Skocz do zawartości

książę elektor

Użytkownik
  • Postów

    10
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia książę elektor

Kot

Kot (1/23)

7

Reputacja

  1. Czy człowiek ma duszę? Ma. A czy krzesło albo szafa ma duszę? Nie. A czy sweter wiszący w tejże szafie ma duszę? Też nie. To jakim cudem duch ukazuje się zawsze ubrany? Już wcześniej nurtowało mnie to pytanie. Wszystkie relacje o ukazywaniu się duchów mają jedną wspólną cechę. Te duchy są ubrane!!! Jeszcze nikt nigdy nie widział, by dusza jakiej tragicznie bądź nie tragicznie zmarłej osoba nawiedziła kogoś nago. Dziwne. Powstaje zatem pytanie: skąd się biorą ubrania w zaświatach? Przecież odzież ma spełniać trzy podstawowe zadania: - ochrona przed zimnem; - rola ozdobna; - ukrycie intymnych części ciała przed wzrokiem napalonych zboków. Niekiedy powyższe cechy łączą się. I tak na przykład spodnie mogą być i ładne i ciepłe i skrywać przyrodzenie. Wszystkie trzy cechy naraz. A niekiedy może występować tylko jedna cecha jak w przypadku kawałka szmaty wiszącego u szyi zwanego krawatem. Ani nie jest on ciepły, ani nie sięga do dyndającego daleko poniżej kutasa ale za to jest podobno elegancki z czym ja osobiście mocno bym polemizował. Powstaje zatem następne pytanie, a w zasadzie cała seria następnych pytań. Czy w zaświatach jest na tyle zimno, że dusza nie może się obejść bez odzieży? Kto szyję tę zaświatową odzież? Czy w innych wymiarach są manufaktury szwalnicze? Czy funkcjonują w nich zakładowe związki zawodowe? Kolejne pytanie: czy wśród zmarłych istnieje nadal popęd seksualny, że niewieście dusze nawet po śmierci zmuszone są zakrywać astralne cycuszki i cipki? Tak sobie czasem myślę, że gdyby duch, który ponoć ma kształty ciała, zjawiał się tylko pod tymi cielesnymi kształtami, bez żadnych zbędnych okryć, to w sumie chętnie zostałbym wtedy medium. Chętnie bym pomógł jakieś zagubionej między światami duszyczce, najlepiej nastoletniej duszyczce. Zrobiłbym jej miejsce obok siebie na posłaniu, żeby nie lewitowała tak między żyrandolem, a sufitem, bo to i śmiesznie wygląda i zachodzi ryzyko zawadzenia wargami sromowymi o gorącą żarówkę, a to już nie przelewki To tak trochę pół żartem. Ale czy zupełnie serio może mi ktoś łaskawie odpowiedzieć na tytułowe pytanie? Czemu te dusze - do jasnej anielki - są ubrane skoro ubrania żadnej duszy nie mają? Ot, zagwozdka...
  2. Trochę wątpię aby byli oni naprawdę szczęśliwi. Ludzie często mylą szczęście z chwilowym zadowoleniem. W zasadzie należałoby zadać sobie pytanie - czym jest szczęście? I szukając odpowiedzi na to banalne z pozoru pytanko dojdziemy do jakże szokującego wniosku. Otóż filozofowie od wiek wieków próbują zdefiniować szczęście i jakoś im się to nie udaje. Każdy ma inną wizję szczęścia. Każdy gdzie indziej upatruje swoje ziemskie "Eldorado" ale po bliższym przyjrzeniu się każdemu z tych niby szczęść okaże się, że są one jedynie prymitywną chęcią ucieczki od obecnej sytuacji życiowej w inną lepszą sytuację. Przykładowo ktoś może uważać, że jak dorobi się odpowiednio dużo kasy, to dopiero wtedy będzie. Zupełnie pomija przy tym fakt, że wielu milionerów z jeszcze większymi majątkami popełnia samobójstwa, bo czują się kurewsko nieszczęśliwi. Inna osoba na wózku inwalidzkim nie będzie sobie wyobrażać większego szczęścia niż nagłe ozdrowienie. Tymczasem wokół niej już osoby w pełni zdrowe i jakoś nie za bardzo widać po ich minach tego niepomiernego szczęścia. Do czego zmierzam. Ano do tego, że moim zdaniem szczęścia, takiego realnego szczęścia nie ma. Zwyczajnie nie ma i nigdy nie było. Są jedynie chwilowe zadowolenia. Szczęście to termin fikcyjny. Do tego stopnia fikcyjny, że nawet nie istnieje jednoznaczna definicja szczęścia. Inną kwestią pozostaje sprawa dlaczego szczęścia nie ma. Przecież wszyscy intuicyjnie czujemy, że powinno być. Ciekawe wytłumaczenie tego paradoksu proponuje judaizm i chrześcijaństwo. Otóż my ludzie jesteśmy na ziemi za karę. Pierwszy pantoflarz Adam wespół ze swoją pierwszą blondynką Ewcią opieprzyli zakazane jabłko w raju skutkiem czego ja zamiast urodzić się od razu w niebie muszę wpierw pomęczyć się na planecie pełnej chorób, cierpienia, starości i śmierci. W sumie logiczne: skoro kara to mam mieć przejebane, a nie cieszyć się. Żeby było śmieszniej żaden żyd czy katolik nigdy nie przyzna otwarcie, że pobyt człowieka na Ziemi jest karą. Przeciwnie, będą Cię zapewniać, że życie to dar od Boga. No nie wiadomo, śmiać się czy płakać. Ale z jednym się z Tobą zgadzam. Napisałeś, że taki sposób myślenia dotyka ludzi inteligentnych i wrażliwych. Zrobiło mi się przyjemnie po przeczytaniu tego . Podświadomie odebrałem te słowa do siebie i jestem Ci wdzięczny za poprawienie mi nastroju. Dzięki.
  3. Moja ocena nie będzie obiektywna gdyż: - zawsze marzyłem o Hondzie Goldwing - zawsze gardziłem marką BMW. Polecam Hondę. Zdecydowanie polecam. Maszyna jest potężna i majestatyczna jak młody bóg na chmurzastym tronie. Sam chętnie bym taką sobie "zapodał" (tak się mawia w moich stronach) ale po pierwsze, funduszy brak, a po drugie, nie jestem Schwarzeneggerem zdolnym utrzymać w pionie półtonowe bydlę (Honda oscyluje wagą wokół 500 kg). Pozostałem przy nieco skromniejszej ale równie majestatycznej "Voluśce" czyli Suzuki Volusia VL800. Notabene miałem na Voluśce swą podróż poślubną Niestety od dwóch lat już nie jestem jej właścicielem. Kiedy pojawiło się trzecie dziecko to wsiadałem na nią mniej niż sporadycznie. Szkoda, żeby stała bezczynnie i zbierała kurz w garażu więc poszła do przysłowiowego żyda. A teraz mała dygresia. Ostał mi się w garażu mały motorek Romet Z-125. Stał nie używany przeszło 3 lata rozbity po wypadku. Niby miałem go dawno sprzedać ale jakoś tak stał i stał zapomniany i nigdy go nie wystawiłem na "alledrogo". Pomyślałem, że skoro wciąż opłacam za niego OC to może warto złożyć maszynę i opchnąć komuś. Więc złożyłem. Odpalił. Skurczybyk odpalił na 3-letnim paliwie którego resztka chlipała w baku. Co prawda musi mieć cały czas włączone ssanie ale podejrzewam, że to kwestia przeczyszczenia gaźnika. Wezmę się za to wiosną już, bo teraz mrozy.
  4. Chronicznie nie znoszę wyrobów "majkrosoftu", a już "Bila Gejtsa" w ogóle nie cierpię. Dlatego pierwsze co robię po kupnie kompa (a kupuję zawsze kompy używane), to wywalam windę i instaluje w jej miejsce Linuksa. Kiedyś lubiłem Mandrivę ze środowiskiem KDE ale odkąd przestano ją rozwijać przeszedłem na Ubuntu pomimo, że Ubunciak nigdy tak naprawdę mi się nie podobał. A już ich ostatnie środowisko Unity z motywem czerwonym niczym komunistyczny sztandar, to już porażka nad porażkami. Kroplą przelewającą czarę goryczy było wykrzaczenie się Ubuntu po którejś z kolei aktualizacji. Wnerwiłem się i postanowiłem zainstalować coś innego, co mi się akurat pierwsze pod rękę nawinie. W zamiarze miałem Debiana ale padło na Linux Mint 18.3 Sylvia, którego zresztą używam po dziś dzień. Przyznam szczerze, że niegdyś pogardzałem Mintem właśnie za jego zbytnie naśladownictwo Windowsa. Teraz jednak przeżyłem bardzo przyjemny szok. Mint zaskoczył mnie totalnie i to we wszystkich aspektach. Musiałem odwołać dotychczasowe wonty pod jego adresem. Linux Mint okazał się bardzo szybki, jeszcze bardziej wygodny, a przy tym prosty, jak budowa cepa i zwyczajnie skuteczny. Aha, i w przeciwieństwie do Ubunciaka instaluje się wraz ze wszystkimi potrzebnymi kodekami. Gorąco polecam!
  5. Zastanawiam się czy jest sens dziękowania życiu za cokolwiek. W końcu to życie zmierza ku śmierci. Nie tylko, że zmierza ku śmierci ale najgorsze, że zmierza tam drogą pełną cierpień, bólu, zła, niezawinionych krzywd, itd. Czasem dochodzę do wniosku, że najlepiej by było, gdyby wcale mnie nie było. Nie chodzi o to, bym teraz nagle umarł. O nie! Jest wiele osób, które mnie kocha i te osoby zapewne cierpiałyby z powodu mojej nagłej śmierci. Lecz gdybym tak nie zaistniał wcale, nigdy i nigdzie, to nikt by po mnie nie zapłakał. Logiczne. Nie wiem kto stworzył ten świat. Ale mam mu za złe, że pośrednio lub bezpośrednio powołał mnie do istnienia. I nie mam tu na myśli bynajmniej rodziców którzy mnie spłodzili. Rodzice to tylko ludzie. Ulegli instynktowi seksualnemu i stało się - oto jestem. Nie tylko, że jestem ale dziś sam noszę miano rodzica. Bardzo kocham swoje córeczki i synka i mam nadzieję, że kiedyś nie będą miały mi za złe, że świadomie i z pełną premedytacją powołałem je na ten świat. Świat pełen bólu, cierpienia i zła. Pan Marek, naczelny "guru" niniejszego forum, często w swoich radio-audycjach określa Boga jako "dobrego Boga". No cóż, pozwolę sobie mieć zgoła odmienne zdanie. Bóg, o ile oczywiście istnieje, jeśli stworzył tę globalną rzeźnię zwaną planetą Ziemia, rzeźnię, gdzie wszyscy wszystkich wykorzystują, wyrzynają się wzajemnie, mordują, gwałcą i chuj wie co tam jeszcze, to niech szlag trafi takiego boga. Oczywiście zawsze można powiedzieć, że to ludzie są winni, że to ludzie sami dokonują tych wszystkich okropieństw, że czynią zło ze swojej własnej wolnej woli. Niby racja, ale czy aby na pewno do końca racja? Wyobraźmy sobie na chwilę naszą planetę pozbawioną ludzkości. Są same zwierzęta. I co, mamy raj na ziemi? A chuja. Zwierzęta nadal się zagryzają, nadal się żrą wzajemnie, a nawet gwałcą. Tak tak, gwałcą. Pamiętacie te zgraje psów ganiających za samotną suczką w czasie rui? Ano właśnie. Choćby nie wiem jak uciekała, to i tak w końcu ją dorwą i gryząc zmuszą do kopulacji. No pierdolnięty świat. A przecież ten świat to jedynie efekt czyjejś twórczości. Pomyślcie więc zatem jak pierdolnięty musi być twórca takiego pierdolnika. Kiedyś mojej córeczce zaczęły rosnąć pierwsze ząbki. Przywitała to płaczem i blisko 40-stopniową gorączką. Te objawy są ponoć "normalne" w takich przypadkach. Nie, kurwa, dla mnie nie są one normalne. Wziąłem córcię na ręce i zacząłem cicho przepraszać. Wiem, że nic nie rozumiała ze słów, które szeptałem jej czule do uszka, ale chciałem ją przeprosić. Po prostu chciałem. Przeprosiłem za to, że musi teraz cierpieć. Przecież wiedziałem jaki jest ten świat, wiedziałem o wszystkich cierpieniach, trudach, bólach i co tam jeszcze. Wiedziałem a mimo to spłodziłem ją. Z jednej strony cieszę się niepomiernie z jej obecności, z drugiej, ona płaci cierpieniem za moją radość. Smutne to. Czy zatem mam za co dziękować życiu? Hm...
  6. Kiedyś byłem z dziewczyną uzależnioną od masturbacji. Zaczęła robić to bardzo wcześnie bo w wieku zaledwie jedenastu lat. Sama wyznała, że spodobało jej się i dalej poszło już z górki. Im bardziej dorastała tym częściej się tego dopuszczała. Przeważnie w łazience podczas mycia. Wydawać by się mogło, że palcóweczka raz na jakiś czas to niby nic złego ale rzeczywistość wcale nie była aż taka beztroska. Problem zaczął się gdy kilka lat później rozpoczęła prawdziwe współżycie. Nie mogła dojść z facetem. Po prostu nie mogła i już. Tak bardzo przyzwyczaiła się mieć orgazmy pod prysznicem, od strumienia wody ze słuchawki skierowanego wprost na łechtaczkę odsłoniętą spomiędzy rozchylonych palcami warg sromowych, że gdy potem doszło to prawdziwej penetracji pochwy penisem, to pomimo uczucia przyjemności ani razu nie szczytowała. Wyznam szczerze, że wpędzało mnie to niekiedy w kompleksy. Podświadomie brałem winę na siebie. W końcu jestem facetem i to ja mam zadowolić kobietę, a nie prysznicowy wąż. Jednak mimo mych szczerych wysiłków niewiele wskórałem. Nasz seks wyglądał przez to dość dziwacznie. Kochaliśmy się niby normalnie, dochodziłem w niej, potem ona szła do łazienki i dokańczała swój orgazm w wypracowany latami sposób. Czasem się temu przyglądałem. Nie wiedzieć czemu moja obecność w łazience prawie zawsze ją wtedy krępowała. Powtarzała, że nie może się skupić, gdy tak stoję w otwartych drzwiach i gapię się jak napalony zbok. W końcu jednak dawała za wygraną świadoma, że i tak nie wyjdę. Przymykała powieki, rozchylała palcami swe różowe wnętrze i poczynała nękać je strugami wody. Uwielbiałem obserwować jak to robi, jak zmienia się jej twarz, jak momentami wciąga gwałtownie brzuch albo podkula nogi, by po chwili wypuścić powietrze z cichym jękiem. Cudny widok.
  7. Czarne chmury! Tam też był książę elektor. Opcja niemiecka? Ja? To już wolę opcję ruską. Wtedy pisałbym nie w stylu Zagłoby, a w stylu tawariszcza kamandira i zwracałbym się do Was tak: Ludu pracujący miast i wsi! Delegaci klasy robotniczo-chłopskiej! Towarzysze! Na posiedzeniu kolektywu pracowniczego podjęto uchwałę wykonania 120% normy na część szesnastego zjazdu plenarnego Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej... - o już się zaczynam wciągać w rolę, HAHAHA
  8. Napiszę tak. Idzie piąty rok jak jestem w małżeństwie. Mamy już trójkę dzieci, rodzone praktycznie jedno po drugim. W zasadzie czwórkę, bo jedno przebywa w niebie (poronienie). Żona pochodzi z wielodzietnej rodziny i zawsze marzyła, by także mieć kilkoro dzieci więc... no cóż... chętnie pracuję nocami nad spełnieniem Jej życiowego marzenia tym bardziej, że mam na czym pracować, bo żona jest 13 lat młodsza ode mnie. Sam jestem w szoku, że taki stary łysy "dziad" po 40-stce jak ja zerwał takiego prześlicznego kwiatuszka i to zerwał sprzed nosa dwóm innym znacznie młodszym adoratorom. A najśmieszniejsze, że nie sądziłem, iż kiedykolwiek się ożenię. Tzn. niby chciałem związku ale jakoś tak zawsze wychodziło, że nic nigdy nie wychodziło. Polki są strasznie roszczeniowe. Lecz kiedy tamtego dnia ją zobaczyłem... Sami rozumiecie. To się często określa mianem miłości od pierwszego wejrzenia. Tak tak, ja wiem, że to chemia, że byłem na przysłowiowym haju, że mózg zalała mi potężna dawka dopaminy w duecie z serotoniną, a wszystko podlane fenyloetyloaminowym sosem, gadajcie co chcecie, ja wiem swoje, że dziewczyna mi się spodobała, że zabujałem się za zabój i... I wiadomo co. Byliśmy wtedy na pewnym wyjeździe z całą grupą ludzi. Mnie i ja wylosowano do jednej grupy. Przypadek? Przeznaczenie? Ingerencja Boga? Obstawiam to ostatnie. Kiedy pierwszy raz zacząłem z nią rozmawiać wcale nie zorientowałem się, że nie jest Polką. Miała doskonały akcent. Sądziłem, że co najwyżej ma jedynie lekką wadę wymowy związaną z wymawianiem niektórych zgłosek. Po pięciu latach uważam, że mamy udane małżeństwo. Powiedziałbym nawet, że bardzo udane. Owszem, czasami się kłócimy, a nawet - wstyd się przyznać - jeden jedyny raz przez te pięć lat doszło do rękoczynów. Przesadziłem może wtedy ale summa summarum lepiej twardo zarysować granice i niż pozwolić niektóre z nich beztrosko przekraczać. Ale to był jednorazowy incydent. Tak na co dzień jest naprawdę fajnie, naprawdę miło, tak przyjemnie. Mamy wspólne zainteresowania i zbieżne poglądy na wiele kluczowych spraw, w tym na politykę (żona jaki ja nienawidzi lewactwa oraz ruchów feministycznych). Zgadzamy się też co do spraw małżeńskich. Żona nie pracuje zawodowo, bo - jak twierdzi - chce się poświęcać dzieciom. Powiem szczerze, że mi, jako konserwatyście, taki układ bardzo ale to bardzo odpowiada. Od zarabiana kasy jest facet, a kobieta niech dogląda ogniska domowego. Skutek jest taki, że po powrocie z pracy mam zawsze ciepły obiad, dzieci są dopilnowane, czysto ubrane, spodnie w szafie poprasowane itd. itp. To tak na szybko nakreśliłem naszą zgodną symbiozę
  9. Trollem? Ja? Dla Boga, co waść rzeczesz! Wielce miłościwy bracie Bombasie. Podnieś swe szczere oczy na me równie szczere awatarowe lico. Racz spojrzeć w gorejącą otchłań mych oczodołów i bez konfuzji odpowiedz: czy dostrzegasz tam knowania jakoweś niecne alibo najdrobniejszą okruszynę nieszczerości? Nie. Jeno żarcik dla poprawy nastroju Przyznaję, żem swawolnik okrutny i piórem wesołym niezgorzej niż szablą fechtuję. Siła ja nawyczyniać umiem lecz na trollowaniu się nie wyznaję, bo obce mi ono. Dalibóg, pierwej padnę niżbym miał honor zdradą kalać.
  10. Wielcem rad, iż po wielkich bojach i trudach szczęśliwe - jak mniemam - wiatry przygnały mnie do waćpanów kompaniji. Słuchy chodzą, że brać samiecka prym na tym forum wiedzie. A przeca i ja do ułomków nie należę więc niech mi nie będzie wzbronno przyłączyć się do tak zacnego grona.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.