Skocz do zawartości

mentol_dragon

Użytkownik
  • Postów

    90
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia mentol_dragon

Kot

Kot (1/23)

72

Reputacja

  1. Co w tych tematach polecasz/śledzisz w języku angielskim ?
  2. To dużo wyjaśnia. Rozmowa jest o niczym. Ja mówię bracie o wierze a ty o religii. Temat wątku to: "Czy ateiści są ludźmi wiary?". Moja odpowiedź na tak zadane pytanie: Tak, bo wszyscy ludzie (w jakimś zakresie) w wierzą coś czego nie sprawdzają. Racja, to się nie musi tyczyć religii, natomiast często jest to powiązane. Ja Ci nawet przyznaję rację, że sami wszystkiego nie weryfikujemy. Staram Ci się cały czas przekazać, że jest różnica między tym, że przyjmuję coś za prawdę i mogę to sprawdzić, a przyjmuję coś za prawdę na podstawie żadnej i nie mogę tego sprawdzić. Przykłady z religią i fizyką miały tylko pokazać tę różnicę, a nie być początkiem dyskusji, czy teoria Newtona albo teoria fal grawitacyjnych lepiej opisuje rzeczywistość. A to, że jakiś konkretny ateista przyjmuje np naturalizm za prawdę, czy cokolwiek innego na podstawie wiary nie ma nic wspólnego z ateizmem. Ateista w kwestii boga/bogów nie stosuje kryterium wiary. Moim zdaniem pytanie "Czy ateiści są ludźmi wiary?" ma tyle samo sensu co "Czy praworęczni są ludźmi wiary"
  3. Przyjecie czegoś (wiedzy, wydarzenia itp.) a priori. Masz nieprecyzyjny aparat pojęciowy. Z tego co rozumiem u Ciebie wiedza=wiara. I przyjęcie każdej informacji ma polegać na uwierzeniu ? Rozumiem ze nie miałeś a to co piszesz to dywagacja. Jaja se robisz ? Najpierw łajasz nauki takie jak fizyka tym, że są oparte na wierze, a teraz łapiesz się byle czego żeby tylko nie odpowiadać na moje pytanie, które ma ci wykazać, że jednak jest różnica między wierzeniami religijnymi, a wierzeniami w teorie np. fizyczne. Czy miałem tekie doświadczenia - tak, od czwartego roku życia byłem prowadzony na religię. Odpowiedzi takie dostawałem wiele razy. Teraz możesz śmiało odpowiedzieć na moje pytanie, ale podejrzewam, że dalej będziesz się wykręcał Odkąd udowodniono istnienie fali grawitacyjnej to do grawitacji lepiej odnosi się raczej fizyka kwantowa - nie jest to układ zamknięty. To taka wolna uwaga Do grawitacji w warunkach ziemskich teoria Newtona sprawdza się znakomicie, dlatego napisałem w pytaniu " w warunkach ziemskich" To było do przewidzenia. Rzucasz hasła, których do końca chyba nie rozumiesz - stosujesz zasłonę dymną, żeby nie odpowiedzieć na moje pytanie. Może odniesiesz się do punktu w któym leży ciężar dyskusji ? To żle ? Poza tym termin ateizm odnosi się tylko do braku wierzenia w boga/bogów i nieczego więcej! Zrób sobie i innym przysługę - następny raz zapytaj jakiegoś ateistę w co "wierzy" zanim zaczniesz projektować swoją wizję czym jest ateizm na innych. Skoro ich nie odczytaliśmy to skąd wiesz, że są w większości do tych co odczytaliśmy ?
  4. Nie wiem co studiowałeś ale się mylisz. Cała psychologia jest oparta na domysłach i intuicjach. Dopiero od lat 80-tych część tej nauki opiera się na neuropsychologi. Dalej twierdze że większość informacji mamy dzięki wierze - bo nikt nie jest w stanie sprawdzić całej wiedzy która posiada. To co studiowałem nie ma absolutnie żadnego znaczenia do tego czy się mylę czy mam rację. Mogłem studiować teologię, wróżkarstwo, socjologię, fizykę teoretyczną albo nie studiować wcale, a i tak nic Ci to nie powie o tym czy mam rację czy się mylę. Dodam tylko, że akurat moje studia (praktycznie całe) polegały na tym, że w laboratorium weryfikowało się czy to co przedstawił wykładowca jest prawdą. No i nagle już nie rozmawiamy o fizyce tylko o psychologii. Może wyjaśnisz co masz na myśli przez termin wiara? Ja pisząc o wierze mam na myśli bezpodstawne przyjęcie czegoś za prawdę. Bez podstaw lub wbrew nim, ale wtedy to będzie urojenie. Sprawdzić całej wiedzy - no nie, tu masz rację. Tylko czy nie zauważasz róznicy między informacjami, które możesz zweryfikować, a tymi których nie możesz ? Miałeś takie doświadczenie, lub znasz kogoś kto takie słowa usłyszał pytając o "chodzenie po wodzie" ? Dobra spróbujemy - zestawmy obok siebie dwa twierdzenia. Pierwsze, fizyczne - grawitacja w warunkach ziemskich działa tak jak to opisał Newton. Drugie, nazwijmy to "religijne" - Jezus chodził po wodzie. Ja Ci udowodnię piersze, Ty mi udowodnij drugie.
  5. Temat ma wiele stron, nie chciało się poczytać, rozumiem. Jednak może rozważysz spojrzeć na te kilka stron wstecz ? Różnica między informacjami, które, jak to nazwałeś, student "wierzy", a informacjami które bierze się na wiarę, np w religii katolickiej jest taka: Jak student zakwestionuje informacje od profesora to dostanie wyjaśnienie oraz sposób w jaki sam to może sprawdzić. Jak ktoś zakwestionuje np informację o chodzeniu Jezusa po wodzie to w odpowiedzi dostanie - trzeba mieć wiarę.
  6. Zapomniałem o tej informacji - tak złotówki już wypłacone i częściowo wydane. Dzięki za stronkę, spojrzę sobie. Kubiłem BTC ponad dwa lata temu i tak sobie leżały na giełdzie. Bitbay został mi przez kogoś polecony.
  7. Czołem🤠 Jako przykładny naiwny obywatel będę rozliczał podatek z krypto. Czy któryś z braci rozliczał podatek od zysków z krypto wygenerowanych na giełdzie bitbay? Nie będę miał problemów z wypełnieniem druczku PIT, natomiast pojawiło mi się pytanie co należy dołączyć do zeznania ? Wyciągi z giełdy? Jeśli tak to w jakiej formie?
  8. Do Twojego podejścia i wyciągania wniosków z doświadczenia odnoszę się w przykładzie z rakietą. Gdyby to było łatwe więcej ludzi by to robiło, Gdyby to było bardziej społecznie akceptowalne, częściej byś o tym słyszał. Nie rozumiem Twojego podejścia, że coś jest z tym nie tak, bo nie jest dla "wszystkich" i dla przeciętnych. Przykładasz za dużą wagę do szczegółów w tym porównaniu. Odnosząć się do samego przykładu. Tak naprawdę da się zbudować rakietę i polecieć nią w kosmos. Nigdzie w tym przykładzie nie napisałem, że to Ty sam masz ją zbudować. W dalszej części Twojej wypowiedzi to pokazujesz - że jednak da się zbudować rakietę. Trzymając się tego przykładu zastąp rakietę awionetką. Masz, rację może rakieta trochę przerysowana, ale to nie umniejsza temu co chciałem przekazać. Poprawiona wersja: Nie znam nikogo, kto sam zbudował awionetkę i nią poleciał. Próbowałem kilka razy, umiem robić modele z papieru i drewna, zbudowałem nawet działającego drona, ale awionetka? To niemożliwe. Książki o budowie samolotów przeznaczone są chyba dla jakichś inżyniero-chadów. Przeznaczenie 4 dni w tygodniu na studiowanie aerodynamiki, budowy silników lotniczych i śmiegieł? Kto ma na to czas nie zaniedbując pozostałych stref życia? Przyczepiłem raz nawet silnik spalinowy do modelu z drewna i zaraz się rozpadł. Wydawcy książek o samodzielnej budowie samolotów zarabiają tylko na marzeniach dzieci, które chcą zostać lotnikami. Ergo nie da się zbudować awionetki i nią polecieć. Teraz. Czy nie da się zbudowac awionetki? Czy znasz osobiście kogoś kto to zrobił? Czy autorzy książek twierdzą, że każdy zbuduję i powinien zbudować awionetkę? Czy zarabiają na tych książkach? Nie tylko. Chcę Ci powiedzieć, że to iż "książka nie jest dla wszystkich", że "nie znam nikogo, kto to zrobił", że "sam próbowałem i nie zadziałało" nie oznacza, że to co jest tam napisane jest kaszanką. Odnosząc to do przykładu z samolotem. Moim zdaniem, książka Tomassi'iego jest o czymś na kształt: czym jest samolot, jak jest zbudowany, jak się zachowuje, dlaczego metalowe są lepsze od drewnianych, jakie są cechy dobrego konstruktora samolotu. Książka nie jest o tym "każdy bez przygotowania i odpowiedniej wiedzy może budować samoloty", "weź plan dowolnego samolotu z papieru, który budują wszyscy, przeskaluj go, doczep silnik i już możesz latać". Książka również nie zawiera planu budowy samolotu. Chyba już pytałem, dlaczego uważasz, że książka jest dla wszystkich i wszyscy powinni stosować porady z niej? W mojej opini książka jest właśnie o tym jak nie być "przeciętnym facetem", To co proponuje nie jest standardowe i raczej nie zadziała stosując standardowe podejście. Pogrubienie, gdyż ciekawi mnie, że mimo, że generalnie przeciwstawiasz się poglądowi, że "nie każdy/nie wszyscy", to jednocześnie przyjmujesz niejako z automatu, że kobieta odmówi takiej propozycji. Nie sądzisz, że to niekonsewnetne? Moja partnerka nie widzi żadnych problemów z brakiem ślubu, lub ślubem z intercyzą - najmniejszych. Trochę skróciłem to co miałem na myśli pisząc ten tekst. Miałem te rzeczy. -Standardowe zachowanie jest od Ciebie oczekiwane ( nie personalnie od ciebie, od facetów w ogóle), że np weźmiesz, ślub, bez intercyzy, będziesz szczęśliwie przekazywał cały dochód pod opiekę żony. Czy jest to zachowanie dobre i korzystne dla ciebie ? -Zachowując się w sposób, który implikuje, że jesteś providerem, a potem przez słowa przekazujesz, że jednak jesteś ruchaczem i masz na boku dwie kobiety powodujesz konfilkt. -Jeśli w stadardowej sytuacji zaproponujesz ślub bez intercyzy to w większości przypadków uwalniasz krakena. A to jest kolejne dość dziwne stwierdzenie. Czy to, że pary monogamiczne się rozchodzą oznacza jakby z automatu, że pary niemonogamiczne się nie rozchodzą? Przecież to, jaki masz układ (otwarty czy wyłączny) nie definiuje tego, co w tym układzie rzeczywiście będzie się dziać. Czy seks będzie dobry, czy chujowy przecież nie zależy od tego, czy umówiłeś się z kobietą na otwarty związek, czy nie. Monogamia jak ją zdefiniowałem (jeden partner/ka seksualna do końca życia bez zdradzania) nie działa i to miałem na myśli. A takie oczekiwania mają ludzie zawierający ślub czy wchodzący w jakikolwiek związek monogamiczny. Ludzie w związkah niemonogamiczne również się rozchodzą. Wyciągnąłeś błedny wniosek. Która sytuacja w/g Ciebie jest lepsza? 1) Jesteś w monogamicznym związku, po pewnym czasie partnerka odchodzi. Twoje seksualne życie przestaje funkcjonować, potrzebujesz czasu, żeby "pozyskać" następną. 2) Jesteś w nie-monogamicznym związku, po pewnym czasie jedna partnerka odchodzi. Twoje życie seksualne jest niezachwiane. Jasne, część problemów wynika z monogamii, a część nie. Co jest czasowo bardziej oszczędne (nawet jeśli monogamia jest Twoim celem). -spotykanie się z kilkoma partnerkami na luźnych zasadach i z czasem wybrać tę, która nam najbardziej odpowiada pod względem charakteru, temperamentu itp ? -Spotykanie się z jedną, kiedy po czasie okazuje się, że to jednak nie to, spędznie czasu na poszukiwaniu nowej i powtórzenie procesu? Nie mam nawet 1% pewności, że jutro nie puści się z Mokebe, ale brak gwarancji ma oznaczać, że jesteśmy skazani na porażkę, znudzenie sobą albo spadek libido? Jeśli tak się stanie, to po prostu... znajdę sobię inną. Tak, jak zrobisz Ty, gdy panna z FWB "zechce czegoś więcej" Tak, tylko, że osoba będąc w związku nie-monogamicznym nie będzie musiała szuakć, bo już kogoś ma. Skoro nawet mi, przeciętniakowi swego czasu w młodości udało się prowadzić dwie... "relacje" jednocześnie, to nie, nie jest to trudne, by wyrywać X kobiet jednocześnie. Pytanie natomiast, co dalej? Zamierzasz wpełniać sobie nimi kalendarz każdego dnia? im więcej kobiet, tym więcej czasu to zajmie. Twój argument z poświęconym czasem jest ciągle nietrafiony. Żyjąc w związku monogamicznym też poświecasz czas. Często codziennie po kilka godzin. Czy mając tylko dwe partnerki nie potrafiłbyś tej samej ilości czasu podzielić przez dwa ? Mając jedną główną i jedną FB naprawdę myślisz, że zajmuje to ogromne ilości czasu ? Masz rację i pytanie "co dalej" jest słuszne. Natomiast odpowiedź jest taka, że związki nie-mono wymagają innego prowadzenia niż tradycyjne. Nie wiem skąd pojawił się argument ruchania raz w miesiącu, ja tego nie proponuję. To musi działać w dwie strony. Jeśli ty możesz ruchać się z innymi to one też. Co do twoich obaw: w związku monogamicznym, również nie masz pewności, że partnerka cię nie zdradzi i cię czymś nie zarazi. Jest taki wynalazek, który bardzo dobrze chroni przed zarażeniami: prezerwatywa. Ja nie mam problemu z relacjami monogamicznymi. Byłem, widziałem. Ma to dla mnie wady nie do zaakceptowania. I wolę myśleć tak, że to ja się mogę zachowac inaczej i przez to kobety mnie inaczej postrzegają, a nie, że coś jest nie tak z naszą kulturą. Nie, nie jestem jakimś wyjątkiem. W sensie wyglądu, pozycji itp. Pozwól, że odpowiem Ci trzymając się przykładu z samolotem (bez złośliwości). Ilu znasz ludzi, którzy zbudowali awionetkę ? Znam bardzo dobrze kilku inżynierów i osoby, które możesz nazwać złotą rączką. Znam również bardzo wielu kiepskich inżynierów oraz ludzi, którzy nie potrafią nawet przykręcić śrubki. Większość z nich jest na etapie składania samolotu z papieru. Budowa awionetki jest bardzo egzotyczna, to też zawęża krąg odbiorczy. W pełni się z Tobą zgadzam. Cofnij się pamięcią o 20 lat, lub jeśli jesteś z więszego miasta zapytaj starszych jak to kiedyś było. Czy było do pomyślenia żeby para mieszkała ze sobą bez ślubu? I na początku to też było rzadkie zjawisko i nie każdy to robił. Dziś jest to normą. Nie chcę powiedzieć, że związki monogamiczne takie się staną, natomiast wydaje mi się, że będzie to powszechniejsze.
  9. Może, ale nie musi. Wnioskowanie w logice to nie to samo co operacje na liczbach, gdzie dwa minusy dają plus. W przypadku operacji na pojedynczych zdaniach zaprzeczenia fałszu daje prawdę. Natomiast we wnioskowaniu jest inaczej. Przykład poprawnego wnioskowania z błędnymi przesłankami, które daje prawidłowy wniosek: 1. Każda figura geometryczna jest czworokątem 2. Kwadrat jest figurą geometryczną 3. Zatem kwadrat jest czworokątem Tak samo można podać przykład gdzie wnioskowanie jest poprawne, natomiast błędne przesłanki dają błędne wnioski 1. Każda figura geometryczna ma cztery kąty 2. Trójkąt ma trzy kąty 3. Zatem trójkąt nie jest figurą geometryczną
  10. A może Twoje założenie co do założeń tej książki jest błędne ? W tytule jest "mężczyzna racjonalny", a nie "mężczyźni racjonalni". Nie jest to też książka "jak naprawić społeczeństwo" ani tym bardziej "jak Ty możesz naprawić społeczeństwo". Moim zdaniem książka jest o tym jak zrozumieć relacje oraz co skąd i dlaczego. Bzdura, to nigdy nie będzie wyglądało tak, że wszyscy w społeczeństwie tak będą funkcjonować. Autor też takich tez nie podnosi. Czy Ty albo niektórzy mężczyźni tak mogą - moim zdaniem tak, Książka nie jest o tym, żeby każdy z każdym. Tylko Ty z kilkoma. To jest Twoja nadinterpretacja, a nie to co w książce jest napisane. Jeśli założenia są błędne, to wnioski raczej też będą błędne
  11. Pośrednio, czy bezpośrednio - co to za różnica? Dajesz od początku kobiecie do zrozumienia, że nie jest na wyłączność. Nie znam kobiet, które to akceptują - pośredniość nic tu nie wnosi, kobiety są o ocean dalej w posługiwaniu się domysłami i półsłówkami, niż mężczyzna. Pan Rollo powyżej napisał wprost, że kobiet, które tego nie zaakceptują, nie należy brać pod uwagę. Skoro nie ma dla Ciebie różnicy czy pośrednio czy bezpośrednio, to twoje dalsze rozumowanie może być zaburzone. Nic osobistego kolego;) Podam kilka przykładów, może Ci się trochę rozjaśni mój przekaz. Komunikacja bezpośrednia: mówisz na pierwsze randce, że spotykasz się jeszcze z dwoma innymi. Komunikacja pośrednia: już po pierwszej i drugiej randce i po seksie spotykasz się z nią raz w tygodniu, rzadko do niej piszesz, nie rozmwiasz o tym " a czym my w zasadzie jesteśmy dla siebie". Są u Ciebie w domu delikatne sygnały że mogą być w Twoim życiu inne kobiety. Jak sam zauważyłeś kobiety są dalece bardziej wyspecjalizowane w komunikacji pośredniej. Oczywiście, nie neguję Twoich doświadczeń. Jednak wyciąganie wniosku, że jego porady to kaszanka, tylko na podstawie własnych doświadczeń i przeczytaniu 1/4 książki jest słabe. "Mi się nie udało/nie wiem jak to zrobić" więc to niemożliwe. Nie znam nikogo, kto zbudował rakietę i poleciał nią w kosmos. Próbowałem kilka razy, umiem robić samoloty z papieru i drewna, zbudowałem nawet działającego drona, ale rakieta? To niemożliwe. Książki o budowie rakiet przeznaczone są chyba dla jakichś inżyniero-chadów. Przeznaczenie 4 dni w tygodniu na studiowanie aerodynamiki i budowy silników rakietowych? Kto ma na to czas nie zaniedbując pozostałych stref życia? Przyczepiłem raz nawet silnik rakietowy do samolotu z drewna i zaraz się rozpadł. Ci wydawcy zarabiają tylko na marzeniach dzieci, które chcą zostać astronautami. Ergo nie da się zbudować rakiety i polecieć nią w kosmos. Rollo nigdzie nie napisał (o ile dobrze pamiętam), że jest to proste i łatwe i że wszyscy tak robią. Domyślne w naszym społeczeństwie jest również zawieranie małżeństwa bez intercyzy. Czy jest to dobre dla Ciebie? Chyba nie muszę tutaj pytać. Spróbuj zaproponować swojej wieloletniej partnerce ślub bez intercyzy. Dlaczego jest to domyślnym układem? Bo takie rozwiązanie jest na korzyść kobiety w społeczeństwie w jakim żyjemy. Może się zdziwisz, chociaż na 99% nie uwierzysz, bo piszesz bardzo agresywnie. Utożsamiasz się aż tak z tą książką, że poczułeś się osobiście urażony? wyluzuj. Tak więc: - mam 33 lata obecnie. - Kilka związków, wszystkie monogamiczne. Przeciętnie trwały ok. roku, poza jednym - 3 miesiące. Natomiast: - jestem w LTR ponad pięć lat, do teraz. Nie mieszkamy razem, ale seks 2-3 razy w tygodniu od początku relacji do teraz, na razie bez pogorszenia jakości. Nie, nie nudzi mi się. Jest naprawdę dobrze gdyż podniecają nas te same rzeczy. Nie mam powodów, żeby Ci nie wierzyć. Monogamia definiowana jako: jedna partner/ka seksualna do końca życia bez zdradzania nie działa, co właśnie zademonstrowałeś. Gdyby monogamia działała to mielibyśmy wokół same szczęśliwe małżeństwam które poznały się w liceum i były swoją pierwszą, ewentualnie drugą parą. Jesteś pewien, że taki układ będzie trwał do końca Twojego życia? Że Twoja partnerka nie zacznie Ci stawiać żądań, ślubu, zamieszkania razem, Nigdy nie odmówi seksu? I w tym przypadku spotykanie się 2-3 w tygodniu nie zaburza innych stref Twojego życia ? Mogę zadać jeszcze kilka tego typu pytań, które pokarzą, że sam tak na prawdę nie sądzisz, że monogamia działa, ale pewnie łapiesz o co mi chodzi. Nigdy tak nie myślałem, odsyłam do moich innych wypowiedzi na forum. "Chad" było napisane z przymrużeniem oka. Nie powinieneś wyciągać wniosków na temat ludzi po jednym ironicznym zdaniu, to niepoważne i prowadzi do generalizowania, którego właśnie się dopuszczasz "oho, użył słowa Chad, to pewnie czarno-biały przegryw prawik z wykopu". Nieładnie, Panie. Dałeś tak do zrozumienia w tekście, który cytowałem. Nie będę czytał Twoich wypowiedzi z innych tematów, żeby zrozumieć o co Ci chodzi. Wypadałoby się jasno wypowiedzieć w tym temacie. Skoro zatem uważasz, że świat nie jest czarno biały i społeczeństwo nie dzieli się tylko na chadów i inceli, to logiczną koniecznościa tego jest fakt, że istnieją jeszcze jakieś typy pośrednie, prawda ? Typy, które nie są chadami, ani nie są incelami. Są tacy "trochę". Trochę ruchają, mają trochę obycia w towarzystwie, trochę się nie boją zagadać do kobiety, Mają trochę doświadczenia w związkach. Ludzie czasem się zmieniają. Jeśli ktoś jest incelem, to może wskoczyć do klasy średniej, ktoś z klasy średniej może wskoczyć do ekstraklasy. Chad nie będzie potrzebował takiej książki w/g narracji niektórych tutaj na forum, bo rucha za sam fakt posiadania dobrej facjaty i dobrej budowy ciała. Co z ludźmi, którzy są właśnie tacy "trochę" i chcieliby być trochę "bardziej"? Znasz ludzi, którzy trochę ruchają a nie są chadami, prawda ? Próbowałem. Nie wyszło najlepiej. Podczas randkowania zostałem trzykrotnie olany za podobne sugestie. Z moich doświadczeń kobiety nawet na takie sugestie reagują alergicznie. Ze swojego doświadczenia - nie polecam. Tego się nie proponuje, to się robi. Przeczytaj ze zrozumieniem odpowiedź, jaką udzieliłem Ważniakowi na podobne niezrozumienie mojego przekazu. Przeczytałem, dalej mam wrażenie, że nie zrozumiałeś Jak się dowiedzą o sobie? naprawdę? Ciekawe, z moich doświadczeń wynika, że wtedy się dostaje kosza od obu. Powolutku kolego, tutaj pracuję nad twoim argumentem, że spotykanie się z kilkoma kobietami jest nie do zrobienia w ciągu tygodnia i że trzeba być giga-chadem żeby wyrwac ich kilka Więc odpowiedz, jest to coś trudnego wyrwać dwie laski? I jeszcze nie jesteśmy w punkcie, w którym się o tym dowiadują Ewidentnie na innej, niż Ty. Zdaje się, że @HodowcaKrokodyli też żyje na innej, niż Ty. Polecam jego post, jeśli przeczytałeś jedynie pierwszy w temacie. jeśli nie chce Ci się czytać całości: "Problem" z tą książką jest taki, że ta książka mówi "co" ale nie mówi "jak". Wy tutaj dopowiedzieliście sobie to czego w książce nie ma. Czyli dołożyliście swoje "jak" Przełożyliście swoje doświadczenie z relecji monogamicznych i podejrzewam, że myslicie, że to jest to "jak" w relacjach nie-monogamicznych. Jednak nie upieram się przy tym.
  12. Opowiedz nam jak świetnie sprawdziła się monogamia w Twoim życiu. Jak długo miałeś seks ze stałą partnerką? Ile trwał Twój najdłuższy związek? Bo jeśli monogamia działa, to nie powinniśmy widzieć takiej liczby rozwodów i rozstań w relacjach innych niż małżeńskie. Masz coś mniej gorszego do zaproponowania niż monogamia? Wydajesz recenzję o książce, którą przeczytałeś w 1/4? Pogrubienie moje. 4-5 różnych dziewczyn tygodniowo, bez zaniedbywania swojego czasu zawodowego i wolnego. Najwyraźniej dla tego Pana doba ma 48 godzin, a wynajdywanie sobie seryjnie chętnych na randki kobiet jest jak smarknięcie na chodnik. Trywialne. A dwie rózne dziewczyny brzmią realistyczniej? To już nie będzie monogamia. Czy da się to zrobić jak z każdą widzisz się raz w tygodniu? Do tego nie trzeba zaniedbywać innych części życia. Twój świat jest czarno - biały. Jesteś albo incelem albo chadem, nie ma nic po środku. Spróbuj, może się zaskoczysz. Chyba, że jesteś pipa i boisz się co kobieta pomyśli. Słowo klucz, którego nie zrozumiałeś "indirect" Na planecie Ziemia. Nie trzeba kilka randek tygodniowo, żeby mieć minimum dwie laski. Podwerwałeś kiedyś jedną kobietę? Jeśli tak to wyrwanie drugiej nie będzie takim problemem. I na naszej planiecie monogamia zajebiście działa, Nie ma rozwodów, a każdy facet w monogamicznym związku ma seksu pod dostatkiem do końca życia z tą samą partnerką. Teraz ja zadam pytanie na jakiej planecie ty żyjesz?
  13. Opisałem swój punkt widzenia. Możesz się z nim zgadzać lub nie. Jednak powtarzanie tych samych argumentów nie posuwa sprawy naprzód. Napisałem, że ocena autentyczności pod kątem rozbieżności zależy od typu owych rozbieżności (chyba jasno napisałem?). Rozbieżności w szczegółach są typowe dla relacji ludzkich, idealna zgodność byłaby nienaturalna i podejrzana. Nie oznacza to oczywiście, że im więcej się nie zgadza, tym lepiej Ja widzę takie możliwości: 1. Moje argumenty są poprawne, a Ty jesteś uparty w swoim błędnym przekonaniu, 2. Moje argumnety są niepoprawne i to ja jestem uparty w błędzie. 3. Nie rozumiemy się. Ja wykazałem, dlaczego uważam, że twoja postawa wobec Biblii (NT) jako wiarygodnego źródła historycznego jest błędna. Przykład rozbieżności był tylko jednym z kryteriów i pisałem o rozbieżnościach nie do pogodzenia, a nie o drobnych nieścisłościach, co przyznam, że jest naturalne w takim przekazie. Możesz wrócić do początku, bo nie wybrnąłeś z twojej krytyki oceny wiarygodności źródel historycznych, dodatkowo nie zaproponowałeś innych. A dlaczego detektyw, a nie historyk, który zawodowo zajmuje się oceną źródel? Popatrzysz na to z tej perspektywy - czy detektyw czy historyk, będzie musiał dokonać oceny na podstawie jakichś kryteriów. Może przyjrzeć się tym kryteriom i samemu to ocenić? To czy tak na prawdę całun nie jest tylko podpórką dla Twoich wierzeń, które już miałeś wcześniej? Bo skoro udało by się (w Twoich oczach) sfalsyfikować prawdziwość całunu, to Twoja wiara nie była oparta na nim. Jeśli nie na nim to na czym? Zaproponuję zmianę "frontu" jeśli uważasz, że dyskusja nie posuwa się do przodu. Odwróćmy grę. Może ty masz pytanie do ateistów, Coś co Cię zawsze ciekawiło, albo gryzło się z Twoim światopoglądem?
  14. Warto zacząć od kwestii podstawowych, bo chyba to tutaj umyka. Czym zajmuje się historia? Historia zajmuje się odpowiadaniem na pytania "co najprawdopodobniej się wydarzyło?". Jako, że nie dysponujemy wehikułem czasu musimy się opierać na źródłach pośrednich, tj. zapiskach, kronikach, wykopaliskach, dziełach sztuki itp. Nie mamy możliwości powtórzyć tego co zaszło i zarejestrować np. kamerą. Między innymi z tych powodów musimy przyjąć pewne kryteria oceny wiarygodności tych źródeł. Bo gdybyśmy ufali każdemu to dochodzilibyśmy do sprzecznych wniosków. Teraz pytanie: czym jest cud? Cud z definicji jest zjawiskiem najrzadziej występującym, najmniej prawdopodobnym. A skoro historia odpowiada na pytanie "co najprawdopodobniej się wydarzyło", a cud jest zjawiskiem najmniej prawdopodobnym. Wniosek może być tylko jeden - historia raczej nigdy nie dostarczy dowodu na istnienie jakiegokolwiek cudu. Zacznijmy od Tacyta. Czego możemy oczekiwać od relacji historyków pogańskich na temat Jezusa? Potwierdzenia boskości? Moim zdaniem, nie. Gdyby widzieli Jezusa na żywo, jego cuda, to prawdopodobnie pisaliby kroniki już jako chrześcijanie. Być może wszyscy, którzy Go widzieli i czuli się na siłach, coś o Nim napisali. Może stąd wzięły się różne pisma apokryficzne? Tacyt był historykiem rzymskim, nie pogańskim. Od historyków oczekujemy obiektywności, a nie sympatii do tego czy innego ugrupowania. Kolejny raz tutaj wchodzą kryteria oceny źródeł historycznych. Gdyby Tacyt był historykiem chrześcijańskim to miałby interes w tym, żeby pisać o boskości Jezusa, a to obniżałoby jego wiarygodność w tej relacji. Podałem w mojej analizie cytatu Tacyta, co bezpośrednio z niego wynika, a co nie wynika. Ty posuwasz się o krok dalej i próbujesz to interpretować, co poeta miał na myśli, Tacyt nie był poetą, tylko historykiem. Oczywiście, że takie stwierdzenia wnoszą do tematu. Stąd czerpiemy informacje kiedy pojawili się pierwsi chrześcijanie i w co wierzyli. Historia lubi jak jest dużo niezależnych świadectw. Gdyby dodał od siebie to co sugerujesz to sceptycy mieliby rację, nie widział, więc jego przekaz jest mało wiarygodny. A może nie jest to nierealistyczne żądanie dowodów, tylko takie dowody nie mogą być dostarczone. I nie jest to wina sceptyków, że chcą takie dowody, tylko chrześcijan, że nie potrafią ich dostarczyć ? A jak już dostarczają to są nic nie warte, albo warte niewiele? Podałeś przykłady, a nie definicje. Z resztą nie wszystkie trafnie. Wyjaśniłem obszernie dlaczego uważam, że ten fragment został podrobiony i dodatkowo uargumentowałem, dlaczego tak uważam. Skoro przeczytałeś artykuł na Wikipedii to sam wiesz, że jest mnóstwo wątpliwości co do tego fragmentu i w najlepszym wypadku należy go traktować z dużą dozą ostrożności. Tutaj zakończę wątek Flawiusza, gdyż jest daleko od głównego tematu rozmowy. Wydaje się logiczne, że im później powstaje relacja, tym bardziej zacierają się szczegóły. Ale główne fakty powinny być pamiętane. A niby dlaczego ? Skoro są przekłamania w szczegółach, to jaką mamy pewność, że główne fakty będą niezniekształcone ? A czemu miałby nie być? Sam przyznałeś, że opowieści spisane w ewangeliach krążyły przez kilka-kilkanaście lat jako przekaz ustny. Jakie proponujesz wyjaśnienie ? Ta wiedza opera się na źródle jakim jest mitologia chrześcijańska, dalsze wnioski mogą być niejako skażone przez zakładanie, że to jest prawda. Takie moje wtrącenie na marginesie. Ale naciągasz, Naciągasz prawdopodobnie dlatego, żeby wyszło, że jednak w jakikolwiek sposób można było traktować Ewangelie jako wiarygodne źródło historyczne. Nie jest tak jak myślisz. Napisałem o kryteriach oceny wiarygodności źródeł historycznych. Nie zgodziłeś się z nimi i podałeś marne argumenty dlaczego twoim źródłom należy się wyjątek. Ponadto nie zaproponowałeś innych kryteriów, tylko napisałeś, że po prostu wierzymy tym źródłom, bo są jedyne. To co piszesz nijak się nie ma do kryterium wielokrotnego i niezależnego świadectwa. "Uzgadnianie" relacji, ty chyba żartujesz? I jestem pewien, że gdybyś oceniał wiarygodność Koranu, Tory, Awesty czy innej świętej księgi to takie rewelacje jak uzgadnianie wydarzeń nie pozostały by dla Ciebie obojętne. Rozbieżności są przede wszystkim normalne i oczekiwane. Rozbieżności typu wykluczającego obniżają wiarygodność. Natomiast różnice, które mogą być połączone (kolejne niesprzeczne szczegóły uzupełniające relację), świadczą raczej o autentyczności relacji. Czyli rozbieżności podwyższają wiarygodność relacji i świadczą o autentyczności? Zawsze myślałem, ze czym mniej rozbieżności w relacjach tym lepiej, bo jest mniej do ustalania. Czy bardziej przekonała cię Twoja reakcja, jak wynika z Twojego opisu bardzo emocjonalna, czy któryś konkretny argument z materiałów, które zobaczyłeś ? Czy wierzyłeś w Boga zanim te argumenty do Ciebie dotarły? I czy zmieniły by się Twój stopień pewności o jego istnieniu, gdybyś wiedział/został przekonany/nie miał wątpliwości, że całun jest w całości podrobiony ?
  15. Sprawdźmy zatem co napisał jeden i drugi i które " główne tezy Ewangelii to potwierdza". Józef Flawiusz Dawne Dzieje Izraela 18.III.3. Dostępne on-line, tutaj. Dlaczego ten fragment jest prawie na pewno słałszowany? 1. Nie pasuje do kontekstu miejsca,w którym się znajduje, a fragment/rozdział opisuje relację Żydów z Piłatem. Akapit wcześniej Flawiusz pisze o podstępnie Piłata wobec Żydów, a akapit dalej pisze o innych nieszczęściach jakie dotknęło Żydów. Inne czyli takie same jak pojawienie się Jezusa, który życzliwie został opisany akapit wcześniej ? 2. W innych miejscach Flawiusz nie używa określenia "poganie" 3. Głównie Chrześcijanie używali określenia " Chrystus" wobec Jezusa. 4. Ten fragment zaczyna być cytowany przez Chrześcijan dopiero w IV w. Teraz pora na Tacyta. Publiusz Korneliusz Tacyt, (Annales, 15, 44). Co mówi nam ten fragment? Że Neron obwiniał Chrześcijan o pożar Rzymu i zadał im z tego tytułu męczarnie Początek dał im Chrystus, który był skazany na śmierć przez Piłata Swój początek Chrześcijanie mieli w Judei i dotarli do Rzymu Czego nie mówi ten fragment? Nie potwierdza boskości Jezusa Nie mówi nic o jego rzekomych cudach Nie potwierdza faktu jego zmartwychwstania Zatem, które główne tezy są tutaj uwiarygodnione? Mam wrażenie, że starasz się tutaj zatrzeć granicę między opisywaniem przez historyków, w co dany lud wierzył, jakie miał zwyczaje i tradycje, a opisem wydarzeń, które faktycznie miały miejsce. Czy jeżeli wszyscy aktualnie żyjący historyczy wierzyliby w latającego potwora spaghetti, to w jakikolwiek sposób uwiarygadnia to jego istnienie? Czy zatem fakt napisania Ewangelii kilka - kilkanaście lat po wydarzeniach podnosi czy obniża ich wiarygodność ? Co do przekazu ustnego proponuję Ci pewien eksperyment, który sam kiedyś wykonałem. Zbierz grupę ok 5 przyjaciół, może być więcej. Znajdź lub wymyśl dowolną historię, opowiastkę nieznaną wcześniej nikomu (nie musi być nadnaturalna). Pomocna może być kamera nagrywająca każdego. Teraz tak, pierwsza osoba, czyta i zapamiętuje historie, reszta jest poza pomieszczeniem, wchodzi druga osoba, pierwsza opowiada historię z pamięci drugiej osobie, potem wchodzi trzecia osoba i słucha wersji wydarzeń od drugiej osoby i tak dalej. Jak bardzo przekaz ulegnie skróceniu i jak się zmieni ? Zgadzam się, że takie rozbieżności nie są decydujące co to samego istnienia opisywanych wydarzeń. Jednak kolejny raz zadam to samo pytanie. Czy te rozbieżności podnoszą czy obniżają wiarygodność relacji ? Tutaj nie tylko chodzi o sprzeczności wewnątrz Ewangelii, których jest całkiem sporo, ale równiesz o sprzeczności z wiedzą historyczną. Przykład ze spisem ludności, który opisywałem, a do którego się nie odniosłeś. Przykład sprzeczności nie do pogodzenia. Gdzie udali się Józef z rodziną po narodzinach Jezusa? Czy uciekli do Egiptu czy może udali się do Jerozolimy? Ja też zaproponuję eksperyment myślowy. Dzieci znajomych twoich znajomych wybrały się na wycieczkę, bez Ciebie, 20 lat temu. Aktualnie czytasz relację z wycieczki. Historia jest taka, że owe dzieciaki spotkały kosmitę. Nie masz możliwości przepytania dzieciaków, jedyne co pozostało to 4 kartki, na których każdy z twoich znajomych spisał wydarzenia opisane przez dziecko swoich znajomych. Relacje nie są spójne, mieszają się daty, miejsca, opis kosmity, kto go widział. Czy będziesz ufał takiemu opisowi? Czy to znaczy, że wycieczka nie miała miejsca ? Czy to znaczy, że kosmici istnieją ? Moim zdaniem mój opis jest o wiele bardziej analogiczny do tego co próbują przekazać Ewangelię. Kolejny raz zadam to samo pytanie. Czy te rozbieżności i zawiłości podnoszą czy obniżają wiarygodność relacji ? Mam wrażenie, że nie do końca rozumiesz kryteria wiarygodności źródeł historycznych, które przytoczyłem kilka postów wcześniej.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.