Skocz do zawartości

deleteduser73

Użytkownik
  • Postów

    18
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

1443 wyświetleń profilu

Osiągnięcia deleteduser73

Kot

Kot (1/23)

21

Reputacja

  1. Dzień dobry, chciałbym prosić o usunięcie mojego konta i wszelkich moich danych osobowych z niniejszego forum.
  2. Spokojnie, temat szkieletówek jest rozwojowy. Ale mamy firmę, która postawiła już 900 sztuk przez 25 lat, więc nie są ułomkami i znają się na rzeczy Poza tym szkieletówki mają o wiele lepsze współczynniki przenikania ciepła (w sensie lepiej izolują) niż domy murowane, są zdrowsze i dużo szybciej stawiane. Garaż już odpuściłem na razie - za jakiś czas postawię wolnostojący np. drewniany. Dom jest optymalny jeśli chodzi o ergonomię, zachowanie kątów dachu wymaganych przez gminę, itp. Działka już ogarnięta, w przyszłym roku się budujem Co do kredytu - zależy nam na jak najniższych ratach, bo mamy perspektywę spłaty tego kredytu w krótkim czasie, także spokojnie, ogarniamy kwestię oprocentowania Intercyza będzie podpisywana - ślub to jedynie zabezpieczenie dla nas nawzajem kwestii dziedziczenia (by lepkie rączki nieobecnej na co dzień rodzinki nie obudziły się, gdyby się coś stało któremuś z nas) - teoretycznie jest testament ale podobno sprytni prawnicy są w stanie podważyć testament i jego zapisy.
  3. Pozwolisz, że ze względów ostrożności nie będę podawał tak dokładnych danych publicznie? Rozumiem, że Twoją intencją jest to, aby mierzyć siły na zamiary. Myślę, że uspokoję Cię stwierdzeniem, że stronę finansową trzymamy w ryzach i mamy przeanalizowane nasze możliwości. Oczywiście bez kredytu się nie obejdzie, ale prędzej się zestarzeję niż zarobię na takie marzenie. Rodzice partnerki są wieloletnim małżeństwem, w którym mama i ojciec są na właściwym miejscu we właściwych rolach. Gorzej to wygląda z mojej strony, bo przy niewielkiej rodzinie wszyscy są po rozwodach I dziękuję bardzo - panowie pomogli mi już wybić sobie z głowy wspólne kupowanie czegokolwiek, no może poza marchewkami i pietruszką dla królików
  4. Nic na to nie poradzę, nie mam i nie chcę mieć wpływu na to, kto w co wierzy. Kilku z Was w komentarzach ma tendencję do uogólniania i ubierania innych w jakieś schematy i ramy pomimo tego, że kompletnie nie macie o danej osobie pojęcia. Tak, wiem, postępowanie facetów/białych rycerzy jest zawsze takie samo i zawsze są to pożyteczne głupki nadskakujące kobietom i liczące w zamian na dostęp do piczki. Wytłumaczyłem kilka komentarzy wyżej dlaczego wspomniałem o ślubie - myślałem po prostu, że są możliwości sporządzenia aktu notarialnego w taki sposób, aby pomimo ślubu nie być stratnym. To już wyjaśnił mi @Zdzichu_Wawa, za co serdecznie dziękuję. I tym samym temat ślubu przestał być tematem branym przeze mnie pod uwagę. Jeśli chcecie nadal się tym jarać i podniecać - Wasze prawo i Wasza sprawa. Moje życie i to, że w wieku 35 lat nadal jestem kawalerem i nie wjebałem się w żadne małżeństwo i pieluchy chyba trochę świadczy o tym, że używam mózgu zamiast fiuta przy podejmowaniu decyzji życiowych. Założyłeś, że dom to marzenie partnerki - mylisz się. To moje marzenie od lat - przykro mi, jeśli uważasz to marzenie za wyłącznie "damskie". Całe życie spędziłem w blokach, w skupiskach ludzi, którzy w 95% są debilami pozbawionymi krzty taktu, wychowania, umiejętności życia w społeczeństwie, obywatelskości czy jakichkolwiek innych pozytywnych cech. Banda debili uprzykrzających wszystkim dookoła życie. Z tego też powodu marzę o własnym niewielkim domu z garażem i ogrodem. Z dala od zgiełku miasta i ludzi, do których nie pałam zbytnio pozytywnymi emocjami. Ktoś tam wspominał, że po co mi taka klitka - domek 80 - 90 m2. A na cholerę mi większy? Żeby szpanować? Żeby musieć sprzątać ogromne powierzchnie? Nie mam potrzeby mieć willi z basenem i z 15 łazienkami. Obecnie mieszkam w 53 m2 mieszkaniu, więc to już byłby znaczny przeskok. I dla mnie w zupełności wystarczający. Dlaczego ludzie mają taki problem zaakceptować to, że inna osoba może patrzeć na pewne kwestie inaczej niż oni?
  5. Tak, jako osoba z natury ostrożna i rozważna wszystko jest przeanalizowane, dysponuję wycenami od firm projektowo-wykonawczych. Domek szkieletowy 80 - 90 m2 z garażem w bryle budynku i poddaszem do adaptacji to koszt rzędu 300 tyś. PLN brutto. Oczywiście zanim zapadnie decyzja o kredycie i jakichkolwiek innych ruchach wszystko będzie dokładnie przeanalizowane i oczywiście zabezpieczę sobie bufor finansowy na wypadek "w". Nie widzę możliwości przeedytowania moich postów, więc zmuszony jestem odpowiedzieć w komentarzu. Dziękuję bardzo Braciom za wytknięcie mi błędu w moim myśleniu - faktycznie nie ująłem w kalkulacjach tego, że jak już fizycznie ten dom powstanie, to ja będę do niego 2 razy więcej wkładał niż ona. A to średnio mi się podoba. Kwestia ślubu i wspólnego kredytu - jak widzę również jest wyjaśniona, czyli odpada jednogłośnie. Pytałem, bo nie wiem czy funkcjonują jakieś narzędzia prawne/notarialne, których mógłbym użyć i pomimo ślubu zabezpieczyć swój majątek - jeśli takowych nie ma - nie ma tematu. Odnośnie wzięcia samemu kredytu na dom - zobaczę, co wyjdzie mi na rozmowie w banku, ale idea zdecydowanie bardziej mi się podoba niż wspólne branie kredytu. Pytanie brzmi: gdyby była taka koncepcja, że ona kupuje działkę, a ja biorę kredyt na dom i organizuję wkład własny - to jest sensowne rozwiązanie? Czy tutaj również mogę się spodziewać samych problemów? Dlatego zwróciłem się z tymi pytaniami do Braci, by nie robić żadnych pochopnych kroków. Dziękuję
  6. Ufff, sporo tych komentarzy - za wszystkie serdecznie dziękuję. Szczególnie za te merytoryczne i konkretne. Podzielam opinię Braci typu "dej se spokój z braniem coś wspólnie z kobietą", "ślub to już w ogóle". Tak jak pisałem - ślub do mnie nie przemawia z wielu względów - pytałem raczej pod tym kątem, czy jestem w stanie prawnie zabezpieczyć jakoś swój majątek i swój wkład rozwiązaniami typu "intercyza", "rozdzielność majątkowa" i inne. Nie jestem niestety biegły w kwestiach prawnych, stąd moje pytanie. Wracając do komentarzy Braci - nie wiem czy powinienem tutaj odpowiedzieć, czy przeedytować post główny doszczegóławiając go - jeśli moderacja ma jakieś sugestie - bardzo proszę o informacje. Konkretnie: 1. Nie ma możliwości, abyśmy zamieszkali w jej mieszkaniu - z mojego mieszkania mam 7 km do pracy - z jej mieszkania miałbym 507 km do pracy. Jej mieszkanie jest na drugim krańcu Polski. Ona pracuje zdalnie, więc siedzi w domu przy kompie, dojazdy do pracy to moja kwestia - stąd decyzja, byśmy zamieszkali u mnie. Nie ma możliwości sprzedaży mojego mieszkania, bo nie mamy możliwości przeprowadzenia się do innego lokum na czas budowy domu. 2. Kwestia budowy domu - Bracia ja nie chcę ładować się w budowę betonowego bunkra (co jest typowe w naszym kraju), na oku mam niewielki 80 - 90 m2 domek szkieletowy drewniany. Czas postawienia domu w stanie surowym to 1 miesiąc. Potem instalacje i wykończenia to są kolejne miesiące (ale nie lata). Zakładając wszystkie formalności, budowę i wykończenie - zmieszczę się w ciągu 1 roku. Nie mam zamiaru bawić się samemu w budowę - chcę to zlecić firmie do zrobienia "pod klucz" z umową i gwarancją. Oczywiście mam świadomość realiów rynkowych i przeciągania się budów, ale tak jak mówię - nie ja się tym zajmę ale zlecę to fachowcom, którzy to robią na co dzień. 3. Idea domu nie ma żadnego związku z białym płotkiem, gromadą bachorów i innymi disneyowskimi pierdołami - dla mnie byłaby to katapulta, otworzenie się na nowe możliwości zawodowe i hobbystyczne - własny warsztat, garaż daje mi bardzo wiele możliwości, których obecnie nie mam w 11-piętrowym bloku z wielkiej płyty. 4. Dla mnie bez różnicy czy kredyt, który mam na 30 lat na mieszkanie zastąpię kredytem na 30 lat na dom. Pod kątem mojego wieku i okresu kredytowania wiadomym jest, że im wcześniej zacznę tym lepiej. Nie czaruję się i nie oszukuję się, że zarobię w tym kraju na dom za 300 tyś. plus działkę za 100 tyś. A budowa domu po 60-tce czy 70-tce raczej mija się już z celem. 5. Kwestia potomstwa jest w przypadku nas wyjaśniona (ani ja ani ona nie planuje potomstwa, mamy podobny stosunek do bachorów - nie dla nas ta zabawa). Wszelkie instynkty macierzyńskie przekierowaliśmy na pokaźną gromadkę zwierząt, którymi się opiekujemy. Uprzedzając śmiechy malkontentów pt. "tak, baba jedno mówi, drugie robi" - o to akurat mogę być spokojny - jej stan zdrowia nie pozwoli na zajście w ciążę już nie mówiąc o jej utrzymaniu i porodzie. Poza tym nie jestem typem, który leci w wywieszonym ozorem, jak baba rzuci hasło "dzisiaj możesz miś bez gumki". W ogóle nie jestem typem, u którego można cokolwiek ugrać handlując piczką - może to uspokoi niektórych Braci. 6. Ktoś wspominał, że chcemy trzeci kredyt przy dwóch obecnych. Oczywiste jest, że sprzedaż obydwu mieszkań pójdzie przede wszystkim na spłatę ich hipotek. A reszta co zostanie to na wkład własny i wykończenie domu. 7. Oczywiście ja najchętniej sam pociągnąłbym projekt "dom". W czwartek jestem umówiony w banku na analizę zdolności kredytowej. Kwestia wkładu własnego - być może dałoby się ugadać pożyczkę u mojej rodziny, którą bym później spłacił po sprzedaży mojego mieszkania. 8. Wybiegając nieco w przyszłość i nieco filozofując - Bracia, realnie, któryś z Was zakłada że dożyje do 80, 90 roku życia? Bo ja nie. Jak dociągnę do 70 to będzie pewnie maks przy moim zdrowiu i trybie życia. Do tego system emerytalny i NFZ, które zapewne do tego czasu klękną. A po za tym nie chcę dłużej ciągnąć bo i po co? Żeby żyć o kromce chleba i szklance wody na starość? Potomstwa nie planuję, więc mam w dupie spadki i żarcie się w rodzinie - czyli to, co stanie się z tym domem po mojej śmierci (spokojnie bank może sobie go przejąć z powrotem). Jestem na półmetku tego wieku, więc aby dostać kredyt 30-letni zostaje mi 5 lat na decyzję.
  7. Szanowni Bracia, Wysoki Marku! Potrzebuję porady... Razem z partnerką planujemy zakup działki i budowę domu. To jest nasze wspólne marzenie od lat. Oboje mamy swoje mieszkania o porównywalnej wartości (oczywiście z kredytami hipotecznymi). Obecnie mieszkamy w moim mieszkaniu, a jej mieszkanie wynajmujemy. Generalnie idea jest taka, aby sprzedać jej mieszkanie (aby mieć na wkład własny), rozpocząć procedury odnośnie kredytu hipotecznego, znaleźć odpowiednią działkę i rozpocząć budowę domu. Po przeprowadzce do nowego domu sprzedać moje mieszkanie i nadpłacić wzięty kredyt. Problem niestety mamy ze zdolnością kredytową partnerki. Ona zarabia połowę tego co ja. Przy liczeniu zdolności kredytowej w przypadku nieformalnego związku, każda strona musi dysponować zdolnością na udźwignięcie raty kredytu (liczy się to jako dwa osobne gospodarstwa domowe). W jej przypadku nie ma takiej opcji, by jakikolwiek bank udzielił jej takiego kredytu. Teoretycznie rozwiązaniem byłoby sformalizowanie związku (czyli tfu, tfu małżeństwo), wtedy zdolność kredytowa byłaby liczona na jedno gospodarstwo domowe i kredyt bez problemu uzyskamy. Ale ja, skrupulatny czytacz i słuchacz Marka, osoba z natury ostrożna i rozważna - wiadomo, że nigdy nie pchałem się i nie pcham się w idiotyczną instytucję małżeństwa. W tej sytuacji mam ciężki orzech do zgryzienia. Oczywiście zastanowiłbym się nad ślubem (jeśli miałby to być tylko głupi papierek) w momencie, gdy wcześniej spisalibyśmy intercyzę. Niestety intercyza powoduje, że zdolność kredytowa małżonków znowu jest podzielona na dwa oddzielne gospodarstwa... I kółko się zamyka. Dlaczego wspominam o intercyzie? Owszem oboje dysponujemy mieszkaniami o podobnej wartości rynkowej. Ale w moim przypadku dochodzi do tego samochód wartości ok. 30 tyś. PLN i sprzęt RTV, AGD o wartości ok. 30 - 40 tyś. PLN. Zarobiłem na to latami ciężkiej pracy i nie jestem skory do oddania tego na poczet "miłości" i związku. Czy ktoś z Was wie, jak wyjść z tej patowej sytuacji? Mimo wszystko wziąć ten ślub i zacząć realizację właściwie jedynego największego marzenia? Czy definitywnie odmówić ślubu i... wymienić partnerkę na taką z lepszą zdolnością kredytową? ? (taki żarcik - musiałem ;) )
  8. OK ale nie zapominaj proszę o tym, że znakomita większość naszego społeczeństwa mieszka w blokach. Też jestem zdania, że trzymanie dużych ras psów w ciasnym mieszkaniu to kiepski pomysł. Ale z drugiej strony gdyby nie ludzie z bloków (jakkolwiek to zabrzmi) to po ulicach wałęsałoby się jeszcze więcej bezdomniaków, bo schroniska już dawno pękłyby w szwach. Tak czy inaczej to, co staramy się czynić w ramach fundacji to przede wszystkim uświadamiać i poszerzać wiedzę społeczeństwa. Zawsze zaczyna się od małych oddolnych ruchów. Uważam to za krok we właściwą stronę. Niestety system szkolnictwa wypuszcza coraz to większe ameby emocjonalne i intelektualne. A to przekłada się niestety bezpośrednio na los zwierząt.
  9. Nie istnieje coś takiego jak darmowa kastracja. Kastracja jak każda inna usługa weterynaryjna kosztuje - odpowiednie środki usypiające, preparaty towarzyszące i niezbędny sprzęt. To jest kwestia prawa i kultury. W Belgii poradzono sobie z problemem bezdomnych psów. Po pierwsze psy są chipowane i jak właściciel wyrzuci takiego psiaka, to go namierzają. Po drugie kara za wyrzucenie zwierzęcia (jak np. u nas klasyczne przywiązanie do drzewa w lesie) sięga 15 tyś. euro a nie jakieś śmieszne grzywny u nas zasądzane. Po trzecie Belgia jako państwo wzięło na siebie wyłapywanie i kastrowanie bezdomnych psów. Czyli politycy zarządzający pieniędzmi podatników dostrzegli problem i zareagowali właściwie. I problem bezdomności się rozwiązał. Oczywiście to nie jest remedium na wszystkie bolączki. Ale krok we właściwym kierunku. W naszym kraju fundacje na rzecz zwierząt również starają się sukcesywnie wprowadzać proces chipowania zwierząt. Pozwoli to na wychwytywaniu gnojków porzucających zwierzęta na pastwę losu. Ale nie zmienia to faktu, że nasze prawo jest bardzo ułomne w zakresie ochrony praw zwierząt. Nie można tak generalizować. Oczywiście w każdym środowisku trafiają się taborety a nie ludzie pozbawieni empatii i wiedzy o opiece nad zwierzętami. Ale nie wykluczałbym ludzi mieszkających w blokach. Ci świadomi starają się stworzyć jak najlepsze warunki bytowania swojemu zwierzęciu. I takie domy to na pewno lepsze rozwiązanie niż ciasne boksy w schroniskach.
  10. Owszem, w jakiś sposób trzeba nauczyć dziecko, skoro się już je spłodziło, odpowiedzialności i empatii w stosunku do zwierząt. Ale niestety musi się to odbywać pod pełnym nadzorem dorosłych. A w rzeczywistości jest tak, że zwierzę się kupuje, aby pozbyć się gówniaka na tej samej zasadzie jak z konsolą czy komputerem - "Masz, synek, pograj se, a ja będę miał/miała święty spokój"... Problem bezdomności dotyczy bardzo szerokiej masy przeróżnych zwierząt. W naszym kraju utarło się, że kot i pies to najlepsi przyjaciele a reszta to mięso. Niestety tak nie jest - ta reszta to chomiki, szczury, szynszyle, świnki morskie, króliki, itd. Można wymieniać w nieskończoność. One wszystkie mogą być wyrzucone, źle potraktowane, itp. Ja osobiście jestem wolontariuszem w jednej z fundacji króliczych i na co dzień mamy do czynienia z dramatami niewinnych zwierząt od tych najmniejszych do tych największych. Nic tak nie dobija, jak widok bezbronnego zwierzęcia zawiniętego w foliowy worek i wyrzuconego na śmietnik. A takie przypadki trafiają się nie raz. Tak na prawdę realnie to, co można robić to starać się uwrażliwiać i uświadamiać ludzi. Nasze prawo jest ułomne (zresztą nie tylko w tej dziedzinie) i właściwie zwierzęta są pod żadną ochroną prawną.
  11. Dzień dobry Szanowni Państwo. W związku ze zbliżającym się okresem świątecznym oraz szałem zakupów chciałbym zwrócić się do Państwa z moim skromnym apelem. Jestem osobą od zawsze otaczająca się zwierzętami. Obecnie dzielę mieszkanie z piątką królików. Większość z nich jest zwierzakami adoptowanymi, czyli kiedyś zostały odrzucone, zaniedbane – wręcz bezlitośnie porzucone. Każde z nich ma inny charakter, inną osobowość, inny temperament. Podobnie jak ludzie - one również odczuwają, cierpią, boją się, potrafią się cieszyć, potrafią tęsknić. Rudka, Gandalf, Lilka, Kronos i Malina. Tak, mają swoje imiona, mają swoje miejsca, w których czują się bezpiecznie. Staram się im zapewnić jak najlepsze warunki, bo kiedyś ich podstawowe potrzeby były - delikatnie mówiąc – olewane. Myślę, że wielu z Was znany jest problem bezdomności zwierząt niezależnie od ich gatunku, rasy czy maści. Problem ten niestety nasila się w tego typu okresach. Bo komuś wydaje się, że żywe zwierzę jest doskonałym prezentem. Otóż nie – nie jest. Żywe zwierzę to przede wszystkim odpowiedzialność i obowiązki. A z tych obowiązków niestety ciągle spora rzesza ludzi nie zdaje sobie sprawy. I gdy przychodzi moment (a zawsze przychodzi wcześniej czy później), kiedy należy stawić czoła tymże obowiązkom – prościej jest pozbyć się zwierzęcia i po „problemie”. Apeluję do Państwa i proszę o przekazanie apelu wśród Waszych najbliższych i znajomych. Nie kupujcie żywych zwierząt na prezent! Pamiętajmy, że naszym obowiązkiem jest zadbać o otaczające nas stworzenia, w szczególności te „udomowione”, których los zależy w 100% od dobrej lub złej woli człowieka. I które nie mogą się odwołać, nie mają możliwości poskarżyć się na człowieka, który ich niewłaściwie potraktował... #niekupujadoptuj
  12. Chciałbym zapytać Was, Bracia, o zdanie na temat tego oto filmu. Nie jestem ani antyszczepionkowcem ani fanatycznym szczepionkowcem. Nie mam zdania na ten temat, bo nie mam pełnej wiedzy. Ale doktor zdaje się być przekonywującym w tym, o czym mówi. I nie da się ukryć - trochę przerażają te informacje. https://youtu.be/d3ykgqBbCk4
  13. Mnie w tym wszystkim zastanawia fakt, że nikt nic nie robi z falą zwolnień lekarskich u policji, straży granicznej i straży pożarnej. Nikt tego nie kontroluje. U nas na Śląsku mówi się nawet o 70 procentach funkcjonariuszy policji z pionu prewencji i drogówki na L-4. Serio zapanowała jakaś epidemia? Czy też, tak jak to niektórzy wprost się przyznają, chodzi o protest. To jest jawne łamanie prawa i jeszcze dochodzi do kuriozalnej sytuacji, że komendanci obiecują jakąś ekstra kasę za pojawienie się policjantów w pracy. Już widzę, jak mój pracodawca płaci nam ekstra kaskę za to, że się umówiliśmy i poszliśmy wszyscy w jednym czasie na L-4...
  14. A ja uważam, że w tym wypadku nie jest to kwestia tego, czy komuś to przeszkadza czy też nie. Bo jak dla mnie zgodnie ze wschodnimi prawidłami - należałoby to olać ciepłym moczem sikiem prostym. Ale jest coś takiego jak wydźwięk. A wydźwięk tego na tle faktu, jakim jest ładowanie naszych wspólnych pieniędzy na utrzymywanie jedynej słusznej w tym kraju religii jest podobny jak wiszący krzyż w sejmie, w szkole czy w budynku sądu, czyli dla mnie kojarzy się negatywnie. Czyli potwierdza fakt, że konstytucją można się podetrzeć, bo rozdział instytucji państwa od kościoła jest mrzonką.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.