Mam problem ze zrozumieniem kobiety - pewnie nic w tym dziwnego, w końcu to skomplikowany gatunek.
Kilka miesięcy poznałem X od samego początku wpadła mi w oko wyróżniając się na tle innych kobiet dużym entuzjazmem, energią, kulturą osobistą i ogólnie emanowała taką aurą, że wpadłem dość szybko. W pierwszych chwilach to ona okazywała zainteresowanie, zainicjowała sytuację w której mieliśmy okazję pobyć sam na sam, całe to spotkanie wpatrywała się we mnie jak w obrazek, zachowywała się tak jakby mi chciała zaimponować. Pożegnaliśmy się, kolejny dzień i znowu zagadała a na jej twarzy widziałem lekkie zakłopotanie. Potem na jakiś czas kontakt był ograniczony tylko do spotkań z uwodzenia nie było okazji do rozmów, a mi zabrakło fantazji żeby coś ogarnąć. Zrobiła się oschła, na cześć odpowiadala zdawkowo i niemiło, kilka razy niegrzecznie ze mną rozmawiała. W tym najgorszym momencie wypaliłem do niej ze spotkaniem odmówiła tłumacząc że ma faceta (nie brzmiało to zbyt szczerze) przekopalem jej fb i nie znalazłem żadnego śladu faceta, w dodatku dowiedziałem się że mieszka ze współlokatorka. Jakieś dwa miesięce mnie ignorowała, unikała, więc zrobiłem to samo.
Nieoczekiwanie po tym czasie sama zaczęła zgadywać, zaczepiać, uśmiechać się, patrzeć swidrujacym wzrokiem przy każdej okazji, denerwować się w mojej obecności, w głosie miała żal i emocje gdy rozmawialiśmy. Sytuacja ciągnie się do teraz, są momenty oschłości a potem znowu dobrze. Nie odważylem się zaprosić jej drugi raz, nie wiem czy facet to była bajka. Teraz jest już mega zniecierpliwiona co widzę, robi mi różne testy. Nie mogę przełamać tej bariery. Jak ti według was wygląda?