Skocz do zawartości

FromboTrombo

Użytkownik
  • Postów

    7
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia FromboTrombo

Kot

Kot (1/23)

4

Reputacja

  1. Dołączy do rozważanych książek, ale z racji wyrabiania dopiero nawyku czytania zaczynam od tych na które jestem napalony, więc aktualna kolejka wygląda jak niżej, po niej wybór ankieterów a potem wybiorę coś z listy ?
  2. Po przepaleniu styków w mózgu ciągłymi obawami ideologia ogólnego "wyjebania" brzmi całkiem ciekawie ? Dałem sobie czas do stwierdzenia "jestem wystarczająco atrakcyjnym i wartościowym facetem, żeby móc do Ciebie zagadać/porwać do jaskini/wstaw cokolwiek". Checkpoint ustawiłem sobie w lipcu/sierpniu. Jednak mózg nie przełącza się na pstryknięcie palcami i przy okazji tej absencji ogarniam wszystkie negatywne myśli z tym związane. Jak to powiedział mój psychoterapeuta "Człowiek robi tylko to, co lubi i to, co musi" - więc trzeba sobie chyba po prostu dobrze ułożyć te "lubi" i "musi". ?
  3. Moja praca będzie polegać na stwierdzeniu, że "działanie w swoim tempie po troszeczku" razem ze wszystkimi potknięciami po drodze jest w zupełności wystarczająca, aby być szczęśliwym. Tu jest brak akceptacji samego siebie takim, jakim jestem. Dosłownie zatykałem dziury w mózgu które się zrobiły od niskiej samooceny leczonej kompulsywną masturbacją, dwunastu lat przed komputerem która zrodziła chorobliwą prokrastynację. Dziury w mózgu powodują, że mam pustkę w głowie gdy chcę zagadać do dziewczyny. Jest w takim stwierdzeniu pewien niezdrowy mechanizm - czuję się zbyt mało atrakcyjny (jako całość) więc sobie chcę skompensować tą nieatrakcyjność przez zbudowanie poczucia bycia oczytanym ? Dół ambicji, że jestem "młody" i mogę wiele w życiu osiągnąć rozbija się o moje opierdalanie się i też powoduje zamknięte koło z którego nie udawało mi się do tej pory wyjść "szarpanymi" metodami. Również jest problemem, że nie doceniam tego, co już mam. Dla mnie symbolem tego, że działam i zmieniam życie lub siedzę i gniję są papierosy (na takim podświadomym poziomie) Potrafiłem całymi dniami leżeć, gnić, żreć i palić papierosy jeden za drugim aż mi się będzie robić tak niedobrze że będę musiał pójść spać nawet za dnia. Do niedawna katowałem się tak, żeby dojść do jakiegoś mentalnego "dna", od którego będę mógł się odbić i od tamtej pory zacząć ZAPIERDALAĆ, żeby stać się tym ideałem o którym zawsze marzyłem się stać. Potem rzucam uroczyście papierosy i zaczynam ZAPIERDALAĆ - robić wszystko cudnie pięknie - siłownia, dieta, bieganie, rozwój - co chcesz. W tym czasie małe potknięcia odkładam na bok - nie przejmuję się nimi. Ale pod koniec takiego miesiąca zaczynam tych potknięć powoli robić co raz więcej - opuszczę raz siłownię, rozjedzie mi się trochę dieta danego dnia. I zaczyna to powoli narastać aż nagle jedno wydarzenie powoduje bum - stwierdzam, że po raz kolejny nie dałem rady wytrwać w postanowieniach, po raz kolejny stwierdzam, że jestem "zjebany i chujowy" i wracam do mechanizmu z poprzedniego akapitu. Czasem te bum przyjdzie nagle, nawet bez etapu narastania niepowodzeń, gdy te "bum" wytworzy w mojej głowie przekonanie, że nie będę w stanie realizować moich postanowień/planów/celów. Celu pięknej sylwetki przy kontuzji itp. Akurat trzyzmianówka, ale rzadko wracam "wyjebany" i myślę, że jestem w stanie się "przestawiać" jeśli będę się starać. No i w dużym skrócie bardzo celne strzały bracie @Imbryk - nie mam gdzie się nie zgodzić i czuję się jak perfekcyjnie rozstrzelana tarcza przez chirurga chodzącego na strzelnicę po pracy - zacząłem nawet lubić ten stan ?
  4. @rycerz76 Bardziej nazwałbym to próbą pogodzenia się z całą przeszłością. Samoponiżanie i autoagresja to są rzeczy jakich powinienem się pozbyć, ale też muszę się dowiedzieć skąd się one wzięły, zaakceptować to i dopiero wtedy iść dalej. Wiele razy próbowałem "cisnąć" i "zapierdalać" - zostać najlepszą wersją siebie, zostać cudnym, pięknym i wspaniałym - wiecie o co chodzi. Zdobyć "to coś" co mają mistrzowie i ludzie ciężko pracujący na swój sukces co sprawia, że każdego dnia mają siłę i motywację do podejmowania wysiłku. U mnie za każdym razem rozbijało się to podczas niepowodzeń o ścianę rozpaczy i frustracji. W mojej głowie często kłębią się bardzo negatywne myśli których nie mogę sobie wytłumaczyć na racjonalnym poziomie - potrafię jechać samochodem i nagle uderza mnie fala "kurwa... ale jestem zjebany bo...." - już o zaśnięciu czasami nie wspominam. Wszystkie negatywne rzeczy jakie przydarzyły mi się w życiu przypisuję sobie i siebie za to biczuję w myślach. Nie da się wtedy zaczynać myśleć o barankach ?. Ale chyba w trakcie wielu rozmyślań (no i po pierwszym rozdziale "Dwunastu życiowych zasad" Petersona trafiłem po części na przyczynę tego zjawiska - nazwałbym to "kompleksem (samca) omegi" - w pewien sposób negatywnymi przeżyciami i odrzuceniem zaznanym za młodu mój mózg ustawił swoją pozycję społeczną w tryb "samiec omega" - "odpad" - nie... nie zasługujesz... nawet nie próbuj... wiesz, że zaraz spotka Cię kara... zaraz Ci pokażą, gdzie twoje miejsce.... Mimo iż mam podstawy, żeby się za takiego człowieka nie uważać, to mózg się sam uruchamia przy negatywnych przeżyciach - ciężko ten stan zrozumieć komuś, kto gdy został wyśmiany, pobity, odrzucony miał wsparcie albo siły do stawienia czoła samemu. Edit - tak, planuję pójść na sztuki walki... chociaż to też nie jest pierwszy raz, gdy się tam udawałem ?
  5. Z jednego filmiku Marka, gdzie pokazywał swoje książki mam już zapisany w kalendarzu plan czytelniczy na cały rok ? @Grajek OcalSiebie już oglądałem namiętnie dwa miesiące temu. Teorią to ja już mam cały mózg przepalony. Teraz jestem na etapie wyciszenia i ogarniania siebie z dystansem. Potem wróce do teorii i implementowania od razu nabytej wiedzy.
  6. Rozpisałem się bardziej niż zamierzałem na początku i po znalezieniu tego działu przeszła mi też myśl, że Świeżakownia byłaby bardziej trafna. Jak uda mi się znaleźć moda albo opcję zgłoszenia to złożę wniosek ?
  7. Zostałem zwabiony na forum dzięki proponowanym na YouTube filmikom Pana Kotońskiego. Czyli jednak aż tak bardzo zasięgów mu nie ucinają ? Jestem kolejnym przedstawicielem młodego pokolenia wchodzącego w nową, zwariowaną dorosłość. Całe życie odkładałem wszystko na później aż nie stałem się rok temu samotną znerwicowaną beznadziejną zlęknioną kupką nerwów i fobii z czającymi się za rogiem myślami samobójczymi. To był moment, w którym uderzyła we mnie z impetem cała moja przeszłość oraz zacząłem sobie uświadamiać jak wiele czeka przede mną pracy, aby cokolwiek osiągnąć w życiu. Przez całą młodość myślałem, że "jakoś to będzie" - pójdę na jakieś studia, znajdę jakąś kobietę i jakoś będę pchać te życie do przodu. Jednak moja psychika się posypała - poszedłem do lepszego" technikum w którym ze względu na brak systematyczności zdawałem ledwo z klasy do klasy. Ze względu na brak dziewczyn i kobiet w życiu i tego, że nikt nie nauczył mnie wcześniej jak zacząć je sobie sprawiać dalej nie przeszedłem inicjacji seksualnej i jedyny związek jaki miałem to jeden w wieku osiemnastu lat z dziewczyną, która po pół roku znajomości wytarła moimi uczuciami podłogę i zostawiła mnie dla osoby, która mnie nazwała "przyjacielem". Gdy ja próbowałem jak typowy Nice Guy nauczony prawidłami bycia szlachetnym i szarmanckim przez pół roku małymi kroczkami próbowałem przesuwać się dalej, po miesiącu ex-przyjaciel chwalił się jednemu koledze o swoim stosunku z "moją byłą". Dodatkowo okropnie złamał mnie rozwód rodziców, gdzie ojciec cztery lata temu zostawił matkę i musiałem przez całą klasę maturalną znieść jej załamanie nerwowe z myślami samobójczymi. "Ja sobie poradzę" - mówiła... Gdy jej życie się ułożyło - przełamała się i znalazła nową osobę której zaufała ja zacząłem wysiadać. Do tego gdy ja ją wspierałem w każdej smutnej chwili, a ja potem przesypiałem po piętnaście godzin jedynie sprawdzała raz na jakiś czas czy w ogóle żyję. Gdy ona dostawała wsparcie, ja jednego dnia wracając z pracy usłyszałem na wyjściu gdy mówiła do sąsiadki "hehe, bo my to nie potrzebujemy jakiejś psychoterapii". Stwierdziłem po maturach, że "nie jestem gotowy psychicznie na pójście na studia". Do tego doszedł kompleks bycia biednym obserwując całe technikum bananowych chłopców którzy mieli ode mnie łatwiej - mieli pieniądze, dziewczyny, wszystko to, czego ja zawsze usilnie pragnąłem. Stwierdziłem, że muszę zrobić sobie przerwę od nauki i ułożyć trochę swoje życie. I tak... pierwszego czerwca planuję wejść na halę produkcyjną z papierową trąbką świętując trzeci rok mojej egzystencji na tym zakładzie. Przez te dwa lata porzuciłem wszystkie moje resztki zainteresowań i stałem się szarą tłustą masą - miałem się podbudować, a tymczasem resztki mojej samooceny się zawaliły. Za niedługo minie rok od pewnej przełomowej rozmowy. W piękne majowe popołudnie wpadłem do jednej z niewielu osób które mógłbym nazwać przyjacielem - wraz z jego dziewczyną przeszliśmy się na miasto - przy okazji załatwiania kilku papierowych spraw kupiliśmy przepyszne lody i usieliśmy na ławce aby w odświeżającej bryzie z tryskającej fontanny pośmiać się z gołębi, ludzi wokoło i tego co znajduje się w odświeżającej bryzie z tryskającej fontanny. Jednak do ostatniej chwili nie byłem świadomy pułapki w jaką wpadłem. Po milutkiej rozmowie o duperelach zostałem okrutnie obnażony z mojej cieniutkiej powłoki dobrego humoru. Gdy byliśmy w lodziarni były dwie bardzo fajne dziewczyny. Gdy on ładnie kokietował, ja po pierwszej próbie szybciutko się wycofałem i jedynie dokonałem transakcji i wyszedłem. Od "czemu do nich nie zagadywałeś?" przeszli do ostrzału armatniego. Trafiali kolejno w moje zachowania które wykazywałem od długiego czasu. Cel był jeden - przekonać mnie, żebym udał się do psychoterapeuty który jemu kiedyś pomagał. Mimo iż cały mój poprzedni czas na etacie próbowałem robić coś ze sobą, to od tamtej pory uznaję to za pewien punkt zwrotny. Chodziłem na terapię od maja do listopada, zacząłem znowu biegać, poszedłem na siłownię, obkułem się materiałami Grzywocza i zaliczyłem kilka imprez na których zdobyłem numery i spotkania z trzema dziewczynami. W listopadzie zawiesiłem psychoterapię, bo miałem chwilowo wystarczająco pozytywny obrót zdarzeń, żeby stwierdzić "ja sobie już chyba poradzę samemu". A jednak szympans zwany życiem po raz kolejny rzucił we mnie gównem - w styczniu się wyprowadziłem, a w lutym wyczerpała się moja ostatnia luba z którą się spotykałem. Wróciłem mentalnie do punktu wyjścia. Z ciężkim bólem wznowiłem kontakt z miłym Panem, tydzień temu pomiędzy omawianiem moich spraw padła jedna diagnoza - "nie jestem gotowy na bliskość", no i... podejrzenie dwubiegunówki ale to jeszcze mamy... weryfikować, więc w tytule posta mamy "kupkę fobii i kompleksów", a nie "ChAD-a" ? Po tak przykrótkawym wstępie pragnę po raz kolejny i donośnie powiedzieć WITAM SERDECZNIE! Mam nadzieję, że może jednak zostanę tu chwilę dłużej ?, ale tymczasem szukuję się powoli na nocną zmianę w pracy PS. Realizując moje postanowienie zostania oczytanym człowiekiem czekając na zamówione dziś trzy książki dr. Lew-Starowicza, "Rok 1984" i "Cierpienia Młodego Wertera" ze względu na moją prokrastynację dalej z jednej z książek z ankiety przeczytałem jakieś dwadzieścia stron, a drugiej nie ruszałem. Jednak którą wy na moim miejscu przeczytalibyście najpierw? Taki wybór pomiędzy walką z nieśmiałością, a walką z wewnętrznym leniem ?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.