Skocz do zawartości

Punisher

Użytkownik
  • Postów

    23
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Punisher

Kot

Kot (1/23)

10

Reputacja

  1. Nie zdążyłem wyedytować poprzedniego postu, więc tutaj dopiszę końcówkę: (...) Wiem, że pewnie niektórzy z Was mnie nie zrozumieją i szykuje mi się opierdol, ale trudno. Konstruktywny opierdol nie jest zły. Żyje już za długo w tej toksycznej sytuacji, a jestem gościem emocjonalnym i przeżywam strasznie, że mi się pierdoli związek. A zawsze był to dla mnie fundament, zawsze chciałem mieć szczęśliwą rodzinę, bo sam jej nie miałem w domu i obiecywałem sobie, że tak u mnie nie będzie. A teraz sytuacja się powtarza ;(. Więc wewnętrznie mnie to rozpierdala.
  2. Chyba nie do końca się Was posłuchałem, bo sumie wylądowałem sam u Pani terapeutki. Ale już pędzę się tłumaczyć. 1. Cała ta terapia z żoną dla mnie była bez sensu, wysłuchiwałem tylko na niej jaki to jestem zły, że to, że tamto. Gdy mówiłem o swoich odczuciach, to zaczynało się beczenie. Ze strony terapeutki mogło to wyglądać bardzo na moją niekorzyść, bo żona przedstawiała siebie jako tą poszkodowaną, a ja się tłumaczyłem. Po spotkaniach wychodziłem wkurwniony i miałem ochotę piznąć wszystko i odejść. Gdyby nie dzieciaki to bym tak zrobił. Nie wiem jaki jest sens takich terapii, być może tak musi być. Nie wiem, nie znam się. Ogólnie nie widziałem jakichś postępów (zadania domowe nie były odrabiane) to po chuj to ciągnąć. 2. Podejście terapeutki. Gdy słyszała cały czas, jaki to ja jestem zły itp. I wszystkie sytuacje w domu (nie mam lekkiego charakteru) były opisywane przez żonę z odpowiednim wyolbrzymieniem, to ona mogła czasem stwierdzić, że np. ja buduje napięcie. Ale jak jej mówiłem, że czuje się tutaj szykanowany, że jak coś powiem to zaraz jest płacz i lament, że nie jestem w stanie nic powiedzieć, to terapeutka miałem wrażenie, że staje po mojej stronie i mówi, że to nie moja wina , że nie jestem tutaj "tym złym". Chociaż też zwracała uwagę, że coś mogłem zrobić inaczej (nie dosłownie, tylko w ramach sugestii, np. "czy nie sądzi Pan, że byłby lepiej, gdyby powiedział Pan tak ...) Więc nie wiem, może mylnie, ale jakoś nie jestem do terapeutki wrogo nastawiony po tych kilku spotkaniach. Więc przystałem na indywidualne spotkania, na razie dwa razy byłem. Zresztą kilka razy sam sugerowałem spotkanie z nią w 4 oczy, bo przy żonie nie da się rozmawiać. Ale nie miałem na celu (wtedy jeszcze) indywidualnej. 3. Terapia indywidualna. Na niej mają być poruszane moje problemy . Powiem Wam (chyba, że już pisałem), że sam potrzebowałem jakiejś terapii, bo mam problemy ze stresem, emocjami. Więc wspólna mi nie odpowiadała, to przystałem na indywidualną. Zasady jakie ustaliliśmy , to że będziemy rozmawiali o mnie i nie ma już możliwości powrotu do terapii wspólnej u tej terapeutki. Powiem Wam, że naprawdę potrzebowałem konsultacji z psychologiem, już nawet przed małżeńską szukałem kogoś. Tylko u mnie w mieście znaleźć dobrego terapeutę, to jakby szukać igły w stogu siana. A ta babka ma dobre opinie w mieście no i znała już trochę mnie i sytuację. Zresztą pomyślałem sobie , że pierdolę co myśli żona, ja chcę to zrobić dla siebie i ma to tylko i wyłącznie mi pomóc , wiec w tym momencie jestem egoista i robię co czego JA potrzebuję. Jednak cały czas się zastanawiam, czy dobrze zrobiłem. Bo indywidualna mi pomoże, ale nie zmieni nic w związku. Z drugiej strony jak sobie poukładam w tej pomieszanej bani , to będę spokojniejszy i logiczniej będę w stanie ocenić sytuacje i podjąć pewne stanowcze decyzje. Związku moim zdaniem nie naprawi się na terapii, tylko w domu. Terapia ma być tylko drogowskazem, a praca jest w domu. 4. Jednak mam gdzieś z tyłu głowy myśl, że idąc tam postawiłem siebie w roli winnego rozjebanego małżeństwa (tutaj zaznaczam, że mówiłem o tym terapeutce i ona zaprzeczała temu wielokrotnie) oraz druga sprawa, że na terapii przynajmniej konfrontowane były nasze uczucia, nasze problemy. A teraz nie ma o tym mowy, bo w domu specjalnie nie rozmawiamy o nas. Ja nie mam zamiaru znowu biegać za żoną i dopytywać się . Sam nie wiem, czy dobrze zrobiłem. W sumie teraz mogę zaciągnąć żonę do innego terapeuty faceta, bo terapeutka jest już moja to tak trochę żartobliwie, ale jest to jakaś z opcji. Ogólnie miałem tylko dwie sesje z terapeutką, więc jeszcze nie jest za dużo, aby wrócić do starego systemu wspólnych spotkań. Tutaj proszę Was o poradę dla zagubionego brata, czy dobrze postąpiłem. Z drugiej też strony w przypadku rozwodu terapeutka nie będzie mogła być stroną, bo jest moją indywidualną terapeutką teraz, więc gdyby coś zeznawała, to by straciła mandat na prowadzenie terapii w mieście. Etycznie byłaby ubita. 5. Jeżeli chodzi o rady od Was, to generalnie wywaliłem jajca na większość rzeczy . Nie zabiegam o względy, nie biegam za dziurą, nie błagam o jej uwagę, jestem obojętny - ma teraz sama do mnie przyleźć i błagać o uczucia. Albo skończy się rozstaniem, albo się ogarnie. Ale wiem, że sama też nie odejdzie. Przestałem skupiać się nad porządkiem w domu, często leże i odpoczywam, gdy mam ochotę. Mam w planach wdrożyć wyjścia z kumplami na miasto, ale muszę odnowić trochę znajomości. Skupiam się na sobie, na sporcie, na rozwoju oraz na dzieciakach. Spędzam z nimi czas, bawię się i nimi zajmuję. Ogólnie teraz jestem ja i dzieci. Ona ma się dopasować. Wiem, że pewnie niektórzy z Was mnie nie zrozumieją i szykuje mi się opierdol, ale trudno. Konstruktywny opierdol nie jest zły.
  3. Część. Wracam tutaj po przerwie bo dostałem bana. Zmieniłem nick i Avatar za Waszą namową. Będę kontynuował tutaj swoją historię . Pozdrawiam (stary nerwicowiec)
  4. Wcześniej trochę źle się wypowiedziałem . Sorry. Pewnie to przez wkurwienie i emocje . Już mam tutaj swój wątek , który jest zatytułowany terapia małżeńska. Zmieniłem (zresztą za namową braci ) nazwę konta i Avatar . Więc tam będę kontynuował opis swoich problemów , bo w sumie jest tam tylko część . Na prawdę chyba jestem w śnie, albo z innej planety. Mi to nie przychodzi do głowy że ona może się puszczać z innym. Nie wierzę w to. Na tyle ja znam , że wiem że taka nie jest. Pieprzy się między nami , od długiego czasu mamy kryzys , a baba nie ma tak , że mimo kłótni ma chcice. One są inne jakieś. Nie ma nastroju , bo się drzemy na siebie , więc nie ma seksu. Zresztą coś się ze mną porobiło , bo kurwa moje libido jest na poziomie dna. Czasem wolę sam sobie zwalić konia. Twoja żona jest / była aseksualna ?
  5. Małżeństwo na etapie rozkładu. Ale seksu już wcześniej nie było. Od jakiegoś czasu w ogóle nie potrafię z nią rozmawiać, potrafi mnie wkurwić w sekundę . Teraz staram się zająć dziećmi i sobą . Chyba zacznę nowy wątek w innym dziale gdzie opiszę swoje problemy .
  6. Szczerze to nawet do tego chyba nie jestem , bo też pracuje. Wjebałem się w białe małżeństwo, na które się nie pisałem. Ale moja małża w ogóle nie lubi seksu, takie mam wrażenie . Od urodzenia dzieci się zmieniło , przestała mieć orgazmy , więc przestała mieć w tym przyjemność . Tak to sobie tłumaczę mnie . Z tym odejściem też się nie zgodzę , bo nie zostawię dzieciaków bo mi baba nie daje. Na razie próbuje wzbudzić porządnie , zacząłem dbać o się siebie, zajmować się swoim hobby , swoim życiem , aby wzbudzić zainteresowanie, może trochę zazdrość i wtedy może coś się zmieni. Jak nie to będę musiał złamać swoje konserwatywne zasady i znaleźć dziurę na boku. Ogólnie Wam zazdroszczę i dołuje mnie jak czytam o Waszym szczęściu .
  7. Moja żona nie robi mi loda. Kiedyś się zdarzały , ale nie było to Eldorado ?. Mam przez to rzucić ja i rodzinę ? Nie zawsze można pokazać lasce palcem drzwi . Łatwo się mówi jak się jest w wolnym związku lub jest to ruchanie na stopie koleżeńskiej .
  8. To może założysz jakiś oddzielny wątek , gdzie będziesz mógł podzielić się z braćmi na temat zdobywania świata i jak się rozwijać. Jest kupa różnych książek, tutków, vlogów etc. Ale warto czasem dowiedzieć się od osób empirycznie doświadczonych od życia , jak to ugryźć. Może jakieś książki i inne rzeczy polecisz. Sam nie wiem. Ale zazdroszczę sukcesów i opanowania sztuki przetrwania. Napisałbym na priv, bo mam sporo pytań, ale nie mogę jeszcze.
  9. Jak Ty sobie z tym radzisz ? Mnie by żal chyba zabił. Na pewno miałbym tęgą depresję.
  10. Dokładnie kurwa. Równouprawnienie się kończy jak trzeba wnieść szafę na piętro. Wtedy jest prośba o pomoc. Na nawet nie ma prośby tylko oczekiwanie ! Nawet w przedszkolu u mojego syna dzień kobiet hucznie obchodzony , a na dzień chłopaka nic. Już od dziecka wpajają podległość samicy. Chciałem pójść zrobić i to awanturę , ale wyszedłbym na pieniacza . Wytłumaczyłem tylko synowi , że jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie . Tylko wiem , że za rok zapomni, bo jeszcze jest mały i nie ogarnia tych rzeczy. Swoją drogą jest to wkurwiające, bo te równouprawnienie działa w jedną stronę , baby zwiększają swoje wpływy , strajkują , a jak ktoś ich nie potraktuje z odpowiednią wyższością to nie jest dżentelmenem. Wygodnie jest zdobywać więcej praw nie tracąc przy tym innych . A jak zaczniesz na to zwracać uwagę to zostaniesz odsunięty na bok przez samice, ale też przez SAMCÓW!
  11. Szczerze to chciałbym tak myśleć 10 lat temu. Wszystko kurde prawda . Niestety nigdy nie miałem pewności do kobiet i to pociąga konsekwencje ;( Za rok zapomni i będzie i tak wielkie rozgoryczenie . Ale ja to już pierdole
  12. Z czego niby będzie zadowolona ? Nie kumam . Z tego że usłyszy żale , że olala mnie i dzień faceta , a teraz niech nie oczekuje ode mnie niczego za rok ? Możesz rozwinąć ? Masz stała partnerkę i ja olewasz ?
  13. Myślę cały czas nad tym. Na walentynki ja z kwiatami i Rafaello . Na dzień kobiet ja z kwiatami . A ona tylko przyjmuje , dziękuję za pamięć i to wszystko . W sumie tak jest co roku. I teraz mam problem z swoim światopoglądem , bo w sumie dla mnie to normalne , że w te wypada jakoś wyróżnić żonę , ale z drugiej strony brak kontrakcji powoduje we mnie flustracje. Jeżeli dzisiaj nie pojawia się życzenia , jutro zakomunikuje , że na następne walentynki i dzień kobiet niech nie liczy na prezenciki . Bo w walentynki to jedna i druga strona powinna się jakoś postarać , a dzień kobiet i dzień faceta też jest dla dwóch. Jeżeli tylko ja się staram w te dni , a ona nie , to pierdole taki układ. Tak jakby ja muszę , a ona ma to gdzieś . I tak się przyjęło w społeczeństwie , że to zawsze my mamy biegać i starać się . Nie . Tak już nie będzie ! Powiedzcie mi czy też macie takie przemyślenia , czy gadam jak rozpłakany bachor i zale się . Lub jak to często słyszę .... Ty zawsze z byle czego robię problem .
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.