Mam od kilkunastu miesięcy kilka lat młodszą partnerkę. Ładna, mądra, jest jeszcze na studiach. Jakiś czas temu jakiś gość z jej studiów "przypadkiem" zaprosił ją do znajomych na Facebooku, niezobowiązująco ze sobą gadali. Podobno nawet mi o tym wspominała, choć ja tego nie pamiętam - możliwe, nie mówię, że nie. Wczoraj mimochodem dowiedziałem się od niej, że idzie z nim w grupce swoich znajomych na koncert, na który ja nie chciałem iść (choć też nie byłem na niego jakoś przesadnie ciągnięty). No jakby nie patrzył, chłopak będzie +1.
Przyznam wprost, że mi to nie odpowiada. Nie muszę Braci uczyć na temat istoty przypadkowych zaproszeń do znajomych na Facebooku, natomiast zachęcam do dyskusji o swobodzie w związku. Partnerce w miarę możliwości dopuszczanych przez Braci ufam i nie podejrzewam jej o niecne zamiary. Nie czuję się tez przesadnie zagrożony przez potencjalnego konkurenta, choć jak wiadomo - kropla drąży skałę. Nie chcę i staram się nie być jednym z tych facetów, którzy podcinają skrzydła, zamykają w klatce i zatruwają toksyczną zazdrością. Jednakże zaistniałą sytuację odbieram jako okazanie mi braku szacunku ze strony chłopaka, który idzie na koncert rozgrywać swoją partię, jak również ze strony mojej partnerki. Z mojego punktu widzenia: to pierwsza randka. Próby dyskusji na ten temat kończą się sprowadzaniem jej do argumentów o braku zaufania i tego, że "tak to już jest u millenialsów" i to nic nie znaczy.
W całej swojej mądrości z ograniczonym zaufaniem podchodzę do wszystkich stron tej relacji, w tym również do siebie: być może przesadzam? Kiedy zazdrość jest toksyczna, a kiedy uzasadniona?