Skocz do zawartości

Łapserdak

Użytkownik
  • Postów

    13
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Nieokreślona

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Łapserdak

Kot

Kot (1/23)

4

Reputacja

  1. O sensowności terapii musiałby się wypowiedzieć ktoś komu to pomogło lub nie. Co do samotności - próbowałeś grywać w nowoczesne planszówki? w większych miastach da się przez Internet skołować ekipę, są też knajpy się w tym specjalizujące, jest to dość łatwy sposób na poznanie nowych ludzi. Jest też sposób bardzie hardcorowy - zapisać się zaocznie na jakieś ciekawe studia
  2. Jest i sposób najbardziej oczywisty, najmniej spektakularny: rozstać się i nie wystosować żadnych wymagań ani wobec kobiety (masz 1 miesiąc) ani wobec siebie (wyprowadzanie się z własnego domu - moim zdaniem to jakieś kuriozum). Co nastąpi? tygodnie a raczej miesiące ciężkiej mitręgi - czas w którym kobieta sama pojmie. że to koniec - jeśli autor wątku nie ulegnie. I sama będzie chciała się wyprowadzić wiedząc że nie da się tak dłużej funkcjonować we dwoje. Zaleta tego rozwiązania jest taka, że daje kobiecie czas na przetrawienie sytuacji i ułożenia tego po ludzku (bez wzywania psychologów i policji - co to za k... pomysł?!), wadą tego rozwiązania jest kwestia czy masz siły by taki okres przetrwać. ps. moją wypowiedź łatwo skrytykować. Ale paradoksalnie - i w tym się z Wami zgadzam - "słabe" kobiety potrafią być zaskakująco silne. Bez względu na płeć nikt nie lubi dłużej mieszkać z ex. Dlatego "najlepszą" sytuacja jest - bez wywierania drastycznej presji - doprowadzić do sytuacji by ex sama chciała się wyprowadzić. Nawet autorowi wątku - skoro chce to odwlec w czasie - zalecałbym działanie bez zwlekania: bo w tej sytuacji wcale nie zyskuje 1,5 miesiąca a raczej go traci. Dać partnerce półtora miesiąc na adaptacje do nowej sytuacji to nie głupia rzecz - pod warunkiem że decyzja naprawdę zapadła. Jest i inna opcja - zerwanie jak najszybciej bez zwłoki, ze szczerym wytłumaczeniem dlaczego.... Reakcja? Wiadomo. I daje kobiecie czas (na naprawę? - będzie to obiecała) a sobie na ostateczną decyzję. Domyślam się, że każdy takie rozwiązanie tutaj skrytykuje. Ja - w podobnej sytuacji - po czasie żałuję, że nie dałem "drugiej" szansy. Ale i nie żałuję - to paradoks, jaki być może doświadczy autor tematu za pół roku. Czego mu nie życzę
  3. Jeśli nie mieszkacie razem to ani jedna ani dwie "rozmowy" tego nie zakończą. Jeśli mieszkacie razem to nie zakończysz tego dziesięcioma rozmowami - "rozstanie" będzie się odbywało codziennie. Do tego można się powoływać na rozsądek a itak uczucia przez swoją naturalną ambiwalencje będę generowały takie poczucie winy, że o kur... Nie szykuj się, że będzie z górki - właściwie to jesteś na początku długiej drogi. Sam w tym tkwię tudzież tkwiłem. Nie ma takich sposobów. Nie w takich związkach. Życzę siły ancymonie
  4. Jestem takim Krystianem, krótszy związek, ultimatum nie było i tak to zakończyłem. Nie nazwałbym tych lat zmarnowanymi, przeciwnie, ale duma z rozstania? - zerowa. W takiej sytuacji dwie osoby przegrywają bo każde rozstanie jest porażką. Może być i dla obu osób sukcesem - kwestia przyszłości. Dlaczego jednak "porażką"? Bo - nie mówię o doraźnym romansie - świadome wejście w związek to jak skorzystanie z katalogu reklamowego podróży - all inclusiv! według opisów będzie elegancko, dobre jedzenie, imprezy, wysoki standard itd. Człowiek trafia w to miejsce, patrzy - rzeczywiście lokalizacja zajebista, schludnie i pięknie, po czasie jednak dostrzega, że łykając katalog łyknął iluzje; woda w basenie zaczęła cuchnąć, na tarasie co trzecia kafelka wystąp, po hotelowej podłodze biegają insekty, firany jebią kurzem, a z prysznica leci szlam. Innymi słowy - Krystian z artykułu to debil, bo powinien zakończyć związek góra po roku. Tyle czasu (nawet mniej) wystarczy by zauważyć się nie wylądowało w pięknym pensjonacie a w lipnej dziurze.
  5. Czytam forum od dawna, i żadnych nie widziałem! Więc ktoś musi wziąć na swoje barki ciężar bycia Don Kichotem.
  6. Zazdroszczę, serio, w pozytywnym sensie. Początkowo myślałem, że jeśli jedna kobieta czyni Cię nadsobą, to możesz ją zastąpić inną, no jak nie? A jednak, łowienie w pubach dla 34-latka jest wyzwaniem, nie że trudno, przeciwnie, bo jakie panny tam chodzą? Jakieś 80% to przedział wiekowy 20-24 z twarzy wyglądające jak dzieci, w umysłach pustka albo instagram, oczekiwać od którejś że czyta książki to jakby oczekiwać że potrafi w piżamie dziergać potrójne salta.
  7. Haha, byku! przez Ciebie poplułem ekran No i może tego potrzebowałem: sedno, bez klepania po plerach. Chciałbym tak myśleć jak Ty. Jednak... nie zgadzam się z tym że to kwestia "zasad", bo moim zdaniem - odczuć. Przez analogię: inaczej człowiek funkcjonuje gdy jest najedzony i świeci słońce. Inaczej gdy jest głodny a za oknem szarówka kaskadowo jebie deszczem. Nie przekonuje Cię do moich myśli - Twoje pokrywają się z tym co głosi Buddyzm, więc tym bardziej nie ma sensu zaprzeczać. Druga kwestia, napisałeś "Wykreuj to sam" i to 100% racji, zmienić optykę, zakasać rękawy... Łatwo się mówi, haha. Ale to jedyna droga, chyba lepsza niż moczenie smutków zamoczeniem w innej waginie.
  8. Mimo wszystko widać opanowanie: trzy wykrzykniki zamiast np. dziesięciu. I jeszcze "Cię" z dużej litery, widać że nadal kocha. Ten nowy "zasobniejszy samiec" jeśli nadal w związku to ma nad głową ciemne chmury. Ex mojego kumpla właśnie się zaręczyła co jej nie przeszkadza spamować miłosnymi sms'ami nie do narzeczonego - odpowiadając jednym sms'em mógłby zniszczyć "szczęście" innego typka.
  9. Spoko, też mam czasem taki odruch, że jak z kimś się nie zgadzam to mu coś imputuje lub go obrażę. Ale skoro nazywasz mnie "feministką" po raz drugi to to raczej nie odruch a idiosynkrazja. Po co? Tak czy siak - dzięki za resztę Twojej wypowiedzi.
  10. Cześć, nie wiedziałem gdzie zamieścić ten post, "świeżakownia" nie pasuje, bo tam są historie konkretnie damsko-męskie, a że jestem w tzw. "kaczej d..." ląduję tutaj. O porady nie proszę ani ich nie oczekuję, po prostu lubię się śmiać a to lepiej wychodzi w towarzystwie. Więc możemy się pośmiać z typka, którym przyszło mi kierować w grze zwanej życiem. Ma 34 lata, wygląda z gęby na nastolatka i taką ma też psychikę. Gdyby nie siwe wzmianki w czuprynie to mógłby podrywać licealistki (na pewno bezskutecznie, bo nie posiada konta na facebooku i nie wie co to 'selfie'). Tworzył obrazy - z pasji, nie dla pieniędzy, chociaż zdarzało się że były doceniane. Już nie tworzy. Nic nie robi; posprząta mieszkanie z nudów, potem wypije flaszke, beknie i pójdzie spać, na drugi dzień w biurze muszą otwierać okna by przewietrzyć pomieszczenie, mimo że 10 stopni mrozu. Prawdopodobnie ma osobowość schizoidalną - lubi być sam, czuje niechęć do ludzi, nie lubi ich, nie konkretnych (za coś) ale wszystkich (za nic). Jeśli jakiś melbux zaczepi go nocą o 50 groszy do wina, to da mu 5 zł, bo wierzy że ludziom trzeba pomagać, też w dziele autodestrukcji. Tak więc, jeszcze z rok temu żyłem jak król, kobieca dłoń twardo ściskająca mój... mój kubek gdy rano podawała kawę z uśmiechem pełnym uczucia. Ale to już przeszłość, musiałem ją usunąć z życia. Mam po tym rany, wybroczyny pod skórą i krwotok w duszy. Wtedy, wcześniej, mogłem tworzyć obrazy jak opętany, przekraczałem siebie. Dlaczego - pytam Was łobuzy! - dziś już nie potrafię nawet utrzymać pędzla nie odczuwając defetyzmu i braku weny? Zanim odpowiecie uprzedzę - bo jestem człowiekiem słabym, słabiutkim: prawdziwy mięczak. Jedno mnie tylko zastanawia i z tego powodu do Was przybyłem - czy jest tutaj chociaż jeden który przyzna, że kobieta czyniła go nadczłowiekiem? Bo bycie zwykłym człowiekiem to jak pół dupy zza krzaka. Zwykli ludzie miewają problemy by wstać rano z łóżka. Za to człowiek dopieszczony, nakarmiony, ujeżdżony do obtarcia napletka - wygląda jak zwycięzca, roztacza w okół siebie aurę, może śmierdzieć potem i mieć brudne zęby a itak inne panny będą się do niego łasić, bo czują instynktownie co i jak. Więc z zwycięzcami mam tyle wspólnego co z drogimi samochodami, czyli nic. I to (drogie samochody) jest mi obojętne, ale stracić chęć do wszystkiego z powodu braku kobiety? Stracić zapał do życiowej pasji bo się jest samemu? To jest aż tak głupie, że sam w to nie wierzę. A jednak...
  11. A gdzie wyczucie autoironii?
  12. Still - chciałbym, niestety to nie takie proste zmienić siebie. Chociaż staram się wierzyć, że każdy łajdak ma szanse zmienić się, nawet o 360 stopni. Wystarczy chcieć, wystarczy powstrzymać grymas wątpliwości patrząc w lustro i powiedzieć "jestem zwycięzcą". TheFlorator - moje byłe historie mogłyby tylko zaszkodzić młodzieży na tym forum, ich jeszcze częściowo niewinne dusze popadłyby w sidła defetyzmu i niewiary w romantyzm. A stawiam sobie zupełnie inny cel: głosić wyższość kobiet, apologię miłości i stawać w szranki z mizoginami. Nie dlatego, że mizoginia jest zła, ale dlatego że jest zatrzymaniem się w połowie drogi do mizantropii. LiderMen - do decyzji by się tu przywitać?! tak nakazuje regulamin, ten kto to wymyślił to niezły ancymon! Dzięki chłopaki za odzew!
  13. Przez ostatnie 10 lat bywałem wobec kobiet szują i kanalią, nierzadko tyranem. Ale nagromadziwszy zbyt wiele blizn na ciele i duszy - dziś rejestruję się tu z pokorą, by czerpać inspirację jak odzyskać szacunek dla niewiast i nauczyć się miłować płeć piękną oraz jej dogadzać nawet za cenę własnej krwawicy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.