Skocz do zawartości

deleteduser36

Starszy Użytkownik
  • Postów

    262
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    3
  • Donations

    0.00 PLN 

Ostatnia wygrana deleteduser36 w dniu 17 Listopada 2014

Użytkownicy przyznają deleteduser36 punkty reputacji!

Profile Information

  • Płeć
    Nieokreślona

Ostatnie wizyty

1962 wyświetleń profilu

Osiągnięcia deleteduser36

Starszy Szeregowiec

Starszy Szeregowiec (3/23)

117

Reputacja

  1. Znam dzieci psychologów, które studiują psychologię, ćpają na potęgę za hajs starych + udzielaja porad dzieciom i gimbazie w internetach. Typu: "Jestem weganinem, bo biedne zwierzątka. Trzeba być głupim, żeby je jeść. O Jezu, zamknęli mojego dilera wczoraj." I jeśli tacy ludzie potem mają praktyki, to ja dziękuję. Psychiatrom wierzyłbym bardziej, bo jednak skończyć medycynę to nadal COŚ znaczy. Bardzo podoba mi się to, co napisał Anthony. Jeśli miałbym odczuwać lęk przed śmiercią to właśnie dlatego, że tu zostaną wszyscy i tyle się dziać będzie beze mnie. Mazak, po pierwsze primo - zmień awatara na mniej depresyjnego. Poczytaj literaturę fachową, np. Anotniego Kępińskiego, świetny psychiatra, leczył ludzi po obozach koncentracyjnych i miał jakie takie pojęcie. Do specjalisty też się udać można, chociaż w Polsce chodzenie po specjalistach bez hajsu, hajsu i kanapek z hajsem to ciężka sprawa. Jako ciekawostkę dodam od siebie cytat (a nawet dwa) ze Stachury: "(...) nigdy nie wierzyłem w swoją śmierć i myślę, że chyba tak naprawdę i absolutnie nikt nie wierzy w swoją śmierć, a ci, którzy twierdzą, że wierzą, nie wiedzą po prostu, co mówią, nie, nie kłamią, tylko nie zdają sobie sprawy z tego, co mówią, nie obudzili w sobie śpiącego tam, w najgłębszej tajnej norze, zapomnianego genialnego dziecięcia, ale ono nawet śpiąc nie wierzy w zagładę. Bo jak mogę przestać być, jeśli jestem." "Co zrobić? Nie dane jest jedno życie na powagę i drugie życie na zabawę. Nie dane są dwa życia ani wiele żyć. Jedno. Jedno jest dane życie nam. I wszystko w nim musi się pomieścić. Wszystko. Jak najwięcej. Żeby, kiedy przyjdzie konać, w co nie wierzę, więc kiedy przyjdzie konać, w co nie wierzę, żeby wtedy jak najmniej było tego żalu, który zawsze będzie, kiedy przyjdzie konać, w co nie wierzę, ale żeby go było jak najmniej tego żalu, że jeszcze tej rzeczy nie znam i tej nie znam, i tej, jeszcze tu nie byłem i tu nie, i tu, i jeszcze tam mogłem się rozdać, i tam mogłem się rozdać, i tam, tyle rzeczy, istot i miejsc, których nie znam, tam jeszcze nie byłem i nie klaskałem w dłonie, tam nie byłem i nie splunąłem, tam nie podpaliłem ognia, tam nie zasadziłem drzewa, tam nie klęczałem, tam nie biegałem, tam nie przelałem łez, tam nie przelałem krwi, tam nie cieszyłem się, nie śmiałem, nie radowałem się razem z innym, za ręce trzymając się i tańcząc, tam, tam, tam jeszcze, o gwiazdo chleba- krucha, sypka i dzielna matko nasza, więc żeby tego żalu było jak najmniej, kiedy przyjdzie konać, w co nie wierzę, kiedy nie będzie już wstać, nie będzie już iść, nie będzie już rozdawać się dookoła, bo nie będzie co rozdawać. Ale ja nie wierzę. Żeby, kiedy przyjdzie konać, w co nie wierzę, jak najmniej było… tego żalu. Żeby śmierci, tej zwyczajnej wariatce, nic nie pozostawić po nas w spadku. Niech odziedziczy po nas popiół wygasły i niech go sobie rozdmucha, jeśli chce, na siedem stron. I niech ma przy tym iluzje, że nie jest bezrobotna."
  2. No liczę na to, że Afrojax się otrząśnie i da coś porządnego. Bo problemem ostatniego Afro Kolektywu nie był przekaz tekstów (tzn. moze troche był jednak) tylko to, że one kompletnie nie leżały w muzyce, były oddzielnym autonomicznym tworem i nie tworzyły razem piosenek. I tego się słuchać nie dało.
  3. Afro Kolektyw zawsze na propsie, jeśli chodzi o życiowe przemyślenia. Szkoda, że się pogubili i kończą.
  4. Ja szczerze zgubiłem wątek. Nie spodziewałem się, że wywołam dysksuję w tę stronę...
  5. Tak mało słów, tak wiele treści Samych Spartan tu mamy. Martino - świeżo złamane serce?
  6. Owszem. Zainstalowałem Skyrima, bo juz nie miałem ochoty szukać niuń, a nie nie mam ochoty szukać niuń, bo zainstalowałem skyrima Więc przyczyna i skutek są na dobrym miejscu. Poza tym to jest pierwsza gra w jaką gram od października, więc jednej gry na pół roku bym nie demonizował. Gram, bo jestem chwilowo w sferze wypalenia muzycznego. Wypuściłem płytę w styczniu, kilka się sprzedało, kilkoro ludzi pochwaliło, ale mam od miesiąca wstręt do sześciu strun, coś jak kobieta w połogu się czuję. Więc zamiast grania na instrumencie, gram na kompie. A z tą laską to też i tak, że kumpel mi wytykał, że nigdy nie wyrwałem żadnej na "gwiazdę rocka", a przecież powinienem bez problemu, to chciałem spróbować. I taką bajerę zapuściłem, spodobała jej się, wypiliśmy piwo i o. Cel wykonałem, jak chcę to mogę się umówić z dziewczyną. I nic więcej mi się już nie chciało w tym temacie, udowodniłem sobie, że mogę. Przypomniał mi się jeszcze drugi przypadek, nazwijmy ją dziewczyna C., mniej więcej w tym samym czasie. Bo nie zafiksowałem się na targecie, tylko chciałem piec dwie pieczenie na raz. Otóż miałem "fankę-nimfomankę". Dziewczyna, która w życiu mnie nie spotkała, natomiast mieszkała w akademiku z moją koleżanką. Usłyszała moją muzykę i bardzo to przeżywała. Młode to to jeszcze, to wiecie. W każdym razie, któregoś dnia zadzwoniły do mnie gdzieś późno w nocy, podpite, bo miała urodziny, żebym jej "złożył życzenia urodzinowe bo ona ma urodziny". Dodam, że nie znałem nigdy wcześniej jej w żaden sposób, no ale siedziały tam z moją koleżanką, "napite siedzą", myśle "co mie tam", więc zaspiewałem kawałek życzeń urodzinowych przez telefon i tyle. Dziewczyny się popodniecały, jak to napite dziewczyny i zaprosiła mnie do znajomych na fejsie. Nie przyjmuje zwykle takich ludzi, których w życiu nie widziałem, ale wiadomo, na chwile można, poobczajam zdjęcia, a nuż warto. I zaczęła do mnie pisać. Niedwuznaczne aluzje rzucając. Że mój głos ją przeszywa wszędzie, że pewnie się nie mogę opędzić od dziewczyn, że położyłaby się ze mną w jednym łóżku i sprawdziła moje umiejętności językowe... Tak o. Ja człowiek kulturalny jestem, poza tym nie znam jej, no to przecież nie dam sie wkręcać w takie gadki, może tam ktoś siedzi mój znajomy i sobie robią ze mnie jaja, a może co? Bo to wiadomo? Więc ją grzecznie zbywałem i udawałem najgłupszego jakiego sie dało, no bo naprawde trzeba było być skrajnym idiotą, żeby tych jej aluzji nie rozumieć. I tak było ze dwa razy, gdzieś tam dawno, raz na jesieni i raz w zimie jak się odezwała. Ja zapomniałem o sprawie całkowicie. Aż właśnie do momentu jak z tą B się umawiałem na piwo. Bo miałem wtedy wenę i stwierdziłem, że jak się bawić to się bawić, większa ilość prób to większa ilość sukcesów, a dziewczyna C., wydawała się napalona swojego czasu (no dobra, trzy miesiące wcześniej, ale fakt faktem?). Piszę do niej, że piwo, wtedy i wtedy zapraszam. Nic ponadto, bez żadnych aluzji, podtekstów niczego. Tylko, że zapraszam na piwo. A ona do mnie: "a dlaczego?" Pytanie nad wyraz z pomiędzy pośladków, by nie powiedzieć kolokwialnie, że z dupy. Więc wymyśliłem na poczekaniu: "Bo nie znam cię, a mam cię w znajomych na fejsie. Więc albo się poznamy, albo cię wyrzucam." Ona: "Ale sam mnie zaprosiłeś do znajomych!" Ja: "Na miły Bóg, nie, ty to zrobiłaś, na własnych urodzinach po pijaku." Ona: "Acha... no nic, skoro tak to możesz mnie usunąć, bo ja się nie umawiam pod presją." Ja: "Ok." i wyjebałem niniejszym na zbity ryj. Tu nie mam żadnych wyrzutów, ani żalu, bo to był taki sobie strzał, a i panna taka sobie. Zrodziło się tylko w mojej głowie pytanie: co im się kotłuje w tych główkach, że potrafią do nieznajomego człowieka pisać ewidentnie seksualne teksty jednego dnia, takie, których ja bym nie napisał po latach znajomości w sumie, tylko swojej dziewczynie ewentualnie, a drugiego dnia, nie chcą nawet umówić się na piwo? Jak to jest? Albo się jest fanką-nimfomanką, albo się nią nie jest. Czy to magia internetu: "przez internet wszystko - w realu nic, bo jestem grzeczną dziewczynką"?
  7. O kocie nikt nie mówił, chyba, że jako karme dla mojego wilczura Boże, przestancie, zacząłem w zeszłym tygodniu Skyrima, a wy teraz tak piszecie... Już mi się zdaje, że wyrok na siebie podpisałem!
  8. Pikaczu, teraz to Ty robisz z igły widły, bo co jak co, ale od takiego stwierdzenia, jestem daleki. Nie mam wcale takiej wyjebanej samooceny (chociaż pracuję nad tym, żeby mieć) natomiast sam napisałem, że potrzebuję bliskości. Tylko pytanie jest o stosunek cena/jakość. Poszukiwania kobiety zajmują banie, czas i zasoby finansowe. Pikacz, wsłuchaj się w argumenty drugiej strony.
  9. Dobre pytanie postawiłeś Arox, podbijam. Może psa kupić?
  10. To w takim razie tak bardzo nie umiem... Byłem już pijany, tak czy siak, więc głowa pracuje inaczej, jakbym był trzeźwiejszy to bym pojechał z samej ciekawości. Marek i Pikacz, prezentujecie odmienne podejście, skoro Marek mówi, że w trzy godziny jednak mogłaby już coś powiedzieć o sobie, a Pikaczu twierdzi, że to prezentacja zasobów dopiero. A co jeśli ona nic poza tym zasobami po prostu nie ma? Taka prawda, jak się pracuje i studiuje i człowiek ledwie ma czas pójść spać i raz na ruski miesiąć wpaść na impreze (tak jak wtedy wpadła), to sorry, nie będzie miała zainteresowań, bo nie ma czasu na zaintersowania. I co jeśli mnie te zasoby nie interesują? P.S. Co to znaczy "pokazać fugę"? Tego akurat nie znam
  11. Powiem Wam, Panowie, coś we mnie ostatnio pękło. Miałem parcie na dupy straszne. Takie, że męczyło mnie picie z kumplami, czemu nie zapraszamy więcej ludzi, albo gdzieś nie idziemy, czemu nie poznajemy nowych dziewczyn i się kisimy itd... I trwało to do czasu. Otóż, miesiąc to z górką temu już było, kumpel dobry zrobił imprezę. Były jeno dwie dziewczyny, które budziły moje jakiekolwiek zaintersowanie. Dziewczyna A: przyszła i zaczęła pić. Mała masa, dobre wino, kolega Rex miły i dolewa. Długo czekać nie musiałem, a już miałem jej rękę na plecach pod koszulą. Samemu będąc jeszcze prawie żyleta trzeźwy Jaskółkę bym jeszcze zrobił. Ale był też wspólny kolega jej i gospodarza i stwierdził on, że my tu gadu gadu, a to on potem ją będzie musiał targać do akademika. Wyszedłem do kibelka, jak wróciłem to już ich nie było... Powiem Wam szczerze - zdenerwowałem się. Rozmiękcza człowiek sobie kobiete przez trzy godziny i takiego dostaje w plecy penisa. Fakt faktem, że już była lekko zrobiona, ale stać stała sama, mówić mówiła, a przecież więcej byśmy jej nie lali, a i do domu by nie musiała iść... Trudno. W każdym razie, jeszcze zanim oni wyszli pojawiła się dziewczyna B. Dziewczyna B, to taka znajoma typu "cześć - cześć". No hard feelings. Widywana to z takim to z takim, ale zwykle z chłopakami nie najwyższych lotów, jeśli chodzi o inteligencję/wykształcenie itd. Natomiast ona - wszyscy, którzy ją znają z moich dobrych kumpli dają jej 8-9 na 10 możliwe. Ale jakoś nikt się nie kwapił, tzn. ktoś coś kiedyś gadał, ktoś coś kiedyś myślał, ale w końcu nikt nic. No i była tam. Natomiast ja byłem lekko wkurzony. No i tak gadaliśmy trochę, trochę piłem... Sęk w tym, że dawno nie byłem tak uszczypliwy względem dziewczyny. Ładnej dziewczyny. Brzydkie potrafie równo objeżdzać, ale jak coś się oczom podoba, to od razu język się hamuje. A tutaj moje wkurzenie i alkohol powodowały, że sobie nie folgowałem. Oczywiście nie "chamsko", tak wiecie, uszczypliwy typu "mam zły dzień". Nie wiem kiedy - odpadłem. Ponoć koło 2:00. I nagle budze się, na wersalce, w pokoju imprezowym, siedzą przy stole piją dalej. Już mało ich, ale piją. Tymczasem nade mną siedzi B. (ona mnie zbudziła) i pyta się, czy nie chce jechać do niej, bo ona ma duże łóżko i moge u niej przekimać. Ja taki półprzytomny, jak to człowiek wyrwany ze snu, ale już mnie trochę przetrzeźwiło, spojrzałem na zegarek. Czwarta. Stwierdziłem, że o tej porze, to równie dobrze mogę już jechać do siebie, skoro nie będę spał na miejscu imprezy i podziękowałem jej za propozycję, ale powiedziałem, że jadę do siebie. Kolega z drugiej strony stołu usłyszał gadkę (siedzial i chał do tej pory) i stwierdził, że on chętnie pojedzie tam spać. Dziewczyna nic nie powiedziała, jakoś tak milcząco się zgodziła, na zasadzie faktu dokonanego, proponowała spanie, znalazł się chętny. Zebraliśmy się i wyszliśmy. Ja pojechałem do siebie, oni do niej (jeszcze musiałem im tempo na przystanek narzucać, wlekli się strasznie ) Tu zaznaczę, że od kolegi wiem, że do niczego tam nie doszło I tak siedziałem dumałem na drugi dzień na kacu, zastanawiałem się, czy powinienem był wtedy pojechać... I czy aby na pewno nie byłem tamtego wieczora za ostry/nie miły? Dumanie moje trwało cztery dni (bo ja dumam powoli) i w końcu wydumałem, że dawno nie byłem z dziewczyną na piwie, tak po prostu. Stwierdziłem, że zaproszę B na piwo. I tak zrobiłem. I zgodziła się. Podbudowało mnie to, bo dawno (nigdy?) czegoś takiego w sumie nie robiłem. Poszliśmy na piwo. Wcisnęła mnie w swój napięty grafik praca/studia/praca/spanie. I to ona praktycznie gadała przez trzy godziny. I dowiedziałem się wszystkiego o jej studiach, o pracy, o współpracownikach... Takie rzeczy. Natomiast nie mam zielonego pojęcia, czy się czymś interesuje, czy lubi jakąs muzykę, jakichś autorów, czy cokolwiek, jakie ma poglądy na życie ludzkie nasze i inne rzeczy, które mnie nurtują w drugim człowieku. Kobiecie. I tyle. Fajnie było, wróciłem do domu, usiadłem. I stwierdziłem, że nie chcę. Nie potrzebuję. Nie jara mnie to. Po pierwsze ona - wszyscy ją mają za ładną i jest ładna. I niczym nie intryguje. Niczym. Nic z jej osobowości nie chwyta. Po drugie ogół kobiet. Zastanowiłem się: "po co mi kobieta?" Prasuje sam, piorę sam, gotuję sam, sam czytam, sam słucham muzyki, sam spaceruję, sam robię zakupy, sam prowadzę samochód, sam się kładę i sam wstaję. Po chwili zastanowienia odpowiedziałem sam sobie, że kobiety potrzebuję co najwyżej do seksu i ogólnie żeby poczuć czyjąś bliskość. I stwierdziłem, że to nie warte zachodu. Tego całego tańca godowego, zapraszania, iścia, siedzenia i słuchania rzeczy, które cię nie obchodzą, po to, a żeby zaliczyć. Bez sensu. Stwierdziłem, że mówię pas i zajmę się czymś innym. Baby na razie do niczego mi nie trzeba. Takie to moje przełamanie. Czy powinienem był tam pojechać wtedy z nią? Czy to by coś zmieniło? Konkretnie: czy to była szansa na coś, której ja nie rozpoznałem, czy tak jak pomyślałem wtedy - szukała tylko jelenia, żeby nie jechać sama nocnym bo się bała? I czy jestem już zblazowany i zbyt wymagajacy? Poezji i myśli filozoficznej od kobiety? Powinienem dać jej jeszcze szansę? Mam wrażenie, że jak znajdę taką jaką bym chciał, potrafiącą delektować się dziesięcio sekndowym detalem muzycznym, albo czytającą na wyrywki grube antologie wierszy, albo chodzącą poetom zapalać swieczki na grobach i będzie czuła mistycyzm, który ja czuję czasem w swoim życiu jak robię takie rzeczy... to to będzie wariatka nie do życia Będzie tak bardzo oderwana od życia wtedy, że z nią nie wytrzymam.
  12. Spokojny oddech u samobójcy chorego psychicznie? Czemu nie. Uderzenie skrzydłem? Góry to nie płaska ściana. Tu kawałek wystaje, tam kawałek wystaje, akurat tak naleciał, że najpierw uderzył skrzydłem. Nie widzę najmniejszego problemu. Dzwonienie i smsy - pytanie, czy jeśli powyłączali na czas lotu telefony, to mieli dość czasu żeby zareagować, pomiędzy tym, jak sie zorientowali, że się rozbiją, a uderzeniem. No a mało to ludzi popełniło samobójstwo, bo laska ich rzuciła? Bo w skali świata zdaje mi się, że sporo. A ten akurat miał licencje pilota i taką pracę.
  13. Czerwony grejfrut królem zapojek. Jeden z niewielu napojów, który wykręca mordę bardziej niż wódka. Polecam z całego serca. I płyny, duuużo płynów. Taki kolo na wsi, skąd pochodzi mój ojciec wypił w ciągu alkoholowym kwas, bo trzymał w butelce po czymś. I skończyło się cmentarzem.
  14. Sugerujesz, że Niemcy, żeby nikt nie pomyślał, że to usterka w "niemieckim" samolocie i żeby nie było spadku zamówień i wpływów na Airbusa, nagrali sobie czarną skrzynkę samolotu i sfabrykowali dowody na niepoczytalność pilota? Tak mam to rozumieć?
  15. To dobrze, że wiesz, że to Twoja wina. W takiej grze karcianej "Karty przeciwko człowieczeństwu" jest karta "Nieodwzajemniony seks oralny". I jest to karta smutna. I to już jest powód, do stwierdzenia, że jest egoistyczną s**ą, przynajmniej w tym wieku, może jej przejdzie. Ale na chwilę obecną dziewczyna kwalifikuje się do rzucenia i nie zawracania sobie głowy. Nie wymieniłeś ani jednego powodu, dla którego warto z nią być. Chyba, że chcesz mieć dziewczyne dla sztuki, tylko po to żeby mieć i jara Cię sam fakt, że ją masz, ale wtedy możesz sobie znaleźć jakąś z innego miasta i przynajmniej nie będziecie sie musieli spotykać i nie będzie większości problemów. Ale to jeżeli chcesz figurantkę. Serio, szczególnie, że jesteś młody i jedna, druga, trzecia, czwarta... na co Ci ta? Akurat ta? Kłotnie? Po co Ci kłótnie? Brak seksu? To powiedz mi co ona takiego Ci daje? Prestiż? Ładna jest? Każdy chciałby ją mieć, a masz Ty? Nawet jeśli tak - to nie warto. A płakanie faceta przy rozstaniu to najgorsze co można zrobić. Wiem bo sam robiłem. I nigdy, nigdy kurwa więcej. Nie wolno. To jedna z najgorszych rzeczy, które można zrobic i to zarówno w przypadku, kiedy liczysz, że jeszcze to się poskleja, jak i w przypadku, kiedy masz więcej tej kobiety nie spotkać i mieć wyjebane do końca życia. Nie płaczemy i koniec. I chorobliwie zazdrosny też byłem. I też nie polecam. Wyjebane, puszcza się to niech spieprza, nie puszcza się, to nie mam o co kopii kruszyć, bez stanów pośrednich: "nie puszcza się, ale myślę, że sie puszcza". To prowadzi do rozstania. Połączonego z płaczem. Nie polecam. Podsumowując: - świetnie, że wyciągnąłeś wnioski z poprzedniego związku. Trzymaj się tego. - obecny nie rokuje, daj se spokój, zostaw laskę samej sobie. - znajdź sobie coś. Jakiś sport, zacznij grać na instrumencie, pisać wiersze. Albo po prostu grać na kompie. Albo po prostu robić hajs. Cokolwiek, zajmij się czymś konsruktywnym
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.