Skocz do zawartości

Divorced

Użytkownik
  • Postów

    11
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Profile Information

  • Płeć
    Mężczyzna

Ostatnie wizyty

Blok z ostatnimi odwiedzającymi dany profil jest wyłączony i nie jest wyświetlany użytkownikom.

Osiągnięcia Divorced

Kot

Kot (1/23)

4

Reputacja

  1. @ntech dziękuję za rzeczową odpowiedź. Nie ukrywam, daliśmy sobie, niby w zartach "furtkę", że różnie w życiu bywa, ludzie się zmieniją i kto wie, czy się kiedyś znów nie zejdziemy. Ale Twój wpis dał mi ogląd sytuacji. Dziękuję. Chcę tylko dodać, że z każdym dniem, małymi stopnia, ale jednak, "kafel" stygnie i wraca do normy.
  2. Decyzja o rozwodzie nie był podjęta pod wpływem chwili, a kikunastomiesieczną walką o przetrwanie małżeństwa. Seperacja nie wchodziła w gre. Albo tak, albo nie. Nie ma pół środków. Mało tego, szukałem pomocy u dwóch różnych duchownych (Dominikanin i Jezuita) i Księdza Katolickiego (ogromne wsparcie i zrozumienie z ich strony). 3:0 za rozejscie się. Tak, wskazywali nam przedstawiciele Kościoła Katolickiego, że mamy się rozejść. Ale jak wspomniałem, nie ksiądz mnie rozliczy. Pozatym małżeństwo kościelne może zostać rozerwane. W sytuacji śmierci współmałżonka. Czego mojej Żonie i sobie oczywiście nie życzę. Nie moja wiara była tematem mojego postu, więc dalsza dyskusja wobec mojej osoby i nsszego postępowania w kwesti dogmatów kościelnych w sakramncie małżeństwa, jest zbyteczna. Za wszelkie porady, odpowiedźi i dobre słowo dziękuję Panowie
  3. Zerwać się nie da, jedynie uniewaznić. Pewnie, że meczylo, ale zeszło to na drugi plan. Opowiem krótką anegdote: po ślubie, w trakcie wesela mój najlepszy kumpel, który był świadkiem, powiedział mi: "to nie stres cie w trakcie składania przysięgi zblokował" Miał rację. Jak by to głupio nie brzmiało, kiedy stałem przed ołtarzem powtarzalem sobie, że to stres itd. A w głębi serca wiedziałem, że jest to farsa, która "przy okazji" miała sformalizowac nasz związek przed wyjazdem.
  4. Tak, ale dajemy sobie spokój z próbą unieważnienia. Jesteśmy wierzący, od pewnego czasu bardziej świadomi, nie ksiądz, a Pan Bóg nas wyrowna.
  5. Zgadza się w pełni. Dziwne to zabrzmi, ale nigdy się nam tak dobrze nie gadalo jak bezpośrednio po rozprawie. Nawet obsmialismy "temat", że w tym kraju dłużej nam zeszło ze ślubem, jak z rozwodem. Po przeczytaniu Twojego posta uświadomiłem sobie właśnie teraz, że zacząłem ja idealizować, zagluszajc w tle powody rozwodu. Jak było posane wyżej. Ja życzę jej mimo wszystko, żeby poukladala sobie życie, będąc naprawdę szczesliwą, bo jaka by to "samica" nie była, ona na to zasługuje. Dzięki Panowie. Długo i mocno się z tym borykalem przed rozwodem. Tak było.
  6. @Libertyn Dzięki za odpowiedź i podpowiedź.
  7. Ps. Ostatnimy czasy czytałem Kobietopedie, Stosunkowo Dobry, Dlaczego Kochamy, Potęga Terźniejszosci i parę inny ciekawych książek. Pracuje nad sobą itd. Nie mam niskiego poczucia wartości, jestem pewny i decyzyjny. A I TAK NIE MOGE SIĘ WYZBYĆ GŁUPIEGO POCZUCIA UDRĘKI, ZE INNY FACET BEDZIE JĄ MIAŁ.
  8. @Libertyn Powiem Ci tak. Chemii nie było, ale docenialem ją za osobowość, że pośród tego kurestwa na świecie, dziewczyna miała zasady. I ufalem jej bardziej niż własnej matce. Ale poprostu, jednak, nie nadawalismy na jednej fali. Rzadko się klocilismy, ale też bardzo rzadko rozmawialiśmy "głębiej". Wyjazd za granicę miał być, ale po ślubie ona odpuscila. Z perspektywy czasu wiem, że zgodziła się na plan wyjazdu, ale w głębi serca wiedziała, że nie pojedziemy. A ona będzie mieć ogarnietego chłopa, dom, dwójkę dzieci i psa. Widząc co się dzieje, a raczej, że z wyjazdu lipa, zwlekalem ją z decyzją o staranie o dziecko. Czułem gdzieś po kościach, nie dawało mi to spokoju, gdzieś w środku mnie czułem, że to małżeństwo może się szybko skonczyć. Panowie dziękuję za wsparcie. Decyzja o rozwodzie nie była łatwa. Plakalem też i ja. Ale wolę być sam, niż być samotnym w małżeństwie.
  9. Witam wszystkich Braci. Historia jak w tytule, będzie szybko. Z byłą już żoną znaliśmy się łącznie 9 lat: 6 lat "chodzenia", 3 lata w małżeństwie. Powodem naszego ślubu była chęć sformalizowania związku, aby ułatwić wyjazd za granicę. Przed ślubem był to mój pomysł, który żona zaakceptowała, po ślubie: "jak ci źle, to wyjedź". Jakoś to przecierpiałem, ale zadra na sercu pozostała. Po ślubie, zajęci pracą, żyliśmy jak lokatorzy. Gryzło mnie sumienie, gryzło mnie serce, rozstaliśmy się w grudniu, kilka dni temu rozwód. Nie mamy dzieci, jesteśmy w wieku 30 lat. Rozwód trwał 10 minut. Za porozumieniem stron, bez orzekania o winie. Szybko, sprawnie. I po wszystkim. Utrzymujemy kontakt, na zasadzie "czy wszytko ok". O ile przed rozwodem byłem przekonany co do słuszności decyzji, ona płakała, ale dała mi "czas", tak teraz zaczęło mnie z powrotem gryźć..., a ona nabrała sił, jak by ją wo wzmocniło. Byłem jej pierwszym, pracowita dziewczyna, uczciwa była, ale niestety chemii nie było. Nawet nie byłem do końca sobą przy niej, spinało mnie, ale było ok. Mimo wszystko mam jakieś w głowie poj**ane dylematy czy może wrócić. Bo tyle "chłamu" na tym świecie itd, itp. etc. Miał tak ktoś? Wątpliwości po rozwodzie? Czy z perspektywy czasu ktoś żałował decyzji? Wiem....wiem....może mam coś z głową, albo nie doceniam tego, że nie skończyłem po rozwodzie z długami, alimentami, kilkuletnimi szarpaninami w sądzie i tysiącami wydanymi na adwokatów.
  10. Divorced

    Witajcie

    Witam wszystkich Braci
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.