięciówek. Wrogiem numer jeden jest libido, chęć uprawiania seksu, jakiejś bliskości z kobietą. Myślę że jest to spowodowane znikomym doświadczeniem z kobietami (1 partnerka) i totalnym brakiem zainteresowania płci przeciwnej. Zdrowy chłop domaga się tego seksu więc myślę o nim, o kobietach zbyt dużo. Mogę powiedzieć że jest to nawet około połowa moich myśli gdy nie jestem niczym zajęty. Jestem nagrzany chyba do granic możliwości, wczoraj zwaliłem oglądając jakąś vlogerke... Często też masturbuję się jak mam zły humor, byle by poczuć orgazm, tą przyjemność. Reaguję na każdą drobinkę seksualności i to mnie najbardziej przeraża jak bardzo jestem manipulowany przez pożądanie. Jestem tego niewolnikiem, a masturbacja to moja hera. Dlatego postanawiam coś z tym zrobić. Próbuję już od miesiąca działać w tym temacie ale mój rekord to 3 dni. Na sam początek postaram się wytrzymać chociaż 7 dni, czyli aż do przyszłej Niedzieli. Boje się myśleć co to będzie po tych 7 dniach. Kwadratowa szczena jak u Chada? Tak więc podsumowując mój plan to: 1. Ograniczyć media społecznościowe, a szczególnie te ociekające seksualnością. (instagram itd...) 2. Nie obejrzeć ani sekundy porno. 3. Wytrzymać do 14.06.2020 bez masturbacji. Na ten moment to wszystko. Myślę że już w środę jaja spuchną i zacznie się pogoń za seksualnością w jakiejkolwiek postaci. To właśnie ta pogoń jest czymś co chce zwalczyć. Chcę żeby moje myśli były wolne od seksu. Oczywiście nie zupełnie, ale żeby ten seks jednak nie górował. Dziś nie zgrzeszę, jestem w pracy do późnych godzin i wiem że jak przyjdę do domu to będę zbyt zmęczony żeby w ogóle kontaktować, a co dopiero... Do jutra.
  9. Postanowiłem też spróbować... dziś już drugi raz się złamałem po dwóch dniach :/ Pierwsza próba po 3 dniach, miałem ogromny dołek po pewnej sytuacji i musiałem sobie ulżyć. Dziś po prostu jaja pełne i aż zacząłem mieć myśli o sexie z byłą... No i poszło.... Czuje się mega słabo z myślą że nie mogę się powstrzymać, mam tak słabą wole. Fuck! Jest ciężko, ale próbujemy dalej
  10. Mam tak samo, wydaje mi się że boje się zimnej kąpieli gdy mam naprawdę mało energii, ale wmawiam sobie że to są właśnie te momenty które mają znaczenie
  11. @18TillIDie napisz do mnie na priv jeśli możesz, ja nie mogę...
  12. To jest temat o którym piszesz w poście?
  13. @Młody Samiec Medytujesz jeszcze, jakieś przemyślenia?
  14. Możesz rozwinąć tą myśl? Chyba wiem o co chodzi, ale chciałbym się upewnić...
  15. Stosowane, ale ile można??? Praktycznie dzień w dzień...
  16. Cześć, mój problem polega na tym że przerastają mnie już fantazje na temat tej jedynej. Zarówno te erotyczne jak i po prostu o przebywaniu z nią. Ta jedyna jest koleżanką mojej byłej, poznałem ją jeszcze gdy byliśmy w związku, był to jakoś kwiecień/maj zeszłego roku. W międzyczasie rozstałem się z partnerką. Do dziś dzień fantazjuje na temat tej koleżanki, po prostu chyba jestem zakochany, wiecie chyba o czym mówię. Najgorsze jest to że nie mogę do niej atakować bo - ma partnera - jest z wyższej półki (finansowo) -ma swoje wady - jej partner jest typowym kapciem, ustawia go jak chce to powinno coś mówić o jej charakterze i wychowaniu, poza tym jej ojciec w domu jest na gorszej pozycji, to też daje do myślenia. Panowie, jak się wyleczyć? Niby da się z tym żyć ale wiem że przez tą schizę przelatuje mi przez ręce wiele fajnych dziewczyn... :/
  17. Jeśli mogę spytać, jak znalazłeś taką osobę?
  18. Panowie żeby nie robić kolejnego tematu, może ma ktoś nowe propozycje? Sam kilka z tutaj wymienionych tytułów kupiłem i przeczytałem, pora coś dodać do kolekcji a jesteście jednym z bardziej rzetelnych źródeł porad dlatego też tutaj pisze. Ktoś coś?
  19. -Wyprowadzka od rodziców i generalnie ucieczka z miasta rodzinnego -Zaczęcie pracy jako trener, zesram się ale w 2020 to spełnię! -Praca nad własnymi nawykami, chce zamienić instagramy, memy na książki, audiobooki, mówiąc krótko wiedzę. -Zacząć ćwiczyć? Co do tego jeszcze nie jestem przekonany, może jak wywali mi znikąd brzuszek to się obudzę...
  20. Witajcie, nachodzi mnie taka myśl i potrzebuję Waszej porady, Najprawdopodobniej większość z Was jest ode mnie starsza, to i bardziej doświadczona. Znajomi, znajome, przyjaciele, przyjaciółki, koledzy, koleżanki - w moim życiu tych osób brak. Na co dzień czuję się z tym jak najbardziej w porządku. Jestem zajęty pracą, zdobywaniem fachu i wiedzy życiowej, ogólnie samorozwojem. Myślę że dużą częścią rozwoju każdego człowieka jest samodoskonalenie się w sferze społecznej, w końcu sami tutaj nie żyjemy i codziennie musimy się "zmagać" z drugim człowiekiem. Na dobrą sprawę moje jedyne "zmagania" to te w pracy i w miejscach gdzie jest dużo ludzi tj. sklepy - na ten moment tylko to mi przychodzi do głowy. Jednak są to relacje bardzo krótkie i płytkie. W pracy nie chcę wchodzić w głębsze relacje z ludźmi, bo wiem że to może w przyszłości dać mi tyle dobrego, co i złego. A dla samej praktyki w kategorii relacji społecznych gra chyba nie jest warta świeczki. Mam 20 lat i czuje że coś mnie omija. Gdy inni ćwiczą chociażby relacje z kobietami, mnie to po prostu omija. Moi koledzy z dzieciństwa polecieli w kulki. Ćpają, chleją i są NEET'ami. Praca tak jak już wymieniłem. Randkowanie online odpada, bierze mnie żenada, poza tym tu nie chodzi o kwiat lotosu a o kontakt z ludźmi, taki na żywo, na dziko Często się zacinam, jąkam, ale z tym walczę. Sam zagaduję do ludzi, przeróżnych. Starych, młodych, kobiet, mężczyzn, bogatych, biednych - wszystkich. Ale to i tak zbyt płytkie by mnie usatysfakcjonować. Na forum spotkałem spotkałem się z stwierdzeniem że w życiu zawsze trzeba dawać jakąś wartość. Jaką wartość mogę dać drugiemu człowiekowi? Ciężko siebie samego oceniać. Myślę że jestem w miarę mądry, oczytany, mam swoje specyficzne poczucie humoru, raczej odbiegam od typowego 20latka. U kobiet nie mam powodzenia z racji 1) wyglądu 2) aktualnego statusu społecznego. Jestem pewny siebie i to też pokazuję, choć może to brzmieć niewiarygodnie skoro zakładam taki temat, ale uwierzcie na słowo Faceci? Sam nie wiem, tak szczerze mam jednego kolegę który podziela moje poczucie humoru, jednak z racji kilometrów tylko piszemy. Kurewsko boli mnie to że omija mnie ta nauka życia z drugim człowiekiem, stąd moje pytanie: Czy to we mnie problem? Może mam w sobie jakieś cechy które odpychają ludzi, lub samego mnie od kontaktów, i powinienem się w tym temacie zagłębić? Już to robiłem, ale doprowadziło mnie to do nikąd. Uważam siebie za człowieka wartego kontaktu, rynek mówi że jest inaczej. Zaznaczam też że nie, nie jestem needy, nie narzucam się nikomu. Czy warto ubolewać nad brakiem kontaktów? Jeśli tak, to jak zmienić stan rzeczy? Jeśli nie ten dział, proszę o przesunięcie lub usunięcie tematu.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.