Skocz do zawartości

Maciejos

Starszy Użytkownik
  • Postów

    437
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

  • Donations

    0.00 PLN 

Treść opublikowana przez Maciejos

  1. Muzułmanka muzułmance nie równa. Spotkałem się kilka razy z Indonezyjkami. Niby Islam, ale pod kołderką Allah nie widzi. Nieco gorzej jest w krajach arabskich. Piszę z pewną Libijką i z jej opowiadań, to tam nieźle są trzymane na smyczy xD Podobno nie kobiety nie mogą podróżować za granicę samemu. Mogą tylko w towarzystwie brata, ojca lub męża. Cóż, internetowe czasy sprawiają, że pewne kultury/wyznania będą musiały przejść pewną reformę lub będą musiały zaadaptować się do nowych czasów. W inny przypadku państwa wyznaniowe będą postrzegane jako prymitywne i zacofane wioski.
  2. Przecież to jakiś stock image, który dobrany został dodany do tego wysrywu właśnie po to, żeby potem o tym wrzało xD 2024, a Wy się dziwicie, że tworzy się wysrywy dla klikalnośći, bo inaczej reklamodawcy im nie zapłacą i portal nie zarobi.
  3. "Wkraczajac w pustke" (Enter the Void) Wkraczając w pustkę (2009) - Filmweb Bardzo specyficzny film. Polecilem go jednemu kolezce ze studiow, co to sie okrzyknal wielkim kinomaniakiem, ktory obejrzal ponad 1000 filmow - stwierdzil, ze umiesci go w top 10. Z takich mniej komercyjnych tytulow to polece jeszcze: "Miasto Boga" (2002) "Slon" (2003) Ktos wczesniej polecil "Kiel" z 2009 (Kynodontas), bardzo dobry film.
  4. Speed-dating brzmi jak hamerykański wysryw do zaimponowania Pańci w 1-2-3 minuty. Zaimponowania statusem, majątkiem czy wyglądem. Za darmo jest pełno social-eventów na różnych apkach, gdzie w podobnym stylu - spotkasz dużo osób i warunek "masz tylko N-minut, żeby wybrać TAK lub NIE" odpada.
  5. Bardziej ciekawostka, która wyskoczyła mi dzisiaj w proponowanych: Wiadomo, że to wszystko jest wyreżyserowane, nawet do pewnego stopnia. Odpada element "kandydat tu i teraz", bo osoby widzą kto jest będzie następny. Całkiem ciekawe zestawienie tych "matchy". W miarę klasycznie - czekoladki razem, woo-hoo flower power też, w skrócie - podobieństwa (stylowe/rasowe) się przyciągają.
  6. Też jestem za eugeniką i utopijnym światem pięknych ludzi, ale...życie jest jakie jest xD Ja niestety pominąłem "Stwórz postać", więc gram tą losowo wygenerowaną
  7. Gosciu i tak jest ekspatem, bo wyemigrowal z malzonka i dziecmi do UK. Znajac jego i jego goscinnosc, to pewnie zalatwialby mi zajebiste dupy i to kompletnie za nic, bo zaczelismy jako dobrzy ziomkowie z pracy, a potem bylem dla niego dobrym szefem. W Ghanie akurat praktykowali poliamoryzm, wiec cos czuje, ze moze byc tam fajnie ruchable. Oczywiscie z guma, bo AdIDaSow nie chcialbym nosic. Kuszaca opcja, ale wiem z doswiadczenia jak to srednio idzie zorganizowac we 2 niezalezne osoby, do tego koszty przelotow...juz wolalbym sobie poleciec do Japonii/Indonezji w te miejsce, lub ewentualnie na jakies foto-safari na poludnie Afryki.
  8. Jego tipy to były - "bede jechał na urlop to wbijaj ze mną". W sumie bez lokalsa niezbyt by mi się chciało coś tam działać. Jak się orientowałem, to bilety lotnicze były nieco drogie, coś koło £1000.
  9. Biali są popularni w Afryce i to nie jest jakaś sekretna wiedza. Sam chętnie bym się wybrał w jakieś ciekawe miejsce w Afryce. Mój dawny współpracownik poleca mi swój kraj - Ghanę, wręcz zapewniał mnie, że się nie zawiodę, ale ja jednak preferuję nieco szczuplejsze Afrykanki. Czas coś zaplanować ;>
  10. Fotka.pl? To ten dinozaur jeszcze istnieje? Miałem chyba z 14-15 lat jak Fotka.pl była para-socialmedia w PL
  11. Prawo to nieco zdradliwy kierunek. Z moich znajomych, którzy studiowali lub ukończyli ten kierunek - żaden nie poszedł dalej w tym kierunku. Jeden przerwał na 3 roku (a to był całkiem bystry i ułożony gosciu), drugi skończył i zamiast pójść na aplikacje to poszedł do pracy w jakimś para-korpo (do tego sam mówił, ze nie pasuje do tego bananowego towarzystwa), inna skończyła i robi jako zarobas w jakiejś kancelarii w stolicy - typowe „przynieś, wynieś, pozamiataj” (a jest z całkiem dobrego domu, chyba nawet ma prawników w rodzinie), inna skończyła i została lewicową aktywistką. Którą uczelnie wybierzesz, może mieć znaczenie tylko w jakiś topowych firmach. Bezpłatna wyższa edukacja jest jednak warta prawie tyle samo co każda inna, nie tak jak za granicą gdzie masz płatne szkoły. Ktos Ci dobrze napisał - wiedza akademicka i zawodowa to są dwie różne dziedziny. Jedna przyda Ci sie przy zdobywaniu tej drugiej, ale w niektórych przypadkach to tez nie jest reguła. Pozdro.
  12. Po prostu mój organizm musiał jakoś dziwnie zareagować, bo w pewnym momencie po prostu przestałem być głodny. Miałem taką "blokadę" kilka lat temu jak robiłem siłownie + dietę. W pewnym momencie czułem jakby moje jelita przestały pracować.
  13. Tak. Przez dłuższy czas chodziło za mną, żeby nie jeść mięsa, bo po prostu mi się przejadło. Postanowiłem sprawdzić ten protokół i zastosowałem dietę tegoż Pana. 3-4 posiłki dziennie, dosyć wąskie okno żywieniowe (4h, bo pracuję w nocy). On stosuje dietę wegańską, ja wybrałem wegetariańską wersje. Po przebudzeniu piłem coś co nazywa "green giant": - 2 łyżki chlorelli - 20g peptydów kolagenowych - 2-3g kreatyny - 6-7g aminokwasów - cynamon - opcjonalnie dawałem trochę ashwaghandy Pierwszy posiłek to warzywna papka "super veggie": -250g brokułu -150g kalafiora -50g grzybów shitake -ząbek czosnku -3g imbiru -czarna soczewica -sok z limonki -ocet jabłkowy -oliwa z oliwek Potem owocowy pudding "nutty pudding": - 70g mrożonych owoców leśnych - 20-35g odżywki białkowej (miałem "pea protein") - cynamon - 3 łyżki orzechów macadamia - 2 łyżeczki orzechów włoskich - czekolada (ja używałem ziaren kakaowca) - len - nasiona chia - orzech brazylijski - 100ml mleka roślinnego/orzechowego - 50ml soku z granatu Ostatni posiłek jaki jadłem to 150-200g pomidorów, kulka mozarelli light i 1 małe awokado. Do tego łyżka oliwy i zamiennik soli. Miałem zaplanowane (i obliczone) wszystko na miesiąc. Wytrzymałem tylko tydzień i do tego nabawiłem się jakiejś psychologicznej bariery przed w/w produktami. Dni 1-4 czułem się ŚWIETNIE, budziłem się wyspany, byłem pełem energii, czułem się niesamowicie lekko. Żeby nie było - smakowało mi to co jadłem. Lubię warzywa i owoce, a posiłki były dobrze zbalansowane. Łącznie wychodziło jakoś ponad 2000kcal. Nie miałem problemów z trawieniem - wypróżniałem się bez większego kłopotu. Oczywiście przez chlorelle (glony) - w kiblu było nieco zielono. Dnia 5-go musiałem w siebie wmuszać jedzenie - po prostu nie byłem głodny, czułem się pełny (aż do zakończenia testu) i nawet pijąc miałem problem, żeby mi się nie ulało. Dnia 6-go lub 7-go zrobiło mi się niedobrze i zwymiotowałem niedługo po wypiciu tego pierwszego "koktajlu". Potem chyba nie jadłem nic przez cały dzień lub też dopychałem się byle czym dla kalorii. Obecnie mam nieco uraz do w/w potraw. Tego Green Giant nie jestem w stanie już przełknąć, bo na samą myśl zbiera mi się na wymioty.
  14. To już nie tyle przez Polski beton w sejmie, co przez Polski beton zwany społeczeństwem. Takie systemy buduje się od zera, a nie zmienia zastany. Co do służby zdrowia w JP, to nie narzekałem - wyleczyłem ok 10 zębów, w tym jeden kanałowo, za może niecałe 1000zł. Chodziłem na akupunkturę i płaciłem jakieś śmieszne pieniądze. W niektórych placówkach pierwsza wizyta była znacznie droższa od pozostałych, ale nie pamiętam dlaczego tak było, być może, aby być rentownym przez jednorazowych pacjentów.
  15. Mi odpowiada system japoński - obowiązkowa składka ubezpieczenia (nawet dla bezrobotnych), którego wysokość zależy przede wszystkim od miejsca zamieszkania/prefektury. W moim przypadku było to coś około 5-7% miesięcznej pensji. Do tego częściowa refundacja usług medycznych - państwo pokrywa 70%, a pozostałą płaci pacjent za wykonaną usługę. Wymusza to w pewien sposób konkurencję na rynku, bo do słabych przychodni pacjencji nie będą tak chętnie chodzili.
  16. Czy jest czy nie, to oddzielny temat. Mnie tam tylko to bawi, że robi się z tego narodową fetę przy kuśtykającej służbie zdrowia, coś na zasadzie - "płacicie od chuja w składkach, a do tego co roku do puszeczki cyk! O, masz naklejkę!" Pomijam fakt narodowej amnestii, gdzie złotówka do puszki WOŚP czy 5-10zł na inne "pomagam.pl", wypełnia moralny obowiązek p0laga z kategorii "dobroczynność".
  17. Zagadnienie jest bardzo ciekawe. Śledziłem przez trochę Bryana Johnsona i jego "Blueprint". Milioner, który inwestuje miliony w "odmłodzenie" swojego organizmu i spowolnienie procesu starzenia. Dla normików brzmi to jak kaprys bogacza, ale z drugiej strony - to wartościowe podwaliny do dalszych badań z tezą, że każdy organizm można odpowiednio nastroić, aby działał najwydajniej i najmniej destruktywnie. Chorób się nie uniknie.
  18. Maciejos

    Indonezja cz. 3

    Dzień 6 Do Jakarty dojechałem jakoś o 2:30 w nocy. Przed dworcem tłum ludzi jak w dzień, to miasto chyba w ogóle nie śpi. Ogarnąłem takso-skuter i zdążyłem nieco kimnąć. Tego dnia był dzień spotkania z Elą. Może nieco o niej. Poznaliśmy się na Tinderze w grudniu 2022. Pisałem z nią z braku laku, bo nie miałem co robić w tamtym czasie - tylko praca i dom. W pewnym momencie coś jakby zaiskrzyło (w sumie z jej strony) i zaczęła traktować mnie jak swojego chłopaka. Nieszczególnie to odwzajemniałem, bo w myśl kołczo-puasów pisałem z wieloma kobietami. Ucieszyła się na wieść, że przylecę do Jakarty i w sumie dało się do odczuć. Spotkaliśmy się dnia szóstego po moim powrocie z mini-tripu. Tego dnia miałem również zaplanowany obiad z moją wieloletnią koleżanką wraz z jej rodziną. O gościu słyszałem tylko z opowieści, bo przez te wszystkie lata mieliśmy dosyć dobry kontakt. Odebrali mnie spod mojego apartamentu i udaliśmy się do restauracji serwującą kuchnię z rejonu Padang (Sumatra), skąd pochodzi moja znajoma. Ciekawe doświadczenie. Usiedliśmy do stołu i jedzenie zostało podane dosłownie w 3 minuty. Wjechała ogromna misa ryżu i kilkanaście mniejszych talerzyków z różnymi daniami z wołowiny. Moim absolutnym faworytem zostało Rendang - coś jakby pikantniejsze curry z wolno gotowaną wołowiną. Poza tym na talerzach było prawie dosłownie wszystko z wołowiny - płuca, język i nawet...mózg. To ostatnie średnie, konsystencja pasztetu i smak wątróbki. Płuca były jakoś na chrupko i bardzo leciały spalenizną. Do picia wjechały jakieś soki ze świeżych owoców, a potem herbata z...koglem moglem i limonką. Dziwna kombinacja, dla mnie zdecydowanie za słodka. Po żarełku podjechaliśmy do galerii handlowej, których w Jakarcie byłī setki. Dosłownie co kawałek jakieś spore centrum handlowe, a w środku w pizdu ludzi. W jednej z nich miało dojść do pierwszego spotkania z Elą, którego bardzo wyczekiwałem. Dnia 1-go miałem już mały przedsmak Indonezyjek, bo Pani Iweta była chętna na numerek, ale na Panią Elę byłem nakręcony jak napalony nastolatek. Pani Ela jest bardzo wysportowana. Yoga, siłownia, godziny kardio, street workout i wszystko inne co można wymyślić. Znalazła sobie sposób na spędzanie wolnego czasu i zapychała go właśnie ćwiczeniami. Iweta miała nieco (kochanego) ciałka, a Ela to po prostu skóra opinająca pięknie wyrzeźbione ciało i do tego najlepsze piersi jakie widziałem (i dotykałem, he he). Gdzieś w zalążkach "sekstowania" (seks + tekstowanie, ang. sexting) gadała coś o małych piersiach, które miałbym problem znaleźć. Oj ale to było droczenie się - tam wszystko było na miejscu. Pani Ela czekała na mnie na ławce przed jakimś sklepem. Jak do niej podszedłem to rzuciła mi się na szyję i mocno wyściskała. Gadka szmatka i wyszliśmy z galerii. Udaliśmy się do innej, gdzie był spożywczy, w którym kupiliśmy jakieś przekąski, po czym udaliśmy się do mnie. Pani Ela ma nieco małą podzielność uwagi - jest się w stanie bardzo szybko rozkojarzyć, takie nieco ADHD. Może stąd tyle tego ruchu, hmm... Udaliśmy się do mnie, włączyłem TV i jebłem się na łóżko. Z tego w jaki sposób pisaliśmy lub rozmawialiśmy na kamerce, można by wywnioskować, że po przekroczeniu progu laska rzuci się na mnie, pierw się nie odklei, a potem skonsumujemy relację. Ale się myliłem... Bardziej interesowało ją coś w TV, w które gapiła się jak dzieciak. Tak nie mogło być. Leciutko zasugerowałem, czy tak mnie wyczekiwała i nawet nie miała ochoty się poprzytulać . Potem już po schemacie: przytulanie (kontakt fizyczny) -> pocałunki -> jesteśmy nadzy w łóżku. Tutaj był nieco kolejny zonk. Domyślałem się, że Pani Ela jest dziewicą, bo tak sugerowała w wiadomościach. Gdzieś w tych wiadomościach też dodała, że "znajdziemy jakiś sposób". Niestety, ale mój palec wskazujący okazał się za duży, ale po odpowiednim przygotowaniu można było zaserwować odpowiedni pakiet - organoleptyczny test limitów przyjemności Niestety, ale mój statek musiał zadokować w pobocznym porcie, bo główny był zastrzeżony. Dobiegł wieczór i Ela pojechała do domu. Dzień 7-12 (pojedyncze historie i przemyślenia) Ostatnie dni spędziłem w Jakarcie i strasznie się nudziłem. Do tej pory moje urlopy były nieco bardziej aktywne, ale po intensywnym 1.5 roku pracy zasłużyłem na zwykłe nic nie robienie. Dni wyglądały podobnie - widziałem się na obiedzie albo z Kingą albo z tą drugą koleżanką. Iweta była dostępna na whatsappie, Ela również. Dojazd do galerii handlowych zajmował mi około godziny, czasami dłużej, bo korki. Odwiedziłem kilka znajomych mi sklepów, szczególnie tych Japońskich, bo indonezyjskie importy były tańsze niż te europejskie. Dobra zielona herbata to jakieś śmieszne pieniądze za paczkę 200-250g. O ile kojarzę, to wychodziło coś koło 15-20zł, gdzie u siebie za podobny import zapłaciłbym minimum 2.5x tyle. Do tego jakieś smakołyki i przyprawy, które kojarzyłem z mojego pobytu w Japonii w latach 2019-2020, które kupiłem w ogromnych ilościach, bo tanio. Ciuchy też odbiegały jakością od tych na rynek europejski. UNIQLO w Anglii to kompletne przeciwieństwo tego z Azji, zarówno cenowo jak i jakościowo. Kolejnego dnia znowu spotkaliśmy się z Elą. Był to poniedziałek, więc spotkaliśmy się na mieście jak skończyła pracę. Podobny temat - coś do zjedzenia i do mnie na chatę. Tutaj powtórka z rozrywki - szamka + konsumpcja nakręcania się przez kilka miesięcy. Żeby od razu zaznaczyć - na Panią Elę nie wydałem wiele, bo raz kupiłem obiad (i to jeszcze na dowóz), raz jakieś przekąski, a innego razu ona. Nie naciągała mnie na nic, ani ja też nie byłem jakiś skory do fundowania jej rzeczy. Trzeba przyznać, że po prostu za cośtam się lubiliśmy. Chciałem, żeby została na noc, ale mieszkała z rodzicami, którzy nie mieli o mnie pojęcia. Bądź co bądź - to muzułmanka i rypanko w apartamencie obcokrajowca to raczej nie droga do zbawienia. Po tych dwóch spotkaniach Ela się przeziębiła. Jej hiperaktywny tryb życia, niekoniecznie dużo jedzenia i do tego praca, sprawiały że wylądowała kilka razy u lekarza na kroplówki + uzupełnianie witamin. Musiałem sobie jakoś zorganizować te kilka kolejnych dni. Może nie wyszło to na złe, bo przez cały drugi tydzień w Indo miałem biegunki i bóle brzucha. Słyszałem o tym, że obcokrajowcy mają problemy żołądkowe, ale jadałem tak dziwne rzeczy w życiu, że to nie mogło być zwykłe zatrucie. Na pomoc przyszła moja koleżanka, nazwijmy ją Pani D., która nawet chciała ogarnąć mi jakąś receptę, ale skończyło się na lokalnym Stoperanie i kroplach żołądkowych. Do tropików wziąłem sporo leków z domu, ale wszystkie wybrałem. Do tego wolałem leczyć problemy zdrowotne lekami lokalnych. Pani Ela była tylko na czacie, więc trzeba było odezwać się do seksoholiczki Iwety. To chyba była środa wieczór, pisaliśmy i wspomniałem o swoich dolegliwościach. Dobra duszyczka szybko wysłała mi zdjęcia jakiś leków, które miałbym kupić w lokalnym sklepie. Skończyło się na tym, że przywiozła mi je o 23 i została na noc, żeby upewnić się że mój brzuszek, i nie tylko, mają się dobrze Rzecz o Pani Iwecie. Pani Iweta to pracownica banku z dobrym angielskim. Wizualnie to bardzo przyjemna i towarzyska babka. Taki dobry materiał na dziewczynę. Z tego co kojarzę, to preferowała obcokrajowców nad lokalsami. Coś mi jednak w niej nie do końca grało, jakby miała jakieś zaburzenia. Emocjonalnie potrafiła przejść ze skrajności w skrajność - od wielkiego doła do histerycznego śmiechu i to takiego, w którym jej oczy się nawet nie śmiały. W łóżku była bardzo mechaniczna (zero pasji) i do tego trudna do zaspokojenia, jakby nie miała żadnego limitu. Skończyliśmy, a ta dalej chciała się parzyć, a do tego zapytała czy jak w nocy się obudzi i będzie jej się chciało kolejny raz, to czy może mnie obudzić. Fajną rzeczą było to, że jej ciało w ogóle nie miało żadnych włosków. Mówiła, że nigdy nie musiała golić nóg czy muszelki i potwierdzam - wszystko było gładziutkie. Następnego dnia pojechaliśmy do miasta i muzeum. Ciężko było ogarnąć spacer z Iwetą i Elę na whatsappie, bo to taki nie mój styl - zwykle skupiam się na jednej kobiecie. Tego dnia czułem się jak gówno, bo wciąż leciałem do kibla co kilka godzin, a nawet burczenie w brzuchu wywoływało ból. Okazało się, że Iweta wzięła sobie tego dnia wolne i chciała go spędzić ze mną, więc potem ciągnęła mnie do jakiejś galerii handlowej na drugim końcu miasta, w której to był jej fryzjer. Miałem czekać 40 minut na to, aż obetną jej kudły. Zrobiłem chyba największy dick-move tego wyjazdu i jak ona weszła do fryzjera, to ja się zmyłem i napisałem jej, że nie czułem się najlepiej. Jak można się domyślić - to był początek końca naszej znajomości. Po czasie złapałem moralniaka, bo ona naprawdę była sympatyczna, do tego stawiała mi wszystko, nie tylko pałę. Dojechałem do domu i poszedłem w kimę. Piłem ogromne ilości soków i wody, jadłem jakieś suchary i leki. Nic nie przechodziło. Na wieczór widziałem się z Kingą, która chyba tej nocy została u mnie, bo było późno, a jej praca była bliżej ode mnie. Z Kingą miałem pełno okazji na konsumpcję naszej relacji. Nawet przed przyjazdem nieco się nakręcaliśmy, że pewnie na pierwszym spotkaniu pójdziemy na całość, jednak nasze pierwsze spotkanie było dosyć napięte, bo czekała w deszczu na to, aż skończę ruchać Iwetę . Kinga była fajna, niziutka, dusza towarzystwa. Pochodziła z jakiejś malutkiej wysepki i może przez to była taka...prawdziwa w tym wszystkim. Była nieco włochata i jej meszek na nogach mnie nieco odstraszył, poza tym traktowałem ją jak koleżankę. W sumie to do dzisiaj mamy kontakt. Iweta strzeliła zasłużonego focha, Ela...historia na kolejny wpis, ale podpowiem, że FBI przy niej to nic. Następnego dnia Kinga zabrała mnie na lokalny rynek, żebym kupił sobie lokalne koszule (batik). Warto iść z lokalsem, bo inaczej zdarli by ze mnie cały hajs. Za dwie fajne koszule wydałem nawet nie 100zł. Potem jakaś szamka i każdy w swoją stronę. Spotkaliśmy się jeszcze jeden raz, ostatniego dnia w Indonezji. W sumie ona była ostatnią osobą, którą spotkałem podczas tego wyjazdu. Nudziłem się i, pomimo mojego stanu zdrowia, chciałem gdzieś pojechać. Ela kupczyła dupą i nie chciała jechać tam, gdzie ja bym chciał. W zamian oferowała mi jakieś gówno-wyspy na północ od Jakarty. Temat olałem, bo to wyglądało jak instagramowe gówno, a ja chciałem eksplorować. Cały weekend spędziliśmy razem. Powiedziała rodzicom, że śpi u koleżanki, czy że gdzieś pojechała. Miałem to gdzieś, bo cieszyłem się na wspólne noce. To była solidna namiastka związku, bo czułem się jak z dziewczyną, pomimo, że oficjalnie nic między nami nie było. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy, po prostu cieszyliśmy się sobą. Poszliśmy na jakiś spacer i do muzeum. Potem jeszcze pomogła mi szukać lokalnych trunków na prezenty. Nastał dzień wyjazdu. Tego dnia chciałem zobaczyć się z Kingą i pochillować. Umówiliśmy się na wieczór. Odjebałem, bo napisałem 18:00, a potem pojebało mi się i myślałem, że mamy się spotkać o 19:00. Byłem w drodze do miejsca spotkania, gdy ona zrobiła mi aferę i powiedziała, że pierdoli taki temat. Wkurwiłem się niesamowicie, bo nie lubię się spóźniać i najzwyczajniej w świecie się zajebałem z godziną. No cóż, Kinga myślała, że znowu ją wystawiłem dla jakiejś dupy. Fakt - byłem wtedy z Elą, ale to tyle. Kinga jak każda kobieta - strzeliła focha, więc zostałem z Elą w galerii handlowej, zjedliśmy coś po czym mieliśmy się zawijać. Zamówiliśmy taksy. Ostatniego dnia nasz "relationship experience" dobiegał końca i było mi z tym nieco przykro, bo było mi z nią całkiem przyjemnie na stopniu uczuciowym. Była fajnie zaborcza i dostarczała mi emocji, których nie zaznałem od dawna. Ostatnie "do widzenia", zanim wsiadła na skuter było dosyć oschłe, nieco pretensjonalne, ale kij tam - wiedziałem, że jest humorzasta. Moja taksa już miała zajechać, po czym odezwała się Kinga, żebym na nią zaczekał. Anulowałem taksę i spotkaliśmy się po raz ostatni. Była bardzo ładnie umalowana i ubrana. Widać, że jej zależało na tym spotkaniu. Znałem ją ponad pół roku dłużej niż Elę czy Iwetę. Rozmawialiśmy godzinami o życiu i nawet po części zrobiło mi się jej szkoda. Dziewczyna z marzeniami o wyrwaniu się z kraju, do tego chciała w końcu mieć chłopaka. Znajdywała takich na short-term bez problemu, ale to nie jest to, co chciała najbardziej. Powrót, pakowanie i kolejna 25h podróż. PODSUMOWANIE: - Bardzo przystępny cenowo kraj, który chętnie bym odwiedził po raz kolejny, ale tym razem z zaplanowaną wyprawą na całe 14 dni. - Jedzenie OK, pogoda - bardzo wilgotny i gorący klimat - PRZEPIĘKNE kobiety - Wypocząłem + naładowałem się energią na kolejne kilka tygodni. Spędziłem całą 20-tkę w związkach (łącznie prawie 10 lat), więc nie szukałem LTR, a tym bardziej LDR, więc taki short z lokalnymi był świetny. PODSUMOWANIE KOSZTÓW: - BILETY LOTNICZE ok £780 - AIRBNB £250-260 - WYPRAWY ok. £200 Całe 12 dni zamknąłem w £1600. Poza noclegami i biletami - wliczam w to jedzenie, transport oraz pamiątki.
  19. Maciejos

    Indonezja 2023 cz. 2

    Oj tak. Pisałem wszystko na strzała i nawet nie sprawdzałem. Miało być tak jak napisałeś.
  20. Bo jesteś Emo, a Emo takich rzeczy nie robią... A tak na poważnie.... Znam temat z autopsji, bo byłem w podobnym wieku, kiedy doznałem twardego odłączania od matrixa, t.j. weryfikacja rodziny. Byłem w trudnej sytuacji, nawet bardzo trudnej, bo byłem w obcym kraju i nie miałem żadnych znajomych - tylko praca, dziewczyna i dom. Rodzina (nieudaczników) nie potrafiła mi w żaden sposób pomóc. Nawet wesprzeć. Poczułem się, jakbym był jedynym z tej całej rodziny, który by myślał nieco szerzej o życiu, niż tylko "spać, pracować, żreć". Takie kryzysy egzystencjalne nachodzą mnie dosyć często. Taki przepływ świadomości, że kiedyś w końcu zniknę z tego świata. Czasami chciałoby się być takim prostym organizmem z przeciętnym celem w życiu. Ewentualnie bez celu, ale też być na tyle pasywnym, żeby go nie szukać. Potem zacząłem sobie wmawiać, że to moja mocno przeciętna rodzina zapewniła mi taką egzystencjalną pustkę. Od pradziadków - prości robotnicy lub inni gówno-pracownicy. Zero hobby, zero pasji, zero zainteresowań. Jedyną osobą z jakimiś zainteresowaniami był mój dziadek, którego spotkałem z 10 razy w życiu. Kopnął w dupę moją babkę kilkadziesiąt lat wcześniej. Mój ojciec zamiast to jakoś pochłonąć, to wolał żyć jak typowy dzieciak w latach 70-tych z nieciekawego osiedla w małym mieście - podwórko, uciekanie ze szkoły i tak razem z innymi patusami. I właśnie ta myśl mnie powoli wyniszcza. Wyniszcza też moje kontakty z rodziną, które i tak wychodzą głównie ode mnie. Do babci trzeba zadzwonić, bo babcia to nie potrafi wykręcić numeru, żeby zapytać się czy i jak żyjesz. Stary kontaktuje się ze mną tylko wtedy, gdy czegoś potrzebuje, zwykle jakiejś porady/informacji. Matka to samo. Kijowe uczucie, gdy zamiast czuć się jak czyjeś dziecko - czyli mieć kogoś do wzorowania się na tej osobie, ewentualnie widzieć jakiś sens istnienia, to czujesz się jak mentor dla swoich rodziców. Tak jakbym tylko ja miał wyłączność na myślenie. Myślę, że w moim przypadku pomoże totalna odcinka od pozostałych członków rodziny. Taki emocjonalny detox. Przebywanie gdzieś daleko na świecie i odkrywanie samego siebie. Jakby nie patrzeć, podróże solo cieszą mnie najbardziej - to takie uczucie wolności i niezależności. To naprawdę interesujący temat, bo okraszony naszą polską kulturą przeciętności - sporo dzieci, które widzą świat nieco inaczej (szerzej) jest normalizowanych przez przeciętnych rodziców. Rodziny się nie wybiera, ale niestety nie zawsze można znaleźć w niej coś dobrego.
  21. Maciejos

    Indonezja 2023 cz. 2

    Dzień 4 Dzień w sumie nawet się nie zaczął, bo poprzedni nie miał końca. Jak wspomniałem w poprzedniej części - tej nocy nie było snu. Około północy podjechał po nas gościu od wycieczki na wulkan. Zebrali nas z całego Malang i zapakowali w Jeepy. W samym Malang, a potem w Yogyi widziałem Jeepów w jednym miejscu niż w całym swoim życiu w ogóle. Tak jakby jakaś armia wysyłała tam swoje szroty. W naszym Jeepie byliśmy ja, Kinga i jakaś para z Francji. Z początku była stypa, bo nikt nic nie gadał, ale podczas jednego czy dwóch stopów jakoś się zgadaliśmy. Kinga podjarana obcokrajowcami, więc w ogóle się ode mnie odłączyła, w sumie spoko - ja tam pojechałem na foty. Dojechaliśmy jakoś około 4-tej. W naszej grupie była też 4 osobowa rodzinka z Indonezji, całkiem młoda parka z 10 letnią córką i kilkuletnim waflochrupem. Na miejscu zatrzymaliśmy się w takiej "bazie", gdzie były płatne kible, coś ciepłego do picia i do jedzenia. Ostrzegali, że ma być zimno, nawet wynajmowali kurtki zimowe, ale ja - prawdziwy polak z mordą kartofla pojechał w termalnej na krótki i w bluzie. Było nieco chłodno, ale bez przesady. Taki letni, zimny poranek. Na punkcie widokowym dziesiątki ludzi. Każdy przepychał się o najlepsze miejsce. Jedni robili selfie, inni pozowali do zdjęć, jakiś gościu odpalił drona, a ja rozstawiony z aparatem i statywem. Słońce wzeszło, zaczęło się polowanie na kadry. Generalnie byłem podkurwiony, bo nie spodziewałem się tylu ludzi. Oczekiwałem jakiegoś wyluzowanego miejsca, a nie bezmyślnego tłumu. Wchodzili mi przed statyw, potem jakiś szczoch mi zaczął zasłaniać kadr ręką. Przesuwałem się z miejsca na miejsce i miała miejsce najgorsza odjebka tego wyjazdu. Ludzie ustawiali się nieco na uboczu, poza tym punktem widokowym. Tak też zrobiłem. Generalnie jestem bardzo uważny i patrzę gdzie stawiam kroki. Cyknąłem kilka fot, potem chciałem zrobić krok w bok i okazało się, że pod trawą nie ma gruntu. Za sobą usłyszałem tylko "OOOOOOOO" jak przy skoczkach-samobójcach. Padłem na brzuch i zacząłem jechać w dół. W lewej ręce statyw z dyndającym aparatem, prawą próbowałem się czegoś złapać, ale tylko wyrywałem kępki trawy. Na dodatek mój plecak foto przeleciał mi za głowę i jeszcze ciągnął mnie na dół. Myślę sobie, nie no. Zajebiście. 4-ty dzień na wyjeździe i przekręcę się w miarę młodo. Poglądowe foto, żeby zobaczyć jak było stromo. Rozpłaszczyłem się ile wlazło i przytuliłem do gleby. Zatrzymałem się po jakiś 2m. Jakiś dwóch typków zaczęło mnie ciągnąć za rękę (tę wolną). Ojebałem ich, bo inaczej przekoziołkowałbym przez ramię i poleciał dalej. Otrzepałem się i jakoś wspiąłem z powrotem. Nie będę ukrywał, że byłem tak na siebie wkurwiony, do tego czułem wstyd, bo "przyjechał białasek i prawie zleciał". Ręce pozdzierane, ciuchy upierdolone, aparat mokry od rosy. Co ciekawe, to wydarzenie skłoniło mnie do...zakupu drona. Kinga była przerażona, tak samo pilot wyjazdu, który już widział ogromny przypał dla jego firmy. Wyjazd generalnie spoko, jeździliśmy kordonem terenówek od punktu do punktu. Na sam wulkan nie właziłem, bo było w chuj pyłu, a chodzenie przypominało to na plaży. Dziani chińczycy i inne leniwe dupy płaciły za wwiezienie dupy konno. Poza tym na samym kraterze też było w pizdu osób, a ja wciąż miałem traumę po wydarzeniach sprzed kilku godzin. Ci "stajenni" to było fajne widowisko. Młodzi goście z zasłoniętymi twarzami, w googlach, zapierdalają na koniu. Madmax-pustynny nomad level max. +10 do zajebistości. Porobiłem trochę fot, wróciliśmy popołudniem. Oboje zjebani kimneliśmy przez trochę i poszliśmy szukać pralni. Pralni nie było, wróciliśmy na pokój i mieliśmy koleżeńską sprzeczkę. Ofuczyła się, że zamiast spędzać czas z koleżanką i sobie chillować, to siedzę w telefonie (z panią sportsmenką, nazwijmy ją "Ela"). Kinga kolejnego dnia miała wracać do Jakarty, a ja ruszyć pociągiem do Yogyakarty, bo tam miałem kolejny mini-trip. Odespaliśmy poprzednią noc i uderzyliśmy w miasto na jedzenie. Trafiliśmy na jakiś lokalny odpust, a potem do restauracji blisko naszego noclegu. Dla mnie klasycznie smażony ryż. Nie ma co tu więcej dodać z tego dnia. Dzień 5 Od rana pociąg do Yogyakarty. Chyba ok 6-7h. Przez 1-2h miałem puste miejsce, potem dosiadła się matka z nastoletnią córką i brzdącem. Córka siadła obok, robiła jakiś livestream na IG i przesuwała kamerę, żeby mnie odjęła. Kult białego to jednak wciąż coś. Potem wyjęła jakieś ciasto i mnie poczęstowała. Ah to dogadywanie się bez znajomości wspólnego języka. Ciasto to zielone słodkie coś z serem na wierzchu. Dosłownie ze startym serem jak do spaghetti. Dojechałem do Yogyakarty popołudniem. Plan był - ogarnąć szamę i przejść się po mieście + iść wcześnie spać. Ludzi w pizdu, szczególnie obcokrajowców, klimat jak w nadmorskiej miejscowości. Odczułem brak lokalnej psiapsi, bo każdy zaczepiał mnie co kilka kroków i oferował taksówkę lub jakieś inne gówno. Tego dnia było jakieś narodowe święto i zostałem dosłownie wypchnięty sprzed jakiegoś pałacu. Myślałem, że lokalni chcieli mi wcisnąć taksę czy innego tuktuka, a po prostu zawinęli mnie na bok, bo niby nie można było tamtędy przechodzić. W ogóle dziwna akcja. Znowu białasek w centrum uwagi 😕 Mój kapsułowy hotel był wygodny, acz zimny. Z resztą to tylko na sen, bo o 5 zbiórka na kolejny trip - kolejny wschód słońca i dwa kompleksy świątyń - Borobudur i Prambanan. Gdzieś pomiędzy niby trip pod kolejny wulkan, ale pogoda nie dopisała i gówno było widać. Tutaj już bez jakiś dłuższych opisów. Jedyne co mnie odpaliło, to gdy nasz kierowca zabierał nas do podstawionych restauracji z pojebanie drogim menu. Drogim jak na Indo. W pierwszym kompleksie trafiłem na menu w lokalnym języku, które miało zupełnie inne potrawy, a woda kosztowała 2x mniej. W drugiej restauracji ceny były równie pojebane. Wysłałem zdjęcie menu do Kingi, to skwitowała "drogo". Po zwiedzaniu miałem pociąg powrotny do Jakarty. Kolejne 6h w zimnym pociągu. Na dworcu przy odprawie biletowej zagadał do mnie jakiś nakręcony azjata-gej. W sumie śmieszna scenka. Typ zapytał skąd jestem, potem powiedział, że jego siostra była w Polsce i, że jest "miss international". Odpowiedziałem mu, żeby dał mi jej numer w takim razie, a jurny młodzieniec pomyślał, że chciałem numer do niego. Jego koleżanka zza biurka tylko podśmiechiwała się spod maski. W pociagu miałem obok siebie młodą ninja, której widać było tylko oczy i dłonie. Usnąłem pod kocykiem i byłem gotów na powrót do Jakarty. Przed odjazdem napisała, i w sumie też zadzwoniła, jeszcze inna pańcia. Nazwijmy ją Zuzanną. Z Zuzią się nie spotkałem. Były plany, ale ogarniała papiery do wyjazdu z kraju. Zuza robi na statkach wycieczkowych i za frajer zwiedza sobie trochę świata. Gorliwie wierząca, chyba katoliczka, utrzymuje w większości swoją rodzinę. W części 3 - tydzień w Jakarcie, Pani Ela, Pani Iweta, wpraszająca się na noc Kinga i podsumowanie kosztów.
  22. To chyba jest najlepszy temat Tajskiego. Do tego najważniejszy, bo ukazuje pewne destruktywne sytuacje. Tajski - jeśli w TAJLANDII laski się na Ciebie wypinają i nie masz matchy na głupim tinderze, a to jest bardzo, ale to bardzo złe. Obawiam się, że wpadniesz (o ile już nie wpadłeś) w jakąś melancholijną spiralę blackpillowca. Może pora solidnie ogarnąć ED i lookmaxx, bo w Japonii szybko zatęsknisz za Tajlandią. To totalnie inny klimat i inny dostęp do kobiet. Ponadto, jeśli Tajki robiły Ci mętlik w głowie przez nielogiczne zachowanie, to Japonki grają w szachy 4D i piszę to jako ktoś kto tam mieszkał, miał kontakt z Japończykami w różnym wieku i do tego był w związku z jedną. Bracia od lat Ci piszą co jest nie tak, ale temat postępuję, bo wydaje mi się, że będąc w dupie już zacząłeś się w niej urządzać. Może przed Japonią pomieszkaj trochę w PL? Ogarnij zdrowie i wtedy zrób wyjebkę.
  23. Maciejos

    Indonezja 2023 cz. 1

    Indonezję miałem już w planach w 2015-2016. Poznana kilka lat wcześniej Indonezyjka miała w planach ślub i pół żartem, pół serio zapraszała mnie na swój ślub. Miałem kasę i jakieś skryte pragnienie podróżowania, ale byłem na obczyźnie, nie miałem paszportu i do tego miałem spraną głowę polską witaminką. W 2022 zacząłem nieco intensywniej podróżować i pod koniec ów roku byłem nieco bardziej aktywny na apkach randkowych. Naturalnie - ustawiałem lokację w miejsce, które miałem odwiedzić, żeby zapoznać już sobie jakieś lokalne niewiasty, a potem po przylocie mieć co robić poza zwiedzaniem. Tak wyszło, że ustawiłem sobie jakieś egzotyczne lokacje, w tym właśnie Indonezję. Miałem dwa podejścia na Tinderze i za każdym razem byłem zaskoczony jak piękne kobiety tam mieszkają. Poznałem kilka pań, z którymi to potem pisałem w miarę regularnie; obie pracowały w biurach, z dobrym angielskim, zadbane. Jedna to sportowa świruska, a druga, jak się potem okazało, wiecznie niezaspokojona krejzolka. Dalszy trip był już w planach. Miała być Japonia, ale na około dwa tygodnie wychodziło nieco za drogo, poza tym - mieszkałem tam przez rok i widziałem większość rzeczy. Poleciałbym pół świata, żeby sobie przychillować i obkupić się w lokalnych sklepach. Tajlandia i Filipiny są daleko na mojej liście - tropikalne kraje z łatką burdelu, nie mój typ. Padło na Indonezję. Bilety zakupione w Lutym 2023, coś koło £780 w obie strony Qatarem z przesiadką w Doha (Katar). Koszty podsumuję na końcu. Wszystkie pańcie, z którymi pisałem - były podjarane, od razu było planowanie co tu robić. Jedna nawet urlop chciała brać, ale wjebałbym się tym samym na minę, bo wtedy wszystkie by się o sobie dowiedziały. Mój każdy trip musi spełniać kilka kryteriów: 1. Raczej z dala od mocno turystycznych miejscówek. 2. Próbowanie lokalnej szamy. 3. Spotykanie się z lokalnymi pięknościami. 4. W miarę bezpiecznie. Jako fotograf-amator również chciałem cośtam fajnego pstryknąć, więc byłem gotów tłuc się w busach dla fajnych kadrów. Dzień 0-1 Mój 12 trip rozpocząłem w Londynie na Heathrow. Nawet nie zdawałem sobie sprawy, że od momentu wyjścia z domu do wejścia do apartamentu w Jakarcie minie równo 25h. To nie był mój pierwszy lot w tamten rejon, więc zmiany czasu jakoś strawiłem, przesiadki były mocno mieszające w głowie. Wyleciałem z Londynu po 21, po 6h dotarłem do Kataru, gdzie miałem 2h na przesiadke i potem kolejny lot 9h prosto do stolicy Indonezji. Nie będę ukrywał, że przy przesiadkach miałem nieco zakrzywione poczucie czasu. Lądowanie w Jakarcie spoko, po wyjściu z lotniska - parówa nie z tej ziemii. Nie miałem internetu w komórce, jedynie zrzut ekranu z adresem. Dostałem cynk od mojej dobrej znajomej, żeby z lotniska brać tylko Bluebird taxi, bo jadą z licznikiem i to jest w miarę OK firma. Żałowałem, że nie ogarnąłem sobie numeru telefonu na lotnisku, bo jak się okazuje - jest z tym trochę jebania. Moja sympatia ogarnęła mi kartę SIM (niby zarejestrowaną), ale coś nie grało z moim telefonem, bo telefon nie był z lokalnego rynku, tylko z Europy. Do tego trzeba rejestrować numery z paszportem. Przepłaciłbym trochę, ale miałbym temat ogarnięty tego samego dnia. Apartament bardzo spoko. Moja sympatia zostawiła mi wspomnianą SIMkę w okolicach mojego apartamentu. Brzmi to nieco egzotycznie, ale za to jak praktycznie. Przed biurami/budynkami są stoliki na których dostawcy zostawiają Twoje zamówienia. Szama, sklep, cokolwiek. Potem wysyłają Ci fotkę, że towar dostarczony i narazie. Nikt niczego nie zajebie, bo po co? Byłem padnięty, więc po szybkim prysznicu i ustawieniu klimy przyszła pora na zasłużony sen. Miałem zaplanowany tylko pierwszy tydzień. Na instagramie jednej ze zmatchowanych dziewczyn znalazłem zajebistą miejscówke - Mt Bromo. Wulkany i malownicze widoki. Pomyślałem, że muszę tam pojechać i cyknąć podobne foto. Wypad zaplanowałem z inną kumpelą, która z początku mnie jakoś kręciła, ale potem wrzuciłem ją do worka "koleżanek nie do ruchania". Sama lubi podróżować i do tego nigdy tam nie była - świetnie. Ja ogarnąłem busa i nocleg, ona ogarnęła wycieczkę na ten wulkan. Już na etapie planowania doznałem dziwnego szoku, bo lokalsi płacą 10x mniej (!) za wejście do tego parku, w którym są wulkany. Podobno nawet to jakaś dyrektywa rządowa. No cóż - jest jak jest. To wciąż dosyć tanio dla podróżujących. Myślać o tym wszystkim padłem ze zmęczenia. Dzień 2 Tego dnia miałem po raz pierwszy spotkać się z poznaną 12 lat wcześniej koleżanką. Przyjechała po mnie i zawiozła do galerii, żebyśmy ogarnęli internet w telefonie. Potem szama, która była całkiem dobrą kuchnią z Bali. Po ogarnięciu neta stałem się niezależny od transportu. Jeszcze przed wylotem zainstalowałem GoJek, czyli połączenie Ubera, Uber Eatsa i Deliveroo. Wsiadłem do taksy i wróciłem do siebie. Moja sportowa świruska tego dnia miała jakiegoś focha, bo jej prosty kobiecy umysł (nie no, żartuję. Kocham kobiałki <3) postanowił skończyć wcześniej pracę i mi o tym nie powiedzieć. Spotkanie z nią miało się odbyć za kilka dni, po moim powrocie z mini-tripu. Z resztą na sam koniec tego dnia, moja "kumpela, której nie miałem w planach ruchać" miała przyjść z bagażami na wieczór. "Sporty spice" ofuczyła się, że wrzuciłem ją na dalszy plan. Bla, Bla. Jakieś pierdolety. Wkurwiłem się, testosteron mi podskoczył, a że na tamten moment nie ruchałem prawie prawie 2.5 roku, to napisałem do innej, tej seksoholiczki. Bez żadnych fochów, krótko i na temat: "O której kończysz?" "17" "Chcesz się spotkać?" "Ok, po 18 będę gotowa" "Ok daj adres" Zamówiłem takso-skuter i pojechałem w miasto. Nie było to jakoś daleko, ale kierowca sam nie wiedział gdzie to jest. Spotkanie przyjemne, zabrała mnie do jakiegoś rooftop-baru. Ona przechyliła jakiegoś drinka, ja zostałem przy softach. Przywiozłem jej jakąś duperelę od siebie. Mam sporą kolekcję perfum, więc zabrałem ze sobą jakiegoś niewypała. Ja nie używam, a ona się ucieszy, bo to unisex. Po barze spacerek. Z Panią seksoholiczką, nazwijmy ją "panią Iwetą", kręciliśmy trochę w wiadomościach. Doskonale wiedziała, że nie szukam dziewczyny, ale że też nie chciałbym ruchać pierwszej lepszej laski. Jak wszedł temat seksu to oj...to był strzał w dziesiątkę. Nakręcić pańcię na miłość w wiadomościach, a potem przeniesienie tego do pokoju to coś dla mnie nowego. Czułem, że Iweta się nieco przymilała, więc w nieco ustronnym miejscu po prostu przyciągnąłem ją do siebie i poszliśmy w ślinę. Potem już byliśmy w taksie do mnie. Gdzieś z tyłu głowy była ta sportsmenka, bo w sumie pociągała mnie bardziej, do tego jeszcze ta kumpela od wycieczki miała wpaść. No tego wieczoru już miałem "Och Karol Experience": Godzina 21: Wracamy z Iwetą do mnie, mieliśmy kłopot z taksą i zmarnowaliśmy na to z 30 minut. Hop na wyrko, "ojejku, co my robimy, nie wiem czy chcę, bo nie będziesz moim chłopakiem". Powiedziałem jej wprost, że oboje mieliśmy zbyt długą abstynencję (ona chyba była solo od prawie 2 lat), więc tu i teraz mamy dać upust. Godzina ok 22: Moja kumpela od wycieczki, nazwijmy ją Panią Kingą, wypisuje do mnie, że już jest na dole. Ja jeszcze jestem na golasa, dopiero co zdjąłem gumę, a ta dzwoni z fochami. Umawialiśmy się na ok 23. Iweta chce sobie pochillować w wyrku, poprzytulać się i w ogóle. Zaczyna się burzyć kto do mnie dzwoni. Mówię, że jest już późno, a ja muszę wstać o 4 na autobus. Zamawiam jej taksę i nieco pospieszam. Jak z mema "zapraszam wypierdalać". Daję buziaka w czółko i mówię, że spotkamy się jak wrócę. Spotykam Kingę, która już chciała wracać się na chatę i w ogóle pierdolić ten wyjazd. Powiedziałem jej, że odprawiłem inną laskę i że co to są za fochy. Wszystko jest dla ludzi. Dzień drugi muszę zaliczyć do udanych. Ciśnienie na ruchanie zeszło. Zjadłem coś lokalnego i ogarnąłem neta w telefonie, co było bardzo ważne. Dzień 3 Tutaj nie wydarzyło się zbyt wiele. Pojechaliśmy z Kingą na dworzec autokarowy. Bus z Jakarty do Malang planowo był o 7:00 i podróż miała trwać 11 godzin. Ostatecznie autobus wyruszył o 8, a podróż trwała prawie 14h. Zamiast dojechać na 18, to dojechaliśmy po 22. Autokar był przejebany. Kibel to była tragedia. Muszla klozetowa bez spłuczki, bo zamiast tego był jakiś zbiornik na wodę i wiaderko. Oczywiście jak rzucało autokarem, to cała ta woda była WSZĘDZIE, tylko nie w tym zbiorniku. W cenie biletu przekąski i obiad. Przekąski ok. Jakieś orzeszki, woda, ciastka i takie gotowe tosto/kanapki z nadzieniem w środku. Tu było z najochydniejszym czekoladopodobnym kremem, jaki tylko jadłem. Jakby wsypać cukier i kakao do kremu nivea. Obiad był nawet ok.... Nie no, był chujowy. Jakiś zawinięty w plastik arbuz, który oboje z Kingą olaliśmy, bo wyglądał jak gwarantowana sraka; do tego "kurczak", który był samymi kośćmi, ryż, jakaś sałatka i coś z tofu. To z tofu było zajebiste, tak samo jak i ryż. Cała reszta do kosza. Dojechaliśmy na wieczór, zjebani. Zbliżały się jakieś uroczystości religijne i od popołudnia do końca trasy w radiu leciał zapętlony utwór dance 'allah akbar'. Brzmiało to jak bollywood z najtańszą maszyną perkusyjną. Muszę przyznać, że wpadało w ucho, ale po 3h miałem dosyć. W planach było sporo snu, bo w nocy dnia 3-go nie mieliśmy spać. Zaplanowany był wypad na wschód słońca do Mt Bromo. Dotarliśmy do Malang, znaleźliśmy bankomat i poszliśmy szukać jakiegoś żarcia. Była prawie 23, a na uliczkach dalej ruch jak w ciągu dnia. Malang było fajną odskocznią od kilkudziesięcio milionowej Jakarty. Wyluzowani ludzie, śmiesznie tanie jedzenie - za obiad: 2x zupa, 2x danie, 2x napój zapłaciliśmy 45000IDR. Za prawie tyle samo to kupowałem jedno danie w restauracji w Yogyi.
  24. O kierwa. Takiego obrotu akcji to bym się nie spodziewał. Pierdol te Tajowo i wybierz Filipiny następnym razem, a najlepiej Indonezję.
  25. Są muzułmanie i są muzułmanie. Pewnie każda religia ma swój radykalny odłam, który wielkimi butami spycha jakiekolwiek inne prawo. W Indonezji są rejony z ultra radykałami, ale obcokrajowiec ze zdrowym rozsądkiem tam nie pojedzie. Poza tym to wiochy i dawne miasta kolonialne. Jakarta, Yogya, Bandung, Surabaya czy nawet Bali - taki Islam, że bez większej gimnastyki sobie ogarniesz alkohol, a od spotkania do konsumpcji relacji mija może godzina (na jedzenie i dojazd). Szansa, że trafisz na pańcię, która jest radykałem religijnym jest znikoma, bo przez jej radykalizm możesz nawet nie być w jakimś sąsiedztwie, a co dopiero w jej kręgu zainteresowań.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.